Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłość, czy przyjaźń w wieloletnim związku?


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie,

 

Jestem w wieloletnim związku, mam 23 lata. Chemia, motylki odeszły, ale wiem, że kocham tego człowieka, tylko czasami taką siostrzaną miłością. Niedawno spodobał mi się ktoś inny. Było to bardzo gwałtowne, pełne namiętnych spojrzeń, niedopowiedzeń, długich, wspólnych rozmów. Oczywiście do niczego nie doszło, zerwałam kontakt z tym chłopakiem, ale nie mogę o tym zapomnieć. Gnębi mnie fakt, że spotkałam kogoś bardzo podobnego do mnie, rozumiejącego mnie bez słów, natomiast mój chłopak bardzo się ode mnie różni, często jest ciężko nam się ze sobą porozumieć (z drugiej strony w niektórych kwestiach mnie świetnie uzupełnia).

Może po prostu takie romantyczne, niedokończone zrywy mają to do siebie, że pozostają jakąś wyidealizowaną bajką?

 

Chyba jestem jeszcze zbyt młoda i niedojrzała :/

A może mój związek wkracza właśnie ten dojrzały etap, na który dla mnie jeszcze jest zbyt wcześnie?

Odejść, dać sobie czas, czy poczekać na rozwój wydarzeń? Nie chcę krzywdzić go... jest dobrym, kochanym chłopakiem.

Czy ktoś miał/ma tak samo, jak ja? Czy mógłby się ze mną tym podzielić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lektura Twojego postu przywołała we mnie wspomnienie o dziewczynie, z którą bylem w najdłuższym związku ze wszystkich jakie tworzyłem (byliśmy razem 3 lata). Początki naszej relacji były bardzo romantyczne i burzliwe, a w szkole średniej wszyscy żyli naszymi losami i tym czy w końcu będziemy razem. Ostatecznie stworzyliśmy bardzo zgrany związek - choć byliśmy bardzo różni, to uzupełnialiśmy się na tych ważnych dla bliskości polach - cele, wartości życiowe, łózko.

 

Po trzech latach miałem dokładnie taki sam dylemat jak Ty. Chemia, motylki odeszły, ale wiedziałem, że kocham ja, tylko coraz częściej traktowałem jak kumpla. Zacząłem się oglądać za innymi dziewczynami i w pewnym momencie stwierdziłem, ze to nie w porządku wobec niej i się rozstaliśmy. Bardzo to przeżyła. Dwa lata później poznałem kogoś kto mi się bardzo podobał, a odczucia miałem takie same jak Ty. Rozumienie się bez slow, namiętne spojrzenia. Tylko jak pisał Szekspir: "gwałtownych uciech początek, gwałtownych uciech koniec". Mistrz aktualny do dziś, bo rzadko jest tak, ze takie romantyczne i gwałtowne zrywy dają w konsekwencji relacje na długie lata. Początek jest tak bliski ideału, ze z upływającym czasem staje się coraz bardziej niedościgniony. ;)

 

Z perspektywy czasu żałuję, ze się rozstałem z ta pierwsza dziewczyna. Bylem wtedy niedojrzały i nie mogłem wiedzieć na czym polega związek "na lata". Mimo tego, ze większość czasu w związku nie było motylków, tylko taka "rutyna", to z nią miałem najlepsza komunikacje, humor i seks. Własnie dlatego, ze przy niej czułem się najbardziej zrelaksowany i mogłem być po prostu sobą. Zauważ, ze zazwyczaj przyjaźnie są o wiele trwalsze niż miłość.

 

Dla mnie ta "prawdziwa miłość", to po prostu ta najwyższa forma przyjaźni, gdzie jest miejsce zarowno na intymność, jak i codziennie Zycie pozbawione tej całej masy fajerwerków, Myślę, ze nasze pokolenie jest tez trochę spaczone przez te wszystkie romantyczne filmy. :D

 

Myślę, ze trzy lata związku, to dobry argument by dac sobie jeszcze troche czasu. Jesli na dłuższą metę okaże się, ze dylematy zamienia się w coś uciążliwego, to wtedy mogłabyś jednak pomyśleć czy ta relacja ma ostatecznie sens. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bogdan Wojciszke "Psychologia miłości". Wszystko wyjaśnione. Jak napisała bittersweet, zakochanie to max. 2 lata. Związek w którym nie ma przyjaźni (intymności) może utrzymac tylko zaangażowanie (czyli np. dziecko), ale to jest tzw. "związek pusty". Związek w którym przyjaźń istnieje, w połączeniu z zaangażowaniem, jest najtrwalszą i najbardziej komfortową fazą związku. Stąd bez sensu jest wiązać się bez przyjaźni. Zaprzyjaźnić jednak jest się zdecydowanie trudniej, niż ulec wbudowanym popędom.

 

W ogólności w kulturze zachodniej panuje kult zawierania związków w zaślepieniu zakochania (miłość romantyczna), co przynosi opłakane efekty, ale ludzie najwidoczniej lubią powielać bezmyślnie cudze błędy licząc, że im się uda. Statystyki wskazują jednak, że rzadko się udaje.

 

->

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87#Konstruktywizm_spo.C5.82eczny

 

Taka to wolna wola w miłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eragon, sam do swoich wniosków doszedłeś - bez czytania literatury?

Wobec tego szacun.

 

O uczuciach ciężko sie uczyć z literatury, trzeba przeżyć samemu. Tak sadze.

Tylko teraz jak to wszystko wiem, trochę sie obawiam czy w obecnej rzeczywistości będzie czas się z kimś zaprzyjaźnić. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eragon, sam do swoich wniosków doszedłeś - bez czytania literatury?

Wobec tego szacun.

 

O uczuciach ciężko sie uczyć z literatury, trzeba przeżyć samemu. Tak sadze.

...

Zrozumiec własne uczucia/emocje bez wiedzy o ich genezie jest niebywale trudno. A już niemożlwym zdaje się być ich naprawa i unikanie dobrze znanych innym błędów.

To jakby próbowac samemu się leczyć na podstawie odczuwanego bólu.

Wiedza nie boli, a czytanie nie tortura.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podziwiam panowie, ze tak rozumowo podchodzicie do zagadnienia. Przyjażń zamiast motylków - wszystko fajnie, ale to tak jakby szampan z czasem zamienił się w ciepłe mleko. Ofc nie da się pić tylko do końca życia szampana, a mleko jest pozywne i zdrowe, ale..... no właśnie, ciepłe mleko do końca życia tez trochę przeraża.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja tego w ogóle nie podziwiam. Emocje, "motylki" i inne wspaniałości czynią nas ludźmi, istotami czującymi, pragnącymi, pożądającymi. Samowolne pozbawianie się takich przeżyć i zasłanianie się teoriami z książek jest zwyczajnie słabe i wynika prawdopodobnie z wielkiego lęku przed odrzuceniem czy zranieniem. Tylko że kto nie ryzykuje, ten niczego nie ma.

 

Po etapie "motylkowym" przyjaźń w związku może i tak się rozwijać (bądź nie i wtedy zwykle relacja będzie chylić się ku upadkowi), jednak owa przyjaźń nie powinna oznaczać braku porywów serca. Takie "układy" zwykle doprowadzają do zdrad, bo ludzie po prostu potrzebują emocji, ciepła (należy zwyczajnie o to dbać i nigdy sobie nie odpuszczać). Do tak pierwotnych i banalnych rzeczy, jak własna uczuciowość, nie potrzeba dokładać niepotrzebnych definicji i opinii wszelkiej maści pseudopsychologów. Wiele książek w tej materii opiera się w mniejszym lub większym stopniu na badaniach statystycznych, a statystyka ma się nijak do uczuć. Zupełnie nie rozumiem ciągłej potrzeby racjonalizowania emocji, to jakiś oksymoron.

 

Co innego, gdy chcemy się zagłębić w sobie, żeby nie popełniać powtórnie tych samych błędów - to ok, warto więcej myśleć, a mniej czuć. No ale do tego również nie są potrzebne poradniki. Chyba że ma się jakieś poważniejsze problemy "w głowie", to wtedy każda pomoc wydaje się słuszna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chemia, motylki odeszły, ale wiedziałem, że kocham ja, tylko coraz częściej traktowałem jak kumpla.

A ja właśnie taki związek chciałabym mieć - oparty na partnerstwie, zaufaniu, bez zbędnego romantyzmu. Innymi słowy chciałabym miec kogoś, z kim można byłoby konie kraść i na kim można byłoby polegać.

 

Co innego, gdy chcemy się zagłębić w sobie, żeby nie popełniać powtórnie tych samych błędów - to ok, warto więcej myśleć, a mniej czuć.

Otóż to. Bardzo by mi taka opcja odpowiadała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co innego, gdy chcemy się zagłębić w sobie, żeby nie popełniać powtórnie tych samych błędów - to ok, warto więcej myśleć, a mniej czuć
Ale jak to zrobić ? wyłączyć emocje na zawołanie raczej trudno :roll: uczciwie, przyznaję, ze oprócz mojego poyebania do rozkładu moich związków przyczyniło się właśnie to schłodzenie uczuc do przyjacielsko- rodzinnego. W tym momencie większość rzeczy, których przedtem nie widziałam, zaczynała mnie totalnie draznic - a to, ze chrapie, a że nie lubi balować do 4 rano, a tamto a siamto. Jak zyć, panie premierze, jak zyć ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale jak to zrobić ? wyłączyć emocje na zawołanie raczej trudno :roll: uczciwie, przyznaję, ze oprócz mojego poyebania do rozkładu moich związków przyczyniło się właśnie to schłodzenie uczuc do przyjacielsko- rodzinnego. W tym momencie większość rzeczy, których przedtem nie widziałam, zaczynała mnie totalnie draznic - a to, ze chrapie, a że nie lubi balować do 4 rano, a tamto a siamto. Jak zyć, panie premierze, jak zyć ?

 

Nie wiem, ja tego nie umiem. :D Napisałem tylko, że warto tak zrobić. :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, chodzi o kolejność. Wejście w związek od strony przyjaźni nie wyklucza niczego (motylków i tym podobnych chemicznych pierdolamentosów). Wejście w związek w zaślepieniu zakochania wielokrotnie podwyższa ryzyko. Tego faktu nie sa w stanie pojąć przemądrzałe osobniki odporne na wiedzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, chodzi o kolejność. Wejście w związek od strony przyjaźni nie wyklucza niczego (motylków i tym podobnych chemicznych pierdolamentosów). Wejście w związek w zaślepieniu zakochania wielokrotnie podwyższa ryzyko.

Następny zacznę od przyjaźni, bo te z motylkami źle się dla mnie kończą :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, chodzi o kolejność. Wejście w związek od strony przyjaźni nie wyklucza niczego (motylków i tym podobnych chemicznych pierdolamentosów). Wejście w związek w zaślepieniu zakochania wielokrotnie podwyższa ryzyko.

Następny zacznę od przyjaźni, bo te z motylkami źle się dla mnie kończą :?

cheiloskopia, "pociesze " Cie, ze tez zaczynałam niektóre związki od przyjaźni, potem pojawiały się motylki, ale w efekcie końcowym niczego to nie zmieniało. No ale ja jestem mocno zaburzona pod tym względem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia[/b], "pociesze " Cie, ze tez zaczynałam niektóre związki od przyjaźni, potem pojawiały się motylki, ale w efekcie końcowym niczego to nie zmieniało. No ale ja jestem mocno zaburzona pod tym względem.

Heh, skąd ja to znam ;) W każdym razie postanowiłam nie sugerowac się zbyt bardzo tymi motylkami, bo jeszcze nic dobrego z tego w moim przypadku nie wyszło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za Wasze odpowiedzi!

Bardzo mi to pomogło :D Myślałam, że tylko ze mną tak jest...

Czuje się młoda, spragniona porywów, które teraz przeżywają moi znajomi. Trochę nie wyszalałam się i widocznie szukam dziury w całym. Muszę popracować nad sobą. Wiem, że jest to chłopak, z którym mogłabym konie kraść, a jednocześnie jest nam bardzo dobrze w sprawach intymnych. Postaram się o to powalczyć, bo widzę, że chyba najbardziej nabroiły w tym wszystkim moje własne myśli o tym drugim, 'niedoścignionym' chłopaku.

Ciekawi mnie tylko, czy damy radę z naszymi różnicami charakteru... Macie racje, że nasze myślenie jest spaczone przez te romantyczne powidła. Z chęcią poczytam literatury na ten temat, podrzucajcie ciekawe pozycje, jeśli takowe macie.

Pozdrawiam!:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×