Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja. Depersonalizacja.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Mam pytanie. Jestem tu nowa i nie czytałam całości wątku. Też cierpię na derealizację, nie biorę leków, ponieważ tylko pogarszają sytuację (makabrycznie obniżają mi ciśnienie i jestem potem "do niczego" a generalnie w tym stanie mogę pracować, uczyć się, itd). Mój problem polega na tym, że przez derealizację nie jestem w stanie poruszać się dalej od domu (nowe miejsca, spotkania gdzieś dalej od domu, nie mówiąc już o wakacjach i dalszych podróżach). Czuję, że życie przecieka mi przez palce, mam tak już 8 lat i praktycznie mało co się ruszam. Czy jeździcie jakoś z derealizacją a jeśli tak to co Wam w tym pomaga (bo na pewno łatwo nie jest). A może ktoś zna jakiegoś specjalistę od tej dolegliwości?

 

Czekam z niecierpliwością na odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natalia123, Mam taki sam problem... tylko ja nie biorę żadnych leków!

Tylko terapia...

na początku bałem się wyjść do ogródka a teraz pokonuję swój strach wychodząc i na przekór lękom

siedzę w miejscach gdzie kiedyś się źle czułem...

:great:

a chodzisz na terapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a chodzisz na terapię?

 

Tak. Nie mogę niestety trafić na dobrego psychoterapeutę. Kilku z nich w ogóle nie wiedziało czym jest derealizacja, żądali super szczegółowych opisów "objawów" i "odczuć", po czym i tak nie łapali o co chodzi albo byli niesamowicie zdziwieni. Osoba, która nie ma o tym pojęcia jest dla mnie po prostu niekompetentna. Obecna psycholożka też była "zdziwiona" ale kombinuje (dosłownie) co z tym zrobić. Wciąż powtarza, że obie strony muszą współdziałać i mam jeździć/próbować jeździć. To mogę równie dobrze sobie sama zakomenderować a nie płacić komuś za taki banał. Zresztą, właśnie nie mogę jeździć, gdybym mogła to 8 lat bym się tak nie męczyła. Coraz bardziej zaczynam wątpic w psychoterapię. Ludzie, których nie stać na powiedzenie, że nie mogą mi pomóc, biorący pieniądze za nic. To frustrujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc natalia 123

Uwierz mi że są psychoterapuci którzy wiedzą co to jest derealizacja nawet stosują odpowiednie terapie leczące to zaburzenie. Mnie derealizacja dopadła 15 sierpnia 2010 roku, boże to już tyle czasu, jechałem samochodem do wawy i wyjebało mnie z ciała, coś sie stało z moją percepcją, mam wrażenie, że oglądam jakis film. Na drugi dzień polecieliśmy do Grecji i tam doprawiłem się drinkami na słońcu, nie zapomnę tego do końca życia, zasnąłem nad basenem, gdy się obudziłem nigdy już nie było jak dawniej. W listopadzie 2010 roku zadzwoniłem do mojej wieloletniej psychoterapeutki z którą nie widziałem się ponad 2 lata, podałem jej 2 objawy , że się nie poznaję w lustrze i mam wrażenie obserwowania się z boku od razu stwierdziła derealizację. Zaczęliśmy terapię w marcu 2011 roku ale niestety moja Pani psychoterapeutka ma raka i nie moglismy kontynuować. Zacząłem u innej psychoterapeutki ale temat derealizacji nie jest jej zupełnie obcy. A skąd pochodzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc natalia 123

Uwierz mi że są psychoterapuci którzy wiedzą co to jest derealizacja nawet stosują odpowiednie terapie leczące to zaburzenie. Mnie derealizacja dopadła 15 sierpnia 2010 roku, boże to już tyle czasu, jechałem samochodem do wawy i wyjebało mnie z ciała, coś sie stało z moją percepcją, mam wrażenie, że oglądam jakis film. Na drugi dzień polecieliśmy do Grecji i tam doprawiłem się drinkami na słońcu, nie zapomnę tego do końca życia, zasnąłem nad basenem, gdy się obudziłem nigdy już nie było jak dawniej. W listopadzie 2010 roku zadzwoniłem do mojej wieloletniej psychoterapeutki z którą nie widziałem się ponad 2 lata, podałem jej 2 objawy , że się nie poznaję w lustrze i mam wrażenie obserwowania się z boku od razu stwierdziła derealizację. Zaczęliśmy terapię w marcu 2011 roku ale niestety moja Pani psychoterapeutka ma raka i nie moglismy kontynuować. Zacząłem u innej psychoterapeutki ale temat derealizacji nie jest jej zupełnie obcy. A skąd pochodzisz?

 

Cześć Tolken :)

Ja nie mam dokładnie takich objawów. Tylko poczucie nierealności, nie mam jakby punktu zaczepienia w momentach ataku derealizacji. Nie czuję, że to wszystko jest tu i teraz, świat jest jakby obok, czasem dotykam rzeczy żeby poczuć ich "realność". To trudno opisać, zrozumie mnie ten kto tego doświadcza. To mnie dopadło "w sekundę", pamiętam do dziś ten dzień. Po prostu inna percepcja, wszystko było nierealne. I tak 7 lat non stop. Od jakiegoś czasu coś mi puściło, to jakiś cud bo teraz normalnie wszystko do mnie dociera w miejscach blisko domu, znanych, "wyjeżdżonych". Nie mogę za to nigdzie dalej pójść, pojechać bo od razu mnie to dopada. Parę lat jeździłam z tym na siłę, byłam nawet za granicą. Ale nie dałam już potem rady jeździć na siłę i teraz ograniczam się do miejsc, w których derealizacji nie mam, co pozwala na to, że np. mogę nie mieć jej w ogóle jeśli nie jeżdżę dalej. Ale to straszna klatka, żaden z psychologów nie wiedział co z tym zrobić. Próbowali leczyć lęk ale ja naprawdę potrzebuję już się gdzieś ruszyć bo frustracja jest coraz większa.

Jeśli chcesz pytać o bardziej prywatne dane zapraszam na PW.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja mam od czasu do czasu derealizację... Chyba. Bo przecież każdy inaczej to przeżywa. Ja w ostateczności biorę Xanax, jak już zastanawiam się co jest realne, i dlaczego jestem w takim matrixie, wtedy Katowice są jeszcze bardziej szare niż na co dzień. A do tego czuję się jak po pewnej dawce alkoholu. A wszystko widzę jak za szybą... Folią... Ni to jawa ni to sen. Psychiatra mówi, że pewnie gałki oczne się wtedy inaczej ustawiają i akomodują. Zgoda. Ale psychoterapeuta powiedział mi, że mam pozwolić mojemu organizmowi na te objawy, że to może być trudne, ale mam z nimi nie walczyć, tylko je przyjąć. Ale przecież wtedy zapadam się w to bagno jak w czarną dziurę, i objawy się nasilają, z trudem rozgarniam te czarne chmury nade mną... Czy to aby dobry sposób? Nie walczyć a poddać się temu..? (w sensie zaakceptować...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale psychoterapeuta powiedział mi, że mam pozwolić mojemu organizmowi na te objawy, że to może być trudne, ale mam z nimi nie walczyć, tylko je przyjąć. Ale przecież wtedy zapadam się w to bagno jak w czarną dziurę, i objawy się nasilają, z trudem rozgarniam te czarne chmury nade mną... Czy to aby dobry sposób? Nie walczyć a poddać się temu..? (w sensie zaakceptować...)

 

Myślę, że metoda może być dobra ale to zależy od osoby. Generalnie akceptacja życia takiego jakim jest stanowi bardzo istotny czynnik ku wyzdrowieniu. Radziłabym nie stosować metody w związku z konkretnym atakiem, skoro czujesz się po tym jeszcze gorzej ale powolna praca nad akceptacją Twojej sytuacji nie zaszkodzi. Akceptacja pozwala na radość z tego co jest i uspokaja, pomaga wyciszyć wewnętrzny bunt i niepokój związany z przyszłością. Na pewno gdy walczysz z derealizacją nie polepszysz sytuacji. Ale bierne poddawanie się temu, jeśli nasila objawy, także nie jest rozwiązaniem. Cierpię na derealizację parę lat, kilka lat miałam ją non stop, teraz w niektórych miejscach. Zawsze pomagały mi moje myśli na tematy niezwiązane z jazdą, dotyczące np. spotkania, na które jechałam czy sprawy, którą miałam załatwić. Albo zupełnie o czymś innym. Po prostu odwrócenie uwagi pomaga mi najbardziej, dzięki temu mogę dojechać w jakieś miejsce z większym prawdopodobieństwem. Najlepszy sposób to rozmowa przez telefon, najlepiej z osobą wesołą i optymistyczną, żartobliwą, która potrafi mnie rozśmieszyć. A śmiech rozluźnia i pomaga spojrzeć na świat bardziej optymistycznie. Mniej się wtedy boję. Jeśli Ci to pomaga dobrze jechać z kimś. Mi akurat to utrudnia jazdę.

Pomyśl sobie, że percypujesz zupełnie normalnie tylko lęk powoduje tak wielkie spięcie, że dopada Cię derealizacja. Wszystko "siedzi" w Twojej głowie. Ja nie mam np. derealizacji w małych pomieszczeniach, pomaga mi więc w pokonywaniu drogi wejście do sklepu czy księgarni. Musisz zastanowić się w jakich miejscach czujesz się swobodniej, przeanalizować myśli, które powodują niepokój i opracować metody, które pomogą Ci w nerwicy. To niełatwe bo często w lęku nie jest się w stanie uchwycić tego co dzieje się w głowie ale warto np. wybrać się w jakieś "lękowe" miejsce blisko domu i przeanalizować co się wówczas dzieje przy mniejszym lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(...) ale powolna praca nad akceptacją Twojej sytuacji nie zaszkodzi. Akceptacja pozwala na radość z tego co jest i uspokaja, pomaga wyciszyć wewnętrzny bunt i niepokój związany z przyszłością.

 

Taak, zgadza się. Pamiętam pierwszy atak, i mój wyjazd do najbliższego szpitala z myślą, że umieram. Wtedy wbrew mojemu codziennemu "życie nie ma głębszego sensu" - bo trzymam się tego do teraz (nie chciałbym być źle zrozumiany, to dość ciekawa moja teoria, lecz banalna i osobista - na inny wątek), nagle pojawiła się wola walki o życie, lęk przed śmiercią. Przede wszystkim dowiadując się co mi jest, i akceptując to (bo lekarka rodzinna nastraszyła mnie guzem chromochłonnym nadnerczy), że to zaburzenia nerwicowe, jest lepiej, bo podczas ataków jest mniej paniki, każdy atak inny, ale mniejszy. Już umiem je przeżywać samotnie, przeczekać itp itd. Wiem, że to nic innego jak tylko i wyłącznie to.

 

Co do samej derealizacji... Dwa razy miałem w supermarkecie co było dla mnie dziwne, bo jeszcze w zeszłym roku kochałem spacery po supermarketach... Jednak stwierdziłem też że chodzi o te światła i maszyny... Tak mi się kojarzyło. Przełamałem się, i znowu mogę chodzić po marketach.

A ostatnie ataki derealizacji mam w domu. W ogóle źle jest, gdy dom w którym siedzę ze względu na fobie i nerwicę staje się nie tylko miejscem ale i prawdopodobnym powodem (relacja z mamą) nerwicy i derealizacji. I mamy tu zamknięte koło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy miał ktoś z Was ,że czujesz że Twoja świadomość jest przyćmiona przez lęk,taka przytłumiona...i że możesz się jakby skupiać na uczuciu niepokoju?...czy ktoś z Was tak ma..?..

Dość chaotycznie to napisałaś szczerze mówiąc, ale jeśli Cię rozumiem, to ja tak mam... I pewnie wiele innych osób, jako że lęk często może przecież przyćmić świadomość w krytycznych sytuacjach. Mało tego, ja traciłem świadomość podczas ataku lęku. Co prawda jej nie straciłem, ale traciłem. Przynajmniej subiektywnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, mam 17 lat i od ponad pół roku mam problemy z nerwicą lękową (licząc od 1-szego i jedynego mocnego ataku paniki), od tego czasu czesto przeglądałem różne fora, aby się uspokoić i upewnić, że nie mam jakiejś poważnej choroby, i że nie tylko ja tak mam.

Zacząłem chodzić na psychoterapie od paru miesięcy i muszę przyznać, że od tego czasu lęki napadają mnie raczej rzadziej i często też nie tak silne jak wcześniej. Mógłbym naprawdę dużo tutaj napisać o sobie, ale przejde od razu do rzeczy bez zanudzania- ostatnio lęki schodzą na dalszy plan(a gdy nachodzą po prostu je ignoruje i myślę sobie, że niedługo mi przejdzie), z reguły mam inne problemy(chociażby z początku przechodziłem przez taki okres, że nie byłem pewien czy naprawdę istnieje, czy to nie jest jakiś sen i czy moje życie jest prawdziwe- jakaś taka derealizacja, może naoglądałem się za dużo filmów).

 

W każdym razie sprawą która mnie teraz męczy jest to, że ostatnio często mam(a przynajmniej tak mi się wydaje) problemy ze świadomym funkcjonowaniem. Często w trakcie dnia dostaję takiego nagłego "przebudzenia", takiego uczucia jakbym nagle się wybudził ze snu czy odzyskał świadomość, i w takiej chwili gdy myślę o tym co robiłem przed tym "przebudzeniem" to wydaje mi się jakbym wszystko robił na autopilocie, bez zastanowienia, jakoś tak pod/nieświadomie.

Pisze o tym, gdyż jest to dla mnie dość nieprzyjemne bo nie wiem czy rzeczywiście nie działam jakoś tak podświadomie nie rozmyślając nad tym co robię, i teraz pytanie do forumowiczów:

Czy też doświadczaliście/doświadczacie czegoś takiego, i czy może wiecie czy rzeczywiście działam na autopilocie czy jest to tylko takie odczucie?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym ale.. To zamknięte koło. Brak pieniędzy, odizolowanie się od ludzi, brak miejsca, brak możliwości podjęcia pracy, lęk przed obcymi, groźnie wyglądającymi... tzn strach, bo lęk występuje ponoć przed czymś nieznanym -_-

 

Ja myślę, że chodzi głównie o lęk. Izolacja wynika z lęku. Blokuje Ci możliwość podjęcia pracy a co za tym idzie - nie masz pieniędzy na życie na własną rękę. Zatem - czas to zmienić ;)

 

Czy miał ktoś z Was ,że czujesz że Twoja świadomość jest przyćmiona przez lęk,taka przytłumiona...i że możesz się jakby skupiać na uczuciu niepokoju?...czy ktoś z Was tak ma..?..

 

Tak, właśnie to dzieje się podczas ataków lęku i w czasie derealizacji. Nierealność można nazwać "przyćmieniem", skupiasz się tylko na własnych emocjach. Polecam odwrócić uwagę od własnej osoby i skupić się mimo wszystko na czymś zewnętrznym. Trudne ale wykonalne :)

 

 

Często w trakcie dnia dostaję takiego nagłego "przebudzenia", takiego uczucia jakbym nagle się wybudził ze snu czy odzyskał świadomość, i w takiej chwili gdy myślę o tym co robiłem przed tym "przebudzeniem" to wydaje mi się jakbym wszystko robił na autopilocie, bez zastanowienia, jakoś tak pod/nieświadomie.

Pisze o tym, gdyż jest to dla mnie dość nieprzyjemne bo nie wiem czy rzeczywiście nie działam jakoś tak podświadomie nie rozmyślając nad tym co robię, i teraz pytanie do forumowiczów:

Czy też doświadczaliście/doświadczacie czegoś takiego, i czy może wiecie czy rzeczywiście działam na autopilocie czy jest to tylko takie odczucie?

 

To jest takie właśnie "przyćmienie", jak pisała Ritka. Wyobraźmy sobie, że ktoś był w stanie zagrożenia życia. Na pewno czuł paniczny lęk i założę się, że mało co z tego pamięta. Tak właśnie "działa" nerwica. Paraliż percepcyjny i rozkaz "Uciekaj!". Dlatego wydaje się nam, że żyjemy na "autopilocie". Po prostu jest to tak wielkie spięcie, że powoduje aż zaburzenia percepcji, jakbyśmy byli na rauszu. Wciąż na najwyższych obrotach, jakbyśmy ciągle mieli za sobą strasznego potwora, który ujawniałby się w najmniej oczekiwanych momentach. Wszystko to dzieje się w naszej głowie jako mechanizm obronny, włączony przez jakieś traumatyczne przeżycia. Tyle, że nie potrafimy go sami wyłączyć. Albo nie wiemy jak to zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja to juz sam nie wiem co mi dolega, czy to deralizacja , czy nie. Wytworzył się w mojej głowie pewien stan umysłu, tak go nazywam. Stan ów powoduje u mnie cierpienie a ujawnia się przez zmysł wzroku, nie poznaję się w lustrze, patrzę i widzę meble, ścianę, walizkę, dywan fotele i mnie to cholernie przeraża że ja to właśnie widzę. Zeby upewnić się, że istnieje dotykam twarzy rękoma, które wyglądają jak doczepione, ruszają się jakby poza moją wolą, podchodzę do lustra , widzę człowieka nie znam go ale wiem ze to ja, z ogromnym lękiem patrzę na jego oczy, ten stan najbardziej dokucza mi gdy inni się na mnie patrzą albo ja patrzę na nich, jakby chcieli wedrzeć się tymi oczami do mojej duszy. Gdy ide obraz z oczu mi ucieka a ja się na tym bardzo koncentruję. Zeby sprawdzić czy istnieje to coś mówię, mówię a głos wydaje mi się jakoś mi obcy, mówienie sprawia mi wysiłek, jakby ten głos dochodził gdzieś zza mnie, jakby był nie moj. chodzę jak w jakimś snie, filmie. Kiedyś zapytałem mamy czy ja naprawdę istnieję. Informacje z tego co widzę zapisują się jakby same, poza moją świadomością , bo ja jestem zajęty oglądaniem tego filmu, albo "mysleniem, ze patrze", ale jesli trzeba to one są w mojej głowie i mówię o nich tym obcym głosem. Wiedza zdobyta do tej pory nie została naruszona. Ten stan mam tak cały czas od momentu otwarcia oczu aż do zamknięcia i tylko sen przynosi mi ulgę, bo mnie nie ma. Mam za soba już aptekę leków i ten stan utrzymuje się nadal i nie wiem co mam z tym dalej robić. Do tego całego interesu wszystko przypomina mi ten nieszczęsny wyjazd do Grecji, piosenka, perfuma, ubranie, reklama z itaki( PTSD).i TO CO JEST NAJGORSZE ŻE OBWINIAM SIĘ ŻE TO MOJA WINA, ŻE GDYBYM NIE JECHAŁ DO TEJ GRECJI NIC BY SIĘ NIE STAŁO, ŻE DAŁO SIĘ TO POWSTRZYMAĆ. I tak zyję w takiej próżni, niebycie, nieistnieniu, amoku nie wiem brakuje mi słow żeby to zwerbalizować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że jest to silny objaw depersonalizacji. Pomyśl, że nic Ci się nie stanie i że to nie Twoja wina. Sądzę, że powinieneś skierować się na stacjonarne leczenie kompleksowe. Psychoterapia, farmakologia, obserwacja. Coś takiego trwa ze 3 miesiące i potem ludzie wychodzą w o wiele lepszym stanie lub całkiem zdrowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byłem juz zapisany na odział nerwic w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Wcześniej mieszkałem i studiowałem Psychologię w Warszawie. Miałem rozpocząć 23 marca 2011 roku niestety ze względów finansowych musiałem wrócić do domu rodzinnego. Poza tym byłem umówiony z moją psychoterapeutką w Rzeszowie na terapię, rozmawiając z nią przez telefon mówiła że zajmuje się leczeniem tego typu zaburzeń. Zaczelismy terapie ale moja terapeutka zachorowała na raka. Myślałem też, że jak wrócę do domu będzie mi lepiej. Niestety nie jest. Jesli mi się nie poprawi do pażdziernika, zarobię troche kasy przez lato i zacznę chodzić na tę terapię do Instytutu. Muszę jakoś ratować moje zdrowie. Po głowie chodzi mi jeszcze cingulotomia, chirurgiczny zabieg. Zrobię wszystko żeby wrócić do zdrowia. Szpital całodobowy odpada, byłem już 2 razy. W Warszawie wypuścili mnie bez żadnych leków, mój stan był tak beznadziejny że próbowałem popełnic samobójstwo i znowu 2 tyg obserwacja, wszędzie tylko obserwacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tolken24 Przeczytaj co mam do napisania uważnie.

 

Gdy czytam to co Ty opisujesz i jak to opisujesz, to wydaje mi się, że nie piszesz o sobie ale po prostu o mnie. Zwyczajnie nic dodać, nic ująć. Mógłbym podpisać się pod Twoimi objawami i jak Ty to opisujesz "Stanem umysłu". Jest pewnego rodzaju osobne forum derealizacja, na którym pewien użytkownik też przez coś takiego przechodził. Wiedz tylko ,że z czymś takim nie jesteś sam, bo ja aktualnie teraz również bardzo mocno na to cierpię i odczuwam to PRAWIE CAŁY CZAS, więc cały dzień jestem przepełniony lękiem i tym stanem. Takie życie to męka. Kiedy myślę, że do przeżycia mam jeszcze kilka lat to nie wyobrażam sobie tego, bo jak pomyślę jak będzie wyglądać najbliższy tydzień, to zupełnie nie wiem co dalej. Nie wiem, ale jak się skupię, włączę ten stan, to automatycznie przeszywa mnie lęk i ta percepcja, to uczucie. Rodzaj zamknięcia, szczególnie doskwiera mi jak idę po ulicy. To tak jakbym miał gdzieś spaść, wywrócić się, nie mogę uciec, nie mam przed czym ani dokąd. W domu czasem tak samo. To jest dno i nie może być już gorzej. Fakt faktem nie ma sensu tego opisywać, bo zarówno i ja i Ty znamy ten stan bardzo dobrze. Co ja Tobie chciałem powiedzieć, co ma Cię podnieść na duchu to fakt, że ja już Cierpię na nerwicę prawie 3 lata. Mam teraz 22, a zachorowałem jakoś mając 19, jeszcze będąc w szkole. Mógłbyś sobie poprzewijać ten temat daleko, zanim jeszcze pisałeś w nim Ty. Tworzyłem również inne tematy, nie tylko na tym forum zresztą. Byłem totalnie zagubiony i w takim stanie jak teraz, jak nie gorszym, nie pamiętam już dokładnie. Na domiar złego to wszystko spowodowane było po marihuanie. Bałem się więc schizofrenii czy też jakiegoś uszkodzenia mózgu.. W sumie to wtedy jeszcze z samego początku, pierwsze dni to była istna paranoja, bo nie wiedziałem z czym walczę. Do tej pory się jeszcze zastanawiam czy na pewno wiem i jak każda myśl, przeraża mnie to, że ja po prostu myślę. I wcześniej było tak samo. Było bardzo ciężko, ale łatwiej mi tylko było się od tego oderwać. Było ciężko , ale przeszło. Na jakiś czas na pewno. Mimo wszystko udało mi się zredukować lęk, oswoić z myślami, ze sobą. Był czas, w którym nie bałem się pospolitego myślenia typu " muszę iść zjeść lub umyć ". Nie przykuwało mnie to do łóżka czy do myśli samobójczych. Byłem sobą, zacząłem ćwiczyć, obcować z ludźmi i jakoś tak po prostu, po jakimś czasie przeszło. Zwyczajnie jakby mi wypadło z głowy. Owszem były momenty, w którym wracało, ale łatwo szło to zepchnąć na zupełnie inny tor. Mimo swojej "choroby", lęków i cierpienia byłem w stanie się podnieść i osiągnąć więcej rzeczy, niż będąc zdrowym do tej pory. Jak wspomniałem zacząłem ćwiczyć, poprawiając swój wygląd i poczucie pewności. Udało mi się zdobyć cudowną kobietę, która jest moją narzeczoną. Znalazłem pracę, w której mimo początkowych trudności odnalazłem się, nauczyłem pracować i teraz jestem nawet nieźle w tej pracy ustabilizowany. Stałem się innym człowiekiem, i wcale nie gorszym. Powiem Ci, że czytając Twoje posty, idzie bardzo łatwo wywnioskować, że jesteś inteligentnym facetem, który tak samo jak ja wpadł w pewnego rodzaju pułapkę własnego umysłu. Ja nazwałbym to nawet pewnego rodzaju "urojeniem", ale nie ma to nic związanego z żadną schizofrenią czy tego typu chorobą, tylko po prostu z naprawdę silnym lękiem, który dezorganizuje totalnie i popycha to wszelkich środków, mających na celu pozbycie się tego stanu. Stanu, który jest stanem normalnym , ale my nauczyliśmy się go bać. W tym wypadku "patrzenia", bo widziałeś całe życie, ale nigdy nie myślałeś nad tym czy to obce czy nie, tylko tak samo jak mnie, dopadło cię to z zaskoczenia, tak po prostu w jednej chwili. Z tej pułapki da się wyjść i jest to możliwe. Niestety, potrzeba na to czasu, masy silnej woli i czegoś, czego nam obu brakuje przy takim cierpieniu, czyli CIERPLIWOŚCI.. Dla mnie aktualnie jak to piszę, to ciężko mi to sobie wyobrazić, bo nawet teraz ze strachu ściska mnie w czole ( taki mam objaw, kiedyś też takie miałem ), oraz pocą mi się ręce ( a to jest akurat nowość ). Apeluję do Ciebie po prostu, byś naprawdę spróbował się czymś zająć. Odwracaj uwagę od tych myśli, po prostu rób coś. W tym momencie pomaga bardzo dużo kontakt z ludźmi. Nawet jeśli teraz o tym pomyślisz i wyda Ci się to obce, to kiedy zaczniesz z nimi rozmawiać, nie będziesz o tym myślał, zgubisz swój stan. Kiedy będziesz sam w bezczynności, to się po prostu będziesz dalej plątał w sidłach tej pułapki, a tak z niej nie wyjdziemy. Grunt, to aby się nie dać, nie poddawać i żyć z dnia na dzień. Pogodzić się z tym stanem, pozwolić mu być i zacząć go po prostu olewać i wtedy nawet nie zauważysz jak on tak naprawdę znika. Na pewno nie pozwól sobie na kolejny krok zmarnowania tak inteligentnego życia. Pozdrawiam Cię i wiedz, że chociaż zrobiłbyś w majtki ze strachu przed tym stanem, to tak naprawdę nic to nie da, bo nic Ci się nie stanie. Jesteś bezpieczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×