Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ja już naprawdę nie mam siły : (((((


jestemwilkiem

Rekomendowane odpowiedzi

Wiecie co... ja już nie wytrzymuję psychicznie. Najchętniej powiesiłabym się, albo utopiła w jeziorze.

 

Dzień dobry. Mam 20 lat. Mam skończoną drugą klasę liceum, i to też nie "normalnie".

 

To jest mój największy problem, ponieważ zawsze myślałam, wierzyłam, że wykształcenie to najważniejsza sprawa.

 

Wiem, że moje problemy teoretycznie są "małe", ale dla mnie są za wielkie... za wielkie.

 

Paradoksalnie... coś w gimnazjum mnie zepsuło. Coś się zaczęło. Wpływ koleżanek, nie wiem... "to tylko jedna jedynka, nie martw się"... właśnie. Jedna jedynka. Następna jedynka. Następnych kilka jedynek...

 

Uczyłam się dobrze. Kulałam trochę z matematyki, ale jakoś szło. Właśnie, matematyka. Narobiłam sobie zaległości od gimnazjum. Nie rozumiem matematyki, nawet tej prostej. A wiem, że "gdybym chciała" mogłabym "jechać" na najlepszych ocenach. Ale konkretnie, "gdybym chciała"...

 

Odkąd pamiętam, zawsze byłam samotnikiem. Ale wtedy, po moich pierwszych porażkach, zaczęłam izolować się od ludzi. Totalnie, autentycznie. To była, jest, taka wewnętrzna emigracja.

 

Nie mam znajomych, nigdy nawet nie miałam przyjaciółki, chłopaka. Nie jestem wredna, brzydka. Jestem tylko niesamowicie osamotniona. Męczy mnie to od środka, czuję się gorsza. Czuję się niepotrzebna, beznadziejna...

 

Moim rodzicom nie wiedzie się najlepiej. Nie mają wykształcenia, ale są wspaniali. Męczy mnie to, że im nie pomagam, chciałabym, ale nie potrafię.

 

Nie potrafię nawet pójść do sklepu jak normalny człowiek. Boję się ludzi.

 

Boję się ludzi i to niesamowicie. Ale wracając do szkoły -

 

Jakoś skończyłam to nieszczęsne gimnazjum z "oceną pozytywną" z matematyki. Matka zapisała mnie do prywatnego liceum, w dobrej wierze. Tam już wszystko rozkręciło się totalnie...

 

W wakacje po gimnazjum trafiłam do szpitala, na oddział hematologiczno-onkologiczny. Ledwo mnie odratowali, ale to nie był nowotwór. W każdym razie... napatrzyłam się na nieszczęścia, tak porządnie, i wtedy już wszystko się we mnie załamało. Czekałam na wyniki badań jak na wyrok... ale było dobrze. Jednak pewnego rodzaju poczucie beznadziejności, strachu we mnie zostało.

 

Wiem, że ludzie mają większe problemy... ale...

 

Muszę napisać, że zawsze myślałam, że jestem gorsza. Moja kuzynka w moim wieku, ma wykształenie, chłopaka, przyjaciół, pracę, pieniądze. Nie musi martwić się o zdrowie, przyszłość. Nie musi martwić się o nic. Jeździ sobie do Wielkiej Brytanii, do Kanady, a ja...

 

To mnie dobija.

 

W każdym razie... rzuciłam te prywatne liceum w drugiej klasie, właściwie teoretycznie w trzeciej, bo nie zdałam... oczywiście przez matematykę, tylko... w sumie rzuciłam je za lekką namową mamy. Nie dałabym sobie rady z matematyką, ponieważ mam straszliwe zaległości. Mam, ponieważ mam je nadal. Nie zrobiłam w tej sprawie nic, a miałam na to cały szmat czasu. Ale mam "blokadę".

 

Siedzę już ponad rok w domu, a nic nie robię. Każdy dzień wygląda tak samo... siadam za biurkiem, myślę o matematyce i kiedy staram się zrobić jakiekolwiek zadanie, "zawieszam się". Myślę o swoim dobrowolnym nieszczęściu. Potrafię przesiedzieć trzy czy cztery godziny na takim myśleniu, a wydaje mi się, że minęło dziesięć minut. Wychodzę z psem na spacer. Wracam, sprzątam, ogarniam się, rodzice przychodzą z pracy, a ja na nich patrzę i myślę, jaka to jestem beznadziejna, bo im nie pomagam, bo zawodzę ich nadzieje. Widzę rachunki, widzę swoje nieszczęście i siadam do matematyki. Wszystko się powtarza, idę na spacer z psem i kładę się do łóżka, bo jestem wykończona. Bardziej psychicznie, niż fizycznie.

 

Nie mam przyszłości, bo nawet, jeżeli skończę tę szkołę, kiedyś tam, to w mojej świadomości jest to szkoła "dla debili". Uwielbiam książki, naukę. Ale nie potrafię już się uczyć, choć oczywiście chciałabym. A im bardziej chcę, im bardziej się przy tym upieram, tym bardziej nie mogę.

 

Patrzę na ludzi na ulicy, na młode dziewczyny, zadowolone, ładnie ubrane, idące ze znajomymi...

 

Nie mogę z nerwów skończyć szkoły, nie mam nadziei na żadną pracę, boję się ludzi, boję się siebie.

 

Moi rodzice są wspaniali. Uwielbiam wędrować z ojcem po lasach, rzekach, jeziorach. To jedyna moja miłość, las. Czuję się tam bezpiecznie, bo tam wszystko jest proste, konkretne. Wszystko ma swój początek i koniec.

 

Nawet to, jak się tu podpisuję, denerwuje mnie... kocham wilki, jako małe dziecko głaskałam jednego i wbił mi się w głowę ich "schemat". Wilki są wolne, niezależne, a ja... no cóż, nie jestem.

 

A zawsze myślałam sobie, że będę jakimś weterynarzem, biologiem... kimś wykształconym...

 

Codziennie po cichu sobie płaczę i przeraża mnie sytuacja. Mało nie trafiłam do szpitala psychiatrycznego, nie wiem, ile już miałam myśli samobójczych. Najchętniej powiesiłabym się na jakimś drzewie albo utopiła w jeziorze, ponieważ tak mnie to wszystko męczy. Wiele lat. Ale nie mam siły.

 

Chcę ukończyć szkołę. Ale, żeby to zrobić, muszę nadrobić sześć (!) lat matematyki. A nie mam siły, nie mam wewnętrznej siły. Nie mamy pieniędzy. Nie wiem nawet, gdzie mnie przyjmą bez ukończonej szkoły, a nawet jeśli, to z ukończoną szkołą "dla debili".

 

Bo w mojej świadomości, szkoły zaoczne, dla dorosłych, prywatne i tak dalej, są szkołami "dla debili". Jestem tym debilem. A nigdy nie chciałam nim być. Ale zawsze chciałam być wykształcona, zawsze myślałam, że "to takie ważne" i to mnie w końcu zżarło.

 

No i zawsze myślałam, że wyznacznikiem szczęścia, wartości człowieka, jest inteligencja, mądrość, wykształcenie. Paradoks. Przeszkadza mi tylko matematyka, a im bardziej chcę ją zrobić, tym mniej potrafię.

 

Nie potrafię nawet pójść do sklepu, po pieczywo, po gazetę. Przerażają mnie inni, "obcy".

 

Siedzę jak ten tłuk przy biurku i nie robię nic.

 

A przecież to jest łatwe. Ale to wszystko tylko mnie utwierdza w przekonaniu, że jestem debilem.

 

Ja naprawdę mam kłopoty...

 

Wiem też, że teoretycznie jestem śmierdzącym leniem, którego nie obchodzi totalnie nic. A chciałabym uczyć się, pracować, i przejmuję się wszystkim... pieniędzmi, mieszkaniem, rodzicami, a najmniej sobą... bo jaką ja mam przyszłość? A myślę o niej nieustannie...

 

Ja już nie wiem, co mam robić. Jak mam to robić.

 

A podobno jestem inteligentna, tylko mi "się nie chce"... jestem chora. Ale jak wyzdrowieć? Ile lat jeszcze stracę?

 

Przepraszam, ale musiałam się "wygadać", już najzwyczajniej na świecie nie mam do kogo się odezwać i nie mam już siły... jestem nieporadna życiowo... a muszę żyć...

 

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z własnego doświadczenia powiem, że pozostanie w domu to błędne koło, które sprawia, że coraz bardziej się nakręcasz.

troszeczkę przypominasz mi siebie sprzed kilku lat, chociaż moja historia była trochę inna. pytasz ile lat jeszcze stracisz. to zależy od ciebie. to jest właśnie to błędne koło. chcesz zmian, ale coraz bardziej w tym siedzisz, coraz więcej myślisz, analizujesz a nic nie rusza do przodu.

byłaś kiedyś u jakiegoś lekarza, psychologa? rozmawiałaś z kimś o tym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestemwilkiem, witaj, mogę się podpisać pod większością tego co napisałaś. podobną mam sytuację ze szkołą, i tak samo zawsze to było dla mnie ważne i wyzywam się od debili i nieuków i bezwartościowych dziewczyn dlatego że przez nerwicę nie dałam rady jej skończyć, skończyło się na 2 liceum ( nie zdanej) ..od roku także siedzę w domu, nie wychodzę nawet do sklepu, jedynie z psem, mój każdy dzień wygląda tak samo, wstaje, siedzę głównie przed kompem, od jednego spaceru do drugiego, czasem coś czytam bo jedynie miłość do książek jest mi w tym pociechą, przyjaciół nie mam, jedynie tutaj na forum mogę z kimś porozmawiać, nie wiem jak to u Ciebie ale ja mam silną nerwicę lękową więc to jest przyczyną moich problemów, nie mogę wybaczyć sobie że zawaliłam szkołe, również będę musiała kiedyś skończyć ja zaocznie choć nie tak miało być, i w moim przekonaniu również to nie za dobrze o mnie świadczy...w końcu chciałam się dobrze uczyć, dobrze zdać maturę i w ogóle miałam tyle planów a wyszło totalne przeciwieństwo tego co sobie planowałam.

czy chodzisz na jakąś terapię? skąd pochodzisz? leczyłaś się kiedyś?

nie jesteś sama, tu zawsze możesz liczyć na pomoc i wsparcie osób które mają podobnie- np. mnie- czytając ten post czułam jakby ktoś pisał o mnie- z tą różnicą że wyprowadziłam się już od rodziców ( choć nadal jestem na ich utrzymaniu co rówńież mnie boli bo zawsze chciałam być samodzielna i obiecywałam sobie i planowałam że tak będzie) i mieszkam z chłopakiem. ale całe dnie przesiaduję sama w domu wegetując właściwie.

uff dawno takiego długiego posta nie napisałam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestemwilkiem, Szkoda,że jescze nie jesteś w takim momencie,że wiesz napewno,że "coś" skończysz. Mam na myśli szkołę.

Dobrze wiesz, jakie teram mamy czasy. Tymbardziej,że piszesz,że nie czujesz się dobrze siedząc w domu.

Warto byłoby przełamać się i za wszelką cenę skończyc szkołę.

Chcesz być całe życie od kogoś zależna?

Zależna od rodziców? A później od chłopaka czy męża?Całe dni siedzieć w domu, nie mając pasji, żadnego sensownego dla siebie zajęcia? I cały dzień spędzać przed komputerem?

Teraz jesteśna takim życiowym zakręcie, większośc ludzi ma takie zawirowania. Ważne,że o tym piszesz. Teraz tylko musiałabyś chcieć zrobić ten następny krok.......poprostu skonczyc szkołę.

Słuchaj, mam koleżankę, której nauka w LO szła ................no to była katastrofa. Dziś jest lekarzem. Zresztą bardzo znanym specjalistą.

Nie ma szkól dla debili Są szkoły dla ludzi w różnym wieku. Sama stiudiowałam z kobietami, które były stasze ode mnie o 20 lat.

Twoje stereotypy myśleniowe mogą płatac Tobie figle. Skąd te myślenie,że to są szkoły dla debili? Są szkoły dla ludzi pracujących. Są to licea wieczorowe, zaoczne, studia w takim samym systemie. A to wszystk o dla ludzi.

Postaraj się przełamać swoje schematy myśleniowe. Idź do szkoły. Sama wiesz,że takie siedzenie do niczego nie doprowadzi.

 

Fajnie byloby gdyby ktoś Ciebie motywował do działania na początku. Bo cały czas wodzic kogoś dorosłego za rękę mija się z celem.

Może zdecyduj się też zapisać do psychoterapeuty. Czasem bywa tak,że najpierw trzeba dojść do tego, dlaczego tak stało sięw Twoim życiu, dojsc do przyczyn problemu Jak juz poznasz swoje konflikty, zaczniesz je zmieniać tak,żeby zyć dla siebie przede wszystkim ,a nie dla kogoś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, ma rację. I niestety takich stereotypów mamy pełno :?

Mi wpajali większość z nich moi bliscy, musiałam być naj we wszystkim, bo wszystko inne, odrębne czy osiągnięte w inny sposób było gorsze. Ciężko się tego pozbyć bo jest to ugruntowane gdzieś w naszej świadomości, jednak trzeba z tym walczyć, coś robić. Trzeba sobie uświadomić, że czasem takie stereotypowe przekonania są błędne, nieprawdziwe, blokują nas i nie pozwalają działać, ruszyć do przodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szkola wcale nie jest wazna ani do szczescia potrzebna ja nie wiem czy przejde wogole ten rok ale olewam to. Powinnaś sie zmienic! wiem ze ciezko to zrobic. Ale zacznij cos w sobie zmieniać. Spójrz w lustro. Podoba Ci sie? no to 1 krok za Toba. Ale jesli nie to znaczy ze powinnas zmienic swoj wyglad! wiem ze wydaje sie to zbyt proste czy idiotyczne ale malymi krokami mozna dojsc wszedzie. Powiedz mi czy ubierasz sie schludnie? czy moze okropnie? To musi byc szczere! Na tym poziomie znajdziesz powod swoich niepowodzen. Jak to ustalimy to pomysl czy na pewno nie masz zadnych przyjaciol?

WOGOLE? Żadnych? A moze nie chcesz mieć? Masz jakies nr tel? napewno cale zycie bylas sama? moze kogos odzucilas?

Mozesz przeciez w kazdej chwili odnowic relacje, poki nie masz wrogów caly swiat Cie bedzie kochal!

Wiem ze dziwnie pisze, ale tak trzeba zaczac! Inaczej nigdy nie znajdziesz swojej drogi. A jeszcze powiedz mi po 3cie, jaki jest Twoj wymarzony zawod? Czy czasem Twoj schemat z dziecinstwa nie przyslania Twoich talentow? prawdziwych talentow? Bo widzisz czasami wydaje nam sie ze wiemy czego chcemy a to czemu jestesmy przeznaczeni więdnie gleboko w nas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie dobrze wiem, o czym mówisz, bo mam to samo... Jestem na trzecim roku studiów, w czerwcu teoretycznie bronie licencjat, ale tak naprawdę - nie mam już siły... Całe studia to był jeden wielki fuks, nie mam pojęcia, jak mi sie udawało to wszystko zaliczyć, bo w czasie sesji dostaję takiej blokady, że po prostu nie jestem w stanie się uczyć. Przeraża i przytłacza mnie ten cały ogrom materiału. Oczywiście próbuję uczyć się wcześniej, żeby nie na ostanią chwilę, ale to nie ma sensu, bo i tak zapominam to, czego sie wcześniej niby nauczyłam. Moja siostra mówi mi, że to dlatego, bo nie skupiam się dostatecznie. Może i tak. Ale właśnie z koncentracją mam taki ogromny problem, albo jestem taka tępa... Tego typu problemy towarzyszą mi już od gimnazjum właściwie, ale na wcześniejszych etapach, może dlaczego, że było jednak mniej tego materiału do opanowania, jakoś mi szło. Ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że przez otoczenie jestem postrzegana jako pilna i zdolna studentka! Mam dobrą średnią (nawet stypendium naukowe), ale nikt się nawet nie domyśla, że ja po prostu miałam zawsze takiego mega farta na egzaminach! Ale w tym tygodniu czeka mnie egzamin, o którym wiem na pewno, że nie da rady się "fuksnąć". Zamiast sie uczyc - panikuję. Wiem, jestem nienormalna...

Do tego wszystkiego dochodzą inne problemy, typu - nie czuję totalnie radosći z życia. Swoje studia wybrałam zgodnie z zainteresowaniami, ale nawet one już mnie nie cieszą. Tragizm tej sytuacji polega jednak na tym, że poza nimi nie mam żadnych innych zainteresowań. Staram się dostrzegać pozytywne strony rzeczywistosci - mam fajną rodzinę, cudownych przyjaciół, mieszkam w mieście, które kocham. Ale jak zbliża się egzamin, to popadam w totalny marazm. Widzę jedynie, że jestem tępa i słaba psychicznie, że nie potrafie stawiać czoła problemom, tylko myślę, jakby uciec (myśli samobójcze również sie pojawiają, ale jestem osobą głęboko wierzącą i tylko z tego względu nie odważyłabym się na taki krok).

Wiem, że ludzie mają poważniejsze problemy - chociażby ze zdrowiem. A ja robię takie halo o głupie studia i sytuację, na którą przeciaż w zasadzie mam wpływ! Ale to, że ogarnia mnei niemoc i kompletna rezygnacja, że nie mam na nic siły i nic mnie cieszy świadczy, że mam depresję? Moja siostra (studentka psychologii), twierdzi, że nie. Ale przecież ja nie mogę ciągle tak żyć!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze nie myśl o sobie jako o głupiej, bo pewnie taka nie jesteś. to, że nie umiesz matmy, bo dla wielu to czarna magia i jakieś głupie cyferki i pierdoły(w tym dla mnie, a mimo to udało mi się ją zaliczyć na studiach na I semestrze!) nie znaczy, że "jesteś debilem", tysiące ludzi ma z nią problemy, a jakoś żyją. a u ciebie czynnik, który to determinuje to nerwica. powiem ci - 6 lat matmy jest do nadrobienia, jakbyś trochę przysiadła :] nie myśl tak o tym, że to taki ogrom materiału, bo niektóre rzeczy opanujesz bardzo szybko. ale jak ktoś tu pisał nauka i szkoła nie jest najważniejsza, sama w sobie jest nudna, ale jak ktoś się uczy w określonym celu, to co innego. na twoim miejscu jednak spróbowałbym skończy to liceum, nawet jak ma być dla dorosłych, bo wykształcenie jednak się przydaje i jest przepustką na jakieś studia i do robienia czegoś, bo takie siedzenie bezczynne może zabić. przede wszystkim musisz przestać myśleć o tej matmie cały czas, bo to tylko głupi przedmiot szkolny, musisz odżyć, bo przecież nie możesz przez taką pierdołę (powinnaś tak na to spojrzeć) zawalić swojego życia. i nie mówię tu o dalszym kształceniu się, ale z tego co piszesz ten fakt odbiera ci chęć do życia, podcina skrzydła, doprowadza cię do beznadziejności, frustracji, a nawet szaleństwa. pamiętam jak sam się kiedyś przejmowałem dwójami w liceum mimo nauki i też czułem się jak debil, przejmowałem się ocenami, nie dlatego, że miałem jakieś ambicje, żeby być piątkowiczem itd. ale myślałem, że stać mnie na więcej. mimo nauki miałem słabe stopnie, ale teraz wiem jak duży wpływ na moją naukę miała nerwica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zastanawia mnie tylko czy u mnie z matma nie bedzie tak samo. Szczerze watpie ze przejde ten rok, wszystko zaczelo sie od matmy. W tamtym roku chodziłam na korepetycje ale w 1wszym semestrze wszystko zwalałam, bo kulam calymi dniami - a w dzienniku 111111 mialam doslownie. Oczywiscie 1 sem nie zdalam drugi tez i czekala mnie poprawka mimo to ze sie uczylam, na korkach wszystko umialam zrobic. to byly jakies zarty przyszlam nic nie umialam babka mi wszystko powiedziala co mam pisac i jakos przeszlam. ale dostalam skierowanie do psychologa sprawdzic czy mam dyskalkulie czy co i tylko powiedzialy mi ze mam blokde i do widzenia. jakies glupoty wyslaly do mojej szkoly ktorych nauczycielka i tak nie zastosowala w stosunku do mnie. uczylam sie i sytuacja sie powtarzala ze nic nie umiem, a w rezultacie teraz nie mam ochoty nawet dotknac zadnej ksiazki i caly rok zawalony. teraz juz tak nie bedzie, rodzice w tamtym roku latali do mojej szkoly a teraz sily nie maja. wszysy mowia ze mnie stac na wiecej tylko ze to lenistwo. ciekawe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×