Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

salwas, Hej.

W jaki sposób na Ciebie wpłynął ten związek? Możesz doprecyzować?

 

Przez te dwa lata, z uśmiechniętego, cieszącego się z życia faceta, stałem się smutnym, zamkniętym w sobie gościem, bez pomysłu na przyszłość. Miałem swoją pasję, chciało mi się żyć, wstawać rano, uśmiechać. Nigdy nie czułem się w swoim ciele dobrze, ale nie było to jakoś szczególnie wkurzające. Wiedziałem, że jestem wartościową i ciekawą osobą. W czasie trwania związku, podczas licznych, agresywnych kłótni, usłyszałem na swój temat wiele przykrych, bolesnych rzeczy, wiele porównań do innych. Tłumaczyłem sobie to tym, że Ona nie panuje nad tym co mówi ale niestety, gdzieś to w głowie wszystko się kumulowało. Na chwilę obecną, czuję się jak śmieć. Chcąc, nie chcąc uwierzyłem w to wszystko. Problem ciągle się pogłębia, ponieważ "moja" borderka, mimo tego, że mnie rzuciła, nie daje mi o sobie zapomnieć. Pisze, dzwoni, chwali się, jak to teraz odżyła, jakich to fajnych facetów poznaje i czego to z nimi nie robi, pokazuje mi fotki porównując ich do mnie. W jej oczach jestem całym złem tego świata. Po każdym takim kontakcie wpadam chyba w stany nerwicowe. Nie mogę spać, jeść, chudnę, całymi dniami nie ruszam się z łóżka. Z domu nie wychodzę, bo boję się ją spotkać (mieszkamy blisko siebie). Po jednym z takich spotkań kompletnie się rozsypałem. Pojawiła się gorączka, ból głowy, wymioty, zimne poty, niekontrolowane drgawki, dwudniowa bezsenność i zanik apetytu.

Próbuję kompletnie zerwać kontakt, ale nie potrafię. Ciągle o niej myślę, martwię się, czuję, że odniosłem porażkę, że nie udało mi się jej zmusić do leczenia, że nie udało mi się jej pomóc. Nie wiem czemu, ale czuję się za nią odpowiedzialny jak za swoje dziecko. Prosiłem jej rodziców o pomoc, ale usłyszałem tylko, że ona ma taki charakter i z tego wyrośnie. Jest mi jej żal, ale z drugiej strony wątpię, że kiedykolwiek sama żałowała za to wszystko co zrobiła mi, bo nigdy mnie nie przeprosiła - tłumaczyła to tylko tym, że jest chora...a choroba i tak jest moją winą.

Nie wiem, czuję się przegrany i nic niewarty. Byłem już z tym u psychologa, ale kompletnie nie trafia do mnie to wszystko, co mi mówił.

 

Przepraszam, jeśli moja wypowiedź jest nieco chaotyczna, ale mam straszny mętlik w głowie i ciężko mi się skupić...

 

salwas,

a może zacznij żyć własnym życiem i zamknij stary rozdział

 

Właśnie to chcę zrobić, ale chciałbym uzyskać odpowiedź na kilka pytań...bo to wcale takie łatwe nie jest, choć pracuję nad tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

salwas, i wchodząc tutaj do tematu bordera czego oczekujesz? kolejnych kopniaków od kolejnych porąbanych borderów... mało ci...? biedaku... :(

 

Pw.

 

Ja wam powiem, że ze mnie słaby border chyba. Albo jakiś ulepszony. Ja bym nie potrafiła tak mieszać z błotem bliską mi osobę. Czasami owszem, mam ochotę powiedzieć komuś, jakim durniem jest, ale od razu myślę sobie, nie, przecież to tylko moja złość chwilowa, wcale tak nie myślę. Jeśli mi na kimś zależy to wolę sobie samej nawrzucać niż tej osobie, chyba że serio mi zajdzie za skórę to mówię co myślę ale wg zasady "Twoje zachowanie mnie rani" niż "jesteś gównem".

Ale znam kilka orderów, które mieszają z błotem jak leci. Takie osoby nakręcają się tym, co i jak mówią. I one nie mówią o osobie, do której mówią, ale pławią się tym, w jaki sposób słowa wychodzą z ich ust. Nakręcają się tą agresją i czasami mam wrażenie, że ta złość wcale ukierunkowana nie jest, tylko widownia jest potrzebna. Później jest im po prostu głupio przeprosić, bo jak to, przepraszać widownie? Oni się czują jak w filmie, jak w jakimś trumanshow, dziwne to i porąbane, ale tak jest.

Dlatego partnerzy i partnerki borderów - jak Wam się takie zaburzone zaczyna nakręcać to usiądźcie sobie wygodnie w fotelu, otwórzcie piwko i wyobraźcie sobie, że oglądacie film. Jak się skończy nadawanie, to podejdźcie i przytulcie. Tego zazwyczaj borderowi trzeba, a Wam zaoszczędzi nerwów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pannaAlicja, Ty już przepracowałaś kilka ważnych kwestii na terapii, stąd wiesz jak się zachować, rozumiesz pewne schematy, co z czego wynika więc jest Ci łatwiej.

Oczywiście nie bronię postawy założyciela wątku i jego byłej dziewczyny, która nie kwapi się do tego, żeby zacząć się leczyć. Myślę, że zachowanie Jego dziewczyno mogło wywrzeć wydźwięk na jego dzisiejszym funkcjonowaniu, być może nawet było takim zapalnikiem do uaktywnienia się Jego trudności.

salwas, myślę, że przydałaby się Tobie terapia, a nie rozmowy z psychologiem bo to wielka różnica.

Musisz także przepracować parę kwestii wziętych z Twojego życia.

Poszukaj jakiegoś kompetentnego terapeutę, aby się nie męczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciągle o niej myślę, martwię się, czuję, że odniosłem porażkę, że nie udało mi się jej zmusić do leczenia, że nie udało mi się jej pomóc. Nie wiem czemu, ale czuję się za nią odpowiedzialny jak za swoje dziecko.

no i wcale mnie nie dziwi, że czujesz się odpowiedzialny jak za dziecko. relacja z bpd to często generowanie takich właśnie relacji dziecko-rodzic, a właściwie powtarzanie schematu z relacji z toksycznym rodzicem. border będzie żądał uwagi i zaspokajania potrzeby bezpieczeństwa w stopniu, jakiego wymaga małe dziecko. będzie sie zbliżał, wczepiał, łączył jak taka pasożytnicza rybka przyczepiona do większej. aż zatracisz poczucie gdzie kończysz się Ty, a zaczyna ona. miłość bordera z zasady opiera się na zaspokajaniu jego potrzeb, nie jest to miłość dojrzała :roll:

 

sądząc po jej zachowaniu już "po" zerwaniu, wg mnie cały czas żywi do Ciebie ogromną złość, zdewaluowała Cię do samego dna piekieł ;) i teraz żywi się własną złością, bo ogólnie takie "złoszczenie się" jest na swój sposób po prostu przyjemne, jest jakby metodą realizowania siebie. mogłabym to porównać do przyjemności związanej z rozładowaniem napięcia seksualnego, oczywiście im więcej nagromadzonych emocji tym większy wybuch, i tym większe potem zadowolenie. nie przejmuj się, nie jesteś beznadziejny, ta złość prawie zawsze jest przejaskrawiona i sztucznie nadmuchana. w sensie bez rzeczywistych podstaw.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedną zieloną dla zielonej miętowej poproszę!

 

Zgadzam się, ludzie lubią pozbywać się zakumulowanego gniewu. Póki nie popadłem w depresję czyniłem krzywdę, kłamałem, śmiałem się, stosowałem podstęp itd. i jeszcze dawało mi to radość. Co za piękny żywot.

Ale wszystko się skończyło jak przyszło załamanie. Wtedy to wszystko mnie dopadło. Jeśli ktoś wierzy w karę za grzechy, to niech spojrzy na mój przypadek i się uczy. Od tamtej pory staram się moralnie postępować, bo każda przemoc mnie boli. I już nie ma tej satysfakcji ze zbluzgania jakiegoś "frajera", ubicia znienawidzonego stwora w grze na komputer, pokonania przeciwnika w szachy itd.

 

 

Żadne przyjemności tego świata mi nie zostały. A czytałem CD-Action i uczyłem się bluzgania od Smugglera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, dzięki! ;) zieloną przyjmę zawsze, w każdej ilości

 

ja bym jeszcze mogła dodać do Twojej wyliczanki manipulowanie, celowe rozdrażnianie ludzi, kierowanie rozmową tak, żeby wyłuszczyć i spotęgować cudze błędy :arrow: żeby się poczuł gorzej ze samym sobą, aluzje do rozmówcy mieszające go z błotem, ogólnie dawanie komunikatu "jesteś totalnym śmieciem i gardzę tobą" chociaż nie wprost :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, zgadza się. Ten system działa, póki to wszyscy robią. Zapewnia względną równowagę. Ale jak się wyłamiesz to tracisz mechanizm obronny. Tak jak ktoś cię uderzył to ty uderzasz go i problem z głowy. Wszyscy zadowoleni. Kiedy ktoś pragnie się "nawrócić" to traci całą moc i wtedy staje się bezbronny.

 

Mnie nie raz ktoś zaczepi na ulicy, wyśmieje na boku, zignoruje, spojrzy z góry itd. itd. itd. itd.

A mi nie pozostaje nic innego, jak wziąć to na klatę. Może dlatego siedzę tutaj, bo tu nie ma takich fali hejtu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby bohaterka tego wątku po odpowiednio solidnym wyzłoszczeniu się, przeszła do fazy zobojętnienia i potem bardzo szybko tęsknoty. wtedy będzie inicjować dalszy kontakt, już w zupełnie innym tonie czyli "co słychać?", "zawsze lubiłam w tobie to i tamto", "brakuje mi ciebie", "spotkajmy się na piwo" itd. fala zauroczenia osobą autora na nowo.

 

-- 07 sie 2013, 01:43 --

 

Ja wam powiem, że ze mnie słaby border chyba. Albo jakiś ulepszony. Ja bym nie potrafiła tak mieszać z błotem bliską mi osobę.

a nie jest przypadkiem tak, że wąskie grono najbliższych osób ochraniasz, bo szanujesz ich, kochasz i masz poczucie, że Twoja złość mogłaby ich zniszczyć, zmieść z powierzchni ziemi? zatem lepiej skierować ją do siebie? ja tak mam właśnie. moim zdaniem łatwiej jest zbesztać tych, na których nam średnio zależy, bo jak się odsuną, a nie są nam potrzebni tak bardzo, to co z tego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że osoby cierpiące na BPD działają według jednego, konkretnego schematu...Bo wszystko, o czym piszecie, było i u mnie. Początki były super, to była magia...ale widocznie bez tej magii nie da się znaleźć "żywiciela". Na początku spełniane były wszelkie zachcianki, więc nie było problemu. Problem pojawił się, gdy zaczęły się pojawiać wymagania od drugiej osoby.

 

a i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby bohaterka tego wątku po odpowiednio solidnym wyzłoszczeniu się, przeszła do fazy zobojętnienia i potem bardzo szybko tęsknoty. wtedy będzie inicjować dalszy kontakt, już w zupełnie innym tonie czyli "co słychać?", "zawsze lubiłam w tobie to i tamto", "brakuje mi ciebie", "spotkajmy się na piwo" itd. fala zauroczenia osobą autora na nowo.

 

Ja to już przerabiałem przy poprzednich rozstaniach. Były randki z innymi i nagle powrót od mnie, bo jednak ja jestem najlepszy...Ale oczywiście też bez słowa przepraszam. Ba! Kazała mi się jeszcze cieszyć, że mam tak atrakcyjną, rozchwytywaną dziewczynę i powinienem być jej wdzięczny, że jest z takim człowieczkiem jak ja...

 

A jak jest z przemocą fizyczną u osób chorych? Bo w naszym przypadku, zdarzało się i to. Właśnie wtedy, kiedy po wybuchu złości chciałem przytulić i uspokoić, wtedy zwykle obrywałem. I wiem, że to nie zdarzyło się po raz pierwszy - do rękoczynów dochodziło też w jej poprzednich związkach.

 

Dziękuję za pomoc! Muszę przyznać, że wszystko mi się zaczyna spinać do kupy i przestaję wierzyć w to, że to ja byłem tym słabym ogniwem...:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

salwas, normalnie jakbym siebie czytał (sprzed około 8 lat). Witaj w klubie dobrych ludzi zniszczonych przez borderową wariatkę. Obecnie jesteś w niej nadal zakochany, więc prawdopodobnie nie dochodzą do Ciebie żadne rady, argumenty ale na pocieszenie powiem Ci, że to, że ona Cię ostatecznie rzuciła jest najlepszą rzeczą jaką mogła dla Ciebie teraz robić. Przekonasz się o tym za jakiś czas jak będziesz w stanie trzeźwo spojrzeć na to co minęło. Teraz najważniejsze dla Ciebie, żeby zminimalizować z nią kontakt do ZERA. Wiem, że łatwo mówić, ale po pół roku powinno być już dużo lepiej a w pełni dojdziesz do siebie jak znajdziesz sobie NORMALNĄ dziewczynę (no nie do końca do siebie dojdziesz, zawsze już będziesz w pewnym stopniu zmieniony ale będzie o niebo lepiej niż teraz). Niech Ci nie będzie jej żal, powinno Ci być najbardziej żal siebie. Ona jest chora psychicznie i prawdopodobnie nigdy się nie zmieni a jeśli nawet to może za jakieś 20 lat a Ty do tego czasu wykitujesz jak będziesz robił sobie nadzieje. Mówią, że to nie choroba psychiczna a "tylko zaburzenie" ale chyba każdy kto poznał taką osobę z bliska przyzna, że zaburzenie to mało powiedziane. Jakby co polecam się na priv.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

salwas, no właśnie, ostatecznie dochodzi sie po takich karkołomnych awanturach do wniosku, że ten "demon" były, jest jednak najlepszy i nie do zastąpienia nikim innym, więc się do niego wraca.

Początki były super, to była magia...ale widocznie bez tej magii nie da się znaleźć "żywiciela".

tak jest! na początku jest magia, w każdym razie ja na początku mojego poprzedniego, wyjątkowo toksycznego związku miałam wrażenie "łał!!! nigdy nie spotkałam tak dopasowanego do mnie człowieka, jest inny, idealny, doskonały, wyjątkowy" i nasza relacja też była WYJĄTKOWA, hiper bliska, po prostu eskalacja szczęścia. oczywiście do pierwszych zgrzytów. bo im wyżej wynosisz drugą osobę na piedestał ochów i achów, tym niżej potem z niego spadnie. resztę już znasz.

A jak jest z przemocą fizyczną u osób chorych? Bo w naszym przypadku, zdarzało się i to.

podręcznikowo - jak najbardziej typowe zachowanie dla bordera. z mojego doświadczenia? w poprzednim związku raniłam tylko werbalnie, ew. zadawałam sobie rany fizycznie, żeby on to widział i też go bolało :roll: w obecnym związku, który uważam za na prawdę przyzwoity i stabilny, też jest pewien zgrzyt. ja i on mamy taki styl bycia, styl żartu, że lubimy się bić, przygniatać, miażdżyć, przytrzymywać, podduszać itp. i to wszystko w ramach wygłupów, trochę jak bójki brata z siostrą, balansujące na granicy bólu. od zawsze tak było, zawsze uważałam to za wyjątkowo zabawne. ale ostatnio mam wrażenie, że temu "wyżywaniu się" na sobie przynajmniej z mojej strony towarzyszy złość, chęć zadania faktycznego bólu, odreagowania jednym słowem. :roll: niepokoi mnie to, wygląda na to, że te zabawy wymykają się spod kontroli. :<img src=:'>

 

salvorin, nie przesadzaj z tą "borderową wariatką", to są bardzo poranieni przez własnych rodziców ludzie, nie mają takich mechanizmów obronnych w głowie jakie masz ty. są ograniczeni w swoich możliwościach emocjonalnych i szamoczą się od ściany do ściany, od potrzeby bliskości do potrzeby autonomii, nigdy nie uzyskując złotego środka. jeśli taki border chodzi na terapię i pracuje nad sobą, to nie widzę powodu, żeby go wrzucać do worka pt "wariat".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Salwas, szkoda mi Ciebie i Twojej partnerki, na Twoim miejscu uważałabym ten związek za zakończony, nawet jeśli każde z Was będzie na terapii. Ale z tym 20-letnim czekaniem na zmianę to akurat bym się nie zgodziła, w moim przypadku wystarczyło kilka lat;) Tyle, że osoba po terapii jest inna i nie zawsze tak atrakcyjna dla swojej drugiej połówki jak ta przed, dlatego nie robiłabym sobie nadziei.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

salvorin, nie przesadzaj z tą "borderową wariatką", to są bardzo poranieni przez własnych rodziców ludzie, nie mają takich mechanizmów obronnych w głowie jakie masz ty. są ograniczeni w swoich możliwościach emocjonalnych i szamoczą się od ściany do ściany, od potrzeby bliskości do potrzeby autonomii, nigdy nie uzyskując złotego środka. jeśli taki border chodzi na terapię i pracuje nad sobą, to nie widzę powodu, żeby go wrzucać do worka pt "wariat".

Jasne, jak border chodzi na terapię to szacun, ale z opisu wywnioskowałem, że akurat ten przypadek nie chodzi i nie ma takiego zamiaru a więc rokowanie ma bardzo kiepskie...

 

BTW: Rozumiem, że na tych terapiach mówią Wam, że to wszystko wzięło się z dzieciństwa i trzeba to przepracować. Kilka lat takiego prania mózgu może i przynosi rezultaty ale czy to potwierdza słuszność założeń co do przyczyn tego zaburzenia to trudno powiedzieć. Jest też teoria o biologicznym podłożu borderline i wydaje mi się ona bardziej prawdopodobna. Np. "moja borderka" miała dziadków schizofreników. Pewien bardzo dobry psychiatra zdradził mi niedawno swoją opinię, że na zaburzenie osobowości w około 70% składają się geny i chyba coś w tym jest. Jednak czy to rozgrzesza jakoś osoby z borderline? W pewnym sensie tak, ale ogólnie uważam, że nie. Oczywiście przemawia przeze mnie w tym temacie sporo złości i frustracji, w innych sprawach jestem dużo bardziej wyrozumiały i tolerancyjny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. Jest też teoria o biologicznym podłożu borderline i wydaje mi się ona bardziej prawdopodobna. Np. "moja borderka" miała dziadków schizofreników. Pewien bardzo dobry psychiatra zdradził mi niedawno swoją opinię, że na zaburzenie osobowości w około 70% składają się geny i chyba coś w tym jest.

 

"Moja borderka" ma cioteczną siostrę (córka siostry ojca) schizofreniczkę - leczona na zamkniętym, z rentą - więc coś w tym dziedziczeniu może być. Na pewno jest to okoliczność sprzyjająca do pojawienia się innych dolegliwości. Geny mają moc.

 

I zgadza się, moja ex nie leczyła się nigdy, nie chciała i nie widziała nic dziwnego w swoim zachowaniu - nadal nie widzi. Wie, że jest chora, ale uważa, że taka jej uroda...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

salvorin, salwas, no jasne, ja też nie zapieram się przed tezą, że część winy leży po stronie genów, generalnie jestem zdania, że musi najpierw zaistnieć jakiś rodzaj podatności genetycznej, a czynniki środowiskowe są rodzajem zapalnika, który uaktywnia te skłonności. ale to jest takie moje luźne, intuicyjne myślenie, ogólnie są różne stanowiska i żadne nie zostało udowodnione raz na zawsze. natomiast nie jest też tak, że to akurat z.o. mają związek z obecnością zaburzeń w historii rodzinnej. występowanie zaburzeń w rodzinie jest predyktorem dla występowania rozmaitych problemów u następnych pokoleń, od schizofrenii, po nerwicę. tylko teraz pytanie, czy jest to kwestią przekazywania "genu choroby", czy po prostu rodzic, lub babcia trawiona przez swoje własne jazdy, była tak patologicznym opiekunem dla wnuka, że musiała mu "podarować" złe wzorce w wychowaniu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zielona miętowa, zgadzam się, że chodzi o predyspozycje - w końcu 70% to nie 100%. Gdyby było inaczej to już dawno by dowiedziono, że podłoże jest czysto genetyczne. Nie mniej jednak większość psychologów z którymi miałem do czynienia wydaje się tego w ogóle nie uznawać. Bardziej szanuję psychiatrów bo oni zwykle dostrzegają obie przyczyny i mimo, że przepisują leki, to nie negują psychoterapii (bywają tacy co negują zupełnie ale to konowały).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówią, że historia zatacza koło. Czasem odnoszę wrażenie, że moje życie, jeśli w ogóle, płynie do przodu bardzo powoli i krótko, ażeby po chwili zatrzymać się w tym samym, konkretnym punkcie, w którym zatrzymał się poprzednio. Zmienia się wyłącznie wystrój zewnętrzny, pojawia się inne przyozdobienie, dla niepoznaki na pierwszy rzut oka. Podłoże emocjonalne i ideowe pozostaje to samo. Ba, tym razem machnięto ręką nawet na przybranie, w spektaklu znienacka pojawiły się, zupełnie niespodzianie, te same, wręcz powiem; znane i kochane, osoby. Powrót starych, zakurzonych uczuć jest doprawdy czymś, czego oczekuję, mając w głowie tyle świeżych i jeszcze niezużytych, że powoli nie starcza miejsca. Czuję się wystarczająco przytłoczona faktem, iż ostatnie miesiące mojej egzystencji mijały pod znakiem godnej pożałowania modlitwy błagalnej o odwzajemnienie palących uczuć w pełnym ich zakresie. Moje niedoczekanie. Moja głupota, lokująca wszystko w tych z góry skazanych nie niepowodzenie z najbardziej trywialnych powodów. Rozlazła kretynko, żebyś tylko nie miała tak spaczonego, wylewnego charakteru, z którym podajesz się każdemu pod nos jak na tacy, żebyś tylko chociaż przez jakiś czas była w stanie poudawać, wszystko byłoby inaczej. Jestem wszystkim, czym gardzę u innych. Szczęście, że ci inni póki co bywają czasem rozsądni, albowiem gdybym to ja spotkała samą siebie, pierw wykorzystałabym, wycisnęła co do ostatniej kropli, a potem ewentualnie kopnęła w kąt jak zepsutą zabawkę.

 

Lecz, mimo faktu, jak szyderczo oraz lekceważąco podchodzę do własnej osoby, jestem szalenie przeczulona na każdą nawet zapowiedź tego samego u otoczenia. Nienawidzę podejścia opierającego się na zasadzie “Jest tak chaotyczna i tak emocjonalna, że na to, co znowu rzekomo czuje, warto przymknąć oko”. Nie kłamię, mówiąc o swoich emocjach, każda jest autentyczna, a jakby tego było mało, prawdopodobnie przeżywana dziesięciokrotnie intensywniej i dłużej, niż statystyki wymagają. Ludzie mają pełne prawo odejść, gdy zawadzają im nadwrażliwe kretynki, lecz nie ma nic gorszego, niż jawna ignorancja. Równomiernie do tego, jak rozwydrzoną, wiecznie roześmianą osobą jestem często na zewnątrz, cenię sobie poważne traktowanie i tak też staram się innych traktować. Jeśli stwierdzam, że coś mnie boli, to mnie boli, jeśli uświadamiam komuś, że go kocham (i na miłość boską, niech niektórzy nauczą się rozróżniać “podoba mi się” od “kocham go/ją”, zanim zrobią z kogoś naczelną poligamistyczną kurewkę), to prawdopodobnie niemalże na zabój i myśli oraz starania dotyczące konkretnej osoby zabrały mi ogromną część życia. Nigdy nie rzucam słów na wiatr, to nie w moim stylu. Tymczasem ostatnio odnoszę wrażenie, że wszystko, co ode mnie, trafia w głęboką, czarną dupę, a czasem jeszcze w dodatku zostanie nachalnie sprowokowane, po czym wypomniane z wyrzutem i owa prowokacja będzie jedynym celem, aby podjąć próbę dowiedzenia się czegokolwiek o mnie oraz specyfice mojego charakteru. Oto jedna z etatowych Matek Polek poczuła się zmęczona i sama będzie wymagała minimum pieprzonego zainteresowania, z reakcją odmienną niż “znowu dramatyzujesz”, skończył się wysiłek charytatywny, także młot mi się coś stępił od przebijania cudzych murów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

borderline to dar . jak ktoś psuje to lekami a nie potrafi tego wykorzystać to BRAWA.

Dar czego? Może wrażliwości na otaczający świat, ludzi.

Ale należy pamiętać, że to zaburzenia osobowości z pogranicza, przede wszystkim niedojrzałość emocjonalna, więc jaki to dar?

Wykorzystać można, ale pod okiem terapeuty, który przeprowadzi zaburzonego przez niezrozumiałe dla niego swoje zachowania.

Leki są wskazane podczas , gdy somatyzacja góruje bo nie oszukujmy się, ale BPD współistnieje z innymi zaburzeniami. Więc optymalnym rozwiązaniem w terapii tego zaburzenia są leki i terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z tą wrażliwością to też nie do końca można mówić jak o zalecie. Bo co to za zaleta, która odbija się na nas samych? To my ponosimy konsekwencje tej wrażliwości, a prawda jest taka, że najszczęśliwsze są osoby gruboskórne, które można nawet posądzić o brak empatii, czy ogólnie o brak serca dla innych. Takie osoby nie można złamać, czy choćby obrazić, bo mają tak silne i pozytywne pojęcie o samym sobie, że nawet czołg by go nie zburzył. :roll:

 

-- 12 sie 2013, 20:45 --

 

a i swoją drogą też nie słyszałam, żeby to wrażliwe, borderowe "serce" miało faktycznie przełożenie na dobroczynność, wolontariat, lub jakąkolwiek pomoc innym, wymagającą znacznego zaangażowania. nie ma chyba żadnego związku między tymi dwiema rzeczami... po prostu na tej wrażliwości nikt nie skorzysta, a już najmniej my sami.

 

-- 12 sie 2013, 20:49 --

 

jeszcze se dorzucę, bo mi się przypomniało ;) mogę nawet powiedzieć, że właśnie ta wrażliwość powoduje to, że odsuwamy się od ludzi, dystansujemy, od dużej bliskości, praktycznie do braku kontaktu. Przynajmniej ja tak mam. Przez to nie potrafiłabym raczej pracować z ludźmi na stałe, widzieć codziennie tych samych podopiecznych, np. jako wychowawca, bo nie trzymam granic, prędko zaczęłabym odczuwać natłok i napór na moją osobę i zwiewałabym jak najdalej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu muszę być tak przepełniona po granice emocjami?

 

Ledwo opanowywałam całą miłość do niego, po 11 miesiącach odezwała się niedoszła, do której czułam coś przez dwa lata. Dziwne uczucie, jakbyś - chcąc nie chcąc - był złączony z tą osobą dziwną więzią, i chociaż nie chcesz, na poziomie świadomym, to tęsknisz i wypełnia twoje myśli po brzegi. Już sama nie wiem, co mam robić, na kogo kierować uczucia, skoro i tak w tych przypadkach zawsze odbija się rykoszetem. Ludzie robią mi ostatnio taki chaos w mózgu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×