Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

_asia_, nie wiem, po prostu nie wyrabiam sama ze sobą. Kłótnie z K sprawiają że nie nadaję się do niczego. Jestem labilna, nerwowa, wahania nastroju mam jak stąd do warszawy. Nie mam na nic ochoty.

Chciałabym zasnąć i się ni obudzić.

Dzisiaj przechodzę samą siebie, warzywo, nic więcej. Nawet na płacz nie mam siły, a najgorsze jest to, że nie wiem co mogłoby mi pomóc, nic nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć dziewczynki!

Kasiu, dziękuję,że mogę pisać na PW w razie czego :D Czasem nie mam odwagi byto zrobić. Ale już chyba wiem z czego to się może brać. Jesteś w jakiś sposób dla mnie ważna. Czasem niepotrzebnie to ja sama stwarzam dystans, chociaż może nie powinnam. Dystans, który istnieje tylko w mojej głowie. Stąd konflikt....czy pisać, czy mogę być odebrana jako Monika z idiotycznymi problemami. Czasem też jest tak,że po przemyśleniu moje problemy wydają sie głupie. Na razie, na tym etapie tak mam. Ale miło Kasiu,że dałaś przyzwolenie.

Kasiu, gdy napisałaś o tej motywacji,że Tobie ją odebrano, to myślałam ,że Tobie się to śniło,że tak szef powiedział.

Wiesz co? Robotem nie jesteś, każdy ma okresy w swoim życiu,że pracuje slabie. Ma do tego prawo. Gdybyś czuła się lepiej, pewnie byłoby inaczej.

A może Ty juz wyciągasz wnioski? Ze nie warto całej uwagi skupiać na pracy, mam na myśli wyścig szczurów brzydko mówiąc. Wiem, łatwo powiedzieć. Mi bardzo zalezy na dobrym imieniu mojej placówki, którą kieruję. Ale w życiu nie powiedzialam jeszcze żadnemu pracownikowi,że wszyscy wiedzą,że dany pracownik pracuje gorzej. Jeśli to wiem....wiem to ja. Nie obchodzi mnie co myślą o pracowniku inni. Bo to ja jestem dyrektorem. I nie chcę się sugerować opinią innych o kimś. Każda opinia innych o innych jest inna-to zrozumiałe. To ja mam mieć zdanie o kimś. Rozumiem też,że ktoś z powodu choroby słabiej pracuje. Ale to chyba dlatego,że mam wiele empatii.

Ale gdy widzę w pracy,że ktoś sobie naprawdę bimba z lenistwa....no to skutkuje to np. niskim dodatkiem motywacyjnym, albo niską oceną pracy. Więcej narzędzi nie mam. Mam....pochwały słowne i uznanie z mojej strony. Ale wiadomo-nie na każdego działają moje słowa uznania. Ale na większośc tak. Doznaję tego. Widzę efekty pracy. Taka mała dygresja. jestem w szoku....moja stronka www......poprostu nie dowierzam,że w ciągu miesiąca tak sie zmieniła! Jednak muszę byc konsekwentna w swoich przekonaniach.

Terapeutka powiedziała 2 sesje temu,że nie pozwalam sobie na bycie sobą. Chyba coś w tym jest. \Ja się zawsze obawiałam i obawiam,że mogę byc postrzegana jako kontrowersyjna, bezwzględna, wymagająca. Ale czy to źle? Terapeutka switowała mówiąc "Pani Moniko, nigdy nie będzie tak,żeby wszyscy Pani przyklaskiwali. Dla jednych będzie Pani kontrowersyjną, dla inych wymagającą".To Pani ma się z tym dobrze czuć." I ma babka rację. Ja lawirowalam, ciąglemi zalezało i zależy na opinii. Ale trochę zdystansowałam się. Pomału zaczynam dostrzegać to, czego chcę w pracy i na czym mi zależy. Mam nadzieję,że wszystko sie uloży dla mnie również jeśli chodzi o grunt osobisty. Zobaczymy. Juz nie chcę,żeby cos się stało szybko. Już nie. Wiem,że wszystko wymaga czasu. Jestem niecierpliwa. Widocznie jescze tutaja muszę chcieć się zdystansować.

Znów się Kasiu rozpisałam.

Ale powiem też coś od siebie. Praca też może wypalić. Kiedy? tego jeszcze nie wiem. Ale na teraz....to wydaje mi się,ze wtedy, kiedy nie robimy czegoś dla siebie, tylko pod kogoś. Ten złoty środek jest potrzebny. A to jest bardzo trudne. Ale możliwe.

Nie przejmuj się szefem. Ważne,żebyś T nie straciła u siebie poczucia własnej wartości. A takową wartość masz.Jesteś bardzo wartościowym pracownikiem. A problemy to ma każdy.

Kasiu, wszystko się ułoży.

 

 

Asiu, fajnie,że jesteś tu znowu. Cieszę się.

Mi sie wydaje,że Ty całą miłość jaka ma sie do matki przelałaś na terapeutkę. Dlaczego? No właśnie. Może jest tak,że terapeutka przedstwaiła Tobie mamę w nienajlepszym świetle. Jesteś na matkę zła, możesz nie dopuszczać i wypierać myśl,że mozesz miec do matki pretensje, dlatego tak lawirujesz. Tu chodzi też o dystans.Niemożesz go zachować bo to jest dla Cebie nowy mechanizm. W ogóle zachowanie dystansu jest trudne, dla każdego zdrowego, a co opiero dla nas, dla osób z zaburzeniami emocjonalnymi.

Dobrze by było, gdybyś terapeutę tak jak napisał Litr Maślanki traktowała jako terapeutę.Ale taka relacja,żeby zaistniała........między Wami..... musi dojrzeć. Dojrzeć z Twojej strony.

A na ojca, na pewno jesteś zła, nawet jeśli sobie teraz tego nie uzmysławiasz. Dlatego też jest Tobie ciężko w relacji z chłopakiem.

Mi mja terapeutka powiedziała,że mój G obrywa za wszystkich facetów. Dlaczego? Dlatego,że mam złość do ojca i pretensje od zawsze. Teraz to dopuszczam do myśli. Co z tą złością zrobić? Dobre pytanie. Ojca nie zmienię. Siebie zmienić? Wiadomo, chociaż często mówię,ze go nie cierpię,moze wynikać z faktu,że go nie rozumiem. Wiem,że mnie kocha, jestem jego dzieckiem. On nie potrafi okazać swojej troski o mnie. Nie tłumaczę go. Poprostu on nie jest w stanie się nauczyć innych zachowań, takich, jakich bym sobie życzyła. Narazie tak to zostawię.

I teraz Asiu popatrz. Na matkę jesteś zla, na ojca też. To kogo Ty masz kochać? Na kim polegać? Na terapeutce. Bo wiesz,że Ona jest po to,żeby Tobie pomagać.Jak nie Ona , to kto?

Chodzi o to,że na rodzicach polega się bezgranicznie, tak jak się ich kocha. To tudne. Ale widoczie Asiu jeszcze rochę czasu musi upłynąć,żebyś zrozumiała i nauczyła się z tym wszystki żyć.

Przepraszam za swoje sugestie. bo to są tylk sugestie, a nie słowa analizy psychologa. Ja to piszę od siebie, tak jak ja to widzę.

Wcale tak nie musi być, jak piszę wyżej.

A tak w ogóle.......te wszystkie wachania nastrojów są spowodowane napewno terapią.Bezdyskusyjnie. Więc pocieszające jest jedno,że zwyżki nastrojów też będą. Dobrze też będzie.

 

Basiu, chyba się musisz nauczyć przyjmować te slowa z dowierzaniem. Każdy kocha inaczej.Kocha się nawet za to,że się jest. Ja tego doświadczam jednostronnie na dzień dzisiejszy.Doszukuję się argumentów, dlaczego ktoś mnie kochać może. Po co szukać?

Jesteś dobrym człowiekiem, fajną inteligentną i ładną osóbką. To mało?Żeby nie móc Ciebie kochać?No proszę Cię!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, Moniko, mam bardzo podobnie. Chociaż ciągle tu ostatnio jęczę, jęczę o W., to potem ciągle myślę, jaka jestem głupia i po co ja to piszę. A dystans, ja chyba też go trochę robię - czy to strach przez nas przemawia? Bardzo dziękuję, że napisałaś, że jestem dla Ciebie ważna. Zakłuło mnie serduszko, wiesz? A ja myślę o Tobie podobnie. Każda z Was jest dla mnie kimś wyjątkowym, innym, jedynym w swoim rodzaju. Jestem uzależniona od mojej małej tutejszej rodzinki.

A co do pracy, rozumiem Cię w pełni. Ja odpowiadam za swoją pracę i nigdy nie pozwoliłabym, aby coś, co należy do mnie, coś, co tworzę, było byle jakie. To dla mnie kwestia ambicjonalna. Dlatego bardzo cierpiałam, gdy "nie domagałam".

A jak Ty uważasz - nie pozwalasz sobie na bycie sobą? A jak jest gdy jesteś z G. Albo sama?

Pytam bo kiedyś nie umiałam być sobą nawet w samotności. Poważnie.

 

Moniko, to mi się śniło, nikt mi tego nie powiedział. Nigdy nie usłyszałam zastrzeżeń co do swojej pracy, przenigdy. Ale ja wiem swoje. Mam poczucie, że gorzej pracuję/pracowałam, bo ostatnio idzie mi ttroszkę lepiej. A mówiąc, że zabrano mi motywację, miałam na myśli W. Nawet gdy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z moich uczuć, to jego krótkie "super" na temat mojej pracy, było dla mnie uwieńczeniem dnia. Są ludzie, dla których chce się być kimś lepszym. On jest/był dla mnie taką osobą. Dla niego chciałam się przestać ciąć, dla niego zaczęłam dbać o siebie, wyrzuciłam spodnie, włożyłam spódnicę, dla niego... chciałam zdrowieć. Bardzo mnie boli to, że go nie widzę, nie czuję, nie mam jego marynarki w szafie (już ryczę).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, Kasiu, tak , jesteś dla mnie ważna. Jak jestem na sesji i coś wspominam na temat forum, to często mówię o Tobie, ostatnio nawet o Twojej opinii na temat B.,że się zwróciłam z pomocą do Ciebie.

Babka już wcześniej skwitowała,że sobie tu na forum przedłużam sesje terapeutyczne. Wybrałam sobie Ciebie, Asię, Basię, Hanię już od samego początku i odnoszę swoje doświadczenia do Waszych. Dlaczego? Bo dużo mam z Tobą, Asią i Basią wspólnego, tak mi się wydaje. Chociaż nie chciałabym się identyfikować. Powiem tak...Wasze sytuacje problematyczne są mi bliskie.Tak samo z odczuciami, uczuciami, wyobrażeniami. Naprawdę potrafię sobie w większosci wyobrazić co możecie czuć. Dlatego czasem snuję moje rozważania.Moje posty są długie.

Uważam,ze nie pozwalam sobie na bycie sobą. Tak. Ale, te słowa padłyna sesji. Ja sobie nie zdawałam wcześniej sprawy,że tak może być. Przypatruję się temu "nie pozwalaniu sobie na bycie sobą". Kasiu, jest wiele sytuacji, w których zareagowałabym inaczej, ale się powstrzymuję, z róznych względów. Przede wszystkim nie pozwalalam, nie pozwalam sobie na wyrażanie tego, co czuję w pracy.Mam na myśli emocje. Ale, przecież ja nie jestem robotem. Też czuję. I mogę mieć prawo,żeby być wkurzoną, złą, poirytowaną, niewiedzącą, zazdrosną, podejrzliwą. Przynajmniej mówić o tym co czuję-pracownikom.A nie, udawać,że wszystko gra i buczy, jeśli tak nie jest. Wcześniej nie miałam tej odwagi,żeby o tym mówić wprost. Wiesz....teraz przychozi mi to z większą łatwością.

W ogóle to ja w stosunku do osób dla mnie ważnych zachowuję się jak małe dziecko, patrzące z perspektywy dziecka na matkę. Wszystkie slowa terapeutki pięknie pasują. Moja terapeutka jest naprawdę.......brak mi słów.To profesjonalistka. Widzisz, ale na terapię dopiero chodzę 17-ty miesiąc. Dopiero teraz zaczynam tak naprawdę dostrzegać swoje konflikty! To jest z jednej strony nawet piękne. Tak. Bo to wszystko zaczyna mi dawać poczucie własnej wartości. To, ze siebie poznaję i godzę się z faktami. Czsem ciężko pogodzić mi się, ale czas Kasiu robi swoje. I wiem,ze zawsze bedą konflikty. Tylko cały urok w tym,żeby je umieć rozwiązywać z mniejszą szkodą dla siebie samej,żeby dobrze się czuć ze sobą.

W ogóle teraz to z mojego punktu widzenia relacja z terapeutką się zmieniła. Już nie oczekuję od nie pomocy na zasadzie "Uratuj mnie!". Wiem,że jest terapeutą, nie spoufalam się z nią w sensie wypytywania o jej życie, chociaż nie ukrywam...też mnie to interesowało na samym początku. Rozmawiam z nią normalnie, na zasadzie jak ona to widzi, przedstawiam jej moje problemy.Ona to interpretuje po swojemu i mnie pyta czy tak może być, jak nie wiem, to mówię,że siępoprzyglądam. A w większosci to na sesji padają konkretne moje wnioski! Wiadomo,ze póki zacznę działać pod ich wpływem musi upłynąć trochę czasu. Teraz jest trochę lepiej. Ale wiem,że znowu moze być gorzej czy źle. Ale jestem w terapii prawda? Nie zastanawiam się kiedy zakończę sesje. Jeszcze nie chcę.Nawet poprzez ciekawość swojego odkrywania siebie chcę tam chodzić.

A jak jestem z G. czy pozwalam sobie na bycie sobą? Tak, raczej tak. Nie wiem jak on znosi moje humorki, nie wiem. A może tylko ja odbieram siebie,że jestem humorzasta? Popytam go o to.

A jak jestem sama, trochę już potrafię zadbać o siebie i się sobą zająć. Gdybym już mieszkała sama, chyba byloby o niebo lepiej. Ale wszystko w swoim czasie. Nie mogłabym żyć z rodzicami do końca swoich dni.Nigdy!Jak w rodzinach wielopokoleniowych, na kupie.

Dobrze,ze to Ci się śnilo.Już się martwiłam,że nie dość,że masz ciężki okres w życiu, to jeszcze w pracy masz ciężko przez niewyrozumiałość szefa.

Kasiu, On jest dla Ciebie takąinspiracją, wiesz? Że można inaczej! Ty robisz to też dla siebie...tak to obieraj!

No i tęsknisz. Biedactwo. Tak bardo chciałabym,żebyś czuła się kochana. Ale ja Ci to mówię....doświadczysz tego uczucia jeszcze.

 

Kasiu, zaraz napiszę PW do Ciebie w nietypowej sprawie mnie nie dotyczącej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko, bardzo trafnie oceniłaś moją sytuację, myślę, że w ogromnym stopniu masz rację.

Sprawę komplikuje mi fakt, że ja nie jestem już pewna swojej terapeutki, tzn. prowadzonej przez nią terapii. Gdyby to było możliwe to z wielką chęcią popatrzyłabym z boku jak wyglądają sesje u Was... Bo mi ostatnio coraz częściej się wydaje, że ona prowadzi mnie na ślepo, że sama do końca nie wie co zrobić w mojej sytuacji i jak się zachować, gdy zadam jakieś dziwne niewygodne dla niej pytanie. Może to tylko wrażenie. Ale nie rozumiem całkowicie jej zachowań. Dziś chcę z nią szczerze porozmawiać o tym, że nie czuję, że terapia mi pomaga i że gdyby nie moje przywiązanie i uzależnienie od niej to bym odeszła. Naprawdę czuję, że coś jest nie tak. I że terapia nie jest dla mnie dobra.

Moniko, czytając Twoje posty na temat G. nasuwa mi się pewna myśl, o której kiedyś pisała chyba też Kasia. Czy G. jest rzeczywiście dla Ciebie bardzo ważny? Czy też może próbujesz zapełnić nim jakąś pustkę, chcesz czuć się bezpiecznie, mieć na kogo liczyć, mieć kogoś bliskiego? Nie doczytałam się nigdy, że za nim tęsknisz, że Ci go brakuje...

Co do bycia sobą to jestem w podobnej sytuacji... Chciałabym, żeby wszyscy byli zadowoleni. Tylko gdzie w tym wszystkim ja? Mnie nie ma. Ja zniknęłam już bardzo dawno temu.

Jeśli komuś rzeczywiście na nas zależy to będzie przy nas niezależnie od tego jakie jesteśmy. A nie wszyscy też muszą nas lubić. Nigdy tak nie ma. Wiem, łatwo powiedzieć, a trudniej wprowadzić to w życie....

Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich postępów w terapii. Czytam Cię już przecież od długiego czasu, to niesamowite móc obserwować jak ktoś się rozwija, dochodzi do pewnych wniosków... Moniko, trzymaj tak dalej, w końcu dojdziesz do celu i będziesz naprawdę szczęśliwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, jak to nie masz dla kogo? Dla siebie.......... :smile:

Kiedyś mi psycholog powiedziała - do momentu aż nie nauczymy się żyć dla siebie, kochać siebie, przebywać tylko z sobą - nie pozwolimy nikomu na miłość.....i nie będziemy żyć tak naprawdę......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, dzięki za ciepłe słowa, niestety, wyznacznikiem mnie są inni ludzie. :roll: gdy ode mnie odchodzą, ja także znikam. chciałabym poczuć, że kiedyś będzie inaczej. najgorsze jest to, że to był pierwszy facet po moim pięcioletnim związku, któremu tak naprawdę zaufałam, otworzyłam się trochę i do którego się przywiązałam. ale jego własne problemy go przerosły i najzwyczajniej w świecie uciekł. w czerwcu prawdopodobnie wyjeżdża z kraju. a moje uczucia nic nie znaczą, do kosza. wiedziałam, że ma problemy, chciałam go wspierać, zawsze starałam się wysłuchać, gdy rozmawialiśmy. niestety, nie dał mi szansy. znów nie ma przy mnie naprawdę nikogo. już nigdy nie popełnię tego błędu. nie zaufam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Twoje uczucia nie są mi obce, ba, aż za dobrze je znam. Sądzę jednak, że wszystko się ułoży - jesteś bardzo silna, zasługujesz na to. Narazie masz ode mnie wielkiego tulasa, nic więcej zrobić niestety nie mogę.

 

Ja wariuję kochane żabki.

Wczoraj osiągnęłam apogeum zwarzywnienia, dzisiaj od samego rana lęki. Ale uspokajają się, za jakiś czas znów stanę się warzywem. Dziś przyjeżdża K. I co? I nic. Mnie się chce tylko płakać i spać.

A najgorsze, że ja znam ten stan. Ostatnim razem zakończył się on w wariatkowie...

 

 

Jedyna dobra wiadomość na dziś: schudłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asia, jak Ty chciałaś z nim być, skoro go nie kochałaś? Kim on miałby dla Ciebie być, zatkajdziurą, żebyś nie czuła się samotna? Tak życia przeżyć się nie da. Poza tym, to przedmiotowe traktowanie drugiego człowieka. Sama czasem ulegam pokusie, żeby kogoś "mieć", być go pewnym, to będę się czuła bezpieczna, a ja sobie tymczasem będę zakochana w kimś innym i myślała o kimś innym. Ten, kogo "mam" będzie jak fotel, na którym po ciężkim dniu mogę usiąść, niezależnie od tego jak ciężka jestem ja i moje problemy. Ale tak nie można. Inni ludzie czują tak samo jak my. Jak byś się czuła w roli zatkajdziury? Poza tym, P. najwyraźniej wyczuł, że jesteś zakochana w kimś innym, no i po prostu nie chciał spełniać roli tego, który może być z Tobą od biedy, skoro Terapeutka z Tobą nie będzie. Rozumiem go... Wybacz ostre słowa, ale wydaje mi się, że tak się sprawy mają. A poza wszystkim, nie jesteś sama. Tulę mocno internetowo!

 

-- 04 mar 2011, 16:50 --

 

linka, już nigdy nie popełnię tego błędu. nie zaufam.

 

Wybacz, ale to zbyt patetyczne i jakieś takie do Ciebie niepasujące. Jesteś osobą obdarzoną dużą inteligencją, a co najlepszego wypisujesz? Takie myślenie prowadzi donikąd. To zupełnie jak: "Zatrułam się. Już nigdy nie popełnię tego błędu. Już nigdy nic nie zjem." - i co? Zdechnę z głodu? Nie przyszło Ci do głowy, że każdy człowiek musi komuś ufać, bo inaczej jest chory/wariuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, nie znasz zupełnie sytuacji. :( Ja kocham P. :( Tylko zupełnie inaczej niż terapeutkę. Terapeutkę kocham raczej jak dziecko rodzica, to bezgraniczna miłość. P. był i jest mi nadal bliski, jak dawno żaden facet. Miłość do terapeutki i do P. są jakby trochę dwoma innymi uczuciami. Zresztą nie ważne, P. już nie ma. Nie chciałam pisać tu dlaczego mnie zostawił, ale ok... On też jest niedojrzały emocjonalnie, wszystkie jego związki były bardzo krótkie, gdy czuł, że się angażuje porzucał. Bałam się, że tak samo będzie ze mną, ale obiecał mi, że nie zrobi mi tego, co mój ojciec mojej mamie (są daleko spokrewnieni, ale nie więzami krwi). Głupia wierzyłam, że może będę pierwsza, z którą zwiąże się na dłużej, że może w ogóle będzie nam ze sobą dobrze. Pomyliłam się. Leczy się też na depresję. Ma teraz kłopoty w rodzinie. Zaproponowano mu pracę za granicą, chce się od tego wszystkiego odciąć. Ucieka. Teraz rozumiesz jak sytuacja wygląda?

 

-- 04 mar 2011, 17:32 --

 

jeszcze coś Agnieszko... myślisz, że to takie proste zaufać? :roll: zbyt dużo osób już mnie opuściło. najpierw mój ojciec. potem ukochany dziadek, który zmarł, gdy byłam dzieckiem. ukochana rodzina z sąsiedztwa, z którą się praktycznie wychowywałam i którą kochałam jak własną - wyprowadzili się co mnie załamało. później przyjaciółka, która opuściła mnie w jednym z najgorszych momentów mojego życia - pierwszej anoreksji, gdy ona już z niej wyszła. potem kolejna fałszywa przyjaciółka, której tak straszliwie zaufałam. niektóre nauczycielki (podobne zakochanie jak do terapeutki), które kochałam jak własną matkę, a które musiały zniknąć z mojego życia siłą rzeczy, gdy kończyłam kolejne etapy edukacji choć ja nie mogłam tego przeboleć. wszystkich swoich facetów potem w końcu ja zostawiałam, bo panicznie bałam się, że oni zostawią mnie. to nie jest wszystko takie proste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, Asiu, że to nie jest proste.

 

Skoro uważasz, że kochasz P., to poczekaj. Daj mu czas, może ochłonie.

 

Mnie w 2007 roku zostawiła przyjaciółka, z którą się przyjaźniłam 10 lat. Wiesz dlaczego? Bo nie uniosła tego, że mam depresję, nie chciała mnie takiej "zmienionej" znać. Jeszcze wcześniej zostałam psychicznie upokorzona przez faceta, który mi się podobał i w tym samym czasie rozwiały się też moje nadzieje odnośnie paru innych osób, na których mi zależało. Powiem Ci więcej. W domu tata pił, ciocia, która mieszkała na dole, tylko czatowała na to, żeby powinęła mi się noga, to będzie mogła udowodnić mojej mamie, że jestem nieudacznicą (twierdziła też, że za bardzo się przyjaźnię z mamą, więc nigdy nie wejdę w związek i że ubieram się brzydko i niechlujnie)... chyba to, że ona tak czatowała na moje niepowodzenie sprawiło, że zwariowałam. Pękło mi z nerwów wiązadełko w oku, rozszerzyły mi się źrenice i ponoć codziennie przez 12 godzin siedziałam na łóżku i powtarzałam jedno zdanie. Komórkę moi rodzice mi zarekwirowali, bo w napadach kompulsji rozsyłałam sms-y z rozpaczliwą treścią do osób, którym zaufałam. Od swojej kuzynki dowiedziałam się, że jestem "słaba psychicznie". Moja przyjaciółka przyszła do mnie raz, ale ze swoją mamą (jakby była jakąś małolatą), naniosły mi mnóstwo czekolady i winogron i jak chciałam z nią pogadać na osobności, popatrzyła w bok i powiedziała: "A może coś porysujemy?" Jak do ułoma jakiegoś. Potem nastał taki czas, że już tylko prosiłam o psychiatrę (u którego nigdy wcześniej nie byłam) i o leki. A jak usiadłam w końcu w sterylnym gabinecie u pani psychiatry, ona powiedziała, że "błądzi we mgle" i chyba nie umie mi pomóc. ( :lol: ) No cóż... w nocy po tej wizycie obudziłam się, poczułam bardzo mocne ukłucie w splocie słonecznym i wiedziałam, że oto nadszedł czas. Wstałam cichutko, poszłam do kuchni, wzięłam ze sobą pasek do spodni. Napisałam list do mojej mamy (pożegnalny). Stanęłam na krześle przed takim wystającym hakiem nad oknem, zrobiłam pętlę z paska i założyłam ją na szyję. Już miałam odkopnąć krzesło. I nagle poczułam coś dziwnego. Zaczęły mi się rysować jakieś rzeczy, których nigdy bym nie przeżyła, gdybym je odkopnęła... Jakbym zobaczyła swoją przyszłość, jej wzloty i upadki... To było do pewnego stopnia magiczne. Zaczęłam płakać i ściągnęłam pętlę z szyi.

 

Nie żałuję, że to zrobiłam. Zaufałam komuś innemu, mimo że moja "przyjaciółka" czasem mi się śni... I że te sny nie są przyjemne. Mimo że mieszka w tym samym mieście, w 2007 roku widziałam ją po raz ostatni.

 

Po tym przeżyciu w kuchni nastąpił drugi etap mojego życia. Zaczęłam być dorosła. Taka bolesna inicjacja.

 

Wiem, o czym piszesz, Asiu. Niestety, to nie pierwsza i nie ostatnia sytuacja zawodu w Twoim życiu. W moim też nie była i do tej pory leczę się na depresję. No cóż, życie nie jest telenowelą i nic na to nie poradzimy. A że jesteśmy wrażliwe... może można z tego zrobić użytek? :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, przeszłaś bardzo dużo, wyobrażam sobie jaki to był dla Ciebie koszmar :( , to niesamowite jak sama uchroniłaś się jednak od samobójstwa, faktycznie brzmi to niemal magicznie... A powiedz, jak poszłaś do tego psychiatry to byłaś również u psychologa, szukałaś pomocy u jakiegoś?

Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która ma problemy. Ale właśnie teraz jest mi wyjątkowo ciężko. I potrzebuję się nawet poużalać nad swoim losem. Bo nigdy tego nie robiłam, wszystko stłamszałam, byłam z kamienia, ze stali. Żałuję, że tych czasów już nie ma, bo łatwiej było nie czuć.

Mnie po prostu to wszystko przytłacza. Z każdej strony coś mi się wali. Gdybym jeszcze fizycznie czuła się lepiej to i lepiej bym to wszystko znosiła. Ale jest do dupy i ma być wciąż gorzej, co ma być całkowicie normalną reakcją. :(

Bardzo tęsknię za P. i nie dowierzam, że już go nie zobaczę i nie usłyszę. A każda sesja terapeutyczna coraz bardziej mnie dobija, dziś wróciła już nie sfrustrowana tylko po prostu zrezygnowana.

 

-- 04 mar 2011, 21:48 --

 

wrocilem. :mrgreen:

 

fajnie, że jesteś. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, masz do tego prawo i takiej Cię tu chcę, możesz się wyżalać.

Śmiało, mamy tu tyle tematów, możesz pobić mój rekord w off-topie gdy się źle czujesz :P

 

Agnieszko,, nie wiem co napisać, może to iż mi bardzo przykro.

Jaki jest twój stan teraz ?

Jak tam sprawa z obcokrajowcem ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kai, no ja już nie wiem sama, czuję się winna, że to robię. bo powinnam być nadal dzielna, a tu k*rwa nagle nie potrafię.

 

mam do Was wielką prośbę - moglibyście tak króciutko napisać mi, jak wyglądają Wasze sesje terapeutyczne? w jakiej atmosferze przebiegają, czy dostajecie tam wsparcie, pocieszenie, gdy tego potrzebujecie, w jakim stanie wychodzicie od terapeutów, czy czujecie się niezrozzumiani, odrzuceni, kto decyduje co jest ważniejsze w danej chwili (o czym warto porozmawiać), czy terapeuta okazuje emocje itd.? będę wdzięczna za każdą wypowiedź! bo już się poważnie schizuję, że w mojej terapii jest coś nie tak. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×