Skocz do zawartości
Nerwica.com

Po samobójstwie rodzica...


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich.

Jestem tu nowa, więc nie wiem czy taki temat już był i czy umieszczam go w odpowiednim miejscu. Moja Mama chorowała na schizofrenię. Właściwie rozchorowała się gdy byłam dzieckiem i tylko taką ją pamiętam. Była to łagodna i dobra osoba, ale przy "rzutach" choroby bardzo cierpiała, traciła kontakt ze światem... Potem szpitale i tak cały czas. Kiedy miałam 16 lat Mama popełniła samobójstwo. Dziś mam prawie 24 lata, z pozoru pogodziłam się z tym faktem, ale od pewnego czasu dręczą mnie lękowe sny, dotyczące Mamy. Śni mi się ona znów chora, a ja mam poczucie ogromnego lęku i bezradności... Nie wiem jak sobie z tym poradzić, skoro 8 lat minęło, a podświadomość wciąż nie pogodziła się z tą stratą. Zawsze kiedy śni mi się Mama jest ona wciąż żywa, mimo upływu tylu lat! Nigdy w snach nie mam wrażenia, że ona umarła. Z powodu choroby Mamy miałam dość ciężkie dzieciństwo i młodość. Zastanawiam się czy tez od tamtego czasu nie cierpię na długotrwałą, lekką depresję, nie umiem się do końca cieszyć życiem i cały czas mam wrażenie, że najbliżsi i tak odejdą... Nauczyłam się owszem, pokory, tolerancji, ale w głębi duszy mam ogromny żal i poczucie Słabości. Nie wiem jak to przezwyciężyć, jak rozliczyć się z przeszłością... Może ktoś miał podobny problem? Dziękuję z góry za wszelkie odpowiedzi i pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mozliwe ze wlasnie przez sny podswiadomosc chce ci cos podpowiedziec

czesto nie zdajemy sobie sprawy jak gleboko pewne rzeczy w nas siedzia - na tyle ze nie umiemy ich 'siegnac' swiadomie

interpretacja snow to wg mnie dosc skomplikowana sprawa wymaga dobrego zrozumienia siebie i sytuacji ale moze jakis dobry psycholog bylby pomocny? zarowno w rozszyfrowaniu snow jak i pogodzeniu sie z przeszloscia wlasciwym przezyciu zaloby jesli taki proces nie mial miejsca

bylas kiedykolwiek u specjalisty? takie wydarzenie to musi byc ogromny wstrzas...

jesli nie bylas to mysle ze warto sie wybrac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, u psychologa nie byłam nigdy... Szczerze mówiąc chyba nie miałabym siły opowiadać o tym wszystkim komuś obcemu. W "realu" nie czuję niepogodzenia z tą sytuacją, ale w snach mam lęki, budzę się nawet jak z koszmarów.... Minęło tyle lat, tyle się zmieniło. Nie wiem czy odbyłam "poprawną" żałobę, gdyż bardzo szybko wróciłam do normalnej aktywności po tym zdarzeniu. Wydaje mi się że to mnie uratowało. Poza tym Mama strasznie się męczyła i po prostu postanowiła odejść, aby uśmierzyć bezradność wobec tej choroby. W czym mógłby pomóc psycholog... Dla mnie to byłoby rozdrapywanie ran. Z drugiej strony może są dostępne jakieś techniki radzenia sobie w takich sytuacjach.... Chyba sama nie wiem co robić! Dlatego zalogowałam się na tym forum... Może ktos ma podobne przeżycia... ???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Jestem tu nowa, więc nie wiem czy taki temat już był i czy umieszczam go w odpowiednim miejscu. Moja Mama chorowała na schizofrenię. Właściwie rozchorowała się gdy byłam dzieckiem i tylko taką ją pamiętam. Była to łagodna i dobra osoba, ale przy "rzutach" choroby bardzo cierpiała, traciła kontakt ze światem... Potem szpitale i tak cały czas. Kiedy miałam 16 lat Mama popełniła samobójstwo. Dziś mam prawie 24 lata, z pozoru pogodziłam się z tym faktem, ale od pewnego czasu dręczą mnie lękowe sny, dotyczące Mamy. Śni mi się ona znów chora, a ja mam poczucie ogromnego lęku i bezradności... Nie wiem jak sobie z tym poradzić, skoro 8 lat minęło, a podświadomość wciąż nie pogodziła się z tą stratą. Zawsze kiedy śni mi się Mama jest ona wciąż żywa, mimo upływu tylu lat! Nigdy w snach nie mam wrażenia, że ona umarła. Z powodu choroby Mamy miałam dość ciężkie dzieciństwo i młodość. Zastanawiam się czy tez od tamtego czasu nie cierpię na długotrwałą, lekką depresję, nie umiem się do końca cieszyć życiem i cały czas mam wrażenie, że najbliżsi i tak odejdą... Nauczyłam się owszem, pokory, tolerancji, ale w głębi duszy mam ogromny żal i poczucie Słabości. Nie wiem jak to przezwyciężyć, jak rozliczyć się z przeszłością... Może ktoś miał podobny problem? Dziękuję z góry za wszelkie odpowiedzi i pozdrawiam!

 

 

partner życiowy, jego miłość i zrozumienie plus pomoc psychiatry/psychologa powinny Ci pomóc.

To się już stało, ale to rozumiesz tylko Ty, to Twoja strata i Twój ból. Niestety, w największym stopniu musisz sobie poradzić z tym sama, poprzez szczerość z partnerem, lekarzem.

Otocz się miłością i kochającymi ludźmi, może pomoc jaką dasz ludziom niepełnosprawnym pomoże Ci zrozumieć i wyjść z tego, zachowując o Mamie pamięć z uszanowaniem jej wyboru i zrozumieniem jej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż... obecnie nie jestem z nikim w związku. Byłam w dość długim, bo prawie 3-letnim związku, ale przyszedł czas na rozstanie. Minęło 1,5 roku a ja wciąż nie umiem z nikim się związać. Tym bardziej jeśli zaczynam czuć coś więcej, robię krok do tyłu, boję się znów tak cierpieć po stracie. Może ma to wszystko związek ze śmiercią Mamy, a może po prostu tchórzę przed życiem. Ale nie mam siły na kolejne rozczarowania. Mam swój bezpieczny świat.

Zastanawiam się tylko jak mógłby pomóc mi psycholog. Rozmową? Mam od tego przyjaciół, choć przyznam, że nie poruszam z nimi tych najcięższych tematów, bo nie widzę w tym sensu. Jestem nauczona, że trzeba być silnym i nie pozwalać sobie na słabość. Jest we mnie jednak smutek, może nawet lekka depresja... ale nie chcę "leczyć" tego farmakologicznie. Dla mnie to tylko zagłuszanie problemów. Z kolei nie mam odwagi na terapię u psychologa. Mam wrażenie, że moje problemy nie są na tyle poważne, aby iść do specjalisty. Chyba każdy z nas się z czymś mierzy w życiu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ines

 

Napisałaś,ze nie chcesz pójśc do terapeuty, zgłosić się na terapię. Szanuje Twój wybór.

Przeżyłaś traumę w okresie dorastania bardzo Ci współczuję.

Piszesz,że cofasz się o krok do tyłu, unikasz kontaktów w związku, i ze masz bezpieczny świat. Napewno trauma rzutuje na Twoje dotychczasowe zycie, poglądy.

W podświadomości masz wiele nieuświadomionych spraw związanych z Twoimi obawami.Powinnaś to przepracować. Mówisz,ze nie wiesz w jaki sposób móglby Tobie pomóc psycholog.Mówisz jakbys nie dowierzala,że poprzez rozmowę czegoś sie dowiesz. Nie chce napisać ,że jesteś w błędzie. Dobry terapeuta...piszę to juz chyba z setny raz.........prowadząc odpowiedzialną i skuteczną terapię jest w stanie z szczerym pacjentem zdziałac cuda. Ale to charówka, niestety ....albo stety. Terapia nie trwa parę sesji, parę godzin. Czasami wymaga zaangażowania przez dłuższy okres.Nie napiszę jaki...bo to sprawa indywidualna. Ale uwierz,że odpowiednio dopasowana terapia upora sie z demonami przeszłości. Sprawi,ze poczujesz się bardziej świadoma swoich lęków, zrozumiesz siebie. A to pozwoli Tobie właściwie zmagać się z problemami dnia codziennego, a także radzic sobie w sytuacjach stressowych, patowych.

W skrócie.....to co jest w Tobie nieuswiadomione, poprzez terapię staje się uświadomione.Trzeba to wprowadzac w zycie, zrozumieć, zaakceptować. Potem...nawet nie wiesz kiedy...zdrowiejesz.

Pamiec o Mamie będzie w Tobie żyła nadal, ale nie będzie wzbudzała lęków.A gdyby nawet......będziesz umiała sobie z nimi radzic, nie tuszować w swoim swiecie.........radzić, wprowadzać zmiany.Będziesz cieszyc się życiem, zdrowszym podejsciem do nowych sytuacji.

Oczywiście na terapii będą wzloty i upadki.....to normalne. Ale żeby było lepiej....to najpierw musi być gorzej.

I ja tak sobie to też tłumaczę.

 

pozdrawiam.

Monika.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuje za te odpowiedzi. Cóż, może ja po prostu się boję pójść do psychologa... Może to śmieszne, ale moja Mama była chora i to poważnie, leczyła się psychiatrycznie i ja się chyba trochę obawiam, ze pójście do psychologa oznaczałoby że ja tez zaczynam być chora... To chyba bardziej skomplikowane, niż mi się wydaje. Widziałam co leki psychotropowe robią z ludźmi. Widziałam, że lekarze są tak naprawdę bezsilni wobec ludzkich problemów. Może dlatego nie wierzę? Oczywiście co innego ciężka choroba a co innego terapia... nie powinnam skreślać tego, bo może faktycznie lepiej bym się poczuła ...? Czy taką terapię podejmuje się po prostu u psychologa? Takiego w przychodni albo prywatnym gabinecie? Czy są jakieś specjalistyczne miejsca? I czy jeśli orzecze się lekką depresję, albo stany lękowe to niezbędne jest branie leków? Czy sama terapia może wystarczyć? Może ja się po prostu boję, że podejmując leczenie skończę jak Mama...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ines1234

 

POdejmując leczenie nie skończysz jak Mama. Jeśli je podejmiesz...to już pierwszy krok do przodu. POdczas terapii nie trzeba brać leków jeśli Twoje objawy nie są na tyle dokuczliwe,że przeszkadzają Tobie egzystować. POprzez terapię się zdrowieje, a nie zagłębia sie w chorobę. Nie rozumiem Twoich obaw.......cóż, masz prawo się lękać.

 

Jeśli chciałabyś znaleśc dobrego terapeute, prywatnego, musiałabyś poprostu poszukać informacji. Ja miałam to szczęście,ze moją terapeutkę poleciłą mi moja pracownica.A,że jest nią psycholog kliniczna....doradziła mi,żebym wybrała Jej kolezankę.

Zaczęłam terapię pod koniec października. Jest to terapia psychodynamiczna. Na początku chodziłam dwa razy w tygodniu. A od stycznia chodzę raz w tygodniu. Moja terapeutka ma dwóch superwizorów....to też o czymś świadczy.

 

Jak będziesz szukała kogos kompetentnego zapytaj czy superwizuje, czy ma superwizora, jakie ma doswiadczenie w pracy , czy należy do Polskiego Towarzystwa Terapeutów.

 

Jeśli będziesz chciała skorzystać nieodpłatnie, na kasę chorych, wtedy juz nie będziesz mogła sobie wybierac, będziesz musiała zaakceptować panią czy pana/terapeutę, którego oferuje poradnia zdrowia psychicznego. Ale najpierw,żeby dostać sie na taką terapię musiałabyś pójść do psychiatry po skierowanie.Ja chodzę prywatnie do psychiatry i prywatnie na terapię.

 

Rozpoznanie moje to zaburzenie depresyjno-lękowe wg psychitry, wg mojej terapeutki: załamanie nerwowe.

 

Pytaj jeśli masz ochotę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, może ja po prostu się boję pójść do psychologa... Może to śmieszne, ale moja Mama była chora i to poważnie, leczyła się psychiatrycznie i ja się chyba trochę obawiam, ze pójście do psychologa oznaczałoby że ja tez zaczynam być chora... T Może ja się po prostu boję, że podejmując leczenie skończę jak Mama...

 

tak myślę ze właśnie boisz się ale ie tego że skończysz jak ona tylko tego ze ludzie cię podporządkują że powiedzą no tak bo to córka...ale wierz mi ze im wczesniej sie zaczniesz leczyc tym lepiej i łagodniej to zniesiesz .Poza tym nie mysle ze to to samo utrata rodzica zawsze zostawia w nas ślady szczególnie gdy dzieje się to w ten sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ines1234, mi kiedyś mój znajomy (wierzący) powiedział że jeśli śni się zmarły, to znaczy że potrzebuje modlitwy... nie wiem jakie jest twoje podejście do Kościoła, ale może daj na mszę za mamę (to jest podobno najlepszy sposób aby pomóc duszy zmarłego), pomódl się za jej duszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem niewierzący, nie polecam dawania na tacę, bo dajesz na utrzymanie nierobów, czyli kleru. Aby się pomodlić, możesz to uczynić we własnym domu, w spokoju, w parku, na cmentarzu, we własnym wyciszeniu. Bóg podobno jest wszędzie dla wierzących i kasa mu niepotrzebna.

Twoja modlitwa nie spowoduje pomocy tamtej osobie, ale pomoże Tobie w oczyszczeniu się z traumy, jaką ma każdy, kto stracił kochaną osobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczwiście niewierzący mogą mieć inne podejście. Wierzącym Kościół zaleca:

 

* mszę za zmarłą osobę (np. w rocznicę śmierci)

* modlitwę np. http://liturgia.wiara.pl/?grupa=6&art=1099576452&dzi=1115658833 (myślę że może też być różaniec lub jego część).

* za zmarłych można ofiarować odpusty (zwłaszcza w listopadzie, ale też inne). Jest to darowanie doczesnych kar za grzechy, szczegóły http://www.opoka.org.pl/slownik/odpust.html

 

Owszem msza wymaga dania "na tacę", dwie pozostałe możliwości są darmowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi. Cóż, w rodzinie Mamy jest dużo wierzących osób, nawet skrajnie. Mama również była skrajnie wierząca, co jednak nie wyklucza faktu, że sama się poddała w tym życiu. Wiem, że w tamtej rodzinie wierzy się w sny... Msza jest, owszem, pewnym rytuałem, ale trzeba w niego wierzyć, aby pomógł... i pomóc on może tylko nam tu za ziemi, żyjącym. Trochę takie działanie na podświadomość [moim zdaniem]... rodzaj "terapii"... Takie msze "intencyjne" pewnie dają jakieś oczyszczenie, ale ja nie "czuję" tych obrządków. Modlitwa mogłaby pewnie pomóc w uzyskaniu spokoju w sercu... Ludziom wierzącym jest o wiele łatwiej w życiu, zawsze mają oparcie w Większej Sile. Może i nad tym warto popracować? Odnaleźć jakąś Wiarę w sercu? Dużo ostatnio o tym myślę, chyba wyparłam tą stratę i teraz to wraca. Mam nadzieję, że pewnego dnia moje myśli oczyszczą się jakoś po tym wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dużo ostatnio o tym myślę, chyba wyparłam tą stratę i teraz to wraca. Mam nadzieję, że pewnego dnia moje myśli oczyszczą się jakoś po tym wszystkim.

 

Zacznę od końca bo te słowa aż mnie zabolały. Powiadasz, że minęło 8 lat? U mnie minęło 11 i mogłabym się podpisać pod tym co czujesz. To się niestety samo nie uporządkuje. Ja również, jak dotąd zawsze myślałam, że oswoiłam się z tym co się stało (bo nigdy nie byłam pewna czy się pogodziłam), że nauczyłam się żyć z tą stratą, że uporządkowałam sobie życie pod tym względem.

Podzieliłam swoje życie na dwie kategorie: przeszłość i teraźniejszość. Przeszłość ukryłam głęboko w sobie, pochowałam w najgłębsze zakamarki swojej duszy i wydawało mi się, że tam jest bezpieczna i dla mnie i dla otoczenia. Mogłam o tym rozmawiać, nie bałam się powiedzieć "moja Mama nie żyje", ale traktowałam to powierzchownie, bez emocji, bez myślenia, jako fakt, coś co się stało i nie odstanie. Nigdy jednak nie zagłębiałam się z nikim w szczegóły, dlaczego, jak to się stało, jaki był powód, itd. Suchy fakt, dla wyjaśnienia sytuacji jeśli to konieczne (wtedy i tylko wtedy). I z takim podejściem przeżyłam spory kawałek swojego życia. Aż zaczęły się problemy... (tu się powstrzymam od opisu, bo to nie jest aż tak istotne dla wątku).

Podsumowując chciałabym powiedzieć, że chowanie takich przeżyć gdzieś głęboko w zakamarki wcale nam nie służy. Pozostaje wiele pytań i niejasności, zwłaszcza tych z okresu dzieciństwa, gdzie młody człowiek dopiero się uczy, a potem gdy wkracza w dorosłe życie okazuje się że jest zupełnie inaczej. Wybierz się mimo wszystko na jakąś "lekką" terapię i spróbuj cały problem przedyskutować z terapeutą. Pomoże Ci on wiele rzeczy zrozumieć i poukładać, a wtedy naprawdę bedzie dużo łatwiej.

 

Pozdrawiam i 3maj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×