Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Chojrakowa, ja znow w prace zaczelam uciekac by nie myslec. Odcinam sie od uczuc i emocji by nie cierpiec. Ogolnie nie jest zle, nic sie nie dzieje ale czuje jakis niedosyt, pustke. Czegos mi brak. Doznan? Sama nie wiem. Nie potrafie tego przetrawic. Ogolnie jest nijak, dziwny spokoj i to mnie przeraza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehh... Ch#jowa nocka w pracy. Dzis sie dowiedzialam ze moja wspolpracowniczka wraca po 4 miesiacach na zaklad. Z poczatku nie zrobilo to na mnie wrazenia, dopoki nie uswiadomilam sobie pewnych spraw. Zanim "uciekla" ode mnie, bylysmy nierozlaczne, rozumialysmy sie bez slow. Jedna druga rozumiala i wspierala. Ufalysmy sobie i moglysmy na sobie polegac. Po prostu zzylysmy sie ze soba. Przynajmniej tak mi sie wydawalo.

W pracy staralam sie jej pomagac, brac na siebie wiecej obowiazkow, wyreczalam ja itd. Po prostu zalezalo mi na tej relacji. Chociazby z tego powodu ze przy niej moglam byc tak naprawde soba i bez problemu moglam sie przed nia otworzyc, bez obaw o ocene, wysmianie itp.

Po zwolnieniu lekarskim zalatwilam jej powrot na nasz dzial bo mnie o to prosila. Po dwoch dniach kierownik postanowil przeniesc dwie osoby w inne miejsce pracy. Bez zawahania sie zglosila, nie zwracajac uwagi na mnie. Zrobilo mi sie smutno ze odchodzi, w koncu traktowalam ja jak przyjaciolke. Powiedzialam jej o swoich odczuciach, a ona mnie zlekcewazyla, twierdzac ze przesadzam itd. Mialysmy do siebie dzwonic, normalnie utrzymywac kontakt jak dotychczas. Czulam sie odrzucona. Przykro mi bylo. Przywiazalam sie do niej. Wszyscy sie dziwili ze tak mnie potraktowala, starali sie pocieszyc. Od tego momentu widzialysmy sie 3 razy i rzadko ze soba rozmawialysmy. Kontakt powoli urywal sie. Spotkania byly inne niz zwykle. Nie wiedzialam o czym mam z nia rozmawiac. Trzymalam dystans. W dalszym ciagu bolalo mnie jak mnie potraktowala.

Dzis wspomnienia odzyly, emocje na nowo sie pojawily. Uswiadomilam sobie, ze nic nie dzialo sie bez przyczyny. Jestem beznadziejnym i zlym czlowiekiem, ktory nie ma po prostu nic do zaoferowania. Nikt nie jest w stanie mnie lubic, tak po prostu. Kazdy widzi mnie jak cos potrzebuje, w innym wypadku jestem jak powietrze. Nienawidze siebie. Jestem nikim, totalnym zerem. Nie zasluguje na nic pozytywnego w zyciu. Nikogo nie obchodzi moje marne zycie. Czuje sie jak porzucona zabawka, wykorzystana i zdeptana. Musze byc potworem ze mnie to spotyka. Nikomu wiecej nie zaufam, nie dam sie zranic. Nikogo nie dopuszcze do siebie. Mam dosc.

Moja terapeutka zapewne tez mnie toleruje tylko i wylacznie z tego powodu ze tak musi i jej place. W innym przypadku wywalilaby mnie na zbity pysk. Powinnam zrezygnowac z terapii. Szkoda jej czasu. Nie potrzebnie jej go marnuje. Nie zasluguje na niczyja pomoc. Moje miejsce jest na cmentarzu. W ciszy i spokoju. Nikt i tak by nie zauwazyl ze mnie nie ma. Nikogo to nie obchodzi. Czuje sie jak smiec. Mam ochote zniknac na zawsze. Nienawidze tego popieprzonego zycia. To tak wszystko boli. Umieram. Lzy splywaja po policzku. W myslach tresci bombarduja mnie. Wyzwiska kieruje w swoja strone. Chaos. Jestem w piekle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4,5 h snu dzisiaj, muliło mnie tylko rano, bo wzięłam to trittico, ale odstawiam, bo ledwo działa, więc nie ma co ;c Wykupię sobie to chlorprothixen, ale skoro mało spię i nie jestem zmęczona to nie będę nic takiego brała, bo to same profity, więcej czasu :mrgreen:

Wczoraj próbowałam na siłę pójść spać i skonczyło się porannym bólem głowy i zawrotami głowy i zamykającymi się oczami rano :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widocznie nie wszyscy na to zasluguja. Po prostu przykro mi jest ze tak zostalam potraktowana. Czuje sie z tym strasznie. Urwierdzilo mnie to w przekonaniu, ze jestem beznadziejna. Nikogo nie zmusze by mnie lubil, ale smutne to ze mnie sie nie da lubic. Kazdy tylko widzi jak mnie wykorzystac, miec jakas korzysc z relacji ze mna. Milo by mi bylo gdyby komus na mnie zalezalo tak po prostu. Potraktowal mnie jak czlowieka. Ehh. Samo zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, zacznij sama traktować się jak człowieka, tak na początek. Ja bym sie tam z Toba napiła, myślę że miałybyśmy o czym gadać ;)

 

Śpię dziś u mojego faceta. Stresuję się.

Znamy się 2,5r. Od 2 lat ze sobą sypiamy. Dobre pól roku jestesmy razem.

A ja się stresuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potraktuj tych ludzi jako lekcję, żeby móc potem takich rozpoznawać i omijać szerokim łukiem :D

 

Ja wróciłam z apteki, 6 opakowań leków kupiłam >.>

 

I poczucie winy. Ostatnio mam prawie non stop poczucie winy :?

 

Już wiem jak to opisać. Nie jestem zmęczona tak ogólnie tylko moje ciało jest takie jakby nie przeciągnięte, coś takiego :D

 

Ale jakoś za dużo mi ludzi i śmiechu na dzisiaj, jestem zadowolona tak ogólnie, ale nie mam jakiegoś wielkiego parcia na ludzi :]

 

Mam trochę mętlik w głowie od ponad tygodnia, czy ja piszę chaotycznie?

 

Chojrakowa ile jesteś z K, jeśli mogę spytać? I jak ogólnie u was z długością związków, jaki jest wasz rekord np? :]

 

 

A i dociągnę ten trittico, tzn. tak jak kazała psychiatra zobaczę czy nie będzie działać to 150 mg.

 

EDIT: chojrakowa fajnie się zgrałyśmy :mrgreen:

 

Jak to jest, że wcześniej 1,5 roku sypialiście? Taki friend-sex?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli już w domku, a u niego coś poszło nie tak? :/

 

Przypomniało mi się, że jak pierwszy raz usłyszałam u psychiatry we wrześniu że mogę mieć borderline, to parsknęłam śmiechem.

 

Carica, jakim cudem Ci to nie przeszkadza? Ja bym go zablokowała i bała się że znowu będę cierpiała przez niego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Długo nie dopuszczałam do siebie takich myśli, jednak to, co jakie przejawiam zachowania, z pewnością nie jest normalne i zaczęłam to mimowolnie dostrzegać.

Zacznę od tego, że mój chłopak znalazł w Internecie wiele artykułów na temat osobowości chwiejnej emocjonalnie typu borderline. Z tego co w nich znaleźliśmy oboje jesteśmy niemalże pewni, że właśnie ten problem mnie dotyczy. Mimo, że wiele rzeczy robiłam "niechcący" i wpół świadomie lub nawet całkiem nieświadomie, to zaczynam powoli dostrzegać mój problem. Zazwyczaj, ostatnie kilka lat moje zachowania starałam się tłumaczyć zwyczajną nerwowością.

Opiszę wszystko od początku, żeby miało to jakąś spójność.

Mam 20 lat i pochodzę z "normalnej" rodziny. Nie ma w niej alkoholizmu ani niczego takiego. Za to moja mama jest bardzo nerwowa, a całą złość często przelewała na mnie. Potrafiłyśmy pokłócić się z byle czego. Słyszałam na swój temat wiele złych rzeczy, często lubiła mnie sprawdzać, wchodzić w moją prywatność nawet bez powodu. Czuła się wtedy lepiej.

Konflikty między nami były częste, niekontrolowane, pełne krzyków i wyzwisk. Czasami również przemocy fizycznej, którą jak kiedyś zaczynała matka, tak potem i ja. Zawsze traktowałam moją mamę na dystans, nie czuję do niej tej typowej miłości córki do matki. Bardziej jest to zwykłe przywiązanie i świadomość, że jest ona moją matką, nic więcej.

Zawsze czułam się osaczona przez nią, wszystko miało być tak, jak ona chce. Potrafiła mi po kłótni zabronić jeść, a także zaprzestała płacić za bardzo istotny dla mnie kurs języka obcego. Nie mogłam przeprowadzić się do innego miasta aby studiować dziennie, bo się źle zachowywałam i ona przez to nie chciała pomóc mi w pierwszych miesiącach płacenia czynszu.

Zawsze słyszałam wymówkę "gdybyś była grzeczniejsza, to by nie było problemu". Teraz, z perspektywy czasu widzę, że po pewnym czasie jej takowych ataków i gróźb, sama zaczęłam je stosować

wobec niej. I tak wzajemnie. Zastraszała mnie w różnych aspektach życia, a gdy płakałam, to nakręcała się jeszcze bardziej. Kiedy w końcu zauważyłam jej taktykę, również zaczęłam stosować ją w ramach odwetu i samooobrony. W pewnym momencie zaczęłam mieć napady furii na sam jej widok. Obawiałam się, że gdy zaczniemy rozmawiać, a ja jej czegoś nie będę chciała powiedzieć z rzeczy prywatnych, to zaczną się groźby.

Najbardziej bolesne było dla mnie, gdy groziła, że, cytuję "nagada moim dziadkom (rodzicom ojca, z którymi jestem znacznie bardziej zżyta niż z jej rodzicami, co ją niesamowicie denerwuje) jaka okropna jestem i przez to mogą mieć problemy ze zdrowiem". Widząc, że zaczynam się bronić, zaczynała płakać i dzwonić do dziadka ze skargą (umyślnie, żeby się przejmowali), po czym z uśmiechem dodawała "jeśli coś im się stanie, to będziesz ich miała na sumieniu". Nabawiłam się do niej okropnej agresji i dystansu. Tata nie był w tym wszystkim obecnym, zazwyczaj nie chciał się wtrącać, mimo że czasem próbował nas uspokoić. Nie chciał nikogo obwiniać, bo wiedział, że żadna z nas nie była drugiej dłużna. Miałam też próby samobójcze z powodu różnych sytuacji związanych z matką. Można by dużo wymieniać różnych sytuacji, ale nie o tym mowa.

Poza nią i moim chłopakiem nikt inny nie widział moich zachowań. Dla wszystkich wokoło jestem miła i wydaję się fajną dziewczyną. Poza rodziną i chłopakiem zachowuję się normalnie i nie mam takich nerwów, a nawet jeśli, to potrafię je tłumić.

Teraz podam konkretne przykłady z życia, które pozwalają nam utwierdzać się w przekonaniu, że mam powiązanie z borderline.

Na początku związku byłam miła, trwało to pierwsze kilka miesięcy, po czym zaczęło się właściwe (to samo, co działo się w poprzednich, niestabilnych związkach, w których wyczuwałam słabe punkty i atakowałam je tak, aby wina nie leżała po mojej stronie. Tak, aby się usprawiedliwiać robiąc dalej to samo, ażeby przepraszano mnie za to, co ja zrobiłam, a nie druga osoba).

- obawiam się porzucenia. Każda zapowiedź rozstania lub próba odejścia mojego chłopaka kończy się moimi próbami samobójczymi i samookaleczającymi, których było w moim życiu już

kilkanaście, przemocą fizyczną z mojej strony, wyzwiskami pod jego adresem (bardzo nieprzyjemnymi i nieuzasadnionymi...), płaczem, manipulacjami i wymuszeniami.

Zdarzało się, że mu groziłam. Nie potrafię kontrolować nerwów i zachowuję się tak nawet podczas zwykłych kłótni. Z błahego powodu reaguję agresywnie i mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Mój gniew jest często nieadekwatny/nieodpowiedni do sytuacji. Jestem bardzo impulsywna.

- często mając dobry humor nagle zmieniam się o 180 stopni, z bardzo błahych powodów (np. na zwykłe pytanie czy posoliłam ziemniaki zaczynam krzyczeć i robić awanturę, że robi ze mnie szaloną, która nie pamięta o posoleniu ziemniaków...) lub nawet żadnych. Nierzadko czuję się pusta w środku, nie widzę sensu w moim życiu.

- posiadam myśli paranoiczne i paranoidalne. Potrafię uroić sobie własną wersję zdarzeń, interpretować różne sytuacje na swój własny sposób, który, jak się okazuje, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Na ich podstawie często wytaczam oskarżenia i prowokuję kłótnie, nie kontrolując ich, daję się ponieść emocjom.

- często minimalizuję swoje występki, staram się je na siłę wytłumaczyć i usprawiedliwić. Nierzadko też staram się odwrócić winę lub zaprzeczam temu, co miało miejsce.

Potrafię obwinić chłopaka o coś, czego nie zrobił, bo to ja sprowokowałam. Mimo wszystko potrafię się czasem wstrzymać i przeprosić, jednak dopiero po aferze.

Bo kiedy już zainicjuję kłótnię, to ciężko mi przerwać, a każdy sprzeciw wobec mnie kończy się dalszą porcją agresji.

- mam świadomość, że bardzo "lubię" kontrolować (wiele cech zauważam podobnych do tego, co robiła moja matka mimo, że nigdy nie zamierzałam brać jej za wzór i wolałam jak najmniej ją przypominać). Chcę, żeby wszystko było po mojemu, często nie biorąc pod uwagę argumentów chłopaka lub rozpoczynając po jego sprzeciwie kłótnię.

- często mam wahania, zastanawiam się, czy on naprawdę mnie kocha, mimo, że to dobrze wiem i nie powinnam mieć żadnych podstaw do przypuszczania tego. Jednak to jest silniejsze ode mnie.

Mam bezsensowne wątpliwości, które kumulują się we mnie, żeby później dać im upust w postaci nowych argumentów do kłótni. Czuję się osamotniona pomimo jego stałego wsparcia.

- często wpadam w panikę z naprawdę błahych powodów, na przykład, że kupiliśmy za duży garnek i nie zmieści się do lodówki... Lub z powodu jakiegoś listu z banku.

To jest aż żenujące, z jakiego bezsensownego powodu potrafię sobie szarpać nerwy. Często też jestem niezdecydowana.

Dodam, że to wszystko co opisałam nie zaczęło się od razu. Można powiedzieć, że małymi kroczkami, od bycia dobrą, zaczynałam badać teren - na co mogę sobie pozwolić, po czym przechodziłam do jeszcze gorszych metod, których zupełnie nie chciałam. Nie mogę pojąć, jak mogłam do takich rzeczy dopuścić. Próbowałam kontrolować i przejąć konsolę zupełnie wbrew sobie.

Piszę to z pomocą mojego chłopaka, który uświadomił mi wiele z tych zachowań, dzięki czemu chcę zacząć z tym walczyć. On sam zapewnił, że mi pomoże, bo gdy

zauważył artykuły na temat borderline zorientował się, że to musi być kwestia problemów psychicznych i że wina leży w nich. Że sama w sobie nie chcę być zła.

I tylko to go trzyma.

A ja? Mam świadomość wszystkiego, także tego, że za bardzo wyolbrzymiam i wręcz doszukuję się powodu do kłotni. Ale ja nie chcę nic prowokować, ani udawać, jednak po prostu nie znam innego zachowania.

Nawet, kiedy staram się walczyć z nerwami, to działa tylko na chwilę i potem znowu to samo. Boli mnie strasznie, że ranię ukochaną osobę, która przeze mnie cierpi, co zabiera mi chęci do życia. Staram się, ale nic na dłuższą metę się nie udaje. Teraz, gdy domyślam się, co mi dolega, zamierzam skorzystać z pomocy lekarza.

Bardzo proszę o pomoc i wskazanie, czy powinnam udać się z tym do psychologa czy psychoterapeuty.

A przede wszystkim, zależy mi na określeniu na podstawie mojej historii jak bardzo prawdopodobne jest to, że mam własnie borderline???

Proszę o odpowiedź i pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paulab, nikt Cię tutaj nie zdiagnozuje. Udaj się do specjalisty i przedstaw tam swoją historię.

Hej, ja dobrze wiem, ze nikt mnie tu nie zdiagnozuje. Aczkolwiek zanim udam się do specjalisty, chciałabym się psychicznie nastawić biorąc pod uwagę opinię (nie diagnozę) osób mających styczność z tematem, czy może to być właśnie to. Napisałam wszystko, co mogłabym powiedzieć lekarzowi, a jak wiadomo, wielu z nich i tak diagnozuje niekoniecznie dobrze... Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×