Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja pomoc


Carlsberg

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

chciałbym przedstawić wam swoją historię. Nie wiem po co, właściwie to nic już nie wiem.

 

Mam 28 lat, zawsze byłem typem panikarza i wrażliwca, po studiach nie mogłem za bardzo znaleźć pracy ale też nie bardzo się starałem, nie brakowało mi pieniędzy, byłem może trochę niesamodzielny i niezbyt odporny na stres, miałem kochającą dziewczynę, z którą pewnie czy później wziąłbym ślub mimo, że bardzo tego tematu unikałem, nie chciałem się wiązać na stałe, myślałem sobie - pożyję jeszcze. No to pożyłem.

 

Ponad 1,5 roku temu zarejestrowałem się na tym forum, żeby zasięgnąć informacji na temat nerwicy lękowej, którą miałem zdiagnozowaną. Głupia historia - zapaliłem trawkę, dostałem pierwszego ataku paniki, potem drugiego i tak się zaczęło piekło. Po kilku tygodniach oczywiście psycholog i psychiatra. Lekarz przepisał Seroxat - lek nie wchodził, więc po kilku tygodniach zamiana na Zoloft. Po kilku tygodniach brania leku, wszystko powoli zaczęło wracać do normy, równolegle uczęszczałem na psychoterapię. Zacząłem czuć się lepiej, powoli zacząłem wracać do życia. Po kilku miesiącach zaczynałem powoli zapominać o nerwicy, wszystko układało się dobrze, zacząłem poważniej szukać pracy, miałem kilka rozmów, którymi byłem bardzo zestresowany, ale jakoś dałem radę. Z czasem było coraz lepiej, także po ok 8-10 miesiącach zacząłem schodzić z dawki leki i po ok roku lek odstawiłem całkowicie. Byłem taki szczęśliwy, nie brałem już leku czułem się bardzo dobrze, znalazłem pracę, trochę poniżej kwalifikacji i możliwości ale i tak byłem zadowolony. Mijały tygodnie, praca jak praca, ale żyło mi się dobrze, bez lęku, stres odczuwałem wtedy kiedy trzeba. Myślałem, że już rozumiem wszystko o co w tym chodzi, że to tylko lęk, że jestem zdrowy i że nic mi nie będzie. Wszystko było jasne. Spędzałem czas z dziewczyną, czasem ze znajomymi, wychodziłem i był po prostu normalnie.

 

Po ok 2-3 miesiącach, w pracy nagromadziło się trochę stresów, ponad moje siły i zacząłem czuć się źle. Trochę przybity, trochę zestresowany, ale myślałem - spoko to tylko zmęczenie stresem, za kilka dni przejdzie.Jednak ziarno zostało zasiane i pojawił się jakiś niepokój od czasu do czasu. Potem było już ciężej i coraz gorzej. Lęk zaczął powracać. I stało się - 17 września dostałem wieczorem ataku lęku. Dokładnie takiego jak był wcześniej. Ani silniejszy ani słabszy. Oczywiście panika - wszystko wraca! Następnego dnia telefon do psycholog, psychiatry. Umawianie się na spotkania. Psychiatra poradził, żeby na razie wstrzymać się z wizytami, to po prostu jednorazowy przypadek. Spotkania z psychoterapeutką mnie uspokoiły, poczułem się lepiej. Oczywiście wróciłem do czytania for internetowych i innych stron o powrocie nerwicy i tak natrafiłem na blog Grzegorza Szaffera - Historia Pewnej Nerwicy. Przeczytałem i doznałem olśnienia - cholera, że też nie przeczytałem tego wcześniej, przecież tutaj jest wszystko napisane, dokładnie jak u mnie - i porada o nie walczeniu z myślami - ignorowaniu, i zajęciu się czymś innym - lęk będzie wygasał. To fantastyczne odkrycie pozwoliło mi jakoś rozładowywać część lęku i ignorować pozostały, który był przecież nieracjonalny. Radość niestety nie trwała wiecznie, kilka dni radosnego ignorowania lęku i pozytywnego patrzenia w przyszłość i przyszedł jakiś taki dziwny inny lęk czy coś innego. Takie miażdżące uczucie, że wszystko jest bez sensu, że praca nie ma sensu, że wszyscy pracują, żeby zdobyć pieniądze, a ja nigdy nie będę osiągał już satysfakcji z pracy ani z niczego innego. To nie było uczucie, które trwało długo, ale było tak potężne, że zmroziło mi krew w żyłach - od razu myśl - cholera łapie mnie depresja, bo przecież z takim uczuciem, żyć się nie da, wtedy pomyślałem pierwszy raz o samobójstwie, oczywiście nie miałem zamiaru go popełniać, ale żyć w takim poczuci nie mogłem. Oczywiście opowiedziałem na tym na kolejnej wizycie u psychoterapeuty, psychiatra stwierdza, że nie widzi u mnie początków depresji więc mnie to znowu uspokoiło, ale spotkania u psychoterapeuty cały czas kontynuowałem.

 

I tutaj zaczyna się najgorsza część historii. Na rozmowie, jakoś zwróciło moją uwagę, czy lęk się pojawia i maleje czy stale utrzymuje się na podobnym wysokim poziomie. Odpowiedziałem, że jest różnie, czasem maleje, czasem się zwiększa, że dwa dni są dobre potem jakiś jest gorszy, potem znowu coś dobrego. Zainteresowało mnie to jednak i oczywiście sprawdziłem w internecie dlaczego itp. Trafiłem niestety na dwie strony gdzie opisane były dwa stany lękowe, GAD i jakiś tam inny - sprawa kluczowa - wg tej strony osoby cierpiące na te stany lękowe popełniają samobójstwa znacząco częściej niż inni nerwicowcy. To był gwóźdź do trumny - przeżyłem totalne przerażenie- ja mam ten lęk i pewnie popełnię samobójstwo bo już nie wytrzymam tego cierpienia. Trudno opisać jaki przeżyłem lęk, opowiedziałem o tym dziewczynie, która się rozpłakała. Ja razem z nią, w jednej chwili straciłem sens życia i nadzieję. Nieprzespana noc w lęku, potem kolejna i kolejna. Aż do wizyty u psychoterapeutki, która mnie uspokoiła twierdząc, że to totalne bzdury, że nigdy z takimi statystykami się nie spotkała i że GAD bardzo dobrze się, leczy, poza tym ja nie mam GAD'a tylko tylko typowy lęk napadowy, który teraz inaczej się objawił, bo już z atakami umiem sobie radzić i wiem, że nic mi nie zagraża, a teraz przeraziło mnie to i poczułem lęk o życie więc poziom lęku wzrósł. Pokrzepiony tymi słowami jak na skrzydłach poleciałem do domu - wszystko mnie cieszyło, znowu wróciły - choć na chwilę zainteresowania - wieczorem czytałem sobie stronę o piłce, fotografii i tym wszystkim co mnie interesowało. Nie muszę mówić, że spałem prawie jak dziecko, praktycznie większość nocy bez obudzenia.

 

Niestety radości wystarczyło tylko do rana. Potem znowu lęk wrócił - depresja, samobójstwo. Znowu nie mogłem spać, znowu myśli, że się zabiję, że tego nie wytrzymam. Oczywiście myśl o samobójstwie albo słowo samobójstwo - windowało mój lęk do maksimum. Do tego doszły przerażające stany przygnębienia - zanik chęci robienia czegokolwiek, w mojej głowie funkcjonują tylko słowa depresja i samobójstwo. I od tamtej pory każdy dzień to mieszanka lęku i przygnębienia. Przyjechałem do rodziców do domu opowiedziałem wszystko, rozpłakałem się, mam w nich wsparcie, wspiera mnie dziewczyna, która dzwoni do mnie a ja po prostu płaczę, bo nie chcę jej rujnować życia. I najgorsze jest to, że rano wstaję to odczuwam lęk i obrzydzenie, że znowu zaczyna się kolejny dzień cierpienia. Jestem całkowicie rozmontowany, cały czas chce mi się płakać jak o tym pomyślę. A w momentach większego napięcia - mam wrażenie, że rzeczywiście chcę się zabić, że planuję już jak to zrobić, żeby nie bolało, ale wtedy myślę, o moich rodzicach, siostrze i dziewczynie, jaki to dla nich byłby cios. Wtedy następuje apogeum lęki i czasami po prostu ryczę jak dziecko, bo ja przecież chcę normalnie funkcjonować, a nie zabijać się lub być ciężarem dla innych. Nie mogę za bardzo leżeć ani siedzieć, wychodzić też nie mam zupełnie ochoty, cały czas jakieś gorąco w mięśniach. Uważam, że mam po prostu depresję, z jakimiś objawami nerwicowymi. Nawet jeśli się pogodzę z tym, że to depresja, to tak bardzo się boję, że leki nie będą na mnie działać i że nigdy z tego nie wyjdę i że będę tak cierpiał do końca, stanę się albo ciężarem dla rodziców albo po prostu ze sobą skończę i to będzie dla nich jeszcze większy cios. Nie wiem tylko jak ja to wytrzymam. Zdarza się, że wieczorem jest trochę lepiej, lęk maleje, to już sobie myślę, że wszystko będzie dobrze, że przesadzam z tymi myślami samobójczymi to rano wszystko wraca.

 

Jeśli ktoś to przeczytał to bardzo dziękuję, nie wiem czego oczekuję, pewnie jakiegoś pocieszenia, ale ja tracę chyba nadzieję.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie żyje akurat ale to nie przez depresje tylko przez zespół paranoidalny

mam ręte i szukam pracy studiuje zaocznie, w kontaktach z ludzmi mam problemy

 

-- 02 lis 2013, 13:25 --

 

ale bywało lepiej jak miałem tylko depresje to miałem prace i studiowałem dziennie. ten zespół mi troche popsuł

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja pracowałem jeszcze kilka tygodni temu, ale teraz po świętach pewnie będę musiał odejść na jakiś czas. Pomimo, że wiem, że zajęcie mi może pomóc to jednak raczej nie mam siły na spotkania z ludźmi. Siedzenie przed komputerem i zajmowanie sie glupotami.

 

-- 09 lis 2013, 19:30 --

 

Mam takie pytanie też. Otóż byłem ostatnio tzn w poniedziałek i wtorek na spotkaniu z psychologiem i psychiatrą. Oni cały czas upierają się przy lęku napadowym podczas gdy ja uważam, że to nerwica i depresja. Za depresją przemawiają nieznośny ból życia rano, który łagodnieje podczas dnia, straszne problemy ze snem, nie pomaga nawet Morfeo, do tego utrata zainteresowania czymkolwiek, ciągły lęk. I co teraz zrobić? Wierzyć lekarzom, kiedy wyraźnie widzę, że coś jest nie tak, że teraz objawy nerwicowe są inne. Oni twietdzą, że teraz skupiam się na innych objawach i wmawiam sobie depresję. Czy to jest możliwe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carlsberg

 

http://www.youtube.com/watch?v=RNu3mkU8Dtg

przestudiuj kilka jej wykładów to zrozumiesz w czym rzecz. Ona wyszła z wylewu gdzie mogła poruszac tylko powiekami to Tobie tym bardziej powinno sie udac, zreszta Wam wszystkim. :D Tylko trzeba wysłuchac ja w spokoju, zgłebic temat a rezultaty gwarantowane. Z podswiadomoscia nie ma zartów, dlatego warto potraktowac ją poważnie. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×