Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

W pełni się pod tym podpisuję:

krwiopij : "ciezko przy zaburzeniach osobowosci uniknac depresji,nerwicy,anhedonii,to są gratisy wktore musimy wliczyc w koszta wlasne "

Braku uczuć uwierz, że pierwszym krokiem do wyjścia z tego dołka jest odrzucenie tej wkrętki na schizofrenię prostą. I dajcie się leczyć lekarzom, bez wybierania sobie samemu leków, nie są doskonali, ale i tak mają większe szanse niż my na sukces, w końcu mają już jakąś praktykę i obserwacje.

Ja miałam raz w teście wynik blisko border, a też nigdy nie miałam skrajnych uczuć ani zachowań (dopóki nie zachorowałam i nie zmierzyłam się z tą typową przepaścią niezrozumienia między otoczeniem a mną), nikogo nie niszczę emocjonalnie, wręcz przeciwnie, jestem cichutka i działam raczej kojąco na otoczenie. Natomiast w fazie kiedy sobie wmówiłam tą s.prostą też miałam histerię, bo normalnie się tej myśli chyba nie da znieść.A pogłębiał ją fakt, że lekarze się na niej koncentrowali, a nie na moim braku uczuć. Przykro czytać, że też przechodzisz przez podobny koszmar, ale naprawdę będzie jeszcze dobrze.

 

[Dodane po edycji:]

 

Cały widz w tym, że w takim stanie jest zerwana łączność między tym co się dzieje, a tym co czujemy a raczej nie czujemy. To znaczy można by stawać na głowie i nic. Dlatego takie wkurzające są wszystkie próby psychologicznego wyjaśnienia, dlaczego przestaliśmy czuć i jaki to ma związek z naszym myśleniem, (czy osobowością, to już szczyt wkurzenia :) ), bo w takim momencie nam to na wuja, bo stan jest utrwalony i nie chce nic ruszyć. Ale prawda jest pośrodku, to znaczy wszystko ma duży związek z tym co myślimy - myśleliśmy, przeżywamy, tylko niestety nie jest to taki bezpośredni i oczywisty związek jak u zdrowych ludzi, dlatego tak ciężko to ogarnąć, bo trzeba go wytropić. Ale naprawdę żeby otworzyć uczuciom szansę powrotu trzeba uwierzyć w jakąś lepszą przyszłość, bo inaczej one nie mają żadnej motywacji, żeby wrócić.

Przykładowo moim zdaniem, jeżeli ktoś wierzy na 20% że będzie zdrowy, to ma tylko 20% motywacji do powstawania pozytywnych uczuć w porównaniu z przeciętnym człowiekiem. A żeby przebić się przez mur, potrzeba powiedzmy jakieś 220% przez n godzin, bo normalne środki nic nie dają, potrzebna jest jakaś wiązka skoncentrowana przez długi czas. Dlatego tak trudno z tego wyleźć. Ale im mniej negatywnych interpretacji swojej sytuacji, tym jesteśmy bliżej, nawet jak bezpośrednio się wydaje, że nas już nic nie rusza. Obojętność to też forma depresji.

Przynajmniej ja tak to widzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak się patrzę na zdjęcia ludzi, których znam ze swojego miasta, to mi przykro z mojego powodu, bo jak widzę jak oni się zmienili, jakie związki pozakładali, jak się ich kariera rozwinęła to się płakać chce. Takie ładne dziewczyny, boże... K.urwa czemu musi tak być, że ja stoję w miejscu, a taki Antek, który ledwo co zaliczył zawodówkę wyjechał do UK, znalazł dziewczynę, ożenił się, znalazł pracę i mieszka sobie w mieszkaniu na swoim. To, że nie czuję emocjonalnie to nie znaczy, że nie potrafię uzmysłowić sobie co tracę w życiu.

Brak uczuć od kiedy masz całkowity zanik emocji, uczuć? Nie przez jaki okres czasu zanikały ci emocje, ale od kiedy nie masz w ogóle emocji? Jakie leki i jakie stosujesz na tą przypadłość jaką jest brak emocji? Brak uczuć jak to w końcu jest? Skupiasz się na tej durnej diagnozie czyli schizofrenia prosta czy skupiasz się na tym, że nie czujesz emocji, ogólnie życia?

refren ja nie wierzę, że mam schizofrenię prostą, nie wkręcam sobie tego gówna, ale nic nie daje jak wpadnie do mnie kumpel i sobie pogadamy. Pobawię się ze swoim kotem, pojadę sobie na miasto, pogadam sobie z ludźmi, zrobię zakupy, posłucham muzyki, obejrze film, pójdę na spacer i po co. To nic nie daje. Ludzie 4 lata praktyki czysto psychologicznego, ludzkiego ogólno pojętego starania się przywrócenia emocji za pomocą ludzkich metod, w tym 10 miesięcy pracy nic nie dało. Jak bym poszedł na wojnę i wybiliby mi wszystkich moich kompanów to wróciłbym z wojny do domu i jedyne co by mnie interesowało to moje leki, które muszę brać, bo bez tego nie ma dla mnie cienia szansy na jako takie byle jakie życie.

a właściwie refren jaką masz diagnozę albo lepiej powiedz jakie masz objawy, które wg ciebie ci dokuczają?

mnie tylko interesuje jak, czym przywrócić emocje i tylko tyle, a każdy na każdym kroku wciska mi te nic nie warte rady. Jak można nie widzieć wpływu substancji psychoaktywnych na zachowanie człowieka? Jest nieśmiały sobie chłopak, napije się i po ujakimś czasie idzie w tango. I co? Placebo?

wiecie może czy można łączyć wellbutrin xr czyli inhibitor wychwytu zwrotnego noradrenaliny i dopaminy z requipem tzn. agonistą dopaminy?

referen z nami jest jak z osobami, które widziały, ale po pewnym czasie wiązki, które przewodziły sygnał z oczu do mózgu przestały działać. Powiedz takiemu, żeby próbował i motywował się, wysilał się, żeby coś zobaczyć. Widzisz absurd? Czysto fizyczna sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Refren dzięki za nadzieję...

Zawiliński, ja nie mam diagnozy schizofrenia prosta. Mam diagnozę: zab. osob. typ mieszany. Schizofrenię prostą to ja sama u siebie diagnozuję. To co napisała Refren, to ja to samo słyszę od lekarzy, w tym od mojego krewnego psychiatry...a że Ona to przeszła, to może coś w tym jest. Nie wiem juz sama.

Co do łączenia 2 leków działająych na dopaminę to ja bym się bała i wydaje mi się, że coś podobnego czytałam niedawno na ulotce od welbutrinu, ale przy sobie nie mam. Ale wiem na przykład, że biorąc amitryptylinę czyli lek działający cholinolitycznie czyli antycholinergicznie nie mogłam go łączyć z pridinolem działającym również na receptory cholinergiczne. Tak,że stanowczo odradzam takie połączączenie do czasu konsultacji z lekarzem.

Zawilińskie czy miałeś jakiekolwiek objawy wytwórcze lub formalne zaburzenia myślenia? Czy nie chce się wybrać gdzieś na obserwację i niezależną diagnozę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja Was wszystkich przebije.. Ja mam utrate uczuc od dziecka. Oczywiscie badac dzieckiem nie uswiadamialam sobie tego ,ale jak koledzy/kolezanki zaczeły opisywac jak sie czuja , ze to lubia , lub tamto,ze to im sie podoba a to nie, to dopiero wtedy doszlo do mnie ze sie roznie od innych.

 

Tez tak mieliscie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowanna, masz zdiagnozowaną socjopatię?

Montechristo, spójrz na temat! NIE CZUJĘ! Serio, nie potrzebuję w obecnej chwili, aby ktoś mi pokazywał, że kocha i jest mu, och aż tak strasznie źle.

Krwiopij, nie mów, że wiesz co my "przeżywamy", bo ja wiem co to jest pustka i ten niby brak uczuć u borderline'a, i uwierz, to się nie równa nawet w 1 % z tym co mamy my. Nie chodzi mi o licytowanie się, kto ma gorzej. Bo mnie to nie obchodzi, a weź sobie moje nieczucie. Serio. Należy Ci się za to, że mówiłaś, że chciałabyś nie czuć.

Ech, zakładając ten temat, liczyłam, że znajdę osoby, które przechodzą przez to samo, a może takie, które z tego wyszły. Poznałam Ciebie brak uczuć, choć początkowo, jeszcze nie miałaś tego co ja i Zawilinski, niestety dołączyłaś do naszego fatalnego grona. Czy to jest biochemia, czy to są zaburzenia? Nie wiem. Ale motywowanie się-NIC NIE DAJE, refren. Ja się motywowałam, robiłam więcej niż nawet aktywny człowiek robi. Paralotnie,kino, narty, teatr, spotkania ze znajomymi. Wszystko co się dało, bo może w końcu coś poczuję... NIC-nawet przebłysku uczuć. -To przemawia za biochemią. Może to nietypowa schizofrenia prosta, a może takie zaburzenie, a może mamy w czaszce wiewiórkę, która nam zżera mózg. Chodzi teraz o to, by próbować wszystkiego co się da. Bo to postępuje... Choć nie wiem, jak może mi się jeszcze pogorszyć... Nie będę miała siły by jeść? Nie będę miała siły by wstawać( piszę siły, choć chyba chodzi o poczucie sensu, motywację i siłę...nie wiem)by rozmawiać, by oddychać? Co może być gorszego od braku uczuć? Śmierć? haha. Co to za śmierć, jak nawet się nie czuje, że się umiera, gdy nie czuje się przejęcia, ani strachu przed nią?

Ja już nic nie mam.

Nie mam życia, nie mam śmierci, nie mam siebie. Ach, za to patosu mam aż nadto; ]

Pozdrawiam... no i chyba na jakiś czas się żegnam, bo niestety temat zbacza całkowicie na manowce... Ale informujcie o jakiś zmianach u siebie, brak uczuć i zawilinski. Czy pomagają leki, terapia... Jakby co mój mail:dark_nixie@wp.pl . Cokolwiek by się działo, piszcie... Gdyby mi się poprawiło, to oczywiście też was powiadomię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rowanna, dobre pytanie masz zdiagnozowaną socjopatię? Bo ja mam identycznie jak Ty pustka od dzieciństwa żadnych emocji poza napadami tak zwanego gniewu, który staram się kontrolować no ale cóż nie zawsze się udaje...

 

montechristo, weź mnie nie dobijaj człowieku bo ja nie wiem czym jest ta cała miłość nigdy nie zaznałam i zapewne z moją psychiką/osobowością nigdy jej nie poznam....

 

Może zwyczajnie to jest przykry żart natury i tacy już jesteśmy nie ma co z tym walczyć skoro nic nie pomaga. Oczywiście jeśli chcemy się zmienić należy walczyć może gdzieś jest dla nas lekarstwo i nie myślę tutaj o aptekach bo to by było zbyt łatwe i gdyby było rozwiązaniem to pewnie wszyscy tutaj już byli by szczęśliwi ....

Trzymam za was kciuki by wasze leczenia/terapie i wszystkie inne sposoby wreszcie dały efekty zadowalające by motywacja powróciła i żebyście walczyli jeszcze ostrzej o swoje zdrowie/życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topielico, ja mam tak jak Ty. Dla mnie kłopotem ostatnio jest, żeby jechać do miasta, żeby zrobić cokolwiek. Właściwie nie wiem jak spędzać dnie. Budzę się (niestety) i co dalej...w ostatnich dniach interesowało mnie śledzenie tego wątku na forum, ale przecież nie mogę się tym zajmować wiecznie...to nie wiem co mam robić...trochę się przymuszę do zrobienia najpotrzebniejszyzh rzeczy w domu i co poza tym? Siedzenie na kanapie i kiwanie się? Już to przerabiałam( ale bez kiwania)...siedziała, właściwie półleżałam i nie robilam nic...takie otępienie...w ogóle czuję przygwożdząjące otępienie...nie jestem nawet w stanie zaangażować się w rozmowę zazwyczaj...z trudem angażuję się w oglądanie filmu czy czytanie czegoś...siadają mi funckje poznawcze..... nie jestem w stanie mieszkać sama...koczuję u rodziców...jak dziś się zwierzyłam mamie, jak źle się czuję i że nie czuję się na siłach wrócić do pracy, to mnie wyzwała...a to jest zupełny kosmos, żebym w moim stanie wracala do pracy...nie wytrzymam...temat renty przerabiamy od pół roku...mama reaguje wyzwiskami, wyszydzaniem itd... więc stawałam na głowie, żeby chodzić do pracy...skończyło się to tragicznie, było po mnie widać, że coś jest nie tak i w końcu sama się wygadałam... było jeszcze gorzej, ale nie chcę o tym pisać. W każdym razie teraz pewnie cale środowisko o mnie plotkuje...bo nikt nie wierzył, że ja naprawdę nie jestem w stanie pracować...jak mama będzie mnie zmuszać do pójścia do pracy, to ja naprawdę nie wiem co mam zrobić...nie wytrzymam w pracy nawet 1 dnia i znów zrobię z siebie idiotkę... tragedia naszych zaburzeń polega na tym, że nie da się zrobić rtg albo badań laboratoryjnych i udowodnić jak jest źle...na oko, to widać, że ręce, nogi mamy, to do pracy się nadajemy...ale żeby wlasna matka, która mieszka pod jednym dachem miała tak mało zrozumienia... żeby nie chciala otworzyć się i posłuchać co za koszmar ja przeżywam ( czy raczej nie przeżywam)... moja Mama chyba myśli, ze to są jakieś wymysly, cały czas mi powtarza, że "muszę sie odblokować i uwierzyć w siebie" i Ona tak widzi problem...nie da sobie nic powiedzieć, bo nie chce słuchać... muszę wyrywać Jej te strzępy czasu na posłuchanie mnie... fakt, że słyszała już miliony razy o moim stanie i jest tym wykończona...to fakt... ale ja już w 2005 roku gdy skończyłam studia, to rozmawiałam z moją Mamą. że jest ze mną tak źle, że nie czuję się na siłach iść do pracy...choć wtedy problemem było tylko ciągłe zmęczenie i bezsenność. Moja Mama to wyśmiała. Wściekła się, że ją to nic nie obchodzi, że mam iść do pracy i zarabiać...a ja chyba już wtedy myślałam o jakimś ośrodku...przewegetowałam 5 lat w pracy...nie osiągnęłam nic, nic nie zarobiłam, bo wszystko szło na leczenie...teraz skutek jest opłakany i siedzę u rodziców na ich utrzymaniu:( Nie mam żadnej wizji dalszego życia... pewnie skończę w DPSie...chyba, że wrócą mi emocje i zainteresowanie światem...aha, przed chwilą znów uslyszałam od mojej Mamy, że to jest lenistwo... przez wiele lat tak twierdziła, ostatnio niby więcej zrozumiała, ale widzę, że powróciła do swoich teorii... człowiek z zaburzeniami psychicznymi jest poniewierany jak pies.

PS Czy Wy też tak macie, że czasem macie wrażenie, jakby Wam jakaś emocja chciała przyjść do głowy, ale nie mogła? Ja tak mam od czasu do czasu... jakieś skojarzenie powoduje stan, w którym jakby jakaś emocja cziła się, ale nie mogła wypłynąć na światło dzienne...a na początku tego "bezczucia" mialam w ogóle tak, że miałam wrażenie, że wszystkie emocje są jakby "za szybą". Mój kreny psychiatra się zdzwił jak to powiedziałam, bo powiedział, że takie wrażenie jest charakterystyczne dla schizofrenii, no a on się upiera, że ja schizofrenii nie mam...ja się czuję jak upośledzona...mam problem z robieniem podstawowych rzeczy np. musze się zmuszać do mycia, tak mi się nic nie chce...i weź to wytłumacz domownikom, że to nie jest lenistwo...

 

Marek77 - i tu widać moje pogorsenie funckji ponawczych...rok temu bym prawdopodobnie po prostu przeczytała ten artykuł po angielsku, a teraz jest to dla mnie niemożliwe, poza tym chyba pamięc mi się pogarsza, bo mam wrażenie, że w krótkim czasie pozapominałam mnóstwo słów po angielsku i w ogóle mnóstwo informacji ze szkół:( Zauważam, że moja wiedza nie różni się specjalnie od wiedzy kogoś, kto skończył zawodówkę:(

Z tą ampakiną natomiast to ciekawe, ale o ile zrozumiłam cokolwiek po angielku, to ona jest w trakcie badań dopiero...

 

[Dodane po edycji:]

 

Marek 77, a Ty też masz "bezczucie"? I masz stwierdzoną schizofrenię prostą? Skąd jesteś i w jakim jesteś stanie? Chyba nie najgroszym skoro czytasz takie artykuły po angielsku?

 

Refren, mnie nadal intersuje w jaki sposób CI powrócily uczucia? Czy kompletnie nic nie czułaś? Bo ja nic nie przeżywam, nawet nie przeżywam siebie, nie czuję, że mam jakąś wolę, jakąś osobowość, nie czuję,że coś lubię, chcę, że coś mi się podoba (tzn. nawet jak rozumowo oceniam, że coś jest ładne, to w żaden sposób tego nie czuję)...brak przeżywania siebie i tych drobnych codziennych emocji jest najgorszy...więc mnie interesuje czy te emocje CI wróciły po jakiekjś terapii, po jakichś tabletkach czy tak same z siebie? Czy miałaś wtedy depresję jak CI zanikły? BO ja myślę, że u Ciebie mogły zaniknąć wskutek depresji, a u nas to nie wiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed tym zanikiem uczuć miałam bardzo burzliwe i skrajne inne objawy, potworna udręka. Jak mnie z nich wyciągnęli, to okazało się, że są inne problemy: pustka w głowie, dziury w myśleniu, pustka uczuciowa. To był raczej początek depresji. Potem właśnie był ten czarny okres, uważałam, że mam schizofrenię, a lekarze zaprzeczali a ja wpadałam w coraz większy dołek, leżenie całymi dniami, brak elementarnej koncentracji itp. Po kuracji aminotryptyliną i innymi lekami w końcu ustabilizowałam się na kwetiapinie (ketrel). Uczucia nie wróciły, ale doszłam do ciut lepszej formy, zaczęłam się uczyć (tak na "sucho", bez emocji) i troszkę się ruszać z domu. I w pewnym momencie właściwie brakowało mi "tylko" odczuwania i spróbowałam kolejny raz się przebić przez mur i tym razem się udało. Zaczęłam od...wierszy, takich działających na nastrój i podświadomość, bo wcześniej bardzo na mnie działały ("Na anioł pański biją dzwony"..., taki szkolny :) ), bo dla mnie to była taka silna wiązka uczuć, nastroju. I po całym dniu wkręcania się na siłę pojawiła się taka mała kropelka uczucia, więc się jej uczepiłam i próbowałam ją rozszerzać przez następne dni, najbardziej intensywnymi wyobrażeniami i historiami, które kiedyś mnie kręciły (erotyka!). I to był początek. Potem wiele razy jeszcze zanikały mi uczucia, ale na siłę udawało mi się je szczątkowo wrócić, np przez wkręcanie się w muzykę, ale takie b. aktywne wymuszanie emocji na sobie. Cały czas chodziłam na terapię. W zasadzie przez pierwszy rok na stałe głównie działała mi funkcja smutku i melancholii i nawet pozytywnych rzeczy (zakochanie) musiałam dotknąć przez smutek (taki paradoks: uśmiech przez łzy), potem mi się zwiększyła paleta i jakoś poszło, bo odbudowały się normalne uczucia związane z życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ciekawe co piszesz...naprawdę...

Ja dziś byłam kolejny raz u mojej lekarki...powiedziała, że ona nie widzi u mnie schizofrenii, bo jej zdaniem żywo mówię i mam mimikę, a tego zazwyczaj osoby ze schizofrenią nie mają..hmmm...to taki sobie argument moim zdaniem, a dla Niej jest kluczowy...Poza tym dowiedziałam się, że Ona jak najbardziej wierzy w istnienie schizofrenii prostej tylko tego nie widzi u mnie. I że w schizofrenii prostej nowoczesne atypowe nauroleptyki DZIAŁAJĄ chyba, że ma się schizofrenię lekooporną, ale schizofrenia lekooporna stanowi tylko 10% wszystkich schizofreń.

Ponadto powiedziała, że już sama nie wie czemu mi te uczucia zanikły i zastanawie się nawet czy może mieć to związek z czymś co mi wyszło w rezonansie - w jakims semiowale wyszło mi jakieś ognisko hiperintensywne...no i moja lekarka mówiła, że to semiowale jest częścią jakiegoś układu odpowiedzialnego za emocje i że nawet szukała w literaturze jakichś informacji, które by można wykorzystać dla mojego przypadku, ale nie znalazła... ja nie wiem, ale trochę nie sądzę, żeby tak było, bo w rezonansie napisali, że to samo coś jest widoczne na rezonansie z 2007 r a wtedy jeszcze miałam emocje...

A tak w ogóle dziś PRZEZ UŁAMEK SEKUNDY poczułam prawdziwy głęboki lęk, tak jak dawniej - niestety zjawisko trwało tylko ułamek sekunsy...próbowałam się pod to jakoś podczepić i coś poczuć, ale nie dawało rady...

Topielico - Ty jesteś z Warszawy...masz dobrego lekarza? Bo ja nam świetną panią doktor z Wawy, jest ordynatorem, więc może w razie czego wziąć na oddział i zdiagnozować..jakbyś chciała to służę informacją..

To dobrze, że dajesz radę jakoś ciągnąć związek mimo braku uczuć...ja ciagnełam prawie rok, potem straciło to już kompletnie sens...ale nadal jesteśmy przyjaciółmi, a mój były chyba nigdy się nie pogodził do konca z rozstaniem. No ale niestety, związek bez uczuć, bez pociągu seksualnego nie ma sensu... a dodam, że mało mi brakowało do ślubu...

Dodam jeszcze, że welbutrinu mi lekarka nie zapisała, gdyż powiedziała, że nie bardzo się komponuje z amitryptyliną, ale potwierdziła pozytywną rolę dopaminy w uczuciach...no ale tak na logikę, to sobie myślę, że dopamina chyba odpowiada tylko za pozytywne emocje? A ja chcę czuć wszystkie, chcę czuć smutek wtedy gdy należy się smucić i radość wtedy gdy należy się radować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, w tej chwili niestety nie mogę sobie pozwolić na pójście na oddział, zaraz zaczyna mi się rok akademicki.. i choć nie mam pojęcia jak niby miałabym go zaliczyć... to muszę chociaż spróbować, ech masz chociaż to szczęście, że studia już masz za sobą. Co do związku... trzyma go mój luby, nie wiem co bym bez niego zrobiła i on cały czas wierzy, że uda mi się z tego wyjść. Ciężko jest w związku, gdy jedna strona nic nie czuje, ciężko jest zwłaszcza tej stronie czującej...bo jak wiadomo, ja nawet nie mogę poczuć się źle z tego powodu, nie poczuję smutku, nie zmartwię się, że on cierpi. Przykre.

Refren to co piszesz wygląda na depresję, dosyć poważną, w której też może nastąpić taki zanik uczuć. U mnie depresji nie było, a zarówno ja, jak i brak uczuć czułyśmy się naprawdę nieźle, właściwie to można powiedzieć, że w końcu zaczęło się w naszym życiu układać... No i ja np nie odczuwam obaw o schizofrenie prosta, tak jak nie odczuwam żadnych innych obaw; ] Więc nie mam jak sobie wkręcać tego... Nie mam też złego, depresyjnego nastroju, tzw dołka.

Ech, dlaczego mi te próbowanie odczuwania nic nie dało? naprawdę się starałam. I próbowałam wszystkiego, co tylko się dało, co kiedykolwiek sprawiało mi przyjemność, wzbudzało we mnie silne odczucia. Wiersze, potrafiłam stać w empiku i płakać po przeczytaniu jakiegoś wyjątkowo mnie dotykającego..Książki.. kiedyś nimi żyłam, teraz mnie tak nudzą, na równi z czytaniem np składu jakiegoś szamponu-suche fakty, co przeczytam, zaraz zapomnę, zero koncentracji. Muzyka? Teatr? Chodzę jeszcze czasem do teatru czy filharmonii, ale równie dobrze mogę iść do supermarketu, heh. Doceniam grę aktorów, przekaz sztuki, ale nic w związku z tym nie odczuwam, więc po co..?

Brak uczuć, gratuluję poczucia lęku. Zazdrościłabym Ci, gdybym mogła. Nie pamiętam jak to jest czuć lęk...ale bardzo bym chciała...

Co do badań, mi coś tam kiedyś mówili o nie do końca normalnie uformowanym mózgu : D Cokolwiek to znaczy; ]. Jakiś niedorozwój może; ].

Brak uczuć Ja też nie odczuwam żadnego sensu, tak jak ty, a mimo wszystko wiem, że związek ma sens. Nie sądzisz, że zbyt łatwo przekreśliłaś swój związek? Przecież, gdy czułaś to go kochałaś! Pamiętaj, że liczą się uczucia, właśnie tamte, które czułaś, gdy byłaś zdrowa. Przynajmniej ja tak myślę. Nie zrezygnuję z tych jedynych rzeczy jakie wiem, z tego, że kiedyś byłam osobą, chociaż nie mam już prawie żadnych konkretnych wspomnień, to mniej więcej orientuję się, co było dla mnie ważne i kto... I tego się będę trzymać, dopóki nie będę znów czuła. Jeśli w ogóle będę.

 

[Dodane po edycji:]

 

Brak uczuć, w tej chwili niestety nie mogę sobie pozwolić na pójście na oddział, zaraz zaczyna mi się rok akademicki.. i choć nie mam pojęcia jak niby miałabym go zaliczyć... to muszę chociaż spróbować, ech masz chociaż to szczęście, że studia już masz za sobą. Co do związku... trzyma go mój luby, nie wiem co bym bez niego zrobiła i on cały czas wierzy, że uda mi się z tego wyjść. Ciężko jest w związku, gdy jedna strona nic nie czuje, ciężko jest zwłaszcza tej stronie czującej...bo jak wiadomo, ja nawet nie mogę poczuć się źle z tego powodu, nie poczuję smutku, nie zmartwię się, że on cierpi. Przykre.

Refren to co piszesz wygląda na depresję, dosyć poważną, w której też może nastąpić taki zanik uczuć. U mnie depresji nie było, a zarówno ja, jak i brak uczuć czułyśmy się naprawdę nieźle, właściwie to można powiedzieć, że w końcu zaczęło się w naszym życiu układać... No i ja np nie odczuwam obaw o schizofrenie prosta, tak jak nie odczuwam żadnych innych obaw; ] Więc nie mam jak sobie wkręcać tego... Nie mam też złego, depresyjnego nastroju, tzw dołka.

Ech, dlaczego mi te próbowanie odczuwania nic nie dało? naprawdę się starałam. I próbowałam wszystkiego, co tylko się dało, co kiedykolwiek sprawiało mi przyjemność, wzbudzało we mnie silne odczucia. Wiersze, potrafiłam stać w empiku i płakać po przeczytaniu jakiegoś wyjątkowo mnie dotykającego..Książki.. kiedyś nimi żyłam, teraz mnie tak nudzą, na równi z czytaniem np składu jakiegoś szamponu-suche fakty, co przeczytam, zaraz zapomnę, zero koncentracji. Muzyka? Teatr? Chodzę jeszcze czasem do teatru czy filharmonii, ale równie dobrze mogę iść do supermarketu, heh. Doceniam grę aktorów, przekaz sztuki, ale nic w związku z tym nie odczuwam, więc po co..?

Brak uczuć, gratuluję poczucia lęku. Zazdrościłabym Ci, gdybym mogła. Nie pamiętam jak to jest czuć lęk...ale bardzo bym chciała...

Co do badań, mi coś tam kiedyś mówili o nie do końca normalnie uformowanym mózgu : D Cokolwiek to znaczy; ]. Jakiś niedorozwój może; ].

Brak uczuć Ja też nie odczuwam żadnego sensu, tak jak ty, a mimo wszystko wiem, że związek ma sens. Nie sądzisz, że zbyt łatwo przekreśliłaś swój związek? Przecież, gdy czułaś to go kochałaś! Pamiętaj, że liczą się uczucia, właśnie tamte, które czułaś, gdy byłaś zdrowa. Przynajmniej ja tak myślę. Nie zrezygnuję z tych jedynych rzeczy jakie wiem, z tego, że kiedyś byłam osobą, chociaż nie mam już prawie żadnych konkretnych wspomnień, to mniej więcej orientuję się, co było dla mnie ważne i kto... I tego się będę trzymać, dopóki nie będę znów czuła. Jeśli w ogóle będę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc to bardziej podejrzewam u siebie wtedy epizod psychotyczny, ale schizofrenię wszyscy lekarze potem wykluczyli. Były takie momenty, że też nic nie działało ani trochę, może potrzeba czasu, żeby się coś tam zregenerowało. Myślę, że są jakieś psychologiczne mechanizmy, że można się wypalić wtedy, kiedy wszystko się zaczyna układać. Może jakiś syndrom zdobytej twierdzy, czy coś tłumimy? W każdym razie nie ma już nic do stracenia, żeby w tym pogrzebać, a może coś zyskacie...

 

[Dodane po edycji:]

 

Jest spotkanie forumowe w Warszawie w tą niedzielę, może ktoś się wybierze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się czuję strasznie.. ja cierpię...straszliwie...nie umiem opisać na czym to cierpienie polega, ale jest straszliwe... wszystko jest nie tak...Zazdroszczę Wam, że jesteście w stanie iść na uczelnię czy na spotkanie z forumowiczami...ja nie tylko nie byłabym w stanie studiować, ale raczej nie wyszłabym w ogóle z domu... tak mi się porobiło ...nie czuję żadnego lęku związanego z wychodzeniem z domu, po porstu nie czuję się na siłach. Dziś MUSZĘ jechać do miasta i jest to dla mnie wyczyn po prostu, muszę się jakoś strasznie zgwałcić. Jest chyba jak powiedziała jedna pani doktor z oddziału na którym byłam - mam całkowity zanik woli. Nic nie mam chęci robić. Przesiaduję w domu jak roślina już prawie. Myślę, że jednak mam schizofrenię prostą, bo nigdzie indziej nie ma takich objawów,a do schizofrenii prostej pasują wszystkie...też nie potrafię już czuć lęku, wczoraj na ułamek sekundy poczułam go wyjątkowo. ALe czuję ogólny niepokój dość silny.Nie wiem, może lepiej byłoby zachorować na coś i umrzeć...sama już nie wiem, ale jest tak strasznie, że tego sobie nikt nie wyobraża...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, owszem, to co piszesz o ludziach z depresja jest prawdą, ale nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy, w naszym stanie, nie odczuwamy. nie odczuwamy, że jest nam źle, nie odczuwamy potrzeby by się z kimś skontaktować itd... A chowamy się w domu nie przez lęk, przed światem, ale tylko z powodu braku poczucia sensu by robić coś innego. Zresztą, ja się cały czas zmuszam, bo nie chcę znów być roślinką nie wychodzącą z łóżka. Brak uczućJak to czujesz niepokój??? Przecież to jest uczucie; / Ja nawet niepokoju żadnego nie czuje już od bardzo dawna, więc nie wiem co masz na myśli..? No chyba, że piszesz o intelektualnym zaniepokojeniu swoją sytuacją? Bo temu nie zaprzeczę, że widzę, że w dobrej sytuacji to my nie jesteśmy, a już z pewnością nie w zdrowej. Ale nie umiem się niepokoić z tego powodu; / I odczuwasz cierpienie? To może z Tobą jeszcze nie jest tak źle..? Pod względem uczuć, bo patrzę, że pod względem siły, to jest u Ciebie marnie. Ale musisz dać radę. Wiesz, ja też w pewnej chwili zrobiłam tak jak Ty, zamieniłam się w roślinę, przez większość czasu wgapiałam się w ścianę, nic nawet nie myśląc, nic nie zapamiętując... z tego bardzo ciężko wyjść, bo im dłużej to trwa, tym bardziej się pogłębia, co chyba widzisz po swoim przypadku. Musisz próbować, wiem że nie czujesz sensu, ale musisz pamiętać, że kiedyś miało, i argh, próbować, byle nie być znów rośliną, bo wtedy naprawdę jest się wielkim ciężarem dla innych, i dla samego siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja cierpienie czuję...nieokreślone cierpienie, ale jest to straszne...tata mnie gnębi, żebym powiedziała na czym polega to cierpienie, bo wg niego to jakieś głupoty, przecież chodzę, mam 2 ręce, 2 nogi...

Niepokój jakoś czuję, ale w sumie, to nie czuję go psychicznie, emocjonalnie, tylko czuje go w ciele... naprężam ciągle mięśnie itd...myślę, że do mojej podświadomości dociera cały ogrom tego rozumowego niepokoju, ale świadomie też nie bardzo jestem w stanie go odczuwać...przez napięcie w ciele tylko. Dzisiaj w ogóle jest chyba najgorszy dzień mojego życia, czuję się koszmarnie, mam ochotę jak najprędzej umrzeć...i nie mogę się nawet położyć i zrelaksować, bo moja angedonia jest 100%, jakbym leżała, to i tak czułabym cierpienie albo nijakość. Myślę,że to właśnie anheodnia jest przyczyną mojego cierpienia...ja nie jestem w stnie się prawie w nic zaangażować, nie dalabym rady na studiach, choćby dlatego, że nie dałabym rady się przymusić do wyjścia z domu...poza tym wszystko mnie przestało interesować...to jest stan bezgranicznej pustki, otchłani, która pożera kolejne dziedziny życia... dziś przejeżdżałam koło bloku, gdzie wynajmowałam mieszkanie, gdzie się spotykałam z moim byłym chłopakiem, gdzie planowaliśmy ślub, gdzie się śmialiśmy, przytulaliśmy, martwiliśmy wspólnie...dziś z tego nie zostało już nic, zupelnie degradacja...nie ma śmiechu, nie ma marzeń, nie ma nawet zmartwień...stan totalnego niebytu...bezświat, jak to kiedyś nazwałam...ja już nie walczę o związek...walczyłam rok, ale potem nie było już sensu...ja nie jestem w stanie wypełniać podstawowych obowiązków, związek ze mną byłby związkiem opiekuna z osobą upośledzoną, a na tym związek nie może polegać...

Marek 77 - po tym co piszesz nie widać śladu choroby psychicznej...masz zdiagnozowaną schizofrenię? prostą? miales jakieś objawy wytwórcze lub zaburzenia myślenia?

Debil,widziałam Twj wpis na forum o schizofrenii...czy ten świst w uszach, o którym piszesz, to objaw wytwórczy? Masz swtierdzoną schizofrenię? Bierzesz jakieś leki?

Debil i Marek - napiszcie coś więcej o Waszych przypadkach

Ja za tydzień jadę już na terapię - zobaczymy co mi tam powiedzą, ale boję się, że będą mi, jak to psycholodzy, wciskać jakieś kity...jak ja bym chciała chociaż trochę normalniej żyć - dajmy na to być w stanie iść ze znajomymi na miasto lub przejść się po galerii handlowej...być w stanie mieszkać samemu...dużo moglabym poświęcic, mogę byc biedna jak mysz kościelna, mogę żyć na rencie, ostatecznie mogę być nawet sama...ale CZUĆ emocje.I byc w stanie zrobić podstawowe rzeczy - sprzątać, zrobić obiad, iść po zakupy.. Dodam jeszcze gwoli ścisłości, że jak zaczęły mi zanikać emcoje, to u mnie tak cudownie nie było pod względem psychicznym..wówczas miałam już za sobą 6 lat stanów depresyjno-lękowych i depresji dużo czułam...niemniej byłam szczęśliwa z moim facetem i miałam nadzieję, że wyleczę depresję do końca...dziś z perpsektywy czasu się zastanawiam czy nie były to początki schizofrenii raczej niż depresja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja cierpienie czuję...nieokreślone cierpienie, ale jest to straszne...tata mnie gnębi, żebym powiedziała na czym polega to cierpienie, bo wg niego to jakieś głupoty, przecież chodzę, mam 2 ręce, 2 nogi...

Niepokój jakoś czuję, ale w sumie, to nie czuję go psychicznie, emocjonalnie, tylko czuje go w ciele... naprężam ciągle mięśnie itd...myślę, że do mojej podświadomości dociera cały ogrom tego rozumowego niepokoju, ale świadomie też nie bardzo jestem w stanie go odczuwać...przez napięcie w ciele tylko. Dzisiaj w ogóle jest chyba najgorszy dzień mojego życia, czuję się koszmarnie, mam ochotę jak najprędzej umrzeć...i nie mogę się nawet położyć i zrelaksować, bo moja angedonia jest 100%, jakbym leżała, to i tak czułabym cierpienie albo nijakość. Myślę,że to właśnie anheodnia jest przyczyną mojego cierpienia...ja nie jestem w stnie się prawie w nic zaangażować, nie dalabym rady na studiach, choćby dlatego, że nie dałabym rady się przymusić do wyjścia z domu...poza tym wszystko mnie przestało interesować...to jest stan bezgranicznej pustki, otchłani, która pożera kolejne dziedziny życia... dziś przejeżdżałam koło bloku, gdzie wynajmowałam mieszkanie, gdzie się spotykałam z moim byłym chłopakiem, gdzie planowaliśmy ślub, gdzie się śmialiśmy, przytulaliśmy, martwiliśmy wspólnie...dziś z tego nie zostało już nic, zupelnie degradacja...nie ma śmiechu, nie ma marzeń, nie ma nawet zmartwień...stan totalnego niebytu...bezświat, jak to kiedyś nazwałam...ja już nie walczę o związek...walczyłam rok, ale potem nie było już sensu...ja nie jestem w stanie wypełniać podstawowych obowiązków, związek ze mną byłby związkiem opiekuna z osobą upośledzoną, a na tym związek nie może polegać...

Marek 77 - po tym co piszesz nie widać śladu choroby psychicznej...masz zdiagnozowaną schizofrenię? prostą? miales jakieś objawy wytwórcze lub zaburzenia myślenia?

Debil,widziałam Twj wpis na forum o schizofrenii...czy ten świst w uszach, o którym piszesz, to objaw wytwórczy? Masz swtierdzoną schizofrenię? Bierzesz jakieś leki?

Debil i Marek - napiszcie coś więcej o Waszych przypadkach

Ja za tydzień jadę już na terapię - zobaczymy co mi tam powiedzą, ale boję się, że będą mi, jak to psycholodzy, wciskać jakieś kity...jak ja bym chciała chociaż trochę normalniej żyć - dajmy na to być w stanie iść ze znajomymi na miasto lub przejść się po galerii handlowej...być w stanie mieszkać samemu...dużo moglabym poświęcic, mogę byc biedna jak mysz kościelna, mogę żyć na rencie, ostatecznie mogę być nawet sama...ale CZUĆ emocje.I byc w stanie zrobić podstawowe rzeczy - sprzątać, zrobić obiad, iść po zakupy.. Dodam jeszcze gwoli ścisłości, że jak zaczęły mi zanikać emcoje, to u mnie tak cudownie nie było pod względem psychicznym..wówczas miałam już za sobą 6 lat stanów depresyjno-lękowych i depresji dużo czułam...niemniej byłam szczęśliwa z moim facetem i miałam nadzieję, że wyleczę depresję do końca...dziś z perpsektywy czasu się zastanawiam czy nie były to początki schizofrenii raczej niż depresja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja miałam za sobą już 2( ale dosyć krótkie 2-3 miesiące) epizody depresyjne; ), ale w chwili gdy to się zaczęło, wcale nie było mi źle...Nadal nie czuję by było mi źle, choć gdybym czuła, to bym cierpiała. Ale nie mogę... Ech, czyli czujesz cierpienie... jakieś czujesz.. a ja nic, nawet tego. Hmm, chociaż wiem że w nocy zgrzytam zębami; ] Ale to od dawna... No i we śnie czasem odczuwam jakieś uczucia, tak mi się przynajmniej wydaje... A Wy nadal odczuwacie we śnie? Zmieniły wam się sny?

A jaki macie stosunek do jedzenia? Ja np, w ogóle nie odczuwam uczucia głodu; ] Tzn fizjologicznie zauważam, że mam pusty żołądek, że robi mi się zimno jak spada mi cukier we krwi...ale głodu nie czuję... Co nie zmienia postaci rzeczy, że i tak jem, czasem nie wiem czemu; / A jak jest u Was?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja cierpienie niestety czuję...na początku brania amitryptyliny zredukowała ona cierpienie, ale teraz jakoś je czuję..po porstu czuję, że jest mi bardzo, bardzo źle... ale smutku czy czegoś takiego nie czuję...niepokoju psychicznie też nie czuję, za to czuję fizyczne napięcie w ciele...co do instynktów fizjologinczych to przestałam czuć w 100%: pociąg seksualny, instynkt macierzyński ( a przedtem był bardzo wysoki), senność, z jedzeniem mam bardzo podobnie jak Ty...bardzo rzadko czuję, żebym była głodna...myślę, że jestem też bardziej zobojętniała na ból, ale tu dowodów nie mam. Jeśli chodzi o sen, to bez tabletki nie zasnę już od 5 lat...obecnie jestem na olanzapinie... Co do innych spustoszeń, które robi we mnie zanik emocji to muszę wymienić problemy z rozmową..są coraz wyrażniejsze...nie mogę się spotykać ze znajomymi ani nawet dzwonić do nich, bo nie mam nic do pwiedzenia...pustka w głowie..bo o czym mam mówić jak nic nie przeżywam...nic nie jest dla mnei ważne, żeby o tym opowiadać innym...a opowiadać wszystkim o bezczuciu nie ma sensu...nawet ci życzliwi nie pomogą, bo nie mają jak.

Co do snów to się zmienily...w przeciwieństwie do tego, co było dawniej, rzadko pamiętam sny i raczej są one chyba też bezemocjonalne...dałabym dużo, żeby czuć emocje chociaż we śnie..Podobnie jest z moją pamięcią...nastąpiła kasacja emocji z pamięci...wszystkie wydarzenia zarówno pozytywne jak i straszne pamiętam bezemocjonalnie... w ogóle przez to moja pamięć zrobila się dziwna...wydarzenia sprzed 2 lat wydają mi się jakby były wieki temu...

Nie wiem, mi się wydaje, że to jednk schizofrenia

A Ty Krwiopij czemu nie wychodzisz z domu? Napisz coś więcej na czym polegają Twoje zaburzenia, to może uwierzę, że w zaburzeniach osobowości też tak może się zdarzyć..

Wg mnie głowna trudność w terapii na której jadę będzie polegała na tym, że psychoterapia opiera się na emocjach...mówimy co czujemy w danej sytuacji i rozmawianie o tym pozwla jakoś zmieniać nasze reakcje emocjonalne...a co ja tam będę mówić? że nic nie czuję? Z tego powodu musialam zrezygnować z ostatniej, naprawdę udanej pani terapeutki, bo nic nie czułam i musiałabym płacić za 50 minu milczenia

PS Co oznaczają Wasze nicki? Topie-lica, Refren, Krwiopij ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawie, brak uczuć,a ja ze snem mam odwrotnie. Kiedyś zawsze miałam problemy z zasypianiem. 2-3 godziny zasypiania to była dla mnie norma. A teraz... umiem zasnąć w każdym miejscu chyba. Kilka minut i śpię. Po prostu nie odczuwam już tych wszystkich bodźców, które przeszkadzały mi w zasypianiu, nie mam już tych wszystkich myśli. Bo teraz jak się nie zmuszam, to nie myślę ( tzn o czymś tam mi się myśli, ale nie wiem o czym, bo po sekundzie zapominam, jakieś bzdury zazwyczaj; ] ) No snów mam mniej, no i nie umiem ich zapamiętać. Ale od czasu do czasu zapamiętuję, że chyba czułam we śnie. Nie jest to silne czucie, takie jak kiedyś, ale zawsze jakiś ślad: ). Co do wydarzeń z przeszłości... pamiętam jedynie te, które kiedyś opisywałam w dzienniku, lub komuś, i właściwie nie pamiętam danych zdarzeń, tylko właśnie tą formę opisu : ) Czyli nie mam już praktycznie żadnych konkretnych wspomnień, tylko taką ogólną pamięć ( choć ją też mocno stępioną Nie wiem jak to opisać; / Coś w stylu: pamiętam, że w liceum często uciekałam z lekcji i żyłam w swoim własnym świcie oraz czytałam mnóstwo książek, ale żeby pamiętać choć jedne moje wagary... heh, nic; ] A mi się wydaje że wydarzenia sprzed miesiąca zdarzyły się w odległych latach, w innym wieku i chyba nie mi; ] heh.

A ja sporo rozmawiam, choć głównie przez gg z moim kolegą ( pozdrawiam, jeżeli tu zagląda, bo wie o kogo chodzi;) )no i z moim lubym. Nie wiem, to dla mnie najlepszy sposób do przetrwania tego całego czasu. Jakaś interakcja z drugą osobą... Brak uczuć, piszesz bardzo spójnie i ładnie, czemu nie masz właśnie rozmawiać o tym co "przeżywasz"? O swoich próbach wyjścia z tego, o tym co przeczytałaś o własnym zaburzeniu..czymkolwiek ono może być... Czemu nie rozmawiać o drugiej osobie? O tym, jak ona się trzyma, o czym myśli, co czuje. Może my nie mamy jak mówić o uczuciach, ale druga osoba... czemu nie? No i jest jeszcze przeszłość, to co liczyło się kiedyś. Jak pisałam, ja się tego trzymam, a że kiedyś niezmiernie dużo rozmyślałam, to mam jeszcze trochę na zapas tych przemyśleń, o których mogę opowiadać..choć już ich nie czuję... Brak uczuć, próbuj mimo wszystko rozmawiać z innymi. Przydaje się to. Może emocjonalnie to Cię to nie wesprze, ale cóż, intelektualnie to naprawdę niegłupie. Przez to trzeba się czasem wysilić i myśleć; ] Dobre ćwiczenie;]

Co do mojego nicka: topielica- jako martwa dziewczyna, która na wszystko spogląda spod tafli wody( moja całkowita derealizacja). I choć kiedyś była człowiekiem, to kim jest teraz? Nie czuje. Nie żyje. Roztapia się powoli pod wodą. Jest zimna i sina, ze szklanymi oczami. Nie bierze już udziału w życiu...

I drugie: Topię lica. Po prostu płaczę... Myślę, że w jakiś sposób, jakaś część mnie cierpi i płacze, choć świadomie nie umiem tego poczuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też czuję, że wszystko jest dziwne..że zupełnie inaczej odbieram rzeczywistość niż jakiś czas temu...

Robię właśnie mały projekt, jakich wiele zrobiłam i tak ciężko myślę, że obawiam się, że to mój ostatni projekt w życiu...niestety.

Poza tym czuję duże napięcie w ciele...coś dziwnego...prawie że dygoczę...nie wiem czy to jest z tego, że podświadomie jakoś przeżywam to wszystko czy to po olanzapinie...nie wiem...czuję się cała ściśnięta...siedzę na krześle i mam takie napięcie w ciele, że nie mam ochoty się ruszać na centymetr...może to jednak po olanzapinie? Ale to w zasadzie jedyny lek na sen jaki mi odbrze służy...jak ni będę miała olanzapiny to nie wiem jak będę spać...a może to z napięcia? Sama już nie wiem, ale jak jakiś czas temu brałam olanzpinę, to też tak miałam...Boże...nie wiem

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w zasadzie w ogóle nie czuję zmęczenia np. po przyjściu z pracy jak jeszcze pracowałam...nic mi się nie chce i ciężko mi cokolwiek zrobić, ale to jest bardziej w psychice... ogólnie to nie czuję zmęczenia po całym dniu... a jeśli je czuję to jakoś inaczej...wydaje mi się, że to dlatego, że zmęczenie też było związane z jakimis emocjami i jak te emocje zanikły, nic nie przeżywamy, to też inaczej odbieramy zmęczenie...bo nie jesteśmy zmęczeni wrażeniami dnia, bo one do nas w ogóle nie docierają...przyjemności ja nie czuję w ogóle i z relaksem też mam problem, bo jak mam się relaksować jak mam tę anhedonię i nic mi nie sprawia najmniejszej przyjemności. Debil, a Ty mieszkasz sam? Dajesz radę funkcjonować? Skąd jestes?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o Panie Boże...Debil, jak Cię czytam to po prostu jak o mnie... z tym zmęczeniem mam identycznie... tak samo jeszcze jak pracowałam to tak samo się czułam przed pracą jak i po...czułam i czuję się nadal cały czas taka pusta i lekka...właśnie dlatego, że nie zbieram żadnych wrażeń, żadnych emocji...mój dzień nic nie waży jakby...

Ja już nie mieszkam sama, to by było tak przygnębiające taka mega pustka, że nie umiem tego wytrzymać... mnie moi rodzice nie rozumieją...starają się, ale często mi wmawiają to co i Tobie, że tak się stało, bo przestraszyłam się odpowiedzialności, że podświadomie oczekuję ich opieki, takie różne bzdury...dlatego mam jechać na terapię...choć mi się bardziej wydaje, że to kwestia biologiczna...skąd jesteś i ile masz lat? Ja z Bydgoszczy i mam 30 już niestety...Głupio tak pisać do Ciebie per Debil...może po imieniu?

 

[Dodane po edycji:]

 

A czy mieliście/miewacie jakieś chwile gdy uczucia Wam wracają? Gdy znowu coś czujecie? Ja niestety nie. A czy macie tak jak ja? Bo ja codzień kładąc się spać mam nadzieję, że nazajutrz się obudzę i nastąpi jakaś cudowna poprawa, że obudzę się i będę miała uczucia...niestey z dnia na dzień jest coraz gorzej...

Debil, a jakie Ty neuroleptyki bierzesz i czy coś pomogły?Czy Wasi rodzice też Was wyzywają i szydzą z Was? BO moi niestety tak, choć z drugiej strony wiem, że się strasznie przejmują i że życie by za mnie oddali...tylko Oni myślą wlasnie, że to jest jakieś moje podświadome szukanie opieki itd...a moim zdaniem to bzdura...po co ja, która sama byłam w inncyh krajach miałabym nagle zamiast pracować i cieszyć się życiem rezygnować z tego i zamienić się w roślinę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, mimo, że nie odczuwam uczuć, mniej więcej orientuję się, kiedy ktoś, gdybym była dawną sobą, by mnie irytował. Właśnie czytając Twoje posty przychodzi mi na myśl: o co jej chodzi? Czy ona umie czytać ze zrozumieniem? Po co w ogóle odzywa się w tym temacie?Ale nie ignoruję Twoich postów... może dlatego, iż uważam, że drugiemu człowiekowi potrzebna jest informacja zwrotna, by zrozumiał, jaki wpływ jego słowa/czyny mają na innych. Dlatego dzielę się z Tobą, mimo braku odczuwania, powyższymi informacjami. Ja rozumiem, że Ty masz taką diagnozę, ale Ty nie jesteś w tym samym stanie co my, a przynajmniej ja. To co opisujesz różni się od naszego stanu. A co z tego wynika? Czy osobom o innych objawach choroby: np jeden odczuwa silny ucisk za mostkiem, a drugi ostry, piekący ból podbrzusza lekarz zdiagnozuje to samo? A bardziej konkretnie, czy oni chorują na to samo? Nie sądzę...a Ty? myślisz, że ból wieńcowy to np to samo co rana kłuta w podbrzuszu? ; D Jeżeli tak, to proponuję udać się jeszcze raz do lekarza, tym razem innego i poprosić o ponowne zdiagnozowanie, tym razem biorąc pod uwagę nowy objaw: silne zaburzenia logicznego myślenia.

Ale nie zrażaj się moimi wywodami, pisze to osoba, która jest 1000000razy gorszym człowiekiem od Ciebie, osoba, która nie odczuwa uczuć. Więc jeżeli Cię krzywdzę, to wiedz, że

a) nie wiem co miałoby mną powodować, bo nie czuję zirytowania, nienawiści, a nawet nie czuję niechęci do Twojej osoby

b)nie będę miała wyrzutów sumienia

c) jak chcesz możesz na mnie złorzeczyć i gadać ile chcesz, bo i tak mnie to nie skrzywdzi, ani nie zasmuci...a może Tobie pomoże wyładować nadmiar uczuć ( jakby co, polecam się na przyszłość, póki nie czuję, można na mnie gadać ile wlezie: D, serio piszę; ] chociaż z drugiej strony, gdy chce się na kimś wyładować, to chyba po to, by zauważyć u niego tę reakcję, której niestety zabraknie u mnie...Ale zawsze możesz też na mojego posta zareagować inaczej: być jak pełna wyrozumiałości, dobra ciocia Teresa i lubować się swoim zrozumieniem dla tak upośledzonej istoty, jaką w istocie jestem. No i oczywiście trzecia opcja: możesz zignorować moją osobę i mój post. Ma to swoje dobre i złe strony.

1) wyjdziesz, na osobę, która ignoruje, lekceważy drugiego człowieka- a to nieładnie, zwłaszcza na tym forum

2) nie weźmiesz pod uwagę, że narzucanie innym swojej diagnozy, w niczym im nie pomaga, przez co nie będziesz miała wyrzutów do siebie, że mówisz o rzeczach, które rozpatrzyłaś jedynie z wierzchu, przez co ani przez chwilę nie byłaś bliska zrozumienia, a co z tego wynika: nie jesteś zbawicielem, który wkroczył w nasze nieprzyjemne życie z diagnozą-cudem zapewniając nam lepsze życie.

 

debilmnie też dolegliwości fizyczne powinny zmusić do ruchu... idzie mi dopiero 23 rok życia, a już mam dyskopatię ( tzw wypadnięcia dysku), problemy z krążeniem itp...sporo tego; ] nie będę się "chwalić" na forum; /bo to obiektywnie patrząc jest żenujące, by w moim wieku mieć takie problemy ( i to w większości wywołane przez mój styl życia; / )

Co do przyswajania informacji, ja też kiedyś nie miałam z tym żadnego problemu, można powiedzieć, że nauka przychodziła mi wyjątkowo łatwo, myślę, że miało to duży związek z moim zainteresowaniem no i łatwością koncentracji. Teraz... no teraz to nie wiem jak mam sobie radzić na studiach : ) Jedyne na co mogę liczyć to jakiś nieziemski fuks; ]

Co do zmęczenia... to nie jestem pewna czy je odczuwam cały czas, czy wcale; / Właściwie to nic nie robię, więc nie mam jak się męczyć... z drugiej strony męczy mnie nawet bierne oglądanie filmu... Sama derealizacja jest męcząca, to że nie mogę brać udziału w życiu jest męczące;] Chyba wszystko jest; ].

A wracając do koncentracji, wszystko robię na automacie. Dlatego często jak wychodzę z domu, ide np nie na ten przystanek co chciałam, albo idę do sklepu, chociaż miałam iść gdzie indziej. I tak mam ze wszystkim; ]. Niby coś tam zdecyduję, że się wysilę teraz, bo muuszę coś zrobić, ale po chwili włącza mi się taki automat i często robię coś zupełnie innego, aż do chwili gdy nagle nie wiem co dalej mam zrobić, i się orientuję, że moje początkowe zamierzenia były inne. Chyba możemy pretendować o stołek mistrzów braku koncentracji z 4letnimi dziećmi; ) Hmm... no, ok, może tak źle nie jest...(?)

debil Oskarżenia o lenistwo, chyba musimy wszyscy znosić. Już chyba taki nasz los. Cóż, przynajmniej nie mamy jak się tym przejmować, martwic, smucić..choć to chyba nie plus; ]

 

[Dodane po edycji:]

 

Na samym początku, zdarzały mi się przebłyski uczuć, teraz już nie... Ale Tobie przecież się zdarzają, jak choćby ten lęk niedawno? No i przecież pisałaś, że wcześniej czułaś cierpienie, rozpacz, lęk... i dopiero później dołączyłaś do naszego niechlubnego grona...

Co do pytania, czy kładąc sie spać mam nadzieję... Nie mam: ) Nie odczuwam nadziei, i nie mam jej nawet w sensie intelektualnym. Za długo jestem już w tym stanie, by uwierzyć, że minie od tak, bez żadnej pomocy albo bez pracy nad tym... Choć nie wiem czy nawet jakakolwiek pomoc/leki/terapia coś mi pomoże...ale jest przecież taka szansa...

Moi rodzice nie szydzą ze mnie, do niedawna oboje myśleli że mam depresję, że leki mi pomogły, bo już nie leżę w łóżku i nie nic-nie-robię całymi dniami... Ja mojej mamie powiedziałam co mi jest kilka dni temu dopiero. Myślę, że się tym przejęła. Chyba. Nie wiem. Bo wcześniej, to raczej ignorowali i lekceważyli mój problem, ot lenistwo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopij, nie zawija stąd tyłka...ja nie chcę, żebyś sonie szła..

Dziewczyny, nie ma co się kłócic,nikomu z nas nie jest łatwo, a wręcz przeciwnie, jest straszliwie trudno. Bez znaczenia, czy ktoś ma borderlina czy schizofrenię prostą czy jeszcze inne niewiadomo co. Aczkolwiek mam nieodprte wrażenie, że Ty Krwiopijku masz coś innego niż my, bo Ty przecież czujesz...może nie zawsze, ale czujesz...czujesz też pustkę, a ja właściwie nie czuję nawet pustki...ta pustka we mnie jest, taka wszechogarniająca, ale to jest raczej bezstan - stan w którym nie ma nic. Dziś mam straszny dzień. Czuję jakby mi się dzisiaj pogorszyło o 100 kroków.Ja nie wiem czy nie mam nadziei. Na rozum nie mam. Ale nie potrafię się z tym pogodzić...Boże, to jest tak straszne, że nie da się tego wyrazić...ten bezstan, brak wszelkich objawów przeżywania rzeczywistości...na przykład mam teraz wrażenie jakbym to nie ja pisała te słowa...nie czuję, że je piszę, że płyną one z mojego wnętrza...czuję jakbym była raczej obserwatorem, jakbym widziała, że piszą się te słowa, ale nie czula, że to ja robię..jakby ktoś zdrowy to usłyszał to by miał jedno skojarzenie: wariatka. I pewnie tak jest. Kiedyś czytałam, że ten "dyskomfort obserwatora" jest charakterystyczny dla schizofrenii prostej. A nie wydaje mi się Krwiopijku żebyś Ty miała podstawy, żeby się martwić schizofrenią prostą, bo wydaje mi się, że Twoje objawy są jednak inne niż nasze. JEstem ciekawa co mi tam powiedzą w Krakowie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wpadłam w stan podobny do histerii przed chwilą...tak to odebrała moja rodzina...tylko najdzwiniejsz jest to, że ja przy tym NIC NIE CZUŁAM. Nie mogłam nawet prawdzwiwie płakać, tylko jęczałam. Czułam kompletne odrealnienie...mój stan jest tak ciężki, że mam najgorsze myśli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krwiopijnie żywię żadnych uczuć. Ani dla ludzi z forum, ani dla mojego lubego, ani dla mojej rodziny. Taka jest prawda. Aczkolwiek wiem, że byli dla mnie ważni, i gdy czułam, to obdarzałam ich bardzo silnymi uczuciami. A że moje przekonania z czasów gdy czułam, to jedyne co pozostało po dawnej mnie, to staram się ich trzymać.

Nie odczuwam tęsknoty za niczym. Widzę jedynie, że moje życie jest trwaniem i zmuszaniem się, co jest niekomfortowe i stoi w opozycji z moimi dawnymi przekonaniami- bo bardzo ważny był dla mnie rozwój i samodoskonalenie się, moja pasja, myślenie i odczuwanie! Więc obecny stan jest przeciwieństwem wszystkiego co chciałam kiedykolwiek uzyskać; ]Hmm... chociaż chyba nikt by nie chciał tego uzyskać, nieważne jakie by miał przekonania; / ale mniejsza z tym; )

I nie lękam się o swoją przyszłość. W ogóle, nie obawiam się, nie odczuwam lęku, zaniepokojenia, strachu. Nic a nic. Mogę sobie planować śmierć, mogą mi nawet zdiagnozować cokolwiek, raka mózgu, schizofrenię prostą, mózgojada. A moja reakcja emocjonalna będzie taka sama jak na wieść, że okres godowy chomika wynosi 3 miesiące.

Ja nie jestem już osobą, która umie się czymś przejmować, martwić, niepokoić...jestem mięsem z resztką świadomości ( a ta świadomość to taki wredny żart natury, roślinom nie dała świadomości, może ćwiczy na ludziach, jak wyglądałby byt rośliny ze świadomością?)

brak uczućale jest mnóstwo tematów, które odnoszą się do problemów krwiopija; p My mamy ten.; ] Owszem krwiopij ma prawo się wypowiadać, jak każdy inny, gdzie tylko chce, ale niech sobie nie wmawia, że robi to dla nas.; ]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×