Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

dla mnie fejs to tylko komunikator przez czat. Obserwowanie wszsytkich ludzików mam wyłączone, nie wysyłam zaproszeń bo wkur... mnie już denne informacje (że ktoś ogląda film w tv) lub zdjęcia samojebki. Najgorzej, że większość ludzi nie potrafi zrozumieć, że mnie nie iterere wrzucanie zdjęć z każdego tygodnia życia, like itd...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedy byłem jeszcze całkiem zdrów za nic w świecie nie chciałbym się związać z kimś z zaburzeniami, nie było takiej opcji, miałem normalne dziewczyny. Kiedy jakimś trafem sam już byłem zaburzony ukrywałem ten fakt przed nowo poznanymi dziewczynami. Kiedyś byłem z jedną taką, jak się dowiedziała, że biorę "jakieś psychotropy" to od tamtej pory zaczęło się wszystko psuć i tak aż do rozstania, więc tym bardziej przed innymi to ukrywałem. Teraz sam bałbym się związać z inną zaburzoną, bo wiadomo, że to w tym przypadku jest tym bardziej trudne. I tak sobie żyję i się zastanawiam jaki pojebany jest ten świat.

 

-- 11 lut 2015, 08:55 --

 

Chyba coś do ćpania sobie załatwię, tak żeby przez miesiąc żyć w euforii i szczęściu a później odejść w nieświadomości. Hmm... na samą myśl zaczynam czuć się lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, Poruszyłeś trudny temat zarówno dla zdrowych jak i ludzi z problemami.Patrząc na to z innej strony wiążąc się z osobą potencjalnie zdrową narażamy się na niezrozumienie itd,z kolei ta osoba także może się rozchorować i co zostawimy ją bo jest chora? Wszystko tutaj zależy od stopnia zaburzenia ,a widzisz mnie na terapii od zawsze mówili ze tylko partner zdrowy bo wtedy utrwala się schemat poczucia normalności (mam nerwice)Wśród zdrowych spotkałam takich pojebów ,że głowa boli.Dokonywałam złych wyborów tak wiem.Znam wiele osób które mając problemy żyją w związkach z osobami zdrowymi,czują się samotne,w tym z czym się zmagają przeważnie. :bezradny: szukając tego zrozumienia poza związkiem. Można by tu napisać elaborat jedno jest pewne łatwiej o zrozumienie u osób które też mają problemy ze sobą.

 

-- 11 lut 2015, 09:58 --

 

abrakadabra xx, :nono::nono: bądż grzeczny . :angel:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

white Lily, ale ty mądra jesteś, poważnie :tel2:

 

Wśród zdrowych mogę sobie znaleźć (po benzo jestem prawie normalny ;) ) ale nie chcę jej oszukiwać a i tak w końcu by się wydało gdybym myślał o stałym związku. A taką która zrozumie i zaakceptuje to już ciężko znaleźć. A z zaburzonych, nie dość że sam ze sobą się męczę to jeszcze ją obarczać... No i na odwrót ona ze swoimi problemami... Fakt, gdyby dwójka odpowiednich dla siebie osób stworzyła związek mogło by się udać, jednak to jest masakrycznie trudne. Sam już powoli zaczynam myśleć o sobie jak o tych z którymi nie chciałem się wiązać. Nawet jeszcze siebie nie zaakceptowałem. Nie wiem czy jeszcze jestem normalny czy już nie koniecznie. Depresja i nerwica, czy jestem już wariatem? :D

 

Mam jeszcze konto na sympatii ale już dawno z niego nie korzystałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, jesteś normalnym człowiekiem z problemami i tyle, nie dołujmy się na siłę?Jeżeli ktoś nas kocha albo my kochamy to również akceptujemy siebie nawzajem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Samotność... Można by powiedzieć że to taki mój życiowy "towarzysz", o ile można ją nazwać towarzyszem, ponieważ towarzysz to z reguły ktoś kto nas wspiera a nie osłabia i zadaje ciągły ból...ale jak by nie było to ona przy mnie jest i mi wciąż niestety towarzyszy. Kiedyś mi nie przeszkadzała, była sobie, i było mi z nią dobrze z tego co pamiętam bo myślałem że tak po prostu powinno być. Od dziecka byłem indywidualistą, nie miałem zbyt dobrych kontaktów z rówieśnikami, do dziś jestem typem samotnika. Jednak ta samotność dała mi coś dobrego, w jakiś sposób mnie ukształtowała ponieważ ja sam patrząc z boku na świat i ludzi zacząłem budować swój światopogląd. Nie był on narzucony przez większość, przez modę i tym podobne czynniki. I to sprawiło że odbiegam "od normy". Mam w tej chwili 18 lat. Odkąd pamiętam byłem wrażliwym dzieckiem, i ta wrażliwość pozostała mi do dziś. Z tego się cieszę. Patrząc na dzisiejszą młodzież mam ochotę złapać się za głowę, zastanawiam co się dzieje z tym światem, każdy patrzy tylko na swoją d*pę i na pieniądze, na to jak jesteś ubrany, na to gdzie bywasz, a gdzie nie. Mam wrażenie że dzisiejsza młodzież jest wypłukana z jakichkolwiek wartości. Ale jak wszystko wrażliwość ma dwie strony medalu, ta jedna jest dobra, a ta druga powoduje że wrażliwej osobie trudno żyć bo przeżywa wszystko mocniej niż inni. Jestem romantykiem i się tego nie wstydzę. Ale mam wrażenie że w tym wieku trudno znaleźć sobie kogokolwiek wartego uwagi, kogoś kto w życiu dostrzega jakąś głębie i piękno ale też widzi tą "brzydką stronę". I to właśnie sprawia że jestem samotny. Chciałbym mieć osobę z którą dzielił bym dni, smutki i radości, kogo mógłbym przytulić, pocieszyć i dostać to z wzajemnością. Ciężko jest opisać to co teraz czuję i strasznie mnie to "dusi" od środka. A może to że jestem sam jest spowodowane moim brakiem wiary w ludzi? Czasami mam wrażenie że Bóg się pomylił i stworzył mnie zbyt późno. Kiedyś od psychologa usłyszałem coś co sprawiło mi wielką radość, Pani psycholog powiedziała mi że mam "starą duszę", wiele razy słyszałem od znajomych z młodości mojej mamy że jestem taki jak oni 20 lat temu, mam podobne spojrzenie na świat. Nie wiem skąd to się bierze. Może gdybym urodził się 25 lat wcześniej to łatwiej by mi się żyło...

 

Jeżeli nie możecie spać to macie tu coś romantycznego na bezsenną noc... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dar może i dobrze, tylko szkoda że jest ich mało, że ciężko jest znaleźć kogoś takiego z kim można by sensownie porozmawiać, kogoś kto nie będzie w kółko pieprzył o imprezach, o tym ile to on nie wypił itd. Nie wiem co się dzieje z tym światem... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność z wyboru też ma swoje dobre strony, nie trzeba już zabiegać o względy potencjalnej partnerki, stroszyć piór jak paw. Nie oszukujmy się, przeciętny facet, który nie jest urodzonym samcem alfa musi włożyć trochę wysiłku aby zrozumieć jak to wszystko działa, miły dobry facet nie koniecznie jest atrakcyjny. Tak to właśnie działa w naturze. Jeśli nie jesteś urodzonym Jamesem Bondem to na pewno nie raz ( zwłaszcza w latach młodzieńczych) będziesz zastanawiał się o co tutaj chodzi. Ja ze swoją skłonnością do stresowania się z ostatnią moją dziewczyną musiałem się trochę pomęczyć aby zaczęła myśleć o mnie poważnie. Więc teraz kiedy już mam wszystko gdzieś nie zabiegam o kobiety, jedynie przejawiam oznaki pewnych zachowań z przeszłości które ułatwiały mi życie. To w sumie nawet wyszło na dobre, bo czuję się pewniej, prawie tak jak kiedyś, kiedy udawałem, że mi nie zależy, z tym że teraz nie robię nic w kierunku bycia z kobietą. To takie moje trzy grosze w temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wejście na to forum, to chyba najlepsza rzecz, jaką dziś zrobiłam. Kiedy przeczytałam to, co się tu pisze, poczułam się tak, jakbym wreszcie znalazła się w odpowiednim miejscu.

Samotność i wrażliwości są mi znane szczególnie od kilku miesięcy. Wcześniej nie byłam specjalnie uczuciowa, rzadko się nad sobą użalałam, nigdy nie starałam się wywyższać. Częściej szłam komuś na rękę, byłam ugodowa i pasował mi taki układ. Wraz z zeszłymi wakacjami dzięki pewnym ludziom zaszły we mnie zmiany, które otworzyły mi oczy. Nie chodzi tu o palenie, picie czy narkotyki, bo od tych trzymam się daleko. Wreszcie ktoś pokazał mi, że mam prawo do własnego zdania, nie muszę być taką altruistką i mogę zacząć myśleć o sobie przez duże "J".

Nie wiem, czy komuś będzie chciało się to przeczytać, ale mam nadzieje, że znajdzie się ktoś taki.

Gdy doznałam tego "olśnienia" i spostrzegłam, że mam przyjaciółkę właściwie na pół etatu, nie wiedziałam, co z tym zrobić. Zawsze byłam przy niej, kiedy mnie potrzebowała, ale w odwrotną stronę tak to nie działało. We wrześniu opuściłam jeden tydzień na wyjazd, a gdy wróciłam do szkoły, czułam się przy moim znajomych totalnie obca. Nie było tematów do rozmów, więc siedziałam z boku i słuchałam. Moja przyjaciółka nie wypytywała mnie o to, jak było na wyjeździe, wręcz przeciwnie - rozmawiała z kimś innym. W tamtym momencie czułam się zastąpiona i niepotrzebna. Nie mogłam sobie z tym poradzić, a moja przyjaciółka albo nie widziała mojego przygnębienia, albo je ignorowała. Przez kilka kolejnych miesięcy nic się nie zmieniło. Czułam się obco wśród ludzi, jakbym nie pasowała. W sumie teraz też tak jest. Doszło tylko to, że dzięki tej przyjaciółce nabyłam więcej kompleksów niż mają inni w tym wieku. Ona zawsze była lepsza i to ja starałam się jej dorównać. Chciałam mieć ładniejszą figurę, lepsze oceny, czy większy talent muzyczny (choć wcale nie wyglądałam najgorzej, uczyłam się świetnie, a muzyka była całym moim życiem). I to mnie dobiło do końca, zanim nie znalazła się kolejna cudowna osoba, która powiedziała, że przejmowanie się takimi drobnostkami jest bez sensu. Moja przyjaciółka okazała się wampirem energetycznym (pomimo że była nim nieświadomie), a ja stałam się zupełnie inną osobą. Tyle, ile wypłakałam w ciągu ostatnich miesięcy, nie wypłakałam nigdy wcześniej. Na domiar złego doszły kłótnie z bratem, którego wyzwiska raniły mnie bardziej niż przyjaciółka. Zamykałam się w pokoju, właściwie godząc się z samotnością i tym, że nawet moja przyjaciółka nie chce mnie słuchać, choć miałam jej tyle do powiedzenia. Moja rodzina nie jest w żadnym stopniu patologiczna, żadnych alkoholików czy przemocy domowej i można by uznać ją za idealną, jednak są w niej skazy. Mój brat jest uzależniony od gier komputerowych, powoduje to u niego agresję i stres, co z kolei wiąże się z wyrywaniem włosów (choroba psychiczna). Moi rodzice są kochani, ale czasem nie czuję się przez nich akceptowana. Wydaje mi się, że traktują mojego brata ulgowo (do czego zalicza się pozwalanie na korzystanie z internetu 24h na dobę). Czuj się tak, jakby woleli jego, zwalając na mnie jego obowiązki i robiąc wszystko za niego, podczas gdy to ja zawsze jestem kulturalną, wzorową uczennicą. I na koniec ja, Hipochondryczka, która desperacko próbuje zwrócić na siebie uwagę, choć nie wie jak. Obchodząca w grudniu 16. urodziny dziewczyna, która kocha muzykę, książki i pisanie. I kocha ciszę, kiedy może spokojnie pomyśleć.

I pomimo że tak bardzo nie lubię zawierać nowych znajomości, bo jestem po prostu nieśmiała, to jednak anonimowe otworzenie się przed kimś nie sprawia mi problemu. Dziwne, prawda? Myślę, że to dlatego iż nikt mnie nie zna w rzeczywistości i nie ocenia przez pryzmat wyglądu, ubioru.

Najbardziej od życia chyba oczekuję zrozumienia i osoby, której będę mogła ufać bezgranicznie. A takich coraz mniej w tym świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dar może i dobrze, tylko szkoda że jest ich mało, że ciężko jest znaleźć kogoś takiego z kim można by sensownie porozmawiać, kogoś kto nie będzie w kółko pieprzył o imprezach, o tym ile to on nie wypił itd. Nie wiem co się dzieje z tym światem... :(

 

Podpisuję się pod tym, ja przestałem od paru lat chodzić ze znajomymi na piwo, bo wychodziło z nich buractwo,

kiedy ja zaczynałem sensowny temat to oni odpadali, kpili lub jedynie mamrotali.

My potrzebujemy sensownych ludzi by zdrowieć a nie byle plebsu, choroba Nas mocno doświadczyła

i wyrobiła w Nas pewnien "fason" - to akurat zaleta, no ale większość to idioci, taka prawda,

więc stąd nasza samotność.

A internet dla Nas to zbawienie, tylko tutaj możemy bezpiecznie i skutecznie kogoś znaleźć,

to taki azyl. Dar od Boga dosłownie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx, nie generalizuj, nie wszystkie kobiety szukają tzw. samców alfa i Jamesów Bondów.

"Miły i dobry" - biorę w ciemno. Zgadzam się, że świat stawia przed wami, facetami wiele wymagań, a raczej wiele kobiet oczekuje połączenia sprzecznych cech w jednym mężczyźnie. Zeby był silny kiedy trzeba i wrażliwy w odpowiednim momencie, żeby był ciepłym miśkiem zimą i niegrzecznym chłopcem latem, żeby był trochę zwariowany, ale jednocześnie odpowiedzialny. Niewykonalne, jesli robisz coś tylko po to, żeby kogoś zadowolić.

Wśród facetów krąży wiele mitów, jak ten, o którym piszesz, że nie warto okazywać, że ci zależy, nie warto nadmiernie się interesować.

Przez to niektórzy udają kogoś, kim nie są.

Spotkałam się kiedyś z chłopakiem poznanym przypadkiem na ulicy. I zaznaczyłam, że chciałabym pojść ot tak sobie na piwo, posiedzieć, bez ciśnienia. Opowiadał przez bitą godzinę o swoim zejebistym życiu, o podróżach, o karierze, o kasie, o siłowni, o samochodzie itp. Wcale mi to nie imponowało, wręcz przeciwnie, czułam niesmak. Miałam ochotę napić się i pomilczeć razem, albo pogadać o pierdołach, on widocznie czuł potrzebę, a może przymus udowodnienia czegoś. Tylko nie wiem komu, mnie, czy sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zosia_89, :)

 

Mój związek właśnie z tego powodu się rozpadł. Nigdy nie zostało to powiedziane wprost, ale teraz wydaje mi się to oczywiste.

I niestety mój stan właśnie przez to znacznie się pogorszył. Ale również wierzę mimo wszystko, że możliwa jest zdrowa relacja chorych ludzi ;)

 

Zosiu, najpierw chyba warto pokazać, że jesteś super, a późniejsza wzmianka o psychotropach to tylko taka malutka skaza na wizerunku :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×