Skocz do zawartości
Nerwica.com

Molestowanie w dzieciństwie, a jego skutki w życiu dorosłym.


Rekomendowane odpowiedzi

Artemizja, Mam splątany umysł. I raczej nie umiem się składnie wypowiadać jeśli chodzi o uczucia. Już wolę rozmawiać/ pisać o najbardziej znienawidzonej rzeczy, bo nawet to daje jakąś satysfakcję. Poza tym pisząc o emocjach zaczynam się złościć i mam wrażenie, że nie umiem pisać. A mimo to jakoś piszę. Doprawdy dziwne. Od godziny wstawiam tego posta i nie jestem nawet w połowie...

Wiem, że nie chcecie dla mnie źle, ale ja nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś może chcieć mi pomóc, bo i po co? Przecież ja sobie ze wszystkim świetnie radzę. Jest super...

I nigdy nie nadawałam się na terapię. Widziałam po sobie, że nie da się ze mną normalnie porozmawiać. Na pytania odpowiadałam złośliwie i ironicznie, i nie wierzyłam że ta cudowna terapeutka chce mi pomóc, bo po co miała mi pomagać...? Mówiłam sobie w myślach, że nie zasługuję i nie potrzebuję jej pomocy. Przecież ma innych pacjentów, i po cholerę jeszcze mnie przyjmować.

Tutaj też, kiedy ktoś mi doradza staję się złośliwa. Nie chcę, żeby tak się działo, bo wiem, że mogę kogoś zranić, (co już się stało wiele razy i tutaj, i w rzeczywistości), ale złość bardzo mnie polubiła. W dodatku z natury jestem uszczypliwa i zawzięta, a to tylko potęguje moją złość.

Po co mi pomoc i terapia, skoro jestem taka zaradna. Sama musiałam sobie zapracować na to, co mam obecnie w życiu, podczas, gdy moja siostra zawsze miała z górki i rodzice ciągle ją chwalili. Ja jestem niedoceniona i odrzucona. I jestem rodzinną czarną owcą. I nikt nie wierzy, że jest coś co robię dobrze. Nie miałam na kogo liczyć, bo zawsze musiałam sobie radzić sama. Teraz nawet nie mam żalu do rodziców, że mi nie pomagali i że ich odrzucałam, kiedy jednak chcieli to zrobić, bo w dorosłym życiu nie jestem od nikogo uzależniona, nie pytam innych jaką podjąć decyzję i ciągle chcę być jeszcze mocniej niezależna. Stąd pewnie ta złość, kiedy ktoś z Was próbuje mi pomóc... W pewnym sensie skazuję siebie na samotność... Tylu ludzi wokół mnie, ale w sumie to gdzie oni są...?

Nie jestem słaba. Przeżyłam cztery gwałty, trzymam to wszystko w tajemnicy, wstaję codziennie rano do pracy, w której umiem być szczerze otwarta i życzliwa. Tylko, że ja się powoli rozpadam. Wstydzę się przyznać, że jest mi ciężko. Nie wierzę w terapię, bo nie pomogła. Nie mam siły spróbować jeszcze raz. Drażni mnie wszystko, co jest związane z terapiami.

Wszystko mnie wkurwia, i tyle. Nie wiem jak się zachować, kiedy Ty jesteś dla mnie taka ciepła. Nie chce się żyć po prostu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam uważam, że jeśli ktoś nie jest w stanie sobie samemu ze wszystkim poradzić to wskazana jest pomoc z zewnątrz, czyli np terapia.

Piszecie, że terapia wam nic nie dała itd, ale co wam dało nic nie robienie? Jeśli jest nawet nikła szansa to zawsze warto próbować a nóż kiedyś się uda.

Są przecież różne formy terapii, np grupowa...

Mi zadna terapia nie pomogła, i nie mam alternatywy z zewnątrz, planuje skończyć ten cyrk i tyle w temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I nigdy nie nadawałam się na terapię. Widziałam po sobie, że nie da się ze mną normalnie porozmawiać. Na pytania odpowiadałam złośliwie i ironicznie, i nie wierzyłam że ta cudowna terapeutka chce mi pomóc, bo po co miała mi pomagać...? Mówiłam sobie w myślach, że nie zasługuję i nie potrzebuję jej pomocy. Przecież ma innych pacjentów, i po cholerę jeszcze mnie przyjmować.

 

Może właśnie dlatego warto byłoby spróbować terapii grupowej a nie indywidualnej, tam byłoby wiele osób z podobnymi doświadczeniami, którzy nieśliby pomoc nie do końca bezinteresownie (bo pomoc Tobie pomagałaby równorzędnie im) Działałoby to na bazie symbiozy, która jest jak najbardziej korzystna. Z czasem może nauczyłabyś się rozmawiać (to jest właśnie bardzo często jeden z celów takich terapii) Zaczęlibyście docierać do siebie.

 

Mam koleżankę, która również bardzo sceptycznie podchodziła do takich spraw, psycholog od razu jej się kojarzył z czubkami itd

Z czasem działo się z nią coraz gorzej, później doszły dodatkowe obciążenia. NIc nie pomagało. W końcu po próbie samobójczej trafiła na przymusową terapię do oddziału zamkniętego. Początkowo kiedy ją spotkałam na "przepustce' to myślałam, że po tej terapii jeszcze bardziej zwariowała :P Jednak to był mój błąd myślenie. To był dopiero początek jej uzdrawiania. Co prawda wyglądało to koszmarnie jednak efekt został uzyskany.

 

Nie wszystko co pozornie wydaje się złe to koniecznie takie musi być.

 

Sama piszesz, że jest Ci ciężko, że się rozpadasz. Nie zdziwi mnie jeśli w końcu to wszystko w końcu pęknie i Twoja maska się rozleci.

Tak jak pisałam powyżej. Jeśli nie jesteś w stanie sobie sama pomóc, to trzeba szukać gdzie indziej, bo teraz jesteś w martwym punkcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W końcu strzelą Ci bezpieczniki i tyle zostanie z Twojej niezależności.

Wcelujesz w schemat kolejny raz i spirala nakręcania zatoczy kolejne kółeczko.

Miałem niestety okoliczność interweniować w podobnej sytuacji - na szczęście dla niej skutecznie.

Zresztą... i tak nie zrozumiesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Evia, skonczyłam grupową w zeszłym roku, ale poszłam na nią z innego powodu,. Tylko raz poruszyłam temat nadużycia.

Było mi łatwiej niż na indywidualnej. W pełni nie wykorzystałam tej terapii, bo było we mnie zbyt wiele oporu, ale zauważyłam poprawę. Ta terapia właśnie też była w szpitalu. Kiedy wrociłam do domu, czułam się napiętnowana, bo znowu ze mną są problemy... a przecież nie chciałam nikomu robić na złość tym, zaczynałam wariować.

Nie chcę iść na terapię, i chcę... Tak w kółko. Raz mnie wszystko irytuje, a raz nie drażni mnie nic. Mam tego dosyć. Jakby jeszcze było mało, to te wszystkie zdarzenia z mężczyznani... Ile można? Jestem wkurwiona. Wszystko mam gdzieś. Niech mnie nawet krowy gwałcą. Proszę bardzo. Już nic nie ma znaczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, terapii grupowej również próbowałeś? Możesz napisać trochę więcej? Np ile czasu trwały te terapie i co Ci np nie odpowiadało?

niechce mi sie pisac tego cyrku same nerwy tylko i stwierdzenie ze w moim wieku mam juz dawno miec dziecko i bym przestał o głupotach mysleć .. miałem dosc po prostu, a na grupowej ta idiotka lawirowała w skrajnościach i manipulowała opisami wciagnąć chciała w chorą gre, odbijałem jej piłeczke to sie zdenerwowała

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WinterTea, widzisz, w takim razie wychodzi na to, że może jednak jest w tym wszystkim sens, tylko potrzeba czasu ;) Niestety nie wszystko się zmieni jak przy machnięciu czarodziejską różdżką, tym bardziej jeśli chodzi o zmiany, które toczyły się latami... Aby to naprawić może będzie trzeba nawet drugie tyle, jednak uważam, że mimo wszystko to zawsze coś. Bo czym są lata w odniesieniu do całego życia? A nawet jeśli Twoje wyzdrowienie pojawiłoby się pod koniec Twojego życia, to czy nie warto byłoby przeżyć takiej chwili gdzie można odetchnąć ze spokojem?

 

Nie chcę iść na terapię, i chcę... Tak w kółko.

 

Ja tam jestem bardziej za tym, żeby robić to co się chce... To, że tego nie chcesz najprawdopodobniej wiąże się z obawami i lękiem przed kolejnymi rozczarowaniami, jednak jeśli spróbujesz to możesz zyskać więcej niż stracić, jeśli znów terapia nie przyniesie żadnego sukcesu, to najwyżej będziesz nadal w tym samym punkcie.

 

Jakby jeszcze było mało, to te wszystkie zdarzenia z mężczyznani... Ile można?

 

Niestety tak już jest, że ofiara ma tendencję do bycia nią w późniejszych etapach życia. Oprawcy bardzo szybko wyczuwają taką osobą, w końcu nikt by nie chciał raczej wchodzić w konfrontację z osobą np bardzo pewną siebie, dowartościowaną itd, bo wtedy by przegrał, dlatego też łatwiej jest znaleźć osobę słabszą.

 

Dlatego też najwyższa pora wyjść z tego schematu i to od Ciebie zależy jak tego dokonasz i czy w ogóle tego dokonasz.

Prawda jest jednak taka, że jest to do zrealizowania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, ciężko jest mi cokolwiek napisać skoro nie potrafię się za bardzo do niczego odnieść, tzn nie wiem jak to wszystko wyglądało, nie wiem czy masz rację czy może terapia trwała np za krótko

 

jednak załóżmy, że masz rację i faktycznie źle trafiłeś, to powiem Ci, że ja również kiedyś źle trafiłam i mimo to nie przekreślam wszystkich terapii, mimo wszystko uważam, że warto

lepiej chwytać się wszystkiego co może nawet w nikły sposób pomóc, bo co innego zostało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, ciężko jest mi cokolwiek napisać skoro nie potrafię się za bardzo do niczego odnieść, tzn nie wiem jak to wszystko wyglądało, nie wiem czy masz rację czy może terapia trwała np za krótko

 

jednak załóżmy, że masz rację i faktycznie źle trafiłeś, to powiem Ci, że ja również kiedyś źle trafiłam i mimo to nie przekreślam wszystkich terapii, mimo wszystko uważam, że warto

lepiej chwytać się wszystkiego co może nawet w nikły sposób pomóc, bo co innego zostało?

byłem na kilku, za duzo mnie to kosztuje i osłabia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, myślę, że to jest raczej normalne, że taka terapia nie jest przyjemna, jednak to może być etap, który prowadzi do uzdrowienia, może to pomóc w stawaniu się silniejszym, nauczeniu się stawiania czoła problemom i wygrywaniu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, myślę, że to jest raczej normalne, że taka terapia nie jest przyjemna, jednak to może być etap, który prowadzi do uzdrowienia, może to pomóc w stawaniu się silniejszym, nauczeniu się stawiania czoła problemom i wygrywaniu

dla mnie była idiotycznym cyrkiem i próbą lichej manipulacji, a indywidualna to tragedia po czyms takim mozna naprawde sie załamac. nic w tym konstruktywnego nie widzialem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dla mnie była idiotycznym cyrkiem i próbą lichej manipulacji

 

skąd wiesz czy to nie były jedynie Twoje osobiste i zafałszowane odczucia, które wywołał fakt związany z niechęcią do jakichkolwiek terapii itd?

 

 

Czy takie odczucie co do terapeutki miałeś tylko Ty, czy może inni mieli podobne spostrzeżenia?

A co jeśli to był zaplanowany i sprawdzony etap terapii, który w przyszłości skutkuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

inni siedzieli cicho jak barany na rzeź, terapeutka była wsciekłą chyba ze rozwaliłem jej sesje, ale po co sie wdała ze mną w dyskusje, trafiła kosa na kamień i tyle skeiropwała mnei na indywidualną. a na indywidualnej po kilku sesjach dostałem jeżeli tak to nazwać zaplanowany etap terapi, żebym sobie zrobił dziecko i przestał o głupotach myśleć No cudowne porada godna delfickich wyroczni. Potrzebuje dziecko jako element terapeutyczny, jest jakaś chętna pani ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, również uważam, że pomysł z dzieckiem wychodzący z ust terapeuty to głupota, jednak może nie powinieneś mimo wszystko tak bardzo się zrażać, w końcu wszędzi można trafić na konowala i to nie zależnie od dziedziny.

Jeśli kogoś np boli noga i jakiś lekarz nie jest w stanie mu pomóc, to przecież wtedy dana osoba poszukuje do skutku. Czasem się może okazać, że powinien się tym zająć ortopeda a innym razem chirurg itd

Aha i radzilabym żeby uważać trochę z propozycjami ojcostwa bo a nóż zaraz się znajdzie jakas chętna :lol:

W końcu panuje wśród niektórych opinia, że kobiety o niczym innym nie marzą jak o zlapaniu faceta na dziecko :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Artemizja, Gapienie się przez godzinę w ekran laptopa, żeby odpisać na Twoje posty, to już niemal codzienność. Na moje nieszczęście łatwo trafia mnie szlag, a to mi w sumie bardzo pomaga, bo wtedy szybciej piszę. Żeby szybciej skończyć- wiadomo.

Mnie nie szło tak świetnie w szkole. Zawsze byłam w konflikcie z nauczycielami i innymi uczniami, ciągle wkurwiona na wszystko wokół, ale nie była to aż tak zła postawa, bo pewne jej elementy przyczyniały się do tego, że po jakimś czasie zyskiwałam szacunek reszty klasy. Raz wywalczyłam dla mojej licealnej klasy zmianę wyglądu sprawdzianów z geografii (wcześniej oberwałam od nauczyciela, ale to nic w porównaniu z tym, że się w końcu przekonał, że jego styl oceniania jest beznadziejny, bo cała klasa ciągle dostawała pały. Pomyślałam, że musi się w końcu o tym dowiedzieć. Na studiach tak samo- zawziętość i nadmierna (czasem) szczerość.

Później to samo na tej mojej genialnej terapii. Powiedziałam terapeutce wprost, że nie nadaje się do prowadzenia terapii i nie umie prowadzić sesji, ale ma ładnie urządzony gabinet i robi dobrą herbatę.

A nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:

- z czym pani dzisiaj przyszła?

- Z torebką, z jej zawartością, z ubraniem, a przy tym jeszcze nie zapomniałam o sobie. Czyż to nie cudowne?

(milczenie ze strony terapeutki)

Na każdej sesji było podobnie. Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dodać złośliwego komentarza do jej wypowiedzi. Aż się prosiło...

Później zaczynałam się wkurwiać, zmuszać ją, by przyznała, że nie chce prowadzić mojej terapii itd. Po kilku sesjach próbowała zachowywać się podobnie do mnie, i też stała się ironiczna, ale ja tego nie kupiłam. Po trzech miesiącach jeżdżenia w tę i z powrotem powiedziała mi, że czuje się manipulowana, że jestem ironiczna, w ogóle się nie staram, nie robię nic co by mi pomogło. I dopiero wtedy poczułam do niej szacunek, bo powiedziała mi szczerze co myśli. Ok, dzięki temu zbiła mój upór, ale nie na długo, bo czułam się coraz bardziej przez nią odrzucona i niechciana, więc z obawy przed odrzuceniem sama odeszłam. Tak wyglądała moja terapia. Nie ma co ukrywać.

Tracę już cierpliwość od tego pisania. Ciekawe, czy ja też w końcu się przełamię? Nienawidzę terapeutów, bo mnie wkurwiają. Ich pacjenci również. W ogóle złość jest moją przyjaciółką. Nigdy się nie rozstajemy.

Dziękuję, że o sobie napisałaś. Umiesz wzbudzać refleksję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.... Na studiach tak samo- zawziętość i nadmierna (czasem) szczerość.

Później to samo na tej mojej genialnej terapii. Powiedziałam terapeutce wprost, że nie nadaje się do prowadzenia terapii i nie umie prowadzić sesji, ale ma ładnie urządzony gabinet i robi dobrą herbatę.

A nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:

- z czym pani dzisiaj przyszła?

- Z torebką, z jej zawartością, z ubraniem, a przy tym jeszcze nie zapomniałam o sobie. Czyż to nie cudowne?...

W konsekwencji czego zjadasz własny ogon kręcąc się kółko na karuzeli niemożności.

To ma być roztropność i mądrość kierowania własnymi sprawami?

Znam takie ekstrawertycznie wyszczekane panienki. Nieraz można spotkać w klubach. Przegadać niełatwo, bo to zawsze palnie jakimś tekstem pasującycm do sytuacji, ale bez długofalowo konstruktywnej treści. A gdy sie ją jednak przegada robiąc z niej idiotkę - wkurwia się, że od własnego miecza ginie. Takie lale z mojego otoczenia eliminuję z automatu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V, Uwierz, że nie jestem typem tych panienek. Jestem ekstrawertyczna, ale to nie ten typ. Mniejsza o to, że nie bywam w klubach, i nie jestem pustą lalą. Te panny raczej z wyboru zachowują się podobnie, ale pewna nie jestem. I ja wbrew pozorom wcale wiele nie mówię.

 

Artemizja, Nie powiedziałam o tym terapeutce, bo to ja sama prowokowałam odrzucenie, żeby podtrzymać swój schemat. Z założenia myślałam, że ona mnie odrzuca. Bałam się, że jak dłużej pochodzę, to będę chciała mieć ją na wyłączność i się od niej uzależnię. Poza tym ta terapia była tak bezsensowna, że najlepszym wyjściem było jej zakończenie. Kilka razy chciałam to zrobić.

Chciałam opowiedzieć o tym, co mi się przydarzyło, ale kiedy zaczęłam mówić, to zakręciło mi się w głowie i poczułam jak to wszystko wraca, jak na filmie. Takie przerywniki. Trochę z jednego zdarzenia, trochę z następnych. I miałam wrażenie, że siedzę w potrzasku, a wszystko wokół jest jakby za szybą, gdzieś obok mnie i niewiele do mnie docierało, więc wstałam i wyszłam.

A złość to się we mnie gromadziła przez całe dzieciństwo (tak mi się zdaje), bo byłam wiecznie przeganiana w domu i w szkole, nikt ze mną nie rozmawiał, nikt nie pomagał, ciągle byłam porównywana do siostry, wiedziałam, że jestem od niej gorsza. I z każdym rokiem ta złość narastała. Przestałam wierzyć w siebie, stałam się opryskliwa, coraz gorzej się uczyłam. A później te pierwsze wydarzenie, i niedługo potem następne. Zawaliłam rok w ostatniej klasie liceum i już kompletnie się załamałam. Cały dom na mojej głowie, a ja wściekła i rozdrażniona. Każdy dzień był monotonny i bez sensu. Nie przyjmowałam żadnej pomocy, tylko na każdego wrzeszczałam, a jak mi przechodziło, to chciałam, żeby znów byli ze mną, bo nie było prawdą, że nikogo nienawidzę. U tej terapeutki siedziałam ciągle rozdarta. Tak bardzo jej nienawidziłam, robiłam jej na złość, ale później było zupełnie inaczej. Popadam ze skrajności w skrajność. A te wydarzenia na pewno pomogły mi w ukształtowaniu takiej, a nie innej osobowości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.... Na studiach tak samo- zawziętość i nadmierna (czasem) szczerość.

Później to samo na tej mojej genialnej terapii. Powiedziałam terapeutce wprost, że nie nadaje się do prowadzenia terapii i nie umie prowadzić sesji, ale ma ładnie urządzony gabinet i robi dobrą herbatę.

A nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:

- z czym pani dzisiaj przyszła?

- Z torebką, z jej zawartością, z ubraniem, a przy tym jeszcze nie zapomniałam o sobie. Czyż to nie cudowne?...

W konsekwencji czego zjadasz własny ogon kręcąc się kółko na karuzeli niemożności.

To ma być roztropność i mądrość kierowania własnymi sprawami?

Znam takie ekstrawertycznie wyszczekane panienki. Nieraz można spotkać w klubach. Przegadać niełatwo, bo to zawsze palnie jakimś tekstem pasującycm do sytuacji, ale bez długofalowo konstruktywnej treści. A gdy sie ją jednak przegada robiąc z niej idiotkę - wkurwia się, że od własnego miecza ginie. Takie lale z mojego otoczenia eliminuję z automatu.

 

Porównując twoje "wyszczekane panienki" z podejrzanych klubów do forumowiczek, których absolutnie nie znasz i nie wiesz jak głębokie tragedie do końca za tym stoją, to po prostu nietakt i chamstwo i należą się przeprosiny dla tej pani. Eliminować sobie możesz w klubach, nie na forum, obrażać i poniżać. Po co tu w ogóle odpisujesz? miałeś jakaś traumę w tym temacie? NN4V

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kosmaty, również uważam, że pomysł z dzieckiem wychodzący z ust terapeuty to głupota, jednak może nie powinieneś mimo wszystko tak bardzo się zrażać, w końcu wszędzi można trafić na konowala i to nie zależnie od dziedziny.

Jeśli kogoś np boli noga i jakiś lekarz nie jest w stanie mu pomóc, to przecież wtedy dana osoba poszukuje do skutku. Czasem się może okazać, że powinien się tym zająć ortopeda a innym razem chirurg itd

Aha i radzilabym żeby uważać trochę z propozycjami ojcostwa bo a nóż zaraz się znajdzie jakas chętna :lol:

W końcu panuje wśród niektórych opinia, że kobiety o niczym innym nie marzą jak o zlapaniu faceta na dziecko :twisted:

 

Dla jednych do skutku dla drugich do trzech razy sztuka. ja mam dość w kółko to samo przeżywać z idiotami to mnie rozwala na całej linii a ja nie jestem królikiem doświadczalnym. Z każdym nieudanym krokiem trace siły i siebie jeszcze bardziej.

 

A co do ojcostwa musiała by być ślepa głucha i zdesperowana przyszła matka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia jako dodatek, który możemy przez jakiś czas wykorzystać, fajnie jak mamy gwarancję że nie trafimy na tzw. "konowała", a co gdy trafimy na kilku konowałów pod żad, gdy powtórzy sie schemat terapeuty konowała jaki byłby tego skutek? A co jeżeli zamiast schematu ucieczki, wpadniemy w schemat pełnego otwarcia i uzależnienia sie od terapeuty, tak ze człowiek przestanie mieć jakikolwiek dystans, co czytałem na tymże forum o pewnej dziewczynie która weszła w głebokie relacje z terapeutą. Terapeuta tez człowiek moze miec gafy i pomyłki ? możliwe... Ale jakie tego są skutki na przyszłość, gdzie trzeba budować miedzy ludzkie relacje jak na tzw. wzorcowych terapiach jest jazda bez trzymanki? Za dużo w tym lotto na chybił trafił, ze trafimy na dobrego terapeute i kto w ogóle konowałom wydaje licencje? po rodzinie? czy kopertówki? kto ma kaprys z oligarchii zostac terapeutą i ma plecy w dodatku? Winter nie ma na forum juz, Dzieki NN4V

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie uważam życia jako loterii, można wykalkulować prawdopodobieństwo i zabezpieczyc sie przed skutkami, po wypadku samochodu ranni są hospitalizowani i mają pełną opiekę, po nieudanej terapii człowiek zostaje sam z ręką w nocniku jak to ujełaś. A po kilku takich chybił trafił terapeutów z bożej łaski można zakończyć ten level. Przydał by sie poradnik jak wyjsć bez szwanku z nieudanej terapii. I nie głosze herezji nie ma jej, nie pisze już na forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę ja nigdy się nie nadawałam na terapię. Wiedziałam co robię źle, ale co z tego, jeśli nawet nie próbowałam niczego zmieniać. A pewnie dlatego, że nigdy nie miałam w sobie siły, więc terapia nie jest dla mnie. Do niedawna myślałam na odwrót- że tylko słabi psychicznie z niej korzystają. Już teraz wiem, że jest zupełnie inaczej. Nie mam w sobie żadnej siły, jestem zapadnięta do wewnątrz i przy tym żałosna. Czuję, że ludzie tylko wyśmiewają moje zachowania. Nawet żaden mężczyzna mnie nigdy nie szanował. Pozwalałam sobie się wykorzystywać. I wszystko to, co się wydarzyło to moja wina. Nie mogę już znieść takiego życia. Czuję się jak śmieć, który nie zasługuje na szacunek. Nie mam wsparcia, a sama już za bardzo nie daję rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak naprawdę ja nigdy się nie nadawałam na terapię. Wiedziałam co robię źle, ale co z tego, jeśli nawet nie próbowałam niczego zmieniać. A pewnie dlatego, że nigdy nie miałam w sobie siły, więc terapia nie jest dla mnie. Do niedawna myślałam na odwrót- że tylko słabi psychicznie z niej korzystają. Już teraz wiem, że jest zupełnie inaczej. Nie mam w sobie żadnej siły, jestem zapadnięta do wewnątrz i przy tym żałosna. Czuję, że ludzie tylko wyśmiewają moje zachowania. Nawet żaden mężczyzna mnie nigdy nie szanował. Pozwalałam sobie się wykorzystywać. I wszystko to, co się wydarzyło to moja wina. Nie mogę już znieść takiego życia. Czuję się jak śmieć, który nie zasługuje na szacunek. Nie mam wsparcia, a sama już za bardzo nie daję rady.
Poszłam na terapie dlatego,że czułam się tak żle że zrobiłabym wszystko aby poczuć się lepiej,ponieważ moje cierpienie było nie do wytrzymania.Poszłam nie mając o niej żadnego pojęcia i będąc nastawiona nijako a po paru wizytach miałach ochotę wiać i nie wracać.Tylko dokąd uciec?skoro przed samą sobą nie ucieknę?zostałam ponad dwa lata terapii i pracy nad sobą dały efekty.Nie, nie namawiam Cię na terapie uważam tylko ,że jeśli człowiek naprawdę cierpi szuka pomocy wszędzie.Życzę Ci byś się uporała z tymi demonami które Cię tak męczą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby znam terapeutę, który mógłby mi pomóc. Chodziłam do niego na grupową i pomógł mi zaleczyć zaburzenia lękowe.

Zdobył moje zaufanie, ma poczucie humoru, dystans i do siebie i do pacjenta, potrafi obrócić w żart niektóre historie opowiadane przez pacjentów, jest nieco sarkastyczny, a mnie to akurat bardzo odpowiada jego postawa i miałam z nim dobry kontakt. Nie byłam u niego od kwietnia. Zaproponował, żebym przyjechała do niego we wrześniu i wtedy byśmy się razem zastanowili nad jakąś terapią dla mnie, bo jak on twierdził jest o co walczyć. Nie zdecydowałam się jeszcze, czy przyjechać, czy nie, ale w sumie co mam do stracenia. Pomimo tych wszystkich wydarzeń wolę iść do terapeuty meżczyny, niż do kobiety. Opisywany przeze mnie terapeuta jest zupełnym przeciwieństwem mężczyzn, których poznałam, więc pewnie dlatego.

Jeśli pójdę, to mogę się dzielić wrażeniami, ale nie wiem jak to będzie, bo raz się czuję tak jak dzisiaj nad ranem i nie wierzę, że ktokolwiek mi pomoże, a raz tak, jak w tej chwili, kiedy wierzę, że uda się bezgranicznie. Ale przynajmniej ten znany mi już terapeuta wie, że jestem zmienna, więc możliwe, że będzie mnie znosił z uśmiechem na twarzy. Powiedział mi wprawdzie na grupowej, że do końca życia będę chwiejna i nie wyleczę zaburzenia.

No nic, w każdym razie chyba spróbuję z tą terapią. Jestem towarzyska i żywiołowa, a ten obraz zaburzają niepowodzenia.

Dzięki Wam za pomoc i podzielenie się doświadczeniami :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×