Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Najważniejsze, to chcieć go szlifować. Bez tego pozostaje bezustanne odbijanie się od ścian i kierowanie pretensji do ścian i reszty świata, że są twarde a świat daje kopy w dupę...

ale to dotyczy chyba wszystkich chorób, zaburzeń, nałogów, na pewno większości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najważniejsze, to chcieć go szlifować. Bez tego pozostaje bezustanne odbijanie się od ścian i kierowanie pretensji do ścian i reszty świata, że są twarde a świat daje kopy w dupę...

ale to dotyczy chyba wszystkich chorób, zaburzeń, nałogów, na pewno większości

 

No tak, bo niestety wszystko się opiera na chęci zmian, pracy nad sobą, naprawie tego co popsute...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z borderem jest tak, że jak ma lepsze chwile to chce naprawiać, uczyć się, zmieniać

a później następuje gorszy czas - kiedy znowu wszystko psuje, niszczy siebie i inych

błędne koło nieszczęśliwego bordera

 

Ja się spotkałem z borderem, który jak miał lepszy czas, to owszem, chciał naprawiać, ale nie siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z borderem jest tak, że jak ma lepsze chwile to chce naprawiać, uczyć się, zmieniać

a później następuje gorszy czas - kiedy znowu wszystko psuje, niszczy siebie i inych

błędne koło nieszczęśliwego bordera

 

Ja się spotkałem z borderem, który jak miał lepszy czas, to owszem, chciał naprawiać, ale nie siebie...

 

Trochę w tym prawdy. Chociaż próbuję zmieniać siebie, na lepsze. To moja chwilowa radość/moc/wiara - sprawia, że chciałabym zmieniać też innych, żeby "osiągneli" to co ja, dorównali mi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z borderem jest tak, że jak ma lepsze chwile to chce naprawiać, uczyć się, zmieniać

a później następuje gorszy czas - kiedy znowu wszystko psuje, niszczy siebie i inych

błędne koło nieszczęśliwego bordera

 

Ja się spotkałem z borderem, który jak miał lepszy czas, to owszem, chciał naprawiać, ale nie siebie...

 

Trochę w tym prawdy. Chociaż próbuję zmieniać siebie, na lepsze. To moja chwilowa radość/moc/wiara - sprawia, że chciałabym zmieniać też innych, żeby "osiągneli" to co ja, dorównali mi...

Tiaa... I oświecać ich, bo "przecież też na to zasługują (!)". Z tym, że ta chęć bycia wybawicielem jest chyba również rozpaczliwą próbą zatrzymania tej radości/mocy/wiary, chęcią sprawienia, by za te uczucia za żadne skarby nie odchodziły. W końcu "albo jestem ponad, albo jestem nikim". Nie wiem. Zagmatwane to wszystko, jak i ludzka psychika w ogóle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapeutka stwierdziła, że ja odczuwam miłość jak dziecko. Od partnerów oczekiwałam miłości takiej jakiej się oczekuje od rodzica. A nie na tym to polega.

Ja bym powiedziała ciut inaczej.

Mam wrażenie, że borderki w ogóle szukają kogoś, kogo mogą kochać całościowo i w którym będą mogły skupić WSZYSTKIE uczucia - jednocześnie rodzica/opiekuna, przyjaciela/bratnią duszę i kochanka. Spychają wszystkich na 2 plan koncentrując się na tej jednej osobie, tylko problem się pojawia, jak te role zaczynają się wzajemnie kłócić - jak połączyć role ojca i kochanka, to dostajemy mistrza-przewodnika, ale to z kolei trochę wyklucza się z przyjacielem. Z kolei przyjaciel i kochanek w jednym często nie dorasta do roli odpowiedzialnego opiekuna. Itd itp...

 

 

:hide::hide::hide::hide::hide::shock: O matko... Ja mam męża, od którego wymagam traktowania mnie, jak dziecko - córkę... ale to jeszcze nic... jestem w dziwnej relacji z moim szefem... od którego wymagam CAŁOŚCIOWEJ akceptacji mojej osoby, jak córki, chwała Bogu, ze jest moim kolegą, bo już dawno wyleciałabym z pracy za moje jazdy, które mu odwalam. :evil::evil: Idealizacja - jaki on jest super itp., a wystarczy jedno jego złe spojrzenie na mnie lub dobre w str. kogos innego, to jaaaadę równo i mieszam z błotem - jak to border potrafi... :evil: Ech... Musiałam do napisać...

 

A szef twierdzi, że mnie kocha - to już wiecie, że w takim wypadku potrafie być wymagająca...i to bardzo...Skoro kocha - to niech to udowodni, znosząc moje akcje nie do wytrzymania... Ech... :(

 

A mąż to w ogóle ma przechlapane... Ale mąż rozumie mnie bez słów, więc troszkę mu odpuszczam :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem czym jest borderline.

Borderline to nie tylko większa wraźliwość, ale cała masa objawów. Ogromne zaangażowanie, przeżywanie, itp..

Tylko, że to sa objawy pozytywne, czy to się komuś podoba, czy nie.

Aż mnie krew zalewa... Posłużę się ciocią Wikipedią, bo nie chce mi się dokładnie szukać: http://pl.wikipedia.org/wiki/Osobowo%C5%9B%C4%87_chwiejna_emocjonalnie_typu_borderline

Czy wg to są pozytywne objawy?

 

2-3 lata temu miałem borderline podobno, albo cos podobnego.

Teraz wpadłem w depresje, czy coś podobnego.

 

Teraz tęsknie za tym, za tą falą uczuć i emocji.

Zepsułem sobie to lekami i narkotykami.

 

Ten cytat to prawda, ale dopiero się ją uzna za prawdę, jak się straci.

Sory, ale raczej miałeś "coś podobnego"... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest sens życia. Mimo, że w definicji bordera, często pada słowo PUSTKA, to jednak to schorzenie, jest jednym z tych, ktore nadają zyciu takiego sensu, że każda osoba z depresją, nerwicą, czy innym urazem - jak czyta posty osoby z borderline, by się zamieniła bez zastanowienia.

 

pustka to tylko część całego problemu i niestety dla Twojej informacji osoby mające borderline mają również epizody depresjii, bulimii, nerwicy i wiele innych przykrych rzeczy. Więc jeśli ktoś z samą depresją czy z samą nerwicą bez zastanowienia by się ze mną zamieniło to świadczyłoby tylko, że pozostaną w swojej cięższej sytuacji i dołożą sobie masę innego g.

 

Poza tym pamiętajmy, że same definicje depresja, nerwica, zaburzenia osobowości i inne jest tylko ogólną diagnozą a każdy w pewnych aspektach cierpi i przeżywa to na swój indywidualny sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzadko zdarza się, żebym nie mogła rozgryźć przyczyn swojego postępowania w ten a ten sposób, ale tym razem mam ogromną zagadkę, uporczywą. Ciągnie się u mnie temat lęku przed bliskością z drugiej strony i pragnienia kontrolowania wszystkich.

Rozwiązałam kwestię z murem i zmyłką, to jest bycie bardzo nachalną emocjonalnie i fizycznie wobec niektórych, rzucanie się w znajomość i nierozróżnianie granic dla poszczególnych typów relacji miało mnie odciągnąć od myśli, że boję się zbliżenia z drugim człowiekiem i spowodować odwrotne wrażenie, ale ostatecznie wiem, że tą drogą odrzucałam i odseparowywałam od siebie dane osoby, albowiem czuły się osaczone. Jasna dosyć jest też sprawa z platoniczną miłością i otaczaniem tym silnym uczuciem osób wyłącznie z góry niedostępnych; mam swój posąg, w który mogę być wpatrzona, mogę sobie wyobrażać wszystko, mogę wszystko jej nawet wyznawać, mam o czym marzyć, ale wiem i mamy wyjaśnione często, iż nic z tego. Moje potrzeby są spełnione połowicznie, ale ta połowiczność potrafi połknąć całą moją rzeczywistość na długi czas. Z kolei osoby, powiedzmy, dostępne, choć nie ma takich aktualnie dookoła, no ale jest to założenie, są "nie tymi" i nie wystarczają, a mało tego, przy spostrzeżeniu najmniejszych znaków z ich strony, przy okazaniu mi najdrobniejszego zainteresowania, włącza mi się wielki czerwony alarm, to ja czuję się osaczona i uciekam jak najdalej, czując się niebezpiecznie oraz będąc rozdrażnioną. Załóżmy, że okej, da się to wyjaśnić faktem, że byłam bardzo opuszczonym dzieckiem i pozostawionym ze swoimi problemami, a na okazanie miłości, troski często czekałam i się nie doczekiwałam, jednocześnie będąc traktowaną nieadekwatnie do swego wieku oraz przeplatane to wszystko było jakimiś szantażami emocjonalnymi. Nauczono mnie, że mam czekać w poświęceniu, bez momentu otrzymania tego, na co marnowała się moja cierpliwość.

Mam bardzo szeroki krąg prywatności. Odbiłam sobie za to, że nie miałam jej w postaci fizycznej do 14 roku życia, mieszkając z całą rodziną na głowie w jednym pomieszczeniu i wariatem za ścianą. Wszystko muszę zrobić sama, nie lubię udziału innych osób, nie toleruję wnikania w to, co robię i oceniania tego. Przekraczających ową granicę czeka agresja.

Nie pojmuję pragnienia kontrolowania wszystkiego. Związek, seks ma zależeć tylko i wyłącznie od mojej własnej woli i widzimisię. Inwencja drugiego człowieka to już coś na miarę napaści. Jednocześnie totalnie nie rozumiem, dlaczego od dziecka miałam takie zapędy na matkę polkę, otaczającą pomocą i czułością zranionych i poszkodowanych, tworząc w głowie od lat przeróżne sytuacje. Jakby nikt nie mógł mnie chcieć po prostu, muszę być po coś, aby udzielić pomocy, podarować to to, to tamto. Czasem mam wrażenie, iż zagubiłam w pamięci tyle istotnych szczegółów, a nawet niekoniecznie istotnych, lecz takich, które cokolwiek by mi wyjaśniły, szukam przyczyn swoich zachowań wręcz natrętnie. Natręctwa. Kolejna dziwna rzecz, która zawsze mnie przerażała i której nie wyjaśnię chyba nigdy. Co jakiś okres włącza mi się natrętna myśl, jedyna, która jeszcze w stanie jest mnie ruszyć, sugerująca, iż byłam ofiarą przestępstwa seksualnego, a nie pamiętam tego. Nie wiem, dlaczego tak i dlaczego akurat to. Grzebię w pamięci, zarzucam sugestiami, ale nic nie wydaje się przekonujące, a jednak dręczy mnie to. To jak strzelanie ślepakami. Nie potrafię znaleźć drugiego "dna" za tym natręctwem, żadnej inwersji. Powoli gubię się we wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednocześnie totalnie nie rozumiem, dlaczego od dziecka miałam takie zapędy na matkę polkę, otaczającą pomocą i czułością zranionych i poszkodowanych, tworząc w głowie od lat przeróżne sytuacje. Jakby nikt nie mógł mnie chcieć po prostu, muszę być po coś, aby udzielić pomocy, podarować to to, to tamto.

 

Mam bardzo podobnie tyle, że realnie doszło to już do takiego punktu, że poprzez poświęcanie siebie i otaczanie się ludźmi włącznie z rodziną którzy zaczęli zwyczajnie wykorzystywać moją nie tyle pomoc co gotowość do dużego wyjścia w ich kierunku zniszczyłam pewne sfery w sobie. Ale chyba jeszcze gorsze jest to, że nie mogę działać inaczej bo wtedy czuję sie niepotrzebna i mam wrażenie, że postępuję nie właściwie. Czuję, jakby na moich barkach spoczywał jakiś obowiązek ciągłego ratowania, mojej rodziny czy mojego partnera.

 

Z innej beczki chciałam jeszcze napisać, że prześladuje mnie ostatnio ciągła derealizacja, czasem sie nasila ale przeważnie jest mała, jednak jest. Czuję jakby wszystko oprócz tej chwili było takie hmm "nieobecne". Nawet teraz wspominając np dzisiejszy poranek, jak się obudziłam, co zrobiłam, jak byłam w sklepie mam wrażenie jakby to się nie wydarzyło na prawdę, widzę to w myślach bardzo przez mgłę.

 

Czekam z utęsknieniem na jesień i zimę, nie mam bladego pojęcia dlaczego ale epizody depresyjne zawsze łapią mnie na wiosnę i lato. Zimą tak jakby odżywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet teraz wspominając np dzisiejszy poranek, jak się obudziłam, co zrobiłam, jak byłam w sklepie mam wrażenie jakby to się nie wydarzyło na prawdę, widzę to w myślach bardzo przez mgłę.

Stary, tez tak mam, plus pogłębiane przez fakt, ze mam dziwne doznania ze względu na porąbany puls- tętniczy ogromny, a zwykły niski, mam wrażenie, że zaraz zemdleję, jakby cały świat dookoła odpływał, ale to się nie dzieje. Stałam tak w centrum warszawskim ostatnio z 5 min pod kfc, nie ogarniając, dopóki jakiś murzyn się do mnie nie doczepil i nie zapytał, czemu cholera tak stoję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Derealizacja to, mówiąc prosto, stan, w trakcie którego umysł pod wpływem zbyt dużego "przeciążenia" otoczeniem lub sytuacją odsuwa się od otoczenia, to jest powoduje, że w pewnym sensie odpływasz i czujesz, jakby otaczająca cię rzeczywistość była za mgłą, za szybą, zdaje się nierzeczywista, separuje cię. Dla mnie uczucie nieco jak przed omdleniem, nieprzyjemne okrutnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stary

Jestem wilczycą, nie wilkiem :D

tez tak mam, plus pogłębiane przez fakt, ze mam dziwne doznania ze względu na porąbany puls- tętniczy ogromny, a zwykły niski, mam wrażenie, że zaraz zemdleję, jakby cały świat dookoła odpływał, ale to się nie dzieje.

 

U mnie z pulsem podobnie, nieraz mierzę sobie ciśnienie i jest elegancko 120 na 80 a puls 112 :shock: tyle, że u mnie derealizacja rzadko sie kończy atakami paniki czy uczuciem mdlenia,kiedyś przy epizodzie nerwicy lękowej miałam po prostu masakrę, teraz na "szczęście" jest u mnie sama leciutka derealizacja która jednak jest dosyć często. Czytałam niestety, że ludzie z borderline często skarżą sie na derealizację albo depersonalizację. No i dodam, że zaobserwowałam, że przy silnym stresie zawsze to się nasila na pewien okres czasu.

 

 

Stałam tak w centrum warszawskim ostatnio z 5 min pod kfc, nie ogarniając, dopóki jakiś murzyn się do mnie nie doczepil i nie zapytał, czemu cholera tak stoję...

 

Miło, że się zapytał, pewnie blada byłaś. Takie gesty to w Polsce ewenementy często jest tak, że ktoś mógłby na ulicy umierać i nikt by nie zareagował...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, zmylił mnie nick :D

 

Miło, że się zapytał, pewnie blada byłaś. Takie gesty to w Polsce ewenementy często jest tak, że ktoś mógłby na ulicy umierać i nikt by nie zareagował...

Owszem, ale zabawne, że ja nie ogarnęłam, że po mnie coś widać i o co chodzi. Wydawało mi się, że zaledwie się zatrzymałam i chciałam iść dalej...

 

O boże, jak ja nienawidzę siebie przy większym gronie! Czemu muszę być taką ostentacyjną kretynką, która z jednej strony śmieje się- najczęściej nerwowo i jak stuknięta- na każdym kroku, po czym popada w totalny marazm i nie wiadomo, o co mi chodzi. Nie lubię potem słuchać, jak to ludziom przeszkadza, bo zachowuję się jak upośledzona w pewnym stopniu... A jeszcze potem powiem coś naprawdę mądrego, doradzę i już totalnie nie wiadomo, co o mnie myśleć. Znowu zaczynam popadać w paranoję, że wszyscy widzą we mnie tylko wariatkę. nienawidzę swojej emocjonalności. Zachęcam ludzi, by mówili mi prawdę, co ich wkurwia, jedynie po to, by się zdołować następnie. I te moje okresy, kiedy wymyślę sobie jakąś wersję siebie i obnoszę się z nią na prawo i lewo, następnie będąc osądzoną o fałszywość. Cholera!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeszcze mnie męczy wątek z poprzednich stron - faktycznie tak macie, że osobie partnera przypisujecie rozmaite role? To jest coś, co mnie przeraża, bo sama widzę to w swoim podejściu. Wszyscy na raz znajdują miejsce w moim facecie - partner, przyjaciel, kolega, tatuś, opiekun, mentor intelektualny, brat i pewnie coś jeszcze bym znalazła. Najgorsze, że jednocześnie rezygnuje z innych ludzi w moim życiu, bo po co mi nową, niepewna relacja np z kolegą, skoro mój "Oh i ah!" zastępuje mi ich wszystkich :roll: ?! dodatkowo wychodzą z tego takie paranoje, że na fali poczucia relacji dziecko-ojciec, niejako automatycznie zanika mój pociąg seksualny.... on okresowo przestaje być obiektem seksualnym dla mnie :<img src=:'> pomimo tego, że czuję, że kocham go totalnie :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w większym gronie border może towarzystwo całkowicie zdominować (widziałem wiele razy na żywo, bardzo ciekawe doświadczenie)

 

Nie ja, chociaż...przez pewien okres grałam taką dominującą, gotową na wszystko lesbę- wtedy poznałam aktualne grono towarzyskie, ludzi fascynują i bawią takie "gwiazdy" i miejskie legendy. Ale co z tego? Narobiłam mnóstwo rzeczy, dzięki którym mam okrutne wyrzuty sumienia i popsutą reputację, tamta ja się rozsypała w mgnieniu oka, a stałam się znowu zalęknioną, wiecznie nerwowo roześmianą dziewczyną o specyficznym poczuciu humoru i wyglądzie, nachalną wobec ludzi, choć empatyczną, pozornie. Pozostały wyrzuty względem mnie o fałszywość, bo jak to, lesba okazała się marną bi, przestała sztucznie dominować, nie odwala już tak, a dodatkowo od roześmianej na głos, głupawej dziewuszki staje się w ułamku sekundy odizolowaną, wkurzoną, niedocenioną i zazdrosną wredotę, szczekającą na wszystkich dookoła o byle co. I ile razy można tłumaczyć zawiłość charakteru, ludzie nie potrafią przyjąć faktu, że naprawdę mnie nie znają. Ktoś się przyzwyczaił do tej "wersji" i będzie narzekał, ktoś do innej. Dzisiaj wybuchnęłam, stałam z bolesną miną na boku, mrucząc do zainteresowanych zmianą, iż nie jest to ich biznes, co ze mną, i że jeśli myślą, że mnie znają, to się grubo mylą, nie jestem tą fajną sobą. A naprawdę nie potrafiłam się już odnaleźć, w głowie mam taki chaos, że najchętniej coś bym sobie zrobiła, nie mogę patrzeć na dobrze bawiących się ze sobą znajomych, a po mojej głowie plącze się tylko myśl, jak muszą mną pogardzać i jak obrzydliwym człowiekiem jestem pod każdym względem. Czuję, że oszukuję wszystkich, choć nie potrafię zapanować nad byciem tak niestabilną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×