Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dubel


mattb

Rekomendowane odpowiedzi

Od kilku dni obserwuję u siebie pogorszony nastrój, żeby nie powiedzieć tragiczny. Coraz gorzej ze mną. Wszystkim się zamartwiam, nie mam na nic siły, coraz mniej rzeczy mnie cieszy.

 

Próbuję znaleźć przyczynę dlaczego jestem smutny i nieszczęśliwy. Sięgam pamięcią do młodych lat. Dzieciństwo miałem bardzo udane. W mojej rodzinie nie nadużywano alkoholu. Czasem jedyną przemoc jaką stosowano to klaps w d... Ale miało to swoje uzasadnienie bo kto nigdy nie dostał pasem od rodziców?

 

Mam bardzo niską samoocenę i poczucie własnej wartości. Wynika to z faktu, że moja mama i babcia były zbyt nadopiekuńcze. Przed rozpoczęciem nauki w szkole podstawowej wakacje i ferie spędzałem głównie u babci na wsi, bo ojca często nie było w domu. W tym czasie przebywał na drugim końcu Polski. Dopiero kiedy zakończył karierę boksera zaczął poświęcać mi więcej czasu. Poza tym dzieciństwo ojca nie było udane. Miał bowiem ojca alkoholika, który znęcał się nad babcią, nim i jego bratem. Przez to niektóre negatywne cechy w jego psychice pozostały i czasem były przelewane na moją osobę. Wielokrotnie wyzywał mnie od osłów, nierobów i leni bo nie potrafiłem wykonać według jego mniemania prostych czynności fizycznych. A ja po prostu nie miałem na to siły albo nie potrafiłem tego wykonać bo nikt mnie tego nie nauczył. Jeśli chodzi o babcię to spędzała ze mną i siostrą większość czasu kiedy mama była w pracy, a ojca nie było w domu.

 

Odkąd pamiętam nie byłem lubiany ani w podstawówce, gimnazjum i na studiach. Zawsze byłem obiektem drwin bo nosiłem okulary albo miałem rude włosy. Nie umiałem i dalej nie umiem uprawiać dobrze jakiegokolwiek sportu. Zawsze byłem wybierany jako ostatni do drużyny i zwykle stałem na bramce. Wynika to również z braku zainteresowania sportem bo wolałem w tym czasie grać w gry na komputerze niż kopać piłkę na podwórku. W gimnazjum po roku przeniosłem się do innej klasy bo nie wytrzymywałem psychicznie. Wielokrotnie słyszałem teksty typu: "masz ryj jak odkurzacz", "kiedy ci znikną pryszcze?" itp. co jeszcze bardziej mnie pogrążało. Trochę lepiej wyglądało to w liceum bo udało mi sie dostać do dobrego liceum. Tam praktycznie wcale nikt się nie naśmiewał bo ludzie byli już bardziej dojrzali. Problem w niewielkim stopniu występował także na studiach. Od małego miałem wpajane żebym się dobrze uczył żebym nie pracował fizycznie. Żebym nie wpadł w nieodpowiednie towarzystwo, nie przeklinał, nie palił papierosów, nie pił po kryjomu alkoholu. Tak też się stało, a osoby które w podstawówce dobrze się uczyły stoczyły się potem na dno. Po prostu starałem się być sobą. Wcześniej wmawiałem innym, że jestem od nich lepszy, teraz jest odwrotnie. Czuję się gorszy od innych ale nikomu o tym nie mówię. Poza tym miałem kolegę, który przy innych osobach zgrywał kozaka i się ze mnie naśmiewał. Ale jak to potem określił, robił to dlatego żeby przygotować mnie do drwin ze strony innych. Jednak jego docinki na mój temat też mnie bolały i w pewnym stopniu to też dzisiaj odczuwam.

 

Idąc dalej tym tropem. W podstawówce miałem pasek tylko raz. W gimnazjum niewiele mi do niego brakło, a w liceum byłem nawet zagrożony z kilku przedmiotów, przez co raz wylądowałem u psychologa. Stwiedziłem że nie ma sensu uczyć się niepotrzebych rzeczy, a maturę mimo wszystko napisałem o wiele lepiej od klasowych kujonów. Na studiach z kolei rzadko udawało mi się zaliczać kolokwium czy egzamin za pierwszym podejściem. Przeważnie robiłem to za drugim a nawet za trzecim razem. Dwukrotnie miałem powtarzanie przedmiotu. Nie potrafiłem się zmobilizować do nauki. Zawsze uczyłem się dzień wcześniej, mimo że kolokwium było zapowiedziane miesiąc wcześniej.

 

Pod koniec III roku studiów stwierdziłem, że od razu po obronie pakuję się i wyjeżdżam do Anglii. Tak też uczyniłem. Wylądowałem w magazynie, po 2 tygodniach ze wględu na przypisane mi nocne zmiany chciałem zmienić pracę. A miałem mega motywację. Bo żeby przyjęli mnie do miejsca w którym obecnie pracuję musiałem zdać dość trudne testy językowe. Na całe szczęście mi się udało i dostałem tą pracę. Tuż po przyjeździe do Anglii czułem się mega szczęśliwy. Z początku chciałem tu zostać, pójść na studia, nauczyć się porządnie języka. Czułem się wolny. Nie zarabiałem już 6zł/h tylko 6funtów/h. Jednak pozorne szczęście nie trwało zbyt długo. Mijały tygodnie, a ja utknąłem w fabryce żywności. (Umowę na stałe dostałem w grudniu a pracuję tam od sierpnia 2012) Praca jest wykańczająca psychicznie i fizycznie. Pracuję po 12 godzin 3dni pod rząd, następnie 3 dni wolne. Cały rok. W pracy jest głośno i zimno. Pełno tu brudasów z Indii i Pakistanu. Jednak Anglia nie była tą jaką znałem podczas wcześniejszej wycieczki do Londynu. Nie była tą Anglią znaną z filmów i książek do angielskiego. Okazała się być krajem brudnym z ponurymi ulicami, zaniedbanymi domami. Brzydkimi i otyłymi Anglikami. Czar prysł, bo z moich planów nie udało się niczego zrealizować. Wykonuję pracę poniżej swoich kwalifikacji. Jedyną rzeczą jaka mnie tu trzyma to pieniądze. Nic więcej. Z chęcią wróciłbym do Polski, ale po pierwsze mam za mało odłożone, po drugie gdzie znajdę pracę? A w CV wpiszę praca przy taśmie produkcyjnej? Tylko nie piszcie zmień pracę. Bo wcale nie jest tutaj tak łatwo. Trzeba jednak coś umieć bo takich ludzi bez kwalifikacji jest tutaj mnóstwo. Język znam tylko na poziomie komunikatywnym. Z resztą na rozmowie bym nie przeszedł bo nie mam pojęcia jak odpowiadać na pytania po polsku a co dopiero po angielsku Nie mam zapału do nauki angielskiego, nie mam okazji rozmawiać po angielsku. Jedyną rzeczą jaką robię to oglądam filmy po angielsku.

 

Mam problemy z nawiązywaniem nowych znajomości. Nie potrafię pierwszy zacząć dialogu. Jeśli druga osoba ma ochotę ze mną porozmawiać i mnie bliżej poznać to OK. Ja ze swojej strony nie mam nic do powiedzenia więc pierwszy nie zaczynam rozmowy. Nigdy nie miałem dziewczyny, a mam już 23 lata. Nie chcę na stare lata zostać sam. To mnie po prostu przeraża i nigdy tego nie zaakceptuję. Znajomych praktycznie też nie mam bo gdzie ich poznać. Zostało mi paru w Polsce, tutaj też się paru znajdzie ale widujemy się rzadko bo mieszkają w innych miastach. Nie wiem co mam dalej ze sobą robić. Mam myśli samobójcze. Kiedy mnie dopadają użalam się nad sobą, płaczę. Mam wyobrażenia o własnej śmierci. Wyobrażam sobie w jaki sposób umrę, kto przyjdzie ewentualnie na mój na pogrzeb, jak zareagują bliscy. Do tej pory nie miałem prób samobójczych, ale myśli mam coraz częściej i coraz dłuższe są te stany. Martwię się o zdrowie innych zaniedbując swoje. Samotność dokucza mi coraz bardziej. Każdego ranka kiedy się budzę stwierdzam że to kolejny zmarnowany dzień. Wszystko odkładam na jutro, czyli na kilka miesięcy.

 

Nie oczekuję porad w stylu: nie przejmuj się, weź się w garść bo mnie to w ogóle nie rusza. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam ale czas się wybrać do psychologa kiedy polecę na urlop w listopadzie. Jedyną rzeczą które mnie cieszą to są wycieczki. Teraz praktycznie stać mnie żeby być w dowolnym miejscu świata jednak z powodu na ograniczoną ilość dni urlopu nie mogę cały czas włóczyć się po świecie. Jednak i do tego nie mam już takiego zapału jak kiedyś.

 

Podsumowując, Czuję się fatalnie. Nic mi nie wychodzi, nie mam ochoty podejmować nowych wyzwań. Zniechęcam się po pierwszej porażce. Chciałbym być szczęśliwy, mieć znajomych, rodzinę. Ludzie w moim wieku pozakładali rodziny, mają dzieci. A ja? Sam jak palec. Dlaczego mnie to spotkało? Czemu jestem nieszczęśliwy?

 

Proszę o pomoc. Jeśli mi się coś przypomni albo coś będzie dla was niezrozumiałe to dopiszę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×