Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 8.12.2019 o 12:29, Lilith napisał:

To jest uzależnienie. Istnieje coś takiego jak "ścieżka przyjemności" w mózgu, czy też jak to niektórzy określają"nagrody". Poprzez ból fizyczny paradoksalnie zostaje wywołany efekt nagrody:ulgi. Pobudzony zostaje ten obszar mózgu, który wywołuje euforię. Następuje redukcja napięcia, przypływ "radości" i ból psychiczny zostaje zagłuszony. Czysta biologia- więcej. Systematyczna autoagresja tak jak w przypadku substancji psychoaktywnych prowadzi do neuroadaptacji lub tolerancji i w efekcie do rozwoju uzależnienia. Dlatego samookaleczenia są tak niebezpieczne. I trzeba się liczyć z tym, że zawsze będą myśli, żeby do tego powrócić. 

 

To nawet nie jest "radość", ale tak, w pewnym stopniu łagodzi ten ból emocjonalny... Weekend był pod tym względem wyjątkowo "płodny", chyba pobiłam swój rekord w ilości. No ale leki, alkohol, nastrój depresyjny i spotkanie mojego "nemezis" - to musiało się tak skończyć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 
 
 
 
2
3 minuty temu, Lilith napisał:

Można wypracować inny wzorzec. Jest bardzo trudne, ale możliwe...

 

A jak się teraz czujesz?

 

W środę miałam chyba najgorszy moment od kiedy zaczęłam się okaleczać, miałam nastrój zniżkowy plus jeszcze sytuacja mocno stresowa i w efekcie moje stopy przypominają jesień średniowiecza :( A ogólnie to bez zmian jakiś większych, nastrój poniżej linii normalności, takie zobojętnienie, mega senność, brak chęci i motywacji do czegokolwiek. Od czasu do czasu przerywany 1-2 dniami super samopoczucia. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Lilith napisał:

@Sharon456a kiedy masz wizytę u lekarza? Może Ci zamiesza coś w lekach?

 

Pod koniec stycznia jakoś. Wszystko będzie pewnie zależało od moich wahań nastroju. Dzisiaj dla odmiany czuję się świetnie, masa energii a sam koncept autoagresji wydaje mi się śmieszny. Jak to człowiek potrafi się zmienić w przeciągu nocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Lilith napisał:

Nie. Terapia pokazuje Ci tylko ewentualne możliwości, ale sam wzorzec tworzysz sama. Nowy wzorzec jest to zbiór tego, co sprawia, że jesteś w stanie poczuć się bezpiecznie, że robi Ci się ciepło, jakby ktoś rozlał Ci balsam na wnętrzności. 

 

A możesz jeszcze bardziej to rozwinąć? Bo ciekawie piszesz 😎

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

59 minut temu, Lilith napisał:

Były to jednak sugestie w kierunku wysiłku fizycznego, które niewiele pomagały.

 

Miałam to samo, zarówno na terapii jak u doktorka. Ale u mnie wysiłek fizyczny nie działa (pielęgnowana od dzieciństwa nienawiść do zajęć wf-u). Owszem, lubię spacery, chodzić dłuższe (dla mnie) dystanse, basen, ale nie kiedy mam nastrój zniżkowy. Mnie najczęściej chęci nachodzą nocą, a wtedy człowiek jest bardziej... podatny na działania? Przynajmniej u mnie mogę to zaobserwować. W dzień daje radę walczyć z tym, ale nocą to już inna historia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Lilith napisał:

Z początku byłam przekonana, że terapia podsunie mi wzorzec, którym zastąpię autoagresję. Były to jednak sugestie w kierunku wysiłku fizycznego, które niewiele pomagały. Zaczęłam więc szukać własnego sposobu zaczynając od ustalenia, co sprawia, że czuję się bezpiecznie. W moim przypadku było to zakopanie się pod kołdrą, ciemność. Nie było poza tym nic innego. Leżałam tak bez ruchu nawet kilka godzin. Z czasem zaczęłam zasypiać, a gdy się budziłam - myślałam jaśniej, spokojniej. Czasami, kiedy było bardzo źle - brałam tabletki nasenne, przesypiałam 2-3 h. I w konsekwencji nic sobie nie robiłam. Z czasem myśli o kaleczeniu się pojawiały się coraz rzadziej. To jest tylko moje doświadczenie. U Ciebie może być coś innego, czego jeszcze nie znalazłaś. 

 

Też nie raz proponowano mi sport. Gdzie ogólnie sport to od kilku lat moja słaba strona. Jak miałam okres kiedy to prawie codziennie robiłam, nie potrafiłam znaleźć innej alternatywy. Musiałam i koniec. Robiłam krzywdę w rano, w południe a najlepiej mi szło w nocy.

Teraz jak o tym myślę, wcale nie czuje obrzydzenia do siebie tylko ulgę, że potrafiłam to zrobić. Już nie pamiętam , jak było na drugi dzień ale wiem, że tłumaczyłam sobie, że to moje ciało i mogę z nim robić co chce.

Wiec może dlatego nie umiem odnaleźć innej metody rozluźnienia psychicznego.

Ja myślałam, że terapia to nauczy mnie jak poprawnie żyć. Jak nie popełniać błędów, jak pokochać siebie, jak żyć sama ze sobą. A tu nici.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie wytrzymałam... wszystko do mnie wróciło, jakiś trudniejszy okres.. alkohol niestety nie pomaga w takich sytuacjach a wręcz podsyca do zrobienia odważnych kroków. 

Pytanie tylko co dalej? Jak ktoś zobaczy? 

Wiecie że nawet nie czuje obrzydzenia do siebie po tym? Chyba jestem szczęśliwa i mam ochotę na więcej 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Heledore napisał:

Próbowałaś robić cokolwiek innego zamiast robić sobie krzywdę w tych trudnych momentach?

Tak, przez  ostatnie  kilka lat jakoś radziłam sobie inaczej. Najpierw leki, potem chwila dla siebie i odcięcie się od wszystkiego, był etap sportu, etap płaczu ... jednak mam wrażenie że ostatnio coś się zmieniło tylko nie mogę znaleźć co..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Lilith napisał:

Terapia niczego nie uczy. To Ty się uczysz samej siebie. Też kiedyś myślałam, że terapia zrobi to, terapia zrobi tamto, że samo chodzenie na terapię wszystko zmieni. Guzik prawda. 

 

No właśnie guzik prawda. I chyba to też mnie troche zmęczyło, że nie dostane przepisu na dobre życie tylko sama muszę go zrobić.

A co wiadomo, że to nie jest takie proste

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Lilith napisał:

No inaczej się nie da. Nie można tego obejść. Chociaż powiem Ci, że to wcale nie jest takie złe. Dobrze jest uświadomić sobie, że jednak ma się na coś wpływ. Zawsze to lepsze niż świadomość, że nic się nie może. 

 

Zawsze bałam się tego, ze świadomie sobie, ze osoby które mam wokół siebie działają bardziej na mnie niekorzystnie i wyjadaja ze mnie resztki mojej energii.

I tak też się stało. Ale w końcu po kilku latach to zrozumiałam ale ile się płakałam to moje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Heledore napisał:

Chodzisz na jakąś terapię? Może pomogłaby Ci przeanalizować właśnie co się zmieniło i przepracować to w jakiś sposób?

Nie chodzę i nie wyobrażam sobie żeby pójść. Nie chce rozdrapywać starych ran, wiadomo że święta są okresem dzień chwilowo odrywamy się od swojej codzienności i to zapewne mi nie pomaga. 

A Ty uważasz że terapia coś daje? Dziewczyny wyżej też piszą że o tyłek to rozbić. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Illi napisał:

Nie chodzę i nie wyobrażam sobie żeby pójść. Nie chce rozdrapywać starych ran, wiadomo że święta są okresem dzień chwilowo odrywamy się od swojej codzienności i to zapewne mi nie pomaga. 

A Ty uważasz że terapia coś daje? Dziewczyny wyżej też piszą że o tyłek to rozbić. 

To może ja wytłumaczę dlaczego tak napisałyśmy.

Z Artemizją myślałyśmy, że terapia da nam gotowy przepis na życie. Terapeutka da nam informacje, jak to wszystko ogarnąć jak żyć. Niestety nic bardziej mylnego. Dlatego napisałyśmy że to o tyłek rozbić. O tyłek rozbić nasze myślenie.

Terapia nie jest od dawania dobrych rad, to nie wróżka zębuszka, która da nam prezent i po kłopocie.

To pewien proces, dzięki czemu to Ty sama dochodzisz do tych wniosków i wybierasz co dla Ciebie jest ważne a co nie.

Terapia nie jest łatwa i przyjemna jeżeli zmagasz się z jakimiś grubszymi sprawami z przeszłości i pewnie tez zależy na jaką idziesz.

Są różne terapie. I pewnie dla każdego terapia jest czymś innym i inaczej to opisze. Z resztą jest na forum bardzo fajne miejsce do czytania o terapii, sama się tam kilka lat temu dość długo udzielałam. I nie ukrywam, gdyby nie ten wątek o terapii, to cieżko by mi było przetrwać czas terapii. 

Ja też sobie nie wyobrażałam chodzenia na terapie bo jedną musiałam przerwać a była dość ciężka gdzie wylatywałam z gabinetu za agresję itp. po roku rozpoczęłam kolejną trwała prawie dwa lata i z dnia na dzień została zakończona. Pewnie znowu coś zrobiłam, czego do dzisiaj nie rozumiem a minęło ponad rok od ostatniej wizyty.

 

Artemizja całkowicie inaczej opisze terapie i nawet miała wątek na temat swojej terapii ale chyba ucichł 🙂

Illi nie namawiać Cie na terapię bo jakoś nie widzę, żeby moja terapia coś wniosła, choć może wniosła tylko ja tego nie widzę, albo nie chce widzieć.

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Antylopa, nie wiem w sumie co terapia by miała wnieść w moje życie. Jeśli dobrze widzę to przeżyłyśmy podobne momenty w życiu. 

Wydaje mi się że to nie przeszłość mnie trafi tylko teraźniejszość. Albo przyszłość. Albo to się łączy wszystko razem? Wydaje mi się że terapia to jednak strata czasu w moim przypadku. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze Lilith nie Artemizja :D Choć dalej to jedna i ta sama osoba :D

 

Illi chyba nikt nigdy nie wie czy terapia coś wniesie w nasze życie.

To w jaki sposób radzisz sobie?

Kilka tygodni temu miałam spadek formy i nie wiele mi brakowało aby użyć nożyczek i zrobić to co najlepiej mi kiedyś wychodziło. Takie nierówne, nic nie przypominające cięcia a dawały tyle spokoju, ukojenia. Potem trochę ludzie mnie denerwowali pytając co sie stało i czy mam kota. I nie raz miałam ochotę odpowiedzieć- tak mam kota....ale w głowie, który mąci i przeszkadza w funkcjonowaniu.

Minęło od tego 6 lat i po tylu latach, gdzie jestem osoba wykształconą i już po 30-tce to wpadłam znowu w to samo bagno i biegnę i na zewnątrz dalej staram się udawać, że jestem twarda jak skała i nic mnie nie ruszy. Wystarczył jeden impuls by na nowo wszystko wróciło i zepchnęło mnie w doł i dwa metry mułu, a te wspomnienia obudziła tylko  pani ginekolog i ciągły dotyk bo musze być u niej dwa razy w miesiąc, a na domiar tego złego bede miała zabieg ginekologiczny za kilka dni. I do tego wszystkiego nie wiem kto bedzie go wykonywał. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Illi i myslisz, że te sposoby, które opisałaś są dobre. Nawet mi to ostatnio dosadnie wytłumaczyła Lilith na czym takie zachowania polegają...

Myślę, że widzą, ale wiem, że taka pomoc i przejmowanie się drugą osoba jest cholernie ciężkie i mocno psychicznie obciążające.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Lilith napisał:

A na co innego chciałabyś poświęcić ten czas? Na cięcie się? Szukanie pomocy nie jest stratą czasu. Na terapii można się dowiedzieć sporo o sobie. Co z tą wiedzą później zrobisz - zależy od Ciebie...

Nie mówię że szukanie pomocy jest stratą czasu, jednak uważam że terapia nie daje mi tej pomocy. Nie sądzę również że cięcie się jest dobre. Po prostu nie chce iść na terapię. Boję się jej i tylko jak o tym myślę to czuje niepokój. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Illi napisał:

Nie mówię że szukanie pomocy jest stratą czasu, jednak uważam że terapia nie daje mi tej pomocy. Nie sądzę również że cięcie się jest dobre. Po prostu nie chce iść na terapię. Boję się jej i tylko jak o tym myślę to czuje niepokój. 

 

Ja to Cie akurat bardzo dobrze rozumiem, ze czujesz niepokój. To normalne. Boimy się rzeczy, miejsc, których nie znamy.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Illi napisał:

@antylopa A czego Ty się boisz? Jeśli można zapytać. 

 

W terapii- boje się zaufania i wyciągania potwora z szafy,

W pracy- że mnie zwolnią,

Kazdego dnia- że bede miała wypadek,że zachoruje, samotności, śmierci

W życiu prywatnym- dotyku

Wiec tak, od kilku miesięcy odczuwam ciągły lęk, lęk przed własnym cieniem, przed marzeniami. Czuje takiego czarnego potwora, który siedzi mi na ramieniu i powoli mnie zjada. Zaczął od serca i zjada kawałek po kawałku i chyba ma satysfakcje z tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, Illi napisał:

@antylopa potwora z szafy?  Rozwiniesz ?

Oczywiście, ze rozwinie. Na terapii na która chodziłam gwałt wsadziłam do szafy i nazwałam go potworem i tak się przyjęło i zostało😄

Potworem z szafy jest gwałt i wszystko co za tym stoi czyli życie intymne w dorosłym zyciu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×