Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czym jest wstyd?


nvm

Rekomendowane odpowiedzi

Nadal nie rozumiem, ale spoko. Za książkę dziękuję, ale skomplikowane procesy myślowe są póki co, poza moim zasięgiem.

Ja sobie mogę ten wstyd przed sobą narysować, zwerbalizować też, z dzieleniem się tym z bliskimi jest już problem. Natomiast tu jest tylko forum, jestem x znakami, pozwala to na podzielenie się czymkolwiek, choćby to były powody do wstydu. Nie zmienia to faktu, że coś jest oswojone ani jakkolwiek nie rozwiązuje moich problemów. Gdybym to akceptowała to na pewno nie byłabym "tylko" przybita.

Chcesz przykład? Wstydzę się, że jestem słaba - np. uważam, że powinnam wspierać innych, bo życie mam tylko jedno. Widzę jakąś nieciekawą sytuację, która mnie dotyka, ale jestem w złej kondycji psychicznej i uciekam, bo myślę, że sobie nie poradzę. Później milion razy to analizuję i wstydzę się tego, że uciekłam. Drugi przykład. Jestem od wielu lat w pewnym miejscu, gdzie jest dużo cierpienia, choroby z kiepskim rokowaniem. Czytam jakąś historię, bardzo mi bliską, wiem, jak pomóc, ale klikam krzyżyk, bo to mnie przytłacza. Wstydzę się, bo powinnam pomóc, ułatwić choć trochę komuś życie. Przecież nic mnie to nie kosztuje. Trzeci przykład. Mam dużo wolnego czasu, od wielu tygodni mam zwolnienie i choć przerywa te laby okres podania leku, to jednak jestem cały czas w domu. Mogłabym robić cokolwiek, chociażby miało to być układanie durnej 2048. Wstydzę się, bo potrafię tylko ogarnąć podstawowe potrzeby fizjologiczne, coś tam zjeść, staram się tylko codziennie iść na spacer. W tych przykładach, które mogłabym mnożyć, nie ma innych ludzi. Jest mi przykro, że taka jestem, bo kiedyś taka nie byłam - kiedyś od niczego, co było dla mnie ważne, nie uciekałam.

Tak, mój stan zdrowia jest dla mnie powodem do wstydu. Czuję się sama winna swoich chorób, mimo że obiektywnie tak nie jest, zdarza się. Pewnie kiedyś to zaakceptuję, ale długa droga przede mną. Póki co nauczyłam się, że mimo wszystko mam szansę i np. nie mam już żadnych przejawów złości i poczucia niesprawiedliwości w stosunku do osób zdrowych - to już mnie obrzydzało, takie myśli w mojej głowie. Nigdy taka nie byłam.

Wstyd jest brakiem akceptacji w/w czynników, pewnie między innymi. Nie wstydzę się wielu innych rzeczy, których nie akceptuję, ale to nie ma znaczenia. Wstyd jest dla mnie reakcją na część rzeczy, których nie akceptuję. Wstyd nie jest dla mnie reakcją samą w sobie, tylko efektem jakiegoś mojego poglądu. Jestem osobą bardzo krytyczną w stosunku do siebie i idealistką, jeśli chodzi o ocenę innych.

Wątpię, żeby obiektywnie można ocenić kogoś za atrakcyjnego w mojej sytuacji, nie wdając się w szczegóły. Leki, które przyjmuję, nie sprzyjają żadnemu człowiekowi i nie ma to nic wspólnego z wahaniem wagi czy nalaną od hormonów gębą. Na szczęście akurat to mnie nie dotknęło, ale nie wyglądam jak ja, jestem innym człowiekiem. Jeszcze tak z roku temu było mi przykro, że mam chorobę skóry głowy, ale wtedy się tak nie wstydziłam - po prostu było mi przykro, jak ktoś się na mnie patrzył, tak jakbym miała wpływ na tę chorobę. Teraz już nawet nie zauważam wzroku innych, mimo że czasami muszę jechać trochę dłużej komunikacją miejską.

Definicja, którą wrzuciłeś, zwłaszcza dot. toksycznego wstydu, jest zapewne bliska mojej ocenie. To jest to, co czuję w tej sytuacji.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się wstydzę tego, że zmusiłem się do wyobrażania sobie, iż gwałce i torturuję moją ukochaną mamę. A także różne inne obrzydliwe rzeczy, najgorsze możliwe, jakie tylko przychodziły mi do głowy - zmuszałem się do wchodzenia w nie. Myśli okrutne, związane z sadyzmem, okrucieństwem, gwałtem, homoseksualizmem, pedofilią, itp. Zrobiłem to w ramach eksperymentu auto-terapeutycznego, opartego między innymi na tym:

Ale oprócz tego także na:

:arrow: Chęci przeżycia katharsis (odreagowania tłumionej od dzieciństwa wściekłości)

:arrow: Chęci działania przeciwnego do potencjalnie wcześniejszego stłumienia pewnych rzeczy w sobie (integracja cienia)

:arrow: Chęcie odzyskania elastyczności w swoim mysleniu, anulowania blokad

Szukałem sposobu na re-integrację swojej psychiki.

 

Dlatego też nie wstydzę się tego przed samym sobą - bo się rozumiem. Jedynie żałuję niektórych efektów. Choć widzę również pozytywy. W szczególności - lepiej/mocniej wiem czego nie chcę i jaką drogą chcę iść.

Wstydzę się tego natomiast przed innymi - przed pochopnie osądzającymi bezmyślnymi debilami, którzy mnie nie zrozumieją i pochopnie mnie osądzą...boję się ich reakcji, więc się wstydzę i duszę się z tym w sobie...

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Później milion razy to analizuję i wstydzę się tego, że uciekłam.

Dlaczego uciekłaś?

14 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Czytam jakąś historię, bardzo mi bliską, wiem, jak pomóc, ale klikam krzyżyk, bo to mnie przytłacza. Wstydzę się, bo powinnam pomóc, ułatwić choć trochę komuś życie. Przecież nic mnie to nie kosztuje.

Dlaczego klikasz krzyżyk?

(Może potrzebujesz kogoś, kto będzie Ci zadawać właśnie takie pytania?)

15 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Wstydzę się, bo potrafię tylko ogarnąć podstawowe potrzeby fizjologiczne, coś tam zjeść, staram się tylko codziennie iść na spacer.

Jeśli tylko tyle potrafisz, to gdzie tu jest Twoja wina? Zrealizowałaś 100% swoich mozliwości? Jeśli tak, to przecież jest to powód do samo-zadowolenia...

16 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Czuję się sama winna swoich chorób, mimo że obiektywnie tak nie jest, zdarza się.

Czyli jesteś przekonana (masz belief), że nie jesteś winna, ale jednocześnie wydaje Ci się (masz alief), że jesteś winna?

17 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Pewnie kiedyś to zaakceptuję, ale długa droga przede mną.

A czy zaakceptowałaś to, że tego nie akceptujesz?

17 minut temu, stworzonabyzyx napisał:

Wstyd jest brakiem akceptacji w/w czynników, pewnie między innymi. Nie wstydzę się wielu innych rzeczy, których nie akceptuję, ale to nie ma znaczenia.

Dlaczego wstydzisz się tylko niektórych rzeczy spośród tych, których nie akceptujesz? Czym się one wyróżniają?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, rzeczywiście jest jedna rzecz, której wstydzę się przed samym sobą - a dla odmiany nie wstydzę się jej przed innymi. Bo inni niby zrozumieją - a przynajmniej będzie im się wydawać, że ją rozumieją. Natomiast ja sam jej nie rozumiem:

Kilka miesięcy temu wybrałem wejście w kompulsje, w kompulsywność. W tchórzostwo, w stare uwarunkowania. Wybrałem uwstecznienie. Choć nie musiałem. I nie rozumiem dlaczego. Dlatego też nie chcę / nie umiem /nie potrafię sobie tego wybaczyć...

Gdyby nie to, to nie musiałbym czynić tego - wspomnianego 2 moje posty wyżej - eksperymentu, który mi wszystko skomplikował...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, nvm napisał:

Dlaczego uciekłaś?

Dlaczego klikasz krzyżyk?

(Może potrzebujesz kogoś, kto będzie Ci zadawać właśnie takie pytania?)

Jeśli tylko tyle potrafisz, to gdzie tu jest Twoja wina? Zrealizowałaś 100% swoich mozliwości? Jeśli tak, to przecież jest to powód do samo-zadowolenia...

Czyli jesteś przekonana (masz belief), że nie jesteś winna, ale jednocześnie wydaje Ci się (masz alief), że jesteś winna?

A czy zaakceptowałaś to, że tego nie akceptujesz?

Dlaczego wstydzisz się tylko niektórych rzeczy spośród tych, których nie akceptujesz? Czym się one wyróżniają?

 

Uciekłam, bo czułam się źle psychicznie. Uciekam od wielu lat, to nie jest problem, który się rozwinął, bo depresja czy inna choroba. Pierwszą taką sytuację wspominam od momentu, gdy miałam z 11-12 lat. Szłam przez moje osiedle, kobiecie 50+ którą znałam, dymiło się z korytarza (teraz myślę, że mógł to być piekarnik czy cokolwiek w kuchni). Widziałam ją, że stała na schodach. Wydawało mi się, że na pewno musiał palić im się dom. Poszłam normalnie do szkoły, zalewając się łzami w kiblu na przerwach i poczuciem winy. Cały dzień miałam zniszczony i wiele dni po, bo wydawało mi się, że nie udzieliłam pomocy. Oczywiscie wracając do domu tą samą drogą widziałam, że wszystko jest ok, bo byli na dworze. Takich sytuacji było wiele, ale poczucie winy kosmicznych rozmiarów i wstyd przed samą sobą urósł do kosmicznych rozmiarów w ostatnich kilkunastu miesiącach.

Klikam na krzyżyk, bo zalewam się często łzami, jest mi przykro, jestem załamana, że takie rzeczy się zdarzają. Skoro mnie to przytłacza to może nie powinnam tam wchodzić, ale to jest bardziej niż cokolwiek innego część mojego świata, tam są ludzie, z którymi czuję się emocjonalnie związana. Części już nie ma.

Takie pytania na pewno kiedyś zaczną padać na terapii, jeśli jakoś dociągnę. Nie mam siły na rozmowy o takich rzeczach, których ja sama nie rozumiem. Gdyby to było takie łatwe do wyjaśnienia to pewnie już dawno bym to zrobiła. Nie umiem o tym rozmawiać z absolutnie nikim.

W zasadzie zawsze mogłabym określić, że niewiele potrafię i nic nie robić. Miałam podobne poczucie wstydu, jak przestałam się uczyć rosyjskiego, jak olałam swoje studia (zdałam dosyć dobrze, ale tylko dzięki temu, że miałam wspaniałych ludzi na roku, którzy mnie lubili) itd. Mam duże poczucie winy z tego powodu, że czuję, że obiektywnie wiele w życiu mi się udało. Nie uważam, że zasłużyłam na to wszystko, co mam, w szczególności wszystkie te "najważniejsze rzeczy, które mamy w życiu za darmo". To nie są tematy, które można zracjonalizować jednym czy czterema zdaniami. Dla mnie to jest bardzo duży problem.

Jestem przekonana, że zasłużyłam na tę chorobę, że to subiektywnie moja wina. Obiektywnie nie ma przesłanek do tego, że styl życia, stan zdrowia może uzasadniać taką chorobę czy takie choroby w moim wieku. Nie ma tu jednak żadnego pocieszenia, bo jestem głęboko przekonana, że zasłużyłam na to i musiałam chyba być kiedyś strasznie złym człowiekiem. Oczywiście to nie jest transferowalne na innych i myślę, że to bardzo niesprawiedliwe, że inni chorują.

Gdybym to zaakceptowała, to pewnie nie miałabym problemu. Jestem totalnie zablokowana w tym temacie.

Wyróżniają się tym, że nie są zbieżne z moimi poglądami o życiu/o mnie samej, niekoniecznie idealnej ja. Coś, co np. mi przeszkadza  to przeklinanie, ale jakoś nad tym panuję, nie wstydzę się tego, że rzucam kurwami, bo nie stosuję tego jako przecinka i używam ich raczej w dużych emocjach.

Ciężko mi się odnieść do Twoich przykładów, bo Cię nie znam, nie mam też żadnej wiedzy, ale nie oceniam tego. Myślę jednak, że każdy ma prawo do swojej oceny, pytanie tylko, co z nią zrobi. Mnie naprawdę nie obchodzą opinie obcych mi ludzi na mój temat, nawet teraz. Kiedyś pewnie bym się zaśmiała, teraz może mi być nawet przykro, może nawet polecą mi łzy, ale jak wrócę do swojego domu to mi przejdzie. Opinie bliskich osób, jeśli byłyby mocno negatywne, na pewno byłyby dla mnie zabójcze i nie wiem, czy mogłabym ocenić je jako głupie i debilne. Nie dopuszczam do siebie zbyt wielu osób. Zakładam, że szukałabym winy w sobie, nie w innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, stworzonabyzyx napisał:

Mnie naprawdę nie obchodzą opinie obcych mi ludzi na mój temat, nawet teraz.

Cóż. Może u mnie to dlatego, że jako dziecko byłem ofiarą przemocy fizycznej ze strony rówieśników. Wiedziałem, że bycie negatywnie postrzeganym przez innych będzie prowadzić do bycia ofiarą przemocy fizycznej i generalnie do tego, że będzie mi trudniej w życiu...

Mam też skłonnoć (taki mój alief) do przyjmowania czyjegoś zdania na mój temat jako swojego własnego...

Edytowane przez nvm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Całkiem możliwe, chociaż to bardzo przykre, jakkolwiek płasko to nie brzmi. :(

Oglądałam jakiś czas temu taki program, uczestniczyła w nim taka dziewczyna, kilka lat młodsza ode mnie. Widać było, że nie czuje się do końca atrakcyjnie, chciała bardzo szybko (i pewnie nie do końca szczęśliwe) wejść w (pewnie jakikolwiek) związek, wziąć ślub. Jej życie też było przedstawione jako niby-kariera, niby-sukces (wchodząc w szczegóły było to życie niezadowalające dla większości, łącznie z samą zainteresowaną). Osoby postronne uznały, że dziewczyna jest "umęczona", stara-maleńka, nie dba o siebie. W mocnym nawiasie było pokazane, że jej matka jest toksyczna i że to ona wychowywała ją sama. Jakoś nikt nie umiał powiązać tych faktów. Jakoś jestem przekonana, że dziewczyna nigdy nie trafi na terapię, a po tym, co pokazano widać było, że ma wiele problemów :(

Ja już tu wielokrotnie pisałam na forum, że jestem dzieckiem z dobrego domu, jakkolwiek to brzmi i przez większość życia nie miałam aż takich problemów, by nie czuć się szczęśliwa. Teraz sobie klocek po klocku buduję obraz tego, jak wiele rzeczy było do kitu i jak wiele rzeczy mnie spalało, mimo że umiałam czerpać radość z wszystkiego, choćby to było posłuchanie przyjemnej dla mnie piosenki czy uśmiech ekspedientki w sklepie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×