Czuję się gorsza. Nie zasługuję na dobroć, zainteresowanie, przyjaźń. Nie potrafię nawiązywać głębszych relacji z ludźmi. Gdy już otworzę się przed nimi bardzo szybko zaczynam tego żałować (nawet jeśli nie dali mi żadnego powodu do tego), wstydzić się i zwiększać dystans (mam jedną przyjaciółkę od kilkunastu lat, ale mam wrażenie, że nie zna mnie do końca, bo nawet przed nią nie potrafię być całkowicie otwarta)... Jestem chodzącym chłodem. I nigdy nie znajdę mężczyzny odpowiedniego dla siebie. Nie podobam się sobie kompletnie. Staram się ubierać ładnie (w swoim mniemaniu) i malować, ale wychodząc z domu pytam samą siebie "po co Ci to, skoro i tak jesteś brzydka?". Nigdy z nikim nie byłam, a od kiedy pamiętam chciałabym czuć wzajemną miłość i szacunek... Jestem bardzo słabo rozwinięta emocjonalnie. Od jakiegoś czasu znów nie mogę porządnie się wyspać. Czasami czuję ucisk w klatce piersiowej. Stresuje się wszystkim. Obwiniam, że nie jestem wystarczająco dobra dla znajomych. Obawiam się, że nie zaliczę tego semestru (choć w tamtym roku nie miałam ani jednej poprawki). Nienawidzę siebie za zazdrość, której nie mogę się pozbyć. Zazdrość związaną z jedną z najbliższych mi osób. Nie umiem tego zwalczyć i straciłam szacunek do samej siebie z tego powodu. Wracają do mnie myśli samobójcze (choć myślałam, że ten etap mam już za sobą...). Jest mi źle. Płaczę coraz częściej. Nie wiem co mi jest i boję się iść do psychologa. Są dwie opcje: a) powie mi, że jestem chora, b) powie mi, że wymyślam sobie problemy - nie wiem, która z tych dwóch opcji jest gorsza... Nawet nie wiem od czego miałabym zacząć moją historię...