Skocz do zawartości
Nerwica.com
Ten temat

ot


elo

Rekomendowane odpowiedzi

Hmmm...ale problem polega na tym, że mało która kobieta chce faceta, który nawet nie potrafi o nią zawalczyć :bezradny:

 

Zamiast kaleczyć brata wyręczając go, zmotywuj do pracy nad przełamaniem problemu. To o wiele większe dobro dla niego. O ile on sam tego w ogóle chce. Nie ma co uszczęśliwiać kogoś na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  AnissemSirch napisał(a):
Teraz wystarczy dobrej klasy BMW i sprawa sama się załatwi.

to niezłe księżniczki podrywasz, sebciu

 

 

wybrałaś dość osobliwe miejsce do zamieszczania ogłoszeń matrymonialnych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Rosa26 napisał(a):
A poza tym, to ja na przykład sobie wypraszam wrzucanie mnie mnie do jednego wora z tego typu kobietami :nono:

a jakie to kobiety? laski jak każde inne, tylko mają inne zapatrywania na zasobność samca

hahah, i nie mów, że nie ma dla ciebie znaczenia zaradność życiowa partnera, bo ci nie uwierzę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  AnissemSirch napisał(a):
  Rosa26 napisał(a):
Hmmm...ale problem polega na tym, że mało która kobieta chce faceta, który nawet nie potrafi o nią zawalczyć :bezradny:

 

Czasy średniowiecza minęły już kilka wieków temu.

 

Żeby była jasność "zdobywać" nie jest równoznaczne z bieganiem za nią i robieniem z siebie durnia.

Podam może przykład - miałam kiedyś sytuację, w które pojechałam coś załatwić z rodzicami, ponieważ chcieli pomocy, ale nie ważne.

Czekaliśmy w kolejce i tym czasie do punktu wszedł jakiś facet. Przechadzał się itp. W pewnym momencie (nasz kolej już nadeszła, ojciec gada z konsultantem) a my z mamą stoimy tak nieco za nim. W pewnym momencie podchodzi do mnie drugi konsultant i mówi "Przeprasza, ale tamten pan prosił aby to pani przekazać". I daje mi karteczkę. Zaglądam a tam numer telefonu z narysowaną filiżanką i napisane "Kawa?"

Oczywiście nie oddzwoniłam

Cała sytuacja miła była... nie powiem... ale no nie... takie zachowanie wiele może powiedziec o danej osobie. W życiu też tak się do wszystkiego czai? Kiepska perspektywa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Rosa26 napisał(a):
  AnissemSirch napisał(a):
  Rosa26 napisał(a):
Hmmm...ale problem polega na tym, że mało która kobieta chce faceta, który nawet nie potrafi o nią zawalczyć :bezradny:

 

Czasy średniowiecza minęły już kilka wieków temu.

 

Żeby była jasność "zdobywać" nie jest równoznaczne z bieganiem za nią i robieniem z siebie durnia.

Podam może przykład - miałam kiedyś sytuację, w które pojechałam coś załatwić z rodzicami, ponieważ chcieli pomocy, ale nie ważne.

Czekaliśmy w kolejce i tym czasie do punktu wszedł jakiś facet. Przechadzał się itp. W pewnym momencie (nasz kolej już nadeszła, ojciec gada z konsultantem) a my z mamą stoimy tak nieco za nim. W pewnym momencie podchodzi do mnie drugi konsultant i mówi "Przeprasza, ale tamten pan prosił aby to pani przekazać". I daje mi karteczkę. Zaglądam a tam numer telefonu z narysowaną filiżanką i napisane "Kawa?"

Oczywiście nie oddzwoniłam

Cała sytuacja miła była... nie powiem... ale no nie... takie zachowanie wiele może powiedziec o danej osobie. W życiu też tak się do wszystkiego czai? Kiepska perspektywa...

 

A może był niemy i miał niepełnosprawne dolne kończyny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  AnissemSirch napisał(a):
To podobnie zresztą jak Ty.

Ja przynajmniej nie jestem prymitywnym trollem i posiadam jakąkolwiek wiedzę, by się wypowiadać merytorycznie. Ty tylko wtrącasz głupie teksty o "zachowywaniu się jak rozwścieczone psy".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich serdecznie :) Ostatni mój post pisałam chyba około 2 lat temu, kiedy nie mogłam zajść w ciążę. W końcu się udało - dzięki metodzie in vitro (bardzo proszę o niezamieszczanie wpisów światopoglądowych, bo sama wiem, że metoda powstania życia w ten sposób jest wątpliwa moralnie, a jest już PO fakcie) mam wspaniałego syna, a córeczkę już urodziłam za młodu, kiedy jeszcze mogłam mieć dzieci normalnymi drogami.

 

Jako matka radzę sobie w miarę dobrze, na pewno baaaardzo je kocham, chociaż mam dużo wad, jak między innymi niecierpliwość do zabaw z dziećmi:)

Moim problemem jest OCD (zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne), na które choruję już chyba aktywnie z 3/4 mojego życia. Pierwszy atak miałam w wieku 12 lat, a teraz mam 30. Mam wspaniałą rodzinę, opiekuńczego męża, rodziców, teściową, mnóstwo wspaniałych ludzi mnie otacza.

 

Moje OCD objawia się raz na jakiś miesiąc dwa atakami natrętnych myśli, wyrzutów sumienia, kompulsyjnej potrzeby wyznawania "przewinień". Impuls pchający mnie do wykonywania kompulsji jest na tyle silny, że nie ma rady, żebym jej nie wykonała. Robię z siebie idiotę przed rodziną, przyjaciółmi , potem sobie obiecuję, że już nigdy, a jak wiecie, jest jak zawsze. Całe życie biorę leki, już nawet nie myślę o odstawianiu ich.

 

Mój problem wydaje mi się, że jest bez wyjścia. To znaczy, nie widzę żadnego rozwiązania, które byłoby dla mnie dobre, jestem w stanie dostrzec tylko mniej lub bardziej tragiczne rozwiązania.

 

Mam dwa zarodki po zabiegu in vitro, obydwa bardzo dobrej jakości, tak samo dobrej jakości jak zarodek, który przyjęłam i który jest moim synkiem.

Gdybym była osobą zdrową, nie miałabym wiekszych wątpliwości, czy transferować te zarodki. Kocham moje dzieci i wiem, że te dwa kolejne też bym pokochała tak samo i każdego dnia bardziej.

Jednak przy moim zaburzeniu, które atakuje falami (a wiadomo, że podczas ciąży dawki leków należy zmniejszyć, może być znaczne pogorszenie, po porodzie w grę wchodzi depresja poporodowa), wiem na 100%, że nie nadaję się na matkę w rodzinie wielodzietnej, nie wiem, czy podołałabym, a co, jeśli nagle mi do reszty odwali albo jakieś natręctwo już nigdy nie da mi spokoju?

 

Z drugiej strony absolutnie nie wyobrażam sobie podjęcia decyzji o oddaniu blastocyst do adopcji prenatalnej - to byłoby dla mnie po prostu nie do przejścia. Biorę też pod uwagę obciążenie genetyczne i strach, że dzieci kiedyś do mnie przyjdą i oskarżą o przekazanie im choroby, porzucenie ich itd. Nie, ta opcja jest całkowicie nie do przejścia.

 

O opcji zniszczenia zarodków nie myślę, bo to w ogóle już dla mnie za trudne.

 

Ciężkim faktem byłoby dla mnie też trzymanie zarodków w zamrażarce do końca naszych dni. Z resztą chyba jest jakaś ustawa teraz, że po kilkudziesięciu latach zarodki są z automatu przekazywane do adopcji - patrz opcja druga całkowicie nie do zaakceptowania. W ogóle, jak spojrzałabym w oczy moim dzieciom, wiedząc, że mają rodzeństwo w zamrażarce?

 

Żeby mieć wymarzone dziecko, postawiłam na szali moje przyszłe życie - nie wiem, jak to będzie dalej wyglądało. Gdybym była zdrowa, nie miałabym najmniejszych wątpliwości. Metoda in vitro jest na pewno metodą dla całkowicie zdrowych ludzi, którzy umieją stawić czoła takim dylematom i jakoś sobie to poukładają. Ja będę to do końca moich dni przeżuwać i miętolić,jak to jest w nerwicy natręctw.

 

Proszę o pomoc, opinie, jakieś pocieszenie, może ktoś jest w podobnej sytuacji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie jest chyba jasne, na czym tam moralna wątpliwość polega, kiedy wszędzie naokoło o tym trąbią, cofają refundację i tak dalej. Nad tym bym chyba się nie chciała rozwodzić, bo chyba większość z nas wie, o co chodzi.

 

A jeśli chodzi o przyczyny moich natręctw, to niestety NIE WIEM, a pół życia starałam się do tego dojść podczas licznych terapii w różnych nurtach. Z tego co wiem, to szukanie przyczyn przy OCD nie ma jakiegoś większego sensu, tym bardziej, że OCD już nawet nie jest od jakiegoś czasu kwalifikowane do zaburzeń lękowych. Natręctwa pojawiły się po prostu u mnie w pewnym wieku pod wpływem sytuacji stresowej, bo miałam do tego jakąś predyspozycję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×