Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dlaczego ludzie chcą żyć?


torres

Rekomendowane odpowiedzi

Świat to okrutne i przejebane miejsce a mimo to ludzie chcą tu żyć. Dlaczego?

Nic nie ma sensu a jednak ludzie sobie go jakoś nadają np pasji, związkom. Jak to jest, że brak sensu im w tym nie przeszkadza?

Ludzie udowadniają swoje zdanie innym i kłócą się ale nie są obiektywni i nie znają prawdy na temat świata, prawidłowego postępowania itd. Po co więc to robią?

Dlaczego kiedy ktoś widzi bezsens tego wszystkiego jest uważany za dziwaka albo chorego?

 

Wytłumaczenie jakie mi się nasuwa pierwsze jest takie, że życie obiektywnie nie ma sensu ale ludzi chronią instynkty. Są pewni ludzie, którzy mają zaburzenia - ich te instynkty nie chronią ponieważ myślenie wygrało. Człowiek dzięki temu widzi i wie więcej ale chce mu się przez to mniej i wszystko ma coraz mniejszą wartość. Z tej drogi nie ma odwrotu bo trzeba się wtedy samemu oszukiwać. Na wszystkie zadane przeze mnie pytania jest odpowiedź: ego. Egoistom żyje się łatwiej dopóki inni mają ich za co podziwiać. To jest ich chwila szczęścia. Potem za to płacą dużą cenę. Pozostali są skazani na cierpienie ale nie zabiją się ze strachu, chroni ich instynkt a widząc cierpienie innych chcą im pomagać. Jednak nadal nie ma to sensu i lepiej by było nie istnieć. Myślę, że człowiek, który pokona instynkty i ego nie będzie miał po co żyć i powinien popełnić samobójstwo. Człowiek, który tego nie zrobił ale widzi, że to go ogranicza i zamyka w więzieniu też. Człowiek, który tego nie widzi i ma klapki na oczach prędzej czy później się ocknie.

 

Dlaczego nie powiemy sobie wprost, że rozmnażanie jest złe? Gdyby obowiązkowo sterylizowało się dziewczynki i robiło wazektomię chłopcom ludzie przestaliby się rozmnażać i ten wirus życia przynoszący ból i smutek oraz świadomość braku sensu razem z nim. Ludzie mimo to dla swojej egoistycznej chęci zaspokojenia swojego ego rodzą dzieci, które potem robią to samo i spirala cierpienia się nakręca i coraz bardziej rośnie. Zlikwidować cierpienia się nie da nie likwidując życia a żeby nie zabijać można osiągnąć cel nie rodząc. Cierpienie na świecie znacznie przewyższa radość (wg mnie 99,9% do 0,1%) a i tak większość radości jest budowana na cierpieniu innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zlikwidować cierpienia się nie da nie likwidując życia a żeby nie zabijać można osiągnąć cel nie rodząc

Może i da się zlikwidować cierpienie np. poprzez inżynierię genetyczną, choć to kwestia przyszłości. Nawet jeżeli nie całkiem, to przynajmniej na tyle, aby cierpienie było nic nie znaczące. Bo chyba nie chodzi o całkowite, absolutne i bezsporne zlikwidowanie cierpienia - gdyby tak, to etycznym byłoby zlikwidować cały rodzaj ludzki z powodu możliwości ukłucia się igłą.

 

Cierpienie na świecie znacznie przewyższa radość (wg mnie 99,9% do 0,1%) a i tak większość radości jest budowana na cierpieniu innych.

Nie "wg" Ciebie, ale "w Twoim przypadku".

Kogo krzywdzi moja radość z czytania o nauce? Kogo krzywdzi moja radość z rysowania? Kogo krzywdzi moja radość z orgazmu? (cnotkonserwy wyłączając :D (choć oczywiście i tu krzywdy nie ma)) Kogo krzywdzi moja radość ze zjedzenia smacznego obiadu? (chyba że ktoś argumentuje, że rolników, sprzedawców, itd., bo za mało im płacą, ale to i tak nie jest krzywda, bo gdybym ja czy inni nie jadali tego obiadu, oni nie dostawaliby absolutnie niczego) Kogo krzywdzi moja radość z przebywania z bliskimi? Wreszcie - kogo krzywdzi moja radość z podziwiania natury?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludzie chcą żyć bo nie chcą być zapomniani,chcą wyglądać jak ludzie i ładnie pachnieć a nie być zamknięci pod kilkumetrową warstwą ziemi nieskończenie długo żeby nikt żywy nie oglądał horrorów co się z nimi dzieje w trumnie,być pożartym przez własne odchody,mastkę,flegmę z dróg oddechowych i mocz w których to bakterie ze życia żyją w symbiozie z człowiekiem po śmierci człowiek stanowi dla nich kapitalne miejsce do szalonej rozmnoży,śmierdzieć gorzej niż gówno i być bardzo obrzydliwymi.do nich z biegiem czasu dołączają robale i szczury.zwłoki noworodków nie ulegają szybko rozkładowi ponieważ ich przewody pokarmowe nie zostały jeszcze skolonizowane przez bakterie i pasożyty.po niebieskim,bujnym zielsku na nagrobku można poznać że zmarłego zabił rak,aids,gangrena,cukrzyca lub inna choroba i że nie zmarł ze starości ani nie był denatem.im zmarły był ciężej chory tym żyzniejsza gleba wokól jego grobu i zielsko i grzyby rosną jak głupie.bywają podgrzybki ale zjedzenie ich grozi przejęciem chorób które zabiły człowieka na którym wyrosły.nawet po usmażeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoanalepsja_SS, wali cię też że na twoim nagrobku wyrośnie silny niebieski 2 metrowy perz,oset i pokrzywy?to najżałośniejsze.

That's right. Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby moje zwłoki się komuś przydały. Pochówek na cmentarzu zabiera tylko wolną przestrzeń. Kremacja nic nie daje. Mógłbym oddać narządy, posłać zwłoki na akademię medyczną, paszę dla świń, pastwę pedofilów, nawet mogą mnie wystawić w muzeum splastynowanego, żeby dzieciaki podziwiały moje spreparowane truchło. Z tym że nie chciałbym, aby moja rodzina ponosiła z tego powodu jakiekolwiek koszty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoanalepsja_SS, mylisz radość z odczuwaniem przyjemności. Albo to ja pomyliłem definicję, a w takim razie chodziło mi o szczęście. Drobne przyjemności szkodzą tylko Tobie np smaczne jedzenie jest niezdrowe i uzależnia, od seksu można się uzależnić, od używek też, od książek psują się oczy a nauka też może być negatywna np fizyka kwantowa.

 

Radość z przebywania z bliskimi - to właśnie relacje międzyludzkie są najtrudniejsze i przeważnie przynoszą cierpienie.

 

Co do tego co się dzieje z ciałem po śmierci to już nie ma znaczenia. nieboszczyk, serio piszesz o tych grzybach? Chyba trzeba będzie uważać na to jakie grzyby się kupuje na placu :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wpadłem poczytać nowy temat torresa i się nie zawiodłem, radykalizujesz się chłopie! Już nie mogę się doczekać Twoich przemyśleń za pół roku, rok.

Dlaczego ludzie chcą żyć?

Odpowiedź jest bardzo prosta - bo życie jest cholernie przyjemne. A jeszcze perspektywa życia po życiu... To jest to co tygryski lubią najbardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla radości z życia chcą żyć, po prostu ;) Jeżeli nie cierpią zbytnio świat jest dla nich piękny pomimo obecnego cierpienia ich samych i innych. Klapki na oczach, egoizm, dążenie do społecznego trybu życia to podstawa dla przetrwania. Żyją dla innych? Nee, przede wszystkim dla siebie, dla zaspokojenia instynktów, dla emocji którymi się "karmią". Niby też dla innych ale nie do końca, są męczennicy ale to rzadkość i heroizm w pewnym sensie albo głupota w niektórych przypadkach. To normalne że ludzie chcą żyć i są jacy są. Ludzie zbytnio się nie zastanawiają nad cierpieniem, chyba że nad swoim i swoich bliskich, każdy unika udręki jak może, nie przejmują się bólem innych zbytnio, wiedzą o tym wszystkim ale nie wnikają aż tak bardzo w to, nikt nie chce cierpieć co jest zrozumiałe. Po prostu nie dopuszczają do siebie negatywnych emocji a przynajmniej je minimalizują, normalka. Co prawda zastanawiają się nad tym wszystkim po co to wszystko, dlaczego itp. ale robią to sporadycznie. Im większy ból tym większe rozkminy. Filozoficzny umysł też zbytnio nie pomaga nad utrzymaniem klapek na oczach.

 

Nie da się nic zrobić z cierpieniem, może w przyszłości ludzie je zminimalizują ale w pierwszej kolejności będą to oni sami. Prawdopodobnie, są miliardy światów na różnym etapie rozwoju, więc cierpienie świadomych istot jest wszechobecne. Tak po prostu jest, dlaczego? Tego nie wiem ;) Skoro może istnieć dalece zaawansowane życie wyprzedzające nas o miliony lat i nikt z tym nic nie zrobił jeszcze to albo to jest nie wykonalne albo nikt się tym nie przejmuje (ciekawi mnie ta kwestia).

 

Jednak świat potrafi być też piękny na swój sposób, prawa nim rządzące i możliwość ich odkrywania może być fascynująca. Ja kiedy mam trochę wolnego od udręczania siebie ;) lubię się nad tym wszystkim zastanawiać.

 

torres, zapodawaj więcej takich ciekawych tematów ;)

 

-- 19 wrz 2014, 18:38 --

 

Dla ludzi jeszcze za wcześnie (pod kątem rozwoju) żeby coś tu na ziemi zrobić z cierpieniem. Prymitywność naszego gatunku jest przytłaczająca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, widzę parę błędów w Twoim rozumowaniu, ale nawet nie chce mi się cytować, bo mam akurat inne fajne rzeczy do roboty, np. w pracy, a na nerwicę wpadłam przelotem ;]

 

Załóż sobie hodowlę robali i poobserwuj. I pomyśl, że większość ludzi ma, jak one. Jedzą, piją, sr..., piep... się, składają jaja, śpią i grzebią w ściółce. Ot całe ich życie. Nie wyglądają przy tym na zmartwione. Większość ludzi niestety prowadzi poniekąd podobne życie, idą do pracy, kupują w biedronce żarcie na obiad i wódkę, jedzą, piją, obejrzą jakiś serial, potem może małe conieco z żoną i do spania. W międzyczasie ogarną może dzieci (nasz gatunek opiekuje się młodymi, to kwestia ewolucji). No właśnie, ewolucji. W moim którymś już pokoleniu nagle zaczęło wykluwać się coraz więcej chorych robali. Kwestia zbyt małej puli genetycznej, najpewniej, a może złego pokarmu, braku jakiś składników. Jeden nie ma skrzydeł, drugi czułków, a inny może ma robaczą schizofrenię albo depresję, bo siedzi w ściółce i boi się wyjść. Kto wie? Lecz to nadal jakiś drobny procent (choć pewnie z tendencją wzrostową w skali pokoleń).

Reasumując - życie to wirus, jedynym jego sensem jest życie (ale rekurencja) i dalsze skopiowanie się. To cały sens. Szukanie w tym głębszego sensu powoduje udekorowanie podstawowego sensu w cele dodatkowe. Jako cywilizacja dzięki tym dodatkowym celom oraz dzięki pracy i jej podziałowi (moje robale nie pracują, ani nie tworzą cywilizacji, więc do niczego ciekawego nie dojdą), mamy postęp, ułatwienia, rozwój. Od osoby zależy, czy jest tylko kimś, co odwala swoją część roboty, czy szuka dodatkowych celów i robi coś więcej.

 

Może być?;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taa życie po życiu i przyjemność... a więc zacznijmy od tego KIM JESTEM?

 

Ktoś powie "jestem Michał, mam 24 lata, żonę i dobrą pracę" a inny powie "jestem mądry, miły, uczciwy". To jest jakiś jebany bullshit. Etykietki. Nie jestem imieniem i nazwiskiem, nie jestem też swoimi cechami ani myślami. Teraz tak: co to znaczy moje imię i nazwisko i moje cechy? Moje czyli czyje? Jeśli mam te cechy to gdzie one są, jak je można zmierzyć i pokazać? Otóż kurwa wszystkie cechy to wzorce i etykietki. Istnieje obiektywny świat, który widzimy i subiektywna jego ocena i opis w głowie a ten zawsze jest tylko modelem a nie rzeczywistością. Jeśli powiem, że śmierdzi gównem to mogę mieć na myśli inny smród niż sobie wyobrażasz. Wyobrażasz sobie gówno po mięsie i mleku a może ja jadłem jajecznicę? Musiałbyś podejść i powąchać żeby poczuć to co mam na myśli ale wtedy i tak jesteśmy narażeni na to, że nasze nosy się różnią i poczujesz inny smród niż ja.

 

Utożsamiamy się z pewnymi swoimi cechami, które nie są tak naprawdę moje ale utożsamiam się z nimi i w to wierzę - potem przez pryzmat tych wierzeń staram się zachowywać tak jak się opisałem czyli np uważam, że jestem dobry więc inni ludzie w porównaniu ze mną muszą być źli a ja muszę być zawsze dobry. Następnie robię coś złego i czuję dysonans poznawczy, strach więc ego usprawiedliwia zło, które wyrządziłem "bo zupa była za słona" albo jakiś bardziej racjonalnie brzmiącą wymówką przy czym oszukuję sam siebie racjonalizując to co zrobiłem. Daję sobie takie prawo bo byłem skrzywdzony przez kogoś albo moja ofiara to kawał chuja. Dopóki ten mechanizm tak działa to jest ok z pkt widzenia jednostki ale niektórym ludziom się to nie podoba. Staję więc w opozycji do nich i tak jedni walczą z drugimi.

 

I teraz są 2 możliwości - po śmierci nie ma nic a to jacy jesteśmy teraz to przypadek albo też jest karma.

 

Weźmy pod lupę 2 opcję bo ona pokrywa się z tym co można zaobserwować badając ludzkie ego. Mamy się rozwijać duchowo i jesteśmy wjebani tutaj najprawdopodobniej w reinkarnację i prawo karmy. Oznacza to, że przepracowujemy różne problemy a nasze złe postawy są weryfikowane przez wszechświat w postaci chorób, spotykania złych ludzi, braku pieniędzy, brzydoty itd. Jeśli postępujemy źle i nieduchowo jesteśmy za to karani. I teraz najgorsze - postępowanie dające ludziom przyjemność jest z reguły nieduchowe. Przynajmniej dla mnie tak jest we wszystkim. Naprawdę lepiej by było gdybym zniknął ale teraz muszę przerobić te problemy. No i pytam na jaki chuj mi to jest potrzebne? Powinna się liczyć tylko i wyłącznie przyjemność a wszechświat powinien być zaprojektowany tak żeby tę przyjemność dawać. Jednak wiara w sprawiedliwego i kochającego Boga nie ma pokrycia w rzeczywistości. Niestety akceptacja siebie i wzajemna miłość wszystkich ludzi i tak nie rozwiąże problemów jakimi jest np chęć osiągnięcia czegoś czy bycia fajnym i lubianym, mądrym. Nie rozwiąże bo ludzie się między sobą różnią i tak jest, że jedni są dobrzy a inni źli, jedni mają dobre cechy a inni złe. Jeśli pedofil zaakceptuje swoje zboczenie to będzie to ze szkodą dla ludzi. Jeśli cechy się nie liczą bo są tylko dodatkiem do ego i obroną przed odrzuceniem, samotnością, byciem nielubianym, upokorzeniem to ten świat faktycznie nie ma sensu. Gdyby się liczyły też by nie miał bo to by znaczyło, że ktoś rodzi się z jakimiś cechami, nie może ich zmienić i jeśli te cechy są dobre to jest lubiany i podziwiany a jeśli złe to jest pogardzany, nielubiany. Nad pewnymi cechami można pracować ale nad upodobaniami i pragnieniami nie. A właśnie tego trzeba się pozbyć żeby nie mieć złej karmy z tym związanej.

 

Podsumowując jest chujnia a wartość dla wszechświata ma skromność, pokora, spokój i równowaga, zdrowe odżywianie, brak używek, kultura... kurwa wszystko to czego ja nienawidzę. Wolę w pizdu nigdy nie żyć niż dążyć do tego czego nie chcę. A jednocześnie wiem, że tak powinienem a życie z takimi wartościami, przekonaniami i upodobaniami jakie mam jest złe i nawet jeśli nie ma karmy i nie zostanę za to ukarany to wiem, że nie ma to żadnej wartości a o mnie źle świadczy. Oznacza to, że jest jakaś prawidłowość, do której ludzie mają dążyć jeśli się rozwijają a to samo w sobie jest wystarczająco negatywne żeby nienawidzić życia i nie móc znaleźć tu nic fajnego. Poza tym, że mogę sobie zajarać i posłuchać dobrej muzyki, która też zresztą jest tak naprawdę zła i propaguje złe treści.

 

Żyją dla innych? Nee, przede wszystkim dla siebie, dla zaspokojenia instynktów, dla emocji którymi się "karmią

 

No i to właśnie bardzo źle. Dlatego nie chcę żyć wśród takich ludzi bo egoizm nie jest zły i ja sam mam go w sobie dużo ale mam też równie dużo altruizmu i empatii a po co mam żyć z ludźmi, którzy są głównie egoistami? To też mi blokuje rozwój bo wtedy widzę automatycznie innych ludzi na niższym poziomie a przecież chodzi o to żeby z nimi przebywać i ich kochać - tymczasem nie da się i trzeba się coraz bardziej izolować i rezygnować z marzeń tak jak z marzenia o miłości.

 

Sama świadomość, że nie jestem sobą tylko mam cechy, które powstały z powodu jakiejś karmy albo z genów przez przypadek odbiera chęć życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I teraz są 2 możliwości - po śmierci nie ma nic a to jacy jesteśmy teraz to przypadek albo też jest karma.

 

Albo jest trzecia i czwarta i piąta możliwość. Trzecia na przykład, że istnieje chrześcijańskie Niebo i Piekło, i Sąd Ostateczny.

 

No i moim zdaniem definiuje człowieka też to jakim (dobrym/złym) jest człowiekiem i co w życiu osiągnął. A IMHO torres spędzając życie na tego typu rozmyślania niewiele pozostanie Ci na realne działanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, z tymi grzybami to prawda.tak oznaczyła matka natura groby w których umarli na skutek chorób.bo im więcej bakterii,wirusów komórek rakowych w ziemii tym ziemia żyzniejsza i podchodzi pod czarnoziem doniczkowy.a grzyby i zielsko mutanty na tych nagrobkach to wszystko absorbują co osobnika za życia toczyło i zabiło.nie darmo się mówi "gangrena teściowej najlepszym nawozem".noworodki nie rozkładają się za szybko bo ich kupa nie jest z bakteriami,na nagrobkach samobójców,zamordowanych,ofiar wypadku i zmarłych ze starości nie ma 2 metrowego przerośniętego zielska i wysypy grzybów.jest w miarę czysto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypomniał mi się film super zioło jak zrobili marihuanę z ziomka, który umarł i potem on im się objawiał i mówił odpowiedzi na studia :D Może faktycznie dobrym pomysłem jest sadzenie takiego zielska na cmentarzu? :D Mam nadzieję, że dilerzy o tym nie wiedzą i nigdy takiego nie dostałem :D I te grzybki co wczoraj jadłem też jakoś dziwnie się teraz odbijają :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też czasem się zastanawiam dlaczego ja ale też inni żyją, skoro w życiu jest dużo więcej cierpień jak radości no i przeraźliwe nudne ono zwykle jest. A już jacyś niepełnosprawni, żyjący w nędzy, poważnie chorzy to zupełnie dla mnie niezrozumiałe jest że oni chcą żyć, choć pewnie dla nich niezrozumiałe jest to że ja mimo że jestem zdrowy i sprawny nie chcę żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drobne przyjemności szkodzą tylko Tobie np smaczne jedzenie jest niezdrowe i uzależnia, od seksu można się uzależnić, od używek też, od książek psują się oczy a nauka też może być negatywna np fizyka kwantowa.

Od pisania na forum może dojść do zrogowacenia naskórka na opuszkach palców dłoni :P.

To, o czym piszesz = świat jest niedoskonały, przyjemne czynności często prowadzą w krótszym lub dłuższym terminie do negatywnych konsekwencji (niemniej tylko w części tych przyjemnostek negatywne skutki przeważają nad pozytywnymi). Istnienie cierpienia nie oznacza znikomości przyjemności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świat to okrutne i przejebane miejsce a mimo to ludzie chcą tu żyć. Dlaczego?

Nic nie ma sensu a jednak ludzie sobie go jakoś nadają np pasji, związkom. Jak to jest, że brak sensu im w tym nie przeszkadza?

Ludzie udowadniają swoje zdanie innym i kłócą się ale nie są obiektywni i nie znają prawdy na temat świata, prawidłowego postępowania itd. Po co więc to robią?

Dlaczego kiedy ktoś widzi bezsens tego wszystkiego jest uważany za dziwaka albo chorego?

 

Wytłumaczenie jakie mi się nasuwa pierwsze jest takie, że życie obiektywnie nie ma sensu ale ludzi chronią instynkty. Są pewni ludzie, którzy mają zaburzenia - ich te instynkty nie chronią ponieważ myślenie wygrało. Człowiek dzięki temu widzi i wie więcej ale chce mu się przez to mniej i wszystko ma coraz mniejszą wartość. Z tej drogi nie ma odwrotu bo trzeba się wtedy samemu oszukiwać. Na wszystkie zadane przeze mnie pytania jest odpowiedź: ego. Egoistom żyje się łatwiej dopóki inni mają ich za co podziwiać. To jest ich chwila szczęścia. Potem za to płacą dużą cenę. Pozostali są skazani na cierpienie ale nie zabiją się ze strachu, chroni ich instynkt a widząc cierpienie innych chcą im pomagać. Jednak nadal nie ma to sensu i lepiej by było nie istnieć. Myślę, że człowiek, który pokona instynkty i ego nie będzie miał po co żyć i powinien popełnić samobójstwo. Człowiek, który tego nie zrobił ale widzi, że to go ogranicza i zamyka w więzieniu też. Człowiek, który tego nie widzi i ma klapki na oczach prędzej czy później się ocknie.

 

Dlaczego nie powiemy sobie wprost, że rozmnażanie jest złe? Gdyby obowiązkowo sterylizowało się dziewczynki i robiło wazektomię chłopcom ludzie przestaliby się rozmnażać i ten wirus życia przynoszący ból i smutek oraz świadomość braku sensu razem z nim. Ludzie mimo to dla swojej egoistycznej chęci zaspokojenia swojego ego rodzą dzieci, które potem robią to samo i spirala cierpienia się nakręca i coraz bardziej rośnie. Zlikwidować cierpienia się nie da nie likwidując życia a żeby nie zabijać można osiągnąć cel nie rodząc. Cierpienie na świecie znacznie przewyższa radość (wg mnie 99,9% do 0,1%) a i tak większość radości jest budowana na cierpieniu innych.

 

Zgadzam się na sto procent, myslalam, że jestem jedyną osobą na swiecie, która tak myśli. Jest taka ksiązka Malgorzaty Saramonowicz pt. " Siostra" która przedstawia podobny pogląd, bardzo polecam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nieboszczyk, nie urośnie bo policja przyjdzie :(

 

niemniej tylko w części tych przyjemnostek negatywne skutki przeważają nad pozytywnymi). Istnienie cierpienia nie oznacza znikomości przyjemności.
,

 

Widocznie tylko ja tak mam, że wszystko co lubię ma takie negatywy a to co ich nie ma jest dla mnie przykrym obowiązkiem. Chyba faktycznie czas sprawdzić czy faktycznie jest jakaś reinkarnacja i liczyć na to, że nie będzie bo tutaj mnie już chuj strzeli. Wychodzi na to, że inni są bardziej rozwinięci duchowo ode mnie a ja mam tylko takie pragnienia, które niszczą :(

 

lucy1979, też myślałem, że tylko ja tak myślę. Cóż, pod tym względem wolałbym należeć do większości ale się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×