Skocz do zawartości
Nerwica.com

Prokrastynacja


anancites

Rekomendowane odpowiedzi

Przede mna sesja poprawkowa, a ja nei robię nic, bo mnie zżera strach. Mam projekty grupowe, nie robię nic, bo - jak wyżej. Zawalę ludziom rok. Przeciez oni mnie zabiją - a ja myslę - no to super, wreszcie się to wszystko skończy! To już coś gorszego niż zwykła prokrastynacja....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do rywaliacji - mnie także budują sukcesy. Porażka ostro demotywuje. Natomiast one sa efektami tej rywalizacji. A samo jej trwanie, jakby ten proces konkurowania czasami daje mi pozytywnego kopa, choć nie zawsze. Wydaje mi się, że to zalezy od tego czy czuję się mocna z danej dziedziny. A to i tak tylko na początku, bo im bliżej finiszu, tym bardziej zaczynam wątpić we własne mozliwości i efekty mnie nie zadowalają. Sinusoida napięć, mówiłam.

 

Widze, że walczycie ze studiami. Jak moje studia dobiegały końca żyłam nadzieją, że razem z nimi skończy się moje prokrastynactwo. Jakby podświadomie tak sobie podzieliłam życie na czas studencki - stosunkowo krótki,bo kilka lat, a następnie na czas "prawdziwego życia" i ten z kolei był bliżej nie określony, co byłoby fajne, gdyby mi się układało, lub męczące i słabe jeśli nie. Oczywiście padło na to drugie. Owszem, pierwsze chwile wolności po studiach były zajebiste i na prawdę czułam WOLNOŚĆ. Ale to szybko minęło. I nastało to prawdziwe życie, wciąż z suką prokrastynacją, i tak będzie trwało i trwało.. i trwało. No chyba, że sobie z tym poradzę w końcu.

 

Ale dążę do tego, że gdy prawdziwe życie okazało się nie miej popieprzone niż to studenckie, chyba pierwszy raz doszłam do wniosku - dołującego - że prokrastynacja to nic tymczasowego, nic wynikającego z otoczenia, tylko, że to część mnie, to po prostu ja i moja chora przypadłość. I to jest jednocześnie budujące - bo tylko ode mnie zależy czy się tego pozbędę - i przerażające - tym bardziej dlatego, że TYLKO ODE MNIE to zależy.

Zdanie sobie sprawy z tego o czym mówię powyżej sprawiło, że przestałam odczuwać nadzieję na polepszenie jakości życia i uświadomiłam sobie, że to polepszenie nastapi kiedy podejmę świadome kroki i działania, żeby się zmienić. Ale nie wiem jak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Zadaję sobie pytanie: po co ja weszłam na to forum? Jestem tutaj nowa, mam OCD. Zainteresowało mnie pojęcie "prokrastynacja"...no i jak zaczęłam czytać, to się załamałam, bo chyba też to mam :( Zapytam moją psycholożkę...Póki co: zwolniłam się z pracy, więc, po pierwsze, mam dużo więcej czasu, niż wcześniej, a po drugie, wypadałoby poszukać sobie nowego zajęcia, ale komu by się chciało? Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia w domu...Coś robię, ale w takim tempie, że lepiej nie mówić. A już te najmniej przyjemne czynności leżą i czekają na swój czas :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez na to cierpię, ale wypracowałam sobie metode stawiania siebie pod scianą :

 

- obecnosc innych ludzi, biorę sie za prace, bo wiem, ze jezeli tego nie zrobia ocenia mnie negatywnie /tego nie lubię/,

- wiem, ze nawet jeżeli cos źle zrobie, to i tak bedzie to ocenione lepiej niz gdybym kompletnie niczego nie zrobiła, zreszta łatwiej cos poprawic, niz zaczynać od zera,

-kiedy mam kryzys, tzn dopada mnie zwatpienie przed rozpoczeciem danej czynnosci, staram sie wyłaczyc myślenie, tylko nawet całkowicie bezrefleksyjnie zabrac sie do pracy - jak ją wykonam, jest czas na rozkminy, ale wtedy i tak staram sie odczuwac zadowolenie :arrow: prosze odwaliłas kolejne nieprzyjemne zadanie, jestes :great:

Staram sie nagradzac sama siebie w myślach ze wgl się zmobilizowałam, rezultat to już inna bajka, zreszta z reguły jest dobry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze spóźnianiem się do pracy, to jest fakt, ja prawie zawsze byłam po czasie, w najlepszym przypadku punkt 8. Ile nerwów mnie to kosztowało...i obiecywanie sobie w drodze do pracy:jutro wstanę wcześniej, żeby zdążyć, wystarczy 5 minut i nie będę spóźniona :blabla: . I następnego poranka te same postanowienia. Zrobiłam sobie dzisiaj szczegółową listę czynności, które jutro chcę wykonać(nie chcę, ale muszę-piszę "chcę", ponieważ moja psycholożka twierdzi, że lepiej jest mówić "chcę", niż "muszę").Pochwalę się jutro, albo poużalam, jak mi poszło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, my się jeszcze nie znamy. Mam 26 lat. Od ok. 6 lat zaleczam depresje farmakologicznie, z dobrym skutkiem. Niestety, nie działa to na moją nowość, fobię społeczną. Z kompilacji tychże przypadłości + czynniki przyrody doszła jeszcze prokrastynacja, która marnuje mi życie i każe czuć mi się zupełnie nic nie wartą osobą.

Dziś dopiero zaczęłam czytać o niej na poważnie i odnieśc ją do siebie. Jest tak akuratna, że az boli. Chciało mi się wyć jak zranione zwierze czytając wasze wpisy z bólu i bezsilności.

Ale udało mi się coś ulepić, jednakowoż. I od kilku godzin działa, ja działam. Powtarzam sobię jak mantrę.

 

Zrobię to. Będę robić rzeczy, bo to jest fajne. To jest przyjemne, gdy coś się zrobi. Lubię to. Lubię, że udało mi się to zrobić.

Będzie to miłe uczucie. Polubię siebie trochę bardziej. Minie uczucie marnowanego życia. Zmniejszy się stres. Stanę się tym, kim chcę być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej)

...no ja mówię sobie - zrób to teraz ,jak zrobisz to co powinieneś to poczujesz się lepiej XD ....ja siebie muszę sam zaskakiwać w sensie iż jak przychodzi myśl - zrób to czy tamto to nie daję jej chwili by się nakręciła na 'zaraz 'nie teraz tylko impulsywnie ruszam ku wykonaniu zadania xd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

omg) no i co ciekawe jak się już coś zrobi to się okazuje ,że tak strasznie tragicznie nie było ....no ale cotam....

Ja mam przykład z przed 3dni ....miałem kilka miesięcy na kontakt z adwokatem w sprawie sprawy którą miałem te kilka dni temu ....i tak do niego z dnia na dzień dzwoniłem dzwoniłem..... aż zadzwoniłem w ost. dzień XD ...a ile mnie to spięć wewnętrznych kosztowało ..masakra ...no i znów tak strasznie nie było :D

 

...w ogóle u mnie to 'rodzinna ' przypadłość tzn. sista też to u siebie zauważyła no i ojciec odwlekał pewne sprawy patologicznie wręcz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzinna! Niech to szlag, faktycznie... Moja mama ma podobnie, robi setkę pierdół na raz, odwlekając to co najważniejsze, aż są z tego problemy. Ileż razy jak byłam młodsza wkurzałam się na to...

 

Właśnie nie jest tragicznie, jest cudownie!

Jak już się człowiekowi uda.

 

-- 14 paź 2014, 14:16 --

 

Macie jakieś wsparcie? Jest ktoś, kto docenia to co udało wam się zrobić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja odwlekam all na ostatnią chwilę ...bo albo 'mam czas' ...albo jakoś tak..... np. do pracy może się z 2razy nie spóźniłem :?

Ale to też jest tak ,że ja lubię chyba większość spraw załatwiać na ostatnią chwilę... bo wtedy się to szybko robi :lol:

 

A ja wszystko robię z dużym zapasem czasu. Trolololoooo podziwiajcie mnie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mam się zabrać za coś, co może spowodować zmiany w moim życiu...jak mam pójść w nieznane...to wtedy jakoś jestem świetny w wyszukiwaniu sobie rzeczy, które mogę zrobić zamiast tego :D To się bierze chyba z lęku przed nieznanym, tudzież przed stratą znanego. Dzisiaj zapisałem się do psychiatry, ale wcześniej sobie trochę poprokrastynowałem, żeby być bardziej przekonanym co do tej decyzji. Zauważałem jednak, że tak mogę sobie prokrastynować chyba bez końca. Im bardziej coś odkładam, tym bardziej się od tego oddalam i trudniej mi się za to zabrać (mam mniejszą motywację). Ale w ten sposób oddzielam się od siebie samego i żyję bardziej powierzchownie. Problem polega na tym, że mam trudność zaufać tej części mnie, która chce coś zrobić (na przykład zapisać się do psychiatry).

 

Kiedyś bez końca potrafiłem analizować, czy aby na pewno to jest dobre rozwiązanie. A im bardziej się zastanawiałem, tym bardziej się pogrążałem w swoich wątpliwościach i sam się nakręcałem. Takie błędne koło. Taka nerwica natręctw. Pracowałem jednak nad tym (byłem przyparty do muru, a tonący brzytwy się chwyta) i obecnie to jest u mnie coraz bardziej subtelne.

 

Jak już poszerzę swoją strefę komfortu, to później łatwiej jest mi się zdobywać na podobne rzeczy. Ale jeśli jest to coś bardzo/zupełnie nowego, to znów mam ogromne opory.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×