Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Uch, trochę mi się polepszyło: ) Tzn, poziom derealizacji i świadomości wrócił do poprzedniego poziomu, który utrzymuje się od kilku lat. Ale to co właśnie miałam przez te ostatnie kilka dni, to był jakiś kompletny kosmos. Łapałam się na robieniu różnych rzeczy, których sobie nie uświadamiałam, gadałam na głos do siebie, kiwałam się, w trakcie wykładu wstałam i zaczęłam szukać długopisu na schodach ( nie wiem po co, mam mnóstwo długopisów w torbie;/) Już nie wspominam o tym, że wracałam do domu o pół godziny dłużej, bo nie umiałam się na tyle skoncentrować by wysiąść na odpowiednim przystanku i przesiąść się na następny autobus. Chwilami zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem, i co do mnie mówią ludzie. Nie mam pojęcia co mi było...Ale od paru godzin jest po staremu.

Brak uczuć, koniecznie podziel się z nami swoimi przemyśleniami : ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica czyzby derealizacja? jakie leki teraz bierzesz?

 

[Dodane po edycji:]

 

kurde mam problemy z zasnieciem. nie czuje tej granicy, gdzie normalnie ok. 22-23 powinienem robic sie senny tylko siedze do 4, 4:30 nad ranem i zasypiam ze zmeczenia, ktore czuje w miesniach, w organizmie (ale nie w glowie), a nie jak to powinno byc w glowie. spie normalnie 8-10 godzin i budze sie w miare wyspany, ale za cholere nie czuje tej granicy sennosci. jak u was wyglada zasypianie, ile spicie, jak u was z jakoscia snu, czy potem jestescie wyspani?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Derealizacje mam ciągłą od ponad 3 lat : ). Ale kilka dni temu, przestałam kontaktować; ] Teraz jestem już w moim starym, nudno-mdłym stanie zwyczajnej derealizacji. Żadnych leków teraz nie biorę. Póki co liczę na tę psychoterapię; ] A raczej wmawiam sobie, że na to liczę.

Co do snu... Przed tym wszystkim miałam koszmarne problemy z zasypianiem. Teraz zasypiam co chwilę; ] Wszystkie zajęcia, na których nie muszę stać przesypiam. Lubię spać, moje sny, jeżeli już uda mi się jakiś zapamiętać, wydają mi się bardziej realne od mojego "życia". Gdybym mogła spałabym cały czas: ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 5-6 lat śpię tylko na tabletkach. Najpiew mialam nerwicę, że nie zasnę, a jak mi zanilkły uczucia, to zanikł Nigdy nie czuję senności, nawet gdy nie śpię tydzień. Czuję zmęczenie, niewiarygodne pobudzenie, ale nie senność. Brałam na to olanzpinę i spalam po niej cudownie, ale okazało się, że mam podwyższony cukier. Nie wiadomo co będzie teraz. Wczoraj spadało ciśnienie na dworzu i po raz pierwszy od 2 lat poczułam się naturanie sennsa i zaczęłam drzemać bez tabletki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paradoksy, tak,tak,tak.Tak.Żeby mi tylko nie zależalo,nie bolalo,nie tęsknilo,nie rozrywalo.

Jeeezu....Toż to bylby balsam,orgazm,wszystko,żeby tylko nie czuc.Jestem ciekawa czy bohaterowie topicu zdają sobie sprawę ile my robimy i wysilku wkladamy w to by nie czuc-dzien w dzien.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Argh. To wam powinno się w takim razie to przytrafić. To WY na to zasługujecie. Ja na to nie zasługuję. Czymkolwiek, jakakolwiek kiedyś byłam, nie zasługuję na to. I gdybym czuła, to nie życzyłabym tego nawet najgorszemu wrogowi. Ale teraz nie czuję, i nawet takie okrucieństwo przychodzi mi łatwo. Oddałabym to, żeby znów móc mieć dawne zaburzenia. Ciąć się, histeryzować, umierać z rozpaczy, nienawidzić siebie do granic możliwości, itd, wszystko, pełen zestaw, byle móc znów żyć, choćby to życie miało być udręką i ciągłym cierpieniem. Ale ja pamiętam, że w tym całym bólu, były chwile radości, przyjemności, zainteresowania, chęci na coś...A teraz?

Gdybym mogła oddałabym to wam bez wahania. Wy po prostu nie rozumiecie. To nie jest chwilowa ulga od cierpienia, to jest zanik świadomości, zanik wspomnień, zanik osobowości. Tu nie ma przyjemności, nawet tych najmniejszych, nie odczuwasz przyjemności z jedzenia, spaceru, czy z piękna; nie obchodzą was ludzie, ani wy sami. Zero uczuć wyższych. Pozbawilibyście się możliwości odczuwania miłości, troski, czułości, zachwytu, melancholii. Krwiopij, oddałabyś uczucie do swojego lubego, za TO? Jeżeli tak... to nie mam więcej pytań, bo cóż... różni ludzie, różne priorytety.

 

[Dodane po edycji:]

 

Wy chcecie czuć mniej intensywnie, co mogę jeszcze zrozumieć. Ale nie macie pojęcia co to znaczy dzień w dzień nie czuć nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij musze cie zmartwic. ja myslalem podobnie jak ty. co by tu zrobic, zeby nie czuc lęku, samotnosci, bolu psychicznego, zeby nie czuc w ogole emocji. i samo przyszlo. i powiem, ze jak emocje zanikaja to ogolnie pojete czucie sie pogarsza w stanie znacznym tzn. zapachy ja jalowe, smak slaby, muzyki nie czujesz, nie ma w ogole ochoty na sex, na niczym ci nie zalezy, na milosci ci w tym stanie nie zalezy, chlopak moze do ciebie przychodzic, ale po co jak ty do niego nic nie czujesz, nie ma roznicy czy widzisz swojego chlopaka, czy odbicie w lustrze, czy kota, czy drzewo, bo emocjonalnie nie ma roznicy. dla ciebie to tylko obraz, jedynie czym sie roznia od siebe to ksztalt, kolor, wielkosc. nie przetlumacze ci tego, bo nie doswiadczasz tego co my czyli pustki, w tym stanie umysl jest czysty, nic nie ma i wlasnie dlatego jest tak zle. moge dac takie porownanie. czujesz bol w nogach to ty teraz. z kolei my nie mamy w ogole czucia w nogach. co lepsze? bol czy paraliz? tak, my jestesmy emocjonalnie sparalizowani, ale jak chcesz zniwelowac bol to zawsze sa neuroleptyki, ale one niweluja wszystko. po nich tylko zamulenie, spanie, ogolne wyjalowienie emocji. nie wiem ty chyba potrzebujesz czegos co uspokoi twoje emocje czy natomiast potrzebujemy czegos co wyzwoli te emocje. czyli ty sie musisz uspokoic, a my pobudzic wiec tu chyba roznia sie nasze doswiadczenia.

 

[Dodane po edycji:]

 

tak dobrze mowi Topie-lica. Krwiopij tobie trzeba tylko lekkiego albo umiarkowanego uspokojenia emocji. nic poza tym. jak nic nie czujesz, nie czujesz swojej osobowosci, nie czujesz tego kim jestes.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica, a wiesz ile bym zrobila by nigdy Go nie pokochać?Już o tym pisalam i pisala moja przyjaciółka,dla osoby wzglednie stabilnej milosc to jakis ożywczy zefirek,jasny i cieply,dla nas to tajfun i psychoza.Czulas się kiedys tak paskudnie,że przegryzalas sobie żyły,bo braklo ostrych narzędzi (w szpitalu psychiatrycznym)??

Ja mam uczucia i staram się byc względnie delikatna,szanowac Twoje cierpienie i absolutnie go nie umniejszac,ale Ty notorycznie robisz to z naszym,traktując nasz syf jako cos mniejszego kalibru,jakiś wybitny luksus w dodatku.Dziękuję,że życzysz mi jeszcze jednej choroby,ja mam nadzieję,że Ciebie nie spotka już zadne dodatkowe cierpienie,mimio iż zaraz z cala pewnoscią napiszesz,że życzylabys sobie tak cudownego zaburzenia jakim jest moje.

Dla jasności-nie bywam szczesliwa od dawna,notorycznie jestem otępiala,nie odczuwam przyjemności i radości,ani pędu do życia.Gdzies sie zagubil po drodze.

Za to bardzo intensywnie odczuwam rozpacz i strach i wstręt i poczucie winy.

Nie wiem kim jestem,chyba nigdy nie bylam nikim i nie napisalam,że wzielabym to od Ciebie na cale życie.Ale czasem w kryzysie,w desperacji,absolutnie ogluszającym cierpieniu odczuwam cos na ksztalt leciutkiej zazdrosci.Nie wolno mi?

Zachwyt to może czulam jakies 10 lat temu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie, cierpienie jest cierpieniem i chyba nie ma sensu sie licytować czy lepiej odczuwać katusze czucia czy nie czucia...przypuszczam, że udreka Krwiopij jest porównywalna z naszą... ja jestem gdzieś pośrodku żresztą, bo czuję częsro cierpienie, ból psychiczny nie do zniesianie i bez powodu, a jakichs normalnych uczuć nie mam, Po prostu mam wiecznego doła bez powodu. Chociaż od 3 dni jest ogólnie troszkę lepiej, trochę się ożywiłam, ale dużo rzeczy mnie dołuje jak np. problemy z cukrem, które prawdopodonie mam po olanzapinie. Sprawa jest poważna i bardzo mnie to dołuje. A olanzapinę, jedyny lek, na którym dobrze śpie pewnie mi odstawią i dadzą ketrel, na którym już tak dobrze nie śpię...ale i tak zwiększonym cukrem martwię sie bardziej...przynajmniej mam realną przyczynę tego zmartwienia. Naprawdę, cierpienie jest cierpieniem i nie ma sensu rozważać, które jest gorsze..źle jest czuć zbyt wiele i źle jest nic nie czuć..,.wszycy chcielibyśmy stanu gdzies pośrodku.

Krwiopij myślę, że tu w Kakowie naprawde mogą Ci pomoc.

Od dawna chcę Was spytać o to czy macie pociąg seksualny? Ja go utraciłam tak jak rezsztę emocji...stalam się zupełnie zobojetniała na facetów, nie czuje potrzeby przytulania itd... Topielico, jeśli mogę spytać - Ty mieszkasz z facetem - jak sobie radzisz? Zmuszasz się do czułosci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, a Ty masz Kogos,jestes w związku?

Ja mam silną histeryczną potrzebę bliskości,założylam nawet wątek,jeżeli ktos mialby ochotę to bardzo proszę:

histeria-g-od-mi-o-ci-t23920.html .

 

Pytanie pewnie nie do mnie,bo nie zaliczam się do Waszego "elitarnego" grona,przynajmniej nie calościowo,ale i tak odpowiem:

mam libido,niezmienne od lat z wyjątkiem okresu,w ktorym moglam jedynie leżeć i trzeba mnie bylo karmic i przebierac,bo sama nie bylam w stanie.

 

Z objęć kogokolwiek moglabym w ogole nie wychodzic,tylko leżeć przyklejona dniami i nocami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, ja wiem o czym piszesz w tamtym temacie... ja tak miałam wcześniej... Mojego byłego chłopaka doprowadziłam tym do załamania nerwowego i depresji ;] Ale to było kiedyś. No i nie miałam tego aż w takim nasileniu jak Ty.(Nie przegryzałam sobie żył zębami, w trudnych miejscach wystarczyły mi odłamki z rozbitego kubka;] Na oddziale można mieć kubki;] )

I ja niby pamiętam jak to było. Te huśtawki nastroju, autodestrukcyjny szał rozpaczy xD, ech, teraz bym się upajała każdym uczuciem. A tu psikus;] Nie ma nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja raczej nie odczuwam cierpienia, chociasz zadowolony tesz nie jestem. Jak nic odemnie nikt nie wymaga to zycie jest dla mnie raczej neutralne, chociasz z wiekiem chyba coraz gorzej jest. Czasem cos mnie zainteresuje, ale na chwile, jesc tesz czasem lubie, ale jak jestem w warunkach gdzie nie ma jedzenia ktore by mi odpowiadalo, to po prostu jem bardzo malo i jakos mi to nie przeszkadza, nie motywuje mnie to. Nie wiem czy po prostu przyjemnosc z jedzenia jest na tyle mala, ze mi tak naprawde nie zalezy, czy dziala tu jakis inny mechanizm. Chyba generalnie trudno jest mi sie uzaleznic od czegokolwiek, przez jedne wakacje palilem ponad 2 miesiace i to sporo, wakacje sie skonczyly i przestalem palic, nie zucilem po prostu przestalem. Ktos inny tesz tak ma?

 

Probowalem diety i cwiczen, ale jakis roznic w motywaci nie zauwazylem, generalnie czulem sie tak samo pozatym, ze wolniej meczyl mnie wysilek fizyczny. Nie odczuwam tesz zadnego przyjemnego odczucia po cwiczeniach, po prostu bola mnie miesnie i jestem zmeczony.

 

Nigdy nie mialem pociagu seksulanego, libido mam moze w miare normalne ale nie jest ono ukierunkowane w nikogo. Nigdy nie czulem potrzeby komplikaci moich potrzeb fizjologicznych, nigdy nic nie czulem w sytuaci kiedy moglem miec sex, nigdy nikt mnie nie interesowal romantycznie, nigdy nic nie czulem jak sie przytulalem czy calowalem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też ZANIM mi uczucia zanikły czułam BARDZO dużo i w nadamiarze, mniej więcej tak jak to pisze

Krwiopij, z wyjątkiem samookaleczania się, bo nigdy nie miałam do tego tendencji. Czułam WIELKI pociąg płciowy, wielką potrzebę przytulania, bliskości, bycia z drugim człowiekiem, czułam ten cały ból bycia samemu, żal, tęsknotę, złość, gniew, miłość, chęć poświęcania się, dawania daru z siebie...teraz w ogóle niczego takiego nie czuję, jestem jak jakiś schizoid.Czasem się martwię, że tak mi się pogorszyła osobowość, że stała się schizoidalna.

Nie jestem z nikim w związku, bo jak mam być przy takim stanie psychiki gdzie mało co czuję.

Ale ogólnie zaczęłam jakoś funkcjonować i nabrałam troche nadziei, ze choć tyle mi ten Kraków pomoże, że będę w styanie samodzielnie żyć. Na chwilę obecna najbardziej mnie martwi podwyższony cukier i związane z tym objawy, bo to naprawdę poważny problem.

Krwiopij, myślę, że tu CI mogą naprawdę pomóc w Krakowie lepiej sobie radziś z uczuciami . Kiedy masz rozmowę kwalifikacyjną?

Czy wiesz, że w piatki mozna dzwonić i jak się cos zwolni to Ci przyspies?z

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Skoro obie z Topie-licą bylyście, z tego co piszecie "borderami pełną gębą" to nie widzę powodu do zachwycania się i zadroszczenia mi,bo wynika z tego jasno,że istnieje spore prawdopodobieństwo,iż wkrotce mój stan przerodzi sie w to co przezywacie.Pewnie cos na ksztalt wypalenia,no bo ile można sie tak szarpać?Organizm w koncu zaczyna się bronić,dla mnie to logiczne.Jestem odrobinę młodsza i pewnie,to co się z Wami dzieje nastąpi-za rok,może 2,a może miesiąc.

Mimo to jakos nie czuję się w stanie "napawac urodą chwili",bo czuje sie przerażająco.

Zalążki jakieś w Was pozostaly...Topie-lica jest cos za złośliwa i zbyt ironiczna,a Ty.....w Topie widać i cieplo i troskę i tęsknotę i ból.Kiedys czulas mocniej, intensywniej,ale tak jak pisalam-zadzialala biologia,widocznie ten stan obecny ma Cię przed czyms chronic.Fajnie,że jestes na oddziale.

Na ilu rozmowach kwalifikacyjnych bylas zanim Cię przyjeli? i ile czekalas na pierwszą?

 

U mnie jest cos w rodzaju dysonansu-bardzo chce jechac i bardzo nie chcę,bo umrę z tęsknoty za moim chlopakiem.Poza tym to jakby ostatnia deska ratunku-lekow nie umiem przyjmowac z zaleceniami,przez to,że albo je spuszczam ze zlosci w kiblu,albo lykam wszystkie,z terapii 4 razy zwialam,bo sie wkurwilam,albo poczulam "do śmietnika".Mialam ambitny plan skonczenia chociaz jednego calego roku studiow i wziecia dziekanki (Mamusia wpoila,że bez studiów są śmiecie).Już 3 raz zaczynam studia :lol: .I gowno z tego wychodzi,bo ze strachu przed ludzmi nie trafilam na zajęcia.

 

Odpowiedz mi proszę na moje pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za złośliwa;] A żebyś wiedziała, że kiedyś nie byłam. Kiedyś byłam matką Teresą od siedmiu boleści, wszystkim pomóc, poświecić się za ukochanego, za ludzkość. A teraz? Jak na niczym Ci nie zależy, to możesz dalej automatycznie podtrzymywać swoje powołanie... do czasu, aż już nie masz siły sobie wmawiać, że to ma jakiś sens. Tak zrobiłam się złośliwa, wredna. Ludzie mogą sobie być, a może ich nie być, nic mnie to nie obchodzi. Mogą się ze mnie śmiać, albo mnie podziwiać, nic mnie nie porusza.

A tak na temat studiów... wie ktoś może czy można wziąć urlop zdrowotny, jak już się wzięło wcześniej urlop dziekański?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba można,ale nie jestem pewna.

Ja tam matką teresą nigdy nie bylam,zawsze zlośliwa i egoistyczna,skoncentrowana na sobie i swoim cierpieniu.

Ale w milości i przyjazni jestem oodana,aczkolwiek moje serce się wyrywa do wszystkich,i nawet Ciebie cyniczna Topieliczko bym wyściskala i wycalowala. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty, złośliwa? O.o Jakoś nie widać, przynajmniej nie na forum;). A tak jak napisałam, byłam matką Teresą-miałam powołanie, by leczyć ludzi, zbawiać świat, od siedmiu boleści- bo byłam przy tym egocentryczna, zamknięta we własnych światach, skupiona na introspekcji i własnymprzeżywaniu, filozofowaniu;). Zresztą wtedy tak na to nie patrzyłam, wtedy raczej czułam się jak ****, jak pewnie często Ty krwiopiju...Ale w trakcie terapii parę rzeczy u mnie wyszło, między innymi to, z czego wcześniej sobie nie zdawałam sprawy.

Ale w milości i przyjazni jestem oodana,aczkolwiek moje serce się wyrywa do wszystkich
- może podobnie to u mnie wyglądało? Ja już właściwie nie pamiętam...

Ale moje cechy borderline nie były tak nasilone jak u Ciebie, nie byłam "borderline pełną gębą";]Zresztą, już nie wiem kim byłam. Kimkolwiek byłam, chciałabym znów być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za złośliwość,impulsywnośc i niewyparzoną gębę bardzo szybko przestalam byc moderatorem :)

Chyba najszybciej w historii forum.

 

Dla mnie to co się z Wami i momentami ze mną dzieje,to mechanizm obronny.

Dlaczego dzieci do lat 9 nie popelniają samobojstw?Bo są chronione-nie są już głupie,mają świadomość,że jak się podpalą czy wyskoczą z okna,skonczy się to kiepsko.Ale do pewnego wieku mechanizmy obronne są bardzo silne,nawet dzieci bite i gwałcone,z rodzin na wskros patologicznych-żyją i co więcej potrafią byc szczęśliwe.

Tylko,że pozniej dorastamy i to staje sie niewystarczające.Natura tak to przewrotnie wymyslila,że osobniki mlodziutkie trzeba chronic,bo jak podrosną to teoretycznie same powinny byc silne i potrafic się obronic.Niestety,jak widac,ten system ma feler..

Pytalam już kiedys o Wasze dziecinstwo,ale zostalam chyba potraktowana jako domorosly psycholog,ktory ma jakas chorą i egoistyczną wizję naprawiania świata,bo odpowiedzialyscie zdawkowo i pobieżnie.A ja chcialam tylko jakos to do siebie przyrownac,zobaczyc czy moje myslenie ma w ogole racje bytu-nie chodzi mi wylacznie o dziecinstwo,ale o caly okres dorastania,adolescencję,czy wydarzylo się cos co można by okreslic miarem traumy,jakies deficy etc.

I w doroslym życiu także.

 

Brak uczuc pisala o tym,że matka ignoruje jej cierpienie,wysmiewa je,bagatelizuje,szydzi-przecież ewidentnie widac,że sprawia Ci to ból.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieciństwo.. wydawało mi się, że tu o nim coś wspomniałam. Alkoholizm ojca, duże wymagania zwłaszcza mamy, koncentracja rodzicieli jedynie na efektach w nauce, pozorach i zdrowiu fizycznym. Aczkolwiek rodzice mnie bardzo kochają, żeby nie było, nie mam wyrodnej matki ani ojca, pomagają mi finansowo i próbują mnie nawet wspierać, aczkolwiek nie umieją zupełnie zrozumieć co mi jest, i bardzo to lekceważą... Po prostu to też są ludzie z problemami;PI to sporymi...Ale ojciec niedawno zaczął się leczyć:)

Odkąd pamiętam nazywali mnie w domu dzieckiem autystycznym. Nie dawałam się nikomu przytulać. Wiecznie zatopiona w książkach i w myślach. Próby dogadywania się z rówieśnikami kończyły się raczej nieprzyjemnie. Traum żadnych nie miałam, chociaż nie należałam do szczęśliwych dzieci... Lubiłam moje oderwanie od świata, choć bardzo cierpiałam, zwłaszcza z powodu samotności. Patrzyłam na siebie jak na bohaterkę książki xD Aczkolwiek, nie ma w tym chyba nic dziwnego skoro w tygodniu potrafiłam przeczytać nawet ok. 7 książek( w zależności od ich grubości oczywiście). Teraz nie czytam nic.

I pragnę nie istnieć.

Kiedyś nicość wydawała mi się czymś niesamowicie przerażającym. Teraz... czymś niesamowicie pociągającym. Tylko kto mi zagwarantuje, że po śmierci zniknę? Że nie będę np. dalej tym czymś co ze mnie zostało?

 

[Dodane po edycji:]

 

A, pierwszy raz o samobójstwie pomyślałam w podstawówce, po dostaniu 2 z jakiejś klasówki;]Myślałam, że to przesądza o mojej przyszłości xD. Najadłam się surowych grzybów, ale jak widać, nie były jednak trujące xD. Standardowo, jako osoba przewrażliwiona i szukająca akceptacji zostałam klasowym kozłem ofiarnym. Do liceum, gdzie ludzie już byli trochę mniej okrutni, i mogłam się już spokojnie izolować. Podobno mój pierwszy epizod depresyjny miałam pod koniec gimnazjum; ] Ale nie pamiętam nic z tamtego okresu, a dowiedziałam się, bo moja mama opowiedziała o tym na jednej z wizyt u mojego psychiatry. Szkoda, że wtedy ktoś nie zaczął mnie leczyć, może teraz nie byłabym tym, czym jestem...

Nie przydarzyło mi się nic tak dramatycznego, co mogłoby mnie wpędzić w ten stan.

 

[Dodane po edycji:]

 

Co do "dorosłego" życia. Na studiach zamęczyłam jednego chłopaka, o czym już wspominałam. Nie wiem, jak mógł w ogóle tyle ze mną wytrzymać. Chociaż racja- nie wytrzymywał. Wieczne fochy, kaprysy, cały czas musiał być przy mnie. Jak było mi smutno o 4 w nocy to musiał przyjechać z drugiego końca Warszawy i jeszcze często nie chciałam go wpuścić do mieszkania xD. I takie tam... pewnie doskonale wiesz o co chodzi, Krwiopij...

Po tym, jak z nim zerwałam, stwierdziłam, że nikogo w moim życiu nie dam rady pokochać xD( bo jego też nie umiałam, dlatego się nad nim w końcu zlitowałam, i dałam mu szansę by szukał kogoś innego). Jakieś pół roku po tym, zauważyłam, że nie odczuwam uczuć. Ale wtedy jeszcze co jakiś czas miałam przebłyski z intensywnym odczuwaniem.

A i oto w skrócie historia człowieka, który stał się meblem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×