Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość unikająca (lękliwa)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Czas oczekiwania na wizytę zależy od wielu czynników np wielkości miasta lub przypadłości. Jak długo oczekujesz?

 

Pozwolę sobie przypomnieć o czym pisałem wcześniej. Ja czekałem ok. 8 miesięcy na terapie grupową. Niestety spotkałem się z odmową:( A wcześniej trzech psychologów odmówiło mi pomocy na pierwszym spotkaniu. Wpłynęło to negatywnie na moje samopoczucie. Obecnie oczekuje na wizytę u psychiatry. Przyszło mi na nią czekać ok. 2,5 miesiąca. Na koniec lipca ma ustalone spotkanie z psychologiem.

Ja mieszkam w średniej wielkości mieście na wschodzie Polski. Wizytę u psychiatry na NFZ mogę umówić w ciągu miesiąca, ale z tym jest bardzo różnie. Zależy to od miesiąca, kliniki i lekarza. Czasami może trafić się nawet za 2 tygodnie, a innym razem za 2 miesiąca. Ale gdy podzwonisz w kilka miejsc to przynajmniej u mnie nie ma problemu, aby załapać się za miesiąc.

 

Co do psychologa na NFZ to z tego co pamiętam na wizytę też czekałem również z miesiąc czasu. Tutaj podobnie można podzwonić po różnych klinikach i popytać o terminy. Jednak według mnie to dlaczego jedni lekarze przyjmują szybciej niż inni musi z czegoś wynikać. Może nie są aż tak dobrzy w swoim fachu?

 

Największe problemy były z terapią na NFZ. Na terapię indywidualną w nurcie psychodynamicznym czeka się u mnie 1-2 lata. Tutaj też trzeba podzwonić i się popytać. Często termin się przesuwa, bo ludzie rezygnują. Na terapię grupową czekałem max 3 miesiące. Zaznaczę, że każda z terapii była poprzedzona konsultacjami nawet nie wiem z kim, nie wiem czy to był psychiatra czy psycholog, ale była to osoba, która nie była moim głównym lekarzem tylko kompletnie innym. Było kilka spotkań konsultacyjnych, które miały ocenić czy się nadaję. Według specjalistów nadawałem się na kilka terapii zarówno indywidualnych jak i grupowych. Chyba, aż taki chory byłem/jestem. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas oczekiwania na wizytę zależy od wielu czynników np wielkości miasta lub przypadłości. Jak długo oczekujesz?

 

Pozwolę sobie przypomnieć o czym pisałem wcześniej. Ja czekałem ok. 8 miesięcy na terapie grupową. Niestety spotkałem się z odmową:( A wcześniej trzech psychologów odmówiło mi pomocy na pierwszym spotkaniu. Wpłynęło to negatywnie na moje samopoczucie. Obecnie oczekuje na wizytę u psychiatry. Przyszło mi na nią czekać ok. 2,5 miesiąca. Na koniec lipca ma ustalone spotkanie z psychologiem.

 

Ja mieszkam w średniej wielkości mieście na wschodzie Polski. Wizytę u psychiatry na NFZ mogę umówić w ciągu miesiąca, ale z tym jest bardzo różnie. Zależy to od miesiąca, kliniki i lekarza. Czasami może trafić się nawet za 2 tygodnie, a innym razem za 2 miesiąca. Ale gdy podzwonisz w kilka miejsc to przynajmniej u mnie nie ma problemu, aby załapać się za miesiąc.

Moje miasto ma ponad 100 tys. mieszkańców.

Psycholog z NFZ doradził mi udanie się do psychiatry lub terapeuty. Wcześniejsze spotkania z terapeutką nie spełniły moich oczekiwań W związku z czym zdecydowałem się na wizytę u psychiatry. Sprawdziłem wszystkie adresy, które znalazłem w internecie. Wybrałem najkrótszy czas oczekiwania czyli ok. 2,5 miesiąca. Pozostałe terminy rozpoczynały się w czerwcu lub lipcu.

 

Co do psychologa na NFZ to z tego co pamiętam na wizytę też czekałem również z miesiąc czasu. Tutaj podobnie można podzwonić po różnych klinikach i popytać o terminy. Jednak według mnie to dlaczego jedni lekarze przyjmują szybciej niż inni musi z czegoś wynikać. Może nie są aż tak dobrzy w swoim fachu?

Dotychczas średni czas oczekiwania na pierwszą wizytę u psychologa dla mnie to miesiąc. Kolejne spotkania odbywały już się z różną intensywnością. Zawsze wybierałem najbliższe terminy. Niestety terminy nie ustalałem z psychologiem ale z panią z rejestracji. Prowadziło to do kuriozalnej sytuacji w której z psychologiem ustalam kolejną wizytę na za tydzień a z pani z rejestracji mówi: No to za 3 tygodnie.

 

Największe problemy były z terapią na NFZ. Na terapię indywidualną w nurcie psychodynamicznym czeka się u mnie 1-2 lata. Tutaj też trzeba podzwonić i się popytać. Często termin się przesuwa, bo ludzie rezygnują. Na terapię grupową czekałem max 3 miesiące. Zaznaczę, że każda z terapii była poprzedzona konsultacjami nawet nie wiem z kim, nie wiem czy to był psychiatra czy psycholog, ale była to osoba, która nie była moim głównym lekarzem tylko kompletnie innym. Było kilka spotkań konsultacyjnych, które miały ocenić czy się nadaję. Według specjalistów nadawałem się na kilka terapii zarówno indywidualnych jak i grupowych. Chyba, aż taki chory byłem/jestem. :D

Na początku spotykałem się z terapeutka z MOPR. Przebieg spotkania sprowadzał się do opowiedzenia co wydarzyło się od ostatniego spotkania lub opowiedzenia o mojej przeszłości.Nie ćwiczyliśmy żadnych umiejętności społecznych. Czy u Ciebie było podobnie? Czy mogę wiedzieć co robiłeś na terapii i jak były prowadzone zajęcia?

 

johnn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w moim miescie jest jeden psychoterapeuta na caly powiat na NFZ...w pobliskim miescie z kolei juz sie terapeutyzowalem ,maja tam kilku psychologow/psychoterapeutow ale wszyscy w tym samym nurcie pracuja wiec to byloby na zasadzie zamienil stryjek siekierke na kijek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co to za różnica. Mi psycholog wpisał osobowość unikającą, ale powiedział też, że nadaję się do osobowości schizotypowej i jak chcę to może mi to wpisać.

 

W tym tygodniu miałem wizytę u psychiatry. Diagnoza : Natręctwa. Przy czym zaznaczył, że to nie ma znaczenia co wpisze. Mam mieszane odczucia. Nie wyjaśnił co to za schorzenie. Niewiele się dowiedziałem. Przypomnę poprzednie diagnozy:

Terapeuta: Nieśmiałość,

Prywatny psychiatra: F21 Zaburzenia schizotypowe

 

Najbardziej zaskoczyła mnie odpowiedź dotycząca metod leczenia. Polecił mi terapie prywatnie w miejscowości odległej ok. 60 km od mojego miejsca zamieszkania. W miejscowości wielkości 3/4 mojej miejscowości. Zapytany o leczenie na NFZ w mojej miejscowości (ok. 120 tys. mieszkańców) stwierdził, że nikogo mi nie poleci i więcej nie powie . Mam się domyśleć czemu:(

Moja sytuacja finansowa nie pozwala mi na terapię prywatnie. Znów jestem zdany na siebie.

Dla klarowności sytuacji dodam że psychiatra dysponował moją teczką sporządzoną przez psychologa (który, odmówił mi pomocy na 5 spotkaniu z braku kompetencji) z tego samego ośrodka.

 

johnn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobowość unikająca (lękliwa) charakteryzuje się:

- uporczywym i wszechogarniającym uczuciem napięcia, niepokoju i lęku;

- poczuciem niepewności, nieśmiałości, nieprzystosowania, nieatrakcyjności i małej wartości;

- silnym pragnieniem akceptacji i uznania, a w związku z tym nadmierną wrażliwością na krytykę i odrzucenie, co powoduje zawężenie osobistych więzi społecznych oraz niechęć do wchodzenia w bliższe relacje z ludźmi z obawy przed dezaprobatą;

- ograniczonym stylem życia uwarunkowanym dominującą potrzebą zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa;

- ciągłą samokontrolą i przesadnym analizowaniem własnego zachowania się;

Wypisz, wymaluj: ja.

Ale zgłosiłbym parę zastrzeżeń:

 

AD. 1. Te uczucia nie rzucają mi się tak w oczy bo się przyzwyczaiłem...

AD. 2. Co do małej wartości, to nie do końca, bo nauczyłem się dysocjować poczucie małej wartości i wchodzić w poczucie wyższości.

AD. 3. Nie mam zastrzeżeń :mrgreen: W końcu ktoś to ładnie ubrał w słowa.

AD. 4. Również zgoda.

AD. 5. No ba.

 

Tu jest więcej: http://salusprodomo.pl/blog/osobowosc-lekliwa-unikajaca-objawy-leczenie/

 

Przeżywanie napięcia i lęku, permanentnego stanu zalęknienia w sytuacjach społecznych.

Przeżywanie niepewności, nieśmiałości, zakłopotania.

Poczucie niższości, nieatrakcyjności, nieudolności.

Poczucie społecznego nieprzystosowania.

Wysoki poziom nadwrażliwości na krytykę i odrzucenie.

Rozpamiętywanie własnej bezwartościowości.

Pragnienie uznania i akceptacji.

Unikanie aktywności i działań w obawie przed odrzuceniem, ośmieszeniem, krytyką.

Unikanie stresu związanego z kontaktem ze światem zewnętrznym, a tym samym przeżywanie pustki i izolacji społecznej.

Ograniczony styl życia, w celu uniknięcia dyskomfortu psychicznego związanego z kontaktami z innymi.

Poczucie osamotnienia.

Przeżywanie silnego lęku przed porażką i negatywną oceną.

Przeżywanie lęku w obawie przed koniecznością konfrontacji i rywalizacji z innymi.

Przeżywanie dyskomfortu psychicznego będącego skutkiem konfliktu pomiędzy potrzebą miłości a nieufnością i obawą przed odrzuceniem, ośmieszeniem i cierpieniem.

Przesadna samokontrola i nieustanne analizowanie własnego zachowania, własnej bezwartościowości.

Coraz większa izolacja może prowadzić do ucieczki życia w świecie fantazji zastępującym rzeczywistość. Fantazjowanie, marzenia i wyobrażenia osoby lękliwej np., że jest kochana i akceptowana, że przeżywa bajkowy romans, stają się sposobem na ucieczkę przed lękiem i dyskomfortem związanym z przeżywaniem własnej nieudolności i bezwartościowości.

Przeżywanie nieufności wobec innych.

Możliwe są zakłócenia procesów poznawczych, na skutek przeżywania nasilonego lęku społecznego.

Poczucie dyskomfortu psychicznego wynikające ze stopniowego wycofywania się z życia społecznego może prowadzić do stanów regresyjnych, depresyjnych i myśli samobójczych.

 

Generalnie się zgadza, kursywą zaznaczyłem to, wobec czego mam pewne drobne wątpliwości.

 

No to chyba w końcu już wiem, co mi jest.

Mam wrażenie, że to jest bardziej fundamentalne u mnie niż OCD czy cyklotymia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dostałem kilka prywatnych wiadomości, w których moja diagnoza zaburzenia typu osobowości unikającej była podważana z różnych powodów. Oświadczam wszystkim, że jestem w posiadaniu dokumentu na którym pisze moja diagnoza, leki jakie przyjmuję, wskazania dotyczące dalszego leczenia, jest nazwa kliniki, podpis psychiatry itp. Otóż na tym dokumencie pisze jasno, że mam zaburzenie osobowości unikającej oraz zaburzenia lękowe (czy coś w tym stylu, nie chce mi się teraz sprawdzać). Psychiatra leczy mnie od kilku dobrych lat. Dodatkowo byłem badany przez psychologów i innego psychiatrę. Wykonałem wiele różnych testów w ich gabinetach. Uważam, że moja diagnoza jest prawidłowa.Jeżeli będzie taka potrzeba to mogę opublikować. Przyjmuję jedynie Wenlafaksyne 150 mg/dz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz

Nie wiem, po co i na jakiej podstawie podważać komuś diagnozę przez internet. Bywają błędne, np. moja oficjalna diagnoza jest tak bardzo z dupy, że sam ją sobie podważyłem na kilka różnych sposobów, ale nie odważyłbym się komuś wcinać w papiery na podstawie wpisów na publicznym forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

 

Cześć, to mój pierwszy post na tym forum. Prawdopodobnie jest jakiś temat na przywitanie i przedstawienie się, ale raczej nie od niego zacznę.

Głównie dlatego, że jedynym powodem dla którego piszę na tym forum jest namowa przyjaciela który podobnie jak ja zmaga się z problemami psychicznymi (ale zupełnie innej natury) i uznał że opisanie tutaj swoich problemów może mi pomóc. Jeśli mój post zostanie w jakiś sposób skasowany za łamanie regulaminu to nic złego się nie stanie, bo osobiście nie wierzę w jakiekolwiek powodzenie lub przydatność pisania tutaj.

Jestem sobie zwykłym facetem który nie ma już chęci do życia. Wydaje mi się, że posiadam osobowość unikającą i obezwładniającą depresję. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęła się ona u mnie objawiać, ale sądzę że od początku gimnazjum, kiedy zacząłem regularnie otrzymywać docinki od kolegów i koleżanek właśnie wtedy moje poczucie własnej wartości zaczęło zjeżdżać po równi pochyłej.

Trwało to przez całe gimnazjum, zaczęło się w liceum mimo że próbowałem pokazać się od innej strony, znacząco osłabło na studiach (traktowanie jak powietrze zamiast obgadywania choć kto tam na pewno wie). Mam obecnie 27 lat, nigdy nie miałem dziewczyny – koleżanki tylko sporadycznie – i moje życie towarzyskie oraz samoocena leżą w ruinie. Boję się rozmawiać z ludźmi, jednak dość dobrze to ukrywam, starając się śmieszkować. Zawsze jednak kończy się tak samo – rozmowa w ogóle się nie klei, rozmówca kulturalnie spławia mnie w cholerę i patrzę jak inni ludzi nawiązują znajomości, śmieją się i korzystają z życia podczas gdy mnie wewnątrz chce się wyć. Ale oczywiście nie pokazuję tego, bo… nie wypada. Nikt nie lubi negatywnych marud, mimo że zewsząd słyszy się apele podnoszące świadomość tematu zdrowia psychicznego (na który społeczeństwo miało, ma i będzie miało wywalone).

Jestem samotny, mam tylko dwóch przyjaciół z którymi mogę pogadać, a i tak często tylko przez rozmowę wideo. Czasami wychodzę ze znajomymi z pracy na piwo próbując udawać pewnego siebie, ale obawiam się że „unikający” na tyle sprawnie udaje, co idiota mądrego.

Jeśli dodać do tego wykształcenie jeno licencjackie, małą ilość zainteresowań (rysowanie i malunek, czytanie książek, gry komputerowe i jazda na rowerze) niski wzrost (170 cm) oraz kiepskie zarobki bez perspektyw na awans (2500 na rękę) to czuję że kompletnie przegrałem swoje życie. I nie ma żadnej możliwości na poprawę, bo z  takim „CV” to nikogo nie przekonam do swojej osoby. A chciałbym po prostu być lubiany, mieć przyjaciół, czuć się komuś potrzebny.

Uprzedzając z góry pytania „A próbowałeś w ogóle coś z tym zrobić?” odpowiadam: Tak, próbowałem. Wspomniane wyjścia na piwko pomimo strasznej fobii społecznej (na zewnątrz uśmiecham się i dowcipkuję wewnątrz pocę się jak szczur i szczękam zębami), kilkumiesięczna terapia u psychiatry, wyjazd na wrocławski konwent fantastyki pomimo zerowego doświadczenia w wizytach na tego typu imprezach i strachu przed nieznanym… ogólnie rzecz biorąc jestem na zewnątrz dość wylewny, ale co z tego, skoro rozmowa nigdy się nie klei i zawsze kończy się niezręczną ciszą. To wszystko zmierza donikąd. 

Nawiasem mówiąc ten wyjazd do Wrocka to też klapa była, bo nawet wśród sobie podobnym pasjonatom smoków i hokus-pokus byłem uznany za dziwaka. To już niezłe osiągnięcie.

Myślę że dobrym podsumowaniem całej tej historyjki będzie deklaracja że po prostu nienawidzę samego siebie i uważam że nie powinienem się był urodzić.

Edytowane przez Heledore
Połączono ze względu na tematykę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NIe mów tak o sobie bo jesteś dobrą osobą .Mam podobnie do ciebie więc wiem o czym mówisz.Musisz znaleźć odpowiednią osobe w odpowiednim czasie takiego przyjaciela lub dziewczyne.I nie poddawaj się z leczeniem psychiatrycznym , musisz robić wszystko żeby lepiej się czuć  jeśli nawet nie będzie to miało żadnego sensu.Ja mam 25 lat i też moje życie to tylko praca .Wracam o domu i nawet na kompie mi się nie chce siedzieć ,ide spać i na następny dzień do pracy.Jeśli chodzi o dziewczyny to na mieście byś nie poderwał  ani na imprezie pewnie ciebie bym nie zobaczył ale może szybkie randki by były dobre. No i zosatją tobie też portale randkowe.....no i facebook

Jeśli chciałbyś pogadać to zasze przez jakiś komunikator czy skype możemy pogadać jeśli oczywiście masz ochote

Edytowane przez Heledore
Połączono ze względu na tematykę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Cześć, to mój pierwszy post na tym forum. Prawdopodobnie jest jakiś temat na przywitanie i przedstawienie się, ale raczej nie od niego zacznę. 

Głównie dlatego, że jedynym powodem dla którego piszę na tym forum jest namowa przyjaciela który podobnie jak ja zmaga się z problemami psychicznymi (ale zupełnie innej natury) i uznał że opisanie tutaj swoich problemów może mi pomóc. Jeśli mój post zostanie w jakiś sposób skasowany za łamanie regulaminu to nic złego się nie stanie, bo osobiście nie wierzę w jakiekolwiek powodzenie lub przydatność pisania tutaj. 

Jest dział powitalny, ale nie jest nigdzie napisane, że trzeba od niego zaczynać, więc luz. ;)

 

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Jestem sobie zwykłym facetem który nie ma już chęci do życia. Wydaje mi się, że posiadam osobowość unikającą i obezwładniającą depresję. Nie wiem kiedy dokładnie zaczęła się ona u mnie objawiać, ale sądzę że od początku gimnazjum, kiedy zacząłem regularnie otrzymywać docinki od kolegów i koleżanek właśnie wtedy moje poczucie własnej wartości zaczęło zjeżdżać po równi pochyłej. 

Na podstawie pewnych podobieństw będę odnosił to, co piszesz głównie do siebie.

To i tak później z tym wszystkim wystartowałeś niż ja. Nie przypominam sobie okresu, w którym miałbym normalną, nie niską lub zaniżoną samoocenę. Zdarzały się przejściowe okresy z samooceną naciąganą, bo trafił się na widoku ktoś żałośniejszy niż ja lub okoliczności nieśmiało wskazywały na to, że nadchodzi czas odbicia sobie upokorzeń i porażek, co oczywiście tylko mi się wydawało.

 

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Trwało to przez całe gimnazjum, zaczęło się w liceum mimo że próbowałem pokazać się od innej strony, znacząco osłabło na studiach (traktowanie jak powietrze zamiast obgadywania choć kto tam na pewno wie).

Nie ma osoby, której nie dotyczyłoby obgadywanie za plecami, więc tym bym się nie przejmował (i od dawna się nie przejmuję), gorzej jest, kiedy obgadują tak, żebyś słyszał, bo to oznacza całkowity brak szacunku.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Mam obecnie 27 lat, nigdy nie miałem dziewczyny – koleżanki tylko sporadycznie – i moje życie towarzyskie oraz samoocena leżą w ruinie.

O związkach w ogóle wolę nie zaczynać tematu, natomiast życie towarzyskie u mnie też robi pod siebie.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Boję się rozmawiać z ludźmi, jednak dość dobrze to ukrywam, starając się śmieszkować.

To maska, ułatwia życie.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Zawsze jednak kończy się tak samo – rozmowa w ogóle się nie klei, rozmówca kulturalnie spławia mnie w cholerę i patrzę jak inni ludzi nawiązują znajomości, śmieją się i korzystają z życia podczas gdy mnie wewnątrz chce się wyć. Ale oczywiście nie pokazuję tego, bo… nie wypada. Nikt nie lubi negatywnych marud, mimo że zewsząd słyszy się apele podnoszące świadomość tematu zdrowia psychicznego (na który społeczeństwo miało, ma i będzie miało wywalone).

Chyba znam to, kiedy podczas próby nawiązania kontaktu pojawiają się niekoniecznie werbalne oznaki szybkiego zmęczenia moją osobą i ból psychiczny, do którego się już przyzwyczaiłem. Potrafię podejmować różne tematy rozmów, ale najbardziej szczery jestem, gdy marudzę.

Co ciekawe, potrafię nieźle zająć rozmówcę w rozmowie w 4 oczy, bez grupy lub tam, gdzie mam czystą kartę.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Jestem samotny, mam tylko dwóch przyjaciół z którymi mogę pogadać, a i tak często tylko przez rozmowę wideo. Czasami wychodzę ze znajomymi z pracy na piwo próbując udawać pewnego siebie, ale obawiam się że „unikający” na tyle sprawnie udaje, co idiota mądrego.

No, chyba tak jest że ludzie unikają unikających, nawet tych, którzy próbują udawać, że tacy nie są.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Jeśli dodać do tego wykształcenie jeno licencjackie, małą ilość zainteresowań (rysowanie i malunek, czytanie książek, gry komputerowe i jazda na rowerze)

To jakim ja jestem odpadem, skoro mam tylko gówno warte technikum z maturą, jeśli mierzymy tą miarą. A z zainteresowań najlepiej w realizacji idzie mi w trainspottingu, czyli wyszukiwaniu bezwartościowych informacji.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

kiepskie zarobki bez perspektyw na awans (2500 na rękę) to czuję że kompletnie przegrałem swoje życie.

2500 netto to nie jest źle, zależy od tego, za co te pieniądze dostajesz i gdzie mieszkasz. Przynajmniej nadajesz się do jakiejś pracy, czego nie można powiedzieć o mnie.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Uprzedzając z góry pytania „A próbowałeś w ogóle coś z tym zrobić?” odpowiadam: Tak, próbowałem. Wspomniane wyjścia na piwko pomimo strasznej fobii społecznej (na zewnątrz uśmiecham się i dowcipkuję wewnątrz pocę się jak szczur i szczękam zębami), kilkumiesięczna terapia u psychiatry, wyjazd na wrocławski konwent fantastyki pomimo zerowego doświadczenia w wizytach na tego typu imprezach i strachu przed nieznanym… ogólnie rzecz biorąc jestem na zewnątrz dość wylewny, ale co z tego, skoro rozmowa nigdy się nie klei i zawsze kończy się niezręczną ciszą. To wszystko zmierza donikąd. 

A u psychiatry leczyłeś się (leczysz) pod kątem depresji czy fs?

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Myślę że dobrym podsumowaniem całej tej historyjki będzie deklaracja że po prostu nienawidzę samego siebie i uważam że nie powinienem się był urodzić.

Sam na swój temat czasami też do takich wniosków dochodzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Jeśli dodać do tego wykształcenie jeno licencjackie, małą ilość zainteresowań (rysowanie i malunek, czytanie książek, gry komputerowe i jazda na rowerze) niski wzrost (170 cm) oraz kiepskie zarobki bez perspektyw na awans (2500 na rękę) to czuję że kompletnie przegrałem swoje życie. I nie ma żadnej możliwości na poprawę, bo z  takim „CV” to nikogo nie przekonam do swojej osoby. A chciałbym po prostu być lubiany, mieć przyjaciół, czuć się komuś potrzebny.

2500 na rękę to nie tak źle znowu i większy  wzrost raczej też by nie pomógł bo ja mam ponad 190 cm i problemy podobne do Ciebie również z poznawaniem płci przeciwnej.  Przez samo czytanie książek zaliczasz się do 40 % elity Polaków co czyta cokolwiek, a licencjat to przecież nie gimnazjum i to raczej typowe wykształcenie dla ludzi w Twoim wieku. Wiem że to pewnie Ciebie nie pocieszy, ale nie ma się co dołować  niewspółgraniem wobec   wykreowanego przez neoliberalne media stereotypem młodego człowieka, który często ni jak się ma do obiektywnej rzeczywistości.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć!

Chciałbym po pierwsze przeprosić za dość długą przerwę w odpowiedzi - stało się tak po pierwsze ze sporej nawały obowiązków, zmęczenia a także chęci właściwego odniesienia się do każdej z osób.

Dziękuję serdecznie wszystkim za słowa otuchy, bardzo było mi to potrzebne. Świadomość, że nie trzeba zawsze ukrywać swoich uczuć i wewnętrznych konfliktów działa niezwykle kojąco. Siedząc samotnie wśród ludzi którzy nie wiedzą co przeżywam to najgorsza tortura i ciężko ją wytrzymywać na dłużej.

W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

NIe mów tak o sobie bo jesteś dobrą osobą .Mam podobnie do ciebie więc wiem o czym mówisz.Musisz znaleźć odpowiednią osobe w odpowiednim czasie takiego przyjaciela lub dziewczyne.I nie poddawaj się z leczeniem psychiatrycznym , musisz robić wszystko żeby lepiej się czuć  jeśli nawet nie będzie to miało żadnego sensu.Ja mam 25 lat i też moje życie to tylko praca

Na całe szczęście mam takiego przyjaciela na dobre i na złe, którego poznałem na studiach. Przy nim mogę pokazać się całkowicie bez osłonek, dokładnie takim jakim jestem bez żadnego ostrożnego dobierania słów i small talkowego pieprzenia o pogodzie albo odjazdach tramwajów. W czasach gdzie podobni ludzie to skarb i rarytas mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z niewielu dobrych rzeczy jaka mnie spotkała na przestrzeni ostatnich lat.

 

W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

Jeśli chodzi o dziewczyny to na mieście byś nie poderwał  ani na imprezie pewnie ciebie bym nie zobaczył ale może szybkie randki by były dobre. No i zosatją tobie też portale randkowe.....no i facebook

Szybkie randki - miejsce, gdzie trzeba wywrzeć bardzo dobre pierwsze wrażenie. Introwertyk, fobik społeczny i osobowość unikająca na takim spotkaniu? Czarno to widzę, ale jestem niepoprawnym pesymistą, więc różnie to może być. Tak samo z portalami randkowymi - to taki internetowy targ gdzie trzeba się wybić, zachwalając się niczym produkt do sprzedania... nie zawsze zgodnie z prawdą a raczej z oczekiwaniami ludzi. Myślę, że spróbowałbym raczej jakichś spotkań w kółkach zainteresowań, może nawet terapii grupowej. Z czystej chęci zawarcia jakiejś znajomości, już nie myślę o tym w kontekście randkowania. Materiał na partnera/chłopaka/męża ze mnie żaden. :P

W dniu 23.10.2018 o 22:34, bonzay2 napisał:

Jeśli chciałbyś pogadać to zasze przez jakiś komunikator czy skype możemy pogadać jeśli oczywiście masz ochote

Dzięki za propozycję - pewnie w końcu z niej skorzystam, ale nie wiem czy starczy mi odwagi żeby tak szybko nawiązać kontakt z nową osobą. Choć wynika to pewnie z mojej obawy przed otwarciem się - kiedy sytuacja wymusza kontakt z drugim człowiekiem nie mam czasu na swoje fanaberie :)

W dniu 24.10.2018 o 14:24, New-Tenuis napisał:

Mi psychiatra powiedział, że mam zo mieszane z akcentem na chwiejną emocjonalnie, ale ja czuję się też unikająca. To znaczy, staram się to przełamywać, ale to jakbym na wojnę szła, tyle energii mnie kosztuje.

Znam to uczucie. Miałem tak na swoim konwencie we Wrocławiu i teraz, chodząc na crossfit żeby zgubić nieco ze swojego kałduna, przeraża mnie ilość osób która tam ćwiczy. Koszmarnie spada mi samoocena patrząc na innych, lepszych ode mnie i z ledwością zmuszam się do kontynuowania treningów. Jakoś to idzie.

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

To i tak później z tym wszystkim wystartowałeś niż ja. Nie przypominam sobie okresu, w którym miałbym normalną, nie niską lub zaniżoną samoocenę. Zdarzały się przejściowe okresy z samooceną naciąganą, bo trafił się na widoku ktoś żałośniejszy niż ja lub okoliczności nieśmiało wskazywały na to, że nadchodzi czas odbicia sobie upokorzeń i porażek, co oczywiście tylko mi się wydawało.

Ha, ile razy obiecywałem sobie że będzie lepiej. "W gimnazjum było źle, w liceum będzie lepiej, w liceum było źle, na studiach będę nowym człowiekiem, na studiach nie wyszło, w pracy będzie inaczej" itd. Ciężko z tego wyjść nawet podejmując rękawicę i walcząc, ponieważ często ta walka polega na nieśmiałych, nieudanych interakcjach.

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

Nie ma osoby, której nie dotyczyłoby obgadywanie za plecami, więc tym bym się nie przejmował (i od dawna się nie przejmuję), gorzej jest, kiedy obgadują tak, żebyś słyszał, bo to oznacza całkowity brak szacunku.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Racja, ale po tylu latach spędzonych w niewielkim gronie przyjaciół i ze sporym gronem wrogów/nastawionych obojętnie zmieniło się to w paranoję którą ciężko wykorzenić, ponieważ czai się gdzieś w podświadomości i będzie chodzić ze mną w jednym zaprzęgu raczej już do końca życia. Pech.

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

O związkach w ogóle wolę nie zaczynać tematu, natomiast życie towarzyskie u mnie też robi pod siebie.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Coś takiego strasznie ryje psychikę. To młyn na wodę dla myśli o braku akceptacji i niedopasowaniu do innych. Jak zaczynać rozmowę, skoro wiem że ci ludzie wzgardziliby mną gdyby znali mnie lepiej? Piętno aspołecznego strasznie ciąży i najgorsze jest to, że nawet najlepsze aktorstwo często nie ratuje przed czujnym okiem nowej grupy, gdy dopiero zaczynają cię poznawać.

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

Chyba znam to, kiedy podczas próby nawiązania kontaktu pojawiają się niekoniecznie werbalne oznaki szybkiego zmęczenia moją osobą i ból psychiczny, do którego się już przyzwyczaiłem. Potrafię podejmować różne tematy rozmów, ale najbardziej szczery jestem, gdy marudzę.

Co ciekawe, potrafię nieźle zająć rozmówcę w rozmowie w 4 oczy, bez grupy lub tam, gdzie mam czystą kartę.

W zasadzie nie licząc dwóch moich przyjaciół z którymi mam dość sporadyczny kontakt, to nie sądzę że był w moim życiu ktoś, kto naprawdę ucieszył się że mnie widzi. Brakuje mi takiej prostolinijnej sympatii jaką widzę często u ludzi z którymi pracuję i ich partnerami. Ja przeważnie byłem rakiem na bezrybiu z którym rozmawiało się z braku lepszego towarzysza do rozmowy - widać było, że męczę rozmówców. Co oczywiście przyłożyło się pewnie do rozwoju osobowości unikającej. Zastanawiam się, czy jest jeszcze sens próbować z kimkolwiek rozmawiać.

Tutaj punkt dla Ciebie, w rozmowach w 4 oczy zanudzałem rozmówców aż do niezręcznej ciszy, która wisiała w powietrzu w nieskończoność. :)

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

To jakim ja jestem odpadem, skoro mam tylko gówno warte technikum z maturą, jeśli mierzymy tą miarą. A z zainteresowań najlepiej w realizacji idzie mi w trainspottingu, czyli wyszukiwaniu bezwartościowych informacji.

Większość ludzi wśród których się obracam, ma lub wyrabia magisterkę i nieustannie pieprzą o studiach co bardzo utrudnia mi wkomponowanie się w rozmowę. Nie mam się za bardzo czym pochwalić w kwestii zainteresowań, rysowanie i malunek uwielbiam najbardziej, ale póki co jestem jeszcze w tym na tyle kiepski, że równie dobrze mógłbym go nie wymieniać.

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

2500 netto to nie jest źle, zależy od tego, za co te pieniądze dostajesz i gdzie mieszkasz. Przynajmniej nadajesz się do jakiejś pracy, czego nie można powiedzieć o mnie.

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

W zasadzie mi wystarcza, ale obawiam się że w dzisiejszych czasach dużo świadczy o człowieku ile zarabia i jaką zajmuję pozycję. Ja mam na to wywalone, znałem już doktorów i managerów, którzy swoimi poglądami na życie byli kompletnymi dzbanami jak i osoby na skromnych stanowiskach z którymi można było ciekawie pogadać. Pewnie więcej osób myśli podobnie, ale o ironio nikt się przecież z tym nie zdradzi. Przecież to niepożądane :)

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

A u psychiatry leczyłeś się (leczysz) pod kątem depresji czy fs?

W dniu 14.10.2018 o 19:43, Rasknitt napisał:

Depresji.

 

W dniu 26.10.2018 o 12:48, weltschmerz napisał:

Sam na swój temat czasami też do takich wniosków dochodzę.

A ludzi którzy uważaliby inaczej, na razie brak. Dlatego cieszę się że zajrzałem na to forum. Obecnie pomaga mi jakakolwiek oznaka sympatii, w takim jestem złym stanie.

W dniu 30.10.2018 o 20:32, carlosbueno napisał:

2500 na rękę to nie tak źle znowu i większy  wzrost raczej też by nie pomógł bo ja mam ponad 190 cm i problemy podobne do Ciebie również z poznawaniem płci przeciwnej.  Przez samo czytanie książek zaliczasz się do 40 % elity Polaków co czyta cokolwiek, a licencjat to przecież nie gimnazjum i to raczej typowe wykształcenie dla ludzi w Twoim wieku. Wiem że to pewnie Ciebie nie pocieszy, ale nie ma się co dołować  niewspółgraniem wobec   wykreowanego przez neoliberalne media stereotypem młodego człowieka, który często ni jak się ma do obiektywnej rzeczywistości.  

Dzięki, dobrze wiedzieć że jest ktoś, kto myśli inaczej. Zabawne, ludzi na Ziemi więcej niż kiedykolwiek, a ja czuję się jak w jakimś postapokaliptycznym filmie. Samotny czekam na jakąś odpowiedź od innej żywej duszy. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Rasknitt napisał:

Większość ludzi wśród których się obracam, ma lub wyrabia magisterkę i nieustannie pieprzą o studiach co bardzo utrudnia mi wkomponowanie się w rozmowę. Nie mam się za bardzo czym pochwalić w kwestii zainteresowań, rysowanie i malunek uwielbiam najbardziej, ale póki co jestem jeszcze w tym na tyle kiepski, że równie dobrze mógłbym go nie wymieniać.

Ja mam odwrotnie, a może podobnie. Pracuje z ludźmi którzy są formalnie gorzej ode mnie wykształceni, nie mówiąc już o elokwencji i nie mam za bardzo o czym z nimi gadać, a jak coś powiem to uważają że się wywyższam( albo mi się tak wydaje tylko). Ale i tak uważam się gorszy od nich   bo oni maja tzw normalne życie; rodziny, dzieci, partnerów itd a ja nie mam nikogo a do tego jestem blisko 40 latkiem bez prawka mieszkającym z mamą czy nieudacznikiem do kwadratu. 

 

5 godzin temu, Rasknitt napisał:

Ha, ile razy obiecywałem sobie że będzie lepiej. "W gimnazjum było źle, w liceum będzie lepiej, w liceum było źle, na studiach będę nowym człowiekiem, na studiach nie wyszło, w pracy będzie inaczej" itd. Ciężko z tego wyjść nawet podejmując rękawicę i walcząc, ponieważ często ta walka polega na nieśmiałych, nieudanych interakcjach.

To chyba typowe dla ludzi z "naszymi" problemami. Całą podstawówkę byłem gnębiony, myślałem w szkole średniej będzie lepiej, nie było, na studiach może trochę lepiej było bo ludzie na innym poziomie, ale też nie do końca. Wyjechałem za granicę i też nie było lepiej, wróciłem do kraju i to samo, bo  wszędzie idę ze swoim  umysłem, a dla niego nie ma znaczenia w jaki środowisku się obracam, zawsze i tak zostają te same problemy od których nigdy nie ucieknę. Poczucie bycia gorszym mam od przedszkola chyba i nigdy mnie nie opuszcza poza chwilowym upojeniem alkoholowym, albo krótkimi okresami zakochania( zawsze nieszczęśliwego). Jedyną radość choć wiem że prymitywną odczuwam gdy ktoś jest gorszy ode mnie np stoczył się na alkoholowe czy narkotykowe dno. Ale realne to żadne pocieszenie, gdy widzę że jednak większości się jakoś życie układa a ja prowadzę życie nastolatka, choć nie ma w nim żadnej młodzieńczej radości i energii.   

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz
10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Na całe szczęście mam takiego przyjaciela na dobre i na złe, którego poznałem na studiach. Przy nim mogę pokazać się całkowicie bez osłonek, dokładnie takim jakim jestem bez żadnego ostrożnego dobierania słów i small talkowego pieprzenia o pogodzie albo odjazdach tramwajów. W czasach gdzie podobni ludzie to skarb i rarytas mogę śmiało powiedzieć, że to jedna z niewielu dobrych rzeczy jaka mnie spotkała na przestrzeni ostatnich lat.

No, to już coś, że tego przyjaciela masz. Wielu, ba, większość ludzi nie ma takiej osoby. Ja nigdy nie miałem.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Znam to uczucie. Miałem tak na swoim konwencie we Wrocławiu i teraz, chodząc na crossfit żeby zgubić nieco ze swojego kałduna, przeraża mnie ilość osób która tam ćwiczy. Koszmarnie spada mi samoocena patrząc na innych, lepszych ode mnie i z ledwością zmuszam się do kontynuowania treningów. Jakoś to idzie.

Właśnie dlatego nie podejmuję żadnej aktywności fizycznej poza zamkniętą przestrzenią, w której jestem sam. 🙂

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Racja, ale po tylu latach spędzonych w niewielkim gronie przyjaciół i ze sporym gronem wrogów/nastawionych obojętnie zmieniło się to w paranoję którą ciężko wykorzenić, ponieważ czai się gdzieś w podświadomości i będzie chodzić ze mną w jednym zaprzęgu raczej już do końca życia. Pech.

Rozumiem to dobrze, duży stres wywołuje u mnie mijanie grupek roześmianych ludzi.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Coś takiego strasznie ryje psychikę. To młyn na wodę dla myśli o braku akceptacji i niedopasowaniu do innych. Jak zaczynać rozmowę, skoro wiem że ci ludzie wzgardziliby mną gdyby znali mnie lepiej? Piętno aspołecznego strasznie ciąży i najgorsze jest to, że nawet najlepsze aktorstwo często nie ratuje przed czujnym okiem nowej grupy, gdy dopiero zaczynają cię poznawać.

Tak, izolacja i stawianie murów to jest na to jakiś sposób, ale coś za coś - cierpią na tym potrzeby społeczne.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

W zasadzie nie licząc dwóch moich przyjaciół z którymi mam dość sporadyczny kontakt, to nie sądzę że był w moim życiu ktoś, kto naprawdę ucieszył się że mnie widzi.

Dlaczego macie sporadyczny kontakt? Skoro cieszą się, że Cię widzą, z wzajemnością i czujesz się z nimi swobodnie, to już bardzo dużo. Nie każdy spotka takich ludzi na swojej drodze.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Brakuje mi takiej prostolinijnej sympatii jaką widzę często u ludzi z którymi pracuję i ich partnerami. Ja przeważnie byłem rakiem na bezrybiu z którym rozmawiało się z braku lepszego towarzysza do rozmowy - widać było, że męczę rozmówców. Co oczywiście przyłożyło się pewnie do rozwoju osobowości unikającej. Zastanawiam się, czy jest jeszcze sens próbować z kimkolwiek rozmawiać.

Tu znowu podobnie, jak u mnie.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Większość ludzi wśród których się obracam, ma lub wyrabia magisterkę i nieustannie pieprzą o studiach co bardzo utrudnia mi wkomponowanie się w rozmowę. Nie mam się za bardzo czym pochwalić w kwestii zainteresowań, rysowanie i malunek uwielbiam najbardziej, ale póki co jestem jeszcze w tym na tyle kiepski, że równie dobrze mógłbym go nie wymieniać.

Jeżeli masz kogoś, z kim możesz o tych zainteresowaniach pogadać, to myślę, że zapoznanie się z twórczością znanych rysowników i malarzy może zaprocentować tematem do rozmów bardziej wartościowych niż te o pogodzie.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

W zasadzie mi wystarcza, ale obawiam się że w dzisiejszych czasach dużo świadczy o człowieku ile zarabia i jaką zajmuję pozycję. Ja mam na to wywalone, znałem już doktorów i managerów, którzy swoimi poglądami na życie byli kompletnymi dzbanami jak i osoby na skromnych stanowiskach z którymi można było ciekawie pogadać. Pewnie więcej osób myśli podobnie, ale o ironio nikt się przecież z tym nie zdradzi. Przecież to niepożądane 🙂

Inteligencja i elokwencja to nie wszystko - bardzo dużo robią znajomości, koneksje rodzinne, kapitał przekazany przez rodziców itd., czasami też wytrzymałość i zdolność do ciężkiej pracy, która nie musi wymagać używania intelektu, stąd dzbany na dobrych stanowiskach.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

A ludzi którzy uważaliby inaczej, na razie brak. Dlatego cieszę się że zajrzałem na to forum. Obecnie pomaga mi jakakolwiek oznaka sympatii, w takim jestem złym stanie.

Ładnie się wypowiadasz, myślę, że nie jest z Tobą źle.

10 godzin temu, Rasknitt napisał:

Dzięki, dobrze wiedzieć że jest ktoś, kto myśli inaczej. Zabawne, ludzi na Ziemi więcej niż kiedykolwiek, a ja czuję się jak w jakimś postapokaliptycznym filmie. Samotny czekam na jakąś odpowiedź od innej żywej duszy. 🙂

Bo to właśnie jest samotność w tłumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość weltschmerz
4 godziny temu, carlosbueno napisał:

To chyba typowe dla ludzi z "naszymi" problemami. Całą podstawówkę byłem gnębiony, myślałem w szkole średniej będzie lepiej, nie było, na studiach może trochę lepiej było bo ludzie na innym poziomie, ale też nie do końca. Wyjechałem za granicę i też nie było lepiej, wróciłem do kraju i to samo, bo  wszędzie idę ze swoim  umysłem, a dla niego nie ma znaczenia w jaki środowisku się obracam, zawsze i tak zostają te same problemy od których nigdy nie ucieknę. Poczucie bycia gorszym mam od przedszkola chyba i nigdy mnie nie opuszcza poza chwilowym upojeniem alkoholowym, albo krótkimi okresami zakochania( zawsze nieszczęśliwego). Jedyną radość choć wiem że prymitywną odczuwam gdy ktoś jest gorszy ode mnie np stoczył się na alkoholowe czy narkotykowe dno. Ale realne to żadne pocieszenie, gdy widzę że jednak większości się jakoś życie układa a ja prowadzę życie nastolatka, choć nie ma w nim żadnej młodzieńczej radości i energii.    

Mam dokładnie tak samo, z czasem zmieniają się tylko okoliczności, natomiast problem pozostaje ten sam. W podstawówce nie liczyłem na dobre zmiany w gimnazjum, bo było w tym samym ZS, ale dalej tak, jak piszesz. Co jakiś czas trafi się ktoś, kto przesrał sobie życie na własne życzenie i daje ktoś taki chwilową poprawę samopoczucia, ale w otoczeniu widzi się nadal ludzi, którzy osiągnęli o wiele więcej. Walczyć czy się pogodzić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się w ogóle zastanawiam nad sobą, bo zwróciłam uwagę, że do takiej skrajnej nieśmiałości i fobii przyznają się głównie mężczyźni. Tak szczerze, to niewiele znam "takich" kobiet, to też sprawia, że czuję się inna nieraz, bo aż mnie zatyka, gdy mam coś powiedzieć, ze stresu zapominam, co w ogóle miałam powiedzieć, nie wiem, jak mam stanąć (najczęściej przybieram pozycję zgarbioną z założonymi na piersi rękami), nie wiem czasem nawet, jak mam reagować, gdy ktoś okazuje mi serdeczność, mam problem z patrzeniem w oczy i najchętniej bym wszystkich za wszystko przepraszała. Możliwe, że to mi się nasila w gorszych sytuacjach życiowych, czasem umiem się odezwać, nie mam problemów z załatwianiem spraw urzędowych i wystąpieniami publicznymi, przez jakiś czas nawet uczyłam grupę młodych ludzi... ale są sytuacje, które mnie przerażają, w których czuję się boleśnie nie na miejscu... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, New-Tenuis napisał:

A ja się w ogóle zastanawiam nad sobą, bo zwróciłam uwagę, że do takiej skrajnej nieśmiałości i fobii przyznają się głównie mężczyźni. Tak szczerze, to niewiele znam "takich" kobiet  (...)

Może właśnie sęk w tym przyznawaniu się, a nie faktycznym występowaniu nieśmiałości? ;)
Nieśmiałość jak najbardziej dotyczy również kobiet, tylko raczej jest inaczej postrzegana w naszej kulturze. Niby mamy równouprawnienie płci, ale jednak nadal się oczekuje, że to mężczyzna "musi" być zaradny, wygadany, zabawny, a w relacjach damsko-męskich to przecież on "musi" wykonać pierwszy krok (a kobieta ma inne "musy", np. dbanie o wygląd, reputację, wychowywanie dzieci, opiekę nad innymi itd.). Nieśmiały mężczyzna ma mniejsze szanse na partnerkę, a nieśmiała kobieta (o ile nikogo nie spłoszy) prędzej, czy później zostanie "zagadnięta". I stąd też mogą się brać różnice w dokuczliwości nieśmiałości. (Trochę stereotypami tu "pojechałem", ale chyba wciąż one maja wpływ na postrzeganie tej kwestii w zależności od płci.:classic_rolleyes: )
 

40 minut temu, New-Tenuis napisał:

(...) czuję się inna nieraz, bo aż mnie zatyka, gdy mam coś powiedzieć, ze stresu zapominam, co w ogóle miałam powiedzieć, nie wiem, jak mam stanąć (najczęściej przybieram pozycję zgarbioną z założonymi na piersi rękami), nie wiem czasem nawet, jak mam reagować, gdy ktoś okazuje mi serdeczność, mam problem z patrzeniem w oczy i najchętniej bym wszystkich za wszystko przepraszała.

Ta "inność" wcale nie musi być "gorsza" od tzw. "normy". Kiedyś sam miałem problem z tym, że nie wiedziałem co powiedzieć, cisza była niezręczna... aż w końcu dostrzegłem tego plusy. Owszem, niekiedy rzadziej się odzywam, ale za to, gdy już się odezwę, to przede wszystkim ludzie tych "rzadszych" słów chętniej słuchają (niż gdyby to był "słowotok"), a po drugie te słowa bywają trafniejsze, lepiej przemyślane. A gdy próbuję mówić coś "żywiołowo", bez chwili namysłu, to często kończy się to tym, że palnę jakąś gafę czy głupotę.:classic_laugh:
Z patrzeniem w oczy również miałem kiedyś większy problem. Ale to też miało swoje plusy: "nie rozpraszały" mnie inne bodźce, jak choćby mimika twarzy, a za to mogłem lepiej się skupić na słuchaniu i dociekaniu sedna wypowiedzi. Ma to też swoje wady, bo ludzie odbierają to jako nieszczerość czy wręcz ignorowanie (jednak jeśli słyszą przemyślane odpowiedzi, ich obawa o bycie ignorowanym naturalnie znika).

Z resztą, sam "nawyk" porównywania siebie z kimś innym może być bardzo szkodliwy. Od jakiegoś czasu, gdy złapię sam siebie na porównywaniu siebie z innymi, wtedy zmieniam to myślenie. Z kategorii "nie jestem taki, jak..." na "nie muszę się z nikim porównywać, bo sam dla siebie jestem kimś lepszym, niż byłem choćby rok temu, wciąż poznaję swoje mocne strony, z dnia na dzień coraz lepiej znam siebie i swoim własnym tempem dokonuję zmian we własnym życiu" itd. Jakkolwiek może to brzmieć dość egocentrycznie i narcystycznie, to nie o egocentryzm i narcyzm tu chodzi, ale o "odczepienie" siebie od różnych "skal porównawczych". Inni nie są mną, więc ich sposób na życie może nie być tak dobry dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, New-Tenuis napisał:

A ja się w ogóle zastanawiam nad sobą, bo zwróciłam uwagę, że do takiej skrajnej nieśmiałości i fobii przyznają się głównie mężczyźni.

Bo kobietom to nie przeszkadza, albo przeszkadza dużo mniej. Od nich często się wręcz tej nieśmiałości  oczekuje ( zwłaszcza w tradycyjnych społecznościach), w przeciwieństwie do facetów.  Dla wielu mężczyzn nieśmiała kobieta to zaleta , bo zwykle  są spokojne i bardziej wierne a nieśmiały facet to dupa, baba,  popychadło który nic nie osiągnie w życiu zarówno zawodowym jak i towarzyskim. Wielu usiłuje se dodać odwagi alkoholem czy narkotykami i później popada w uzależnienie. Mam konto na portalu randkowym i żadna dziewczyna poza jakimiś fejkami podającymi swoje maile pierwsza nie napisała  ,. Wiem że może jakoś nadzwyczaj przystojny nie jestem, ale jakbym był porównywalnie wyglądającą kobietą to pewnie otrzymywałbym dziesiątki tygodniowo, bo od kobiet nie oczekuje się śmiałości w relacjach damsko- męskich   one zwykle tylko odrzucają lub przyjmują zaloty i nie zmieniło się to mimo całego tego równouprawnienia. 

Na pewno nieśmiałość też kobietom przeszkadza, ale nie powoduje ona znacznego obniżenia samooceny i nie jest tak silnie krytycznie oceniana przez innych. Dlatego o tym piszą tu głównie faceci, a kobietom może bardziej przeszkadza borderline czy Chad bo pewne zachowania zwłaszcza w manii kobietom  nie przystoją i są bardzo źle odbierane przez społeczeństwo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Gods Top 10 napisał:

Z resztą, sam "nawyk" porównywania siebie z kimś innym może być bardzo szkodliwy. Od jakiegoś czasu, gdy złapię sam siebie na porównywaniu siebie z innymi, wtedy zmieniam to myślenie

Wiadomo że to szkodliwe, ale trudno od tego uciec, nawet większość zdrowych psychicznie często to stosuje. Najgorzej że jeszcze inni cię o tym informują np moja szefowa ciągle gada że inni mnie źle oceniają i obgadują za plecami, a matka ciągle informuje jak innym w rodzinie to się dobrze powodzi.  Nie chcę niby tego słuchać ale ciągle mi o tym przypominają, choć wiem że powinienem to ignorować, bo mnie takie rzeczy nie motywują tylko dołują.  Ja specjalnie zaprzestałem kontaktów z dalszą rodziną i znajomymi żeby z nimi się nie porównywać, ale to i tak za mało, musiałbym chyba się całkiem odciąć od świata albo wymienić se mózg.😊  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, nvm napisał:

A mnie kręcą takie śmiałe i z inicjatywą, nawet może lekko dominujące :D

Dla mnie nie ma to znaczenia, choć z logicznego punktu widzenia i myśląc o poważnym związku to własnie w takie powinienem celować bo dwie nieśmiałe osoby bez inicjatywy dobrze by nie wróżyły na przyszłość. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, carlosbueno napisał:

Najgorzej że jeszcze inni cię o tym informują np moja szefowa ciągle gada że inni mnie źle oceniają i obgadują za plecami, a matka ciągle informuje jak innym w rodzinie to się dobrze powodzi.  Nie chcę niby tego słuchać ale ciągle mi o tym przypominają, choć wiem że powinienem to ignorować, bo mnie takie rzeczy nie motywują tylko dołują.

Również mam szefa, który przede wszystkim jest skory do krytyki, a na docenienie z jego strony raczej nie ma co liczyć. Z jego tyrady staram się wyłowić sedno sprawy, a całą "soczystą otoczkę" traktuję jako jego świadectwo o nim samym, a nie o mnie.
Po prostu są tacy ludzie, którzy sączą jadem, bo nie wiedzą, że można inaczej; nikt ich tego nie nauczył. Ale to bynajmniej nie oznacza, że to, co wygadują, warto brać do siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Gods Top 10 fakt, zawsze nasze wyobrażenia o innych nijak się mają do prawdy.

@carlosbueno owszem, facetom z nieśmiałością jest ciężej. Ale co do nieśmiałych kobiet, to też im nie jest łatwo. Nasza cywilizacja taka już jest, że trzeba być ciągle "do przodu", "wygadanym", śmiałym itp.

Znalazłam taką książkę: Searle R. "Jak przezwyciężyć nieśmiałość i lęk przed ludźmi" - stosuję rady stamtąd w praktyce. Wydają mi się dobre i trafne. Polecam (jest na chomikuj.pl;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×