Skocz do zawartości
Nerwica.com

Armadillo

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Armadillo

  1. @zielona miętowa Dokładnie o to mi chodzi. Stad wspomniałem o zaniknięciu swoich relacji. Należałem do wielu kół zainteresowań, uczęszczałem na wiele różnych zajęć i właśnie ta świadomość tego, że mogę zacząć gdzieś od nowa z czystym kątem była najbardziej pociągająca. Czuję niechęć kiedy muszę udać się w miejsce w którym "już mnie znają". Nie wspominając już nawet o tym, jeśli w towarzystwie tym wypadłem w niezbyt korzystnym świetle, wtedy mój powrót tam graniczy z cudem. Odczuwam wtedy wielką, nieskrępowaną niechęć. W ten sposób przeżyłem całe liceum. Nie wagarowałem, ale byłem nieobecny nazbyt często. Miałem słabe wyniki z nauki. Bardzo teraz tego żałuję. Odczuwałem wielką niechęć do nauki, złe opinie ze strony nauczycieli sprawiały, że starałem się jedynie zapomnieć o obowiązkach. Wspomniałem o tym banalnym wątku z postaciami z gier, ponieważ problem ten objawia się też w tej, z pozoru tak banalnej, sferze życia. Muszę się przyznać, że spędzanie czasu przy graniu oddalało moje lęki. Pomagało zapomnieć o obowiązkach. Nie mam żadnych wątpliwości, że bez problemu poradziłbym sobie, gdybym tylko się zmobilizował. Nie brakuje mi inteligencji, nie jestem też wątły fizycznie. Swojego czasu zajmowałem się treningami capoeiry oraz kung-fu. Interesowała mnie też akrobatyka. W latach młodości chciałem studiować historię. Do dziś jest to moje małe hobby. Mimo tego wszystkiego w liceum uchodziłem za jednego z najsłabszych uczniów w klasie. Wszystko dla tego, że nie mogłem zebrać się do konkretnych działań. Odkładałem swoje obowiązki w jakimś ukrytym strachu przed porażką. Zmuszanie się do pracy nad tym wywoływało tą właśnie niechęć, przez co starałem się zajmować czymś innym, nowym. Nigdzie nie zagościłem na dłuższy okres czasu. Co prawda mam znajomych, z którymi kontakt utrzymywałem przez wiele lat (dziś już niestety nie), lecz zawsze miałem problemy z dotrzymywaniem słowa. Wszelkiego rodzaju obligacje sprawiały, że czułem dziwny rodzaj strachu przed zobowiązaniami wobec tych osób. Przyznam także, ze przez lata usilnie poszukiwałem osoby do związku. Byłem w depresji, albo stanu do tego podobnego. Nie umiem tego nazwać, szczerze mówiąc nie chciałbym zagłębiać się w tamte lata. Po prostu usilnie chciałem być z kimś. Teraz od 2 lat jestem z dziewczyną, która ceni ten związek bardziej niż ja, muszę przyznać, że i w tej sferze dopadają mnie powoli wątpliwości. to chyba nic niezwykłego w związku po takim czasie, jednak dla mnie to aż nazbyt "rutynowe" w moim wykonaniu. Inną rzeczą są kontakty z moimi rodzicami. Cóż, nigdy nie miałem problemu z kontaktu ze swoją matką. To dobra kobieta i zawsze darzyłem ją szacunkiem. Od czasu gimnazjum miałem raczej wolną rękę, moi rodzice nie przywiązywali wielkiej wagi do pilnowania mi. Zabrakło dyscypliny. Poza sporadycznymi momentami, w których brałem się na chwilę w garść. Nigdy natomiast nie miałem normalnych kontaktów ze swoim ojcem. Mimo, że mam go na codzień, nigdy z nim nie rozmawiam. Nie potrafię. Zawsze wydawał mi się wręcz trochę obcym człowiekiem. Nie rozmawiam z nim, praktycznie nigdy. Większość zdań jakie w ogóle wymieniamy mają miejsce podczas kłótni. Czuję się doprawdy cholernie źle kiedy słyszę, że ma mi za złe jakieś rzeczy, lub mówi że nic nie osiągnąłem. Dręczy mnie to, że przez te wszystkie lata nie słyszałem od niego praktycznie żadnych opinii na swój temat a teraz... eh... Czasem mam ochotę udowodnić mu pewne rzeczy, ale mój zapał przemija równie szybko jak się pojawia. Chwila czasu i cały mój upór gaśnie. Po prostu o tym zapominam i to uczucie już do mnie nie wraca do następnej kłótni. Zapominam najczęściej właśnie grając. Ten czas jest dla mnie wolny od zmartwień, choć nie raz poplątany z chwilami wyrzutów sumienia, że marnuję czas zamiast zająć się czymś konkretnym. Mimo wszystko od dziecka spędzam dużo czasu przed ekranem, komputera czy konsoli. Nie widzę także dla siebie żadnej konkretnej ścieżki w życiu. Nie mam pojęcia co chciałbym robić w życiu, wszystkie opcje wydają mi się... wyblakłe. Boję się też, że wybierając studia znów dopadnie mnie zwątpienie i niechęć do kontynuowania kierunku. Poddaje się już na samym wstępie, ponieważ wiem że nie znajdę w sobie na tyle dużo sił, żeby zdobyć to o czym myślę. Pierwsze zwątpienie przychodzi w postaci myśli o tym, że nawet gdybym się zdobył to cały ten upór i wysiłek pójdzie w błoto jeżeli zdam sobie sprawę z tego, że wcale nie chcę robić tego o co sie starałem. Gdy ta myśl do mnie przychodzi od razu tracę cały zapał by robić coś w tym kierunku. To tyle tytułem wyjaśnienia o co mi chodziło... -- 17 maja 2012, 14:06 -- Jeszcze jedna sprawa. Nie miałem problemów jako takich, żeby dogadać się z rówieśnikami. W podstawówce miałem bardzo dobre stopnie, często brałem udział w konkursach. A jeżeli chodzi o sprawy typowo rówieśnicze, uchodziłem za spokojnego, aczkolwiek nie brakowało momentów, w, których "zamalowałem kogoś w mordę". Nie bałem się w żaden sposób postawić i miałem sporą ilość kolegów. Pierwsze objawy słomianego zapału zaczęły się w podstawówce, kiedy poszedłem na pierwsze "kółko zainteresowań", zwane modelarnią. Odstraszyło mnie podejście prowadzącego, byłem mały a facet podchodził do nas z niechęcią, jakby nie bardzo wiedział po co do niego przyszliśmy. W związku z tym moja przygoda skończyła się po paru zajęciach, a rodzice rzucali głupie uwagi na mój temat, że szybko mi się odechciało. Następnie chodziłem na zapasy, w ostatniej klasie podstawówki. Po paru tygodniach zaczęła ogarniać mnie niechęć przed uczęszczaniem na następne treningi. Czułem, że rodzice w domu uważają, że za bardzo kombinuję, że wydziwiam. Niechęć sprawiła, że upuściłem jedne zajęcia, potem drugie, aż w końcu nie pokazałem się już w ogóle. Odkąd dalej pamiętam, wszystko wyglądało już mniej więcej tak jak tu...
  2. Witam. Nie znalazłem na forum takiego tematu, szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet dobrze co należało by wpisać w wyszukiwarce. Z mojego problemu sprawę zdałem sobie jakiś czas temu, jednak zawsze miałem nadzieję, że jakoś się odnajdę. Nie umiem trzymać się jednej drogi w życiu. Nie bardzo wiem jak to określić. Każda rzecz, zainteresowanie, cokolwiek nie utrzymuje mnie na długo. Po jakimś czasie przestaję nagle odczuwać jakąkolwiek przyjemność z tego co robię, natomiast zaczynam widzieć dużo większy potencjał we wszystkim naokoło. Wcześniej myślałem, że przejdzie mi to z czasem, że po prostu nie spotkałem zajęcia, które by mnie pochłonęło. Dziś mam 20 lat, niedawno zrezygnowałem z pierwszego roku studiów matematyki. Objawia się to praktycznie w każdej dziedzinie mojego życia, nawet w czymś tak mało znaczącym jak gra nie potrafię trzymać się jednego wyboru, tworząc setki nowych postaci. Znajomi znają mój słomiany zapał, wielu po prostu się przyzwyczaiło. Niedawno praktycznie straciłem kontakt z większością przyjaciół. Na dzień dzisiejszy utrzymuję kontakt z nielicznymi osobami, w tym moja dziewczyną. Nie potrafię określić skąd bierze się ta cała niechęć. Po prostu po jakimś czasie tracę ochotę żeby dalej trzymać się tego co robię. Wtedy zaczynam tego unikać, uciekać od tego. Często zostawiam sprawy niezałatwione, udając że mnie nie ma... Nie brakuje mi odwagi, nie raz i nie dwa wykazywałem ja w sytuacjach gdy była potrzebna. Po prostu odrzuca mnie nie chęć żeby wracać do tych rzeczy. Nie mogę zebrać się w sobie i odsuwam to w czasie licząc na to, że w końcu po prostu ucichnie. Nie wiem co jeszcze mogę napisać...
×