Skocz do zawartości
Nerwica.com

czesc wszystkim


Aleksandra_ola

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich

 

Choć po raz pierwszy się odzywam dzisiaj, forum czytam od jakiegoś czasu. Pierwszy raz, ponad rok temu, gdy potrzebowałam wsparcia podczas napadu lęku, potem jak wszystko się "uspokoiło" zaniechałam wracania do forum. To chyba dlatego, że gdy czułam się dobrze, nie dopuszczałam do siebie myśli, że leki będą wracać. Teraz tak się dzieje. Chciałam się przełamać i napisać, gdyż jestem osobą raczej stroniącą od dzielenia się swoimi przeżyciami na forum publicznym. Przedstawię swoją historię.

Jestem dzieckiem alkoholiczki, moje dzieciństwo, a właściwie cały kawał życia do momentu ukończenia studiów był dostosowany do sytuacji w domu, do tego co zrobi moja matka. Cały ten okres był bardzo stresujący, nie miałam wtedy większego załamania nerwowego, z wyjątkiem krótkich epizodów, gdy wmawiałam sobie, że jestem chora na coś poważnego. Jednak cierpiałam a właściwie nadal cierpię na zaburzenia odżywiania. Ukończywszy studia, zamieszkałam z moim mężem, nie uczęszczałam na żadną terapię, do momentu gdy moje problemy z jedzeniem stały na tyle dokuczliwe, że postanowiłam zacząć działać. Poszłam na psychoterapię, która była skierowana na leczenie zaburzeń odżywiania. Psycholog pomogła mi inaczej spojrzeć na problem, głównie przez terapie poznawczo-behawioralną, ale jednocześnie zbyt szybko starała się bym "przyjęła" moją matkę. Po 13 miesiącach terapii doszło u mnie do poważnego załamania nerwowego. Zaczęło się od bólów głowy, karku, drętwienia kończyn, to nie tak, że nigdy nie miałam takich objawów, miałam, zwłaszcza, gdy moja matka wyrządzała mi krzywdę, wiedziałam, czym jest nerwica, ale... podpięłam te objawy pod inną dolegliwość - boreliozę. A jak poczytacie bądź czytaliście w internecie, objawy boreliozy są właściwie wspólne z objawami nerwicy, depresji, grypy czy innych schorzeń. Nawet więcej, objawów tej choroby jest tyle, że każdy z nas może znaleźć kilka z nich w sobie nawet teraz. Jestem biologiem, często chodziłam w teren, wiec wmówiłam sobie, że to borelioza. No i tak pojawiło się błędne koło, poszłam się dwukrotnie zbadać (dwa różne testy) i dwukrotnie wynik wskazał na to, że nie przechodzę boreliozy. Jednak problem nie zniknął, nie spałam wiele nocy, i towarzyszyły mi objawy, które każdy z was zna od podszewki. Na domiar złego przeprowadzałam się z mężem do nowego mieszkania i musiałam być "na chodzie". Udało mi się w miarę szybko umówić na prywatną wizytę do psychiatry. Doktor od razu zdiagnozowała u mnie nerwicę lękową i przepisała dwa leki: parogen i tritocco (na noc). Moja docelowa dawka tego pierwszego była 3/4 (15 mg), drugiego 1 tabletka. Po około 2 tygodnia odczułam wyraźną poprawę, ogromną, a skutki uboczne podczas tych pierwszych dwóch tyg. przyjmowania leku nie utrudniały mi życia. Dwa miesiace później zapisalałam się na psychoterapię. Po roku czując się bardzo dobrze, nadal uczęszczając na terapię zmniejszyłam dawkę do 1/2 tabletki parogenu czyli 10 mg. Byłam zadowolona, gdyż nie zaobserwowałam żadnych skutków ubocznych (nie zmniejszałam z dnia na dzień, tylko odrywałam z tej ćwiartki którą brałam po kawałku, coraz więcej i więcej). Jednak po ponad 2 miesiącach przyszło załamanie nerwowe, które zbiegło się z przeziębieniem, na które brałam różne leki leczące objawy grypy, w tym sudafed (odradzam go łączyć z lekami psychotropowymi). Skontaktowałam się z psychiatrą, która jest wspaniałą Panią doktor, przyznałam się pokornie do zmniejszenia dawki i dosłownie błagałam ją o pomoc. Parogen poszedł w górę do 25 mg, czyli 1 i 1/4 tabletki, a po miesiącu 1 tabletka. W tym czasie kontynuowałam terapie, czytałam wasze forum i książkę Claire Weeks "Kompletna samopomoc dla twoich nerwów" i tak minął kolejny rok. Zimą zakończyłam po prawie dwóch latach terapie psychologiczną, nie wiem czy to był dobry pomysł, ale najzupełniej w świecie czułam niechęć do kolejnych wizyt. Po weekendzie majowym tego roku wg zaleceń psychiatry rozpoczęłam odstawianie leków, ale na początku tylko parogenu, triticco miałam brac bez zmian czyli 1 tabletkę. Przez pierwsze dwa tygodnie brałam 3/4 tabletki, przez kolejne 1/2 i właściwie te cztery tygodnie minęły dość spokojnie poza ogólnym rozdrażnieniem i irytacją (na cały świat). Załamanie przyszło po 1/4 dawki, nie od razu, ale po dwóch dobach, wtedy bowiem zaczęłam odczuwać bóle i zawroty głowy, mdłości itp. Spirala lęku ruszyła, tak jak pisze w swojej książce dr Claire Weeks, zaczęłam bać się lęku, że znów nadchodzi, bać się jego objawów. Ponownie skontaktowałam się z psychiatrą, która stwierdziła, że odstawianie leków należy wydłużyć i powrócić do dawki 3/4, odstawiać znacznie wolniej np. 3/4 na zmianę z 1/2 przez 2 tygodnie, potem 1/2 przez 3-4 tyg. itd. Pomimo, że od trzech dni jestem na dawce 3/4 nadal odczuwam lęk i jego objawy. Dalej posiłkuje się książką o nerwicy Claire Weeks, która pisze o stawieniu czoła i akceptacji swojego leku, wręcz bierności w przyjmowaniu jego objawów, odpuszczeniu sobie. To mi pomaga, psychiatra tez mi powiedziała, ze poczuje się znów lepiej, ale potrzeba na to czasu. Przy okazji spytam, choć wiem, że to nie miejsce na takie pytania, czy ktoś z Was, też musiał czekać nim się lepiej poczuł bo powrocie do dawnej dawki leku? Wierze, że uda mi się go odstawić, krok po kroczku bez rwania się, nic na szybko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×