Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Brak uczuć, doskonale Ciebie rozumiem pod względem tego braku przeżywania czegokolwiek. Jak już nie raz wspominałam, po prostu zupełnie nie czuję, że jestem. jakby przeogromna część mnie została oderwana... i nie wiem gdzie ona teraz jest... bo jakby jej nie było. No właśnie... mnie po prostu nie ma. Nieważne gdzie jestem, wszystko wydaje się być takie same... niby widzę, że siedzę w pokoju, albo na ławce w parku, albo w samochodzie, albo idę... ale brakuje przeżywania tego otoczenia... Nie odczuwam w ogóle przestrzeni. Tak jak normalny człowiek, czuje że jest w małym pomieszczeniu albo na otwartym powietrzu...a u mnie wszystko wydaje się takie same. To jest kompletna derealizacja. Nie odbieram świata, mimo że niby patrzę, to nie widzę jak kiedyś. To byłoby dziwne, ale nie odczuwam nawet dziwności tego, za długo to mam. Zdecydowanie za długo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie czuć nic jest gorzej, niż przeżywać najgorszy strach albo ból...

 

Taki jest mój wniosek. Mam 21 lat. Dwa lata temu zdałem maturę, potem... znikłem. To stało się z dnia na dzień albo działo się postępowo, nie potrafię nawet tego określić. Zaczął znikać mi świat. Ja też znikałem. Któryś dzień się zaczął, moje oczy zobaczyły świat, impuls przeszedł do mózgu i ciało zrozumiało, że ma wstać, iść umyć zęby itd. Nie potrafię tego opisać. Nie miałem jaźni, świadomości czegokolwiek, nie myślałem, wszystko było za szybą, nie reagowałem. Ktoś do mnie mówił, a ja nie rozumiałem co. Musiałem każde proste zdanie powtórzyć w głowie, potem próbowałem ułożyć jakąkolwiek odpowiedź - byle ten puzzel pasował do tamtego. Robiłem to, poprawka robił to mój mózg, po to, żeby się nie bać. Nie czułem nic, nie miałem czegoś takiego jak osobowość, osoba. Byłem niezdolny do prowadzenia rozmowy, niezdolny do czegokolwiek. Nie odczuwałem żadnego mechanizmu działania w głowie tego ciało w którym uwieziono moje oczy, uszy... Najgorsze było lustro. Gdybym coś czuł, byłaby to najdziwniejsza rzecz jaką widziałem w życiu. Impulsy, które wysyłał mój mózg do ciała sterowały tym człowiekiem w lustrze. I strach, strach, strach... Niepokój, że nic nie istnieje. Wolałbym odcinać sobie palce po kawałku, a potem je zjadać niż cofnąć czas o dwa lata. Nie żartuję. Chwilami dochodziły do mnie jakieś kawałki myśli, brzmiały one: może Bóg się pomylił i zrezygnował, może to gra, a ktoś zapomniał mnie odłączyć. Jedno było dla mnie pewne - ja umarłem. Moja dusza opuściła ciało, a ono jeszcze się rusza. Każda minuta tam, to jak wieczność w piekle. Wtedy bym nie napisał tego postu, nie miałby kto to zrobić, nie miał też kto iść do lekarza. Zresztą co bym mu powiedział. Tygodniami, z miesiąca na miesiąc próbowałem układać coś w mojej głowie co by "żyło". Tygodniami, z miesiąca na miesiąc dochodziłem do "siebie". Po dwóch miesiącach pojawiły się pierwsze odznaki jaźni. Dzisiaj nie wiem, czym do końca jestem. Nauczyłem się żyć nie czując nic, w mojej głowie działa maszyna, ale nie wiem czy to mogę nazwać psychiką. Raczej rozległy zespół przyzwyczajeń, który tak długo szlifowałem. Nie sądzę, że to co robię, dzieje się z udziałem mojej świadomości. Czasami mam wrażenie, że coś robię, ale przez 98% czasu wszystko się po prostu dzieje bez mojego wkładu. Udaję, że czuję, jem, chodzę, nawet nauczyłem się rozpoznawać, jakie uczucie kiedy powinienem mieć, jakie wrażenie, zainteresowanie itd. Pewnie żyję tylko dlatego, że "przedtem" miałem gorzej i teraz funkcjonuję niby normalnie. Jeśli w tym tempie będę dochodził do siebie to zajmnie mi to 1000lat. Nie chcę się leczyć, bo jeśli to mi pomoże, a potem się pogorszy, to tego pogorszenia nie wytrzymam. Teraz mam jakieś ego, coś w tym stylu, dlatego mogę ze sobą skończyć, wcześniej byłem bezpieczny. Nie wiem, po co pisze, sam już nie kim albo czym jestem... Przepraszam, że zawracam wam głowy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez twarzy, myślę, że mogę napisać, że Ciebie rozumiem. Brak siebie, brak osobowości, brak duszy(?). A jak jest z twoimi wspomnieniami? Pamiętasz cokolwiek z przeszłości, kiedy jeszcze czułeś? Ja, jak już pisałam, żadnych konkretów, jednak znam przekonania tej osoby, którą kiedyś byłam, to chyba jedyne co mnie tu trzyma. W innym wypadku, nie miałabym żadnej odpowiedzi na pytanie: po co? Ale wiesz co, ja będę się starać z tego wyjść. Nie może być gorzej. Stan rośliny niby jest gorszy, ale to tak naprawdę to samo. Bez odczuwania, wszystko jest takie same. Piszesz, że nie dasz rady jeżeli uda Ci się z tego wyjść a potem znów wrócisz do tego stanu. Wiem, co przez to rozumiesz. Ale moje podejście jest inne. Lepiej choć chwilę jeszcze pożyć jak człowiek i potem się zabić, niż nie żyć już wcale. Bo my nie żyjemy. My trwamy, nam się wszystko przydarza samo. Niby mamy jeszcze zdolność myślenia... ale jakiego! Jesteśmy upośledzeni nawet na tej płaszczyźnie. Ktoś mógłby powiedzieć, że bez uczuć powinniśmy myśleć bardziej logicznie? Logicznie czyli lepiej? To dlaczego to, co kiedyś było dla mnie banalnie proste, teraz jest ciężkie i męczące. Bez uczuć myślenie jest zubożone. U normalnego człowieka, każda myśl ma pewien ładunek emocjonalny. Nawet jak myśli o tym co zje na śniadanie, albo o zakupach, praniu... to wszystko niesie ze sobą pewne emocje. My tego nie mamy, nawet gdy myślimy o sprawach o wiele znaczniejszych. Gdybyśmy umierali w tym stanie, to byłoby to samo co zawsze. To samo wielkie NIC. A właściwie bardzo przeciętne nic. To byłoby dla nas to samo co zawsze.

Ja próbuję, staram się zbliżyć do tego świata, próbuję się czasem skoncentrować na jego szczegółach, na trawie, ulicy, drzewie, blokach, i zobaczyć to co kiedyś...bez skutku. Wszystko jest takie odległe. Jakby mnie tam po prostu nie było.

w mojej głowie działa maszyna, ale nie wiem czy to mogę nazwać psychiką. Raczej rozległy zespół przyzwyczajeń, który tak długo szlifowałem. Nie sądzę, że to co robię, dzieje się z udziałem mojej świadomości. Czasami mam wrażenie, że coś robię, ale przez 98% czasu wszystko się po prostu dzieje bez mojego wkładu. Udaję, że czuję, jem, chodzę, nawet nauczyłem się rozpoznawać, jakie uczucie kiedy powinienem mieć, jakie wrażenie, zainteresowanie itd.
- bez twarzy,tak, to dokładnie to, co mam i ja. Ale ja się z tym nie pogodzę. Bo wolę nie żyć, niż tak trwać. Choć owszem, da się niby tak egzystować. W tym obmierzłym półżyciu, w tym niebyciu.

Był taki wiersz, choć o czym innym, to część jego w jakiś sposób może obrazować nasze trwanie:

"(...)można żyć,

mieć serce suche jak orzeszek,

malutki los naparstkiem pić

z dala od zgryzot i pocieszeń,

(...)

w mroku kryjówkę sobie uwić,

o blasku próchna mówić "dnieje",

o blasku słońca nic nie mówić.

(...)

są jak okno wypalone,

rozbite szkło, rozwiany dym,

jak drzewo z nagła powalone,

które za płytko wrosło w ziemię,

któremu wyrwał wiatr korzenie

i jeszcze żyję cząstką czasu,

ale już traci swe zielenie

i już nie szumi w chórze lasu"

 

Heh, poezja, czym niby dla nas teraz jest? Można ją rozumieć, nie można jej już czuć. I tak jest ze wszystkim. Ze wszystkim, co kiedyś wydawało się piękne, ważne. W naszym "życiu" nie ma już piękna. Nie ma już "dobra". Niczego nie ma. Wszystko jest głupią iluzją, którą próbujemy podtrzymywać. Po co? Przez tę wyblakłą pamięć o prawdziwym świecie, o prawdziwym życiu?

Bez twarzy, nikt tu nikomu nie zawraca głowy. Po to jest to forum. Jak ktoś chce to pisze. A ty piszesz właśnie na nasz temat. Odzywaj się więcej. Bo komu my mamy o tym mówić? Skoro nikt tego nie zrozumie. Bo tego się nie da zrozumieć. A po co ktoś ma nas rozumieć? Nie wiem. Ale może gdybyśmy czuli, to byśmy tego chcieli? Nie wiem.:).

Brak twarzy, próbuj z nami się leczyć. Wiem, że nie ma żadnej motywacji, która by nas do tego pchała. Że nie czujemy żadnego sensu naszego postępowania. Ale to jest zimne piekło. A może piekło letnie? Tak czy inaczej, wszystko w nie czuciu jest tak samo złe. Więc nie może być gorzej. Więc choć nie możesz chcieć, to mimo tego wszystkiego rób coś z tym. Próbuj. Leków, terapii, czegokolwiek. To nasza jedyna szansa, by być. Lepiej choć przez chwilę zaznać czucia, a potem chociażby umrzeć, niż nie żyć wcale...Nie sądzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica, cały czas myślałem co odpisać. Przez 2,5 godziny zastanawiałem nad tym postem. Pisałem, potem kasowałem i tak w kółko, twierdząc, że terapia, leki mi nie pomogą. Postanowiłem sobie, że będę żył (wegetował) dla innych ludzi, żeby im pomagać, że nie wiedzieli, że się leczę, żeby wiedzieli, że można sobie poradzić bez tego. Ale co innego radzić sobie, a co innego żyć radząc sobie. Masz rację, nie będę stał jak posąg, myśląc, że po tym, co przeszedłem, nic nie może mnie powalić. Bo to, bez znaczenia, skoro posąg ciężko powalić. Co to za sztuka, nie bać się, jeśli się nic nie czuje. Zamiast pokazywać ludziom jak można się nie bać, lepiej pokazywać, jak walczyć ze strachem. Inni ludzie przecież czują. To jest zarówno ich problem jak i błogosławieństwo. Nie czując nie ma żadnego życia. Nie mogę się bez końca izolować.

 

Topie-lica, Dziękuję Ci za to co mi napisałaś. To jest piękne. Nie czuję tego, ale to wiem. Wiem, co powinienem poczuć i jest to piękne uczucie. Zarejestrowałem się na tym forum już dawno, ale dopiero dzisiaj zacząłem pisać. I nie żałuję. Wierzę, że leczenie, przede wszystkim terapia grupowa, pomoże mi uwolnić tego człowieka, którym kiedyś byłem, bez względu na czas, którego nie chcę pamiętać. Ja od 14 roku życia pisze wiersze. Zawsze było dla mnie ważne to co czuję w środku. Już sam zapomniałem jak bardzo. Dziwne jest to, że dalej potrafię to robić. Nie opisuję już tego co czuje, bo to niemożliwe, ale piszę, o tym, co bym czuł, gdyby było inaczej...

 

Lustro

 

Zmęczone płaczem duszy powieki

W nadziei na chociaż jeden dzień

Daremnie próbują odsłonić skrawek czegokolwiek

I umierają…

Umierają na moich kolanach…

 

Zrodziłem się z fikcji…

W pochmurnym świecie szarych ludzi i drzew,

Nie zatrzymuje mnie tu żadna dobra myśl,

Nie nadaje mi sensu żaden ludzki sen.

 

Muszę udawać, że jestem tu,

By w waszych oczach zobaczyć swoje odbicie…

Może usłyszę czyjś dotyk?

Na próżno…

Dalej nie ma mnie tu…

 

Roztopiłem swoją siłę i wiarę

W deszczu moich nieprawdziwych krzywd

I urojonych zdarzeń.

Razem z twarzami pozornie bliskich ludzi,

Przez uszy, usta i oczy wypłynęła krew…

 

Desperacko szukam bicia swojego serca,

Choć codziennie rzygam jego resztkami…

Świadomość to tylko przekleństwo,

Jakaś kara za wolę istnienia.

 

Próbuję stworzyć jakąś nadzieję…

Okłamać, że jest…

Jakąkolwiek …

 

Może uda mi się na chwilę złudzić,

Że patrzy ktoś w moje oczy…

Czy ja…?

Czy jestem prawdziwy…?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, o czym piszecie. Ja też tak kiedyś bym napisał, ale nie zrobiłbym tego, bo nie byłem w stanie napisać kilku zdań. Będąc w połowie pierwszego, musiałbym je powtórzyć, żeby dokończyć. Drugie byłoby nieadekwatne do pierwszego. A trzecie niemożliwe. Bo nie byłbym w stanie utrzymać w świadomości treści dwóch poprzednich zdań. Cud, że teraz pisze. To nie dlatego, że mi się polepszyło. Po prostu przyzwyczaiłem w dużym stopniu do tego. Pisząc nie pamiętam co napisałem, ale piszę dalej i jakimś cudem to się układa w całość. To praktyka, z czasem każda istota, nieważne czym by była przystosowuje się. Tak jest też ze mną. Wyglądam, zachowuję jak się jak człowiek: dusza plus ciało. A w środku robot. Maszyna, która sama sobie wmawia, że posiada jaźń. Zachowuje się tak, jakby budowała psychikę, systemy zachowań, coraz pełniejszego człowieka, nawet mówi o swoich uczuciach. Moje ciało mówi co czuje, a ja tego muszę słuchać. Muszę JEGO słuchać. Nie chcę w nim być, w tym czymś, co widzę w lustrze. Chociaż to moje "nie chcieć" to nie to samo co znaczy. Przyglądam się tylko i wiem, że gdybym miał ręce broniłbym się, gdybym miał oczy podziwiałbym świat, zamiast tylko patrzeć na tą panoramę, która mnie otacza, i nieważne ile rozkaże tym nogom zrobić kroków, by się przez nią przebić, ona się oddala.

 

Największy nasz paradoks polega na tym, że chcemy czuć, nie posiadając chęci. To znaczy, że mimo wszystko istniejemy. Wszystko co istnieje dąży do czegoś. Nie zniknęliśmy, chociaż to wydaje się oczywiste, że tak.

 

Ja tak mam ponad dwa lata i też czuję, że jakiś czas upłynął. Jestem w całkowitym bezczasie, bezczynie, bezprocesie, bezistnieniu, bezfakcie.

 

Cały ten, nazwę to ironicznie "czas" szukam odpowiedzi na to, co to ***** jest?! Nie zliczę dni, kiedy bluźniłem i kląłem przeciw Bogu, który mnie wyłączył ze swojej gry. "Kabel, zapomniałeś o kablu!" On nie słuchał, znudziłem mu się, zapomniał...

 

Nie byłem u psychiatry, bo to niemożliwe, żeby było to schorzenie. Ja zawsze miałem problemy zaburzenia osobowości, kolosalne huśtawki nastroju itd. Ale to teraz zamazało wszystko. Nie ma już dobrze, źle. Jest stabilizacja. Jedno wielkie nic. Trucizna na wszelkie choroby.

 

Moim zdaniem istniała tylko jedna logiczna przyczyna. Nieświadomy szok, zderzenie się ze sobą dwóch przeciwstawnych obrazów życia, gdzieś w środku psychiki. Tak, myślę. Psychika uznała, że świat, który odbiera nie istnieje i przestała reagować na niego, blokując wytwarzanie neuroprzekaźników serotoniny, dopaminy itd Jeśli to prawda mogłaby pomóc hipnoza, elektrowstrząsy albo silne substancje psychoaktywne. To tylko moja hipoteza.

 

Dopuszczam jeszcze inną możliwość, pomijającą logikę, ale ten portal to nie miejsce na niesceptyczne wnioski. To tak jakbym opowiadał wam o osobach, które istnieją w mojej głowie i starał, się was przekonać, że są prawdziwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego na wlasna reke nie szukacie w necie informacji na temat leku? przeciez psychiatra zanim zostal psychiatra tez na poczatku byl zielony. tyle tylko, ze to trzeba sobie uswiadomic, ze po 4 latach gownianego leczenia tzn. nieskutecznego trzeba samemu sie wziac do roboty, bo lekarz leje na to czy wam lepiej czy nie, bo on odwala swoja robote, kase bierze i piepszy reszte. jak nie ten lek to tamten i w duupie ma. a wy z nadzieja, ze nastepny lek pomoze. co w gownie nie bylem? zdychalem, zdychalem, ale ze sie doslownie wkorwilem, bo mnie korwica brala, ze ja chodze do psychiatry, a mi leki gowno daja. jaki wniosek? zle dobrane leki. a rozpamietywanie tego co bylo, a co nie bylo nie ma sensu, bo zamiast szukac dla siebie skutecznego rozwiazanai to w tym czasie snujecie teorie co moglo wywolac stan, w ktorym obecnie jestescie. swiat nalezy do odwaznych. bedac mikusiem nic nie zrobimy, bo tylko inni to wykorzystaja. albo ty bedziesz jeebac albo bedziesz jeebany. troche sie podkrecam, ale trzeba sie podkrecac, zeby miec energie na szukanie leku, ktory pomoze pokonac chorobe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie rozumiem szukanie leku??na co na pustke na zaburzenia osobowosci na to nie ma leku???mam być mądrzejszy od lekarza...nieiwem czym sugerujesz tego posta moge ewnetualnie z lekarzem podyskutwać nabrac jakieś wiedzy o lekach poczytać ksiażki ,artykuły itp i wtedy coś razem ustalić ale jak nie pomaga to na cholere brać ale nie pomaga bo dla nas nie ma leku czy nie trafiony...ja brałem wiele ale to co mam wszytskie jakie są zarejestrowane w polsce wziąść??gówno warte to jest dlatego jestem za badaniem SPECT mózgu i znajde je w koncu w europie pojade do jakiejś kliniki i moze na podstawie jego dobiorą odpwiednią terapie która pomoze a nie na krzywy ryj...a jak już z psychiattrami to współpraca i wsółodpoiwedzialnosć w leczenoi są fajne artykuły na portalu psychiatrii.pl ,jestem za lecz czy lekarze to bea stosować ...nasz kraj jest zacofany psychiatrcznie bardzo niestety POLSKA mozę i coś sie zmienia ale bardzo bardzo wolno... :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma leku na " brak odczuwana emocji":(( i wydaje mi sie ze za naszego zycia go nie bedzie..

 

 

Czytam inne watki na tym forum, gdzie sa ludzie majacy rozne problemy zdrowotne. Ale pisza o swoich uczuciach, o gniewie o leku, o tym o tamtym. Oczywiscie , nie pisze tego by stwierdzic , ze oni maja lepiej a my gorzej, choc wsxzystko na to wskazuje niestety..My jestesmy zdrowi jak ryby, a jednak nie czujemy i nie mozemy zostac wyleczeni. I na dodatek nie jestesmy rozumiani przez najblizszych, ludzi ktorzy nas ponoc kochaja..To jest nasza najwieksza tragedia!!!

 

Pytalam juz raz, ale nie odpowiedzieliscie. Czy macie problem z zajeciem stanowska w danej sprawie, tzn, czy macie swoje zdanie na dany temat??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zawilinski, ja wychodzę z założenia, że jeśli ktoś sam sobie nie pomoże, to nic nie może mu pomóc. Więc jeśli sam, nie będę wiedział, co może mi pomóc i co mniej więcej mi jest, to leczenie mi nie pomoże - ono tylko doprowadzi mnie do obłędu, a wtedy to tylko kaftan. Wiem, co mówię. Zresztą bez teorii skąd mam wiedzieć jaki lek będzie dobry. Nie ma leku, który przywraca świadomość. Może sprawić, że będzie wyraźniejsza, ale nie zrobi czegoś z niczego.

 

, swiat nalezy do odwaznych. bedac mikusiem nic nie zrobimy, bo tylko inni to wykorzystaja. albo ty bedziesz jeebac albo bedziesz jeebany.

 

Słyszałem to setki razy, już mi się znudziło postrzeganie świata w TAKI sposób. Nie żyję po to by być na "górniejszej" półce, żyję po to, żeby być sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowanna,ja chyba nie mam, ale to przez wzgląd na to, że mam przekonania z czasów, gdy jeszcze czułam. Jak na razie, nikt mnie jeszcze nie spytał o coś, czego bym kiedyś nie przemyślała... więc nie wiem jak to do końca jest ze mną teraz; /

A gadania o lekach mam już dość. Owszem, to jest jedna z opcji. Ale nie jedyna. I każdy może mieć własne zdanie. A sugerowanie, że ludzie, którzy szukają wyjścia na inny sposób niż pan Zawilinski, są naiwniakami, mikrusami itp, jest objawem totalnego ograniczenia i no cóż: chamstwa po prostu. Zwłaszcza, że to jest forum ludzi zaburzonych. I możesz przez takie gadanie tylko komuś zaszkodzić. Np brak uczuć, ma wyznaczoną półroczną terapię, a Ty ją utwierdzasz w tym, że nic z tego nie wyniesie, że to strata czasu, bo jedynym zbawieniem są leki. Heh. Nie tylko leki zmieniają chemię mózgu. Dobra psychoterapia może pomóc w dużo subtelniejszej i trwalszej zmianie owej chemii, co każdy wie. Ale Ty wiesz oczywiście najlepiej. W końcu masz internet.

Zgadzam się z Tobą, beztwarzy. Warto dojść do przyczyny, czemu nas to spotkało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zdecydowanie mam swoje zdanie na różne tematym choć siłą rzeczy jestem o wiele bardziej zobojętniała. Przykład: kilka dni temu musiałam kupić dżinsy...dawniej pochodziłabym po różnych sklepach i wybierała długo, a teraz skupiłam sie właściwie na tym, żeby kupić pierwsze lepsze w miarę przyzwoite...zupełnie bez emocji do tego podeszłam.

 

Co do poczucia czasu, to ja mam poczucie czasu i z tego powodu czasami mi się dzień dłuży i wypełnia go nuda i pustka.Z powodu braku emocji i zaniku zainteresowań ciężko mi się w coś zaangażować. Nie mogę się też spotykać ze znajomymi, bo nic mi nie przychodzi do głowy i bym milczała cały czas.

Dodam jeszcze, że mój kolega, który ma "bezczucie" z powodu schizofrenii opowiadał mi właśnie o tym, że mu się czas zatarł i nei ma poczucia czasu - mówi, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlały mu się w jedno.Ja tak nie mam. Jedyne co mam, to, że zaciera mi się jakby pamięć z przeszłości - wszystkie wydarzenia pamiętam bezemocjonalnie - jak niemy film.I bardzo dużo wiadomości pozapominałam, np. znalam nieźle angielski, skończyłam kursdo na poziomie CAE, a mam wrażenie jakbym teraz się cofnęla do poziomu podstawowego.

A wiersz zamieściłaś Topielico piękny,nawet bez uczuć można to ocenić.

 

Poza tym donoszę, że jestem dziś na terapii pierwszy dzień.Odczucia mam bardzo mieszane, jak to w pierwszy dzień. Na razie najbardziej i doskwiera fakt, że są bardzo nieszczelne okna i bardzo wieje.Zobaczymy czy to cos da. Czasami mam wrażenie, jakby jakaś emocja mi chciala przyjść do głowy, jakby coś się z czymś kojarzyło,ale emocja nie mogła wypłynać na powierzchnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowanna,ja chyba nie mam, ale to przez wzgląd na to, że mam przekonania z czasów, gdy jeszcze czułam. Jak na razie, nikt mnie jeszcze nie spytał o coś, czego bym kiedyś nie przemyślała... więc nie wiem jak to do końca jest ze mną teraz; /

A gadania o lekach mam już dość. Owszem, to jest jedna z opcji. Ale nie jedyna. I każdy może mieć własne zdanie. A sugerowanie, że ludzie, którzy szukają wyjścia na inny sposób niż pan Zawilinski, są naiwniakami, mikrusami itp, jest objawem totalnego ograniczenia i no cóż: chamstwa po prostu. Zwłaszcza, że to jest forum ludzi zaburzonych. I możesz przez takie gadanie tylko komuś zaszkodzić. Np brak uczuć, ma wyznaczoną półroczną terapię, a Ty ją utwierdzasz w tym, że nic z tego nie wyniesie, że to strata czasu, bo jedynym zbawieniem są leki. Heh. Nie tylko leki zmieniają chemię mózgu. Dobra psychoterapia może pomóc w dużo subtelniejszej i trwalszej zmianie owej chemii, co każdy wie. Ale Ty wiesz oczywiście najlepiej. W końcu masz internet.

Zgadzam się z Tobą, beztwarzy. Warto dojść do przyczyny, czemu nas to spotkało.

wiara sie uleczysz? zeby czuc dzialanie wiary trzeba czuc emocje, kropka. jesli masz emocje albo slabe zaburzenia to tak, ale nie jak masz ciezkie zaburzenia. a jak macie lekkie zaburzenie to nie wiem po co tu piszecie. widze Topie-lica, ze ty bys tylko miloscia i kompotem zyla. albo masz medyczne podejscie do sprawy albo psychologiczne. jesli masz psychologiczne to nie wiem po co studiujesz medycyne. nauka z wiara sie kluci i nikt tego nie przebije. wiesz Topie-lica ja nie mam 5 lat na psychoterapie, bo nie mam kasy, nie mam czasu, a zycie spiepsza mi przez palce. tyle sie mowi o przyczynach: uwarunkowania dzialania mozgu (chemii mozgu) + wplyw otoczenia (a wlasciwie percepcja, postrzeganie tego otoczenia przez pryzmat uwarunkowan dzialania mozgu) daje takie a nie inne zaburzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, ale gdzie ja niby wspominałam o "wierze"?? Można mieć tylko podejście medyczne, albo tylko psychologiczne?O.o... No dobrze wiedzieć, że nie można mieć podejścia holistycznego. Że nie można być otwartym i brać pod uwagę wszystkich możliwych czynników. Człowiek to nie jest organizm oddzielony od psychiki. To się ze sobą łączy, przenika. I wpływa na siebie nawzajem. Ale rozumiem, że przeżyłeś ciężki zawód jeżeli chodzi o psychologiczne podejście, i stąd u Ciebie ten fanatyzm.;)

Nie masz 5 lat na psychoterapię. Ok. Ja też wolałabym wyjść z tego jutro. Ale będę korzystać ze wszystkich możliwych środków, aby to uzyskać. Bo wiesz, może się okazać, że ja będę po 5 latach psychoterapii zdrowa, a Ty nadal będziesz kombinował z lekami, bo psychoterapia trwa za długo... A nie lepiej spróbować obu sposobów? No tak, dla Ciebie nie lepiej. Drugi to tylko bajka dla naiwniaków, placebo, bzdura. Ale wiesz, coś mi się wydaje, że Ty na to wszystko patrzysz przez pryzmat swojego fanatyzmu. Widzisz tylko jedną stronę człowieka. Wszystko zależy od organizmu. Cała psychologia to jedna wielka fantazja, a działa przez wiarę, że zostanie się uleczonym, równie dobrze można kazać pacjentowi by zawiązał sobie na nadgarstku czerwoną wstążeczkę. Tylko widzisz, czerwone wstążeczki nie działają, a dobra psychoterapia pomaga. Nie mówię, że to jest panaceum. Nie mówię, że to jedyna droga. Wręcz przeciwnie, uważam, że leki są niezbędne. Jedną z największych rewolucji w dziedzinie leczenia chorób psychicznych, było właśnie wprowadzenie psychotropów. I ja się z tym zgadzam. W końcu z jakiegoś powodu studiuję właśnie medycynę, a nie np.: psychologię.

Ale co z naszym przypadkiem? Co nam jest? Dlaczego co psychiatra, to inna opinia? Nasze zaburzenie, nie jest czymś standardowym, co opisują w podręcznikach psychiatrycznych. Nie wiemy co spowodowało, że nie czujemy jesteśmy w ciągłej derealizacji itd. Tak, to na pewno ma związek z chemią mózgu. Tak jak każde zaburzenie, każda nasza myśl ma swoje odzwierciedlenie właśnie w chemii mózgu. Ale czy źródłem, pierwszą przyczyną są jakieś zmiany w naszym organizmie, czy też te zmiany są jedynie wynikiem jakiś zaburzeń naszej psychiki?

Owszem, nie uleczysz osoby w ciężkiej depresji , w stanie prawie że katatonicznym -psychoterapią. I pewnie do takiego stanu porównujesz nas. Tak, jesteśmy prawie jak rośliny ( niektórzy z nas możliwe byli w takim położeniu w przeszłości), ale jeszcze mamy jakiś kontakt z otoczeniem, nikły, ale... jakoś się jeszcze porozumiewamy, chociażby przez te posty na forum. Jesteśmy w stanie myśleć, choć te myślenie nie jest tak jasne jak kiedyś. Nie twierdzę, że psychoterapia nas wyleczy. Ale z pewnością nie zaryzykowałabym twierdzenia, że należy zrezygnować z tych niewielu sposobów jakie nam zostały, alby znów żyć jak człowiek. Ale ok, mogę zrozumieć Twój wybór. I nie namawiam Ciebie do psychoterapii, bo niby po co miałabym to robić? Aczkolwiek, nadal będę obstawać za podejściem holistycznym, podejściem bardziej otwartym, podejściem szukającym. Będę próbować wszystkiego i innym życzę tego samego. Aby poszukiwali i próbowali różnych wyjść. Żeby się nie zamykali w swoim "jedynym prawdziwym" poglądzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co sie kłócicie?Niech każdy robi to, co uważa za słuszne. Ja osobiście nie wiem gdzie leży problem... też mi się wydaje, że to jest bardziej kwestia biologii, ale mogę się mylić. Jestem tu w szpitalu, na oddziale zaburzeń osobowości i moje pierwsze wrażenie jest takie, że ja tu nie pasuję...że może pasowałabym rok temu, gdy to wszystko nie było jeszcze takie zaawansowane, gdy czułam cokolwiek poza cierpieniem... w ogóle nie wiem jak sobie dam radę jak będę czuła cierpienie...bo to cierpienie jest przeogromne, ja leżałam w domu i jęczałam na głos, miałam ochotę drapać ściany...takie cierpienie z niczego, z rozpaczy i frustracji co najwyżej...tu są ludzie, którzy mają problemy w relacjach, ale funkcjonują jednak dość normalnie...sama już nie wiem co myśleć...Ci ludzie mają emocje,mają zainteresowania, śmieją się... niestety jak byłam na oddziale dla osób chorych na schizofrenię to bardziej czułam cos współnego..ale może to pierwszy dzień, może to tylko takie wrażenie, może rafię jeszcze na osobęzywno - ,która tak jak ja - jak to nazwała Krwiopij cierpie na zespół warz.ywno - otępienny .

Zawilinski, a Ty uważaj jednak z tym dawkowaniem leków wg własnego uznania. Tak najeżdżasz na lekarzy, ale przecież oni głupi nie są. Z tego,co mówiła moja krewna psychiatra, to neuroleptyki obniżają poziom dopaminy w jednych rejonach mózgu,a w innych podwyższają. Przynajmniej te nowsze atypowe.Więc jeśli Ci nie pomagają, to nie wiem -albo na schizofrenię prostą leki nie pomagają (ale moja lekarka twierdzi, że atypowe pomagają) albo Ty nie chorujesz na schizofrenię prostą. Może też masz zaburzenia osobowości. Bo jednak Niemądry napisał, że Mu ketrel bardzo służy i działa na emocje.Ja nie wiem. Ja już naprawdę nie wiem. Ale nie wydaje mi się, żeby mądre było sobie samemu wymyślać leki. Zwłaszcza neurologiczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi nie chodzi o kłótnie;) W moim stanie, kłótnia byłaby czymś wymuszonym. Mi chodzi jedynie o tolerancję dla wyborów innych ludzi. Tak jak napisałam, biorę pod uwagę, że źródłem naszego problemu jest chemia i biorę pod uwagę, że przyczyna może leżeć w naszej psychice. I tyle.

Po prostu nie podobały mi się insynuacje pana Zawilinskiego, który sugerował, że ludzie, którzy mogą inaczej widzieć dany problem, niż on, są naiwni, przygłupi i słabi. Otarł się prawie o pojęcie, że są ofiarami. I może emocjonalnie mnie to nie dotyka xD, to jednak dawna ja, nie aprobowała takiego podejścia, czego wyrazem była moja poprzednia wypowiedź.

Widzisz brak uczuć, Ty jesteś w stanie przyznać przed sobą i innymi, że możesz nie mieć racjiteż mi się wydaje, że to jest bardziej kwestia biologii, ale mogę się mylić. I jednak jesteś w szpitalu i będziesz próbować psychoterapii. Dlaczego?

Ja uważam, że przy mojej wiedzy nie jestem w stanie zadecydować, gdzie leży przyczyna naszego stanu, tak jak i Ty, brak uczuć. Zawilinski wygłasza wyroki i potępia. Choć mogę zrozumieć jego "frustrację" jeżeli chodzi o podejście psychiatrów, którzy wciąż wypisują te same leki, i nawet za naszym przyzwoleniem, boją się spróbować czegoś nowego, np tych leków na parkinsona, albo na ADHD (one też silnie wpływają na dopaminę). Rozumiem też niezadowolenie odnośnie terapeutów, którzy zazwyczaj wciąż gadają jak katarynka : co czujesz, co czujesz. Gdy nie czujesz nic. I dlatego zmieniałam ich częściej niż rękawiczki;). Ale to wszystko nie znaczy, że należy zrezygnować z danego sposobu, bo się trafiło na niekompetentnych ludzi.

A Ty, brak uczuć,chyba skoro już jesteś na tym oddziale, to będziesz próbowała coś z tego wynieść, skorzystać? Jeżeli nie, to po co tam siedzisz? Może jednak masz nadzieję, że to może pomóc, jeżeli nie od razu, to może potem... Chociaż może być tak, że to będzie stracone pół roku. I jak zaczniesz testować leki, to będziesz na siebie zła, że nie zrobiłaś tego wcześniej...? Cóż, moja sytuacja nie wygląda tak tragicznie jak Twoja. Ja nie cierpię. Moja tragedia jest spokojna, cicha i nieodczuwalna. Czyli prawie tak jakby jej nie było? Jakby mnie nie było;].

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje pierwsze wrażenia są takie, że nie pasuję do tego oddziału. Ci pacjenci tutaj są może nieco zakręceni, ale generalnie normalni. Dużo się śmieją, duzo rozmawiają ze sobą... Mnie pożera coraz większa pustka, która ogarnia coraz większe obszary mojego życia...Oni mają jakąś osobowość, jakąś jaźń...ja tego nie mam- nie mam przeżyć, uczuć, marzeń, planów...dlaczego tu jestem? Bo wszystkiego innego już w jakimś stopniu próbowałam...nie mam nic do stracenia,mogę tylko zyskać...i zamierzam im to powiedzieć,że nic nie czuję, nic nie przeżywam -i niech oni jako specjaliśści się do tego ustosunkują.

ponadto doszłam do takiego punktu, w którym nie byłam już w stanie samodzielnie żyć, a moja lekarka i moja krewna psychiatra uzależniały dalsze wsparcie od tego, że pojadę do Krakowa... także moja rodzina bardzo tego chciala,moja mama ciagle powtarzała, że mi jest potrzebna psychoterapi, że muszę się odblokować itd... na wszelkie moje próy wytłumaczenia, że ja czuję, że to kwestia biologiczna reagowali awanturą...nie miałam wyboru. Ja MUSIAŁAM pojechać do Krakowa.Albo to coś da, wrócą mi uczucia i nie będę już uzależniona od pomocy innych, albo to nic nie da, ale otrzymam wsparcie rodziny ponieważ wypełniłam warunke pojechania do Krakowa...proste i węzłowate...bardzo, bardzo bym chciała odzyskać emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem ciebie doskonale bo tez byłem na 7f i bez emocji pól roku moze lek czułem tylko i cieprpienie straszne i też nie pasowałem do nich bo oni czuli raczej śmiali sie ja bbyłem tam jak na zesłaniu bez nadzie wciaz o pustce gadałem ze nic nie czuje itp...widze nei jestem sam przykra sprawa to jest troszke nie móc sie zakochac itp bo pustka niewiem...czy zaburzenia tak mają czy to chemia w mózgu jednak??ale leki za bardzo nei pomagają na zburzenia to co terapia [pól roku gadałem o pustce i nic mi nie pomogli....więc niewiem czy to jest oporne na leczenie czy pech czy rodzaj osobowosći czy kurna co???dlaczego na ttym fotum sa lyudzie zpustką emocjonalną jak to jest możłiwe z punktu medycznegoooooooooooo????WYTŁUMACZY KTOŚ???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie , ze sa to zaburzenia budowy/ struktury w osrodkach podkorowych odpowiedzialnych za powstanie emocji( jadro migdalowate , hipokamp) lub tez zaburzenia przekaznictwa miedzy tymi strukturami a kora mozgowa.

 

U niektorych jestto postac wrodzona, u innych nabyta. Wg mnie i moich obserwacji takwynika

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jak już leki na to z jakiej grupy??na co wplywajace na dopamine ,serotonine,noradreneline??cos stumulującego?a psychoterapia jaki nurt na to psychodynamiczna a może inna??co sądzicie??a antagoniści dopaminy???moze ta grupa leków chciałbym wiedziec aby być madrzejszy troche przed wizyta u lekarza i mi ine wypisywał lekó na krzywy ryj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ciekawe Magic co piszesz...ja jestem właśnie na 7f. Dwa lata mi to zajęło zanim się zdecydowałam i bardzo żałuję, że tak późno, bo jeszcze rok temu czułam sporo w porównaniu do dziś, gdy nie czuję nic. Ja też mam obawy, że to nic nie da, ale spróbować chyba warto. Przecież i tak życie moje jest wegetacją. Martwi mnie, że tu trzeba dużo prac wykonywać, a mi się tak nic nie chce, że jest to nie do opisania.To nie jest zwykłe lenistwo, ani nie jest to z depresji. Po porstu bym sobie tak siedziała cały dzień. Jak mi zanikły uczucia, to zanikły mi też potrzeby. Mogłabym utonąć w brudzie i nie chciałoby mi się ruszyć. Wydaje mi się, że to jest związane z brakiem emocji i jeśli bym jednak miała schizofrenię to są to objawy negatywne i słynne opisane przez Kępińskiego "lenistwo schizofreniczne'. Ja tak to czuję, ale są to oczywiście odczucia subiektywne. W każdym razie mam wielką niechęć do wszelkiej aktywności, ale rozumowo mnie to wkurza. Pociesza mnie fakt, że jedna dziewczyna dziś powiedziała, że nie miała uczuć przez 3 lata, a potem jej wróciły i to w nadmiarze znowu.Magic, czy u Ciebie ktoś rozpatrywał schizifrenię jakąś? Np.prostą? Czy ja już kiedyś nie czytałam

twojej historii? Że tak jak ja byłeś o krok od ślubu gdy to się stało? Czy brałeś na to jakieś leki?

wiem, że nei pomogly, ale interresuje mnie co brałeś? Czy masz jeszcze nadzieję na odzyskanie uczuć i jak wygląda

twoje życie?dajesz radę sprostać obowiązkom? pracujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć fajnei piszesz jakbym siebie słyszał ja nie mam ciagle braku uczuc kiedyś ciagle totalne dno...póżniej jakby tak okresowo ale nie lecze sie od kraka od 2006 roku...szkoda zę nie byłaś wtedy albo ja teraz byśmy sie dogadali zapewne jakiś pakt stworzyli...nei wiem też czy chwiejna sie eni objawia pustka a mi tez taką dali w innym szpitalu wiec ogólnie gimela schizofrenie ja proponawąłem prostą ale wykluczyli niby...fatalnie być pustym mam takie dni ze sie ein ubieram nawet siedze w piżamie raczej nie leże bonie mam depresji...tylko totlana pustka na niczym ein zależy nie ciągnie...chce spróbowac jeszcze raz to leczyć u siebie ejst nowy młody lekarz który tezjest ponoć psychoterapeutą lub w trakcie szkolenia

 

nadzieja?przepraszam jaka nadzieja jak nic nie pomaga?zyc normalnei sie nie da nie robie nic regularnie bo sie nie da tłumacze to lekarzom a oni renty nikt panu nie da a ja uwazma ze częsciowa niezdolnosc sie należy ludziom z zaburzeniami psychicznymi koniec kropka i bede z nimi walczył z i tym zusem... :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magic, pisz proszę trochę składniej, bo trudno się Ciebie czyta...ale wywnioskowałam, że nie masz stale braku uczuć? że najpierw to bylo na stale, a potem się poprawiło i teraz Ci się to zdarza okresowo? No mnie by i takie coś urządzało..lepiej czuć czasami niż nie czuć wcale... A jak długo u Ciebie trwał etap, że nic nie czułeś kompletnie? I co zrobiłeś, że zacząłeś jednak trochę czuć, chociaż okresowo?

Kto i na jakiej podstawie wykluczył schizofrenię prostą? i wykluczył, bo Ty jej nie masz czy wykluczył, bo wg niego taka postać nie istnieje?j

Ja jestem na 7f w Kobierzynie. Na razie nie mam żadnej terapii jeszcze, muszę poczekać kilka dni, wtedy to wszystko opowiem terapeucie.Zazdroszczę ludziom, którzy tu normalnie chodzą sobie na spacery, śmieją się, rozmawiają...ja jestem totalne wycofana,ale nie z własnej woli...chciałabym rozmawiać z ludźmi, ale mam taką pustkę w głowie, jakbym upośledzona była...przed chwilą jakaś dziewczyna była, chciała pogadać, a ja na siłę produkowałam tematy do rozmowy. Nie wiem, nie porafię rozmawiać z ludźmi jak kompletnie nic nie czuję i nic mnie nie interesuje... jest jeszcze jedna rzecz, która mnie martwi - mam absolutną niechęć do ruchu. jakbym jakieś zaburzenia motoryki miała. Jest piękna pogoda, aż by się prosiło iść na spacer, a dla mnie to jakby kara za grzechy była...jakby mój mózg przestał wysyłać ciału sygnały, że ma ochotę się trochę poruszać...naprawdę się martwię (rozumowo) jak widzę jak odstaję od tych ludzi...pocieszeniem jest ta jedna dziewczyna, która mówi, że przestała mieć uczucia, a po 3 latach jej wróciły, muszę Ją popytać jak to dokłądnie było...a Ty Magic napisz swoją historię, może znajdziemy jakiś punkt wspólny dlaczego te uczucia zanikają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie z osobowosći jak wszytskie choroby i zaburzenia psychiczne,ja z perspektywy czasu mogę to zauwazyć, opowiedzieć wtedy tez, ale co z tego jak one nie wróciły czyli to choroba. Lekarze nie zdają sobie sprawy z czym my zyjemy...masz lapka na oddziale??napisz mi gg, albo coś na pw, pogadamy prywatnie i ci opisze co i jak .Powiem tez odnosnie oddziału- uwagi na co i na kogo masz uważać ...:)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×