Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

freya, a żebyś wiedziała.. ja to tak krążę pomiędzy jednym g* a drugim, trzecim, czwartym.. o matko...albo wszystko na raz.

Ale wiesz, mimo wszystko wierzę, że tym razem, dzięki terAPII coś się zmieni...

Najgorsze jest dla mnie to, że po prostu jestem sama, wychodzę z gabinetu terapeutki i zostaję z tym wszystkim sama, nie ma nikogo kto by przytulił, po prostu był..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

izzie, uważam, że nawet tkwiąc w związkach jesteśmy same... Naszego zaburzenia nikt nie zrozumie, większość osób uważa to za fanaberię i wymysły. Chciałabym stanąć na nogi, iść do przodu, ale ciągle coś mi na to nie pozwala. Boję się, że tak już będzie zawsze... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teoretycznie można sobie z tym poradzić, ale(!) trzeba być czujnym, bo cholerstwo powraca jak bumerang. Nie wiem jednak czy można tak w 100% mieć to jedzenia, wyglądu, masy ciała - zdrowy stosunek.. Bo z kim nie rozmawiam to jednak coś tam w głowie zostaje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit, Dobrze wiedzieć.

Vian, zdrowy stosunek dl mnie to np.akceptacja swojego ciała z niedoskonałościami, nabranie dystansu, jedzenie bez wyrzutów sumienia, nie zastanawianie się nad tym, że zjadłam dużo i co teraz, tylko ok, zjadłam. Łączy się to z definicją wyleczeni, ale jednak z drugiej str. nie jest to, to samo.

Właśnie sobie pomyślałam, co w momencie, gdy osoba jest już zdrowa i troszkę przytyje. Przecież większość osób bez ED w takiej sytuacji będzie w różny sposób próbować zrzucić kg, a co w momencie, gdy zaczyna się odchudzać osoba chora w przeszłości... dla mnie tj.zawsze czerwona lampka i doprowadza po raz kolejny do punktu wyjścia,.

 

Chyba nie ten dział do pisania o tym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian, zdrowy stosunek dl mnie to np.akceptacja swojego ciała z niedoskonałościami, nabranie dystansu, jedzenie bez wyrzutów sumienia, nie zastanawianie się nad tym, że zjadłam dużo i co teraz, tylko ok, zjadłam.

 

Hm, to ja tak mam.

Z drugiej strony uważam, że obiektywnie jestem za gruba, mam niezbyt ładną figurę i chociaż się nie toczę ani nie utykam w drzwiach, to przez fałdki tłuszczu wyglądam jak pies (ten fałdziasty oczywiście ^^). ALE nie zamierzam się odchudzać, bo to dla mnie nieprzyjemne, a ja akceptuję swoją fałdziastą, psowatą siebie. Pewnie jakbym przytyła jakoś monstrualnie, że np. kręgosłup by mi siadał przez moją własną wagę, to bym się za siebie wzięła, ale tylko dlatego, że przytyłam parę kg czy muszę kupić większy rozmiar spodni - nie ma szans.

 

No. Ale w każdym razie przez to, że uważam swoją figurę za niezbyt atrakcyjną, to część osób wpiera mi różne ED, których raczej nie mam. Dlatego zapytałam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwnie mi z tym, że brak mi seksu i bliskości. Czuję, jakby to było coś niewłaściwego, że tego potrzebuję :?

Że Ci brakuje to normalne, ALE jak zaczynasz kompulsywnie szukać, bez zwracania szczególnej uwagi na to, czy ten jest właściwy, albo zaczynasz siebie oszukiwać, że "tak, jest właściwy", kiedy podświadomie coś Ci szepcze, że niekoniecznie, tylko po to, żeby zaspokoić potrzebę seksu i bliskości - to już gorzej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam do was pytanie ( mam zdiagnozowanego bordera, w terapii od prawie roku 2x w tygodniu). Czy wchodząc na terapie, siadajac na fotel macie taki schemat lub podobny do tego?:

terapeuta: co u pani slychac?

pacjent: nic

terapeuta: to o czym chce pani dzisiaj rozmawiac?

pacjent. nie wiem. chyba o niczym.

 

itd... itp...

mecze sie juz z tym ale jakos przemoc sie nie moge. caly czas oczekuje od swojej terapeutki, ze to ona zacznie, ona wybierze temat na biezaca sesje itp.

w ogole to mnie strasznie wkurza. wczoraj po raz pierwszy odkad zaczelam terapie poczulam taki przyplyw zlosci do niej po wyjsciu, ze autentycznie chcialam jej zrobic fizyczna krzywde. w ogole po roku prawie terapii ciezko mi sie otworzyc, rozmawiac. wprawdzie zrelacjonowalam jej wszystko co mnie w zyciu spotkalo ale zeby zaglebic sie glebiej, przepracowac emocje to juz jest wrecz niemozliwe. nie moge sie skupic na sobie tylko najchetniej slupilabym sie na niej, wypytujac ja o szczegoly z zycia prywatnego ( i tak wiem wiecej niz powinnam - niekoniecznie od niej). jak sobie z tym poradzic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłam teraz w szpitalu 3 tygodnie; przyjaciel wezwał pogotowie bo już podjęłam pewną akcję, na szczęście niewielką, ledwo przekroczyłam dobową dawkę leku przeciwbólowego... wyszłam wczoraj na własne żądanie - nie zagrażam już sobie...

 

i niech mi nikt nie wpie****a rzeczy typu: czy żałujesz, jak mogłaś zrobić to komuś... nie, jestem świnią bo nie żałuję, jakoś nikt takim jak my nie mówi że niemal odebraliśmy szansę sobie...

 

w szpitalu miałam sen że to zrobiłam i fruwałam po świecie, bardzo chciałam by mnie wykopano, chciałam to odwrócić żeby znów przytulić mojego T. ... tak, wczoraj nie odklejaliśmy się od siebie...

 

powodem tej próby był kryzys DDD, dowaliły mi wspomnienia z dzieciństwa; szczerze mówiąc w szpitalu na to mi nie pomogli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i niech mi nikt nie wpie****a rzeczy typu: czy żałujesz, jak mogłaś zrobić to komuś... nie, jestem świnią bo nie żałuję, jakoś nikt takim jak my nie mówi że niemal odebraliśmy szansę sobie...

A to się jakoś wzajemnie wyklucza?

Dla mnie nie - jasne, że prawie odebrałaś sobie szansę, ale jednocześnie zapewne zraniłaś kogoś, choćby tego T. Jedna osoba się nad Tobą użali, inna przejdzie obojętnie, jeszcze inna okaże zrozumienie, a jakaś zapewne nazwie Cię bezmyślną, egoistyczną suką i każda z nich będzie mieć swoje racje.

 

Wiecie co, trzy bardzo bliskie mi osoby, jak miały gorsze okresy, to próbowały się zabijać średnio co tydzień. Początkowo przyjmowałam to ze zrozumieniem, ale wiecie co? Nie działało. Przeciwnie, chyba uznawały, że skoro rozumiem ich próby samobójcze, to mogą je podejmować, ile zechcą. To zmieniłam strategię i waliłam prosto z mostu jak się czuję, co o tym sądzę, jaki to ma na mnie wpływ. Nie przestały całkiem ale z natężeniem zabijania się zluzowały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest. Na nogi postawiło mnie nie zrozumienie, nie troska, nie opieka, tylko właśnie bardzo chłodna, zdystansowana, niekonwencjonalna i na pierwszy rzut oka niezbyt empatyczna pani psycholog. Ciężko to opisać, wściekałam się na nią strasznie, byłam u niej tylko (a może aż) dwa razy. Nie potrafiłam jednak znieść bolesnej prawdy o sobie. Chyba na to nigdy się nie jest tak do końca gotowym - łatwiej żyć złudzeniami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×