Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z trzymaniem się jednej rzeczy.


Armadillo

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie znalazłem na forum takiego tematu, szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet dobrze co należało by wpisać w wyszukiwarce.

 

Z mojego problemu sprawę zdałem sobie jakiś czas temu, jednak zawsze miałem nadzieję, że jakoś się odnajdę. Nie umiem trzymać się jednej drogi w życiu. Nie bardzo wiem jak to określić. Każda rzecz, zainteresowanie, cokolwiek nie utrzymuje mnie na długo. Po jakimś czasie przestaję nagle odczuwać jakąkolwiek przyjemność z tego co robię, natomiast zaczynam widzieć dużo większy potencjał we wszystkim naokoło.

 

Wcześniej myślałem, że przejdzie mi to z czasem, że po prostu nie spotkałem zajęcia, które by mnie pochłonęło. Dziś mam 20 lat, niedawno zrezygnowałem z pierwszego roku studiów matematyki.

 

Objawia się to praktycznie w każdej dziedzinie mojego życia, nawet w czymś tak mało znaczącym jak gra nie potrafię trzymać się jednego wyboru, tworząc setki nowych postaci.

 

Znajomi znają mój słomiany zapał, wielu po prostu się przyzwyczaiło. Niedawno praktycznie straciłem kontakt z większością przyjaciół. Na dzień dzisiejszy utrzymuję kontakt z nielicznymi osobami, w tym moja dziewczyną. Nie potrafię określić skąd bierze się ta cała niechęć. Po prostu po jakimś czasie tracę ochotę żeby dalej trzymać się tego co robię.

 

Wtedy zaczynam tego unikać, uciekać od tego. Często zostawiam sprawy niezałatwione, udając że mnie nie ma... Nie brakuje mi odwagi, nie raz i nie dwa wykazywałem ja w sytuacjach gdy była potrzebna. Po prostu odrzuca mnie nie chęć żeby wracać do tych rzeczy. Nie mogę zebrać się w sobie i odsuwam to w czasie licząc na to, że w końcu po prostu ucichnie.

 

Nie wiem co jeszcze mogę napisać...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wątpię, żebys otrzymał dużo odpowiedzi na ten temat. pamiętam, że niegdyś jakaś dziewczyna zapytała mniej więcej o to samo, tylko określała to bardziej jako "potrzebę zaczynania wszystkiego od nowa" i generalnie rzecz biorąc usłyszała, że jest normalna :mrgreen: nie wiem z czego w Tobie biorą się te tendencje do porzucania (bo tak to rozumiem) określonych hmm dróg? stylów życia? tego, co definiuje Cię w pewien sposób? moge Ci powiedziec jak jest z tym u mnie. poza "słomianym zapałem" który towarzyszy mi dosłownie od przedszkola (notatki pedagogów) czyli skłonności do porzucania czynności w trakcie i rzucania się w kolejne, mam problem z trwałością relacji. weźmy sobie taki przykład: ide do fryzjera, czy dentysty whatever. po pierwszej wizycie wychodze zadowolona z usługi. załóżmy za pare miesięcy znowu widzę potrzebę ścięcia włosów i co? nie potrafię pójść do tej samej osoby, wybieram zupełnie inny salon, najlepiej taki w którym nigdy nie byłam. mam czystą kartę, moge działać od zera. czuje paniczną potrzebę zerwania tamtego kontaktu. to samo tyczyło się kółek zainteresowań, grup towarzyskich. trudno mi się wraca, więc w konsekwencji łapię się nowości.

natomiast to Twoje tworzenia postaci w grach... już widzę jak połowa ludzi wybucha śmiechem twierdząc "ale problem, postacie w grach. my tu mamy depresje, myśli samobójcze..." :lol: ale ja czuje klimat, wiem jaki to problem. sama nie gram ale wiem, jak źle się z tą zmiennością czujesz. to jest wynik braku akceptacji siebie. ja robie to samo, tyle, że w rzeczywistości. zmieniam wizerunek diametralnie i względnie często, bo nie potrafię ze samą sobą wytrzymać. u mnie to wynika z chwiejnego obrazu ja, rozproszenia tożsamości -nie wiem, jak jest u Ciebie. co się tyczy niestałości relacji, zainteresowań - jeśli nie wiesz, jaki jesteś, to nie wiesz, co lubisz. proste. plus oczywiście lęk przed odrzuceniem - to dość prawdopodobna przyczyna zrywania relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@zielona miętowa

 

Dokładnie o to mi chodzi. Stad wspomniałem o zaniknięciu swoich relacji. Należałem do wielu kół zainteresowań, uczęszczałem na wiele różnych zajęć i właśnie ta świadomość tego, że mogę zacząć gdzieś od nowa z czystym kątem była najbardziej pociągająca. Czuję niechęć kiedy muszę udać się w miejsce w którym "już mnie znają".

 

Nie wspominając już nawet o tym, jeśli w towarzystwie tym wypadłem w niezbyt korzystnym świetle, wtedy mój powrót tam graniczy z cudem. Odczuwam wtedy wielką, nieskrępowaną niechęć. W ten sposób przeżyłem całe liceum. Nie wagarowałem, ale byłem nieobecny nazbyt często. Miałem słabe wyniki z nauki. Bardzo teraz tego żałuję.

 

Odczuwałem wielką niechęć do nauki, złe opinie ze strony nauczycieli sprawiały, że starałem się jedynie zapomnieć o obowiązkach.

 

Wspomniałem o tym banalnym wątku z postaciami z gier, ponieważ problem ten objawia się też w tej, z pozoru tak banalnej, sferze życia. Muszę się przyznać, że spędzanie czasu przy graniu oddalało moje lęki. Pomagało zapomnieć o obowiązkach. Nie mam żadnych wątpliwości, że bez problemu poradziłbym sobie, gdybym tylko się zmobilizował. Nie brakuje mi inteligencji, nie jestem też wątły fizycznie. Swojego czasu zajmowałem się treningami capoeiry oraz kung-fu. Interesowała mnie też akrobatyka. W latach młodości chciałem studiować historię. Do dziś jest to moje małe hobby.

 

Mimo tego wszystkiego w liceum uchodziłem za jednego z najsłabszych uczniów w klasie. Wszystko dla tego, że nie mogłem zebrać się do konkretnych działań. Odkładałem swoje obowiązki w jakimś ukrytym strachu przed porażką. Zmuszanie się do pracy nad tym wywoływało tą właśnie niechęć, przez co starałem się zajmować czymś innym, nowym. Nigdzie nie zagościłem na dłuższy okres czasu. Co prawda mam znajomych, z którymi kontakt utrzymywałem przez wiele lat (dziś już niestety nie), lecz zawsze miałem problemy z dotrzymywaniem słowa. Wszelkiego rodzaju obligacje sprawiały, że czułem dziwny rodzaj strachu przed zobowiązaniami wobec tych osób.

 

Przyznam także, ze przez lata usilnie poszukiwałem osoby do związku. Byłem w depresji, albo stanu do tego podobnego. Nie umiem tego nazwać, szczerze mówiąc nie chciałbym zagłębiać się w tamte lata. Po prostu usilnie chciałem być z kimś. Teraz od 2 lat jestem z dziewczyną, która ceni ten związek bardziej niż ja, muszę przyznać, że i w tej sferze dopadają mnie powoli wątpliwości. to chyba nic niezwykłego w związku po takim czasie, jednak dla mnie to aż nazbyt "rutynowe" w moim wykonaniu.

 

Inną rzeczą są kontakty z moimi rodzicami. Cóż, nigdy nie miałem problemu z kontaktu ze swoją matką. To dobra kobieta i zawsze darzyłem ją szacunkiem. Od czasu gimnazjum miałem raczej wolną rękę, moi rodzice nie przywiązywali wielkiej wagi do pilnowania mi. Zabrakło dyscypliny. Poza sporadycznymi momentami, w których brałem się na chwilę w garść.

 

Nigdy natomiast nie miałem normalnych kontaktów ze swoim ojcem. Mimo, że mam go na codzień, nigdy z nim nie rozmawiam. Nie potrafię. Zawsze wydawał mi się wręcz trochę obcym człowiekiem. Nie rozmawiam z nim, praktycznie nigdy. Większość zdań jakie w ogóle wymieniamy mają miejsce podczas kłótni. Czuję się doprawdy cholernie źle kiedy słyszę, że ma mi za złe jakieś rzeczy, lub mówi że nic nie osiągnąłem. Dręczy mnie to, że przez te wszystkie lata nie słyszałem od niego praktycznie żadnych opinii na swój temat a teraz... eh... Czasem mam ochotę udowodnić mu pewne rzeczy, ale mój zapał przemija równie szybko jak się pojawia. Chwila czasu i cały mój upór gaśnie. Po prostu o tym zapominam i to uczucie już do mnie nie wraca do następnej kłótni.

 

Zapominam najczęściej właśnie grając. Ten czas jest dla mnie wolny od zmartwień, choć nie raz poplątany z chwilami wyrzutów sumienia, że marnuję czas zamiast zająć się czymś konkretnym. Mimo wszystko od dziecka spędzam dużo czasu przed ekranem, komputera czy konsoli. Nie widzę także dla siebie żadnej konkretnej ścieżki w życiu. Nie mam pojęcia co chciałbym robić w życiu, wszystkie opcje wydają mi się... wyblakłe. Boję się też, że wybierając studia znów dopadnie mnie zwątpienie i niechęć do kontynuowania kierunku. Poddaje się już na samym wstępie, ponieważ wiem że nie znajdę w sobie na tyle dużo sił, żeby zdobyć to o czym myślę.

 

Pierwsze zwątpienie przychodzi w postaci myśli o tym, że nawet gdybym się zdobył to cały ten upór i wysiłek pójdzie w błoto jeżeli zdam sobie sprawę z tego, że wcale nie chcę robić tego o co sie starałem. Gdy ta myśl do mnie przychodzi od razu tracę cały zapał by robić coś w tym kierunku.

 

To tyle tytułem wyjaśnienia o co mi chodziło...

 

-- 17 maja 2012, 14:06 --

 

Jeszcze jedna sprawa. Nie miałem problemów jako takich, żeby dogadać się z rówieśnikami. W podstawówce miałem bardzo dobre stopnie, często brałem udział w konkursach. A jeżeli chodzi o sprawy typowo rówieśnicze, uchodziłem za spokojnego, aczkolwiek nie brakowało momentów, w, których "zamalowałem kogoś w mordę".

 

Nie bałem się w żaden sposób postawić i miałem sporą ilość kolegów. Pierwsze objawy słomianego zapału zaczęły się w podstawówce, kiedy poszedłem na pierwsze "kółko zainteresowań", zwane modelarnią. Odstraszyło mnie podejście prowadzącego, byłem mały a facet podchodził do nas z niechęcią, jakby nie bardzo wiedział po co do niego przyszliśmy. W związku z tym moja przygoda skończyła się po paru zajęciach, a rodzice rzucali głupie uwagi na mój temat, że szybko mi się odechciało.

 

Następnie chodziłem na zapasy, w ostatniej klasie podstawówki. Po paru tygodniach zaczęła ogarniać mnie niechęć przed uczęszczaniem na następne treningi. Czułem, że rodzice w domu uważają, że za bardzo kombinuję, że wydziwiam. Niechęć sprawiła, że upuściłem jedne zajęcia, potem drugie, aż w końcu nie pokazałem się już w ogóle. Odkąd dalej pamiętam, wszystko wyglądało już mniej więcej tak jak tu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@zielona miętowa

Nie wspominając już nawet o tym, jeśli w towarzystwie tym wypadłem w niezbyt korzystnym świetle, wtedy mój powrót tam graniczy z cudem. Odczuwam wtedy wielką, nieskrępowaną niechęć. W ten sposób przeżyłem całe liceum. Nie wagarowałem, ale byłem nieobecny nazbyt często. Miałem słabe wyniki z nauki. Bardzo teraz tego żałuję.

ta niechęć to najprawdopodobniej lęk przed odrzuceniem. nie mówie na pewno, ale tak mi się to kojarzy. chociaż ja na to w pierwszej chwili żachnęłam się terapeutce twierdząc "przecież ja sie nie boje ludzi" chwilę mi zajęło dojście do tego, że ludzi się może nie boję, ale odrzucenia - owszem.

 

Muszę się przyznać, że spędzanie czasu przy graniu oddalało moje lęki. Pomagało zapomnieć o obowiązkach. Nie mam żadnych wątpliwości, że bez problemu poradziłbym sobie, gdybym tylko się zmobilizował. Nie brakuje mi inteligencji, nie jestem też wątły fizycznie.

ja spędzam (marnuje) czas nad serialami. podobmy mechanizm - moge na chwile zapomnieć o obowiązkach, istnieje tylko głupia fabuła na ekranie.

 

Mimo tego wszystkiego w liceum uchodziłem za jednego z najsłabszych uczniów w klasie. Wszystko dla tego, że nie mogłem zebrać się do konkretnych działań. Odkładałem swoje obowiązki w jakimś ukrytym strachu przed porażką. Zmuszanie się do pracy nad tym wywoływało tą właśnie niechęć, przez co starałem się zajmować czymś innym, nowym.

i to jest własnie powód, dla którego aktualnie zawalam studia. odrobina trudniejszych rzeczy i załamałam sie. lęk przed porażką jest paraliżujący.

 

Przyznam także, ze przez lata usilnie poszukiwałem osoby do związku. Byłem w depresji, albo stanu do tego podobnego. Nie umiem tego nazwać, szczerze mówiąc nie chciałbym zagłębiać się w tamte lata. Po prostu usilnie chciałem być z kimś. Teraz od 2 lat jestem z dziewczyną, która ceni ten związek bardziej niż ja, muszę przyznać, że i w tej sferze dopadają mnie powoli wątpliwości. to chyba nic niezwykłego w związku po takim czasie, jednak dla mnie to aż nazbyt "rutynowe" w moim wykonaniu.

stałość = nuda + podejrzenie, że coś jednak jest nie tak, w sumie musi być, dramat wisi w powietrzu, tylko go wyglądać?

 

Pierwsze zwątpienie przychodzi w postaci myśli o tym, że nawet gdybym się zdobył to cały ten upór i wysiłek pójdzie w błoto jeżeli zdam sobie sprawę z tego, że wcale nie chcę robić tego o co sie starałem. Gdy ta myśl do mnie przychodzi od razu tracę cały zapał by robić coś w tym kierunku.

brak konsekwencji, brak stałości celów jak dla mnie.

 

W związku z tym moja przygoda skończyła się po paru zajęciach, a rodzice rzucali głupie uwagi na mój temat, że szybko mi się odechciało.

Następnie chodziłem na zapasy, w ostatniej klasie podstawówki. Po paru tygodniach zaczęła ogarniać mnie niechęć przed uczęszczaniem na następne treningi. Czułem, że rodzice w domu uważają, że za bardzo kombinuję, że wydziwiam. Niechęć sprawiła, że upuściłem jedne zajęcia, potem drugie, aż w końcu nie pokazałem się już w ogóle. Odkąd dalej pamiętam, wszystko wyglądało już mniej więcej tak jak tu...

ta, ja też byłam poniekąd przymuszana do uczestniczenia a to w szkole tańca, a to w prywatnym angielskim (którego nie potrzebowałam), a to w czymś tam jeszcze. chciałam rezygnować, z podobnych pobudek jak ty, to słyszałam, że "już mi się odwidziało, znowu zaczynam i nie kończę" itd. nie muszę mówić, jak dalece jest to wkurzające.

 

w każdym razie podsumowując, myślę, że masz podstawy, by zgłosić się do psychologa, jeśli oczywiście jesteś gotowy na terapię (na to nie ma leków), a skoro przeszkadza Ci to w życiu, to myślę, że powinieneś poszukać pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wspominając już nawet o tym, jeśli w towarzystwie tym wypadłem w niezbyt korzystnym świetle, wtedy mój powrót tam graniczy z cudem. Odczuwam wtedy wielką, nieskrępowaną niechęć.

 

Słomiany zapał może być mechanizmem obronnym - czymś co ma nas chronić przed większym cierpieniem. Jeśli takie cierpienie w sobie nosimy, to słomiany zapał wydaje się być dla nieświadomości świetnym sposobem na jego uniknięcie.

 

Lęk przed porażką wydaje mi się właściwym tropem.

 

Co się stanie, gdy wypadniesz w złym świetle?

Jak chcesz być postrzegany przez innych?

 

Gdy odpowiesz na te pytania, znajdziesz te myśli na swój temat od jakich uciekasz w słomiany zapał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam po części podobny problem, głównie z nauką czegokolwiek. Jak gdzieś się zapisuję to co prawda kończę daną rzecz, ale mam poczucie że na początku tylko łapię coś, potem wszystko wydaje mi się skomplikowane, zaczynam się gubić i zniechęcać.

 

Mam wykształcenie w kilku kierunkach - informatyka, rachunkowość, wózki widłowe, a teraz kurs obrabiarek CNC i nic nie zainteresowało mnie jakoś na tyle by się zagłębić, ale może kierunki były nietrafione, a może nie umiem uczyć się sam, bez zewnętrznego przymusu.

 

Mam też podobnie jak gdzieś idę coś załatwić że czasem najłatwiej mi za pierwszym razem. Jak drugi raz mam się gdzieś udać to pojawiają się dziwne myśli że mnie tam zapamiętali, że uroją sobie jakieś podejrzenia na mój temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×