Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio znów mam sny tekstowe. Nic nie pamiętam, wiem że byl. Słyszę wtedy treść snu, wrażenie że czasem widzę coś ale nie wiem co to. 

Budzę się trochę zmęczona, chyba okres idzie lub kolejne załamanie. 

Myślę że to okres, bo czuję fale drgania. A kalendarz wskazuję że to dziś lub jutro. 

 

Nadchodzi choroba. 

Daj Boże by nie bolało ;*

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życzę Ci, chuju złamany, wszystkiego najgorszego za to, że obrzydzasz mi samą swoją obecnością pracę, którą kocham i miejsce, które było moim drugim domem. Żałuję, że nie mogę Ci tego wykrzyczeć prosto w twarz.

Edytowane przez karanfil

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co mi jest. 

Czemu nikt nie wie. 

Może znów pójdę do psychiatry, może innego. Nie wiem już, martwię się że po prostu stwierdza że udaje. Czasem mam wrażenie że faktycznie wyolbrzymiam, może czas się zabić. 

Wszystko przytłacza, coraz ciężej oddychać i nie wiem co mi jest nadal. Wszędzie tylko przypuszczenia. 

Chce fakty, nic więcej. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, needsomesleep napisał:

Nie wiem co mi jest. 

Czemu nikt nie wie. 

Może znów pójdę do psychiatry, może innego. Nie wiem już, martwię się że po prostu stwierdza że udaje. Czasem mam wrażenie że faktycznie wyolbrzymiam, może czas się zabić. 

Wszystko przytłacza, coraz ciężej oddychać i nie wiem co mi jest nadal. Wszędzie tylko przypuszczenia. 

Chce fakty, nic więcej. 

 

Przy bardzo silnym lęku/stresie występują czasem duszności. Chyba, że u Ciebie to występuje nawet przy lepszym samopoczuciu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Muirden napisał:

Przy bardzo silnym lęku/stresie występują czasem duszności. Chyba, że u Ciebie to występuje nawet przy lepszym samopoczuciu?

Wiem..  Ale to nie to. To nie te duszności z lęku. Nie boję się, po prostu czuję ciężar jakiś pewnie tylko wrażenie somatyczne, ociezalosc ciała że muszę oddychać sama czasem bo już odmawiaja płuca ruszania się. Choć ok, może i lepiej ułatwić to jako duszność egzsytencjonalną. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam smutek, złość i żal. Jest mi przykro a grupa nie akceptuje tego i starają się umieścić mnie w pozycji winowajcy.

Czekam na wypłatę jak na zmilowanie Pańskie bo bez koronki nie chce mi się szyć spódnicy bo wolałabym zrobić wszystko od razu. To taka wada moja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, bezniczego napisał:

Chciałabym odejść, ale za bardzo kocham Męża. Nie chcę jego cierpienia. Tak bardzo kocham jak się śmieje. Boli mnie serce, że nie daję mu szczęścia.

minie ci chęc odejścia, jesli wszystko miedzy wami dobrze ajesli nie to i tak ci minie zawsze wszystko mija takie zycie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, też mam ostatnio masę problemów ze zdrowiem. Lęki dominują, jak to w nerwicy. To życie, wolałabym już mieć jakąś konkretną chorobę natury czysto fizycznej. Ludzie nie rozumieją. Choroba jest poważna jak brak "ci nogi, ręki" czy coś jeszcze, a nerwica...to nic-tylko nerwica. Ale to nieprawda. Jest tak samo poważna, ciężka -jak inne choroby. Pozdro...dla was.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Lilith napisał:

Cześć Asiu! Dawno Cię nie czytałam. Co u Ciebie słychać? Zniknęłaś na całą masę czasu. Jak się czujesz?

Dano mnie nie było. Róznie raz lepiej raz gorzej ,ale ogólnie bywało gorzej, więc nie ejst źle. Stęskniłam sie za wami i postanowiłam zobaczyc co słychac i jak sobie w końcu bede radzic z ta  szata graficzna, nawet  sie odnajduje w niej. A co tam u ciebie moze wpadniesz do mnie  kiedys  na dzień czy dwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Lilith napisał:

Cześć Asiu! Dawno Cię nie czytałam. Co u Ciebie słychać? Zniknęłaś na całą masę czasu. Jak się czujesz?

Dano mnie nie było. Róznie raz lepiej raz gorzej ,ale ogólnie bywało gorzej, więc nie ejst źle. Stęskniłam sie za wami i postanowiłam zobaczyc co słychac i jak sobie w końcu bede radzic z ta  szata graficzna, nawet  sie odnajduje w niej. A co tam u ciebie moze wpadniesz do mnie  kiedys  na dzień czy dwa?

Troche byłam za granica w pracy a jak przyjechałam to chciałam jakos  byc poza wszystkim i sie wyciszyć od ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja musze dzis gdzies sie wyzalic. Moja znajoma umiera w szpitalu, byc moze juz nie zyje. "Znajoma" to zreszta nie do konca dobre okreslenie. Poznalam ja ok 3 lata temu, najpierw pracowalysmy razem, a potem kiedy zdiagnozowano u niej raka, objelam ja moim programem charytatywnym, bo ona nie zna tutejszego jezyka a jednak jest sporo spraw do ogarniecia przy leczeniu onkologicznym. Pomagalam jej przede wszystkim w sprawach praktycznych, tlumaczenia, telefony do szpitali, sprawy urzedowe, czasem wozilam ja na chemie itd, ale zawsze mialam wrazenie, ze to nie tylko taka pomoc byla jej potrzebna. Jako osoba chora (na raka i depresje spowodowana rakiem), ona raczej potrzebowala towarzystwa, wpadniecia do niej na kawe itd, szczegolnie ze zostala tu, zamiast wracac do Polski i do rodziny tylko dlatego, ze w Polsce nie widzieli mozliwosci leczenia jej. Tu owszem, dostala leczenie na swiatowym poziomie, ale siedziala tez duzo sama w domu. Ja niestety jestem pod ogromna presja az do maja, kiedy pozamykam pewne projekty i nie mialam dla niej tyle czasu, ile chcialabym miec. Od pewnego czasu planowalam, zeby wyrwac ja z domu na cos niemeczacego, jakis koncert, czy warsztaty kreatywne. Myslalam, ze mamy czas. Wiedzialam, ze ona sie nie wyleczy, ale lekarze raczej przedstawiali to tak, ze przy odpowiednim leczeniu choroba bedzie postepowac powoli, raz bedzie lepiej, raz gorzej, ale ma szanse zyc jeszcze pare lat i to w miare normalnie. Na dodatek wlasnie oczekiwala pierwszego wnuka. W piatek zadzwonili do mnie ze szpitala, ze trafila do nich i stan szybko przeszedl w krytyczny z powodu infekcji. Prawdopodobnie system odpornosciowy oslabiony chemia nie dzialal jak nalezy i z tego, co zrozumialam, chodzilo o sepse. Nie zdazylam zabrac jej na zaden koncert, ani wypic z nia kawy. Nie zdazylam jej powiedziec, ze jest bardzo dobra, cierpliwa, dzielna. Nie zdazylam nawet sie pozegnac. Dostalam pozwolenie i od rodziny i od lekarzy by pojechac do szpitala, ale ona byla bez kontaktu a wtedy byla jeszcze minimnalna szansa, ze sie wyleczy wiec nie chcialam tam wchodzic z dodatkowymi bakteriami do osoby, ktorej system odpornosciowy juz praktycznie nie funkcjonuje. Nie wiem w sumie, po co Wam to pisze. Mam nadzieje, ze nie poczujecie sie przez to gorzej. Ale aktualnie mam jakies takie pretensje do losu. Dlaczego jest tak, ze jedni sa zdrowi fizycznie, ale nie chca zyc? A inni chca zyc, ale umieraja przez chorobe? Dlaczego jest tak, ze jedni nie moga miec dzieci choc bardzo chca, a inni maja dzieci, ale nie chca ich i je krzywdza? Oczywiscie nie oczekuje odpowiedzi na te pytania, tak po prostu jest. Ale czasami ta niesprawiedliwosc wyjatkowo mnie uwiera. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, minou napisał:

Ja musze dzis gdzies sie wyzalic. Moja znajoma umiera w szpitalu, byc moze juz nie zyje. "Znajoma" to zreszta nie do konca dobre okreslenie. Poznalam ja ok 3 lata temu, najpierw pracowalysmy razem, a potem kiedy zdiagnozowano u niej raka, objelam ja moim programem charytatywnym, bo ona nie zna tutejszego jezyka a jednak jest sporo spraw do ogarniecia przy leczeniu onkologicznym. Pomagalam jej przede wszystkim w sprawach praktycznych, tlumaczenia, telefony do szpitali, sprawy urzedowe, czasem wozilam ja na chemie itd, ale zawsze mialam wrazenie, ze to nie tylko taka pomoc byla jej potrzebna. Jako osoba chora (na raka i depresje spowodowana rakiem), ona raczej potrzebowala towarzystwa, wpadniecia do niej na kawe itd, szczegolnie ze zostala tu, zamiast wracac do Polski i do rodziny tylko dlatego, ze w Polsce nie widzieli mozliwosci leczenia jej. Tu owszem, dostala leczenie na swiatowym poziomie, ale siedziala tez duzo sama w domu. Ja niestety jestem pod ogromna presja az do maja, kiedy pozamykam pewne projekty i nie mialam dla niej tyle czasu, ile chcialabym miec. Od pewnego czasu planowalam, zeby wyrwac ja z domu na cos niemeczacego, jakis koncert, czy warsztaty kreatywne. Myslalam, ze mamy czas. Wiedzialam, ze ona sie nie wyleczy, ale lekarze raczej przedstawiali to tak, ze przy odpowiednim leczeniu choroba bedzie postepowac powoli, raz bedzie lepiej, raz gorzej, ale ma szanse zyc jeszcze pare lat i to w miare normalnie. Na dodatek wlasnie oczekiwala pierwszego wnuka. W piatek zadzwonili do mnie ze szpitala, ze trafila do nich i stan szybko przeszedl w krytyczny z powodu infekcji. Prawdopodobnie system odpornosciowy oslabiony chemia nie dzialal jak nalezy i z tego, co zrozumialam, chodzilo o sepse. Nie zdazylam zabrac jej na zaden koncert, ani wypic z nia kawy. Nie zdazylam jej powiedziec, ze jest bardzo dobra, cierpliwa, dzielna. Nie zdazylam nawet sie pozegnac. Dostalam pozwolenie i od rodziny i od lekarzy by pojechac do szpitala, ale ona byla bez kontaktu a wtedy byla jeszcze minimnalna szansa, ze sie wyleczy wiec nie chcialam tam wchodzic z dodatkowymi bakteriami do osoby, ktorej system odpornosciowy juz praktycznie nie funkcjonuje. Nie wiem w sumie, po co Wam to pisze. Mam nadzieje, ze nie poczujecie sie przez to gorzej. Ale aktualnie mam jakies takie pretensje do losu. Dlaczego jest tak, ze jedni sa zdrowi fizycznie, ale nie chca zyc? A inni chca zyc, ale umieraja przez chorobe? Dlaczego jest tak, ze jedni nie moga miec dzieci choc bardzo chca, a inni maja dzieci, ale nie chca ich i je krzywdza? Oczywiscie nie oczekuje odpowiedzi na te pytania, tak po prostu jest. Ale czasami ta niesprawiedliwosc wyjatkowo mnie uwiera. 

To bardzo smutne, współczuję. Zgadzam sie, ta niesprawiedliwość jest dziwna i okropna. Mimo to chyba już taki bieg życia, trzeba to przetrawic i ułożyć w głowie, w życiu. Bądź dzielna, nie się co obwiniac. Zrobiłaś tyle ile mogłaś, dobro nie zawsze polega na tym by stracić siebie dla kogoś. Myślę że każdy miałby te dylematy i rozważania, to dość ludzkie, empatyczne. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja się pożale, póki żyje. 

 

Wrażenie że wkrótce umrę posiadam. 

A czemu? 

Obawa że coś mam w głowie ale logicznie prawdopodobnie nic.

Skad obawa? 

Kilka dni temu miałam atak migreny dość nieprzyjemny, od maja nie było takiego ;c. Oczywiście tabletka na ból, dzień z życia wycięty. I ból fizyczny plus psychiczny razem to taka mordęga. Tak mi przykro jak tylko pomyślę że ktoś na coś faktycznie choruje fizycznie bolesnego ciągle  i ma depresję to nie jest do wytrzymania... Jak migrena daje w kość to co z resztą. 

 

Miałam przy tym jak zawsze, mdłości silniejsze niż zazwyczaj prawie rzygnelam ale jakoś cbd jest przeciwwymiotne więc się udało nie rzygać. 

Rozwolnienie, ból brzucha, dreszcze, raz zimno raz normalnie a raz gorąco. 

Zmęczenie, w sumie ból przebija deczko.. Zawsze jest taki ujmując, id oczodol do czubka głowy, i tak samo w dół jakby mi ktoś tam coś włożył. Rozwija się pół nagle, bo najpierw zastuka brzytwa po mózgu kilka razy a potem już czuję napor, jakieś ciśnienie w głowie i zaczyna mdlic i boleć... I inne rzeczy. Przy okazji ciśnie na mocz co 20 minut. 

 

Mam dość takich stanów, to jest jakieś dziwne. I typowo oczywiście razi mnie światło każde, i dźwięki. Spokój cisza, ciemność, pomaga. 

 

Było mi przez ten stan bardzo smutno, znów dostrzegam że nie do końca doceniam życie. I płakałam z wdzięczności z bólu fizycznego i psychicznego, z bezradności, z radości. 

 

Byłam kulka emocji oboloałych.

 

Na ratunek trochę (bo on nie wie xd) przyszedł znajomy, spotkaliśmy się, to w sumie pierwsze spotkanie po zapoznaniu się. Dodałam sobie sporo stresu, ale już nie żałuję. Naprawdę dało mi to sporo radości, adrenaliny, spokoju, i zrozumienia. Aż dziwne. 

 

Wczoraj był miły dzień, mimo to płakałam potem w domu bo niektóre momenty były takie nierealne acz fajne, jakiś film? Nie wiem co mi się dzieje. 

Pomyślałam nawet ze chyba chce spotkać się drugi raz. Tylko się bardzo boję, i siebie i jego i życia. 

 

No ale nic na siłę. Nic. 

 

Plusem mega było to że wcale się nie kleil do mnie xd ale to ulga, boże Thanks. Bałam się że skończę spotkanie szybciej niż planuje xd bo faktycznie pisało się nam b. Dobrze. 

 

Zapewne coś spierdole, mój dół zbyt duży, moja depresja, jakieś wieczne problemy.. 

 

Jestem w takim samym złym stopniu jak i w dobrym, materiałem na dziewczynę. Jestem źle dobra, dobrze zła, dobra, zła, neutralna. 

 

Ciężkie te życie, te wszystkie wybory, i uczucia, czasem jest rollecoaster. Raz fajnie, raz dno. Fajne trwają krótko ale mogę przywolywac... 

 

A teraz czuję smutek, znów mam ochotę płakać bo czuję że się obawiam o atak migreny z czym się wiąże załamanie ekspresowe ;( i wszystko... Jakbym umierała, czy kij go wie, no ja wiem nie umrę xd. Ale gdy ma się załamanie to rozsądek prawie zanika.. 

 

Pojde na siłownię, może tam ktoś mi zapoda motywacji o0 poza tym szkoda zmarnować karnet skoro kupiłam. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, needsomesleep napisał:

No to ja się pożale, póki żyje. 

 

Wrażenie że wkrótce umrę posiadam. 

A czemu? 

Obawa że coś mam w głowie ale logicznie prawdopodobnie nic.

Skad obawa? 

Kilka dni temu miałam atak migreny dość nieprzyjemny, od maja nie było takiego ;c. Oczywiście tabletka na ból, dzień z życia wycięty. I ból fizyczny plus psychiczny razem to taka mordęga. Tak mi przykro jak tylko pomyślę że ktoś na coś faktycznie choruje fizycznie bolesnego ciągle  i ma depresję to nie jest do wytrzymania... Jak migrena daje w kość to co z resztą. 

 

Miałam przy tym jak zawsze, mdłości silniejsze niż zazwyczaj prawie rzygnelam ale jakoś cbd jest przeciwwymiotne więc się udało nie rzygać. 

Rozwolnienie, ból brzucha, dreszcze, raz zimno raz normalnie a raz gorąco. 

Zmęczenie, w sumie ból przebija deczko.. Zawsze jest taki ujmując, id oczodol do czubka głowy, i tak samo w dół jakby mi ktoś tam coś włożył. Rozwija się pół nagle, bo najpierw zastuka brzytwa po mózgu kilka razy a potem już czuję napor, jakieś ciśnienie w głowie i zaczyna mdlic i boleć... I inne rzeczy. Przy okazji ciśnie na mocz co 20 minut. 

 

Mam dość takich stanów, to jest jakieś dziwne. I typowo oczywiście razi mnie światło każde, i dźwięki. Spokój cisza, ciemność, pomaga. 

 

Było mi przez ten stan bardzo smutno, znów dostrzegam że nie do końca doceniam życie. I płakałam z wdzięczności z bólu fizycznego i psychicznego, z bezradności, z radości. 

 

Byłam kulka emocji oboloałych.

 

Na ratunek trochę (bo on nie wie xd) przyszedł znajomy, spotkaliśmy się, to w sumie pierwsze spotkanie po zapoznaniu się. Dodałam sobie sporo stresu, ale już nie żałuję. Naprawdę dało mi to sporo radości, adrenaliny, spokoju, i zrozumienia. Aż dziwne. 

 

Wczoraj był miły dzień, mimo to płakałam potem w domu bo niektóre momenty były takie nierealne acz fajne, jakiś film? Nie wiem co mi się dzieje. 

Pomyślałam nawet ze chyba chce spotkać się drugi raz. Tylko się bardzo boję, i siebie i jego i życia. 

 

No ale nic na siłę. Nic. 

 

Plusem mega było to że wcale się nie kleil do mnie xd ale to ulga, boże Thanks. Bałam się że skończę spotkanie szybciej niż planuje xd bo faktycznie pisało się nam b. Dobrze. 

 

Zapewne coś spierdole, mój dół zbyt duży, moja depresja, jakieś wieczne problemy.. 

 

Jestem w takim samym złym stopniu jak i w dobrym, materiałem na dziewczynę. Jestem źle dobra, dobrze zła, dobra, zła, neutralna. 

 

Ciężkie te życie, te wszystkie wybory, i uczucia, czasem jest rollecoaster. Raz fajnie, raz dno. Fajne trwają krótko ale mogę przywolywac... 

 

A teraz czuję smutek, znów mam ochotę płakać bo czuję że się obawiam o atak migreny z czym się wiąże załamanie ekspresowe ;( i wszystko... Jakbym umierała, czy kij go wie, no ja wiem nie umrę xd. Ale gdy ma się załamanie to rozsądek prawie zanika.. 

 

Pojde na siłownię, może tam ktoś mi zapoda motywacji o0 poza tym szkoda zmarnować karnet skoro kupiłam. 

 

A sprawdzałaś czy nie masz jakichś nietolerancji/alergii pokarmowych? Nie mówię, że to jedyny powód złego samopoczucia, ale jeśli cierisz na silne migreny/bóle głowy/kłopoty jelitowe to być może "dokładasz" sobie dodatkowe cierpienie jakimś pokarmem na ktory źle reagujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×