Skocz do zawartości
Nerwica.com

Uzależniony od jedzenia.


misiek222

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, jestem tu nowy i jeżeli ktoś mnie zaraz zjedzie, że zły temat czy coś, to przepraszam. Przenieść i już.

No więc do rzeczy. Po naprawdę długiej analizie swojego życia, która trwa od dobrych kilku lat stwierdziłem, że moim największym problemem jest uzależnienie od jedzenia. To nie jest żart. Mam 18 lat, 180cm wzrostu i 120kg. Nie odczuwam w swoim życiu radości, przyjemności mam bardzo mało, bo na inne niż żarcie pozwolić sobie nie moge (no money). Jestem więźniem własnego ciała, czuję, jak by wewnątrz mojego ciała było zamknięte moje prawdziwe oblicze. Nigdy nie miałem dziewczyny, nie potrafię chyba okazywać uczuć, czuje, że "wole jedzenie" niż normalne życie (wiem, że to brzmi śmiesznie, ale to ku*wa jest bynajmniej śmieszne).

Dodatkowo podejrzewam u siebie depresje i to nie jakąś jesienną, chwilową, chwilowy dołek, a taką poważną depresję. Wszystko jest dla mnie beznadziejne, wszędzie widzę same wady, gdybyście poprosili mnie abym opisał wam jakiś przedmiot to najpierw wymienie wady, a zalet się nie doszukam. Jestem pier****nym pesymistą, słyszę to na każdym kroku. Do tego sytuacja rodzinna jest nieprzeciętna - dawniej rodzicie się bili, kłócili, były ucieczki z domu do babci itp, potem były same kłótnie i tak jest do dziś. Tyle, że rzadziej. Jestem niestabilny emocjonalnie, gdyż wiem, że za dzień, tydzień, miesiąc znów będzie wojna. Do tego jeszcze bezrobotny ojciec, który stracił bardzo dobrze płatną pracę (6k brutto) i pracująca za grosze matka za 2000 brutto. Mam 18 lat i nie wiem co mam zrobić, czuję się jak wielka, gruba kupa gówna, na którą nikt nie potrafi patrzeć, wszyscy się z niej śmieją, nie ma swoich pieniędzy. Nie czuję się potrzebny na tym świecie. Widzicie sami, że nie można sprecyzować tego co mi jest, bo to się rozrosło jak jakiś nowotwór po wszystkich sferach mojego życia. Jedno jest uzależnione od drugiego. Mieszkam w kraju bez perspektyw, wybrałem sobie technikum, z którego od 2 lat jestem nie zadowolony, będę klepał biedę tutaj albo wyjade za granice, na studia nie chce iść bo czuje, że to nie dla mnie.

Nie wyobrażam sobie swojego życia za 10 - 20 - 30 lat.

Kiedyś chciałem wybrać się do psychiatry, ale stwierdziłem, że przepisze mi jakieś psychotropy i stanę się jeszcze większym popier...głupkiem, niż jestem.

 

Nie wiem co robić. Radzę sobie ze szkołą nieźle, jednak nie mam motywacji do życia. Wszystko mnie przytłacza, w dodatku jestem osobą bardzo wrażliwą, co w porównaniu z moim raczej wrednym charakterem się gryzie.

Potrzebuję pomocy, ale nie lekarskiej, potrzebuję kogoś, kto mi po prostu doradzi. Nie da recepty i pigułki szczęścia, tylko doradzi. Nie ma kto mnie poprowadzić przez życie, bo moja rodzina ma mnie w dupie i uważa, że sam sobie powinienem radzić, przyjaciół nie mam, bo wszyscy się zmienili na tak zwane "dzieci bogatych starych" czyli wóda, fajki, dragi i imprezy. Ja taki nie jestem i może to jest problem, tacy ludzie mają mniej problemów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś chciałem wybrać się do psychiatry, ale stwierdziłem, że przepisze mi jakieś psychotropy i stanę się jeszcze większym popier...głupkiem, niż jestem.

wybierz się do psychologa w takim razie, poza tym nikt nie zmusi cię do brania leków

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

misiek222, wydaje mi się, że Twoje "uzależnienie od jedzenia", jak to określiłeś, jest tylko wierzchołkiem Twoich problemów. Ty po prostu zajadasz trudności i kłopoty, z którymi sobie nie radzisz. Oczywiście, przez Internet nie da się postawić diagnozy, ale na podstawie tego, co napisałeś, można podejrzewać depresję. Jesteś smętny, posępny, chwiejny emocjonalnie, nie potrafisz się niczym cieszyć, nie czerpiesz z niczego przyjemności, patrzysz pesymistycznie w przyszłość, jesteś ze wszystkiego niezadowolony, brakuje Ci motywacji do działania. Na Twoje kiepskie samopoczucie i obniżony nastrój bez wątpienia ma wpływ sytuacja rodzinna - kłótnie rodziców, bójki, brak ciepłych relacji. Czujesz się ignorowany, bezwartościowy, nikomu niepotrzebny. Rozumiem Twoje obawy przed wizytą u psychiatry. Nie ma doskonałej tabletki szczęścia, która nagle Cię uzdrowi, ale konsultacja u lekarza jest konieczna, by wiedzieć, z czym walczyć. Możesz, np. zastanowić się nad psychoterapią, nie musisz od razu łykać leków psychotropowych, antydepresantów. Pomyśl o tym i pozwól sobie pomóc! Odsyłam do artykułów:

 

http://portal.abczdrowie.pl/jedzenie-kompulsywne

http://portal.abczdrowie.pl/jedzenie-kompulsywne-leczenie

http://portal.abczdrowie.pl/jedzenie-moze-uzalezniac

http://portal.abczdrowie.pl/depresja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Broń Boże ;) nie bierz żadnych leków !

 

To co opisałeś IDEALNIE nadaję się na psychoterapię !

Ale też co ważne - dobrze żebyś trafił w dobre ręcę na leczenie.

Poszukaj sobie w google "Certyfikowani Psychoterapeuci Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego" - są to albo psycholodzy albo lekarze.

 

Piszesz też, że obecnie nie masz pieniędzy - pomyśl czy nie chciałbyś skorzystać z leczenia psychoterapeutycznego na oddziale szpitalnym (psychiatrycznym). W niektórych trzeba spać ;) a niektóre dopuszczają możliwość że przychodzisz codziennie na oddział, mieszkając poza nim.

Noo ale tutaj trzeba mieć też "odwagę" żeby wejść na taki oddział.

Ewentualnie poszukaj w poradniach czy niepracują tam psychoterapeuci z tej listy. Gros z tych ludzi poza praktyką prywatną, przeważnie pracuje w jakiejś instytucji państwowej.

 

A twój problem ogólnie miesci się w "zaburzenia jedzenia" - a nie uzależnienie ;)

 

Nie trać czasu z leczeniem ... im krócej to trwa, tym łatwiej i szybciej można Ci pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałbym brać żadnych antydepresantów, gdyż zapewne otumaniają i nie mógł bym prowadzić żadnych pojazdów, a aktualnie zdaje egzaminy na 2 kategorie, więc odpada. Zapewne dostałbym również coś do papierów, że się "leczyłem" i już widzę, jak pracodawca spojrzy za kilka lat na mnie "NO, widzę po*eb, takiego nie szukamy, dziękuję". Nie wyobrażam sobie również chodzenia na jakieś kółko wzajemnje adoracji (nie obrażając nikogo) czy do szpitala. Nie ma innego sposobu na walke z tym? Czym uciszyć depresje, bo wyeliminować się jej raczej do końca nie da, to jest przecież pewnego rodzaju blizna w psychice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

misiek222, oczywiście niektóre leki wykazują skutki uboczne i mogą otumaniać, ale leki nowej generacji wykazują już znacznie mniej skutków niepożądanych. Nie musisz jednak leczyć się farmakologicznie. Niewykluczone, że pomogłaby Ci psychoterapia, która niewiele ma wspólnego z "kółkiem wzajemnej adoracji". Chyba uległeś jakimś stereotypom. Ponadto, "żółte papiery", które masz zapewne na myśli, obawiając się, jak w przyszłości zareaguje potencjalny pracodawca, w rzeczywistości nie istnieją. Nie ma czegoś takiego jak żółte papiery. "Żółte papiery" to eufemizm, którego używa się, by nie nazwać kogoś dosadnie chorym psychicznie. Żółte papiery to obiegowe określenie na dokumenty poświadczające, że ktoś cierpi z powodu problemów natury psychicznej. Kiedyś młodzi mężczyźni chcieli mieć "żółte papiery", by nie iść do wojska. Dzisiaj żółte legitymacje wydaje się dzieciom niepełnosprawnym, które uprawniają do ulg w przejazdach komunikacji publicznej. Nie musisz się przyznawać, że chorujesz na depresję czy inną chorobę psychiczną. A na czole nie masz wypisane: "Cierpię na depresję". Także Twoi potencjalni pracodawcy nie muszą wcale wiedzieć, że cokolwiek Ci dolega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że nie daje powoli rady, jestem sam przez to jaki jestem, nie mam wielu znajomych, takich dobrych zaledwie dwóch. Jestem samotny, ale boje się tak naprawdę ludzi, nowych kontaktów. Powoli zaczynam się kuźwa izolować jak jakiś kretyn. Nienawidzę siebie i jest to pewnie kolejny dowód na to, że nie jest ze mną dobrze. Jak ktoś, kto nienawidzi siebie może w ogóle kogoś w przyszłości pokochać.

Dobra, jak juz wiadmo, że jestem piz*a nie facet (sorry za przekleństwa, ale taka jest prawda) to prosiłbym o kilka informacji.

Po pierwsze gdzie/jakiego wybrać psychiatrę, mieszkam niedaleko Katowic, miasta blisko mnie Bytom, Chorzów.

Po drugie ile to kosztuje, nie będę szedł z nfzu bo tam mają wszystko w dupie że się tak wyrażę.

Po trzecie dlaczego psycholog a nie psychiatra bądź na odwrót.

 

Jak wygląda taka wizyta u psychiatry, nie wyobrażam sobie od razu gadać o swoich problemach, tak bym nie potrafił, czy on się pyta najpierw o jakieś sprawy z życia? Jakiś wywiad? Test? Jak to jest z tymi lekami, drogie to to? Czy można prowadzić pojazdy po nich? Ile trwa leczenie?

No i czy leki nie zrobią ze mnie ćpuna? Przepraszam za takie wyrażenia, ale po prostu nie ufam nowoczesnym metodom leczenia.

Czytałem też dużo po forach i ludzie się skarżą, że psychotropy uzaleźniają, boję się, że jeszcze bym dostał jakiś schizów czy omamów.

 

Jak otworzyć się na ludzi? Kiedyś miałem pełno znajomych, potem zmieniłem szkołę i znajomości potraciłem, teraz wyszedłem na odludka i wstyd mi odbudowywać relacje, its too late...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

misiek222, bez wątpienia Twój stan i subiektywne poczucie cierpienia wskazują, że coś jest nie tak. Przez Internet nikt nie postawi diagnozy. Konieczna jest wizyta u psychiatry. Tylko lekarz może Cię zdiagnozować, zbadać, co Ci dolega. Masz problemy z samooceną, z samoakceptacją, z nawiązywaniem relacji z innymi - to tylko niektóre z Twoich problemów. Do lekarza psychiatry możesz udać się prywatnie albo w ramach ubezpieczenia zdrowotnego (NFZ). To nie jest prawda, że "ci z NFZ-tu" mają "wszystko w dupie". To zależy od miasta, ośrodka, od wielu czynników. Wiele osób wręcz chwili sobie specjalistów przyjmujących w ramach NFZ - nie tylko dlatego, że wizyta jest darmowa, ale też jest mniej komercyjne podejście itp. No ale tu nie ma reguł, a wybór lekarza zależy tylko od Ciebie. Prywatna wizyta u psychiatry może kosztować w zależności od miasta od 90 do nawet 200 zł (to zależy też od stopnia lekarza). Najlepiej iść najpierw do psychiatry, bo tylko lekarz może postawić diagnozę. Jeżeli psychiatra stwierdzi, że nie spełniasz kryteriów diagnostycznych dla jakiejś jednostki chorobowej i to tylko/aż załamanie nerwowe czy chwilowy kryzys, odeśle Cię pewnie po pomoc do psychologa. Jak wygląda wizyta u psychiatry? Tu też nie ma żadnych uniwersalnych zasad. Wywiad lekarski, może zlecić wykonanie badań, np. hormonalnych, neurologicznych, niektórzy proszą o wypełnienie testów. Jeśli chodzi o leki, to te nowej generacji mają mniej skutków ubocznych. O niepożądanych reakcjach na antydepresanty (TLPD, SSRI, IMAO) możesz poczytać sobie tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/skutki-uboczne-antydepresantow. Nie wszystkie mają potencjał uzależniający, a ponadto przyjmowanie leków pod kontrolą lekarską minimalizuje ryzyko uzależnienia. Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tym rejonie dobry jest ośrodek "Feniks", oddziały są w kilku miastach (Katowice, Sosnowiec, Gliwice). Może jeszcze "Dąbrówka" (?) w Gliwicach, tam zajmują się kwestią odżywiania. Musiałbyś się zainteresować, czym się konkretnie zajmują i gdzie, są strony internetowe, telefon - ja tak dokładnych informacji nie mam.

 

Poza tym leczenie prywatne kosztuje. Jedna wizyta u psychiatry kosztuje z 70 zł, u psychologa tyle samo zapłacisz. A jeśli będziesz chodził na psychoterapię 4 razy w miesiącu, to sobie policz... Mnie tam nie stać. Poza tym, to nieprawda z NFZ-em. Ja bywałam niedawno w "Feniksie" w Gliwicach i mnie nie olewali. Wizyty były profesjonalne, zajęto się mną, prawie nie było kolejek i byłam umówiona na konkretną godzinę. Wszystko ładnie i pięknie, trzeba tylko chcieć - i szukać.

 

Leczyłam się u jednego psychiatry i na NFZ, i prywatnie, u psychologa też - zbytnich różnic nie ma, ważny jest człowiek, nie NFZ czy prywatnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chce by to dziwnie zabrzmiało, ale mam problem dosłownie taki jak ty. Ważę sporo, swoje problemy zajadam, deprechę mam na bank (nie kryję się z tym), krytykuje wszystko, a w szczególności siebie - ten mój wrodzony pesymizm. Z jednej strony cieszę się, że nie jestem sama z takim problemem, ale z drugiej strony nie życzę nikomu takiego samopoczucia, wyniszczającego od środka.

 

Wspierajmy się! Może wspólnie dojdziemy do jakiegoś rozwiązania! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OK. To zabrzmi absurdalnie, ale naprawdę działa. Przez wiele lat mam ten problem co ty, żyję po to by jeść, a powinno być odwrotnie. Czasami jem już na musa, bo to mi zajmuje czas, wypełnia pustkę, relaksuje....tak głupio brzmi, ale niestety tak to działa. Nie akceptujesz siebie, więc inni też cię nie zaakceptują.

Ludzie wyczuwają osoby niepewne i omijają je. Ja straciłam wszystkich znajomych. Nie miałam do kogo się odezwać i 3 lata nie wychodziłam z domu (moja rodzina nie ma problemów finansowych, a ja ciągle wymyślałam jakieś wymówki by nie robić nic, miałam depresję, nie chciało mi się wstać z łóżka). Wyzywałam sama siebie tak jak ty, ale jak tylko skończyłam pocieszałam się jedzeniem, uważałam że należy mi się bo to moja jedyna rozrywka w życiu, oczywiście głównie słodycze. Na przemian chudłam i tyłam, tyłam po 30kg, chudłam 20 itd. głodząc się. Niestety jedzenie jest jak obsesja, wracając ze szkoły myślałam tylko o tym by zamknąc się w domu i najeść. Szkoła była koszmarem, tak, też czułam sie więźniem we własnym ciele. Znalazłam rozwiązanie przeglądając internet. Kto z was słyszał o głodówce leczniczej?10, 21 lub 40 dni?Wydaje się kosmiczne i niemożliwe, ale to rozwiązanie na wszystkie problemy.

Prawidłowe przygotowanie do takiej głodówki to jedzenie tylko i wyłącznie warzyw przez tydzień- do woli, aż pękniesz. Możesz też ugotować zupę na kostkach bulionowych i wrzucić kilka opakowań warzyw z mrożonki, doprawić i jeść taką zupę przez tydzień (koszty są bardzo niskie, np. 750g warzyw na patelnię z Biedronki to około 4zł i kostki około 2zł, x2 i za 12 zł masz cały duży gar zupy na kilka dni. Możesz też zrobić zupę kapuścianą z siekanej kapusty,kostek bulionowych i koncentratu.

Po tygodniu kupujesz sobie zgrzewkę woda niskozmineralizowanej(w kazdym markecie, np. Cisowianka), robisz generalne sprzątanie w swoim pokoju i lodówce(wiem że rodzina też je, wiec jedzenie w lodówce zawsze będzie, ale usuń to co najbardziej cię ciągnie, jeśli jesteś zdesperowany kup kłódkę i łańcuch i niech twoja rodzina zamyka lodówkę na klucz na noc na wypadek napadu głodu. Zacznij od 10 dniowej głodówki na wodzie- zero kawy, herbaty, napojów. Tylko czysta woda. Uwierz mi, osoba otyła nie jest w stanie umrzeć ani sobie zaszkodzić 10 dniami głodówki. Poczytaj sobie na tej stronie:

http://cialopodkontrola.republika.pl/glodowka.html

Jeśli zrobisz odstępstwo to zaczynaj głodówkę od nowa, zaznaczaj sobie dni na kalendarzu, bo organizm, żeby przejść na trawienie wewnętrzne potrzebuje min.3 dni, a żeby się uzdrowić minimum 10 dni. Myśl sobie to tylko 10 dni, 5 minut jedzenia, a przez to całe życie cierpię. Możesz spróbować ssać kostki lodu kiedy masz ochotę na "rozrywkę" przed tv lub kompem.

Brzmi absurdalnie, zaraz krzykacze będą mówić że to głupota, że po 10 dniach umrzesz z głodu. Uwierz mi, nie umrzesz. Żeby umrzeć z głodu dla osoby otyłej jaką jesteś potrzeba nawet 70 dni. Ja przeprowadziłam głodówkę 10 dniową, a następną 20 dniową po kilku miesiącach.

Po co to piszę, co to ma na celu i jak ma sie to do ciebie?

Otóż, przechodząc na trawienie wewnętrzne organizm zaczyna spalać zapasy tłuszczu-----utrata wagi nawet do 10kg w 10 dni.

Organizm "zjada" ogniska chorobowe, toksyny, oczyszcza się, to jak przywracanie systemu- często to toksyny są przyczyną słabości i złego samopoczucia, szczególnie przy niezdrowym odżywianiu.

Po 3 dniu człowiek czuję się lekki jak piórko, oczyszczony, wolny.

Po 10 dniach organizm przestawi się i zmieni stare nawyki, zmiejszy sie żołądek. Nie będziesz mógł patrzeć na smażone ciężkie rzeczy, będziesz miał apetyt na chude mięso z kurczaka, warzywa, zupy i owoce- tak to działa. Zmienia wszystko o 360 st. jakbyś urodził się na nowo.

Co jest bardzo ważne, po 10 dniach głodówki nie można zacząć jesć od razu!Możesz sobie narobić biedy. Pierwszego dnia zacznij od picia soków pomidorowych, marchwiowych (mogą być marketowe w kartonie), następnego dnia ugotuj lekką zupę warzywną na kostkach i jedz małe porcje, potem mozesz zacząć tarkowaną marchewkę z ryżem- tak przez 10 dni. Zasada: wychodzimy z głodówki tyle, ile one trwała. Wtedy masz gwarancję, że organizm będzie naprawiony na stałe.

Dlaczego wgl głodówka:

-złagodzi depresję

-oczyści umysł i ciało

-zmieni twoje nawyki żywieniowe

-uwolni cię z nałogu

(to jak detoks dla alkoholika czy narkomana).

Spróbuj, bo warto, ja dzięki temu schudłam, polepszyła mi się cera, nie mam apetytu na ciężkie rzeczy, wręcz przeciwnie na te zdrowe i staram się rozkładać na 5 porcji(nadal jedzenie jest obsesją, ale kontrolowaną). To nigdy nie odejdzie, dlatego że musimy jesć, to tak jakby alkoholikowi podkładać codziennie mały kieliszek.

Pomyśl sobie: 5 minut jedzenia i zmarnowane życie. Pomyśl że pieniądze które wywalasz na słodycze możesz przeznaczyć na jedzenie które uczyni cię zdrowym na ciele i umyśle. Zamiast chipsów zacznij jeść pestki dyni lub suszone (nie kandyzowane) morele, śliwki, jabłka jako przekąskę(są w kazdym sklepie na wagę). Po głodówce wszystko będzie ci smakować mocniej i lepiej. Zaufaj swojemu organizmowi.

Zanim zdecydujesz się na leki, spróbuj tego detoksu- to tylko 10 dni, co ci zależy, a możesz zmienić swoje życie bez wydawania grubeeej kasy po 100zł za wizytę u psychiatry i drugie 100 na leki co miesiąc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziłam na terapię grupową dla osób z zaburzeniami odżywiania i były tam trzy osoby z zespołem kompulsywnego objadania się. To choroba taka sama jak pozostałe ED, czyli anoreksja i bulimia, choć większość ludzi w życiu o niej nie słyszała i na wszystkie osoby otyłe patrzy jak na obżartuchy.

 

Z tego, co mówiła moja terapeutka tym osobom na grupie, żadna próba odchudzania nie ma szans na powodzenie, dopóki jesteś chory. Tak jak w moim przypadku, przy anoreksji, nie miało sensu tuczenie mnie na siłę, tylko zaostrzało objawy choroby.

Poczytaj o tym, poszukaj specjalisty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×