Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Szacun,że cieszysz się codziennością..

 

Staram się. Nie zawsze jest super ale akceptuje też gorsze chwile i całe szczęście udaje mi się znaleźć radość w różnych codziennych czasem nawet błahych sprawach. Wiem, że nie zawsze jest łatwo ale da się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, zalezna, olać tych dawnych "przyjaciół" trzeba starać cieszyć się życiem! Kiedyś miałem masę znajomych "przyjaciół" teraz z czasem coraz bardziej cieszę się codziennością.

 

Cały czas próbuję cieszyć się życiem, czy mi się to w końcu uda tego nie wie nikt.

 

Co w tej codzienności sprawia ci radość?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dar, podobne podejście do mnie.

Ale zdarzają się jakieś chwile słabości każdemu, np mnie ostatnio. Co zrobisz, nic nie zrobisz.

Oczywiście zdarzają się chwile słabości ;)

Co do chwil słabości chyba zabrzmię trochę jak jakiś psycholog ale trzeba je zaakceptować i podkreślić, że to tylko są chwile.

Może i warto zdać sobie sprawę, że człowiek już jest takim stworzeniem, że paradoksalnie nawet niezależnie od sytuacji ("kto ma gorzej czy lepiej") będą się trafiać gorsze dni więc warto sobie wbić do głowy, że to normalne pitolenie naszej psychiki lub efekt zmian tej całej chemii w organizmie, nawet przez banalną pogodę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dar, tylko jak tu cieszyć się życiem przy ciągłej kilkuletniej już anhedonii. Cóż, trzeba będzie kombinować z lekami.

no, właśnie, przewlekłą depresję, która nie ustępuje po wielomiesięcznym, bądź wieloletnim leczeniu trudno nazwać "ciężkimi chwilami, które miną". To nie jest chwilowy spadek nastroju, tylko stale obniżony nastrój, do tego nieraz mysli samobojcze(ktore u mnie np ciagna sie juz miesiacami, a depresja to juz bedzie ok. 4 lat). Najbardziej mnie wkurzaja teksty typu "wez sie w garsc" "przejdzie ci" "usmiechnij sie" "zrob cos ze soba" , "nie przejmuj sie", "nie przesadzaj", "nie wymyslaj" - ktos kto takie wypowiedzi stosuje kompletnie nie ma pojecia czym jest choroba. Nie mowiac o tym jak takie teksty nie tylko nie pomagaja, a wrecz dobijaja juz zdolowana osobe. Brak zrozumienia w chorobie jest najgorszy. Ja bedac w szpitalu mialam to zrozumienie od wielu osob, moja choroba wtedy sporo sie zmniejszyla(to ma naprawde duze znaczenie), kiedy wyszlam ze szpitala zostalam od tego "odcieta" i wrocilam do srodowiska/rodziny, w ktorym panuje duze niezrozumienie choroby (+ u mnie inna bajka bo u mnie dom jest czesto-gesto "zrodlem" zdolowania). Otoczenie ma OGROMNY wplyw na chorobe na jej wzrost lub zmniejszenie. I im dluzej zyje tym mam wrazenie, ze tylko ten kto zachorowal i to odczul moglby to pojac. Ja po tylu latach nasluchalam sie juz tyle historii, ze nie raz reaguje zwyczajnie milczeniem badz przytuleniem, bo wiem,ze nieraz slowa na niewiele sie zdaja. Trzeba uwazac na to co sie do kogo mowi. Czlowiek chory inaczej mysli i inaczej reaguje niz osoby zdrowe. Zapamietajcie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zalezna, wiesz co mi kiedyś psychiatra zrobił? Przepisał szereg leków od antydepresantów po benzodiazepiny, po czym... kazał na drugi dzień jechać na studia i się uczyć. Czasami wstrząśnięcie kimś przynosi skutki, czasami narzucenie mu obowiązków również. Ale masz rację, najważniejsze jest wsparcie, bo bez niego jest dużo gorzej. Ja w tym trudnym momencie zrozumiałam, że mam wsparcie i większość mnie nie potępi za błędy, nawet te większe. Ten kto mnie wtedy wyśmiewał - wiem, że jest płytki uczuciowo, współczuje takim ludziom. Na dzień dzisiejszy wyleczyłam się z perfekcjonalizmu, który powstał w wyniku konkurencji z rodzeństwem. Który był źródłem moich objawów.

A co do decyzji psychiatry? Tak też zrobiłam- wyjechałam, po czym raz za razem łykałam przeciwlękowe, uczyłam się będąc na "haju" od tych leków, uczyłam sie od rana do wieczora, wychodziłam na zajęcia i spałam, ale z każdym dniem było lepiej, tak by po półrocznej kuracji odstawić wszelkie leki.

Nawet w depresji nie warto tracić nadziei, chociaż tak zazwyczaj bywa.

Czy wiem co mówię- myślę, że tak, czasami byłam pewna że pokonałam chorobę, ale co rusz wracałam do leków, dopiero po psychoterapii jestem wolna od leków. To już 1,5 roku. Czy mam trudne chwile? Miewam, teraz również, ale na szczęście umiem się odcinać od negatywnych myśli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czemu nie odejdziesz z domu skoro cie doluje?

moje zarobki sa za niskie by utrzymac sie calkowicie samodzielnie

 

mysle, ze najtrudniej bylo mi sie pogodzic z przejrzeniem na oczy, ze zniszczeniem obrazka "idealizmu" wobec moich rodzicow,ktorych traktowalam jak "swietych". widzialam ich jako idealnych prawie cale moje dotychczasowe zycie, to, ze to oni zawsze maja racje, nawet jak nie mieli, ze zgadzalam sie na krzywdzenie mnie i jeszcze mialam z tego powodu poczucie winy, a wciagu ostatnich lat to wszystko pękło. mysle, ze latwiej sobie poradzilam z analiza tego i wyciagnieciem wnioskow , ale wciaz chyba nie poradzilam sobie z zobaczeniem tego jacy oni sa naprawde. ze moga byc niedoskonali, ulomni. jak kazdy czlowiek. z pewnoscia mnie meczy teraz ich toksycznosc, ale na wyprowadzke nie jestem chyba jeszcze gotowa. nie w sensie psychicznym, ale takim zyciowo-materialnym. nie, zebym nie umiala sobie ugotowac , uprac i takie tam rzeczy. po prostu bym sie sama nie utrzymala. jestem dopiero na poczatku drogi zawodowej i predko te zarobki sie nie podniosa. pewnie moglabym sie lepiej wyksztalcic, skonczyc lepsze, bardziej perspektywiczne studia. ale chyba jestem na to za glupia, a i tak juz pracuje w charakterze,ktorego nie zniose. "humanisci" nie maja w tym kraju tak latwo. nie, zebym narzekala, bo wiem,ze to moja wina. moi rodzice nie maja nawet matury. ale sa za to zaradniejsi odemnie. wychowali sie w czasach, gdzie co prawda nie trzeba bylo miec tony papierkow i jezykow w CV, ale w tamtych czasach dorastalo sie jakos szybciej i bylo wychowywanym na bardziej niezaleznych. narazie pracuje nad swoja niesamodzielnoscia, moze w przyszlosci cos sie zmieni. o ile cos wymysle, bo pod wzgledem zawodowym niezmiennie od 6 lat wciaz zadaje sobie to samo pytanie. inna kwestia jest tez to, ze wizja pustego domu tez nie jest wcale taka fajna opcja, choc odciazylaby mnie psychicznie czesciowo. jak to mowia "pozyjemy zobaczymy"

 

 

izaa,

ja jestem jedynaczka, pewnie stad ta moja niesamodzielnosc, nie czulam nigdy potrzeby w byciu najlepsza we wszystkim (choc zawsze z zazdroscia patrzylam na takie osoby i chcialam byc taka jak one, albo byc najlepsza chociaz w jednej rzeczy). nie musialam z nikim rywalizowac, ale mimo, ze nie mialam rodzenstwa musialam starac sie o wzgledy rodzicow w taki czy inny sposob, bo jak gorzej sie uczylam to bylo zle, jak dostalam dobra ocene to juz lepiej, jak zrobilam cos nie po ich mysli zle. cale zycie mnie szantazowali emocjonalnie. ale to juz za mna. teraz musze sie tylko nauczyc byc niezalezna. kiedys jak mialam gleboka nerwice mialam problem z ukonczeniem studiow. pojawila sie jedna osoba ktora stosujac na mnie presje sprawila, ze sie nie poddalam i ukonczylam je. ale byly tez sytuacje ze strony rodzicow, ze brak wsparcia , potepienie , obojetnosc sprawil, ze wpadlam w depresje. wiec faktycznie czasem to dziala, czasem nie, pewnie to wszystko zalezy od sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

izaa, wstrząśnięcie potrafi pomóc, tak jak ja miałem ciężki wypadek, w którym prawie zginąłem, to po nim miałem stwierdzony już brak depresji, że byłem zdrowy... Tylko że po mniej więcej półtora roku, zacząłem się leczyć na ChAD i nie mam pojęcia skąd się znów to przyplątało... :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie jak "zalezna".

 

Jestem uwikłany w toksyczne, domowe relacje i nimi przesiakłem, dodatkowo i materialnie i psychicznie sam bym

sobie nie poradził.

Przecież samemu w domu bym w końcu zwariował, starzy wyjeżdzali na 2 tygodnie, to się czułem po paru dniach

w domu jak na innej planecie, kompletnie zdezorientowany i ogłupiały, zdziczały i pełen lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność to moja cecha charakterystyczna i do tej pory jakoś sobie radę dawałem, ale teraz czuję, że nie jest mi z tym dobrze. Nie umiem nawiązywać znajomości, nie jestem typem towarzyskim, mam swój wewnętrzny świat odmienny od przeciętnych ludzi i stąd też takie moje miejsce na tym świecie. Często dawałem się wykorzystywać tylko po to, żeby być chociaż przez trochę częścią czyjegoś świata, spełniałem czyjeś prośby itp. Ale żadnych relacji poza "cześć" przy spotkaniu nie nawiązałem. W ogóle zauważyłem, że najciekawszych ludzi w życiu spotkałem przypadkiem, nie szukając znajomych, to jakby oni znaleźli mnie. Niestety w zasadzie wszystko to było na poziomie internetu, jeden mieszka na drugim końcu Polski a drugi za oceanem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często dawałem się wykorzystywać tylko po to, żeby być chociaż przez trochę częścią czyjegoś świata, spełniałem czyjeś prośby itp. Ale żadnych relacji poza "cześć" przy spotkaniu nie nawiązałem.

 

Jakbym słyszał swoją historię.......często zmieniałem całkowicie swoje plany, poświęcałem masę swojego czasu by komuś było łatwiej i dzięki temu był mi wdzięczny i może mnie polubił. Nawet w trakcie przeczuwałem, że przesadzam z byciem pomocnym ale nie przeszkadzało mi to bo myślałem, że tak trzeba.....ch**a nie trzeba. Teraz te osoby nawet cześć mi nie powiedzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×