Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Oj długo. Przede wszystkim bardzo długo nienawidziłam siebie i to się odbijało na moich wszelakich relacjach. Między innymi dlatego nie mam teraz znajomych ani przyjaciół. No i przede wszystkim panicznie potrzebowałam mieć wokół siebie ludzi, dużo ludzi, i to ludzi, którzy mnie musieli koniecznie lubić i akceptować, bo inaczej biczowałam samą siebie nienawidząc się jeszcze bardziej. No i oczywiście rezygnowałam z całego mnóstwa rzeczy i części siebie żeby tylko ci ludzie chcieli ze mną przebywać i mnie akceptowali. Dzisiaj się z tego śmieje, ale taką drogę musiałam przejść, żeby mieć gdzieś, że mnie ktoś nie akceptuje. Nikt mnie nie musi lubić, ważne, że ja lubię siebie. Progressive, terapia. Tylko to może Ci pomóc zrozumieć i polubić siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w sumie też się z tym pogodziłem. Choć czasem dostaję propozycję wyjścia gdzieś to jak na razie nie są nawet moi znajomi tylko obcy ludzie i nie wiadomo co z tego będzie jaki będzie finał. Co do związków 6 lat to wystarczająco by się odechciało do końca życia więc sprawa zamknięta. Jedyne co mi nie pasuję to chęć i brak możliwości zmiany samego siebie. Czekam na tak oczekiwaną terapię już od sierpnia tamtego roku i nadal nie mogę się doczekać. Poza tym ok i jakoś mam okazję na zmianę choć po części mojego życia(Części materialnej)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

długo zajęło Ci zaakceptowanie samej siebie i czucie sie dobrze we własnej skórze, nawet jesli miałoby to sie wiązać z samotnością ?

U mnie po 2,5 roku dopiero około dotarło (częściowo),że to jak żyje,owszem może w oczach paru osób czyni mnie śmieciem,ale to ich problem jak to widzą,nie mój...

Co nie znaczy że problem z samooceną został rozwiązany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj długo. Przede wszystkim bardzo długo nienawidziłam siebie i to się odbijało na moich wszelakich relacjach. Między innymi dlatego nie mam teraz znajomych ani przyjaciół. No i przede wszystkim panicznie potrzebowałam mieć wokół siebie ludzi, dużo ludzi, i to ludzi, którzy mnie musieli koniecznie lubić i akceptować, bo inaczej biczowałam samą siebie nienawidząc się jeszcze bardziej. No i oczywiście rezygnowałam z całego mnóstwa rzeczy i części siebie żeby tylko ci ludzie chcieli ze mną przebywać i mnie akceptowali. Dzisiaj się z tego śmieje, ale taką drogę musiałam przejść, żeby mieć gdzieś, że mnie ktoś nie akceptuje. Nikt mnie nie musi lubić, ważne, że ja lubię siebie. Progressive, terapia. Tylko to może Ci pomóc zrozumieć i polubić siebie :)

Chyba właśnie w tym problem, trudno znieść siebie samą. Ogólnie to podziwiam ludzi, którzy potrafią samotnie żyć, znają swoją wartość, są niezależni itp.

Ale nadal uważam, że są sytuacje szczególne, kiedy sami sobie nie poradzimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba właśnie w tym problem, trudno znieść siebie samą. Ogólnie to podziwiam ludzi, którzy potrafią samotnie żyć, znają swoją wartość, są niezależni itp.

Ja też podziwiam takich ludzi i może im nawet zazdroszczę tej kreatywności i energii. Pamiętam siebie na najwyższych obrotach i wtedy udało mi się dużo osiągnąć, ale według lekarzy to była hipomania. Teraz nie sięgam sobie do pięt w tamtych czasach. Jestem zły na samego siebie, a z drugiej strony próbuję siebie zrozumieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swoją samotność zabijam słuchając muzyki, inaczej bym chyba zwariował, żona ciągle patrzy na mnie z pod czoła, bo nic nie robię, jest to bardzo irytujące, zwłaszcza że czuję się bezradny w obecnym stanie. Gnębi mnie uczucie że jestem nieurzyteczny i do niczego nie zdolny, fizycznie nic mi nie brakuje lecz psychicznie jestem w stanie nicości, pustki i osamotnienia, nie potrafię żyć w zgodzie ze swoim ja, ciągle mam coś do życzenia od samego siebie. Brakuje mi umiejętności radzenia sobie z chorobą, powinienem z nią współżyć, pogodzić się z tym że już nie będzie inaczej, zwłaszcza że leczę się już tyle lat i jakoś nie potrafię, ciągle oczekuję od siebie żeczy niemożliwych. Takie katowanie siebie jest bardzo wyczerpujące, a mnie strasznie brak energii i chęci do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jesteś sama masz siebie i badż dla siebie dobra,troszcz się o siebie i pokochaj ...masz tu ludzi na forum którzy w jakimś stopniu Ci staraja się pomóc.

 

Staram się być dla siebie dobra, choć dręczy mnie poczucie winy i niespełnienia, jak pewnie wielu znerwicowanych ludzi. Odczuwam emocjonalną ulgę, że przynajmniej na swoich blogach i na tym forum mogę się w jakimś stopniu wyżalić, bo bez tego byłoby mi dużo ciężej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to jesteś introwertyczką czy nie? Bo z tego co wiem introwertycy czerpią największą satysfakcję właśnie z bycia samotnikiem i swoją samotność pragną celebrować, odpoczywają w samotności i poniekąd są emocjonalnie samowystarczalni.

 

hehe, bardziej jestem neurotyczką niż introwertyczką. Introwertyczka to tak dla zmyły. Poza tym każdy ma jakieś granice wytrzymywalnej samotności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Umiejętność życia wśród ludzi, tego mi brakuje, jestem typowym samotnikiem, nie wiem jak mi się udało założyć rodzinę i mieć dzieci, to wszystko chyba z Bożą pomocą, bo objawy ChADu rozpoznaję już w dzieciństwie. Zawsze rużniłem się od pozostałych czterech starszych braci, byłem wystraszony, wszystkiego się bałem nawet bajek, byłem lękającym się cienia od lampy dzieckiem. Dzisiaj jest podobnie, tyle że moje lęki wyrastają na innej bazie, problemy życiowe, zdrowotne, finansowe itd. Jestem zagubiony nie wiem co ze mną będzie, czy będzie lepiej? Narazie czuję się źle, nawet moje zainteresowania poszły w odstawkę, a co dopiero mówić o jakieś pracy, a poza tym lekarstwa które zażywam zabużają moje zdolności psychoruchowe, które są potrzebne w każdej pracy nie tylko na maszynach, czy jazdy samochodem, w zeszłym roku miałem stłuczkę z tego powodu. Wydaje mi się, że to ja się muszę czuć pewnie, muszę być przyzwyczajony do leków przez dłuższy czas, muszę czuć że leki mnie nie spowalniają, a narazie tak niejest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszech ogarniająca samotność mnie trzyma, przez nią nie potrafię zmienić swojego myślenia, że moi najbliżsi mnie nie rozumieją i próbują nażucić mi swoją wersję. Wczoraj znowu sprzczka z żoną na mój temat, że nic nie robię, żebym wyszedł na dwór, żebym się wziął w garść itd itp, a ja w ogóle nie mam na to ochoty, nawet się zmusić mam problem, no ale cóż żona tego nie rozumie. Wynikająca z tego samotność powoduje że się wyłączam z otoczenia, przestaję się odzywać i słucham muzyki lub oglądam jakiś film. Żona już nie raz powiedziała mi że jestem leniem, a przecież ja w swoim życiu tyle zrobiłem, ale dla niej się nie liczy to że jestem chory i to że pewnych żeczy nie potrafię. No cóż może się to kiedyś zmieni nie wiem, jakoś w to nie wierzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, to jest chyba ten moment kiedy lepiej by było gdyby tych "bliskich" nie bylo. Jak są to łudzimy się że nas pociesza, czy wespra. To jeszcze gorsze

właśnie tą metodę stosuję kiedy ktoś mnie gdzieś zaprosi.nie narażam sie na odrzucenie.niech inni "uczą się fruwać skacząc oknem"ile razy sie połamią i trafią do szpitala tyle twojej refleksji będzie.nie łażę z wędką po saharze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiem jak zacząć. Muszę wyrzucić z siebie ten smutek, który przychodzi ostatnio praktycznie z każdym weekendem. Cały tydzień marzę o weekendowym odpoczynku po pracy, po czym w sobotę (choć czasem już w piątek wieczorem) przypominam sobie jakie te weekendy są straszne; jak trudno jest mi się do czegokolwiek zmobilizować; jak nie widzę w tym sensu. Czasem pomaga książka - czytam, żeby nie myśleć, nie wpadać w w bezsensowne wyobrażanie sobie "co by było, gdyby...", "a jak to było kiedyś z X....". Takie myślenie jest naprawdę wyniszczające i dołujące. Wiem, ze terapia, leki (velafax) i przede wszystkim duża praca nad sobą bardzo mi pomogły, ale przychodzą takie dni (takie jak dzisiaj), gdy mam wrażenie, ze to wszystko co już udało mi się osiągnąć gdzieś uleciało. i co gorsza wiem, ze bierze się to z mojej samotności. Jest sobota wieczór, obdzwoniłam wszystkich znajomych, rodzeństwo (pochodzę z rodziny wielodzietnej) i nie mam z kim się spotkać. Nie mam kogo wysłuchać, komu się zwierzyć. Dodatkowo dobija mnie fakt, że siedzę w domu z rodzicami, którzy widzą jak kolejny weekend spędzam sama.

Powoli dociera do mnie myśl, że będę osobą samotną, nie liczę na to, ze kogokolwiek sobie znajdę. Co mnie cieszy - przestaję mieć nadzieję. Nie potrafię się niestety jeszcze pogodzić z emocjami, które temu towarzyszą. Chciałabym, żeby mi to zobojętniało, żeby doszło do tego, ze samotność nie stopuje minie przed jakimkolwiek działaniem i podejmowaniem jakiś działań. Na razie niestety mi to nie wychodzi. Jestem z rodziny wielodzietnej, w której zawsze ktoś obok mnie był, jestem przyzwyczajona do obecności drugiej osoby (ale nie chłopaka czy partnera, z tym wiecznie miałam problem, bo nigdy nie miałam powodzenia). Przeraża mnie brak ten stan, gdy nikogo obok nie ma, naprawdę bardzo bym chciała kogoś poznać. Jest mi naprawdę bardzo smutno i źle. Czuję, że znowu z czymś przegrywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różne są sytuacje w których ludzie czują się samotni, ja czuję się samotny ponieważ nie mam nikogo bliskiego z którym mógłbym porozmawiać o moich problemach i tych związanych z chorobą jak i tych związanych z normalnym życiem. Odczuwam że moi bliscy inaczej to wszystko rozumieją niż powinni, nie biorą pod uwagę wszystkich aspektów związanych z moją chorobą, nie mają pojęcia jak bardzo ich zachowanie i relacje ze mną mają mają wpływ na moje samopoczucie. Myślę że gdyby rodzina mnie lepiej rozumiała tym samym przez to mnie pomagając, to i moje okresy depresji byłyby krótsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×