Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia jako ratunek


zujzuj

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nurtuje mnie pewna kwestia którą już kilka razy powtarzała mi terapeutka. Mianowicie, że moje zaburzenia z którymi tak sie mecze z którymi do niej poszedlem w pewnym sensie mnie uratowały, przed chorobą i zupełnym zwariowaniem. Ze gdyby nie one to pewnie byłbym skazany na wcinanie leków i powazne leczenie powaznej choroby... Zastanawiam sie jaki to ma sens i co wazniejsze ...wiec czy powinno sie to "leczyć"?. Czy nadal nie ma jakiegoś zagrożenia? Dodatkowo jak wyglądają terapie w takim kontekscie?

Przecież jesli to prawda, to jak ja miałbym być terapeutyzowany i w jakim celu jeszcze ileś lat temu, jak to wszystko sie zaczęło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez tak myślę, że choroba czasem jest taka ochroną przed gorszym. Chyba, że ktoś już traktuje chorobę jako coś na gorszego.

Powoduje, że zatrzymuję się nad sobą i zastanawiam co mogę zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja myślę, że chodzi o to, iż nerwice wynikają z jako takich systemów obronnych, które kiedyś ochraniały nas przed poważnym zranieniem, a teraz nie są już do użytku, nie pasują do aktualnego stanu rzeczy, utrudniają go, więc trzeba je przełamać i zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:) To jest nonsens. Nerwica to lęk, a nie strach. Lęk irracjonalny, dla tego sie nazywa zaburzeniem. W prehistorii nerwicowcy by padali jak muchy, bo za nim by sie ruszyli po jedzenie to jakies nieistotne zewnetrznie zagrożenie by ich powstrzymało...słabo naciągana teoria...a w starciu z drapieżnikiem czujność nie pomoże.

 

Co do sedna. Chodzi o to, że ja sobie stworzyłem zaburzenie w którym muszę ukrywać, tłumić wszystkie emocje. Ukrywam je niejako pod presją zewnętrzną. Nie jest to chyba sztywny neurotyczny mechanizm, tylko jakby celowe działanie... i chodzi o to, że gdybym sobie tego nie stworzył, to emocje które by wybuchły mogłyby spowodować dużo większe szkody. Nie mam też żadnych objawów somatycznych, co jest podobno dziwne, przy takim funkcjonowaniu jak moje. ...Tylko nie bardzo rozumiem, gdzie w tym wszystkim miejsce na terapie, leczenie... jeśli tak wygląda sytuacja. Leczenie polegałoby chyba na zdjęciu tej zapory i puszczeniu emocji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mysle, ze ma to sens. Jak spojrze na siebie i na te moje nieszczesne terapie - to ja na nie szlam majac juz nerwice- ale ja nie wiedzialam co to jest, jak to sie nazywa i ta niewiedza prawde mowiac mi pomogła (!!!)- cale szczescie nie było internetu ;). i poniekad z tych nerwic sie wowczas uwolnilam, za pierwszym razem, potem wpadlam w druga, ale zanim to sie stało, zaczelam dokopywac sie emocji. i je ujawniac, tak szczerze i jak sie dokopalam, odwalilam sterte lęku, okaząło sie, jest to fajne i krzywdy nie robi ;). dopiero jak je zaczelam tłumic pojawil sie lęk przed zawałem itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ma sens nerwicowiec ma swoje plusy i minusy tak jest w ewolucji raz się uda nerwicowcowi raz normalnemu, ale jeśli część z nich przekazała geny to patrząc w skali mutacji predyspozycji genetycznych do nerwicy to się opłacało

a dobrym przykładem, jest zróżnicowanie gatunkowe na ziemi.

Oczywiście najbardziej znerwicowane osobniki ginęły jak pisałeś np z głodu

ale ci najspokojniejsi też od drapieżników to ewolucja zbieżna gdzie dopuszczany jest określony przedział z czego ci najbardziej znarwicowani

(z tego przedziału) są faworyzowani co nie znaczy, że reszta przedziału jest aż tak strachliwa i że przez to nie przekazuje genów.

A patrząc prościej irracjonalny strach może uratować życie, bo taki osobnik ucieka, a nie zastanawia się czy w krzakach się coś czai.

Wiem pogmatwane trochę ale tak jest jak coś to ja nie umiem tłumaczyć :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Zupełnie sie nie zgadzam. w ten sposób mozna wytłumaczyc wszystko, bo przecierz wszystko może uratowac życie. Ide na samolot, potykam sie i łamie noge...potem okazuje sie że samolot spada. Czy z pkt widzenia ewolucji kazdy powiniene sobie łamac nogi jak

najczęsciej? Moi przodkowie będą mieli geny łamania nogi? Czy człowiek powinien chorowac jak najczęsciej, bo nie wychodzi wtedy z domu i samochód nie może go przejechać?

Takie spojrzenie może mieć tylko ktos kto uwaza że świat jest zły i niebezpieczny. Ktoś ktos sie świata boi. Nie czegoś konkretnego, tylko świata i zycia jako takiego.

 

Dodatkowo. Mamy chyba inne wizje "znerwicowania". Dla mnie nie oznacza to czujności, wrażliwości... tylko znerwicowanie. Irracjonalny lęk utrudniający funkcjonowanie. Jakim cudem irracjonalny lek ma byc przydatny? To jest retoryka i racjonalizowanie.

Przypomniał mi sie nawet pewien film, który poruszał ta tematyke. Jest chyba także jakas książka. Wystepuje w nim zebra, czyli zwierze które jest narażone na ataki drapiezników, a sama nikogo nie atakuje. Taka zebra gdyby była znerwicowana to przekładałoby sie to tylko na jej zmeczenie i bezsensowną codzienna udrękę. Było tam pokazywane, czemu zebra choć jest narażona na bezposrednie zagrożenie życia, jest spokojna i zupełnie nie zestresowana. Po prostu ona żyje sobie spokojnie, świat zupełnie jej nie zagraża...i 10 min na jakiś długi czas musi uciec. Wtedy to jej układ nerwowy bardzo sie spina. Normalny człowiek nie ma takich sytuacji, ale za to ma sytuacje stresowe przez wiele godzin dziennie i to jest znerwicowanie. Stres człowieka jest przewlekły i bardziej abstrakcyjny/uspołeczniony. Nie ma mowy, żeby zebra potrzebowała jakiegokolwiek znerwicowania irracjonalnego lęku. Ona świetnie sobie radzi i jest szereg mechanizmów dzieki którym może zwiać.

 

Teraz była sytuacja, że do ZOO we Wrocławiu włamali sie jacys idioci i przestraszyli żyrafy. Jedna z nich zmarła ze strachu/stresu. Czyli te zwierzęta i tak mają wrażliwy układ nerwowy. Człowiek nawet znerwicowany nie byłby w stanie tak zareagować. Nie wiem poco jeszcze żyrafie miałby byc irracjonalny lek codzienny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och piszę nie aż tak mocny i wtedy ten lęk był tylko przed drapieżnikiem a teraz z byle czego, bo mamy więcej stresu

wyścig szczurów uzależnienia są DDA DDD i więcej powodów do stresu

a teraz te geny się uaktywniają to co nam pomagało szkodzi i tak ze wszystkim adrenalina zwiększa wydolność organizmu na krótko ratuje życie przy najgorszym za długo stres odczuwasz kortyzol idzie w górę też mobilizuje a przewlekle zabija

nasz układ nerwowy jest przystosowany do stresu krótkotrwałego np.: ucieczka przed zagrożeniem

a nie długotrwałego jak dziś mamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zujzuj, ja sobie myślę że czasem różne zaburzenia powstrzymują przed samobójstwem - ot, jakimś rozwiązaniem ostatecznym (czy całkowitym zwariowaniemm, jak Ci rzekła terapeutka).

 

Nie wiem co Ci dolega ;) ale może obecny stan jest pewnym kompromisem - żeby sobie poradzić z czymś trudnym (dla Ciebie) to rozwinąłeś taką a taką chorobę/zaburzenie.

Nieświadomie ;) oczywiście.

 

A terapia - to już praca nad tym czymś trudnym ;) A nie koncentrowanie się sensu stricte na twoim zaburzeniu/chorobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zujzuj, ja sobie myślę że czasem różne zaburzenia powstrzymują przed samobójstwem - ot, jakimś rozwiązaniem ostatecznym (czy całkowitym zwariowaniemm, jak Ci rzekła terapeutka).

 

 

No własnie. To mi gadała, że gdyby nie te zaburzenia, to albo byłbym w kaftanie albo bym sobie palnął w łeb.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zujzuj zadajesz sobie pytanie czy powinno się to "leczyć", a wydaje mi się, że w pierwszym Twoim zdaniu już tkwi odpowiedź. Jeżeli cię to męczy, jeżeli przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu to chyba tak. Nie bez powodu poszedłeś do terapeuty. Ja od lekarza usłyszałam, że z moim zaburzeniem można żyć, tylko pytanie czy odpowiada mi takie życie. Nie, nie odpowiada, więc się leczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się że możemy tak reagować kiedy nie potrafimy sobie z czymś poradzić. Być może ucieczka w chorobę jest jedną z ostatnich desek ratunku znanych przez nasz organizm. Z tym że ta deska nas zabija. Jakby organizm nam mówił że tak nie można żyć. Nie da się, a my nic nie potrafimy na to poradzić. No to nerwica/depresja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×