Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Helvetti, a w jakim szpitalu jesteś? Też planuję iść, ale nie wiem jeszcze kiedy i czy to się w ogóle stanie.

Kurcze. Chciałabym jakoś pomóc, ale wiem, że kiedy dzieje się tak, a nie inaczej, to nie da się. Słowa to za mało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W Warszawie na ul. Nowowiejskiej. Byłam we czwartek na konsultacji na terapie w oddziale dziennym, ale sie nie zakwalifikowałam i musze jeszcze zostać w szpitalu.

Za mało, no ale z drugiej strony jednak czasem wystarczająco.

 

-- 23 mar 2013, 20:49 --

 

Wystarczająco, znaczy że nie da się czasem zrobić więcej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Helvetti, spróbuj być dobra dla siebie. Bo to przede wszystkim Ty się liczysz w swoim życiu. Z tego co mi się obiło "o uszy", to masz chłopaka. Pewnie też byłby szczęśliwy i dumny z Ciebie, jeśli choć raz uda Ci się przezwyciężyć chęć niszczenia siebie. Ale uwierz, że przede wszystkim Ty sama jesteś warta tego, aby być dla siebie nie wrogiem, a przyjaciółką. Jeden krok, drugi. Powoli. I chwal siebie za każdy drobny kroczek. Nie od razu Rzym zbudowano, ale takie nagradzanie da Ci siłę. Szczególnie, kiedy masz się z kim tym dzielić ;).

 

-- 23 mar 2013, 20:58 --

 

Zrozumiem, jeśli nie weźmiesz tego do siebie, bo strasznie trudno jest pójść w drugim kierunku. Wiem. "Nie potrafię tak. Nie zasługuję. Musze siebie niszczyć, to zbyt silne." itp. itd. Łatwo jest pisać, trudniej wcielić to samemu w życie. Ja w Ciebie wierzę i trzymam kciuki, żeby bylo choć trochę lepiej! :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam znowu nie ogarniać. Piszę o tym, chyba tylko po to, żeby w końcu to do mnie dotarło, tak prawdziwie. A może liczę podskórnie na to, ze ktoś napisze coś, co mnie "tknie"..

Znalazłam sobie nową wagę idealną, nowy pułap do trzymania się go, jako odpowiedniego i takiego, z którym czuję się ok. Wcześniej, przez długi czas, w sumie nawet przez kilka lat, było to 45... jakoś po powrocie z ośrodka zakotwiczyłam się przy myśli 40... i trzymam, plus minus 1,5kg... Wiem, że to złe, wiem, że wyglądam bardzo choro, wiem, wiem, wiem..i nie czuję tego..bo jest mi dobrze... Nie chcę chudnąć, ale nie mam nic przeciwko, kiedy na magicznej wadze pojawia się 39, 38..to nie niepokoi.. lampka załącza się, kiedy widzę 41.. szlag by to trafił..przecież tak długo mogło, a nawet powinno to być 45.. a teraz już to za dużo, to za dużo mnie.. zaczynam świrować...

Głupie to wszystko, bo jednocześnie czuję się teraz sama ze sobą bardziej stabilna i uporządkowana psychicznie, bardziej pewna..dlaczego więc fizycznie jest gorzej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Helvetti, moyraa, dobrze mówi. Musisz próbować to robić dla siebie. A jeżeli nie umiesz dla siebie - rób dla chłopaka. Ja jeszcze nie umiem dla siebie, jeszcze nie potrafię docenić siebie i uwierzyć, że to czegoś warte, że ja jestem czegoś warta. Więc każdego dnia walczę, dla innych. Z nadzieją, że kiedyś dopatrzę się w tym jakiś korzyści dla mnie... Że siebie polubie (o pokochaniu nie myślę nawet)

 

NemesisDivine, Wiesz, że jest źle, nie tak jak powinno... Robisz coś z tym, poza napisaniem nam o problemie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu zapchałam Armagedon w głowie... Nie jestem głodna, ale MUSZĘ, MUSZĘ, MUSZĘ TO zajeść! Musze sobie postawic jakiś głupi cel, aby pozbyć się emocji, pozbyć się tego wstrętnego czucia. A przechodzi, kiedy zaczynam czuć siebie (najem się aż do "niedobrze mi"...) fizycznie. Niech mi ktoś ręce zawiąże i daje papu jak dziecku - tyle, ile należy (tzn... mało) ...

Zbyt silne to wszystko. Na tyle, że nie potrafię już wytrzymać kilku dni bez zapychaczy :? . Nie wiem co byłoby w stanie zastąpić to cholerne obżarstwo, oprócz jednego. Czy jestem zajęta, czy nie - i tak ta potrzeba przychodzi. Muszę to w końcu zahamować! :why: Jak tak dalej pójdzie to z niedowagi dorobię się nadwagi... Chcę już do tego cholernego szpitala, bo mam serdecznie dosyć! Mam dosyć tego, że nie umiem się kontrolować, powiedzieć sobie "STOP!". Niech zrobią jakieś czary-mary (wiem, że to irracjonalne, niemożliwe...). :why:

 

NemesisDivine, rozumiem Cię... Chciałabym napisać coś wspierającego, ale nie potrafię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, a może przyczyna jest czysto fizjologiczna i za mało jesz na co dzień? Ograniczasz się? W jakich sytuacjach zajadasz emocje? Potrafisz je wyłapać?

 

Mnie dobija hashimoto, będące następstwem anoreksji, które baardzo odbiło się na mojej wadze. Czuję się z tym obrzydliwie, nie mogę znieść swojego widoku i cały czas płaczę. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube, własnie nie. Fakt, był okres, że jadłam bardzo mało, ale to kilka miesięcy temu. A poza tym, to zdarzało się tak jeść po 1-2 dni i koniec. Im więcej jem, tym więcej mam napadów - już prędzej. Także fizjologia przyczyną nie jest. Nie czuję głodu z resztą, tylko ten głód psychiczny jest niepohamowany i nie umiem go zapełnić.

Narazie nawet nie umiem wyłapac w jakich sytuacjach. Teraz akurat siedzę bardzo dużo w domu, więc nie mam stresu z zewnątrz. A kiedy chodziłam do szkoły - najgorzej właśnie było kiedy wracałam do domu (nie wiem co konkretnie tak mnie stresowało. ale widocznie coś było), w szkole też ciągle chciałam zajadać emocje, myślałam dużo o jedzeniu. M.in. jednak dzieje się tak od lat w kontaktach z ludźmi. Zamiast skupiać się na rozmowie, na nich, to widziałam bardzo często tylko jedzenie (mam na myśli urodziny itp.). Mogłabym gdybać, ale nie mam już siły na to, by wymyślać kolejną interpretację :( . Gubię się w tym, niczego nie jestem pewna. Ciągle jakieś chyba, może, ale może jednak...

 

Musiałaś nieźle dać sobie w kość, że dorobiłaś się zaburzeń tarczycy... :(

 

-- 24 mar 2013, 18:54 --

 

Tak w skrócie - nie rozumiem już siebie, swojej psychiki, najchętniej uciekłabym od siebie. A nie da się... Nie chce mi się już nieustannie analizować. Jestem tym strasznie zmęczona...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, jesteś pewna, że to są kompulsy? Absolutnie, nie chcę negować Twoich odczuć, ale często po okresach głodzenia się każda większa ilość jedzenia może wydawać się napadem.

Jeśli jednak są to kompulsy, postaraj się wyłapać, kiedy najczęściej Ci się zdarzają, o czym wtedy myślisz i co czujesz, czy jesteś zła, zdenerwowana, smutna, zestresowana, itd. Albo może uciekasz przed jakimiś emocjami właśnie w jedzenie, nie chcąc ich do siebie dopuścić. Nie chcę spekulować, najlepiej to szczegółowo rozpracować na terapii. Jednak możliwe też, że masz w sobie za dużo wewnętrznej energii, której nie umiesz wykorzystać i wyładowujesz ją w ten sposób na sobie. Piszesz, że nie chodzisz obecnie do szkoły? Masz czym wypełnić dzień? Jesteś aktywna?

 

A ja faktycznie sobie nieźle dowaliłam, w końcu 9 lat chorowania zrobiło swoje i tarczyca mi kompletnie padła. Mogę nie jeść nic, ćwiczyć do upadłego a i tak tyję... Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nigdy nie zaczęłabym się odchudzać. Mądry Polak po szkodzie. :roll: Niedługo idę do nowego endokrynologa i jeśli on mi nie pomoże, to ja już nie wiem. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube, moim zdaniem są to kompulsy. Mogę jeść bez końca. Aż zrobi mi się niedobrze. Często jem wtedy nadal, aż już nie mogę i czuję się fizycznie fatalnie. Dzisiaj np. 2 bardzo duże gałki lodów, 2 małe babeczki, jakieś 3/4 dużej pizzy, batonik, lilastarsy. A potem wiadomo jaki kierunek... Myślę wtedy tylko o tym, aby jeść, jeść, jeść. Dopiero, kiedy zwrócę - przestaję o tym myśleć.

Na pewno jest to forma radzenia sobie z emocjami, bo "dzięki" temu ustępują i robi się w głowie większy porządek.

To racja. Nie chcę chyba niczego do siebie dopuścić. Zdaje się, że ostatnio wracam znowu do stanów z okresu wakacji, kiedy zaczęłam chodzić do pierwszej psycholog. Może ma to związek z ranami z przeszłości? Z tym, że bólu nie dopuszczam (nawet na terapii mówię o, niby, bolesnych sprawach z uśmiechem na twarzy), właściwie w ogóle o tym nie myślę i zapełniam wszystko jedzeniem? Sama nie wiem. Nie wiem już jak to jest żyć jak zdrowy, normalny człowiek, więc nie mam do czego porównywać.

Nie mam motywacji do niczego, a to prawda, że gdzieś chyba mam dużo energii... Jako dziecko ciągle coś robiłam, zajmowałam się coraz to nowymi hobby, byłam zajęta. A teraz nie ogarniam co, jak, dlaczego nie mogę. Do tego stany depresyjne (depresją bym tego jeszcze nie nazwała chyba, bo nie jest tak, że ciągle czuję przygnębienie. raczej nie raz kilka emocji w jednym i trudno mi określić, połapać się w tym), często niemożność cieszenia się ze zwyczajnych rzeczy (wszystko wydaje się nudne, mdłe, "nie tym" i chcę coś zrobić, ale nie mam pojęcia co) też nie ułatwia sprawy. Łatwo jest w głowie cieszyć się sporą ilością rzeczy, a w realnym życiu... Jest jak jest. Może czas zmusić się (no bo zacząć najtrudniej) do malowania. Tylko, że... Tutaj znowu "ale". Czym bym się nie zajęła - frustruje mnie to prędzej, czy później albo nie potrafię się zaangażować. Albo, albo, albo...

Ale obojętnie jak będzie - w najbliższym czasie zapisuję się na lekcje śpiewu, bo od lat przyjaciółki mnie namawiają. Sama i wierzę, i nie wierzę w swój głos, ale lubię to (chyba... wiem. to brzmi tragicznie - jak można nie wiedzieć, czy lubi się śpiewanie, czy nie?).

Nawet jak to piszę, to z nerwów serce mi skacze, bo nie wiem co napisać, jak ująć, skąd to wszystko, jak wytłumaczyć i się wkurzam. Na swoją głowę przede wszystkim, bo nie umiem ogarnąć tego. Przerasta mnie to. Rozpisałam się, ale nie wiem czy cokolwiek sensownego z tego wynika.

 

Kurczę. Aż tak źle? Współczuję Ci :(.

Co do zdrowia, lekarzy itp. - napiszę Ci na priv.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, postaraj się dać sobie prawo do tych uczuć, nie tłamsić ich a przeżyć je, wykrzyczeć. Musisz je zrozumieć, zaakceptować i wreszcie wielu z nich po prostu doświadczyć. Tylko to może Cię od nich uwolnić. Nic Ci nie da tłumienie wszystkiego w sobie lub zajadanie jako rekcja obronna. Ty i tak je przeżyjesz, w taki czy inny sposób znajdą one ujście - jeśli sobie na to nie pozwolisz i nie znajdziesz swojego sposobu na nie, one w końcu wypłyną w sposób mniej kontrolowany. W Twoim domu jest pozwolenie na wyrażanie gniewu czy smutku? Okazujesz to? Czy karzesz siebie za to, że nie wolno Ci się odkryć?

Z lekcjami śpiewu to wspaniały pomysł! Idź. :D Jeśli masz talent (ba, nawet jeśli go nie masz, a to lubisz) i czujesz radość gdy śpiewasz, pielęgnuj to. Kiedy miałabyś pierwszą lekcję? To bardzo ważne, by znaleźć sobie jakąś pasję, nie przestawaj jej szukać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube, właśnie nie potrafię, bo nie czuję niczego w związku z tym, o czym mówię na terapii. Może jeszcze nie jestem na takim etapie i narazie ukrywam wszystko przed samą sobą. Na tyle, że widzę same znaki zapytania i niczego nie jestem pewna. Gdzie prawda, gdzie fałsz? Nie wiem.

Hmm. Czy jest przyzwolenie? Nie raz słyszę od mojej mamy, że ona już nie wytrzymuje tej sytuacji. Nie dziwię się jej w sumie, ale i tak czuję się jak w pancerzu. Jeśli się zamykam, wycofuję z kontaktu - czuję jak by była zła na mnie i wtedy ja jestem zła na siebie. W ogóle mam z nią chyba dość zależnościowe relacje. W pewnym sensie czuję chyba jak bym musiała ukrywać. Ale nie jestem w stanie odpowiedzieć pewnie, na sto procent (tak, tak... bo jeszcze się okaże, że nieprawdę mówię, oszukuję... bla bla bla). Może tak naprawdę nigdy nie dawałam sobie prawa czuć albo zabrałam je sobie jakiś czas temu, przez co po prostu nie mam dostępu do moich uczuć? Naprawdę tego nie wiem. Choćbym chciała, to ciągle coś neguję, ciągle to nie to itd. Terapeutka też zwróciła mi uwagę na to, że "nie wiem co czuję, nic nie czuję" (w związku z jakąś sytuacją. karze mi sobie przypomnieć, a ja po prostu nie mam pojęcia, bo grzebię w jakieś pustej przestrzeni). Niby tego nie przeżywam, choć jestem bardzo wrażliwa. Gdzieś w środku. Pewnie przez to zaczęłam od siebie uciekać, a teraz nie mogę znaleźć siebie z powrotem. Ja czuję, ale nie wiem dlaczego. Tylko czuję. Nie wiem nawet jak to wyjaśnić. Przez to wszystko mam i problem z odczuwaniem jakichś uczuć wyższych.

Rozumowo - wiem dużo. Emocjonalnie - nie pojmuję tego. Nie wiem nawet, czy nie piszę totalnych bzdur na temat moich uczuć, a moje racjonalizacje mogą być kompletną bzdurą nie mająca niczego wspólnego z rzeczywistością.

A może zaczyna mi się skorupa rozbijać i tym bardziej staję się jednym wielkim znakiem zapytania.

 

Co do śpiewu - pojutrze się dowiem :D.

Oj, pasję ciągle szukam! Od dawna kocham się w sztuce, wszelkich robótkach ręcznych itd. Tylko tym bardziej trudno znaleźć motywację, jeśli wciąż szukam czegoś i unieważniam przy pierwszej lepszej okazji albo bez powodu ;). Wierzę jednak wciąż w swoje wielkie plany. Może kiedyś w końcu jakiś okaże się trafny ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moyraa, uch, rozumiem Cię aż za dobrze :(, trzymaj się!

 

nube, ja mam obawy że coś nie tak mam z tarczycą... Mogłam sobie namieszać przez 'tylko' trzy lata ed? Nie wiem sama. ostatnio mam okres depresji do tego okrótne wahania nastrojów, obniżenie koncentracji, wieczna senność plus też tyje. Nie regularnie, ale potrafię przytyć jakby bez przyczyny nawet podczas diety... No i potem nie da się za cholerę nic zrzucić z tego co przyszło...

 

Czytam książkę Przeklinam cię, ciało i nie potrafię się oderwać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bretta, więc koniecznie zbadaj tarczycę! Trzy lata to dostatecznie długo dla kjej zrujnowania. U mnie zaczęło się od potwornego zmęczenia, zasypiania niemalże na stojąco, ciągłego uczucia zimna i tej nieszczęsnej wagi. Stany depresyjne też mogą być spowodowane przez niedoczynność.

 

Czytałam tę książkę i szczerze mówiąc, mnie tego typu lektury tylko dodatkowo nakręcały, bardziej dawały przyzwolenie na chorowanie lub chęć bycia bardziej chorą od autorki. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube, jak takie wiesz najzwyklejsze badanie tarczycy (z krwi, co rodzinny zlecił) wyzło dobrze to i tak może być nie tak? Ty byłaś u endokrynologa tym? Ja sie wybieram od dawna i nie umiem wybrać... A zimno też mi bez przerwy! Ale to się już chyba przyzwyczailam że zawsze ze trzy pary skarpet i dwa swetry muszę nosić ;)... no a zasnąć potrafię wszędzie, dosłownie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bretta, tak, byłam. Biorę leki, ale niewiele pomagają, niestety. Jedynie nie jestem już tak ciągle zmęczona i nie chce mi się spać, więc coś tam jednak dają. Masz TSH w normie? Dawno temu robiłaś badania? Może zrób jeszcze raz, przejdź się do endokrynologa i powiedz o swoich wszystkich objawach. Ja je wypisałam na kartce, żeby niczego nie pominąć i dałam lekarzowi, który jednoznacznie na podstawie objawów stwierdził niedoczynność tarczycy. USG potem wykazało, że to hashimoto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×