Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co mu jest?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, jestem nowa na forum.

 

Trzy miesiace temu poznalam przez internet faceta. Zakochalismy sie. Dwa miesiace temu przyjechalam do niego (juz wczesniej planowalam przeprowadzke do tego miasta). Na poczatku bylo pieknie. Tak pieknie, ze pozwolilam zrobic sobie dziecko. Wiem, glupio zrobilam, ze zaufalam do tego stopnia, ale to juz sie stalo i dziecko urodze.

 

Nie pomylilam sie co do niego - mialam racje - ma dobre serce, najlepsze zamiary i za mna szaleje.

 

Z czasem jednak zaczelam obserwowac u niego dziwne zachowania i coraz ich wiecej, zaraz je opisze. Czlowiek ma 38 lat i chcialam zapytac, czy Waszym zdaniem jest szansa, ze choc troche znormalnieje i czy potraficie jakos nazwac te jego zaburzenia.

 

Przede wszystkim jest jakby zagubiony - wciaz myli droge, przez co traci czas i wciaz bardziej sie denerwuje. Czesto spieszac sie obiera droge dluzsza. Gubi tez wciaz jakies przedmioty: dokumenty, telefon, parasol itp.: przynajmniej raz w tygodniu cos gubi (wiec musi zalatwiac nowe dokumenty czy zglaszac na policje itp. ->nowe nerwy -> wiec coraz latwiej cos gubi.

 

Praktycznie wszystko co robi, robi chaotycznie. Najgorzej, gdy odbierze denerwujacy telefon - wtedy np. idzie w kierunku przeciwnym, niz powinien i tak potrafi chodzic bez sensu z godzine z telefonem przy uchu i pokrzykujac. Niestety latwo daje sie wciagnac w bezowocne dyskusje z osobami, ktore celowo graja mu na emocjach.

 

Opowiadajac cos bardzo sie powtarza.

 

Zapomina hasla, wiec zaklada ciagle nowe konta e-mail, zamiast zastanowic sie, czy nie daloby sie haslo odzyskac. Poczte czyta przez komorke i czasem po zapomieniu hasla czy innym drobnym problemie, resetuje cala komorke. Mam wrazenie, ze przy robieniu czy planowaniu roznych spraw, nie potrafi sie na chwile zatrzymac, by przemyslec i zaplanowac jak trzeba.

 

Ciagle zmienia decyzje, zachowanie, czasem nawet przekonania.

 

Potrafi byc najslodszy na swiecie, ale jest wybuchowy i pod najglupszym na swiecie pretekstem, np. ze poprosilam o sciszenie tv, robi ogromne awantury i praktycznie mnie rzuca, tyle, ze po godzinach wewnetrznej meki mu to przechodzi i sie kaja nawet przesadnie. Te wybuchy, to przede wszystkim gdy jest zestresowany, co sie czesto zdarza (bo cos zgubil / bo mial telefon / bo agencja pracy go wystawila / ...)

 

Ma chyba problem z podejmowaniem decyzji, bo wciaz decyduje za niego matka (ktora mu organizuje zycie i pomaga finansowo, zamiast pomoc w szukaniu pracy; ona tez jest od niego zalezna - dlugi temat), decydowaly za niego rowniez inne kobiety, np. o jego malzenstwie zadecydowala babka jego bylej (z ktora to sie ozenil, choc jej nie kochal ani nie czul nic specjalnego), a o rozwodzie jego kolezanka, sam pozwalal sie zdradzac i zle traktowac).. mieszkanie wybrala mu matka, ktora pojechala je obejrzec zamiast niego itp.

 

Mowi, ze ma kompleks Peter Pana. Poczatkowo to dziecko w nim wydawalo mi sie urocze, ale teraz widze, ze to przesada. Jesli nie robimy czegos razem i nie ma obowiazkow, jedyne zajecie to tv (najchetniej kreskowki) i gierki w komorce - wciaz sciaga nowe. Ssie kciuk!!! Glownie w nocy, przez sen, ale i w dzien przed tv.

Jest przeziebiony i nosem pociaga, dopoki mu nie podam chusteczki - sam po nia nie siegnie, kicha nie zaslaniajac ust (to pewnie tylko brak wychowania? ale dziwne, ze sie dziwi, jak go prosze o zaslanianie ust: "reka???" - jak nie ma chusteczki).

 

Jego podstawowy dochod pochodzi z dawania spektakli jako sobowtor Michaela Jacksona. To jego pasja. Zdaje sie, ze tworczosc tego piosenkarza bardzo mu pomogla przetrwac trudne dziecinstwo. Ale mam wrazenie, ze sie identyfikuje z nim przesadnie. Jakby pozyczal jego osobowosc zamiast tworzyc, rozwinac wlasna. To jest normalne u nastolatkow moze.. Drugim jego idolem jest Freddie Mercury i zyciorysy tych dwoch osob zna na pamiec z najdrobniejszymi szczegolami, stosunkowo malo interesujac sie np. moim.

 

Jego stosunki z mama sa przedziwne. Oddala (oddaua) go ona do sierocinca, wraz z jego siostra (ojcowie nieznani, wiadomo tylko ze to nie ten sam). Oddala, by moc dalej chodzic na dyskoteki i zabawiac sie z facetami. W sierocincu go maltretowano (ma dotad slady na ciele), matka, ktora go odwiedzala pare razy w roku, widzac syna z sincami czy zlamanym palcem nie wpadla na to, by poinformowac opieke spoleczna, czy by go sprobowac przeniesc. Jako nastolatek uciekl do matki, ktora go zawiodla potem jeszcze wielokrotnie, stawiajac przed nim na pierwszym miejscu facetow. Teraz zas sa nierozlaczni. Mysle, ze matka sie boi zostac sama na starosc, faceci ja pomalu opuszczaja, wiec zastapi ich synem.

 

Jego mniej rozumiem. Rozumiem jego siostre, ktora sie obrazila na smierc na matke za dziecinstwo. On zas sie do matki klei, robi wszysko co mu kaze. Nie lubi alkoholu ale u matki ciagle pije, zaczyna sie od piwa na sniadanie, brandy do kawy itd. Wtyka tez mu matka w usta papierochy, choc jest astmatykiem i oddycha glosno jakby mial wyzionac ducha. Pali tak czy inaczej, ale u matki przynajmniej potrojnie. BTW to matka nauczyla go palic ("kiedys musisz zaczac") wiedzac o astmie.

Chlopak ma problemy, ale kiedy jestesmy we dwoje zazwyczaj jest znosny, czesto fajny, czasem blyskotliwy. Przy matce zas zmienia sie w idiote. W osla na uwiezi.

 

Do dziwactw dodam, ze przed soba nawzajem, on i matka, nie ukrywaja narzadow intymnych - ona chodzi w koszulce, ktora tylka do konca nie zakrywa i jesli sie schyla czy podnosi ramiona - widac wszystko, on w rozpietym szlafroku, przebiera sie naprzeciw niej, wywijajac narzadami.

 

Ma tez leki (lenki) - boi sie manekinow i po wypadku boi sie prowadzic pojazdy mechaniczne.

 

Wracajac do impulsywnosci - kilka dni temu zastal mnie (jestem w szpitalu) podczas rozmowy telefonicznej z kolega (o ksiazkach), obrazil sie i odszedl, a po 2 godzinach wyslal sms, ze miedzy nami wszystko skonczone.

 

W szpitalu jestem dlatego, ze juz odkrywajac jego problemy, odkrylam, ze jestem w ciazy i bylam coraz bardziej przerazona faktem, ze on jest ojcem. Od lat cierpie na depresje, fobie itp., teraz mnie naszly ataki paniki, ogromne i nie konczace sie, nie spalam i nie jadlam prawie od 2 tyg. az sam mnie zawiozl na pogotowie, gdzie zadecydowano, by mnie polozyc na oddziale psychiatrycznym.

 

Czuje sie duzo lepiej, ale dylemat zostal. Zrywajac ze mna glupio - pomogl mi. Nie bylo to przyjemne, ale ulzylo. Bo panikowalam przede wszystkim bojac sie wplywu tej pokreconej rodziny na dziecko. Teraz jednak on chce wrocic. Powiedzialam, ze jesli sie zmieni, pojdzie na terapie, oddali sie od matki, dorosnie i pokaze, ze mozna na nim polegac - przemysle sprawe.

 

Ze ma cos z glowa, dla mnie jest oczywiste. Ale czy to tylko psychologiczne pozostalosci po trudnym dziecinstwie, czy moze problem neurologiczny lub psychiatryczny? Myslalam o ADHD i o problemie, ktory maja dzieci matek, ktore pija w ciazy (jestem na 99,9% pewna, ze pila). Za tym ostatnim przemawialyby problemy z nauka - mowil, ze nawet jak go cos interesowalo, nie potrafil sie uczyc. A obserwuje, ze pamiec ma dobra. Co do ADHD, to byloby raczej tylko hiperaktywnosc psychiczna, bez ruchowej, choc nie mam pewnosci co do jego dziecinstwa. Ale jest podejrzenie ADHD u jego syna (5 lat), ktory jest typowo nadaktywny, ma tez problemy z mowa.

Reszta jego krewnych jest tez "nienormalna". O matce mowilam. Jej z kolei matka stracila mieszkanie (w ktorym mieszkala z synem, corka, ktora jest jego matka i jej dziecmi), ukrywajac, ze zamiast placic czynsz, wydawala na glupoty. Wujek, ktory bil jego matke, gdy byla w ciazy, przepuszczal kase na gry, az oddal dzieci do sierocinca, bo nie mial co dac im jesc. Jest tez jakas kuzynka, ktora rodzi dziecko jedno po drugim, opieka spoleczna je jej odbiera (nie znam konkretnego powodu) a ona mowi, ze im wiecej jej dzieci zabiora, tym wiecej urodzi. Nie pamietam liczby, ale kilkunastoro juz urodzila.

 

Tyle wiem bo zaslyszalam, nie wykluczone, ze byloby tego wiecej. Pisze te rzeczy, bo moze ma tu cos do powiedzenia genetyka, ale moze to po prostu rozlana patologia i dzialanie lancuszkowe - "jaki dziad taki syn i wnuki"?

 

Ja go nie oceniam, bo sama mam problemy, chociaz przy nim,czuje sie jak osoba supernormalna. Obserwujac go, mialam w planie pomoc mu sie zmienic, bo mi na nim zalezy. Ale teraz w brzuchu rosnie mi dziecko, a bedac przy nim narazam sie na ciagly stres - musze chronic dziecko, aby oprocz problematycznych rodzicow, nie mialo wlasnych problemow zdrowotnych. Jak je urodze - rodzice w konflikcie tez nie byliby wskazani, ja do tego nie mam sil na wychowywanie dziecka malego i jeszcze duzego.

 

Prosze podzielic sie ze mna przysleniami, podejrzeniami co do diagnozy i wskazowkami co do leczenia (psycholog/psychiatra/?). I czy moze byc szansa dla prawie 40-letniego faceta? Ma naprawde dobre checi...

 

Dodam na wszelki wypadek, ze nie ma sensu namawiac mnie na aborcje, lub skrzyczec za bezmyslnosc, bo za nia juz place, a dziecko urodze.

 

Dzieki, Sabina

 

Ps. Przepraszam za brak pliterek, ale mam do dyspozycji tylko obcojezyczny palmtop.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gresa, Witaj na forum. :D

 

Rzeczywiście nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

Należy sobie zadać tylko pytanie czy Ty chciałabyś z nim być. Bo to, że dziecko będzie potrzebowało ojca, jest oczywiste. Błędem byłoby ograniczyć ojcu kontakty z dzieckiem.

 

A jeśli Tobie zależy na relacji i związku z Nim, to powinnaś z Nim porozmawiać na temat Jego trudności, jak Ty to wszystko widzisz.

Nie trzeba się domyślać, żeby stwierdzić, iż dzieciństwo miało wpływ na Jego dzisiejsze trudności.

Ja bym tu postawiła na psychoterapię. Ale, jeśli On nie czuje takiej potrzeby, to nie zaciągniesz Go końmi. Niestety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gresa, wszystko wskazuje na to, że Twoj partner ma 'syndrom Piotrusia Pana' (z reszta najwyrazniej sam jest tego swiadomy) - czyli ucieka przed dorosloscia i wszystkim co sie z nia wiaze.

Najprawdopodobniej przyczyna pojawienia sie tego syndromu w jego zyciu byl brak meskich wzorcow w jego zyciu, za to bardzo duza zaleznosc od matki (decydujacej za niego). I to dlatego wiekszosc decyzji w jego zyciu podejmuja (i podejmowaly) za niego kobiety, ktore sa wobec niego opiekuncze, troskliwe - matkuja mu (natomiast on w relacjach z kobietami przyjmuje role dziecka, ktoremu trzeba przypomniec m.in. o wysmarkaniu nosa).

 

Natomiast jesli chodzi o jego rozkojarzenie, zawodna pamiec, rozkojarzenie, to nie wiem czy jest to czesc w/w syndromu (moze zawsze ktos za niego decydowal: dokad isc, co zabrac ze soba?), czy tez moze jest to zwiazane z maltretowaniem w sierocincu (moze to problem neurologiczny, jak podejrzewasz)?

 

Njabardziej efektywna w 'leczeniu' 'syndromu Piotrusia Pana' jest psychoterapia. Jednak najlepiej, by decyzja o jej podjeciu wyszla od niego... a nie od ktorejkolwiek kobiety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedzi.

Faktycznie to najwyraźniej ten syndrom.

Chłopak chce się leczyć, mam nadzieję, że mu nie zabraknie determinacji.

To co mnie gnębi ostatnio to pytanie, czy jego uczucie do mnie może być wynikiem syndromu. Nikt nigdy na mnie nie patrzył w taki sposób. Porównać to mogę tylko do wzroku wyjątkowo oddanego psa. Jest opiekuńczy itp. Fakt, że kocha jak nastolatek, ale interesuje mnie, czy sam fakt uczucia mógł mieć źródło w syndromie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gresa, wszystko wskazuje na to, że Twoj partner ma 'syndrom Piotrusia Pana' (z reszta najwyrazniej sam jest tego swiadomy) - czyli ucieka przed dorosloscia i wszystkim co sie z nia wiaze.

Taaaaa... ciekawe jaki syndrom ma autorka? Bo raczej nie jest normalnym zakochac sie przez net i robic dzieci nie znajac w zasadzie drugiej osoby

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gresa, nie warto gnębić się pytaniem 'dlaczego Cię kocha', bo tym samym czasie miną Cię możliwości utrwalania, umacniania Waszego związku. Wygląda to tak, jakby pytać się dokąd iść, zamiast wytrwałego dążenia do celu. ;)

 

Candy14, shinobi, tym co decyduje o trwałości związku (również opartego o rodzicielstwo), jest siła obojga przejawiana we wspólnym dbaniu o związek/rodzinę, chęć dostrzegania 'nas', zamiast 'ja i ty', a nie długość znajomości sama w sobie. :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za troskę, ale ja już jestem zdiagnozowana, jak wspomniałam leczę się, więc nie uwazam za słuszne zawracanie forumowiczom glowy mną. Ale jeśli będę miała watpliwosci co do diagnoz moich lekarzy, zapytam Was o zdanie, skoro jesteście tacy uczynni :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, na swój dziwaczny, zawoalowany (a przez to nieczytelny) sposób starałem się wskazać na to, że etykietowanie ludzi mija się z celem. Dlatego, że ludzie się zmieniają (jeśli mają taką potrzebę, jeśli da się im szanse, jeśli się im pomoże). Dlatego, że każda i każdy z nas ma już własne problemy, więc po co mielibyśmy sobie dokładać kolejnych? Dlatego, że niby jakie prawo mielibyśmy mieć do oczekiwania wsparcia i zrozumienia od innych ludzi, skoro sami tego nie dajemy innym? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×