Skocz do zawartości
Nerwica.com

przemówcie mi do rozsądku


aniam97

Rekomendowane odpowiedzi

Jak zwykle dziękuję za odpowiedzi.

A co jeśli moja rodzina jest takimi stalkerami jak ja? Osobami które nie mają poszanowania cudzych granic... 

Może dlatego jak byłam w zamkniętym czułam się w końcu bezpiecznie (bo nie byłam na rodzinnej smyczy) i śniło mi się, że ktoś mnie nachodzi. Dziewczyny z pokoju mówiły że krzyczałam przez sen.

Szczerze to na moje zachowanie (z tym zaglądaniem w stories) ciężko czasem mi spojrzeć jako coś nienormalnego

Edytowane przez aniam97
Wazne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wow, A co jeśli jutro spadnie kometa i nikt się nie obudzi?

 

Nie myśl już sobie jak o stalkerce. Dobrzy ludzie robią dobre rzeczy, źli robią złe, a stalkerzy stalkują :))

Dlatego mogę powiedzieć, że wszystko jest z tobą w porządku. W dodatku jak czytam, to masz poczucie humoru. Może tego nie widzisz bo masz doła, ale czasami piszesz w taki sposób że można się uśmiechnąć, np.. jak określiłaś się jak atencjuszka, czy coś wynika z kontekstu, żeby się inni domyślali o co ci chodzi.

 

Tylko nie piszesz o tym co konkretnie robisz by coś zmienić. A to jest tak wiesz...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobny problem z ruminacjami za związkiem z byłą bliską mi osobą. Strasznie mnie to destabilizuje emocjonalnie, nawet samo odniesienie się do niej, czy opisanie jej jakims okresleniem w rozmowie wywołuje we mnie mimowolny zalew negatywnych emocji, z poczuciem porzucenia i jakiejs bezsilnej desperacji na czele.

Nigdy wczesniej nie wszedlem z nikim w relację, która otworzyłaby mi cos tak głębiokiego. I dzięki niej czułem, że żyję. Ale na końcu tej relacji zostałem porzucony jak smieć.

Jakby mi to amputowało wszystko, co w tej relacji z siebie dawałem, wszystkie pozytywne cechy i motywacje, które w nią inwestowałem, wszystkie zwierzenia, które jej zawierzyłem. Wszystko to zostało zdewaluowane.

Jakby dużą częsć mnie zabrała ze sobą.

Nie jestem w stanie wrócić do niczego co z nią robiłem i przez co byłem szczęsliwy.

 

Moi rodzice są idiotami i nigdy ich tak naprawdę nie obchodziłem ,chyba że byłem im do czego potrzebny. Społecznie nigdy nie funkcjonowałem dobrze, do dzisiaj mam czasem flashbacki ze szkoły. Wiele lat depresji i izolacji, bez jakichkolwiek realnych relacji z ludźmi. (...)

To była pierwsza osoba w moim życiu, której tak bardzo zaufałem. Czułem się jakby ożywiła trupa.

A potem zrobiła co takiego, że poczułem się zdradzony, jakby pękło mi serce.

 

Nie mam żalu za "dziewczyną", bardziej mam żal za przyjaźnią.

 

Ile to już trwa lat... 4 ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@forget-me-not moim zdaniem ładnie to opisałeś, głębię uczuć które odczuwasz...

też przeżywam coś takiego, mam tak samo, tylko nieudolnie to opisałam.

 

Pierwsza taka głęboka relacja w moim życiu, a mówią, że mam po prostu zapomnieć... To było i jest po prostu ważne. Kiedy próbuję to opisać tylko dostaję po twarzy tekstami "ogarnij się", "czas zapomnieć"... Sama kiedyś dawałam takie rady komuś w moim położeniu, gdy to przeżyłam nie śmiem nikomu już radzić w ten sposób...

 

sory, że o sobie.

Mam nadzieję że będzie lepiej, rozumiem co przeżywasz w pewnym sensie, chciałabym dodać Ci otuchy w jakiś sposób... Tak właśnie, szkoda tej przyjaźni; nie będę ciągnąć za język co tam się stało. Nie wiem czy podniesie cię na duchu gdy powiem, że mam podobnie.

Nie wiem czy takie moje słowa są coś warte, tak naprawdę chyba żadne nie ukoją tych uczuć. 

 

Mam wrażenie że moje przeżycia łatwo zostały umniejszone trochę w tym wątku...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, aniam97 napisał:

Mam wrażenie że moje przeżycia łatwo zostały umniejszone trochę w tym wątku...

 

Bo chcesz do nich wracać, ale zachęcałaś innych by cię od tego odciągnęli. Tak się dzieje w tym temacie. Ten impuls wyszedł od ciebie. Ty też masz wpływ na siebie i ludzi, nawet jeśli powiedziano ci, a ty uwierzyłaś że nikt się z tobą nie liczy i będą patrzeć z góry.

 

Mnie uważano, że jestem leniwy i moje imię łączono jak synonim z negatywnymi emocjami, jak taką niepodważalną oczywistość z którą nie mogłem nawet dyskutować. Mało kto widział to inaczej, bojąc się do tego przyznać. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie że to nieprawda i dlatego dzisiaj mówię ludziom że wszystko z nimi jest w porządku. Przemieniłem to na swoją korzyść.

 

Do końca życia nie zapomnisz tego co się ci przydarzyło. To tak się nie da, niektórzy uciekają w alkohol, ale potem trzeźwieją i znowu.

 

 

Nie wiem co miałbym więcej napisać, bo nie wiem co myślisz. Twoje zagubienie udziela się też na mnie :)) Może napiszę ci jakąś głupotę której będę potem żałował. Kto wie, ale czegoś się nauczę. Wtedy będzie fajnie (w jakiś sposób), że będziesz mogła mi to pokazać, że tak naprawdę to ja g*wno wiem i lepiej będzie jak się przestanę wypowiadać.

 

Ale uważam, że coś w życiu przepracowałem i zarówno ja, jak i inni tutaj podzielili się swoją radą, opinią, czasem. I nikt nie zrobił ci tu krzywdy, tak tylko to interpretujesz, bo nie czujesz swojej mocy osobistej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, aniam97 napisał:

Pierwsza taka głęboka relacja w moim życiu, a mówią, że mam po prostu zapomnieć... To było i jest po prostu ważne. Kiedy próbuję to opisać tylko dostaję po twarzy tekstami "ogarnij się", "czas zapomnieć"... Sama kiedyś dawałam takie rady komuś w moim położeniu, gdy to przeżyłam nie śmiem nikomu już radzić w ten sposób...

Ja miałem taką sytuację w przeszłości, dobrych kilka lat się męczyłem z rozpamiętywaniem swojego związku. I uważam te lata za totalnie stracone. Przeżywałem jak stonka opryski, zamiast normalnie żyć. Nie warto, serio. Co mi to dało? Depresję? Próby samobójcze? Nawet nie chcę tego pamiętać, tym bardziej, że ta osoba zupełnie nie była tego warta. Do przodu ruszyłem dopiero wtedy, gdy zamknąłem za sobą drzwi, znalazłem inną miłość i mam teraz wspaniałą rodzinę. Ale to wszystko mogło się zadziać wcześniej, gdybym zrozumiał, że nie ma po co rozpamiętywać tego, co się skończyło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy jesteście dla siebie surowi. Pamiętajcie że to n o r  m a l n e. Możecie płakać lata, możecie miesiące lub dni, albo wcale. Nie ma w tym nic złego że pamiętacie o swojej miłości (która mimo że nas skrzywdziła, to były chwilę gdzie była to tylko miłość, ożywiała nasze serce). Sądzę że każdy zapomina, odcina się od przeszlosci w swoim tempie. Bądźcie dla siebie wyrozumiali, nie traktujcie tego jako cos złego, tylko jako leczenie musi potrwać. Tak samo nie płaczcie że zapominanie trwa za długo; skoro tyle trwa znaczy że mieliśmy w życiu coś co na nas mocno wpłynęło, mocno kochaliśmy i mocno żyliśmy wtedy. Paradoksalnie chyba można wam zazdrościć że przeżyliście prawdziwa miłość (przynajmniej z waszej strony). Nikt wam tego już nie odbierze, a pomyślcie ilu ludzi nigdy nie odkryje tego uczucia, będą sami bądź będą wmawiali sobie miłość. Traktujcie to doświadczenie jako cenny skarb, który mieliście dane znaleźć. @forget-me-not

Trochę inne spojrzenie niż ma @Dryaganale oczywiście on też ma rację. W sercu i umyśle jedno, ale zyc trzeba dalej, wyciskać cytryny itp bo czas płynie 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalja jesteś jeszcze bardzo młoda, to nie zrozumiesz, że dla mnie zmarnowanie 8 lat życia na bezsensowne rozmyślanie o beznadziejnym związku to naprawdę strata czasu. Nie była to żadna prawdziwa miłość, tę mam teraz - z moją Żoną. To jest prawdziwa miłość. Tamto to była obsesja i głupota. Mam 42 lata, inaczej się wtedy patrzy na życie - także na "miłosne uniesienia" i motylki w brzuchu - od tego ważniejszy jest spokój i rodzina. Życzę Wam wszystkim, tęskniącym za prawdziwą miłością, żeby wam dane było to przeżyć. Owszem po rozstaniu musi być trochę żałoby, ale rozpamiętywanie swojego "nieszczęścia" w nieskończoność (ciągle i ciągle na nowo) nie pozwala ruszyć do przodu, a to jest konieczne. Wiem, że trudno to wyjaśnić osobie, która w tym siedzi po uszy. Ja jednak mówię z punktu widzenia kogoś, kto to przeżył i żałuje, że tak robił. No ale... może każdy musi się uczyć na własnych błędach nie na cudzych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Dryagan napisał:

@Dalja jesteś jeszcze bardzo młoda, to nie zrozumiesz, że dla mnie zmarnowanie 8 lat życia na bezsensowne rozmyślanie o beznadziejnym związku to naprawdę strata czasu. Nie była to żadna prawdziwa miłość, tę mam teraz - z moją Żoną. To jest prawdziwa miłość. Tamto to była obsesja i głupota. Mam 42 lata, inaczej się wtedy patrzy na życie - także na "miłosne uniesienia" i motylki w brzuchu - od tego ważniejszy jest spokój i rodzina. Życzę Wam wszystkim, tęskniącym za prawdziwą miłością, żeby wam dane było to przeżyć. Owszem po rozstaniu musi być trochę żałoby, ale rozpamiętywanie swojego "nieszczęścia" w nieskończoność (ciągle i ciągle na nowo) nie pozwala ruszyć do przodu, a to jest konieczne. Wiem, że trudno to wyjaśnić osobie, która w tym siedzi po uszy. Ja jednak mówię z punktu widzenia kogoś, kto to przeżył i żałuje, że tak robił. No ale... może każdy musi się uczyć na własnych błędach nie na cudzych

Rozmyślam już tak jak pisałam od parunastu lat. Nie uważam swojego myślenia za czas stracony. Może to kwestia tego o czym się myśli. Ja nie fantazjuje ani się nie użalam, poprostu te myśli są i nie umiem się ich pozbyć. Ale staram się nigdy niczego nie żałować. Bo niby czego mam żałować, swoich własnych myśli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Dalja napisał:

 

 @Dryaganale oczywiście on też ma rację. W sercu i umyśle jedno, ale zyc trzeba dalej, wyciskać cytryny itp bo czas płynie 

Czytaj uważnie Dryagan :D

bardziej mi chodziło o zmianę nastawienia do samego siebie, żeby te myśli nie robiły z naszego zycia toksycznego świata dla nas samych. Żeby umieć zyc pełnią życia, jednocześnie pogodzić się z tym że wracają te myśli. Bo życia nie zmienimy, wszystko nas czegoś uczy. Mówi się ze pamiętać się powinno tylko dobry czas. Ciekawy fakt, mozg z czasem zaciera negatywne wspomnienia, i pamiętamy je mniej wyraźnie. To też z czasem nawet nasz wróg przestaje być aż takim wrogiem. A że się każdy musi nauczyć na swoich błędach to prawda. Taka BOLESNA. Każda jednostka każdego pokolenia musi się sama o tym przekonać. To straszne cholera 😑😑😑😑

 

Ciekawe. Gdyby tak usilnie ćwiczyć mozg i myśleć tylko o wspomnieniach dobrych z osobą która nas skrzywdziła np ex, w sensie zanim do tego doszło. Czy to by nie zrównoważyło natretnych myśli o złości na tą osobę i krzywdzie itp. W końcu mozg tak dziala, ze jak będziemy sobie coś powtarzać w co niekoniecznie wierzymy, nawet na głos, ciągle i ciągle, to mozg potem w to uwierzy, takie podpuszczenie naszej podświadomości a raczej chyba świadomości, nie wiem. Np. "Jestem dobra" jak masz niska samoocenę.

 Słyszeliście o takim zjawisku? Co wy myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Dalja napisał:

Ciekawe. Gdyby tak usilnie ćwiczyć mozg i myśleć tylko o wspomnieniach dobrych z osobą która nas skrzywdziła np ex, w sensie zanim do tego doszło.

Chyba jednak nie, bo gdyby pielęgnować tylko dobre wspomnienia, to uczucie by jeszcze bardziej kwitło i chcielibyśmy wrócić do obiektu westchnień. Ja powiem tak - pamiętam o ex i o tym co mi zrobiła, ale już dawno przestało boleć, stało się obojętne emocjonalnie. Chyba w takiej sytuacji to jedyna droga - obojętność właśnie. 

Cytat

Czytaj uważnie Dryagan :D

OK, ok 😄

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Dryagan napisał:

Ja powiem tak - pamiętam o ex i o tym co mi zrobiła, ale już dawno przestało boleć, stało się obojętne emocjonalnie. Chyba w takiej sytuacji to jedyna droga - obojętność właśnie. 

 

Obojętność trochę źle mi się kojarzy, wolałbym użyć słowa neutralny. Jeśli dzisiaj nie masz już żadnych negatywnych emocji do byłej, to jesteś niesamowitym człowiekiem, serio.

 

19 godzin temu, Dalja napisał:

jak będziemy sobie coś powtarzać w co niekoniecznie wierzymy, nawet na głos, ciągle i ciągle, to mozg potem w to uwierzy, takie podpuszczenie naszej podświadomości a raczej chyba świadomości, nie wiem. Np. "Jestem dobra" jak masz niska samoocenę.

 Słyszeliście o takim zjawisku? Co wy myślicie?

 

Na tym opierają się afirmacje, albo

wnikając głębiej poprzez neurolingwistyczne programowanie (NLP) chociaż jakoś nie lubię tych ludzi co się tym zajmują,

jest też hipnoza i wiele innych metod

 

Ale po co coś zmieniać na siłę, bo jak jest jakaś przyczyna, to i tak wszystko potem wróci, z tym że pod inną postacią, inną osobą. Wtedy nie wyciąganie wniosków i zakrywanie krzywd to droga donikąd raczej. Lepsze wyjście samemu zrozumieć i ewentualnie pomagać sobie inną metodą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.04.2023 o 09:15, aniam97 napisał:

Pierwsza taka głęboka relacja w moim życiu, a mówią, że mam po prostu zapomnieć... To było i jest po prostu ważne. Kiedy próbuję to opisać tylko dostaję po twarzy tekstami "ogarnij się", "czas zapomnieć"... Sama kiedyś dawałam takie rady komuś w moim położeniu, gdy to przeżyłam nie śmiem nikomu już radzić w ten sposób...

Trudno mi się do tego odnieść, bo nie posiadam takich oczekiwań względem ludzi, żeby mnie inni jakoś nastawiali emocjonalnie.

 

Natomiast, takie rzeczy faktycznie bolą, (choć będę tu mówić tylko za siebie, bo każdy może mieć inaczej). Silne pozytywne emocje i doświadczenia odciskają się w pamięci, zwłaszcza gdy ktoś miał duże braki. Wchodząc w kimś w głębszą relację łączymy się z nim - zaczynamy na nim polegać, dwie osoby wzajemnie uzupełniają swoje braki, więc mogą więcej. Budujemy z tą osobą nowy świat, nowy sposób funkcjonowania, a ta osoba staje się jego niezbędnym fundamentem. 

 

Gdy moja relacja się skończyła, to ona zabrała ze sobą kawałek mnie, może nawet większą część, zabrała szczęśliwe chwile i wszystkie nadzieje, które w niej pokładałem; zabrała wszystko to co z nią dzieliłem i to co jej z siebie dawałem . Czuję się wybrakowany.

 

Chyba jedynym rozwiązaniem jest pogodzić się ze stratą. To trochę tak jak człowiek, który stracił rękę - można o tym w nieskończoność rozpaczać, fantazjować, że ta ręka odrośnie, ruminować o szczęśliwych chwilach kiedy się było w pełni sprawnym, łudzić się, że to wróci. Można tak robić, tonąc w żalu i nie robiąc nic do końca życia. Albo można spróbować dostosować się do nowych okoliczności, zainteresować się protezami, zacząć układać sobie plany odpowiednie do własnych ograniczeń, spróbować po prostu żyć w nowych okolicznościach, jakby trochę od nowa.

 

Niby to wszystko rozumiem, ale żal jest tak silny, że przejmuje nade mną kontrolę. Niedawno szedłem pewną uliczką, którą szliśmy, za jednym z pierwszych razów gdy przyjechała do mojego miasta. Automatycznie przypomniał mi się ten ciepły letni dzień, obrazy promieni słońca padających na skwer nieopodal, skrawki dialogów z tego miejsca, dokładna droga którą szliśmy i do którego sklepu weszła. Wszystko zaczęło mi się przypominać nagle i nie miałem na to większego wpływu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, forget-me-not napisał:

Natomiast, takie rzeczy faktycznie bolą, (choć będę tu mówić tylko za siebie, bo każdy może mieć inaczej). Silne pozytywne emocje i doświadczenia odciskają się w pamięci, zwłaszcza gdy ktoś miał duże braki. Wchodząc w kimś w głębszą relację łączymy się z nim - zaczynamy na nim polegać, dwie osoby wzajemnie uzupełniają swoje braki, więc mogą więcej. Budujemy z tą osobą nowy świat, nowy sposób funkcjonowania, a ta osoba staje się jego niezbędnym fundamentem. 

 

Gdy moja relacja się skończyła, to ona zabrała ze sobą kawałek mnie, może nawet większą część, zabrała szczęśliwe chwile i wszystkie nadzieje, które w niej pokładałem; zabrała wszystko to co z nią dzieliłem i to co jej z siebie dawałem . Czuję się wybrakowany.

😥 pieknie i smutnie 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dystans do wszystkiego trzeba mieć. Jest to jest, nie ma to nie ma. Trza zawsze sobie zostawić asa w rękawie. Zaangażowanie może być wykorzystane. To też jest na pewno zależne od charakteru. Gdyby nie błędy to człowiek by nie mądrzał, a dystans to ja mam nawet do samego siebie, bo mam słabości, ale na razie zwycięsko z nimi walcze. Jak się na kimś bezgranicznie polega to i tak samo można się na nim przejechać, bo ta druga połówka też ma słabość i może uledz wygodzie, a nie trwać w tym co dotychczas zbudowane. Dystans do wszystkiego to klucz do sukcesu, bynajmniej mojego:) im większe zaangażowanie, tym więcej dopaminy, a ona wybitnie wylewa asfalt na szlakach pamięci i teraz dlatego tak cierpisz, gdybyś nie polegała bezgranicznie, spłynęło by po Tobie jak woda po kaczce:) nauczka na przyszłość, a to się z czasem zagoi:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×