Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Poczulabym w tym momencie niesamowitą ulgę gdyby ktoś rzucił się na mnie z pięściami i zaczął mnie okładać. Wyzywać mnie, obrażać, wrzeszczeć, winić za całe zło świata i powiedzieć mi że wszystko co robię jest złe, obrzydliwe, bez sensu i tylko przeszkadzam innym, marnuje ich nerwy, czas, uczucia, pieniądze.

 

I boję się, że na studiach będę sama.

Boję się, że nie uda sie załatwić tego oddziału dziennego na wakacje, bo jak nie pójdę to będzie naprawdę ze mną źle.

Boję się, że terapeuta na mnie nakrzyczy, że nie wiem co mam mówić.

 

Jakby tak ktos walnął mnie w łeb i bym zemdlala byłoby fajnie.

 

I jakby ktoś przytulił też by było fajnie.

 

A przede mną jeszcze zasypianie, jeszcze chwilą świadomości :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo każdy chciałby żeby życie nie było tylko jedno. i każdy chciałby usłyszeć ,że dzisiaj masz przechlapane ale w kolejnym życiu to Ty zbierasz laury.

też tak chcę, ale nie wierzę, Dla mnie jest tu i teraz i tutaj muszę się zrealizować i być choć przez chwilę szczęśliwa. Daremne żale:(

 

Wszelkie laury i tak są pozorne. Przechlapane ma wszystko, co żyje. Co do laurów, czasami bywają głównym motorem ludzkich działań. Ma się z czegoś ochłapy, ale poczucie robienia tego zaspokaja dumę . Duma jest cholernie niepraktyczna, wszelka: narodowa, rasowa, płciowa, zawodowa i gatunkowa. Życie spuszcza okrutny łomot czasami tylko po to żeby wyleczyć człowieka z dumy. Ile są warte laury na wysypisku śmieci?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszelkie laury i tak są pozorne. Przechlapane ma wszystko, co żyje. Co do laurów, czasami bywają głównym motorem ludzkich działań. Ma się z czegoś ochłapy, ale poczucie robienia tego zaspokaja dumę . Duma jest cholernie niepraktyczna, wszelka: narodowa, rasowa, płciowa, zawodowa i gatunkowa. Życie spuszcza okrutny łomot czasami tylko po to żeby wyleczyć człowieka z dumy. Ile są warte laury na wysypisku śmieci?

W ostateczności wszystko stanowi system, matrix. Każdy jest tylko trybikiem, ma swoją rolę do zagrania, a potem out. Duma jest elementen segregacji, to też element ewolucji, nie wziął się znikąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem znowu nie zaczynać, ale skoro ktoś przywołał wilka z lasu:

 

https://globalneprzebudzenie.wordpress.com/2015/11/25/michael-newton-o-swojej-ksiazce-wedrowka-dusz/

 

Sama idea życia jest dla mnie dość odrzucająca, by jego nieskończoność także uznać za odrzucająca. Co więcej, nie ma już beztroskiego używania i beztroskiego zapominania się. Ktoś gardził kobietami traktując je tylko jako bezmyślne narzędzie do zaspokajania swojego popędu, więc dla nauki przyjdzie mu potem przerobić temat: ''być blacharą''. Ktoś lubił beztrosko czerpać z życia to co najlepsze zapijając się piwem dzień po dniu, tym samym skaził swoją świadomość. I ten bagaż przyjdzie mu dźwigać potem. Sama perspektywa, że po mozolnym dźwiganiu się z poziomu muszki owocówki, można ją ponownie zostać - jest dość odstręczająca. Dość jest piekła tutaj, żeby uznać że istnieje ono gdzieś za siedmioma górami i lasami. Osoby solidnie chore na głowę wiedzą to przecież. Sprawiedliwość musi zostać wymierzona, a jedno ciało i kilkadziesiąt lat to za krótko, żeby wymierzyć ją do końca. Iluzja skończoności życia po to właśnie jest, człowiek ma być przekonany, że życie jest za krótkie. I że cokolwiek popełnił, nie zostanie mu oddane z nadwyżką. Piekło jest tutaj, niebo tutaj tylko czasami bywa.

 

W ostateczności wszystko stanowi system, matrix. Każdy jest tylko trybikiem, ma swoją rolę do zagrania, a potem out. Duma jest elementen segregacji, to też element ewolucji, nie wziął się znikąd.

 

Dokładnie, świat stanowi dwuwymiarową matrycę zapisanych danych, w której trzeci wymiar jest złudzeniem. Duma popycha człowiek do robienia głupot. Przykładem choćby Rosjanie, którzy nic praktycznie ze swojego narodowego joba nie mają, ale przecież się ich boją i mogą całą planetę puścić z dymem za naciśnięciem guzika. Śledzik jest, wódka jest, postrach i szacun na dzielni też jest, więc jest dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama idea życia jest dla mnie dość odrzucająca, by jego nieskończoność także uznać za odrzucająca. Co więcej, nie ma już beztroskiego używania i beztroskiego zapominania się. Ktoś gardził kobietami traktując je tylko jako bezmyślne narzędzie do zaspokajania swojego popędu, więc dla nauki przyjdzie mu potem przerobić temat: ''być blacharą''. Ktoś lubił beztrosko czerpać z życia to co najlepsze zapijając się piwem dzień po dniu, tym samym skaził swoją świadomość. I ten bagaż przyjdzie mu dźwigać potem.

 

A co jeżeli wędrówka dusz nie istnieje, a życie mamy tylko jedno i tytko teraz możemy zaspokajać swoje potrzeby emocjonalne czyli zmierzać w kierunku spełnienia. Dla każdego coś innego jest tym spełnieniem.

Czytając ciebie odnoszę wrażenie że na tym życiu doczesnym „położyłeś już lagę „ że tak się kolokwialnie wyrażę. Czy nie spotkało cię nigdy nic dobrego? Czy w ogóle czegoś jeszcze pragniesz? To wszystko to rozważania filozoficzne, a co z życiem?

Ja chcę odnaleźć chociażby spokój ducha i własne miejsce na tym świecie.

Kiedyś było mi Ok w miejscu i czasie. Niestety to się skończyło jakiś czas temu, teraz nie mogę się pozbierać i jest mi niewygodnie i źle tutaj, ale wiem że może być inaczej, tylko nie wiem na dzień dzisiejszy jak tego dokonać. Odczuwam jedynie bezsens wszystkiego, każdego poczynania- to tez nie robię nic. Trwam i wegetuję mając nadzieje jednak że coś się we mnie zmieni i choćby odzyskam tamten spokój i wygodę ducha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli wedrówka dusz nie istnieje, to nie ma znaczenia, czy się tutaj spełnimy i w jaki sposób. Ten kto myśli inaczej daje się wciągnąć w system, matrix. Oczywiście - przyznaję, że wolałbym z lekkością ducha być w ten system wchłonięty, toczyć w miarę beztroskie i szczęsliwe zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś, kto szczerze uważa, że nie istnieje ani wędrówka dusz, ani życie wieczne, potrafi smucić sie życiem, które obecnie przeżywa. Skoro zakładacie, że po śmierci jest nieświadomość, to czemu od razu nie popełnić samobójstwa? Po co w takim razie jest to życie? Skoro niczego potem nie ma, to jakie ma znaczenie, czy umrzesz teraz, czy za 50 lat?

 

Osobiście nie umiem skłonić się do żadnej religii. We wszystkich jest zbyt dużo przekłamań. Reinkarnację jak najbardziej uważam za możliwą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro zakładacie, że po śmierci jest nieświadomość, to czemu od razu nie popełnić samobójstwa? Po co w takim razie jest to życie? Skoro niczego potem nie ma, to jakie ma znaczenie, czy umrzesz teraz, czy za 50 lat?

Odpowiedź na to pytanie jest akurat bardzo prosta - z powodu istnienia instynktu samozachowawczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli wedrówka dusz nie istnieje, to nie ma znaczenia, czy się tutaj spełnimy i w jaki sposób. Ten kto myśli inaczej daje się wciągnąć w system, matrix. Oczywiście - przyznaję, że wolałbym z lekkością ducha być w ten system wchłonięty, toczyć w miarę beztroskie i szczęsliwe zycie.

Skoro mam świadomość tutaj i teraz tylko i wyłącznie to istotne jest jak długo będę i żyć i jaką jakość to życie będzie miało dla mnie, wszak się nie powtórzy. Dlatego właśnie chcę tą jakość doprowadzić do poziomu akceptowalnego. Gdybym wierzyła w wędrówkę dusz to spełnienie teraz nie miałoby większego znaczenia. Ja to tak widzę

 

Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś, kto szczerze uważa, że nie istnieje ani wędrówka dusz, ani życie wieczne, potrafi smucić sie życiem, które obecnie przeżywa. Skoro zakładacie, że po śmierci jest nieświadomość, to czemu od razu nie popełnić samobójstwa? Po co w takim razie jest to życie? Skoro niczego potem nie ma, to jakie ma znaczenie, czy umrzesz teraz, czy za 50 lat?

 

Tego czy istnieje coś ponad czy nie niestety nie wiem. Skłaniam się ku temu że to jest nasze 5 min. A smucę się bo mam depresję z której nie mogę się wygrzebać i o którą się nie prosiłam. Nie mogę żyć pełnią życia, radować się zielenią drzew i ptaków śpiewem ... Czego tu nie rozumieć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź na to pytanie jest akurat bardzo prosta - z powodu istnienia instynktu samozachowawczego.

 

To akurat, rzeczywiście, całkiem prosta odpowiedź. Zadowalałaby mnie, gdyby ludzie tylko tak to argumentowali, ale dalej czytam:

 

Skoro mam świadomość tutaj i teraz tylko i wyłącznie to istotne jest jak długo będę i żyć i jaką jakość to życie będzie miało dla mnie, wszak się nie powtórzy.

 

I nie widzę logiki w tym myśleniu. Przecież nie zostanie po Tobie nic, o niczym nie będziesz pamiętać, dlaczego zatem istotna miałaby być jakość twego życia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mozliwe, ze jest taki wątek, a jak nie ma to stwórzcie jakiś tylko na rozważania tego typu.

 

Słuszny postulat, ale komu by się go chciało kontynuować. Żeby tylko wciąż nie off-topować, ja też wpiszę się do mainstream'u:

 

Życie jest do pizdy niepodobne. Nikt mnie nie chce, mam wujową linię (trochę rowerowo to brzmi, ale cóż), a jak wyjątkowo ktoś mnie czasem zechce, to mi musi akurat odpier...wolić. Mam pecha. Zresztą, i tak nie byłbym w stanie zapewnić nikomu poczucia stabilizacji i bezpieczeństwa. Sobie go zapewnić nie potrafię, ale to mi akurat wali. Zawsze gdy bywałem blisko celu job krzyżował mi plan i ponownie wpadałem po uszy w gnojowicę. Pewnie po to, żeby przedefiniować swoje pojęcie celu. Co poradzić, żyć niestety trzeba.

 

Gdybym wierzyła w wędrówkę dusz to spełnienie teraz nie miałoby większego znaczenia. Ja to tak widzę

 

Może przyjęłabyś perspektywę, że na spełnienie ma się naprawdę dużo czasu. Każdy ma swoje pięć minut, czasem trzeba przez lata, kilkadziesiąt lat czekać na ''swój moment''. Grunt, żeby się wówczas nie zapominać i nie robić głupot. Dlatego czasami przez lat człowiek się uczy cierpliwości i skromności. Żeby potem nie tracić rozumu. Poza tym - spełnienie to dla każdego coś innego, bo każdy przerabia teraz inny temat. Trzeba wszystkiego spróbować po kolei, żeby zrozumieć, że wszystko jest przereklamowane. Spełniając się teraz człowiek zawsze czegoś się nauczy, przedefiniuje swoje priorytety, mając świadomość pewnych spraw zachowa umiarkowanie, więc uniknie przesadnego cierpienia o ile/kiedy przyjdzie spadać. Zawsze zostanie nauka. Rozwijając świadomość dostrzegalny staje się inny świat, sprawy i detale które wcześniej puszczało się mimo uszu i życie staje się całkiem inną bajką. Niekoniecznie - piękną - ale jakoś bardziej sensowną.

 

Dla każdego coś innego jest tym spełnieniem.

 

Dokładnie, wyjęłaś mi to z ust. Dlatego każda ma swój drogę; ''ktoś rodzi się biurwą, ktoś księdzem, a ktoś inny - złodziejem, czasem ma to swoje dobre strony, bo się można poznać'. Każdy jest potrzebny i każdy czegoś po drodze się uczy.

 

Alogiczne dla mnie jest, że człowiek miałby się rodzić ot tak, cały bagaż genetyczny, predyspozycje i urodę dostając ''tak jakoś'', na nic nie trzeba pracować, jeden rodzi się w slumsach, drugi w pałacu, jeden ładny, a drugi brzydki. Ludzkie nawyki, skłonności, życiowy fart lub niefart, potencjał intelektualny przytrafią się ''ot tak''. Nie jest efektem ciężkiej pracy, jeden ma dar, a drugi go nie ma, po prostu. Wszystko ma swoją przyczynę, ludzki fenotyp też. Każdy ma inne staty, bo inna mu akurat przypada rola i inny dotychczasowy dorobek.

 

A co jeżeli wędrówka dusz nie istnieje, a życie mamy tylko jedno i tytko teraz możemy zaspokajać swoje potrzeby emocjonalne czyli zmierzać w kierunku spełnienia. Dla każdego coś innego jest tym spełnieniem.

 

Dla Ciebie spełnienie to spełnianie potrzeb emocjonalnych. Jak potrzeby emocjonalne może zaspokoić niewolnica isis? eunuch w cesarskim haremie? dalitowie-niedotykalni w Indiach? Dla mnie spełnienie to nauka, czerpanie jej zarówno z tego co przyjemne jak i nieprzyjemne. Po to jest zło, człowiek w cieplarnianych warunkach by się nie rozwijał. Takie cierpienie ma sens. Człowiek wzrastając może zmienić swój prywatny świat na bardziej znośny, spotykają go inni ludzie, inne sytuacje i inne tematy, więc warto wzrastać.

 

Gdyby życie było tylko jedno, to nie byłoby sprawiedliwości. Świat bez sprawiedliwości byłby nie do przyjęcia.

 

Czytając ciebie odnoszę wrażenie że na tym życiu doczesnym „położyłeś już lagę „ że tak się kolokwialnie wyrażę. Czy nie spotkało cię nigdy nic dobrego? Czy w ogóle czegoś jeszcze pragniesz? To wszystko to rozważania filozoficzne, a co z życiem?

 

Czego pragnę? Moim marzeniem byłby wieczny sen. Żyć niestety trzeba, co poradzić. Twoje wrażenie jest dość trafne, Czego pragnę, nie szkodzić innym istotom żyjącym, czy to prosiak, gęś, pies czy człowiek, wszystko co żyje - ma pecha, po co je jeszcze dokładać, zadane cierpienie wraca zwielokrotnione, a ja cholernie nie lubię cierpieć. Wszystko już było, ja też podglądnąłem, to co piszę od Buddy i to się sprawdza w życiu, gdyby się nie sprawdzało, to bym w to nie wierzył, bo po co by było w to wierzyć? Czego pragnę, obserwować i się uczyć, z pewną domieszką odrazy, ale co poradzić. Ja tu tylko sprzątam. Jestem jedną mała pizdowatą świadomością, w jednym z wielu równoległych światów, co ja mogę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dorzucę na koniec - całe moje iluś letnie borderowe znoszenie samego siebie, pech i pechowe sytuacje od wieku zerowego, naprawdę nieprzyjemne flashback'i, łomot we łbie, rozpierniczanie samego siebie i tego co wokół nabiera sensu, cały ten syf i cały ten gnój nabiera dla mnie znaczenia. Przerabiam/przerobiłem ten temat, bo moje cele były luftowe i pewnie musiałem coś przeskrobać, no i jeszcze byłem dziecinnym egoistą, który lubił manipulować - potem dowiedział się on, że to choroba i miał wymówkę. Każdy ma swoją wymówkę i każdy jest jakoś chory. Choroba też jest po coś. W każdym jest Budda, Chrystus czy Sokrates (ale to brzmi, wiem - zbiera trochę na rzyganie, ale taka jest prawda), każdy ma swoje rachunki do spłacenia, a cierpienie - czasem nieznośne cierpienie - uczy. Dla każdego jest nadzieja, czasem bardzo rozłożona w czasie. Trzeba żyć tym co tu i teraz, ale właściwie i na temat. W świecie bez sprawiedliwości sens miałoby tylko piwo, a całe to nasze nurzanie się w psychicznym bajorze byłoby funta kłaków nie warte. Po co? Żeby mieć na chwilę krzynę spokoju z samym sobą czy na chwilę uncję przyjemności, które inni mają na wyciągnięcie ręki? Zanim się coś dostanie, najpierw trzeba się nauczyć to cenić. Czasem to ''najpierw'' jest bardzo rozłożone w czasie. Słowa mają swoje drugie, trzecie, czwarte, piąte dno, w każdym człowieku jest zapisany kod kulturowy. Jeśli człowiek przerobi swoje bagno i przyjmie pewne sprawy na wiarę, potem życie same dostarczy mu dowodów, że wszystko ma sens i wszystko ma swoją przyczynę. Po co żyć? Zapewne po to żeby po eonach eonów lat wędrówki dotrzeć do przypisanej, brakującej części siebie, wreszcie ten dar docenić i spełniać się na zawsze po bezkresach ludzkiej świadomości. Świecie bez końca i początku, świecie który jest zamknięty dla tych, których nie dotknęło w życiu duże cierpienie. Przebudzenie jest bolesne, narodziny też są bolesne. Rzekłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kurde dowiedziałem się że być może wszechświat jest cykliczny tzn. rozszerza się jak teraz w pewnym momencie jednak kurczy do maleńkiego punktu i znowu wybucha... i tak w nieskończoność, biorąc pod uwagę, że materia i liczba jej konfiguracji jest skończona, nasze życie dokładnie jotka w jotke zostanie powtórzone... nieskończoną ilość razy, czyli śmierć nie jest końcem a jedynie resetem i zaczynamy nasze życie od nowa, nie wiedząc nawet o tym, a ja tego posta napisałem już nieskończoną ilość razy.

 

przyznam, że nie podoba mi sie ta myśl :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

akwen,

Alogiczne dla mnie jest, że człowiek miałby się rodzić ot tak, cały bagaż genetyczny, predyspozycje i urodę dostając ''tak jakoś'', na nic nie trzeba pracować, jeden rodzi się w slumsach, drugi w pałacu, jeden ładny, a drugi brzydki.

 

Gdyby życie było tylko jedno, to nie byłoby sprawiedliwości. Świat bez sprawiedliwości byłby nie do przyjęcia.

 

 

logika a sprawiedliwość to dwie różne rzeczy ;)

 

poza tym świat który przedstawiasz wcale nie jest sprawiedliwy, co najwyżej, wszyscy w nim mają przerąbane po równo, ale samo to, że mają przerąbane to sprawiedliwe nie jest.

 

nikt sobie nie zasłużył na cierpienie bo nie istnieje wolna wola, tzn. owszem za przewinienia należy karać ale to się odnosi do porządku społecznego, a nie kosmicznego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najpierw oddam trochę zadość głównemu wątkowi; nie mogę napić się teraz napoju Bogów - piwa, bo zawsze mi po nim odpierdala i spotyka mnie coś nieprzyjemnego. W swoją karmę mam wpisane nie spożywanie piwa, życie jest okrutne i nie do przyjęcia. Ostatnio nie ogarniam najprostszych spraw i czynności, zamiast mózgu mam szambo. Zapewne wystarczyłaby odrobina życiodajnego piwa, aby przywrócić mnie do formy, ale cóż począć - Prorok zabronił.

 

 

poza tym świat który przedstawiasz wcale nie jest sprawiedliwy, co najwyżej, wszyscy w nim mają przerąbane po równo, ale samo to, że mają przerąbane to sprawiedliwe nie jest.

 

nikt sobie nie zasłużył na cierpienie bo nie istnieje wolna wola, tzn. owszem za przewinienia należy karać ale to się odnosi do porządku społecznego, a nie kosmicznego.

 

Dokładnie, wszyscy mają przegwizdane. Nawet Ci którzy mają chwilowo lajt i high-live i tak przypomną sobie materiał: ból, bieda i poniżenie. Nauka boli, każdy dostaje od życia łomot. Wzrastając w istocie kształtuje się złe ego. Świadomość jest coraz bardziej złożona i skomplikowana, wraz z dobrze pojętym ego wyrasta też i złe. Nie ucieknie się przed sprawiedliwością w żadne zaświaty, cokolwiek człowiek zrobił, powiedział czy nawet pomyślał, zostanie mu zwrócone w nadmiarze. Wracają też pozytywne działania, które składają się na dobrą karmą obecną i przyszłą. Niektórym ciągle przytrafia się coś nieprzyjemnego w życiu, to jest właśnie zła karma. Świat, w którym jest wujowo, ale sprawiedliwie - można zaakceptować. Dążenie do sprawiedliwości, skonstruowania rozumnego prawa i aparatu sądowniczego jest wraz z człowiekiem od jego zarania. To co zna człowiek to jedno z niższych królestw, zanim awansuje się do lepszych krain trzeba się wpierw ponurzać w tym bagnie, co poradzić. Jest to sprawiedliwe, bo każdy spłaca swoje rachunki, nieraz zwielokrotnione, żeby się nauczyć i mieć wreszcie z tym tematem spokój. Móc przejść dalej.

 

Jak to nikt sobie nie zasłużył na cierpienie? To po co jest cierpienie? Dlaczego jest one tak wszechobecne? Widocznie inne bodźce wychowawcze nie są dość skuteczne. Świat, w którym człowieka losowo spotykałoby przypadkowe cierpienie byłby nie do przyjęcia. Co do porządku kosmicznego, nie sąd skaże pedofila, w celu wyrównają mu rachunki kosmiczne. Człowiek tworząc prawo w sposób marny stworzył imitację kosmicznej sprawiedliwości.

 

Cierpienie przy świadomości, że winowajca pozostanie bezkarny nie niosłoby wartości dydaktycznych i byłoby kompletnie bezcelowe. Można narobić syfu i uciec, nie ma tak w życiu - i nie da się uciec przed samym sobą, III prawo dynamiki Newtona.

 

nieskończoną ilość razy, czyli śmierć nie jest końcem a jedynie resetem i zaczynamy nasze życie od nowa, nie wiedząc nawet o tym, a ja tego posta napisałem już nieskończoną ilość razy.

 

Wszystko już było, czas jest przestrzenią, a życie szkołą. Człowiek ciągle przerabia ten sam materiał dydaktyczny i te same pomoce naukowe, dopóki nie awansuje do wyższej klasy. Nie da się wymyślić nic nowego, wszelkie natchnienia ''pani profesor'' - czyli metafizyka - dyktuje pilnym uczniom, żeby dać klasie nową (dla nich) lekcję do przerobienia. Ostatnio pani profesor dyktuje temat pod tytułem - budowa wszechświata - o czym świadczy choćby spora liczba dobrych filmów o pętli czasowej -jak choćby Edge of Tomorrow czy ARQ. Repetitio est mater studiorum - powtarzanie jest matką nauki. Jaka może być nagroda za naukę? Jestem pewien, że w valhalli blond dziewice roznoszą kufle złocistego piwa, które można pić bezkarnie, więc wszystkie te poświęcenia niewątpliwie mają swój głęboki sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×