Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Gość SmutnaTęcza

Indifference1, dodawałam fotkę, ale nie miałam żadnego makijażu (nie licząc podkładu, ale nakładam go raczej z przymusu (trądzik i blizny po nim))

 

ewelka91, jestem brzydka, bo nie mam powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92, małe pocieszenie, znam osobiście dziewczynę 26 lat, NIGDY nie miała chłopaka, NIGDY, ale ona się tym nie przejmuje, bo jest "zakochana" w kościele, chyba zostanie starą panną. Nie jest z Tobą tak źle.

Aha, mam koleżanki na studiach, które NIGDY również nie miały nikogo - a mają już 23 lata. Moja bliska koleżanka NIGDY nikogo nie miała. Z nikim się nie całowała, nie mówiąc o współżyciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

ewelka91, skoro jest taka zakochana w kościele, to nie dziwota, że się tym nie przejmuje.

No a ja niestety nie mam takich znajomych, tylko ja jestem tak zacofana...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wbijam na jęczarnie, bo piętrzą się przede mną trudności. Może powinienem pisać "wyzwania" ale nie zawsze potrafię w ten sposób je postrzegać.

 

Praca. Dużo pracy będzie w pracy. Jednakże, z drugiej strony moja obecna praca nie jest chyba pracą wymarzoną. Potrzebuję czegoś "więcej". Dlatego też, nie mogę przysnąć i muszę nadal szukać. Jest jeszcze mnóstwo do zmiany w sprawach zawodowych. Przyziemnie rzecz ujmując, muszę wreszcie zacząć zarabiać jakieś pieniądze, bo czas ucieka i kto wie czy to nie są najlepsze chwile. Które uciekają przez palce. Jak pomyślę o najbliższym gorącym okresie, siedzeniu po godzinach w pracy, a po powrocie o szukaniu nowej pracy i chodzeniu na rozmowy kwalifikacyjne, a oprócz tego o cyklu szkoleniowym i związanych z tym wydatkami to czuję jak wzrasta we mnie uczucie "nie chce mi sie".

 

Prywatne. Wydaje mi się, że stoję przed istotną szansą, żeby ułożyć sobie życie w ten sposób, że się z kimś związać. Do tej pory z reguły coś psułem w kluczowych momentach. Dobrze byłoby nie zepsuć. Z drugiej strony, ciągle mam jakieś wewnętrzne wątpliwości, ciągle chciałby płynąć na "lądy nieznane", "gonić zajączka". Tylko, że wiem, że nie powinienem już tego robić. A mimo to kusi, żeby znowu się wycofać i spróbować jeszcze czegoś. Zdecyduj się chłopie!

 

Zdrowie. Lekarze - :/ Badania na alergie i tysiąc pięćset innych spraw. Czasami mam wrażenie, że stanem normalnym jest u mnie jak jestem chory, a jak jestem zdrowy to wtedy powinienm się zacząc niepokoić. Masakra. Chyba już nigdy nie będę "w pełni" zdrowy. Bardzo lipa. No i ten mój baniaczek biedny. Mam problem z lękami i z natrętnymi myślami. Sporo wiem, co trzeba robić, żeby je minimalizować ale ciągle kurde popełniam te same błędy. No i chyba muszę wreszcie przed sobą przyznać, że nie radzę sobie z czymś, nie kontroluję. Stop. Ogarnij dupę człowieku i nie rób tak więcej. Zrozum.

 

>>>

 

Co do użytkowniczek z rozmowy powyżej. Ja myślę, że "nie bycie z nikim" przez długi czas, do wieku dwudziestu kilku lat, jest bez wątpienia problemem (jeżeli ktoś z kimś chce jednak być). Milion razy każdy z nas słyszał, że "problem leży w nas samych" i że zawsze można to zmienić. Potworne banały. Jednak jest to prawda. ZAWSZE można to zmienić i naprawdę się da. Wiadomo, z czasem jest trudniej w relacjach damsko-męskich, jeśli ma się ubogie doświadczenia z przeszłości. Kiedy odczuwa się presję czasu i otoczenia. Wiadomo też, że to rzutuje na ogólną samoocenę i formę psychiczną. Jednakże, małymi krokami trzeba budować wiarę w siebie i w swoje możliwości również w sferze miłości.

 

Ciekawe, że od każdego człowieka można się czegoś nauczyć. Kiedyś w nocy, na mieście, przed makdonaldem usłyszałem w ramach rozmowy na te tematy, że "kluczem do sukcesu jest próbować". Sama prawda.

 

Wszystkim życzę powodzenia i zachęcam do dawania sobie szans i próbowania.

 

Hej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność i walka, żeby znów nie spróbować ze sobą skończyć.

Zastanawiam się tylko, jaki to ma sens. Skoro ja żyć już tak nie chcę, a tzw. "bliscy" mają kompletnie gdzieś, jak się czuję i nie obchodzi ich czy żyję czy umrę. Poczucie totalnej bezużyteczności.

Z drugiej strony zabijanie się z powodu ludzi, byłoby niezasłużonym wyróżnieniem.

I tak się bujam od jednej myśli do drugiej. To boli coraz bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

>>> Ladywind

 

Lądy nieznane to nowe osoby, potencjalnie mogące stać się kimś bliskim, osoby które mnie intrygują, ciekawią, sprawiają że chcę im poświęcać czas, mimo że rozsądniej byłoby go poświęcić komuś kogo znam już całkiem dobrze i kogo lubię.

 

 

Powyższa pieśń jest właśnie o takich podróżach w nieznane ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę, że "nie bycie z nikim" przez długi czas, do wieku dwudziestu kilku lat, jest bez wątpienia problemem (jeżeli ktoś z kimś chce jednak być). Milion razy każdy z nas słyszał, że "problem leży w nas samych" i że zawsze można to zmienić. Potworne banały. Jednak jest to prawda. ZAWSZE można to zmienić i naprawdę się da. Wiadomo, z czasem jest trudniej w relacjach damsko-męskich, jeśli ma się ubogie doświadczenia z przeszłości. Kiedy odczuwa się presję czasu i otoczenia. Wiadomo też, że to rzutuje na ogólną samoocenę i formę psychiczną. Jednakże, małymi krokami trzeba budować wiarę w siebie i w swoje możliwości również w sferze miłości.

Oj, polemizowalabym i to ostro.

Jestem z nikim od dobrych kilku lat. Nie jest to moim marzeniem ale nie jest tez bycie z byle kim. To juz lepiej samej niz meczyc siebie i kogos w kolejnym toksycznym zwiazku.

Wiele w tym temacie nie zmienie - z rzeczy, na ktore mam wplyw i zmienic moge. Taki uklad.

Moge sobie byc idealna partnerka ale wychowuje dorosle dziecko specjalnej troski a nikt nie bedzie sie pchal w obowiazki z wlasnej woli. Wierzyc w to, ze ktos taki jednak gdzies jest i nasze istnienie nada sens jego zyciu byloby co najmniej naiwnoscia - wiec nie wierze i nie robie sobie nadziei zyjac w marzeniach.

Na zwiazki krotkie, tematyczne i z doskoku zwyczajnie nie mam czasu. To juz wole film obejrzec albo popracowac. Choc moze to blad w zalozeniu.

Oduczylam sie o sobie rozmawiac a jak sie przyjdzie wyzalic, zwierzyc, posmecic to mam z automatu wyrzuty sumienia i poczucie winy, wstydu ze doprowadzilam do takiej sytuacji albo ze komus dupe zawracam i zabieram czas.

Nie mam tez na tyle bliskich ludzi, ktorzy znaja mnie wystarczajaco by stwierdzic ze cos jest nie tak. Zreszta sporo udaje i robie dobra mine do rownie dobrej gry. Albo to jest zla gra tylko oni maja mnie gdzies i kupuja co im sprzedam.

W zeszlym roku osoba ktorej bezgranicznie ufalam i uwazalam za najblizsza wbila mi wirtualny noz w plecy. I ja sie chyba po tym nie podnioslam. Mniejsza w tym momencie o szczegoly.

Podejrzewam u siebie depresje a jednoczesnie sie jej boje bo to jak wyrok a ja nie moge sobie na to pozwolic, za duzo mam obiwiazkow,odpowiedzialnosci i nie stac mnie na chorowanie. I gdzies tam w glowie slysze glos wewnetrznego krytyka (matka, ojciec i brat matki razem wzieci oraz niektore osoby z dalszej rodziny): depresja? w glowie ci sie przewraca, len jestes smierdzacy, wymyslila sobie jakas depresje, gowno ci sie dzieje ludzie maja raka, umieraja i nie jecza jak ty...

Uwalnialam sie powoli od tych toksycznych ludzi w moim zyciu, mialam takze toksycznych partnerow ktorzy traumy poglebiali. Jedyna wartosciowa osoba w moim zyciu, ktora dala mi wiele - i wlasciwie jedyna ktora dala mi bezwarunkowa akceptacje, milosc, szacunek i autentyczna troske - zginela w wypadku wiele lat temu. Potem juz nikogo takiego nie spotkalam.

Zastanawiam sie, ile "zaslugi" w takim stanie rzeczy, w moim osamotnieniu, na ile ja sie do tego przyczynilam ale co mi to da nawet jak poznam odpowiedz?

Po nowym roku pojde do lekarza i zabiore sie za siebie, moze to cos da? Jesli nie - to bede choc miala swiadomosc, ze probowalam.

Nie, mysli samobojczych nie mam i nie mialam - ale powoli trace satysfakcje z tego co robie a co kiedys przynosilo mi wiele radosci. Przed swietami bylam na wakacjach na ktore czekalam ponad pol roku i czulam sie podobnie, obnizony nastroj, brak checi do wykonania wielu zaplanowanych wycieczek czy atrakcji.

Pojde miedzy ludzi i to samo co gdybym byla sama - puste gadanie, brak otwarcia, brak wiary ze kogokolwiek obchodze, ze ktos slucha...

Trace tez wiare w swoja moc sprawcza i w to, ze moje prosby, wymagania, opinie sie licza. Zatoczylam kolo i powrocilam do stanu z dziecinstwa, kiedy czulam sie jak narzedzie, przedmiot, w najlepszym wypadku marionetka od ktorej oczekuje sie konkretnych zachowan i gestow...

OK, posmecilam. Dokoncze sobie film z braku lepszego zajecia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

>>> aardvark3

 

To o czym ja pisałem to jednak trochę inna sytuacja. Pisałem w kontekście sytuacji osób, które z nikim w ogóle nie były w związku, a mają 20, 22, 30 lat. Z tego co zrozumiałem, Ty z kimś kiedyś byłaś, tylko czynniki zewnętrzne sprawę zmieniły.

 

Na pewno masz rację, że świat to nie jest bajka. Wychowywanie dorosłego dziecka specjalnej troski jest na pewno dużym obciążeniem. Pewnie, że dla wielu osób wiązanie się z kimś w Twojej sytuacji jest nie do zaakceptowania. Obawiają się odpowiedzialności, problemów, obowiązków. Takie są fakty. To zrozumiałe, że nie jesteś "zachwycona" tym stanem rzeczy. Nikt by nie był.

 

Niemniej uważam, że zawsze są szanse na poznanie kogoś, wejście w związek. Przecież nie tylko osoby opiekujące się, ale i nawet ludzie niepełnosprawni wchodzą w związki. Nie jest to naiwnością tylko faktem. Wiadomo, sytuacja w jakiej się znajdujesz ma znaczenie. Nie masz na to wpływu. Możesz jednak zrobić coś dla siebie, co być może zaowocuje też jakimiś zmianami w relacjach z ludźmi. Pójście do lekarza jest dobrym pomysłem. Jeżeli czujesz, że jest coś z Tobą nie tak, podejrzewasz depresję, to spotkanie ze specjalistą jest naturalnym posunięciem. Zobaczysz co Ci doradzi. Nierozsądnie byłoby nawet nie spróbować, skoro wielu osobom znacznie poprawił się standard życia dzięki współpracy z lekarzami.

 

Trudno mi się porównywać z Tobą, ale każdy ma jakieś swoje problemy. Ja też nie lubię o nich mówić, nawet z bliskimi osobami. Znane mi są myśli, które zdrowie psychiczne a właściwie jego brak traktują jako wadę. Mam depresję więc jestem gorszy. Boję się irracjonalnie więc jestem gorszy. Ale takie myślenie do niczego nie prowadzi. Skupianie się wyłącznie na tym co negatywne zaburza obiektywne postrzeganie świata. W każdym oprócz słabości i wad znajduje się też to co dobre. Już nawet z tego co napisałaś da się doszukiwać jakichś pozytywnych cech, jak odpowiedzialność, rozsądek czy komunikatywność. Jesteś taka niezależnie od depresji. A bycie chorym nie świadczy o tym czy ktoś jest gorszy czy lepszy, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, którzy się od siebie różnią, w tym także w sferze psychiki.

 

Życzę Ci, żebyś w Nowym Roku uporała się z problemami psychicznymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×