Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia osobowości (cz.I)


Słowianka

Rekomendowane odpowiedzi

Rany, skąd ja to znam... Fajnie było, gdy między mną a facetem czaiło się pewne niedopowiedzenie... A potem to już... lipa... Od pięciu lat jestem w związku, za kilka miesięcy ślub. Bardzo dużo to jednak kosztowało mojego Ukochanego... Ma święta cierpliwość i jest taki... taki... cudowny. Tylko on rozumie. :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo potrzebujemy osoby,ktora zniesie nasze fochy,humory,huśtawki i to jakie jestesmy okropne.Ktora wytrwa przy nas mimo wszystko.

Jak dobra matka.

 

eh. mój narzeczony jest wybuchowy, i nerwowy (ja też.), jest po dwóch odwykach. możecie powiedzieć że to nie odpowiedzialne, ale bierzemy ślub. mimo wszystko bardzo go kocham, bardzo mi pomógł, z rodzicami również.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jutro mam terapię, ten dodatkowy termin. I wiecie co? Nie wiem co mam powiedzieć terapeutce. Tyle spraw mnie trapi, nawet związanych z tą moją przeprowadzką, a przy niej nie mogę nic powiedzieć, po prostu jakby moje problemy znikały, nie dotyczyły mnie. Męczy mnie to już bardzo. Ostatnio powiedziała mi, że minął rok i nic się nie zmienia, czy jest sens dalszej terapii, jak ja to widzę. Zwietrzyłam w tych słowach jakąś prowokację, ale szczerze mówiąc sama zaczęłam tak myśleć pod wpływem tej sugestii. Minął rok i co z tego. Jaki to ma wszystko sens. :( W ogóle mam teraz koszmarny nastrój, poryczałam się, czuję się tu bardzo samotna, brakuje mi moich znanych miejsc, duszę się w tej Warszawie, bardzo mi źle. :(:cry: Niech mnie ktoś przytuli - KTOKOWIEK. I powie, że to wszystko to jakiś zły sen i się niedługo obudzę. :(:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KTOKOLWIEK?

 

Tak mi przykro, że nie mogę nic więcej zrobić.

Dobrze wiem, co czujesz. W każdym razie, czytam Twoje posty i wiele przeżyć, które opisujesz, bardzo dobrze znam.

W ogóle, uważam, że ładnie je opisujesz. Może powinnaś zacząć pisać jakieś felietony, opowiadania?

 

Dlaczego jesteś teraz w takim stanie? Bierzesz jakieś leki na depresję? Dlaczego w złym stanie musiałaś wyjechać z domu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapytała też czy nie jest tak,że upuszczam pewne emocje, stany po tym co dzieje się na sesji. Nie wiem czy czasami teraz mnie nie oświeciło.......czy chodzi jej o to,ze nie rozumiem tego co się dzieje na sesji i piszę tu o tym?

Kasiu, Asiu......nie wiem. A Wam coś przechodzi przez myśl?

 

A może chodziło jej o to, że przy niej nie pokazujesz jednak tak do końca jaka jesteś - co czujesz, co myślisz, bo nie wiesz jak zareaguje, czy zrozumie i właściwie zinterpretuje Twój tok myślenia, a nie chcesz, żeby źle o Tobie myślała, chciałabyś, żeby widziała Cię w saych pozytywach, boisz się pokazać jej swoje słabości i ciemne strony? Naprawdę nie mam pojęcia, ale tak mi przyszło do głowy... Że nie pokazujesz jej wszystkich swoich emocji, zwłaszcza tych, które mogłyby zostać przez nią odebrane jako negatywne, boisz się oceny, co o Tobie pomyśli. Że nie reagujesz na sesji, hamujesz się świadomie bądź podświadomie, a potem to odreagowujesz - bo jakieś ujście musi to znaleźć. Każda sesja bądź co bądź jest dość dużym przeżyciem. A na forum jest łatwiej - mamy podobne problemy, jesteśmy sobie bliscy, w dodatku jest to forma piśmienna, więc dużo prostsza niż mówienie o czymś w bezpośrednim kontakcie, jest pewna anonimowość...

 

Natomiast jeśli chodzi o nie rozumienie tego, co się dzieje na sesji to ja tak mam. Dopiero potem wraca mi przytomność umysłu, wszystko sobie przypominam i "oglądam" w głowie jak film. :pirate: W trakcie sesji nie wiem co czuję, co myślę, jak się zachowuję. Cała moja uwaga jest skupiona na terapeutce.

Chyba masz rację Joasiu. W ogóle wszędzie czuję się tak,jakby mnie oceniano.A potem czekam na krytykę. A jak mnie ktoś pochwali,to mówię,że przesadza,że to nic takiego.

Moja matka mnie cały czas krytykuje,krytykowała. Stąd pewnie ten mechanizm. Napewno tak jest. Ale co z tego,że to wiem teraz,że to ten mechanizm? Pomoże mi to w czymś? Ciągle liczyłam się z jej zdaniem, teraz już niekoniecznie. Działa na mnie jak płachta na byka,przykro mi to przyznać,ale tak jest. Nie czuję do niej przez to nienawiści, tylko złośc. Cały czas złość.

U mojej matki chyba schemat był podobny. Jej matka, a moja babcia szybko straciła swoją matkę, czyli moją prababcię. Miała chyba 16 lat jak została półsierotą. Babcia musiała opiekować się swoimi braćmi,nawet tymi starszymi, odgrywala rolę matki dla nich. Gotowała, sprzątała, prasowala im, wybierała ich do pracy. A jej ojciec pracował. Często opowiadała,że czasem jeszcze od swojego ojca dostała lanie...bo bracia naskarżyli coś na nią.

Babcia potrzebowała w tym wieku matki, jednak straciła ją szybko. Jej matka jadąc konno przeziębiła się i umarła na zapalenie płuc. Wtedy nie było antybiotyków.

Babcia przekazała swój mechanizm matki, mojej matce. Moja matka......zawszemiala wygórowane ambicje co do mnie i siostry. Do dzisiejszego dnia ma. Mówi,że jesteśmy z górnej półki. Naszym facetom też tak mówiła. Gdy wspomnę te słowa......brak mi słów.

Matka mja chce ciągle ingerować w nasze życie. Nie żyje swoim życiem, tylko naszym. Ciągle kłóci się z ojcem.Krytykuje go. Ale są siebie obydwoje warci. Dlugo bym mogła na ten temat pisać.

 

Wracając do mojego lęku przed krytyką......zawsze oczekuję oceny.najlepiej tej najwyższej. Nawet z konstruktywną krytyką sobie nie radzę niestety.Przeżywam,emocjonuję się. W szkole jak dostałam +4 to matka niezadowolona. Byłam kolekcjonerką czerwonych pasków. Nie pamiętam tego czy robiłam to dla matki czy dla siebie. Ale chyba dlatego,żeby mieć święty spokój.

I właśnie teraz od czasu zachorowania.......w relacjach z ludźmi funkcjonuję na zasadzie 'Co znowu ode mnie chcesz?" W pracy też tak podchodzę.Lapię się. Wtedy włącza się analiza.Wiem,że mam obowiązki w pracy. pewne sprawy muszę trzymać na wodzy, mieć kontrolę. Do tego dochodzi mój perfekcjonizm. Skąd się wziął? Już wiem. ......żeby matce się podobać. Jak cos robię....to robię z dokładnością taką,że mi to samej zaczyna przeszkadzać. Albo coś robię do konca, albo nie robię wcale. A potem z tego powodu drczą mnie wyrzuty sumienia. Nie toleruję szarości. czerni też nie. Tylko biel. Czerni boję się.Tragizuję wtedy. Tu zaczyna wypływać sprawa związana z moim pesymizmem. Z tego psymizmu wylewa się moja lękliwość. A lękliwość też wzięła się od przebytej choroby nowotworowej w wieku 2,5 lat.

 

Wszystko jasne. I co teraz.......wiem to wszystko, ale co z tej wiedzy mi ma niby przyjść?

 

Jak mam zmienić moje dotychczasowe mechanizmy? Jak nie oczekiwać oceny? Jak godzić się z porazką? Jak odbierac świat w szarościach i traktować go w kategoriach normalności. Dla mnie jak narazie to awykonalne. Próbuję. Staram się. Czasami zachowuję się jak dziecko. probuję to akceptować. Ale strasznie mi z tym wszystkim źle.

 

Na terapii była juz poruszana sprawa dotycząca mojego oczekiwania oceny.Kiedyś nawet jak przyszłam na sesję babka zapytała co słychać, a ja jej odparłam,że nie mam się czym pochwalić. Ona od razu......Pani Moniko, pani oczekuje na ocenę.Nie rozumialam wtedy jeszcze tego. Teraz rozumiem. Ale jak zmienic to wszystko?

 

Chyba będę na terapię chodziła do konca życia...... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drugi ktokolwiek tuli...

 

Wiesz, ja chodzę na terapię też ponad rok. I bardzo dużo się poprawiło, zaczynałam normalnie żyć, wyrażać własne zdanie... ale znowu regres... I boję się o tym powiedzieć, boję się, że "nie zdam" tego egzaminu... że terapeutka oczekuje poprawy, a ja się znów cofam, znów mnie wszystko boli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam takie pytanie, czy będac zaburzonym można popełnić morderstwo ? Tzn wiecie, w szale, w ataku agresji itd

Mam ochote zabijac ...... :-|

 

Pewnie, że można. Ja też miałem nieraz ciśnienia (na pieszych zwłaszcza). Narazie mam czyste konto :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie będąc zaburzonym też można,np. w afekcie.

Jak się jest w afekcie......to się już chyba wcześniej było zaburzonym, tylko bez świadomości tego zaburzenia. ALEKS*OLO, .......aleś zadała pytanie, jak dla mnie dyskusyjne.

Może masz gorsze dni poprostu?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KTOKOLWIEK?

 

Tak mi przykro, że nie mogę nic więcej zrobić.

Dobrze wiem, co czujesz. W każdym razie, czytam Twoje posty i wiele przeżyć, które opisujesz, bardzo dobrze znam.

W ogóle, uważam, że ładnie je opisujesz. Może powinnaś zacząć pisać jakieś felietony, opowiadania?

 

Dlaczego jesteś teraz w takim stanie? Bierzesz jakieś leki na depresję? Dlaczego w złym stanie musiałaś wyjechać z domu?

 

Dziękuję Ci... :*

Nie biorę leków na depresję, uparłam się, że będę się trzymać bez nich, bo dla mnie to jest porażka, właśnie wtedy się poddam i przestanę walczyć. Poza tym panicznie boję się utraty kontroli nad tym, co się ze mną będzie działo po nich... Do tego dochodzi uraz po Sulpirydzie zapisanym mi 10 lat temu, gdy miałam anoreksję, no i tak jakoś żyję bez leków...

Trudno to nawet nazwać depresją (tak mi powiedziała kiedyś terapeutka oraz moja dawna psycholog), są to raczej pojawiające się i znikające stany depresyjne (w zależności od tego co się nagle dzieje w moim życiu). W każdym razie gdy mam coś do zrobienia, załatwienia – podnoszę się, zbieram się i robię. Nie ma, że mi się nie chce, że nie mam siły. Niezależnie od tego jakbym się czuła robię co do mnie należy. A przy innych ludziach jestem wesoła, pogodna, energiczna, opymistyczna, zawsze wszystkich pocieszam, dodaję otuchy...

Zaś z domu musiałam wyprowadzić się z kilku przyczyn, długo by teraz pisać... I musiałam, i chciałam. A teraz bardzo trudno mi znieść przeprowadzkę i dlatego jestem w takim stanie. I nie chodzi o ludzi tylko o miejsce – tęsknię za naturą, głuszą, czystym powietrzem, świeżością, przestrzenią... Duszę się tu... Nie mogę się tu odnaleźć, nie mam znajomych kątów, nie czuję się u siebie... Zawsze bardzo źle znoszę zmianę miejsca, ciężko mi się przyzwyczaić... Przeprowadzka była zaplanowana na październik, umowa podpisana, więc nie mogłam jej przełożyć. Poza tym chciałam, żeby w końcu to nastąpiło...

Wiesz, do tego wszystkiego moja terapeutka na ostatniej sesji znowu mnie dobiła, dosłownie. Nie mam już siły. Tak bardzo mi na niej zależy, a tak wiele kosztuje mnie ta relacja (i nie mówię o pieniądzach). A najgorsze jest to, że przywiązałam się do niej tak bardzo, że nie potrafię odejść. Bo wiem, że za mną nie pobiegnie, nie będzie krzyczeć, żebym została. Gdyż jest moją terapeutką. I wtedy nie będzie odwrotu – bo ja sama nie wrócę, nigdy nie wracam jeśli ktoś za mną nie pójdzie i nie poczuję, nie usłyszę, że chce, żebym wróciła. A bez niej zniknie mój świat. Zniknę ja.

A, dziękuję za komplement, ale gdzie mi tam do pisania felietonów... :oops::smile:

 

Estel86, Tobie także dziękuję... :* Jak dobrze, że Was tu mam...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie wiem, czasem dopada mnie taki agresor, że na myśl przychodza mi dziwne rzeczy :/

Czy przy autoagresji można mieć zachowania agresywne na zewnątrz ? Bo na razie wyladowywuje to na sobie, ale nie raz mam ochote rozetrzec kogoś na ścianie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co Ty, Asia, naprawdę masz talent pisarski wg mnie. A co tak naprawdę czujesz w relacji z Twoją terapeutką? Może to ona jest problemem obecnym?

 

Ja też się czuję ostatnio niefajnie. Mam dwa kierunki... Nie mogę ich zawalić, a psychiatra powiedział mi, że Afobam jest bardzo toksyczny. A ja sobie z niczym nie poradzę bez niego.

 

Asia, no widzisz, Ty masz problem z terapeutką, ja ze środkiem przeciwlękowym. :P

 

Czemu zawsze musimy mieć problem z uzależnieniem od czegoś? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tenuis, masz rację, moja relacja z terapeutką na pewno jest obecnym problemem, gdyby nie przebieg ostatniej sesji inaczej przeżyłabym tą przeprowadzkę – na pewno spokojniej, a nie urządzając cyrki, tracąc nad sobą kontrolę. Sęk w tym, że ja na sesji o tym wszystkim nie mogę mówić, milczę jak zaklęta. Gdy jestem przy ludziach to wszystko jest ok. To jest dobijające, bo naprawdę bardzo cierpię. I właśnie wtedy wszystko wraca - dopiero gdy jestem sama. Gdy jestem wśród innych ludzi to mogę być duszą towarzystwa. Ale nie czuję, że to jest prawdziwe. Mimo wszystko robię to automatycznie. Nie mam pojęcia jak odzyskać siebie.

Nie wiem jak mam rozwiązać problem z terapeutką. To wydaje się być niemożliwe. Boję się dzisiejszego przebiegu sesji, bo jeśli będzie taki jak ostatnio to będę się musiała chyba zaopatrzyć chociaż w jakieś większe ilości ziołowych leków uspokajających. :pirate: Wiesz, nikt mnie tak nie wyprowadza z równowagi jak moja terapeutka. Ale też i nikogo nie potrzebuję tak jak jej, do nikogo tak się nie przykleiłam jak do niej... :roll:

Co czuję w relacji z nią... Raz -na pewno jestem na nią wściekła i mam pewnego rodzaju pretensje do niej - jak mam jej zaufać na 100% skoro, gdy to się powoli zaczyna dziać ona za każdym razem co jakiś czas mi z czymś "wyskakuje" i powoduje, że ja się wycofuję? To mnie boli. A jeszcze bardziej boli mnie to, że wtedy jeszcze bardziej do niej lgnę - gdy czuję, że ona mnie rani, sprawia mi przykrość. Dwa - jestem rozżalona, że widzimy się rzadko, kiedyś spotykałysmy się 2 razy w tygodniu, od jej urlopu wszystko się schrzaniło, nigdy nie wiem, kiedy następnym razem będziemy się widzieć, nie powiedziała mi tego dokładnie, bardzo za nią tęsknię, brakuje mi jej, nie mogę sobie z tym poradzić. Trzy - wkurzają mnie jej prowokacje, nie lubię, gdy się tak ze mną postępuje. Skoro mnie podpuszczała, że minął rok i chyba nic się nie zmienia, więc czy jest dalej chodzić sens na terapię to mam ochotę udać głupią, że złapałam się na ten haczyk i pokazać jej, że faktycznie nie ma i w ogóle wzbudzić w niej poczucie winy. Ba, nawet chciałabym ją trochę postraszyć, żeby się o mnie pomartwiła i ją w ten sposób ukarać za to, że czuję się przez nią odepchnięta, zapomniana, niechciana. Ale wiem, że to się nie opłaca, bo będzie mnie wysyłać do psychiatry, albo co gorsza wyśle do mnie pogotowie (co zresztą mi powiedziała - żebym brała konsekwencje za swoje czyny, bo jeśli skutecznie ją przestraszę to wyśle pogotowie myśląc, że naprawdę sobie coś zrobię). Cztery - jestem sfrustrowana, że tyle chcę jej powiedzieć, gdy jej nie ma przy mnie, a gdy już siedzę naprzeciwko niej - milczę, problemy znikają, są bardzo odległe, nawet o nich nie pamiętam. Tworzą się przez to nieporozumienia, niedopowiedzenia... Pięć - bardzo za nią tęsknię, i żeby poradzić sobie z tą tęsknotą zaczynam jej nienawidzić i prowokować, żeby mnie zostawiła (np. wysyłając jej maile i smsy o dość mocnej treści). Sześć - jestem zła na siebie, że przyzwyczaiłam się i pokochałam kogoś tak bardzo, że nie mogę od niego odejść, bo wiem, że za mną nie pójdzie. Nienawidzę zależności. Siedem - czuję się winna, że nie spełniam jej oczekiwań (że nie ma postępów), że ją rozczarowuję. Chyba jeszcze kilka punktów by się znalazło...

Jesteś dzielna – dwa kierunki... :great::brawo: A może zamiast Afobamu mogłabyś zażywać jakiś inny lek o podobnym działaniu, mniej uzależniający? Uwierz w siebie – jesteś w stanie funkcjonować bez niego. Twoja postawa „z niczym sobie nie poradzę bez niego” sprawia, że naprawdę w to wierzysz i jego odstawienie bądź nawet zmniejszenie dawki staje się nagle kosmicznym wyzwaniem, niemalże porywaniem się z motyką na słońce. A jest to możliwe i wcale nie takie trudne. To jak z rzucaniem palenia. Samonakręcanie się i powtarzanie, że na pewno nie dam rady utrudnia sprawę. Zmień nastawienie, bo tu chodzi właśnie również o problem psychicznego uzależnienia. Właśnie tego bałam się u siebie jeśli chodzi o leki – że będę sobie wmawiać, że bez tabletki sobie nie poradzę. Trzymaj się!

 

Kasiu, dziękuję i też przytulam... Co się dzieje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba będę na terapię chodziła do konca życia...... :cry:

Monika, jestem przekonana że każdy z nas powinien "chodzić na terapię" do końca życia - w tym sensie że praca nad własnym charakterem nie kończy się nigdy! I to chyba dobrze, zawsze jest coś do zrobienia, jakiś problem do rozwiązania, taka nasza droga do przejścia.

 

[Dodane po edycji:]

 

Asia, naprawdę masz talent pisarski wg mnie.

Asia, jestem tego samego zdania ;) bardzo lubię czytać twoje posty, piszesz bardzo ciekawie o swoich uczuciach, przejściach. Samo to że umiesz to opisać tak szczegółowo i szczerze, to już jest coś! że jesteś świadoma tego co się z tobą dzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asia, naprawdę masz talent pisarski wg mnie.

Asia, jestem tego samego zdania ;) bardzo lubię czytać twoje posty, piszesz bardzo ciekawie o swoich uczuciach, przejściach. Samo to że umiesz to opisać tak szczegółowo i szczerze, to już jest coś! że jesteś świadoma tego co się z tobą dzieje.

 

Jejku, dziewczyny, no to miło mi... :oops::smile: Czasem wydaje mi się, że przynudzam, kto w ogóle chce czytać te moje przemyślenia itd. ... :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdy jestem przy ludziach to wszystko jest ok. To jest dobijające, bo naprawdę bardzo cierpię. I właśnie wtedy wszystko wraca - dopiero gdy jestem sama. Gdy jestem wśród innych ludzi to mogę być duszą towarzystwa. Ale nie czuję, że to jest prawdziwe. Mimo wszystko robię to automatycznie. Nie mam pojęcia jak odzyskać siebie.

 

-asia-, trafiłaś w sedno. po mojej środowej sesji i wczorajszej wizycie u psychiatry mam wrażenie, że nie potrafię właściwie opowiedzieć o tym, co się ze mną dzieje. to jest bardzo frustrujące, zaczynam mieć wrażenie, że inni myślą, że ja to sobie wszystko wymyślam. no ale jak pokazać rozpacz, strach i ból?

 

a co się dzieje? przytłacza mnie ciężar decyzji, które muszę podjąć. wszystko mnie przerasta i bardzo się boję. boję się, bo tracę kontrolę nad swoim życiem. chciałabym, aby ten koszmar się skończył.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po Afobamie czuję, że mogę wszystko widzieć z racjonalnego dystansu. A bez niego właśnie się nakręcam i trzęsę. Dzisiaj idę do swojego psychiatry, żeby mi przepisał coś mniej toksycznego, ale jednak działającego uspokajająco. Cieszę się, że mam dwa kierunki, bo jeszcze przy okazji mnie interesuje to, co studiuję, uwielbiam się w to zagłębiać, uczyć.

 

Nie wiem, Asiu, czy Twoja terapeutka nie zrobiła w stosunku do Ciebie jakiegoś błędu. Zasada jest taka, że psycholog i pacjent trzymają się od siebie na dystans i nie nawiązują przyjaznych relacji. Ona nawet by nie mogła się z Tobą zaprzyjaźnić naprawdę, bo z tego, co wiem taki znany psycholog, Wojciech Eichelberger miał sprawę w sądzie za to, że nawiązał z klientem bliższe stosunki (to znaczy, chyba wdał się w romans z pacjentką). Nie wiem, czy za coś takiego naprawdę coś psychologowi grozi, ale i mój psychiatra, i moja pani psycholog, do której chodziłam oraz ta, do której obecnie chodzę, są dla mnie mili, ale o bliższym kontakcie nie ma mowy. Ich rola jest tylko taka, żebym w końcu wymotała się ze swoich problemów. Jak myślisz, czy Twoja terapeutka mogła popełnić jakiś błąd w kontakcie z Tobą? Bo to jest nie fair z jej strony, przecież ona zarabia na tych sesjach, nie może sprawiać, że za nią tęsknisz i boisz się jej odrzucenia. Ona nie jest ważna. Ty jesteś ważna. Ona ma tylko Cię przeprowadzić przez Twoje problemy, pomóc poradzić sobie z nimi.

 

... A potem, niestety, powinna zniknąć z Twojego życia. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie żartuję. A w sieci znalazłem informację, że już się jej to zdarzyło. Dlatego do indywidualnej jestem na razie zrażony.

 

 

Poprostu trafiłeś na kogoś niekompetentnego. We wszystkich zawodach zdarzają się takie sytuacje.

Tu chodzi o nasze zdrowie psychiczne. Nie wiem ....terapeuci powinni przejść jakąś selekcję. Nie wiem jaką .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie żartuję. A w sieci znalazłem informację, że już się jej to zdarzyło. Dlatego do indywidualnej jestem na razie zrażony.

No ale zdajesz sobie sprawę z tego, że ona jest po prostu niekompetentna? To nie terapia jest zła, tylko terapeuta nieodpowiedni.

Dlaczego więc nie zaopiekujesz się sobą i nie poszukasz innego psychologa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×