Skocz do zawartości
Nerwica.com

[Kraków]


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Flora3, co się dzieje? Tak źle się teraz czujesz? Przymusowo do szpitala, to tylko w wyjątkowych wypadkach. Może lekarz Ci zaproponuje, ale nie musisz się zgadzać. Poza tym można wykorzystać, to że jest zimno... Jakoś wspomnieć o tym jednak by się przydało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W takiej sytuacji może szpital nie byłby zły. Rozumiem, że nie masz co zrobić z bobasem? Jak będziesz się spokojnie zachowywać na wizycie, to nie powinien się upierać na szpital. Tego lekarza nie znam, ale jakbyś kiedyś potrzebowała, to mogę Ci napisać na pw o tych, których znam. Trzymaj się jakoś

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie byłby zły, ale nie wezmę przecież dziecka ze sobą, poza tym rodzina by mnie zjadła, dla nich byłby to wstyd dlatego zawsze udawali że nie widzą problemu, sami mnie w to całe gówno

rzygać mi się już chce tym wszystkim

 

 

podeślij na pw jak bedziesz miala chwile, dzieki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byl ktoś może na Lenartowicza?

tez mnie tam skierowano rok temu

trafilem na same bardzo negatywne opinie o tym osrodku w necie i na zywo, wydaje mi sie, ze nawet pytalem tutaj na forum i mi odradzono leczenie tam

jak pasuje Ci wojskowy rygor to czemu nie :mrgreen:
Ja byłem tam na terapii 4 lata temu. Jeżeli ktoś lubi duży rygor, całkowitą inwigilację i chłodne, niewyrażające emocji twarze terapeutów to ta placówka jest idealna dla niego. Na dodatek w trakcie trwania terapii każdemu schodzą z leków do zera, u mnie akurat skończyło się to fatalnie. Jak widać wykluczają biologiczne przyczyny zaburzeń.

 

Ech...jestem właśnie na końcówce terapii na Lenart (2 tyg mi zostało) i nie mogę nie zareagować na tak jednostronne komentarze.. :pirate: Poszłam tam również z całym kompletem złych opinii wyczytanych w internecie, typu "wypiorą Ci mózg", "zrobią z Ciebie robota" i tym podobne. Bałam się tego, i to bardzo. Pierwszy dzień był dla mnie strasznym szokiem, uczucie jakby cię wrzucili na głęboką wodę, a ty nie umiesz pływać. Masa rzeczy do ogarnięcia, masa funkcji, obowiązków. Stwierdziłam, że rezygnuję, nie dam rady, za dużo tam życia, od którego ja już dawno się odcięłam. Na drugi dzień jednak poszłam, potem znowu...i tak do teraz. Po drodze wpadałam na przemian w doły, w mega otepienne dd (to mój główny problem, z którym tam przyszłam), doszły nawet rzeczy których wcześniej nie miałam - ataki paniki, stany lękowe i tak dalej. Ale bez tego wszystkiego teraz nadal siedziałabym zawinięta w kołdrę bez świadomości, że mam w ogóle jakąś siłę sprawczą, że to jednak ode mnie zależy co ze sobą zrobię.

 

-"Duży rygor" - czyli trzymanie się godzin rozpoczęcia i zakończenia sesji. Unikanie spóźnień i nieobecności. Zasada poufności. To serio dla kogoś taki straszny rygor?

-"Całkowita inwigilacja" - dzizas brzmi faktycznie strasznie. Coś takiego właśnie przeczytałam przed przyjęciem. W praktyce "inwigilacja" przyjmuje tam formę przestrzegania zasady całkowitej szczerości, szczególnie co do relacji z innymi pacjentami (żeby nie wynosić relacji poza ośrodek, to chyba jasne). Ale i tak przecież wybór należy do Ciebie, czy powiesz coś na grupach czy nie. Aha, pewnie chodzi tu głównie o mikrofon, który nagrywa każdą sesję. Ok, nagrywa - ale korzystają też z tego wszyscy pacjenci, którzy mogą sobie odsłuchać po paru dniach swoją pracę.

-"Chłodne twarze terapeutów" - ...nie mogę się powstrzymać przed uśmiechem, mając tutaj przed oczami niektóre miny naszych terapeutów :)

Co do leków, to u mnie w grupie dwie osoby biorą antydepy, więc nie wydaje mi się, żeby na siłę schodzili. Podczas terapii przepisali też komuś nasenne po nasileniu objawów.

 

Ogólnie to rozumiem, bo sama też miałam dokładnie takie same obawy. W ogóle długo zajęło mi otwarcie się na ludzi z grupy właśnie głównie dlatego, że weszłam tam z silnym przekonaniem "że przecież regulamin, że rygor, pewnie nie wolno mi nawet nikogo polubić" blabla. Receptą okazało się...odpuszczenie, po prostu. Trochę luzu i tyle. Jeszcze trzy miesiące temu czułam się w grupie jak wyrzutek i po sesjach jak najszybciej uciekałam do domu. Teraz wkurza mnie to, że nie możemy siedzieć tam dłużej niż do 15.00.. ;)

Z tym robotem to u mnie sprawa wygląda zupełnie odwrotnie - przyszłam tam jako dd-robot, a wychodzę z przekonaniem, że jednak istnieją uczucia i nawet skłaniam się do opcji, że ja też jakieś mam... ;p Tylko nie dowiedziałabym się tego, gdyby nie ludzie..bo tak naprawdę najważniejsze rzeczy dzieją się 'między słowami', czyli w tej bliskości, która tworzy się pomiędzy członkami grupy.

 

Pozdrawiam,

dawna-bywalczyni-spotkań-forumowych-eurydyka

 

Ps. Tak wiem, mój komentarz też jest jednostronny ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

byl ktoś może na Lenartowicza?

tez mnie tam skierowano rok temu

trafilem na same bardzo negatywne opinie o tym osrodku w necie i na zywo, wydaje mi sie, ze nawet pytalem tutaj na forum i mi odradzono leczenie tam

jak pasuje Ci wojskowy rygor to czemu nie :mrgreen:
Ja byłem tam na terapii 4 lata temu. Jeżeli ktoś lubi duży rygor, całkowitą inwigilację i chłodne, niewyrażające emocji twarze terapeutów to ta placówka jest idealna dla niego. Na dodatek w trakcie trwania terapii każdemu schodzą z leków do zera, u mnie akurat skończyło się to fatalnie. Jak widać wykluczają biologiczne przyczyny zaburzeń.

 

Ech...jestem właśnie na końcówce terapii na Lenart (2 tyg mi zostało) i nie mogę nie zareagować na tak jednostronne komentarze.. :pirate: Poszłam tam również z całym kompletem złych opinii wyczytanych w internecie, typu "wypiorą Ci mózg", "zrobią z Ciebie robota" i tym podobne. Bałam się tego, i to bardzo. Pierwszy dzień był dla mnie strasznym szokiem, uczucie jakby cię wrzucili na głęboką wodę, a ty nie umiesz pływać. Masa rzeczy do ogarnięcia, masa funkcji, obowiązków. Stwierdziłam, że rezygnuję, nie dam rady, za dużo tam życia, od którego ja już dawno się odcięłam. Na drugi dzień jednak poszłam, potem znowu...i tak do teraz. Po drodze wpadałam na przemian w doły, w mega otepienne dd (to mój główny problem, z którym tam przyszłam), doszły nawet rzeczy których wcześniej nie miałam - ataki paniki, stany lękowe i tak dalej. Ale bez tego wszystkiego teraz nadal siedziałabym zawinięta w kołdrę bez świadomości, że mam w ogóle jakąś siłę sprawczą, że to jednak ode mnie zależy co ze sobą zrobię.

 

-"Duży rygor" - czyli trzymanie się godzin rozpoczęcia i zakończenia sesji. Unikanie spóźnień i nieobecności. Zasada poufności. To serio dla kogoś taki straszny rygor?

-"Całkowita inwigilacja" - dzizas brzmi faktycznie strasznie. Coś takiego właśnie przeczytałam przed przyjęciem. W praktyce "inwigilacja" przyjmuje tam formę przestrzegania zasady całkowitej szczerości, szczególnie co do relacji z innymi pacjentami (żeby nie wynosić relacji poza ośrodek, to chyba jasne). Ale i tak przecież wybór należy do Ciebie, czy powiesz coś na grupach czy nie. Aha, pewnie chodzi tu głównie o mikrofon, który nagrywa każdą sesję. Ok, nagrywa - ale korzystają też z tego wszyscy pacjenci, którzy mogą sobie odsłuchać po paru dniach swoją pracę.

-"Chłodne twarze terapeutów" - ...nie mogę się powstrzymać przed uśmiechem, mając tutaj przed oczami niektóre miny naszych terapeutów :)

Co do leków, to u mnie w grupie dwie osoby biorą antydepy, więc nie wydaje mi się, żeby na siłę schodzili. Podczas terapii przepisali też komuś nasenne po nasileniu objawów.

 

Ogólnie to rozumiem, bo sama też miałam dokładnie takie same obawy. W ogóle długo zajęło mi otwarcie się na ludzi z grupy właśnie głównie dlatego, że weszłam tam z silnym przekonaniem "że przecież regulamin, że rygor, pewnie nie wolno mi nawet nikogo polubić" blabla. Receptą okazało się...odpuszczenie, po prostu. Trochę luzu i tyle. Jeszcze trzy miesiące temu czułam się w grupie jak wyrzutek i po sesjach jak najszybciej uciekałam do domu. Teraz wkurza mnie to, że nie możemy siedzieć tam dłużej niż do 15.00.. ;)

Z tym robotem to u mnie sprawa wygląda zupełnie odwrotnie - przyszłam tam jako dd-robot, a wychodzę z przekonaniem, że jednak istnieją uczucia i nawet skłaniam się do opcji, że ja też jakieś mam... ;p Tylko nie dowiedziałabym się tego, gdyby nie ludzie..bo tak naprawdę najważniejsze rzeczy dzieją się 'między słowami', czyli w tej bliskości, która tworzy się pomiędzy członkami grupy.

 

Pozdrawiam,

dawna-bywalczyni-spotkań-forumowych-eurydyka

 

Ps. Tak wiem, mój komentarz też jest jednostronny ;p

 

Czyli jednak coś się tam zmieniło :) Cieszę się, że osiągnęłaś pozytyw z tej terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jednak troszkę się zmieniło, choć jak wiadomo nie ma co się kierować subiektywnymi odczuciami byłych pacjentów, bo każdy na swój sposób odbiera panujące tam zasady. Być może moja koncentracja i percepcja jest na tyle osłabiona przez zaburzenie, że w taki a nie inny sposób odebrałem atmosferę tamtego miejsca.

 

W każdym razie fajnie, że tobie eurydyka1 ta terapia otworzyła nowe ścieżki rozwoju jeśli chodzi o uczucia. Jak rozumiem objawy, z którymi zgłosiłaś się na terapię też ustąpiły ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiem negatywnych opinii nt. poradni przy Lenartowicza, może to tylko przez ten gabinet z widokiem na dziedziniec kamienicy a'la Świat wg Kiepskich :). Uczęszczałem tam na terapię w formie wywiadu solo z psychologiem.Miałem miłą i spokojną terapeutką, nie miałem z nią żadnych przykrych sytuacji, często razem sobie żartowaliśmy. Rygor? Kończyliśmy o tej godzinie kiedy musieliśmy, w końcu po mnie czekali inni pacjenci. Dodam także,że prawie zawsze się spóźniałem o kilka minut i żadnego większego opieprzu nie dostałem. Strasznie polubiłem te spotkania, mogłem się komu wyżalić i widzę,że naprawdę ta roczna terapia mi sporo pomogła. Chodziłem tam co tydzień, teraz jedynie chodzę co 2 miesiące na spotkania kontrolne i po cichu żałuję, że tak rzadko :). Szkoda,że nie wrzucili mnie do jakiejś terapii grupowej bo jestem ciekaw jak by to wszystko wyglądało ze mną :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eurydyka1, czemu napisałaś "dawna" ? Nie planujesz już kolejnych spotkań z nami ? Dzięki za "świadectwo" ;) Oby zmiany u Ciebie okazały się trwałe, czego z serca Ci życzę.

enie, nie w tym sensie. nazwałam się tak, żeby jakoś się określić/przedstawić, a o spotkaniu nawet czasem myślę.

..i dziękuję! :)

 

nie wydaje mi się, żeby ośrodek się zmienił (chociaż nie mam porównania jak to było dawniej, więc tylko wysuwam przypuszczenia), tylko raczej to kwestia podejścia/nastawienia z jakim się idzie. Szczerze, przez połowę terapii nie mogłam pogodzić się z tym, że nie traktują mnie tak jakbym chciała, że czuję się jakby mnie lali po tyłku (nie chcę mi się wymyślać bardziej wyrafinowanego porównania, przepraszuję), zamiast głaskać po głowie - aż w końcu 'coś' się podziało i to 'coś' we mnie, nie na zewnątrz. Trochę takie "ćwiczenie charakteru", hm... wiem, że to może brzmieć odstraszająco, dla mnie tez nie było to miłe uczucie, ale tak naprawdę pokazało mój sposób reagowania i odnajdywania się w grupie, przyjmowania zawsze tej nieszczęsnej roli "sieroty" i tak dalej. W każdym razie trzeba dużo siły, to na pewno. I takiej.. otwartości, o! Otwartości na to, że ktoś inny może mieć inną perspektywę od naszej, inne zdanie na nasz temat, inny stosunek do naszego objawu - ja np. przyszłam z przekonaniem, że dla mnie dd jest całym moim życiem i oczekiwałam, że wszyscy to zrozumieją i zostawią mnie w spokoju, niczego ode mnie nie wymagając, bo w końcu "przecież mnie nie ma" [wiem że czytający mogą nie mieć pojęcia o dd, ale ten tekst to takie jedno z przekonań/uczuć, jakie się ma w tych stanach]. Realność okazała się zupełnie inna - i zupełnie niechciana (przeze mnie). Nikt nie wiedział o co mi chodzi, uważali że przesadzam, że coś sobie wmawiam - było bardzo ciężko zanim zaczęłam rozumieć, że może faktycznie zakrywam się 'moim' dd, żeby się nie otwierać i mieć na wszystko usprawiedliwienie. A dd nie jest wcale całą mną, tylko jest objawem...w ogóle nie pomyślałabym o tym w ten sposób przed terapią.

 

A dla jasności - nie, objaw nie ustąpił. Mówię o głównym, o dd. Za silnie się zakorzenił we mnie, więc czeka mnie dalsza praca nad tym. Ale dd jest specyficzną dolegliwością, szybciej ustępują te 'popularne' objawy typu czysto nerwicowego - kołatanie serca, uczucie gorąca - to mi zeszło, a całe 5 tygodni uniemożliwiało mi w ogóle jakiekolwiek wypowiadanie się na grupie.

 

Pozdrawiam poświątecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby ktoś miał ochotę gdzieś wyjść przewietrzyć mózgownice niech pisze na PW jak się coś pojawi na ogóle też może wpadnę tylko że z tym zawsze problem żeby każdemu pasowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×