Skocz do zawartości
Nerwica.com

sendiii

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez sendiii

  1. sendiii

    PASIERB - MACOCHA

    Tak, zgadzam się ze nieodpowiedzialność była z dwóch stron i nikt nie mówił, że będzie lekko bo takie dzieci nie chowają się tak jakbyśmy chcieli. Widzisz ja nie mam jeszcze swojego dziecka więc ja miłości nie dzieliłam tylko przelałam na jedynaka całą swoją miłość uwagę i czas. Postawa egoistyczna- hmm nie wiem czy dobrze został przeczytany mój post. Ja oddałam mu wszystko i chciałam żeby było mu dobrze. Na początku było super ale kiedy doszły rzeczy w których trzeba było również wychowywać i wskazać dobrą drogę wszystko się zburzyło. Dziecku nie można tylko dawać bo jest dzieckiem. Mnie też wychowywali rodzice i wiem, że to, że kazali mi sprzątać być grzeczną i uczyć się robili w dobrej wierze i to dzięki takiemu podejściu nie jestem rozwydrzoną dziewuchą nie mającą nic w głowie. Własnych rodziców się słuchasz i wiesz, że to co robią to wszystko po to byś w przyszłości była kimś i nie miała dwóch lewych rąk i wody w mózgu poszukująca faceta z kasą bo tylko to się liczy. Nie wyrządzają ci krzywdy pokazując, że w życiu oprucz przyjemności są również obowiązki. Prawdziwe dziecko swoich rodziców kocha nad życie i chce dla nich robić wszystko o co poproszą czy karzą. A dziecko mojego męża wie, że nie musi nic robić ani się słuchać bo ja dla niego jestem nikim. On nie czuje się związany z nami w sposób tak mocny żeby powiedział, że tworzymy rodzinę. Poco mu to. przecież on poprostu tylko u nas mieszka. Nie tak wyobrażałam sobie rodzinę i być może, że przerosło mnie dalsze wychowywanie dziecka, które z roku na rok jest coraz to gorsze. Ale ja jako "opiekunka" co ja tak naprawdę mogę? Co bym nie zrobiła młody odbiera to źle. Jak karzę mu się uczyć- jest obrażony, jak chcę żeby pojechał ze mną na zakupy- woli grać na komputerze, jak chcę pomalować- jemu się nie chce...... Więc co jeszcze można zrobić? I dlatego wiem, że kochać można tak samo dzieci własne i partnera ale swoje własne dzieci też mają inne podejście do ciebie samej.
  2. sendiii

    PASIERB - MACOCHA

    Witam, widzę że już dawno nikt nie pisał o swoich doświadczeniach. W obecnej chwili jestem już tak zdesperowana,że muszę się komuś wygadać.. Otóż mój sytuacja przedstawia się następująco: 9 lat temu poznałam faceta, który odrazu powiedział mi,że ma dziecko- syna 4 latka. Moja reakcja była jak najbardziej pozytywna i w ogóle mi to nie przeszkadzało- bo niby dlaczego miałoby przeszkadzać. Facet ślubu z babką nie miał i rozchodził się kilka razy. Miłość to nie była a raczej męczyli się razem dla dziecka. Ona wyjechała za granicę na początku zostawiając syna ale po czasie go zabrała utrudniając kontakt z ojcem małego. Na wakacje przyjeżdżał więc troszkę mogli ze sobą pobyć jak ojciec i syn. Oczywiście na początku Matka chłopca próbowała zakazać mi spotykać się z jej dzieckiem i miała pretensje do mojego- obecnie męża no ale nie miała wyboru bo jej facet z nią mieszkał i miał kontakt z jej synem............. Mały uczył się za granicą do 3 klasy podstawowej. To był trudny okres w jego życiu bo nie lubiły go dzieci- przecież to Polak- a i matka sama nie wiedziała czego chce. Wracała do Polski z nim i niby miała już tu zostać ale znowu wyjeżdżali i tak w kółko... Mały miał rozpiernicz życiowy, który jakoś znosił. W 2008 roku pobraliśmy się z moim partnerem i prowadziliśmy beztroskie życie we dwoje. Ale nie za długo, gdyż nagle dziecko mojego męża zamieszkało z nami. Na początku bardzo się cieszyłam. Wręcz byłam dumna i zaskoczona, że matka chłopca tak poprostu oddaje go w moje ręce... Na moje wychowanie. Jak zawsze na początku było słodko. Dogadywałam się z chłopcem od samego początku jak go poznałam a miał wtedy 4 latka. Słodziaszek tulący się do mnie- zagościł w moim sercu. Kochałam go jak swojego syna. Często powtarzaliśmy małemu, że go kochamy- zarówno tata jak i ja. Ponieważ nie jestem suką nie chciałam mącić małemu w głowie, że to ja jestem teraz jego matką- nie jestem taka, wręcz przypominałam mu, że mama napewno bardzo za nim tęskni i kocha go. Nie chciałam zastępować mu matki. I takie życie we troje bardzo mi odpowiadało. Młody odwzajemniał miłość i bardzo dobrze się ze mną czuł. Nawet bardziej chciał spędzać czas ze mną niż z ojcem. Ja się bawiłam śmiałam i uczyłam. Mąż mnie za to podziwiał. On nie potrafił spędzać z nim czasu tak jak ja. Traktowałam go jak syna być może z tego względu, że nie chciałam mieć swoich dzieci. Co jakiś czas matka małego obiecywała mu, że go zabierze i że będą razem mieszkać. Owszem zabierała go na pół roku, przenosił ze szkoły do szkoły aż chłopak się pogubił. W szkole za granicą już było mu za ciężko z powodu półrocznej przerwy i nauki w polskiej szkole a z drugiej strony polska szkoła sprawiała mu problemy ze słownictwem i ortografią, czytaniem.... Pewnego dnia chłopak powiedział, że chce zostać z tatą i uczyć się w polskiej szkole bo nie poradzi sobie w hiszpańskiej. Matka nie miała wyboru i chłopak zamieszkał ponownie z nami. Od tamtej pory zaczęło się sprawdzanie zeszytów i odpowiedzialność za jego postępy w nauczaniu i znów to spadło na mnie..... W końcu zaraz będę pani magister to byłam z nauką na bieżąco. Poświęcałam mu swój czas pomimo własnych potrzeb i nauki na studiach ale co się nie robi dla dzieci. Młody dorastał, nie chciał się uczyć, nie odrabiał zadań domowych... Ba!!! Nawet ich nie zapisywał w zeszytach!!!! Zaczął spędzać bardzo dużo czasu przed komputerem. Ogólnie nie uczył się źle ale jedynki za zadania domowe obniżały mu średnią........ Trzeba było troszkę przypilnować chłopaka ale okazało się, że on się strasznie denerwował jak pytaliśmy o zadania domowe czy zapisał czy się uczy, jakie ma oceny.... Zaczął pyskować krzyczeć... To nie było do niego podobne ale niestety uczyć się trzeba. I w końcu nadszedł dzień w którym ten kiedyś słodziaszek zmienił się w diabła… Przestałam się angażować w jego wychowanie oraz nauczanie… Nie mogłam znieść jego odzywek i pyskowania. z dnia na dzień był coraz gorzej. Co by nie zrobił mówiłam mężowi: Twój syn to, Twój syn tamto. Mąż nakrzyczał jak coś przeskrobał ale to, że właśnie ja powiedziałam, że on pyskował coraz to bardziej odpychało małego ode mnie. Marzyłam, o wakacjach na które miał jechać do matki. Odliczałam dni bo w końcu i jak miałam „wakacje”. Również święta były dla mnie czymś wyjątkowym- wiedziałam, że chłopak pójdzie do matki bo ona prawie zawsze przyjeżdżała na święta. Jednak rok temu młody już 11 letni wówczas chłopak pojechał do matki po czym po miesiącu wrócił. Byłam załamana… Chodziłam zła co odbijało się na relacjach i z nim jak i z mężem… Doszło do tego, że zaczęłam patrzeć na małego i wyszukiwać co robi źle ciągle zwracałam mu uwagę. Przeszkadzało mi, że gra całymi dniami na komputerze- chodziło mi o prąd. Bardzo dużo płacimy jak na trzy osoby w mieszkanku z małymi dwoma pokojami. Młody co chwile jadł coś z mikrofalówki a to też żarło prąd. Krzyczałam, że nie sprząta w domu (bo tak jest rozpieszczony, że on nie musi nic w domu robić pomagać), nie mogłam zrozumieć dlaczego on nie ma obowiązków. I wygrałam tą walkę. Młody musiał odkurzać i sprzątać po sobie. I jak tylko nie posprzątał mówiłam mężowi. On mu nagadał i mi było lżej. Bo ja nie mogłam mu nic powiedzieć. Z resztą jak miałam mu powiedzieć żeby poszedł do sklepu to musiałam pół godziny o tym myśleć i się stresować. Stało się coś okropnego z tą nie do końca rodziną. Nie do końca gdyż młody nie chciał z nami nic robić. Ani na zakupy, ani na działkę, ani na ryby połowić nic… Ne chciał nic robić a szczególnie na działce. Nie chciał pomagać ani dotrzymywać nam towarzystwa. Mąż pozwalał mu grać podczas gdy nas nie było w domu. Więc były dni, że po 12 godzin siedział i grał. Mógł nie jeść nie pić. Byle by grać. W końcu postawiłam sprawę jasno: 3 godziny grania dziennie i koniec. Nie przestrzegał czasu więc mówiliśmy że trzy godziny już minęły. I tak codziennie. Byłam zmęczona, marzyłam żeby go już z nami nie było… Wręcz myślałam co zrobić żeby on prosił matkę żeby go zabrała… Stało się to moją obsesją. Młody był coraz gorszy, więcej pyskował ale ja już nie zwracałam na to uwagi. Powiedziałam mężowi że jak on pozwala na pyskowanie to niech do niego pyskuje bo ja sobie nie pozwolę i tak też było. Byłam dla małego niedostępna. Ale i on się nie kwapił żeby pogadać czy coś porobić razem. Młody ma 12 lat. Kończy szkołę podstawową. Chcieliśmy z mężem żeby on się uczył ale ciągle się z nim kłóciliśmy. On udawał „głupa” gdy pytaliśmy o jedynki braki zadań i dlaczego nic nie umie. I tak minął prawie rok od wakacji. Również nie mogłam się doczekać na te wakacje. Miał jechać do matki na dwa miesiące. Ale tu już koniec roku a trzeba oceny poprawić. Pomyślałam że sprawdzę czy on coś umie, czy się przygotował bo miał poprawiać język obcy. Pytam go a on nic nie umie. Mąż kazał mu się uczyć. Z ogromnym fochem poszedł do pokoju po czym po 15 minutach poszedł się wykąpać i spać. Mąż go woła i pyta co się nauczył i dlaczego nagle idzie spać (bo normalnie to on nigdy nie chce się kąpać i spać i trzeba go gonić). On powiedział, że on się nie będzie już uczył bo on umie. Więc go pytam a on ani me ani be. Mąż zdenerwowany pyta dlaczego kłamie a wtedy się zaczęło. Młody zaczął krzyczeć, że my wymyślamy i że jakoś wcześniej nie kazaliśmy się mu uczyć, że taaaaa co jeszcze powiecie…. Takie odzywki miał i nie dał nam dojść do słowa. Poszedł obrażony do pokoju, mój mąż za nim bo chciał się dowiedzieć skąd to jego zachowanie a młody zamknął mężowi drzwi przed nosem…… Prawie go nimi uderzył!!!! Mój mąż wpadł w furię bo jego zachowania wyprowadzają z równowagi i mąż kazał mu nie pyskować do niego ale ten jeszcze bardziej wrzeszczał więc mąż klepną go w dłoń. Młody się rozpłakał i wykrzykiwał dlaczego on go bije…. Myślałam, że upadnę jak to słyszałam. Mąż nakrzyczał za jego zachowanie i chyba nie wie co to znaczy bić (bo mój mąż nie jest tyranem ani nie bije dziecka, w życiu go nie uderzył a teraz za pyskowanie klepnął). Zmęczony tą sytuacją kazał mu iść spać. Rozmawialiśmy o tym wieczorem i wytłumaczyłam mężowi, że doszło do takiego zachowania przez to, że jak młody pyskował przez te dwa lata to on nie reagował tylko się śmiał a to są skutki. Nie można kazać mu się uczyć bo on … nie będzie się uczył…… Koszmar. Ale na drugi dzień miał mieć zakaz na komputer i miał nadrobić naukę….. Co się okazało??? Że młody uciekł z domu nad ranem zanim wstaliśmy… „Uciekł do babci (od strony matki). Nagadał, że ojciec go bije….. Matka o 6 rano z zagranicy zadzwoniła, że jak on może bić swoje dziecko i że ma mieszkać mały u babki….. Nie mogliśmy oboje w to uwierzyć. Obecnie już z nami nie mieszka od tygodnia ale ja wciąż się boję ,że będzie musiał do nas wrócić bo nie wyjedzie z matką a ta niestety nie może się zatrzymać w jednym miejscu,,,, woli się bawić niż zapewnić dziecku dom….. Nie wiem co zrobię jak on wróci…. Ta cała sytuacja spowodowała, że pragnę swojego dziecka. A dlatego, że marzę żeby wychować dziecko po swojemu….. Swoje małe dzieciątko, które powie do mnie mamo……
×