Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

antylopa, hmmm, trudne pytanie, bo postawiłam na totalna szczerość w stosunku do nowego lekarza i terapeuty, więc zmiany widzę takie, że po wyjściu zawsze jestem wyprana emocjonalnie, ale przecież to nie może być łatwe, bo nie idę tam na plotki. Szczerze powiedziawszy, w tym tygodniu pierwszy raz po wyjściu z terapii poczułam ulgę, nie było od razu lepiej czy coś, ale zrzuciłam jakiś ciężar i to całkiem nowe uczucie było cholernie fajne.

A z perspektywy czasu, uwzględniając wcześniejszą prawie dwuletnią terapię, która niewiele mi dała, jednak coś dostrzegam. Co prawda w międzyczasie nabawiłam się depresji i stanów lękowych, ale wzrosło moje poczucie niezależności, przestałam się tłumaczyć przed ludźmi i kręcić jeśli nie chcę czegoś mówić, teraz potrafię powiedzieć "sorry, nie chcę o tym rozmawiać" i nie czuć się winną, że odmawiam wyjaśnienia itd.

Jedyna zmiana jeszcze to dzięki lekom, teraz jestem w stanie podnieść się rano z łóżka, czy wyjść do ludzi, napady lękowe są zdecydowanie rzadsze, chociaż refleks mi trochę po nich siada. Właśnie odstawiam wellbutrin i zostaję na samej asentrze.

A Tobie cokolwiek pomaga? Czujesz, ze psychoterapia coś daje, albo leki, jest po nich lepiej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, hmmm no właśne trudne to pytanie...

Moja PAni Doktor stwierdziła kilka dni temu, że to był świetny pomysł przymusić mnie do psychoterapii.

Ja mam problem z PTSD po gwałcie i CHAD. Objawy u mnie to agresja czynna i bierna.

 

Niecierpie dotyku, bliskości. Reaguje na to okropnym drżeniem całego ciała i rzucam się z pięściami na ludzi którzy mnie np dotkną w sklepie. Atak i już :hide:

Również ogromny problem z pokonaniem muru żeby wyrażać uczucia, słabość.

Jestem na etapię wyatywania z gabinetu za złe zachowanie. Wiec nie umiem Ci odpowiedzieć czy coś zmieniłam.

Chodze dopiero pół roku. A już 2 razy wyleciałam z gabinetu i raz nawet o mało karetką nie jechałam na oddział

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

antylopa, to skończę z tym, mając nadzieję, że nie ma żadnego życia po życiu i że to zapewni mi totalnie nieistnienie.

Wiesz, nie wszyscy w to wierzą, ale ja tak... świadomość śmierci pobudza do życia.

Miałam dwa razy tak, że myślałam, że życie się dla mnie skończyło. Z jednej strony czułam totalny spokój, świadomość, że za chwilę skończy się i cierpienie, że ogarnie mnie błoga nicość, ale z drugiej... poczułam, że jeszcze chcę żyć, jeszcze tylko jeden dzień. Taka myśl pojawiła się na totalnej krawędzi i chyba dzięki niej wciąż tu jestem, bo za każdym razem, gdy zaczynam wątpić i chcę się poddać, kiedy tracę resztki sił, przypominam sobie tamten ostateczny moment i tamtą myśl i dochodzę do wniosku, że skoro dałam radę znieść tyle, to nie pozwolę sobie na tchórzostwo.

Ale wiadomo, może nadejść moment, że przestanie mnie to obchodzić i po prostu przekroczę granicę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, nie czekaj na moment, kiedy będziesz na skraju. Walcz o siebie i swoje szczęście. Naprawdę warto. Też byłam w podobnym stanie i nie chciałam już żyć. W dodatku wiele razy. Ale żyję i teraz bardzo się z tego cieszę. Terapia przyniosła w końcu efekty i jestem zdrowa i szczęśliwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

antylopa, to była, a w zasadzie jeszcze jest 3-letnia terapia w nurcie poznawczo-behawioralnym. Półtorej roku spotkania 2/tydzień potem jedno. Caly czas u jednej terapeutki.

Pierwszy rok to w zasadzie było bardzo mocne pogorszenie i naprawdę nie wiem jak to przetrwałam. Drugi rok był trudny, w zasadzie beznadziejny, ale były lepsze momenty. Dopiero trzeci rok przyniósł znaczącą poprawę. Nie brzmi optymistycznie? Bzdura! Trochę to trwało - ok, ale zwlekałam prawie 13 lat z podjęciem leczenia, przez co doprowadziłam się na skraj, a wtedy trudno było znaleźć siłę.

Ale warto było. Naprawdę warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

antylopa, bo jak zaczęły się moje problemy miałam ledwo 12-13 lat. Byłam zbyt mała, żeby sobie poradzić, a jednocześnie wmówiłam sobie, że muszę, bo co powiedzą inni - że taka "porządna" dziewczyna, a wpadła w takie coś.

A im więcej czasu mijało, tym bardziej wmawiałam sobie, że to przecież już tak dawno było, a aktualnie nie dzieje się nic złego (choć daleko było do tego nic...), a ja po prostu jestem głupia i dlatego nie daję sobie rady. Później tak bardzo siebie znienawidziłam, że wierzyłam wręcz, że nie zasługuję na jakąkolwiek pomoc. A czas leciał i działał na moją niekorzyść.

Ale powiem z doświadczenia, że to była najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić. I radzę wszystkim - nie zwlekajcie, bo potem wszystko jest milion razy trudniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem pewny, że długo już nie pożyję, nic mnie tu nie trzyma na tym świecie. Samopoczucie jest nie do wytrzymania, zero przyjemności z życia, tylko ciągła udręka. Nie wiem kiedy to zrobię, myślę, że w przeciągu kilku lat, może kilku nastu. Brakuje mi gnata i jednej kulki, inne rodzaje śmierci nie są zbyt fajne. Nie widzę szans na lepsze życie. Nie mam dzisiaj dołka czy coś w tym stylu, piszę tak jak to wg mnie wygląda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×