Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Natii, no to jest taki stale odczuwany poziom lęku, mniejszy lub większy - osobiście nie lubię go bardziej niż ataków. U mnie poza ciągłym niepokojem/ przygnębieniem/ rozdrażnieniem jest somatyczny ból głowy albo gula w gardle. No i se żyję z tym. Niwelując to trzeba pracować nad lękiem. Jeśli chodzisz na terapię, to dojdziesz do tego. Kiedyś zniknie, jak zyskasz pewność siebie, nauczysz się zmieniać przekonania. A tak, to nie da się go czymś zająć. Niektórym pomaga medytacja, jakieś techniki relaksacyjne. Mi pomaga bardzo silne zaangażowanie się w jakąś aktywność, ale to się wiąże z wysokim kosztem energetycznym i większym ryzykiem, że dostanę ataku paniki pod koniec dnia. Chodzisz na terapie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już postanowione.

Czekam na śmiertelną dawkę metadonu i kończę moje śmieszne i połamane życie.

Uciekam.

Spadam i bardzo się z tego cieszę.

Mam tylko nadzieję, że Bóg mi to wybaczy.

Nie bez powodu piję i biorę leki.

Nie chcę być zamykana w psychiatrykach regularnie co parę miesięcy.

Psychotropy to szatan.

Zniszczyły mnie.

Toksyczne relacje z matką, która każe mi iść na tory, szantażuje, że potajemnie mnie otruje bo tak będzie lepiej dla wszystkich.

Płakałam ale już nie płaczę.

Cieszę się, że niedługo odejdę na dobre i nawet jestem z siebie dumna chociaż nie powinnam, że wreszcie po 32 latach męczarni mam odwagę się zabić.

To nie jest użalanie się nad sobą. Nie znoszę tego.

Postanowiłam.

Masz rację Bóg dał Nam wolną wolę więc sobie z niej skorzystam.

Mam nadzieję, że niebo mi to wybaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora88 nie chodze na terapie dlatego, ze nie mam za duzo mozliwosci. pochodze z malego miasteczka, teraz przeprowadzilam sie na wies i wszedzie musialabym dojechac autem. a jazda autem kilkadziesiat km tak mnie stresuje, ze boje się, ze w trakcie dostane ataku paniki i spowoduje wypadek. wiem, ze to glupie ale na prawde. na poczatku nie rozumialam, ze to sam wyjazd mnie stresuje. gdy wsiadalam za kółko sztywniała mi szyja, miałam przerózne bole itd ale jechałam. w męczarniach ale przejezdzałam te kilkanascie kilometrow. ale od jakiegos czasu na sama myśl jest tragedia. zaluje, ze nie mieszkam w duzym miescie gdzie pewnie doszłabym pieszo do jakiegos lekarza no ale trudno. myslalam nad terapia online ale sama nie wiem. biore lekarstwa: tianesal (coaxil) 2x dziennie i propanolol 2 x dziennie. biore magnez i pije melise. ale caly czas jest kiepsko. trzyma mnie to juz ponad tydzien dokładnie od wieczoru panienskiego przyjaciólki, na któym byłam i wiadomo troszke wypiłam. i od tego czasu mam to odrealnieie;/

 

co do terapii to wlasciwie wydaje mi sie, ze wszystko wiem juz w temacie nerwicy i wlasnych problemów i nie chce zalic sie przed zadnym terapeuta. wszystko sobie juz sama uswiadomiłam. popelnilam pare lat temu duzy błąd, którego dlugo żalowałam ale juz się z tym uporałam i zamknęłam ten rozdział. każdy popełnia błędy i dla innego pewnie to nawet nie bylby powod do płaczu. jednak dla mnie bylo to cos co odcisnęlo duże piętno na moim sumieniu. miałam pewne zasady w życiu, którym jeden jedyny raz zaprzeczyłam i tak się to skończylo, ze pewnie od tego narodziła się ta nerwica. wiem o tym, pogodziłam się z tym. i caly czas walcze z tym cholerstwem.

 

co dziennie rano mowię sobie, ze dzisiaj jest ten dzień, który wszystko zmienia, ze od dzisiaj juz bedzie dobrze. i mija godzina i zas zaczynaja się głupie myśli, wymyślanie problemów, chorób, i te cholerne objawy odrealnienia. dla mnie to jest najgorsze. nie przejmuje juz się nawet bólem serca czy czyms innym. jak mnie zakłuje to sama się w myślach śmieje z tego bólu. i za chwile mija. tylko to odrealnienie mnie dobija. z tym nie umiem sobie poradzić. nie mam na nic siły. mam cały dom na głowie a nie mam sił nic robić. to znaczy siły może mam ale blokuje mnie to głupie uczcucie...

zaczęłam stosować metody relaksacji... i sama nie wiem... fajnie jest wyłączyć się na chwile ale potem jest powrót do rzeczywistości i znowu to samo. zakupiłam książkę ,,kod uzdrawiania" i szczerze liczyłam dużo na nią... ale nie wiem czy te metody z tej książki cos pomagają. być moze jest to bardziej placebo niz skuteczność tych metod. bo ostatnim razem jak zrobilam sobie kod uzdrawiania to przez chwile myślałam ,, teraz juz będzie dobrze, jestem pełna optymizmu itd" i przez chwile nawet bylo dobrze ale za chwile zas to głupie uczucie powróciło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natiii, jak daleko masz do tego miasta i terapeuty? Kilkadziesiąt kilometrów, czy kilkanaście? A co z jazdą autobusem, czy jest równie stresująca? Może jazda w godzinach, gdy nikt niemal nie podróżuje? Czy nie ma kogoś w rodzinie, kto mógłby Cię podwozić?

Nie przekreślałabym od razu terapii, te lęki skądś się biorą, jeżeli powodem nie są jakieś biologiczne przyczyny, które można zbadać u lekarza, to będzie to spowodowane jakimiś oporami w psychice. Piszesz, że wiesz skąd się to wzięło i dany problem masz już za sobą. Czy na pewno? Ty tak twierdzisz, ale może tak nie jest? Może jest tam coś jeszcze, coś z czego nie zdawałaś sobie sprawy? Jeżeli ten problem wciąż rzutuje na Twoje życie, to znaczy że go nie rozwiązałaś w pełni, może to stłumiłaś, oddaliłaś, zignorowałaś, ale to nie jest wyjście.

W mojej opinii leki nie wyleczą lęków, tak samo myślę że takie tłumienie lęku poprzez relaksacje itp. jest wyjściem na chwilę, na teraz, ale potem lęk wróci. Co do terapii online, nie wiem czy na forum jest jakiś wątek na ten temat, ale warto zainteresować się tematem, wydaje mi się że niektórzy psychologowie oferują konsultacje przez Skype, może jest to możliwe. Poszukaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wlasnie Aurora88, wspomnialas o relakacji. Ja niedawno mialam o tym napisac.

Co myslicie o relaksacji na lęki?

Bo generalnie jest to polecany sposob, ale ja np. czuje, ze to jest taka troche ucieczka. Ze ok, w danej chwili moge sie zrelaksowac, i czuc dobrze, ale to nie załatwi sprawy, bo nie skasuje lęku, nie?

I tak z jednej strony lubie czasem zrobic taką relaksacje sobie, ale z drugiej mam wrazenie, ze robie wtedy zle - bo uciekam od problemow ktore tak naprawde powoduja ten lek, a działam "objawowo".

No chyba, ze jednak jakies regularne relaksacje czy medytacje powoduja jakas taka zmiane globalna? Jakie macie doswiadczneia?

(nie mowie tu o takiej relaksacji w czasie ataku juz konkretnie, bo wtedy wiadomo, ze troche pomaga. Pytam tak juz bardziej o dlugoterminowy efekt).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no u mnie relaksacja pogłębia czasem stany lekowe :-P a oddychanie e tam, niewiele daje. Też tak sobie myślałam jak Ty, nerwa, ze konfrontacja powinna być ważniejsza niz ucieczka ale to zależy. Jeśli lęk jest spowodowany przez jakieś błędne przekonanie, to pozbycie się tego przekonania bedzie czymś w rodzaju chwilowego rozprawienia się z nim. Można sobie pooddychać, można pomyśleć - nie mam czasu na panikę! i nie bedzie to ucieczka, no bo przecież konfrontujesz się z tym, mówisz coś temu lękowi! A potem można do danej sprawy wrócić, juz na chłodno. I to jest lepsze rozwiązanie. Jednym z moich błędnych przekonań jest to, ze muszę wszystko zrobić natychmiast. Kurde, ale to utrudnia życie :) teraz ucze się, ze problemy moge odłożyć na później ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie,dziś znowu miałak akcje. Siedze sobie w pracy i nagle zaczyna wirować. Wydaje mi się,ze nic mnie nie zdenerwowalo. tak się zaczelam bać,że wzielam pol tabletki afobamu. tak napawdę do atak mialam w niedziele juz w kosciele, potem w samochodzie ale jakoś same przeszly , w poniedzialek spotkanie, które mniwe wyprowadzilo z rownowagi ale w sumie ok. Wczoraj wspaniały dzień a dziś buuum.

ja naprawdę nie myslalam o leku a on sam mnie dopadł :(

chodze na terapię i w sumie już było ok mialam mieć jeszcze 4 spotknia i zakończyć intensywna terapia i spotkania miały juz być co 3 tygodnie. jejku czy coś takiego może powtarzać się codziennie. nie chce uzależnić się od afobamu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze to są ataki które przychodzą po dłuższej przerwie, człowiek sobie myśli że może mu się już udało.... a tu jebs! i nagle z głowy uciekają wszystkie teorie jak sobie radzić z atakiem, nic się nie pamięta tylko się spada w lęk.

Można fajnie teoretyzować na forum, ale potem ogarnąć to nocą... echhh...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora88, jak u ciebie zaczyna się atak? U mnie się zaczynało od leku że jest coś nie tak i potem typowo palpitacje serca, poty, lęk że umrę i tak sie nakreca. Ważne jest żeby te wczesne objawy inaczej postrzegac. Nie jako zagrożenie i objawy choroby ale reakcje fizjologiczne organizmu i to się u mnie sprawdza :)

Co robisz jak już masz ten atak? Jakie masz teorię na radzenie z atakiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wczoraj cały dzień balam się,że się przewróce jak wyjdę na słońce, unikalam wychodzenia z biura, mialam wrażenie ,że świat mi wiruje... wieczorem jak myslałam ,że już wszytsko za mną zaczęlo się. W głowie gonitwa mysli, jakby mi ktoś smyrał mózg od czoła, w środku jakbym cała dygotała, zaczełam sie bac ,że zaraz zwariuje. Makabra.

dopiero jak z nerwow zaczęlam plakac i tak przez godzine to później bylo lepiej...

ale dziś troche tego leku zostało:(

też tak macie ,że po najwiekszym ataku nadal macie "coś" czego nie umiecie do konca wyciszyć??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktoś tu mądrze napisał, że pojawia się takie niezidentyfikowane uczucie, a potem leci. Wczoraj czułam się super, cały dzień. Pierwszy raz od daaaawna. Wybralam się wieczorem na rynek, piję sok, gadam, śmieję się, no normalnie jak człowiek. I nagle spłynęło na mnie dziwne uczucie bezsilności, rezygnacji, jakiegoś oszołomienia i z miejsca pomyslałam, że musze iść do domu. Natychmiast! Za tym uczuciem przyszły mdlości i tak mnie trzymało aż do rana, nie zmrużyłam w nocy oka :(:time:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Werty, znam ten ból :(

 

U mnie ciężko. Jestem właśnie po kolejnej fali lęku, a wraz z nią mdłości (nagłe), uczucie gorąca na karku, dreszcze, gula w gardle, drżenie, wrażenie, że za moment zemdleje :( Boże, jestem coraz bliżej tego, by zwymiotować a tak bardzo się tego boję! :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od roku, po załamaniu nerwowym mam stany depresyjno-lękowe. Ostatnie dwa miesiące były lepsze, zaczęłam normalniej żyć, nawet cieszyłam się jakimiś rzeczami, choć w mojej sytuacji rodzinno-domowej trudno czymkolwiek się cieszyć. Ale od tygodnia, od kiedy pewne sprawy domowe się nasiliły, znów od rana do wieczora żyję w napięciu, w atakach lęku, w ciągłym podenerwowaniu. Wciąż przerabiam w głowie różne scenariusze negatywne tego, co może się zdarzyć. Nie czuję się bezpiecznie. Nigdzie. Z nikim. Jestem w sumie sama z tym, na co cierpię. Nikogo to nie obchodzi, bo przecież więcej uwagi należy się wszystkim, którzy zawalili życie, bo nabrali kredytów i ich nie spłacili i rzucili robotę, niż mnie, która przeżywa piekło w środku, ale na zewnątrz pracuję, sprzątam, gotuje... więc o co chodzi. Większość nerwicowców jak czytam ma paniczny lęk przed śmiercią. Dla mnie ona byłaby wybawieniem, gdyby nie to, że mam córkę dla której muszę żyć, choć jestem kiepską matką, ale jedyna, jaką moja córka ma. Jestem teraz na antydepresantach, ale w tym stanie, w jakim jestem od tygodnia jakoś średnio mi pomagają. Pomogły, kiedy wpadłam w stan apatii i niechęci do życia, ale teraz chyba znów potrzebują uspokajaczy. Jestem bardzo, bardzo zmęczona tym wszystkim, tym nawrotem, tym, że w domu nie może być dłużej spokojnie. Jestem bardzo zmęczona życiem. Nie mam ochoty iść po raz kolejny do psychiatry. Chodzę do psychologa, ale bez przekonania, bo on mi jakoś nie pomaga. Poza tym, kto może pomóc, kiedy tkwi się w dziwnej życiowej sytuacji, z człowiekiem, który niby kocha nad życie, a w jednej chwili stawia moje życie pod wielkim znakiem zapytania, a ja jestem nadwrażliwcem, neurotykiem i bardzo wszystko przeżywam. Nie radzę sobie. Myślałam, że to już nie wróci, że jestem silniejsza, ale to, co czuję załamało mnie. Nie mam siły walczyć dłużej... Ktoś był w takim stanie nawrotu bez siły do walki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alu, spokojnie, na pewno nie zwymiotujesz od tych objawów. Nie ma takiej opcji, żeby zwymiotować przez objawy, za które odpowiedzialna jest psychika, a jeśli już, to bardzo rzadko. Chociaż ja się z tym nie spotkałam. Podobne objawy często przerabiam podczas jazdy samochodem, czuję się wtedy, jakbym była w potrzasku, ale już tyle razy je przeżyłam, że każdy kolejny raz robi już na mnie mniejsze wrażenie. Im dłużej się z tym wszystkim zmagam, tym łatwiej mi się żyje.

Podczas napadu schizy staram się myśleć racjonalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita, Tak nam się zdaje, że jesteśmy sami z cierpieniem, bo niby kto z zewnątrz odgadnie, co się dzieje w środku? Czasem jak się z kimś rozmawia o problemach, to mamy wrażenie, że druga strona nie wie o co chodzi, bo to o czym jej się mówi przytłacza.

Pytałaś się tych wszystkich ludzi, czy ich nie obchodzi to, jak się czujesz?

Ja też gotuję, sprzątam, pracuję i czasem się wściekam, że ludzie myślą, że jest u mnie w porządku, bo stoję na własnych nogach, a wewnątrz jestem rozdarta. Tylko, że ja nie rozmawiam zbyt wiele o tym co się dzieje. A Ty rozmawiasz?

Dlaczego uważasz, że jesteś kiepską matką? A może właśnie nie jesteś... Twoja córka na pewno nie chciałaby mieć innej matki, bo dla niej jesteś najlepsza na świecie.

Ja też mam chwile, kiedy moje objawy są nasilone i mam ochotę wszystko rozsadzić.

alu, Od kiedy masz takie objawy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WinterTea, nie mam z kim porozmawiać o tym, co się we mnie dzieje. Rok temu, kiedy przechodziłam załamanie, był przy mnie mój partner. Prawie zawalił pracę, woził mnie po psychiatrach itd. Psychiatra mu powiedział, że to efekt zmiany życiowej oraz wcześniejszych spraw, które pod wpływem tej zmiany życiowej zawaliły moją psychikę (kupiliśmy dom częściowo na kredyt, nasi rodzice i moja córka zareagowali na to bardzo źle, dołożyli mi do stresu kupna domu i kredytu tyle cierpienia, że psychika moja nie zniosła tego, zresztą do dziś mnie karzą za to). Powiedział mu też ten psychiatra, że pół roku na lekach i wszystko ustąpi. I te pół roku partner dawał radę, ale kiedy po pół roku nie przeszło, a niektóre sprawy rodzinne się zaogniły, więc nie miało szansy mi przejść, powiedział, że on psychicznie nie daje rady, żebym przestała, że on nie chce już o tym słyszeć, że mnie ciągle coś jest. To przestałam, bo zauważyłam, że on zaczyna popadać w depresję, przestaje pracować, poza tym z dobrego i czułego zrobił się zimny, opryskliwy i niedobry. On dziś myśli, że przestałam brać leki, a ja chodzę do psychiatry po cichu. Po cichu też cierpię. Czuję się rozdarta z powodów najbliższej rodziny, czuję jakby moje życie się skończyło, a miało się dopiero zacząć wraz z kupnem domu z ogrodem, co było moim marzeniem. I teraz znów zjeżdżam w dół, mam napady paniki, nie tak silne jak na początku, ale jednak. A może po prostu organizm przyzwyczaił się do tych ataków i ja je odczuwam jako już nie takie silne. Nie potrafię się uodpornić na wszystko, co na mnie spada ze świata, bardzo to wszystko przeżywam, przyjmuję do siebie, chłonę wręcz jak gąbka, żyję tym i efekt jest taki, że nie mogę spać, pracować, żyć. Jestem w ciągłym napięciu nerwowym, jestem bardzo zmęczona, a jeszcze sporo energii wkładam w to, żeby udawać wobec świata, że jest OK. Koleżanki wiedzą, co mi było, ale one nie rozumieją tych stanów, nie potrafią pojąć, co się ze mną dzieje, bo nigdy tego nie przeżyły. Na początku tak jak mój partner przejmowały się, pytały, ale ich rada była zawsze: przestań się przejmować, weź się w garść. Zauważyłam, patrząc na nie, że niefajnie spotyka się z kimś, kto nie jest radosny, towarzyski i taki jak kiedyś (to tak jak człowiek z rakiem, często nagle wokół niego robi się pusto, jakby był trędowaty; tak samo zaczynało być ze mną). Dlatego, żeby nie stracić koleżanek też przestałam im mówić o tym, co się ze mną dzieje. I tym sposobem zostałam z tym sama. Może napisanie tego na tym forum jest moim sposobem na odreagowanie. Mam nadzieję, że tutaj nikt nie zapyta mnie: Ale o co chodzi? Co się z tobą dzieje? Przepraszam Was za te moje wynurzenia, ale nie mam się z kim podzielić tym, że znów jest mi tak fatalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carita, to mamy podobnie. Ja w ogóle jestem sama jak palec, ale mniejsza o to.

Co to w ogóle za psychiatra, który każe faszerować się lekami, i jeszcze mówi, że dzięki temu Ci się poprawi? Raz trafiłam na taką babę, która powiedziała, że jedyne, co mi może zaproponować to leki, które miały masę skutków ubocznych. Później wylądowałam w psychiatryku na całodobowym, jeszcze na terapii, która na szczęście nieco mi pomogła.

Ja wiem, jak to jest kiedy nie ma nikogo obok. Naprawdę. Taka samotność wśród bliskich osób boli najbardziej. Ja też nie mam z kim gadać, bo to co mówię nie jest rozumiane i jestem traktowana trochę jak wariatka.

Mam w sobie jakiś pierwiastek wariactwa, ale kto go nie ma?

Nie wiem jak Ci doradzić tutaj, bo przez internet słabo doradzam. Jedyne co mogę, to Ci napisać że rozumiem. Nawet, jeśli myślisz, że jest inaczej. Zawsze się tak myśli, ale to nie rozumieją tylko ci, którzy tego nie przeżywają... Często w tej grupie też jest rodzina...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WinterTea dziękuję za Twoje słowa. Uśmiecham się do Ciebie, najlepiej jak tylko mogę. Osłodziłaś mój dzisiejszy dzień, w którym jak co dzień muszę walczyć na froncie pracy zarobkowej, domowym i tym trzecim: wewnętrznym, gdzie walka nie ustaje. To jak dwa życia w jednym czasie. Miałam zawsze takie hasło: Za każdym zakrętem jest kawałek prostej. Powtarzałam sobie te słowa, kiedy było ciężko, kiedy było bardzo ciężko, kiedy byłam w czarnej d... Bo po iluś tam traumatycznych przeżyciach już wiedziałam, że po burzy jest pewien odcinek życia na prostej, kiedy odpoczywasz, kiedy ładujesz akumulatory przed kolejnym armagedonem. Teraz jest zupełnie inaczej. Armagedon rozgrywa się non stop, tylko że we mnie. Ale chcę wierzyć, że to też jest zakręt, tylko bardziej skomplikowany, stąd dłużej się go pokonuje. Chcę w to wierzyć dla siebie, dla Ciebie i dla wszystkich, którzy są na tym forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carita, Super. Lubię, jak ludzie się do mnie uśmiechają, nawet kiedy tego nie widzę.

Z Twojego wpisu wnioskuję, że nie jesteś zadowolona ze swojej pracy... Czy jest inaczej? Niezadowolenie z roboty w przypadku posiadania nerwicy też jest dodatkowym "końcem świata".

Idąc prostą drogą, mogłoby być nudno. Ja np. lubię trochę pozakręcać, co nie ma nic wspólnego z tym, że życie czasem zakręca za mnie, ale mało kto z uśmiechem na twarzy znosi coś, czego nie chce :)

Na ten swój armagedon możesz też spojrzeć z lekkiego dystansu, albo pocieszyć się tym, że chociaż zewnętrznie się jakoś układa, czyli że np. nie musisz się martwić jakąś ciężką chorobą. Każdy plus jest godny, by go docenić. ("Nie układa się we wnętrzu, ale przynajmniej jestem zdrowa fizycznie" jest powód do uśmiechu? Jest. :D )

Pomyśl, jaka będziesz radosna, kiedy wreszcie się na tej drodze odnajdziesz, a im więcej trudu (przynajmniej ja tak uważam), tym więcej satysfakcji po zakończeniu walki!

Pozdro dla Ciebie, Twojej córy i rodziny, Kotek :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×