Skocz do zawartości
Nerwica.com

PASIERB - MACOCHA


Magda Panek

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Witam wszystkich. Szukam osob z ktorymi moglabym pogadac o tzw. laczonej rodzinie, czyli relacjach pasierb-macocha. Czy jest tu ktos kto tak jak ja przyjal pod swoje skrzydla nie swoje dziecko? Chcialabym zapytac jak sobie z tym daje rade. Sytuacja jest jeszcze gorsza, gdy ma sie tez wlasne dziecko. Ja mam meza, ktory ma syna z 1 malzenstwa i razem mamy drugiego syna. Czy jest ktos kto ma taka sytuacje w domu?[/b]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Magda!

Z czym masz problem?Ja mam trochę inną sytuację.To ja wniosłam do małżeństwa dziecko z poprzedniego związku(10-letnią córkę).Mój mąż ma też 2 córki z poprzedniego małżeństwa.Odwiedzają nas co drugi weekend.Może jednak mogę Ci w czymś pomóc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, ale Ty masz inna sytuacje, bo corko Twojego meza Was odwiedzaja w weekendy a moj pasierb mieszka razem z nami. Mam problem w tym, ze nie potrafie kochac go tak mocno jak mojego wlasnego syna, ze im moj synus jest starszy tym mniej kocham mojego pasierba. To znaczy chce powidziec ze im bardziej ja jestem z Tomkiem, moim synek tym mniej chce dla Alana. To tak jakby nozyce sie otwieraly i dwa ich konce oddalaly os siebie. Jestem w trudnej sytuacji bo moj pasierb jest teraz na etapie brania a nie dawania. Ma 12 lat. Mnie naprade duzo nerwow no i nie mowie o finansach, kosztuje utrzymywanie i wychowywanie jego. Moj maz to docenia. A ja chcialabym chocby ze strony Alana-pasierba wobec mnie jakies zrozumienie, szacunek, nawet nie podziekowanie, bo w to nie wierze. A on tylo bierze i bierze nie dajac nic w zamian. To mnie boli. A Ty jak sobie z tym radzilas? Kochasz corki swojego meza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też nie wygląda to różowo.Mi jest łatwiej akceptować jego córki,bo to tylko weekendy.Trudno mi było tylko pogodzić się z nieporządkiem jaki po sobie zostawiają,bo pod tym względem to prawdziwe "diabły".Nie muszę mówić z jakim trudem przy mojej ciężkiej depresji utrzymuję porządek w domu,a po ich wizycie wszystko wygląda jak po huraganie.Ale z czasem nauczyłam się to "olewać".Pogodziłam się,że muszę kilka dni po weekendzie dochodzić gdzie co leży.

Gorzej wygląda sprawa między moją córką a moim mężem.Nastąpiło starcie charakterów.No i to,że muszą się nauczyć na codzień ze sobą funkcjonować.On odzwyczajony od ciągłej obecności dziecka w domu,ona rozpieszczona(długo jedyne dziecko w rodzinie,odchowana przy babci),z postawą-"ja rządzę w domu i wokół mnie się kręci świat".

On mówi,że czuje jakąś blokadę,że to nie jego dziecko.Bardzo się starał na początku dotrzeć do jej serca,ale podobnie jak Ty czuje niewdzięczność za wszystko co dla niej zrobił.Też się boję co będzie dalej,bo ona wkracza w trudny wiek.Jesli przyjdzie okres buntu,to będzie naprawdę ciężko.

Dzieci potrafią być niewdzięczne,bo nie rozumieją poświęceń dorosłych.Czy Twój mąż rozmawia o tym jak się czujesz z Alanem? Ja staram się tłumaczyć mojej córce jak jej zachowanie odbiera mój mąż.Przynosi to efekty krótkotrwałe,do następnego wyskoku,kiedy znów muszę ratować sytuację.Niestety też nie mam na to złotego środka.Jednego się nauczyłam,że muszę natychmiast ostro reagować na jej odzywki,czy wyskoki,gdy mąż czuje się dotknięty.Brak odpowiedniej reakcji z mojej strony odbiera jak przyzwolenie.Niech Twój mąż spróbuje o tym rozmawiać z synem.Uświadomić mu jak Cię boli jego zachowanie.

Życzę Ci cierpliwości i wytrwałości :smile:

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:13 am ]

U mnie też nie wygląda to różowo.Mi jest łatwiej akceptować jego córki,bo to tylko weekendy.Trudno mi było tylko pogodzić się z nieporządkiem jaki po sobie zostawiają,bo pod tym względem to prawdziwe "diabły".Nie muszę mówić z jakim trudem przy mojej ciężkiej depresji utrzymuję porządek w domu,a po ich wizycie wszystko wygląda jak po huraganie.Ale z czasem nauczyłam się to "olewać".Pogodziłam się,że muszę kilka dni po weekendzie dochodzić gdzie co leży.

Gorzej wygląda sprawa między moją córką a moim mężem.Nastąpiło starcie charakterów.No i to,że muszą się nauczyć na codzień ze sobą funkcjonować.On odzwyczajony od ciągłej obecności dziecka w domu,ona rozpieszczona(długo jedyne dziecko w rodzinie,odchowana przy babci),z postawą-"ja rządzę w domu i wokół mnie się kręci świat".

On mówi,że czuje jakąś blokadę,że to nie jego dziecko.Bardzo się starał na początku dotrzeć do jej serca,ale podobnie jak Ty czuje niewdzięczność za wszystko co dla niej zrobił.Też się boję co będzie dalej,bo ona wkracza w trudny wiek.Jesli przyjdzie okres buntu,to będzie naprawdę ciężko.

Dzieci potrafią być niewdzięczne,bo nie rozumieją poświęceń dorosłych.Czy Twój mąż rozmawia o tym jak się czujesz z Alanem? Ja staram się tłumaczyć mojej córce jak jej zachowanie odbiera mój mąż.Przynosi to efekty krótkotrwałe,do następnego wyskoku,kiedy znów muszę ratować sytuację.Niestety też nie mam na to złotego środka.Jednego się nauczyłam,że muszę natychmiast ostro reagować na jej odzywki,czy wyskoki,gdy mąż czuje się dotknięty.Brak odpowiedniej reakcji z mojej strony odbiera jak przyzwolenie.Niech Twój mąż spróbuje o tym rozmawiać z synem.Uświadomić mu jak Cię boli jego zachowanie.

Życzę Ci cierpliwości i wytrwałości :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć dziewczyny!U mnie sytuacja wygląda tak, że mam dziecko z pierwszego małżeństwa, a mój drugi mąż nie ma żadnych dzieci. Na początku łudziłam się, że będzie on traktował córkę jak swoją ale jednak tak nie jest. Wiem, że się stara ale wygląda na to, że "cudzego" dziecka nie da się pokochać tak mocno jak swoje. Miłość do swojego dziecka jest instynktowna, nawet nie trzeba się nad nią zastanawiać, a w innym przypadku tak nie jest. Przykro mi często z tego powodu ale staram się zrozumieć. Tak po prostu jest i pewnie nie da się tego zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj,

 

tak, rozmawiam z moim mezem ze sytuacja jest dla mnie trudna. Maz to wszystko rozumie. A ja sie mecze. Kocham bardzo meza, kocham mojego synusia, a pasierba nie kocham. Ba, nawet czasami przeszkadza mi ze on jest. Jak wyjezdza to odpowczywam od niego. Nigdy nie powiem mezowi tego, ze mi pasierb przeszkadza, bo byloby mu strsznie przykro. Ale prawda jest taka, ze "starszego syna" moglo by nie byc w moim zyciu i tez by bylo dobrze. Na domiar zlego, im moj syn jest wiekszy tym bardziej "starszy syn" wydaje mi sie dla tego malego zagrozeniem. Nie mozna kochac cudzego dziecka. Ja nie potrafie. A Wy potraficie? Niech ktos jeszcze cos napisze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magda Panek, a próbowałaś? Wiem, że na siłę nie można nikogo pokochać, ale chociaż spróbować spojrzeć na to dziecko z innej strony? Bo przecież syn Twojego męża też pewnie potrzebuje miłości i wsparcia i czuje Twoją niechęć. A jak on zachowuje się w stosunku do Ciebie? Na pewno boli Cię jego niewdzięczność ale z dziećmi tak to już jest, ja zaczęłam być wdzięczna moim rodzicom za wszystko co dla mnie zrobili dopiero gdy skończyłam 20 lat, to kwestia dojrzałości. Dla dzieci jest oczywiste to, że rodzice się dla nich poświęcają, a przecież w tym wypadku jesteś także jej rodzicem. Ale przyznam, że nie potrafię się postawić w Twojej sytuacji, jednak rozumiem że jest Ci z tym wszystkim ciężko. Każdemu by było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cudzego" dziecka nie da się pokochać tak mocno jak swoje. Miłość do swojego dziecka jest instynktowna, nawet nie trzeba się nad nią zastanawiać, a w innym przypadku tak nie jest. Przykro mi często z tego powodu ale staram się zrozumieć. Tak po prostu jest i pewnie nie da się tego zmienić.
myślę podobnie.Też się pogodziłam z sytuacją.
Nie mozna kochac cudzego dziecka.

Myślę,że można,tylko to bardzo trudne gdy ma się własne.Wierzę Ci i rozumiem.Mam wygodniej,bo jego dzieci muszę tolerować tylko w weekendy i one mnie uwielbiają,ale ne wiem jak by było codziennie,bo w niedziele po ich wyjeżdzie często wzdycham z ulgą.

Myślę jak pyzia1,że na wdzięczność Alana musisz poczekać,aż wyrośnie.To przykre,ale prawdziwe.Trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja jestem dzieckiem z takiego związku.Ojczyma nie lubiłam na "dzień dobry" bo chciał zastąpić mojego tatę.Zresztą on też mnie nie cierpiał i zawsze kiedy coś się stało(mam dwóch braci) była moja wina.Potrafił tak to przekazać mojej mamie,że zawsze mu wierzyła.Nigdy nie usłyszałam od niego pochwały czy po prostu dobrego słowa.

Tak było w dalekiej przeszłości.Teraz mama nie żyje a ojczym został sam.Zagadka: komu najbardziej ufa,z kim utrzymuje kontakt,kto się nim opiekuje(ma 78.lat i jest schorowany) i pociesza kiedy jest smutny? Tylko ja.Tylko moje potrawy są smaczne,tylko ja potrafię z nim rozmawiać i tylko ja go rozumiem.To są jego słowa.

Topór wojenny został dawno zakopany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A on tylo bierze i bierze nie dajac nic w zamian

bo czuje, wie, ze nie jestes jego matką...i jest to przykre...

nie rozumiem słów - nie kocham ??? Jak można nie kochać dziecka z którym się żyje, mieszka, któremu zastępuje się (choć odrobinke) mamusię. Przecież to jest żywa istota, która czuje się odpychana....

"...wszystkie dzieci nasz są..." ładne słowa piosenki :(

przed czym Ty się tak bronisz, myślisz , że tylko ten kto wyrośnie na Twoim łonie zasługuje na Twoją miłość??

 

Zmień swoje nastawienie, przed Tobą jeszcze dojrzewanie Alana, wtedy wyjdą wszystkie zaniedbania. Inie ma w tym winy dzieciaka, jeśli czuje się cieżarem - odchodzi (niekoniecznie fizycznie, ale emocjonalnie).

 

Masz ciężką sytuację, ale jestes osobą dorosłą i musisz znaleźć wyjście z tego. To nie piesek którego można oddać, to jest dziecko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Szukam osob z ktorymi moglabym pogadac o tzw. laczonej rodzinie, czyli relacjach pasierb-macocha. Czy jest tu ktos kto tak jak ja przyjal pod swoje skrzydla nie swoje dziecko? Chcialabym zapytac jak sobie z tym daje rade. Sytuacja jest jeszcze gorsza, gdy ma sie tez wlasne dziecko. Ja mam meza, ktory ma syna z 1 malzenstwa i razem mamy drugiego syna. Czy jest ktos kto ma taka sytuacje w domu?[/b]

Cześć Madziu ,u mnie jest taka sama sytuacja jak u Ciebie -podobna.Moje Twoje Nasze-czyli ja mam Kacpra 6 letniego z pierwszego małożeństwa,Darek ma Czarka z pierwszego małożeństwa 14 letniego a razem mamy Nelę 2 letnią.Powiem Ci że ja już mam serdecznie dosyć czasami.Są dni że mam ochotę wyneść się z domu i nie wrócić-chyba dopada mnie depresja.Mogę sie przyznać że jestem teraz złą macochą-olewam syna Darka !!!!!

Ale dlaczego????Na początku wszystko było ok,dopóki nie zaczął być zazdrosny o mojego synka Kacpra ,czasem bywały dni że chciałam uciec!!!!Odzywał się do niego niemiło na każdym kroku,nawet nie pozwolił mu łóżka swojego dotykać,odnosiłam wrażenie że się brzydzi nim,więc po jakimś czasie i ja zaczęłam tak się zachowywać w stosunku do niego....Potem urodziła się Nela i Czarek syn mojego męża traktuje Nelę jak siostrę a Kacpra jak wroga nr1....-na każdym kroku da się to zuwrzyć.Mało tego jeżdzi co tydzień do babci na wekenndy-(ja z teściową się nie odzywam ponieważ mnie nie akceptuje !!!!) i zastanawiam się u kogo zaczyna robić sobie hotel.Chłopak ma 14 lat a nic nie robi praktycznie,wszystko trzeba mu mówić co ma robić...Madzia powiem ci że już czasem z sił opadam.Ojciec jego po nim nic nie robi ,więc dlaczego ja mam po nim cokolwiek robić,czasem są awantury o wszystko,jak miał lat 10 to inaczej to wyglądało,a teraz jak dorasta to zczyna się robić w domu niemiło.Ogólnie nasze stosunki są zimne,ale ja siebe nie obwiniam,bo to jego zasługa-gdybym miała opowiadać to bym tu mogła książkę napisać.Madzia ja rozumiem Cię w 100 procentach,że trudno jest kochać nieswoje dziecko,jak już wie się jaka jest miłość do swojego dziecka które się rodziło własnymi siłami.JAK MASZ OCHOTĘ SIĘ WYGADAĆ POŻALIĆ TO ŚMIAŁO PISZ ,JA TEŻ CZASEM MAM OCHOTĘ KOMUŚ SIĘ WYŻALIĆ ,A TU WŁAŚNIE ZNALAZŁAM TAKIE MIEJSCE ,ŻE CHYBA CZĘSTO BĘDE TO ROBIĆ....bUZIAKI MARRY

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, ja mam chyba "najfajniejszą" sytuację, z moim partnerem jestem prawie 2 lata. Ja mam 8 - letnią córkę a on 13 - letniego syna, z tą różnicą, że partner mój nie ma jeszcze rozwodu...i mu się nie spieszy bo...córka jego jest z matką ( taki samoistny podział dziećmi z korzyścią dla partnera bo nie płaci alimentów, które by poważnie obciążyły jego pensje a właśnie rozpoczął inwestycję i nie dostanie kredytu z takim obciążeniem), w tej chwili na tyle musi dogadzać synowi aby temu czasami nie zachciało się temu iść do matki. Wszyscy też muszą być dla niego mili, nie wolno się go czepiać, uważać na ton jakim się mówi i jeszcze litania innych rzeczy. Dzieciak jest agresywny, ciągle ktoś musi być w domu aby kontrolować sytuację, bo dochodziło już do brzydkich sytuacji. Mówicie że wszystkie dzieci kocha się...a jak lubić dziecko które bije nasze własne dziecko, które prycha za plecami jak się coś mówi ogólnie zaczął się w tej chwili okres buntu i namowy ojca na rozstanie i nie szukanie już nikogo innego na przyszłość. Dużo by pisać....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podlacze sie lekko jesli mozna :mrgreen::mrgreen:

Ja akurat zaczalem z zona 8lat temu kiedy to wychowywala samotnie wtedy 2letnia coreczke.

Nie jest i nie bylo lekko...

Teraz na chwile obecna mam 3 coreczki i jest jeszcze gorzej :mrgreen:

Oczywiscie staram sie nie odrozniac ani nie wyrozniac ale...najstarsza moja(nie moja) 10letnia Julka niestety ma pecha bo jest najstarsza, czasem sie juz stawia i w ogole takie bajerki, a te mlodsze patrza na to wszytskko i sie ucza...

I wtedy jestem w kropce...bo tak zwrocisz uwage to bedzie ze sie wyzywam jak zwykle bo to nie moja corka i...szkoda gadac...

To jest dopiero KLOPS mowie Wam miec w ogole tyle bab na glowie pod jednym dachem a co dopiero jeszcze taka mieszanke :lol::lol:

Ale jakos poki co daje rade choc z psycha jest u mnie roznie :twisted::twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tak...moje twoje nasze, u mnie to jest tak: jak się odzywam to się czepiam a jak milcze to mówi mi że go ignoruje, więc ogólnie można dostać na łeb! Nic nie jest tak jak być powinno, a może się łudziłam. że wszystko będzie dobrze chociaż na początku tak szczerze to nawet mi przez myśl nie przeszło, że może być coś nie tak...a tu masz!!

Przy początku tego roku myślałam, że nie wytrwamy do wakacji bo było nie wesoło, nadal jsteśmy razem, alle ciągle jak na szpilkach.

Męczy mnie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja akurat przyznaje sie ze idealny nie jestem,ze czasem sie naprawde czepiam ale jak sie czepiam to tez swoich..po prostu mam taki dzien lub tydzien :D:D ....a moze po prostu taki jestem czepialski ale jesli ja kogos mam akceptowac to mnie tez trzeba zaakceptowac.

Dzieciakom nie mozna pozwolic na za zbyt wiele bo swietnie potem potrafia to wykorzystac.

Moja(nie moja)najstarsza coreczka jak jestem dla niej bardzo dobry to stara sie wykorzystywac i wytykac sredniej(mojej) ze ona taka zla i w ogole tragedia a ja wtedy jak zwroce mojej uwage potem mam wyrzuty ze przez to jestem zly a moze za bardzo konsekwentny...sam juz nie wiem...wiem ze ciezko sie tak zyje ale zyc trzeba :D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poazwole sobie wtracic sie do rozmowy choc moja sytuacja jest inna niz na poczatku watku wiecej mam wspolnego z neurotico, Jestem druga strona medalu to ja wnioslam do malzenstwa dwoje dzieci z pierwszego malzenstwa (6 lat i 5 lat) i mamy dwoje dzieci wspolnych. Nie wiem jak to jest byc macochą ale wiem ze mozna wychowac wspolnie "cudze dzieci" Musze powiedziec ze mialam chyba duzo szczescia trafiajac na mojego meza gdyz nigdy nie mialam takich dylematow "moje dzieci, wspolne dzieci" Poprostu one dla mego męża byly NASZE Na malżenstwo zdecydowalam sie dopiero wtedy kiedy wiedzialam ze dzieci zaakceptowaly mego meza a on je. Wychodzac za maz zdecydowaliśmy ze maz zastapi dzieciom biologicznego ojca a nie bedzie tylko moim mezem W pełni powierzylam mu wykonywanie wladzy rodzicielskiej a on dal im milosc ale tez ojcowska reke Male dzieci jest latwiej kochac bo z regoly sa kochane ale tez i sa niesforne i czasem trzeba je ukarac. Balam sie gdy mial urodzic sie nasz wspolny syn tym bardziej ze przez dwa lata po slubie nie moglam zajsc w ciaze i nagle jest upragnione dziecko mego meza i moje choc moje nie pierwsze. Dzieci byly zazdrosne o nasze uczucia a przedewszystkim o męza Nie wiem jak wielkie on ma serce ale potrafil je podzielic na cala trojke a potem czworke Nigdy nie zauwazylam aby je odepchnął gdy chcialy sie przytulic. Schody zaczely sie gdy starsze dzieci weszly w okres dojrzewania i buntu Wtedy zaczely sie zakazy nakazy ale ja nigdy nie interweniowalam w metody wychowania mego meza choc zdarzalo nam sie miec oddmiene zdanie ale to tak jak w normalnej pelnej rodzinie. Bylo gdzies tam chowanie sie za plecy mamy przed ojcowska reka po wywiadowce czy innych wybrykach Nigdy nie padly slowa a "bo ty nie jestes ich ojcem" Dla mnie on byl i jest ich ojcem i ma prawo ingerencji w ich wychowanie. Natomiast corka ktora posiadajac 3 braci byla jego oczkiem w glowie Kiedys mu wykrzyczala w okresie buntu ze nie jest jej ojcem i nie moze jej niczego zabraniac. Bardzo mnie to zabolalo bardziej niz mego meza On poprostu skwitowal to krotko "A bo ona byla na mnie zla" i zapomnial o sprawie i tu jest chyba jego madrosc nie rozpamietywal zlych rzeczy i nie nie uciekal przed problemami zwiazanymi z wychowaniem Dzis moje dzieci starsze sa dorosle corka ma juz swoje dzieci Kiedy sobie rozmawiamy o przeszlosci zawsze powtarza ze nigdy nie czola sie nie kochana przez meża zawsze traktowala go jak swego ojca Wstydzi sie gorzkich slow ktore mu nieraz powiedziala. Najstarzszy syn choc byl trudnym dzieckiem i wiele razem przeszlismy do dzis mowi do meża Tatuś i z usmiechem wspomina jak zwiewal od taty gdy wylicytowal mu BMW na Alegro (a to byl jeden z mniejszych grzeszkow mego syna) Ale sie rozpisalam Moja rada dla Was jesli moge sobie na nia pozwolić. Sprobujcie popatrzec na te wasze "cudze dzieci" jak na wlasne Poprostu zacznijcie o nich mysleć NASZE Nie jestem macochą ale wydaje mi sie ze gdybym musiala nia być traktowalabym dzieci mego meza tak jak bym chciala aby on traktowal moje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to rzeczywiście "trochę" inna sytaucja. Mojemu partnerowi nawet nie przyjdzie do głowy przytulić moją córkę, która nawiasem mówiąc zawsze pragnęła mieć ojca, bo ją wychowywałam sama. Jej wyobrażenia o ojcu "zastępczym" legły w gruzach. Partner mój jest niestety bardzo oschły czy może obojetny, trudno to nazwać, wedle swojego syna jak i mojej córki, poza tym raczej niemożliwe jest dla niego okazywanie jakichś uczuć w obecności jego syna bo mógłby być zazdrosny. Moja córka niecałe dwa miesiące zadała mi pytanie : mamusiu obiecałaś mi znaleźć tatusia, kiedy to będzie?...Z obecnym partnerem idzie 2 rok wspólnego mieszkania. Myślę że to tłumaczy wiele.

Acha i jeszcze jedno : jak jesteśmy tylko we trójkę to ja, partner i moja córka bo "pasierb" jest na wakacjach to atmosfera w domu się zmienia, napięcie opada. Myślę że zupełnie inna sytuacja jest gdy tylko jedna ze stron ma dzieci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam 8 - letnią córkę a on 13 - letniego syna, z tą różnicą, że partner mój nie ma jeszcze rozwodu...i mu się nie spieszy bo...córka jego jest z matką ( taki samoistny podział dziećmi z korzyścią dla partnera bo nie płaci alimentów, które by poważnie obciążyły jego pensje a właśnie rozpoczął inwestycję i nie dostanie kredytu z takim obciążeniem), w tej chwili na tyle musi dogadzać synowi aby temu czasami nie zachciało się temu iść do matki. Wszyscy też muszą być dla niego mili, nie wolno się go czepiać, uważać na ton jakim się mówi i jeszcze litania innych rzeczy. Dzieciak jest agresywny, ciągle ktoś musi być w domu aby kontrolować sytuację, bo dochodziło już do brzydkich sytuacji.

pitchounette, Napewno jest latwiej jesli to tylko jedna strona ma dzieci Jednak czytajac co piszesz o swojej rodzinie staram sie wczuc w sytuacje twego pasierba. Czy jego zachowanie to tak naprawde tylko jego wina? Tak naprawde to mu tata pozwala na takie zachowanie. Nie rozumiem "w tej chwili na tyle musi dogadzać synowi aby temu czasami nie zachciało się temu iść do matki. Wszyscy też muszą być dla niego mili, nie wolno się go czepiać, uważać na ton jakim się mówi i jeszcze litania innych rzeczy." Dlaczego wszyscy maja uwazac na ton jakim sie do niego mowi przepraszam jesli bede zlosliwa ale co sie stanie? Chlopak pojdzie do mamy i zepsuje plany tatusiowi? a gdzie jest miejsce na twoje plany i twojej corki? Dlaczego ojciec pozwala mu na agresje w stosunku do was?

Mojemu partnerowi nawet nie przyjdzie do głowy przytulić moją córkę, która nawiasem mówiąc zawsze pragnęła mieć ojca, bo ją wychowywałam sama. Jej wyobrażenia o ojcu "zastępczym" legły w gruzach. Partner mój jest niestety bardzo oschły czy może obojetny, trudno to nazwać, wedle swojego syna jak i mojej córki, poza tym raczej niemożliwe jest dla niego okazywanie jakichś uczuć w obecności jego syna bo mógłby być zazdrosny.

A dlaczego mu nie przyjdzie do glowy przytulić Twoja corke? To znaczy jak macie zamiar stworzyc rodzinę? Pierwszy bedzie Tata i Syn? A gdzie Ty? A gdzie w tym wszystkim widzisz marzenia o tacie swojej corki? Tata ma problem z okazywaniem uczuć dla syna wiec syn nie umie tez ich okazać natomiast wie ze jemu wolno zrobic wszystko bo tata nic mu nie powie Jak zachowanie twego partnera sie nie zmieni czarno to widze. Przepraszam jeśli urazilam czym kolwiek ale takie pytania mi sie nasuneły

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie absolutnie niczym mnie uraziłaś. Mieliśmy ostatnio rozmowę, powiedziałam mu dokładnie to co Ty napisałaś, że świat się kręci wokół tego aby zadowolić jego syna a tym samym mojego partnera i jego rodziców, że przecież jeszcze jestem ja i moja córka i gdzie my w tym wszystkim mamy swoje miejsce?! A moja córka i jej marzenia - mój partner jest zdania że nie powinniśmy dbać o uczucia dzieci i liczyć się z ich zdaniem.

Myślałam, że to co mu powiedziałam jest jakąś moją paranoją, a Ty to widzisz podobnie, mały szok!!!

 

[Dodane po edycji:]

 

No i cóż, pewna wyprowadzka, córka oberwała pod naszą nieobecność od syna partnera, krew z nosa, skrzepy takie że brak drożności w oddychaniu. Rzeczywiście czarno to wszystko było malowane... Warto poświęcać dziecko?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Upłyną prawie rok odkąd pisałam,Czarek wyprowadził się,ja odetchnęłam z ulgą,koniec stresów.

Ale teraz jest tak samo jak tylko przychodzi do nas,czuje że mnie obserwuje na każdym kroku tak jakoś dziwnie,a wogóle to nie mam o czym z nim rozmawiać.

A z Darkiem też do bani,dopiero teraz zauważam że on ignoruje Kacpra na każdym kroku,zero wogóle zainteresowania nim.A ja mam już dosyć,i chyba kończe bo to nawet nie jest rodzina to jest wszystko chore.Wiem że popełniłam największy błąd w życiu będąc z nim.!!~!!

Jeżeli facet to sam bez dzieci!!!! i to dorywczo tylko!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, widzę że już dawno nikt nie pisał o swoich doświadczeniach. W obecnej chwili jestem już tak zdesperowana,że muszę się komuś wygadać.. Otóż mój sytuacja przedstawia się następująco: 9 lat temu poznałam faceta, który odrazu powiedział mi,że ma dziecko- syna 4 latka. Moja reakcja była jak najbardziej pozytywna i w ogóle mi to nie przeszkadzało- bo niby dlaczego miałoby przeszkadzać. Facet ślubu z babką nie miał i rozchodził się kilka razy. Miłość to nie była a raczej męczyli się razem dla dziecka. Ona wyjechała za granicę na początku zostawiając syna ale po czasie go zabrała utrudniając kontakt z ojcem małego. Na wakacje przyjeżdżał więc troszkę mogli ze sobą pobyć jak ojciec i syn. Oczywiście na początku Matka chłopca próbowała zakazać mi spotykać się z jej dzieckiem i miała pretensje do mojego- obecnie męża no ale nie miała wyboru bo jej facet z nią mieszkał i miał kontakt z jej synem.............

 

Mały uczył się za granicą do 3 klasy podstawowej. To był trudny okres w jego życiu bo nie lubiły go dzieci- przecież to Polak- a i matka sama nie wiedziała czego chce. Wracała do Polski z nim i niby miała już tu zostać ale znowu wyjeżdżali i tak w kółko... Mały miał rozpiernicz życiowy, który jakoś znosił. W 2008 roku pobraliśmy się z moim partnerem i prowadziliśmy beztroskie życie we dwoje. Ale nie za długo, gdyż nagle dziecko mojego męża zamieszkało z nami. Na początku bardzo się cieszyłam. Wręcz byłam dumna i zaskoczona, że matka chłopca tak poprostu oddaje go w moje ręce... Na moje wychowanie. Jak zawsze na początku było słodko. Dogadywałam się z chłopcem od samego początku jak go poznałam a miał wtedy 4 latka. Słodziaszek tulący się do mnie- zagościł w moim sercu. Kochałam go jak swojego syna. Często powtarzaliśmy małemu, że go kochamy- zarówno tata jak i ja. Ponieważ nie jestem suką nie chciałam mącić małemu w głowie, że to ja jestem teraz jego matką- nie jestem taka, wręcz przypominałam mu, że mama napewno bardzo za nim tęskni i kocha go. Nie chciałam zastępować mu matki. I takie życie we troje bardzo mi odpowiadało. Młody odwzajemniał miłość i bardzo dobrze się ze mną czuł. Nawet bardziej chciał spędzać czas ze mną niż z ojcem. Ja się bawiłam śmiałam i uczyłam. Mąż mnie za to podziwiał. On nie potrafił spędzać z nim czasu tak jak ja. Traktowałam go jak syna być może z tego względu, że nie chciałam mieć swoich dzieci.

 

Co jakiś czas matka małego obiecywała mu, że go zabierze i że będą razem mieszkać. Owszem zabierała go na pół roku, przenosił ze szkoły do szkoły aż chłopak się pogubił. W szkole za granicą już było mu za ciężko z powodu półrocznej przerwy i nauki w polskiej szkole a z drugiej strony polska szkoła sprawiała mu problemy ze słownictwem i ortografią, czytaniem.... Pewnego dnia chłopak powiedział, że chce zostać z tatą i uczyć się w polskiej szkole bo nie poradzi sobie w hiszpańskiej. Matka nie miała wyboru i chłopak zamieszkał ponownie z nami.

 

Od tamtej pory zaczęło się sprawdzanie zeszytów i odpowiedzialność za jego postępy w nauczaniu i znów to spadło na mnie..... W końcu zaraz będę pani magister to byłam z nauką na bieżąco. Poświęcałam mu swój czas pomimo własnych potrzeb i nauki na studiach ale co się nie robi dla dzieci. Młody dorastał, nie chciał się uczyć, nie odrabiał zadań domowych... Ba!!! Nawet ich nie zapisywał w zeszytach!!!! Zaczął spędzać bardzo dużo czasu przed komputerem. Ogólnie nie uczył się źle ale jedynki za zadania domowe obniżały mu średnią........

Trzeba było troszkę przypilnować chłopaka ale okazało się, że on się strasznie denerwował jak pytaliśmy o zadania domowe czy zapisał czy się uczy, jakie ma oceny.... Zaczął pyskować krzyczeć... To nie było do niego podobne ale niestety uczyć się trzeba. I w końcu nadszedł dzień w którym ten kiedyś słodziaszek zmienił się w diabła… Przestałam się angażować w jego wychowanie oraz nauczanie… Nie mogłam znieść jego odzywek i pyskowania. z dnia na dzień był coraz gorzej. Co by nie zrobił mówiłam mężowi: Twój syn to, Twój syn tamto. Mąż nakrzyczał jak coś przeskrobał ale to, że właśnie ja powiedziałam, że on pyskował coraz to bardziej odpychało małego ode mnie. Marzyłam, o wakacjach na które miał jechać do matki. Odliczałam dni bo w końcu i jak miałam „wakacje”. Również święta były dla mnie czymś wyjątkowym- wiedziałam, że chłopak pójdzie do matki bo ona prawie zawsze przyjeżdżała na święta. Jednak rok temu młody już 11 letni wówczas chłopak pojechał do matki po czym po miesiącu wrócił. Byłam załamana… Chodziłam zła co odbijało się na relacjach i z nim jak i z mężem… Doszło do tego, że zaczęłam patrzeć na małego i wyszukiwać co robi źle ciągle zwracałam mu uwagę. Przeszkadzało mi, że gra całymi dniami na komputerze- chodziło mi o prąd. Bardzo dużo płacimy jak na trzy osoby w mieszkanku z małymi dwoma pokojami. Młody co chwile jadł coś z mikrofalówki a to też żarło prąd. Krzyczałam, że nie sprząta w domu (bo tak jest rozpieszczony, że on nie musi nic w domu robić pomagać), nie mogłam zrozumieć dlaczego on nie ma obowiązków. I wygrałam tą walkę. Młody musiał odkurzać i sprzątać po sobie. I jak tylko nie posprzątał mówiłam mężowi. On mu nagadał i mi było lżej. Bo ja nie mogłam mu nic powiedzieć. Z resztą jak miałam mu powiedzieć żeby poszedł do sklepu to musiałam pół godziny o tym myśleć i się stresować. Stało się coś okropnego z tą nie do końca rodziną. Nie do końca gdyż młody nie chciał z nami nic robić. Ani na zakupy, ani na działkę, ani na ryby połowić nic… Ne chciał nic robić a szczególnie na działce. Nie chciał pomagać ani dotrzymywać nam towarzystwa. Mąż pozwalał mu grać podczas gdy nas nie było w domu. Więc były dni, że po 12 godzin siedział i grał. Mógł nie jeść nie pić. Byle by grać. W końcu postawiłam sprawę jasno: 3 godziny grania dziennie i koniec. Nie przestrzegał czasu więc mówiliśmy że trzy godziny już minęły. I tak codziennie. Byłam zmęczona, marzyłam żeby go już z nami nie było… Wręcz myślałam co zrobić żeby on prosił matkę żeby go zabrała… Stało się to moją obsesją. Młody był coraz gorszy, więcej pyskował ale ja już nie zwracałam na to uwagi. Powiedziałam mężowi że jak on pozwala na pyskowanie to niech do niego pyskuje bo ja sobie nie pozwolę i tak też było. Byłam dla małego niedostępna. Ale i on się nie kwapił żeby pogadać czy coś porobić razem.

 

Młody ma 12 lat. Kończy szkołę podstawową. Chcieliśmy z mężem żeby on się uczył ale ciągle się z nim kłóciliśmy. On udawał „głupa” gdy pytaliśmy o jedynki braki zadań i dlaczego nic nie umie. I tak minął prawie rok od wakacji. Również nie mogłam się doczekać na te wakacje. Miał jechać do matki na dwa miesiące. Ale tu już koniec roku a trzeba oceny poprawić. Pomyślałam że sprawdzę czy on coś umie, czy się przygotował bo miał poprawiać język obcy. Pytam go a on nic nie umie. Mąż kazał mu się uczyć. Z ogromnym fochem poszedł do pokoju po czym po 15 minutach poszedł się wykąpać i spać. Mąż go woła i pyta co się nauczył i dlaczego nagle idzie spać (bo normalnie to on nigdy nie chce się kąpać i spać i trzeba go gonić). On powiedział, że on się nie będzie już uczył bo on umie. Więc go pytam a on ani me ani be. Mąż zdenerwowany pyta dlaczego kłamie a wtedy się zaczęło. Młody zaczął krzyczeć, że my wymyślamy i że jakoś wcześniej nie kazaliśmy się mu uczyć, że taaaaa co jeszcze powiecie…. Takie odzywki miał i nie dał nam dojść do słowa. Poszedł obrażony do pokoju, mój mąż za nim bo chciał się dowiedzieć skąd to jego zachowanie a młody zamknął mężowi drzwi przed nosem…… Prawie go nimi uderzył!!!! Mój mąż wpadł w furię bo jego zachowania wyprowadzają z równowagi i mąż kazał mu nie pyskować do niego ale ten jeszcze bardziej wrzeszczał więc mąż klepną go w dłoń. Młody się rozpłakał i wykrzykiwał dlaczego on go bije…. Myślałam, że upadnę jak to słyszałam. Mąż nakrzyczał za jego zachowanie i chyba nie wie co to znaczy bić (bo mój mąż nie jest tyranem ani nie bije dziecka, w życiu go nie uderzył a teraz za pyskowanie klepnął). Zmęczony tą sytuacją kazał mu iść spać. Rozmawialiśmy o tym wieczorem i wytłumaczyłam mężowi, że doszło do takiego zachowania przez to, że jak młody pyskował przez te dwa lata to on nie reagował tylko się śmiał a to są skutki. Nie można kazać mu się uczyć bo on … nie będzie się uczył…… Koszmar. Ale na drugi dzień miał mieć zakaz na komputer i miał nadrobić naukę….. Co się okazało??? Że młody uciekł z domu nad ranem zanim wstaliśmy… „Uciekł do babci (od strony matki). Nagadał, że ojciec go bije….. Matka o 6 rano z zagranicy zadzwoniła, że jak on może bić swoje dziecko i że ma mieszkać mały u babki….. Nie mogliśmy oboje w to uwierzyć. Obecnie już z nami nie mieszka od tygodnia ale ja wciąż się boję ,że będzie musiał do nas wrócić bo nie wyjedzie z matką a ta niestety nie może się zatrzymać w jednym miejscu,,,, woli się bawić niż zapewnić dziecku dom….. Nie wiem co zrobię jak on wróci….

 

 

Ta cała sytuacja spowodowała, że pragnę swojego dziecka. A dlatego, że marzę żeby wychować dziecko po swojemu….. Swoje małe dzieciątko, które powie do mnie mamo……

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech ja tu widze dużo nieodpowiedzialnosci ze strony przybranych rodziców jak i prawdziwych. Wiadomo,że takie sytuacje są trudne i bedzie ciezko, z własnymi dziecmi tęz bywa ciezko wagarują , czy się kłócą o wyjście na imprezę, trzeba na tyle mieć rozwagi i serca by traktować własne dziecko i przybrane równo by nie czuło sie gorsze i ustalić takie same zasady dla obojga i oczywiście liczyć sie z tym ,ze to dziecko, któremu moze sie nie spodobać ze ktoś mu zabroni grac na grze 12 g/h lub ma z dworu przyjśc w miare szybko i tyle a nie wypisywać ,że ja mu tyle daje on tylko bierze to jest dziecko do cholery a taka postawa egoistyczna.Rodzicielstwo to duża odpowiedzialnośc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, zgadzam się ze nieodpowiedzialność była z dwóch stron i nikt nie mówił, że będzie lekko bo takie dzieci nie chowają się tak jakbyśmy chcieli. Widzisz ja nie mam jeszcze swojego dziecka więc ja miłości nie dzieliłam tylko przelałam na jedynaka całą swoją miłość uwagę i czas. Postawa egoistyczna- hmm nie wiem czy dobrze został przeczytany mój post. Ja oddałam mu wszystko i chciałam żeby było mu dobrze. Na początku było super ale kiedy doszły rzeczy w których trzeba było również wychowywać i wskazać dobrą drogę wszystko się zburzyło. Dziecku nie można tylko dawać bo jest dzieckiem. Mnie też wychowywali rodzice i wiem, że to, że kazali mi sprzątać być grzeczną i uczyć się robili w dobrej wierze i to dzięki takiemu podejściu nie jestem rozwydrzoną dziewuchą nie mającą nic w głowie. Własnych rodziców się słuchasz i wiesz, że to co robią to wszystko po to byś w przyszłości była kimś i nie miała dwóch lewych rąk i wody w mózgu poszukująca faceta z kasą bo tylko to się liczy. Nie wyrządzają ci krzywdy pokazując, że w życiu oprucz przyjemności są również obowiązki. Prawdziwe dziecko swoich rodziców kocha nad życie i chce dla nich robić wszystko o co poproszą czy karzą. A dziecko mojego męża wie, że nie musi nic robić ani się słuchać bo ja dla niego jestem nikim. On nie czuje się związany z nami w sposób tak mocny żeby powiedział, że tworzymy rodzinę. Poco mu to. przecież on poprostu tylko u nas mieszka.

 

Nie tak wyobrażałam sobie rodzinę i być może, że przerosło mnie dalsze wychowywanie dziecka, które z roku na rok jest coraz to gorsze. Ale ja jako "opiekunka" co ja tak naprawdę mogę? Co bym nie zrobiła młody odbiera to źle. Jak karzę mu się uczyć- jest obrażony, jak chcę żeby pojechał ze mną na zakupy- woli grać na komputerze, jak chcę pomalować- jemu się nie chce...... Więc co jeszcze można zrobić? I dlatego wiem, że kochać można tak samo dzieci własne i partnera ale swoje własne dzieci też mają inne podejście do ciebie samej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam partnera od 6 lat. Mamy wspólnie 2 corki-4 lata i 2 miesięczną. On ma syna 8 letniego. Ma ustalone spotkania co drugi dzien i dwa pelne weekendy. Od kiedy urodziła sie nasza córka ja znienawidzilam pasierba. Nie chce żeby obcowal z moimi córkami. Gdy jest w pobliżu trzęsę sie ze złości. Caly tygodniowy harmonogram partnera jest podstosoqany pod syna. Nie potrafię pogodzić sie z sytuacja. Korzystam z psychoterapii ale tylko umacniam sie w tym ze taki układ rujnuje mnie emocjonalnie. Boje sie podjąć decyzji o odejściu. Próbowałam zmienić swoje na stawienie do pasierba ale od 6 lat bez zmian. Nie chce nikogo męczyć swoja niechęcią do niego bo juz to przestalam ukrywać. Nie potrafię byc obojetna wobec niego. Marze zeby moje dzieci nie miały z nim.kontaktu. Brutalna prawda. Mea culpa.. Nie wiedziałam ze tak bedzie. Popelnilam.blad.i nie wiem jak wyjsc z tego. Chce byc szczęśliwa. Jestem.lepsza dla swoich dzieci gdy sie nie denerwuje a w gdy jest jego syn co drugi dzien to jestem znerwicowana. Boje sie i przykro mi , nie chce nikogo krzywdzić siebie też nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

koszmarnie, zastanow sie co Ci tak przeszkadza w pasierbie? Chyba lepiej zeby WASZE dzieci mialy dobre stosunki. Wiedziałas ze sie zwiazałas z facetem, ktory juz ma dziecko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×