Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Pagórku, mogę tak do Ciebie mówić?

Jeśli to do mnie to nie, nie możesz

Jedyną osobą mogącą znotywotywować mnie do zmian będzie ktoś na kim mi będzie cholernie zależało. Opcja 1. skuteczniejsza, zaczynam od siebie, powoli budując jakąkolwiek motywację. Mozolna praca nad sobą, z czego nawiasem mówiąc korzystam (psychoterapia). Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolniść drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być. Owszem, pojawi się smutek, prawdopodobnie rezygnacja. Nie zamierzam jednak rezygnować z terapii...

Po pierwsze gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że cholernie mu na mnie zależy to bym od tej osoby uciekła aż by się kurzyło, bo to znaczy, że ta osoba ma jakaś manie na moim punkcie.

"Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne?" Po drugie uczucia nie zmieniają człowieka na trwale tylko na czas trwania uczucia, uczucie znika, człowiek jest taki jak przedtem. Trwałej zmiany można dokonać tylko poprzez naukę tak, żeby w mózgu powstały nowe połączenia neuronowe (czy jakoś tam), na to potrzeba czasu, ćwiczeń, powtórek, a uczucia to tylko burza hormonów, które zmieniają działanie mózgu ale tylko na chwilę. Co w tym niemoralnego? A no to, że w tym czasie dajesz komuś nadzieję, bawisz się jej i swoimi uczuciami, krzywdzisz siebie i tego kogoś też.

Piszesz, że bez samoakceptacji nie można być szczęśliwym. Owszem. Nie zgodzę się jednak z Tobą, że nie można odnaleźć szczęścia w kimś innym. Piszę w tej chwili z pewną dziewczyną. Na samym początku ustaliliśmy, że jest to na zasadzie przyjaźni i niczego więcej, ergo o związku nie ma mowy. Też ma spore problemy. Daję jej wsparcie, możliwość wysłuchania jej, pomoc w granicach swoich możliwości. I na ten moment są to jedyne sytuacje, które sprawiają mi radość. Krótkotrwałą, ale jednak radość. I teraz pytanie. Czy to wg Ciebie jest niemoralne? Jeśli ta sytuacja zmptywowałaby mnie do zmian to też byłaby niemoralna?

Nie wiem co w tym niemoralnego, to zależy jak to się skończy, ślepy kulawego prowadzi, sam sobie odpowiedz jak daleko zajdziecie. Ustaliliście coś czego nie da sie ustalić, nie da sie ustalić że się w kimś zakochasz, nie da sie ustalić że ktoś się w tobie nie zakocha, uczuć się nie da ustalić. Najlepszą motywacją do zmiany siebie powinna być miłość do samego siebie, np. ktoś pali papierosy i postanawia rzucić ale nie dla mamusi, tatusia, dziewczyny, tylko dla siebie. I nie nazywaj "krótkotrwałej radości" szczęściem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli to do mnie to nie, nie możesz

Nie, to nie. Więc droga 520m.n.p.m.

Co do mechanizmu zmian, trudno się z Tobą nie zgodzić,. Nie jestem pewien czy się jednak dobrze zrozumieliśmy.

Co w tym niemoralnego? A no to, że w tym czasie dajesz komuś nadzieję, bawisz się jej i swoimi uczuciami, krzywdzisz siebie i tego kogoś też.

Chodzi mi o ewentualne wykorzystanie własnego uczucia [nie drugiej osoby do mnie] do zmiany swojego nastawienia do zmian. Owszem uczucia są chwilowe, ale mogą dać początek szeregowi innych zmian własnych, co chyba jest efektem długotrwałym, czyż nie?

Po pierwsze gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że cholernie mu na mnie zależy to bym od tej osoby uciekła aż by się kurzyło, bo to znaczy, że ta osoba ma jakaś manie na moim punkcie

Skąd Twój lęk? To, że mi na kimś może cholernie zależeć nie oznacza, że nie będę w stanie uszanować jego wolności, jego decyzji. Ewentualnie proszę o zdefiniowanie słowa "mania", może gdzieś tu popełniam błąd...

Nie wiem co w tym niemoralnego, to zależy jak to się skończy, ślepy kulawego prowadzi, sam sobie odpowiedz jak daleko zajdziecie. Ustaliliście coś czego nie da sie ustalić, nie da sie ustalić że się w kimś zakochasz, nie da sie ustalić że ktoś się w tobie nie zakocha, uczuć się nie da ustalić.

Owszem, nie da się ustalić uczuć. Ale wytyczenie pewnych granic obniża oczekiwania, co jednocześnie ogranicza prawdopodobieństwo wystąpienia silnego uczucia. Z mojej strony, mogę Ci powiedzieć, że ta relacja jest dla mnie bezuczuciowa. Fajnie, że jest. Jeśli się kontakt jednak urwie, to zmiany nie odczuję. Jedyną rzeczą jaką dostaję w zamian jest chwilowe uczucie szczęścia, tfu radości. W takim razie czy jest coś złego w tym, że daję jej w tej chwili to, czego potrzebuje?

Najlepszą motywacją do zmiany siebie powinna być miłość do samego siebie,

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

520m.n.p.m.

To że będzie mi na kimś cholernie zależało, nie oznacza, że ten ktoś będzie odzwierciedlał moje uczucia. Wracając do moralności. Jeśli potrafiłbym pokonywać własne bariery, robić te małe kroki do wolności, tylko dlatego, że mi zależy na dziewczynie, która powiedzmy się mną w ogóle nie interesuje, dalej byłoby to niemoralne i krótkotrwałe? Kroki które przez ten okres wykonam zostaną. Istnieje ryzyko, że wrócę do punktu wyjścia, ale to ryzyko, mniejsze lub większe, istnieje zawsze na wskutek szeregu czynników zewnętrznych i wewnętrznych.

 

 

Po jakim czasie znika możliwość edycji posta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

ale taki zywot jest smutny po prostu nie kochajac samego siebie trudno oczekiwac ze ktos to zrobi za nas a towarzystwo reszty swiata nie powinno nas ograniczac w dazeniu do szczescia a jedynie robic za dodatek do niego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi o ewentualne wykorzystanie własnego uczucia [nie drugiej osoby do mnie] do zmiany swojego nastawienia do zmian. Owszem uczucia są chwilowe, ale mogą dać początek szeregowi innych zmian własnych, co chyba jest efektem długotrwałym, czyż nie?

Igranie z ogniem

Skąd Twój lęk? To, że mi na kimś może cholernie zależeć nie oznacza, że nie będę w stanie uszanować jego wolności, jego decyzji. Ewentualnie proszę o zdefiniowanie słowa "mania", może gdzieś tu popełniam błąd...

To nie lęk tylko zdrowy rozsądek

Owszem, nie da się ustalić uczuć. Ale wytyczenie pewnych granic obniża oczekiwania, co jednocześnie ogranicza prawdopodobieństwo wystąpienia silnego uczucia. Z mojej strony, mogę Ci powiedzieć, że ta relacja jest dla mnie bezuczuciowa. Fajnie, że jest. Jeśli się kontakt jednak urwie, to zmiany nie odczuję. Jedyną rzeczą jaką dostaję w zamian jest chwilowe uczucie szczęścia, tfu radości. W takim razie czy jest coś złego w tym, że daję jej w tej chwili to, czego potrzebuje?

Dziwne to wszytko, najpierw piszesz, że ci na niej cholernie zależy i wykorzystujesz to uczucie do zmiany siebie a później, że ten kontakt jest bezuczuciowy. W którym momencie kłamiesz?

Jeśli kochasz samego siebie, to po co towarzystwo reszty świata?

Po to żeby kochać innych, bo człowiek to taka istota, która chce kochać i być kochana inaczej ginie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziwne to wszytko, najpierw piszesz, że ci na niej cholernie zależy i wykorzystujesz to uczucie do zmiany siebie a później, że ten kontakt jest bezuczuciowy. W którym momencie kłamiesz?

Przypuszczam, że chodzi CI ten fragment:

Opcja druga, bardzo zależy mi na drugiej osobie. Jak to ujęłaś używanej. Wytłumacz mi proszę, dlaczego wykorzystanie własnego silnego uczucia do kogoś w celu zmiany siebie jest niemoralne? Zwłaszcza, jeśli w żadnym wypadku tego kogoś nie krzywdzę? Zapytałaś, co w przypadku, gdy ta osoba zechce odejść. Co ma być? Nie jestem despotą. Szanuję wolność drugiego człowieka i wiem, że nie mam prawa nikomu nakazywać ze sobą być

 

Nie napisałem, że to robię. Wymieniłem to jako jedną z opcji do wyboru.

Wskaż mi więc proszę, w którym momencie wg Ciebie skłamałem.

 

Może się czepiam, ale wydaje mi się, że są tu mylone pojęcia samoakceptacji i miłości do siebie.

Ja tych pojęć nie mylę

 

Być może, ja te pojęcia mylę, dlatego też na nikogo w swojej wypowiedzi nie wskazałem, Zostawmy więc ten temat w spokoju :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zauważyłam, że odkąd postanowiłam sprawiać sobie większą przyjemność i korzystać z życia, to nie cierpię aż tak bardzo z powodu samotności.

 

Hedonizm :D

 

Ale jest to tylko mniejsze zło, ponieważ i tak najlepiej by było wiecie jak......gdyby wszystkie niesamowicie mocne pragnienia w końcu się spełńiły.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dawna śledze tutejsze posty bo też jestem samotna ale teraz postanowiłam założyc tu konto żeby coś Ci napisać Christina. Nie pomyślałaś że jakaś młoda zagubiona dziewczyna od twoich zdań też zacznie sie puszczać? Twoje życie jest fikcją co do tego ja i moja córka nie mamy wątpliwości ale dam Ci rade. Pamiętaj że nie ta pierwsza nie ostatnia sie zesrała przy analu.... Z Bogiem i używaj więcej rozumu, bo kiedyś będziesz płakać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale dam Ci rade. Pamiętaj że nie ta pierwsza nie ostatnia sie zesrała przy analu.... Z Bogiem i używaj więcej rozumu, bo kiedyś będziesz płakać.

 

 

HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAAHHHAAHAAAA

byłam dzisiaj na przezabawnej komedii w teatrze...ale to mnie rozwaliło najbardziej!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nikogo nie kocham, jestem feministką, ludzie to kretyni, zwłaszcza faceci to kretyni.

 

Polemizowałbym, w końcu to u kobiet problem jest powiedzieć wprost np nie podobasz mi się. Wolą powiedzieć jak w moim wypadku to było "nie jestem gotowa", a tydzień później nagle "w związku".

 

Temat o samotności więc opiszę jak to u mnie wygląda.

Na chwilę obecną rodzina ma mnie gdzieś- nie odezwie się, jak dzwonię już nawet komórki nie odbiera (spróbuję jutro z zastrzeżonego). Mieszkam sam, gdyż matka mnie z domu wywaliła (!)- i to w zasadzie pierwsza sprawa- od razu widzi się we mnie idiotę, który "bił mamę, pił itp" nie pytając się mnie o nic.

Od kiedy pamiętam faworyzowała siostry- zawsze były traktowane bardziej ulgowo, zawsze one były "te lepsze" (co z tego, że m.in. jedna z nich już chyba trzeci rok podchodzi do matury i oblała), co bym źle zrobił to od razu wielka morda w moim kierunku. Zwierzyć jej się nie mialem z czego bo zaraz mnie wyśmiała.

Oczy mi otworzyła sytuacja, w której mi ukradziono 50 złotych, a co się okazało- nie dość, że i tak pieniędzy nie ujrzałem, bo "ty mi wisisz pieniądze które ci dawałam na bilety", siostra zaś niemalże żadnych konsekwencji nie poniosła ("mamusia" jej pogadankę zrobiła).

Tuż przed wywaleniem mnie z domu, kiedy w końcu zabrałem rentę po ojcu na swoje konto (brak jedzenia w lodówce- w końcu one sobie jadły na mieście) to usłyszałem cyt. "zabieraj pieniądze i wy^^^^^aj". Zaczęły się sceny typu wyłączanie prądu, nachodzenie co każdy powrót (nie chciałem tam wracać coraz bardziej).

W końcu obwieściła, że mam się wynieśc, bo ona wyjeżdża do Egiptu odpoczywać (co było kłamstwem), nie da mi kluczy i mam się wynieść. Miałem już dość z nią walki- na szybko wynająłem pokój i zabrałem co swoje. Na tym i tak się nie skończyło, ale mowa o samotności, wiec do tematu wracam, a o matce (i ojcu) to na wątku DDA/DDD.

Teraz najlepsze- jest dyrektorką przedszkola- nieźle co? Kimś, kto deklaruje "kocham dzieci i te co są tutaj i swoje"- chyba ma na myśli tylko córki".

 

Szkoła- samotność do potęgi- gnębienie, brak przyjaciół, wyzwiska, brak wsparcia- tak przez cały cykl nauczania do końca technikum włącznie. Na tym etapie zrozumiałem jedną rzecz- szkoła nigdy nie pomoże, a samemu się z systemem szkolnym nie da wygrać. Szkoła woli utrzymać gnębiące bezmózgi niż ich wywalić, bo "zaraz klasa mniej liczebna będzie, a miasto nie będzie chciało dofinansować"- ciekawe co by miasto gadało jakbym się zabił.

 

Ojciec mimo iż udało mi się przebaczyć to nie zapominam- to do tematu DDA/DDD.

 

I na koniec związki- już mija drugi rok od kiedy wyszedłem z toksycznej relacji z pewną osobą. Była to dziewczyna choleryczna, niezwykle pyskata, nie umiejąca kochać (tzn kochała ale byłego i wyżywała się na mnie za niego). Nie przyjmuję tłumaczeń, że "ona mieszka w domu z ojcem alkoholikiem"- mogła jego wyzywać, a nie mnie.

Kiedy stwierdziłem "dość"? Po pierwsze- Te zdjęcia na nk z byłym, które przez cały czas trwania tego "związku" ona trzymała na swoim koncie, drugie- utrzymywała z nim kontakt, trzecie- kiedy wyszedłem z zamiarem ochłonięcia, ta zaraz poleciała, spoliczkowała mnie i z tekstem "nie będziesz nigdzie wychodzić bez mojej zgody"- zdałem sobie sprawę, że to nie jest normalne. W związku tak nie powinno być.

Samo jej pozbycie się z mojego życia też nie było łatwe, bo potrafiła do mnie po rozstaniu zadzwonić i...hmmm... to jest taki stan, że nie wie czy się śmiać, czy załamać. Po takich cyrkach jakie mi zafundowała o na do mnie z tekstem "może mam ci dać instrukcję obchodzenia się z kobietą"- na określenia "kobieta" trzeba sobie zapracować, a jej to jest niesamowicie daleko do tego.

Doprawdy- czasem człowiek musi upaść naprawdę nisko by zobaczyć co się dzieje. Zostałem po związku z nia z problemami finansowymi, które niebawem będę miał ogarnięte, niewiele zostało (a zaczynałem od pokaźnej kwoty).

 

To jednak nie wszystko.

 

Mój pogląd na związki w moim życiu uległ całkowitej rozsypce, zapoczątkował depresję w zasadzie zbiegiem okoliczności- jedno to, że się dowiedziałem o mojej byłem, iż "nigdy mnie nie kochała, cały czas żyła z byłym", drugie o matce- za dużo do pisania, w każdym bądź razie nie kochała mnie jako swoje dziecko- tylko siostry.

Ta kumulacja doprowadziła to pojawienia się poglądu "nie da się mnie kochać" i w którym ludzie mnie coraz bardziej utwierdzają, że rzeczywiście tak jest. Liczne niepowodzenia w miłości, w tym to dzisiejsze, gdzie najpierw mi mówi "nie jestem gotowa na związek" a za chwilę jest z innym (niech zadzwoni i powie, że jej komputer nie działa- nie dość że jej powiem co o tym wszystkim myślę to jeszcze jako dobrze pójdzie zedrę z niej pieniądze bez skrupułów, bo "moja wiedza kosztuje, a nie mam zamiaru naprawiać komputera w zamian za głupkowaty zalotny uśmieszek".

Za dużo w moim życiu też zauważyłem, że zadziałało "powielanie schematów z domu"- opiszę to w odpowiednim wątku.

 

Jak to teraz wygląda? Samotne święta (do matki nie mam po co jechać, na chwilę obecną nie chcę jej widzieć, ja juz próbowałem jakoś to jeszcze ogarnąć, ale nie ma inicjatywy z jej strony to po co?)- gdzie bym nie zadzwonił to albo "wyjeżdżają i nie ma miejsc", albo "zadzwoń do ciotki/wujka/itp", a oni odsyłają do kogoś innego.

 

Podsumowując- rewolucji nie ma i nie będzie- najwyraźniej nie da się mnie kochać i tyle. Myślałem, że te dwa lata pozwoliły mi wygrać z depresją, a miłość to kwestia czasu jak to zakochani mówią (taaa- to tak jakby ktoś kto ma pracę po znajomości mówił, że jest łatwo o zatrudnienie), lecz około miesiąc temu to zaczęło narastać.

 

Nie radzę sobie z samotnością, a kochać się mnie najwyraźniej nie da i w zasadzie nie wiem nic o swojej przyszłości- niby wiąże ją z komputerami i elektronika, ale coraz mniej mi się widzi.

 

Wiem, że dużo się rozpisałem (ktoś to przeczytał? :) ), w wątku o depresji i DDA/DDD będzie tego jeszcze więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, przeczytał w całości ;) w pierwszej kolejności gratuluję Ci radzenia sobie z sytuacją w jakiej się znałazłeś :great:

Wielokrotnie jednak powtarzałeś, że nie da się Ciebie kochać. Z takim przekonaniem raczej miłości nie znajdziesz (zaufaj doświadczeniu innych ;). Co więcej, zaryzykuję stwierdzenie, że nie dostrzegasz kontrargumentów. Innymi słowy nie ludzie, lecz Ty sam się w tym przekonaniu utwierdzasz. Zastanowiłbym się jeszcze na Twoim miejscu, czy gdzieś wewnątrz jakiś chochlik na podstawie Twoich przykrych doświadczeń z matką, siostrami, dziewczyną, nie stara Ci się wmówić awersji do kobiet ogólnie.

Wychodzisz gdzieś poza pracą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój telefon milczy.

Jedyne smsy jakie dostaję to od sieci albo reklamy.

Jak dostaję smsa to mam nadzieję , że się ktoś odzywa do mnie (ten Ktoś).

I doznaję rozczarowania.

W sumie to już nie.

Można przewidzieć.

Jedynie mama dzwoni.

 

Follow, bo sił coraz mniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam sie co jest z tą stroną? od chyba 15 pisze post o niespełnionej miłości i za każdym razem po wysłaniu musze sie zalogować i napisać od początku ...... co jest z tym? też tak macie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×