Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja/historia/objawy


neurosis78

Rekomendowane odpowiedzi

hej wszystkim

 

moj problem polega na tym ze mmam nerwice zoladka, zespol jelita drazliwego, napady lękowe, czarne mysli, wszedzie widze spisek, boje sie wsiasc z kims do windy w swoim wlasnym bloku bo juz w wyobrazni nastepuje projekcja jak on wyciaga nóż i mnie szlachtuje w tej windzie, to samo jest na ulicy, ide i widze przed oczami jak mnie cos przejezdza jak proboje dzwonic do meza jak proboje ratowac dziecko. To wszystko trwa ulamek sekundy ale ja to widze jak normalny film fabularny. to jest strasznie męczące, do tego pewnie doszla by nerwica natrectw i kilka innych rzeczy.Miewam napady agresji, ni z gruchy ni z pietruchy mam rosnie mi adrenalina i mam ochote komus przytwalic, dostaje sie ciagle mężowi, a ja aż kipię. Boje sie wychodzic z domu bo zaraz mam lklopoty z zoladkiem, mdleje, mam biegunke wymioty. chcialabym wyjsc bo siedzenie w domu z wiecznie chorymi dziecmi tez mi nie służy, ale jak pomysle tylko o wyjsciu to zaraz sie boje czy mnie nie zacznie bolec i tak sie sama nakrecam i kolo sie zamyka

Mam 24 lata 2 dzieci i męża.

po 2 ciazy dobilam sie tym ze nie moglam karmic piersią, to chyba był gwóźdź do trumny, libido mi spadlo ponizej poziomu morza mój M niby zartem ale pyta sie czy juz moze isc szukac kochanki, czasem sie wkurza bo juz tez ma dosc mojego ciaglego doła, zle tez sie czuje ze swoim cialem ale nie mam sily by cos z tym zrobic, pierwsze pol roku spalam cale dnie, patrzec na siebie w lustrze nie moge, ale czasem nie mam nawet sily oczu otworzyc zeby sie obudzic...W nocy jak maly sie budzi i krzyczy to spina mnie z wscieklosci jakby jego "skrzeczenie" wwiercało mi sie w mózg, spinaja mi sie miesnie calego ciala, jakby mnie rzucało.

Mam mega migreny ciagle klopoty ze zdrowiem (chyba jestem hipohondrykiem) nawet moja siostra stwierdzila ze ja naprawde nadrabiam statystyki za wszystkich tych ktorym w zyciu sie wiedzie.

Czasem mysle ze musi byc taki koziol ofiarny zeby innym lepiej bylo, tylko czemu ja?

Troche o rodzinie

Wychowalam sie w domu ojca alkoholika i matki furiatki. Ojciec zmarl na wylew, za co glowna wina obarczam matke bo utrudniala mu zycie jak tylko mogla , nawet jak przyszedl pobity i zakrwawiony nie chciala wpuscic do domu

Matka moja ...hmm... ma predyspozycje rodzinne do tego typu schorzen. Jej brat kilka razy lądował w Tworkach , 2 razy uciekał za 3 razem Babcia go zabrala. Babcia rowniez miała "kartoteke". Raz oblala moja siostre wrzatkiem jak miala ja pod swoja opieką. Nic nie powiedziala rodzicom dopiero wieczorem jak tata odbierał ją zauwazyl i pojechal na pogotowie, podobno byl ostatni gwizdek... cud ze do dzis nie ma po tym sladu. Dzieki Bogu babcia zmarla zanim na swiat przyszlam.

Tak mniej wiecej wyglada moja historia

Do lekarza nie chodze bo jak wyzej napisalam jestem "uwieziona" w domu z dziecmi a M pracuje od rana do wieczora, a prywatnie mnie niestety nie stac

 

Mam mozliwosc zalatwic sobie CITAL bez recepty przez kolezanke ktora go bierze i bardzo sobie chwali. Ale na sama mysl o skutkach ubocznych boli mnie zoladek

Gdybym byla sama jakos bym to przetrwala, ale mam 2 dzieci w tym jedno male ktore czesto jeszcze marudzi. Boje sie ze te skutki uboczne moga mi utrudniac zajmowanie sie dziecmi.

Nie wiem czy sie zdecydowac, poradzcie prosze

 

 

wlasnie znalazlam w necie skale depresji becka...

http://www.depresja.net.pl/skalabecka.php

i wyszlo mi 31 punktow.... a od 28 jest depresja ciężka...

wierzyc mi sie czasem nie chce ale wszelkie tego rodzaju testy tak wlasnie mi wychodzą

 

znacie jakiegos dobrego lekarza? nie mam kasy ani mozliwosci wyrwac sie z domu, zreszta sama mysl wywoluje u mnie rewolucje zoladkowe, ale moze cos wymysle. o ile warto

Bo jak mam czlowiekowi w 45 min opowiedziec 24 lata zycia? w tym 15 lęków frustracji i calego tego szajsu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od jakiegos czasu to rozpracowywuje ... Jestem uszkodzony , to napewno . Chce zeby bylo normalnie , nie chce ciagnac za soba syfu , chcialbym wystartowac z czysta karta , bez calego balastu , bez poczucia bycia gorszym . Ojciec sie na mnie wscieka , ze chleje na umor . Chleje od 2 lat bez przerwy , ale to przestaje dzialac bo i tak wpadam w doly . Jestem alkoholikiem i cpunem . Cpalem amfetamine . NIGDY nie mialem w zyciu normalnie i nie pamietam , zeby bylo tak , ze mialem swiety spokoj . Tata napieprzal mnie z calej sily , dostawalem lomot wszystkim za wszystko . Nazywal mnie w najgorszy mozliwy sposob . Zawsze bylem grubasem i zawsze bralem do siebie wszystkie wyzwiska . On ma mi za zle , ze okradalem Mame , ale niezaleznie od tego jak sie staralem nie dostawalem nic . Jak juz cos mialem , to mi zepsul . Moj brat mial wszystko ( urodzil sie z problemami ) a ja chodzilem w jednych spodniach i butach z dziura przez rok . Moj tata zrobil wszystko , zeby udowodnic mi , ze jestem nic nie wart . To bylo bez powodu . Potem zaczal sie mnie brzydzic i przynajmniej raz w tygodniu wyrzucal mnie z domu . Mialem dosc duzo zainteresowan , ale jakos zawsze wystarczyl drobny pretekst , zeby mnie ostudzic . Zawsze kochalem muzyke , to mi rozwalil magnetofon i zakazal uzywac swojego . Zrobil wszystko , zebym nie mial jak sluchac . Chcialem sie nauczyc grac na keyboradzie , to zakazal mi chodzic na lekcje , bo oceny byly slabe . Chcialem miec deskorolke to musialem jezdzic na pozyczonej . Ostatecznie zgodzil sie na taka na ktorej nie dalo sie jezdzic . Kupil komputer a potem , po 2 dniach mialem szlaban , za oceny . Przez prawie rok nie moglem go tknac bo oceny byly slabe . Szczytem perfidi bylo granie z moim bratem w moje ulubione gry . Wyprosilem Mame o komputer do nagrywania i komponowania muzyki . Nigdy tego nie zapomne . Nie wyrzucilem smieci a on mi powiedzial ze mial byc komputer na gwiazdke , ale juz nie bedzie , bo sobie nagrabilem . Ciagle cos . Moje zabawki byly wspolne a cudze byly nie dla mnie . Raz obudzil mnie rano zwyzywal i kazal wynosic sie z domu . Razem z kolega dostawalem w podstawowce lomt od meneli . Ojciec kolegi przyszedl i wymierzyl sprawiedliwosc . Moj tatus stwierdzil , ze powinienem bronic sie sam . Fajne bylo , jak lezalem na ziemi i kilka osob mnie kopalo . Z czasem oczywiscie nauczylem sie bic i to chyba jedyne co dobre w tym wszystkim . Jak brata bili to natychmiast poszedl . Setki takich akcji byly . Nie wiem , po co bylem . Wyzywal tak , zeby bolalo , w taki sposob , zeby sobie ulzyc . Wlazil na uczucia jak tylko mogl . Drobiazgi byly dobrem pretekstem , zeby mi udowodnic , ze jestem smieciem . Jak ktos ma 15 lat i dojrzewa to jednak w takich warunkach od lat , to raczej nie bedzie normalny .Pamietam , ze jak bil , to tak dlugo jak mial sile . O drobiazgi . Wiem , ze nie bede mial dzieci , mam za duzo w genach po nim . Nie bede dla nikogo takim kutasem jak on dla mnie . Potem zaczelem cpac , po to , zeby pokazac , ze ja tez moge . Nigdy nie cpalem rekreacyjnie tylko w jakims celu . Zeby cos pokazac , ze ja dam rade . Oczywiscie on doszedl do wniosku , ze cpam , bo chce byc zly z wyboru . Wreszcie jakos sie z tego wyrwalem , zaczalem robic kariere i zarabiac pieniadze o jakich on moze pomarzyc . Nie wiem po co , ale dalej zabiegam o jego uczucia i staram sie go kupic sobie . W sumie wyroslem na dobrego czlowieka , cierpienie uszlachetnia . Niedawno Mama przyznala , ze nie powinienem az tak dostawac .Mama kocha .

Ciagne to za soba i nie moge sie uwolnic . Zawsze staram sie pokazac w towarzystwie , ze jestem ok . Zawsze mam tak , ze przy kobietach czuje , ze nie zasluguje na nie . Umowienie sie na kawe sprawia mi problem . Inna kwestia jest to , ze nie potrafie dostrzec kobiety w dziewczynie , ktora ma mniej niz 40 lat . Nie potrafie zakochac sie w rowiesniczce (mam 28 lat )Bardzo dlugo bylem sam (nawet jak z kims ) . Mama dostala wycisk , jak poznala moja kobiete niewiele mlodsza od niej :lol::lol::lol: Teraz jestem sam , jest mi zle . Roztylem sie i zaczelem pic w zaskakujacych ilosciach . Jest mi zle . Moj najlepszy kumpel (jak sadzilem ) po szczerej rozmowie doszedl do wniosku , ze moze mnie olac . To dziwne , bo zawsze o nim pamietalem .

Kilka lat temu pocielem sobie zyly , ale bylem zbyt pijany zeby zrobic to skutecznie . Teraz , od kilku miesiecy znow jestem na skraju i wiem , ze znowu mi odbije .Jestem sam , nie mam nic oprocz pracy . Owszem , interesuje sie wieloma rzeczami , ale nie mam z kim tych pasji dzielic . Antydepresanty niby dzialaja , ale nie do konca . Mam duzo gorsze dni . Siedze wtedy sam i lzy same leca . Nie jestem jakas lajza , pracowalem w zyciu ciezko czasami . Jestem aspoleczny , zeby uniknac upokorzen . Bralem prozac , potem paxtin . Teraz bedzie zoloft . Chcialbym , zeby bylo normalnie , chcialbym miec spokoj . Poszedlem do Pani psycholog , ale Ona wiedziala chyba mniej odemnie i czulem sie tak jakbym jej dawal lekcje .

CIagne to za soba i nie moge sie uwolnic . Chcialbym miec znow kogos blisko . Raz na jakis czas dopada mnie dzien taki jak dzis .Ktoregos dnia mi sie przebierze . Chleje juz w takich ilosciach , ze az wstyd sie przyznac . 3/4 whisky idzie wieczorem na rozruch . Nawet upic sie nie moge . Moi koledzy maja zony , sa szczesliwi . Ja mam ciagle jakis problem . Jestem w takim kole - obzeram sie i chleje . Wygladam obrzydliwie , nie akceptuje siebie . Czasem sie zawezme i zrzuce kilka kilo . Nie moge spac jak nie wypije . To sie zle skonczy , narobie sobie klopotow . Nie wiem po co zyje . Chcialbym miec to co wazne , ale nie moge . Ciagne ten gnoj za soba . Wiem , ze to kretynsko brzmi , ale znow sie zblizam do punktu w ktorym nie bede widzial nc . Nie chce mi sie zyc , nie chce mi sie wegetowac . To taka proteza zycia , a ja nie moge tego zmienic . Niby mam przyjaciol , ale ciagle jestem sam . Nie moge juz tak , touwiera . Mam przez to problem w komunikacji miedzyludzkiej , bo czuje se gorszy . Podswiadomie . Nawet jak na chwile to zmienie to to wraca . Liczylem , ze prozak to zmieni . Owszem , budze sie w dobhrym humorze i to tyle . Kiedys sie nawale alkiem i mi odbije . A jak nie , to i tak zachleje sie na smierc ...

Jak mam wysjc z tego blednego kola i wyprostowac to co sie wykrzywilo ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo malo mieszkam w domu , wiekszosc czasu jestem w podrozy . Nie chodze do psychiatry , sprobowalem z psychologiem nic mi to nie dalo a wlasciwie glupio sie poczulem , jak idiota . Babka sluchala i nie powiedziala nic kontruktywnego ... Na alkoholizm powinienem sobie znalezc zajecie zastepcze ... :roll: Zwykly lekarz przepisuje mi leki .

Mam urlop i siedze ciagle w domu . Tylko raz pojechalem do kogos w odwiedziny . Jestem na chodzie po 40 - 50 godzin . Zle na mnie wplywa siedzenie w moim bylym pokoju . Jak pracuje to jest mniej wiecej tak samo . Moge bez problemu dzien , noc i dzien . Od kilku miesiecy tak mam , bo jestem w dziwnej sytuacji zawodowo - tzn. po 2 bardzo dobrych latach zrobilo sie zle i z kazdej strony nadciagaja klopoty . Takie na ktore nie mam wplywu , troche z mojej winy troche nie . W domu siedze i gram w gry z innymi ludzmi przez internet . Czekam , az znowu pojade do pracy .

Przyjaciele ... zwierzylem sie jednemu . Potem 3 razy pod rzadpotraktowal mnie chamsko . Jego zona ma na to wplyw , ale kompletnie nie rozumiem dlaczego , bo nic zlego im nigdy nie zrobilem . Wrecz odwrotnie . Reszta liczyla na to , ze pojedziemy na impreze i bede stawial chlanie albo kokaine . Nie stawiam , wiec maja mnie gdzies . Kilka razy sie upomnialem i przypominalem o sobie i tylko sie w tym zdaniu utwierdzilem . Kiedys szastalem pieniedzmi , teraz juz nie . 3 osoby sie przy mnie zostaly . Takie , ktore o mnie pamietaja . Nie chce mi sie z nikim gadac . Niby mam jakies kolezanki na gadu , ale nie chce mi sie i udaje , ze mnie nie ma . Nie umawiam sie z nimi , bo okropnie wygladam . Utylem , wygladam beznadziejnie .

Sadze , ze w koncu pojde do AA . Tylko , ze bedzie to tyle trudne , ze jestem ciagle gdzie indziej na swiecie , nie mam swojego wlasnego miejsca , zyje na walizkach . Raczej tego nie zmienie , bo nie chce wracac do domu . W tym roku chce wszystko zmienic . Chce miec swoje mieszkanie , swoje zycie , czas dla siebie , schudnac , chcialbym miec kogos bliskiego znow , chcialbym miec dla kogo zyc , zeby nie pic . Tylko czasami mam takie dni , ze wszystko to , caLy ten plan ktory wybuduje sobie w glowie upada , odechciewa mi sie wszystkiego i siedze sobie w takim dolku . Czuje sie jak lajza i pije jeszcze wiecej . Ostatnie 2 tygodnie takie byly , wczoraj doszedlem do dna . Dzieki , ze ktos przeczytal i odpisal na poprzedni post .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, to jest właśnie taka historia, przy której czuję, że moje problemy są błahe, a moja depresja jest mniej więcej tak samo uciążliwa jak zespół napięcia przedmiesiączkowego...

 

janek80, nie lubię nie umieć pomóc. A nie umiem. Nie wiem, co ja czy inni użytkownicy mogliby napisać, żeby było Ci łatwiej pokonać wszystko, co Cię dręczy. Moze daj jeszcze jedną szansę lekarzom, tyle że nie psychologowi, a psychiatrze - psychologowie najlepsi są dla ludzi, których nie ma kto wysłuchać, w obliczu głupiej depresji jak zauważyłam na forum nie dają sobie rady. A Twoje problemy są poważniejsze niż depresja/ nerwica. Psychiatra może dobrać jakieś leki, które sztucznie wyregulują Ci samopoczucie tak, że wszystkie zmiany o których mówisz będą możliwe.

 

dobrze ze zarejestrowałeś się na forum, podzieliłeś się swoją historią. Ja wierzę, że to jest pierwszy krok do normalności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmeczonamama

myślę,że musisz iść do specjalisty i jestem przekonana,że o tym wiesz.Pogadaj z mężem.Wspólnie znajdziecie rozwiązanie jak to zrobić.Uświadom mu,że musi Ci pomóc dla Waszego wspólnego dobra i dobra dzieci.

Nic więcej nie mogę doradzić i nikt Ci nic innego nie doradzi.Twój stan jest poważny,ale z pewnością nie beznadziejny.

:evil: Nie radzę eksperymantów z lekami!!!To nie witaminy!!! :evil:

Mi na skali wyszło 35,ale się leczę i wierzę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc wszystkim,

 

Szatz na pewno masz racje co do tego, ze zmeczonamama musi pogadac z mezem. Miejmy nadzieje, ze on ja zrozumie. Moj facet tez probowal zrozumiec, choc powtarzal, ze nie ma mowy bym brala jakies leki. Nerwica dopadla mnie we wrzesniu 2007 i do tej pory niczym sie nie faszerowalam. Dwa tygodnie temu dopadl mojego przyszlego meza katar sienny, jakos wczesnie w tym roku i zakomunikowal mi ze musze mu koniecznie wykupic tabletki bo nie wytrzyma...Nie wiem co strasznego jest w alergii, ale w tym momencie powiedzialam: sprobuj wytrzymac ja musze to ty tez, to tylko alergia. Uswiadomilam mu ze to tez tylko depresja i nerwica i tez nie wytrzymuje...Zrozumial dzieki Bogu. Nie ma co eksperymentowac, to fakt, ale odpowiednio dobrane leki dzialaja i czasami lepiej je brac, a juz na pewno w przypadku depresji. Po przeczytaniu ksiazki pt,, Moje drogi wyjscia z lekow i depresji'' niemieckiej autorki- nazwiska zapomnialam- utwierdzilam sie tylko w przekonaniu ze nie warto sie meczyc. Mi bardzo pomogl Coaxil.Biore go od 2 tygodni i widze pierwsze efekty.Kazdy dzien wyglada coraz lepiej.Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pietrucha i tak trzymać. :D

Napisałam tak o lekach,bo zmeczonamamachciała zacząć brać jakieś leki na własną rękę,bez kontroli lekarza,coś od przyjaciółki.A tego nie wolno nam robić pod żadnym pozorem!Myślę zresztą,że wszyscy o tym wiemy.Każdy lek może na każdego inaczej oddziaływać.

Pozdrawiam i miłego dnia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzien dobry wszystkim,

przypomnialo mi sie jak sie nazywa autorka tej ksiazki- Andrea Hesse- naprawde polecam, czyta sie ja jednym tchem, na koncu tej ksiazki umieszczono wywiad ze slawnym niemieckim doktorem, ktory przybliza temat lekow i depresji. Jego zdaniem to nie choroba duszy tylko ciala. I wszystko to ma zwiazek z chemia, neuroprzekaznikami i brakiem rownowagi. Nie bede sie wymadrzac, przeczytajcie sami. Nie mam ochoty tak ja ta kobieta 4!!! lata walczyc z choroba i to bezskutecznie.Ona wyprobowala wszystkiego od psychoterapii, po raiki, joge, przeczytala dziesiatki ksiazek, nawet terapia w renomowanej klinice nie pomogla.Nie mowie ze nie mozna samemu z tego wyjsc, ale naprawde dobrze dobrane leki pomagaja!!!

Dzieki za poparcie Szatz, widze ze Ty tez masz ,,zdrowe'' podejscie do tej choroby. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mój problem polega na tym, że mam objawy różnych chorób (chociaż już miałam robione setki badań, "niestety" z pozytywnymi wynikami). Może ktoś mi pomoże, bo ja juz sama nie wiem co ze soba robić. Oto objawy:

-drżenie rąk

-zaburzenia mowy (brak spójności słów, przekręcanie wyrazów, szybka mowa, błędna gramatyka itp.)

-zaburzenia równowagi (dość obsesyjne, myślę, że dziwnie chodzę, dlatego ludzie ciągle się na mnie patrzą)

-nałogi w postaci rozdrapywania krost i czegokolwiek na ciele, a kiedys obcinanie pojedynczych rozdwojonych włosów.

-ciągłe bóle głowy, słabość

-problemy z nawiązywaniem kontaktów (zaczynam się jakać, nie wiem, co mówić, szczególne przy płci przeciwnej)

-brak koncentracji, słaba pamięc (często nie pamiętam gdzie położyłam rzecz, chociaż wiem, w którym miejscu ją zawsze kładę)

-gniew, irytacja, zmiany nastroju

-zlewne poty, uczucia gorąca lub zimna

-bóle stawów (szczególnie doswierał mi kolanowy i pięty)

-problemy pokarmowe (w jeden dzień zaparcia, w drugi biegunka, poza tym wzdęcia, ciągle ssanie w żołądku)

-czuję się ciagle obserwowana i skrępowana gdy zostanę samotna w tłumie (kiedy ktoś z kim przebywam odchodzi).

-przypisywanie sobie różnych chorób

-gdy ktos ze mną rozmawia mam odczucie, że widzi mój trądzik, niedoskonałości... Bardzo to mnie krępuję i staram się przebywać jak najdalej z rozmawiającą osobą.

 

Nie wiem co się ze mną dzieje, strasznie się zmieniłam, zauważają to moi najbliżsi znajomi, z którymi juz nawet nie potrfię rozmawiać. Boję się, że wszystko zawale. Nie potrafie 10 min. wysiedzieć nad książką (wtedy nachodzą mnie mysli, żeby cos koniecznie zjeść, lub pozdrapywać strupki, a ostatnio nawet obsesyjnie wyrywam włoski pęsetą), mam w maju maturę, jestem świadoma tego, że nie zdołam się nauczyć. Pomocy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właściwie nie wiem od czego zacząć...

W pewnym momencie problemy zaczęły mnie przerastać i z naprawdę niewielkich urosły do rangi gigantycznych. Zaczęło się to bardzo wcześnie, miałam 12 lat i cięłam się, łykałam garściami tabletki (na uspokojenie, na sen, przeciwbólowe). Trwało to około 2 lata. Potem był krótki okres spokoju aż do 3. klasy gimnazjum. Czułam się nieakceptowana, wyalienowana, historia się powtórzyła i w pewnym momencie ścięłam się na łyso. Wtedy zaczęłam być naprawdę napiętnowana, przekłuwałam ciało, robiłam sobie mnóstwo kolczyków, i co dla wielu wydaje się obrzydliwe - hodowałam szczury. Nie wiem, może specjalnie to robiłam, by nikt mnie nie chciał, by nikt się nie zbliżał, by nie mógł mnie ponownie zranić. Potem poszłam do szkoły średniej w innym mieście. Zaczęłam późno wracać do domu, dziennie miałam przeważnie 9 lekcji, często od 7 rano, i żeby zdążyć musiałam wstawać po 4 (codziennie 2 godziny spędzam w autobusie). Nowa szkoła, nowe znajomości. Jestem zżyta z ludźmi z klasy, bo niektórzy z nich mają podobne problemy do moich. Zaczęło być lepiej. W spokoju minął 1. i 2. rok.

 

Od maja tamtego roku świat mi się zawalił. Przez 9 miesięcy byłam z chłopakiem, który był moją ostoją, nie było nic poza nim, był dla mnie całym światem. Na bok odeszli znajomi, rodzina. I nagle wszystko się posypało. Zaczął nie mieć dla mnie czasu, ważniejsi byli koledzy, alkohol, imprezy. W pewnym momencie nie wytrzymałam i zerwałam z nim. Przez ten cały czas mówił, że mnie bardzo kocha, że jestem dla niego wszystkim. Gdy zapytałam się czy chciałby, żebyśmy byli razem odpowiedział, że chciałby, ale w sumie sam nie wie czy jego serce to wytrzyma, potem ucichło. Pojechałam do niego z prośbą o wrócenie. Stwierdził, że już nie chce. Spytałam czy coś by na tym stracił, odpowiedział że nie, ale dokładnie nie chciał powiedzieć dlaczego. W końcu powiedział, że tak naprawdę on mnie nigdy nie kochał. Poczułam się jak zabaweczka, która służyła tylko do seksu. Potem, w lipcu, o 6 rano obudził mnie telefon. Zadzwonił, pytał się czy ciągle go kocham, czy chcę znowu z nim być. Odpowiedziałam mu, że bardzo go kocham i chcę z nim być. Rozmowa się urwała, próbowałam się do niego dodzwonić, ale nie odbierał. Potem, w smsie, spytałam się go czy mówił na poważnie, czy kocha mnie, czy też chce, byśmy znowu byli razem. Nie odpowiadał, wieczorem znowu napisałam do niego z pytaniem, czy nie robił sobie ze mnie żartów. Natychmiast odpowiedział, że przeprasza, ale był pijany, nie wiedział co robi i że to nie było na poważnie. Załamałam się. Po jakimś czasie znowu się odezwał z zapytaniem jak tam moje sprawy sercowe, odpowiedziałam że bez zmian, na co on że chyba się zakochał, że ona taka wspaniała, ale ma chłopaka i co ma zrobić, żeby z nią być. W tym momencie zerwałam z nim wszystkie kontakty. Niestety złożyło się tak, że w grudniu pracowałam jako hostessa w supermarkecie. Pojawił się tam na zakupach. Gdy go tylko zobaczyłam zrobiło mi się słabo, zaczęłam się pocić i oczywiście zauważył mnie. Podszedł, porozmawialiśmy (wymiana "cześć" i "co tam słychać" a po odpowiedziach poszedł dalej). Od tego czasu nie widzieliśmy się ani nie rozmawialiśmy ani razu. Nie umiem o nim zapomnieć. W efekcie czego, gdy jakiś chłopak próbuje mnie poznać, odsuwam się od niego, staję się cyniczna, ironia ode mnie bije, okłamuję go na swój temat, żeby się zniechęcił. Jednak z dwoma trochę się zbliżyłam. Nadawaliśmy na tych samych falach, to pomyślałam sobie dlaczego by nie pogadać, ale po jakimś czasie wyznali mi miłość. Tłumaczyłam im, jaka jest ze mną sytuacja, że nie chcę się wiązać, itd. Obydwoje oświadczyli mi się i musiałam z nimi zerwać kontakty. I chociaż później przez ponad dwa miesiące próbowali się dodzwonić, skontaktować, zobaczyć się ze mną - to mnie ciągle nie było dla nich, ciągle byłam zajęta i nie miałam dla nich czasu. Potem zrozumieli, że nic z tego nie będzie. Bardzo boję się teraz z kimkolwiek związać, żeby nie zostać ponownie skrzywdzona w ten czy inny sposób (poprzedni faceci mnie zdradzali), ale chciałabym mieć kogoś... chciałabym, a boję się.

 

Do tego dochodzą problemy w szkole i w domu. Porażka na całej linii. Nie jestem złą uczennicą, wręcz przeciwnie - radzę sobie całkiem nieźle. Ale w tym roku poczułam, że nauczycielka od malarstwa uwzięła się na mnie. Stawia mi niższe oceny, przechodzi obok mojej pracy nie komentując jej, a do każdego innego podchodzi i mówi, co poprawić/zmienić. W rezultacie pojawił się paniczny strach przed jej lekcjami, unikanie w szkole, niemożność zrobienia czegokolwiek. Poczułam się nikim, przestałam chodzić na jej lekcje, malować i nie zaliczyłam półrocza z tego przedmiotu. Chcę zdać do następnej klasy, staram się do niej chodzić na każdą lekcję, ale strach ten powraca. Mam kołatanie serca, duszności, nerwobóle. Próbuję z tym walczyć.

 

W domu, jak wiadomo - bywają kłótnie. Przez większość tygodnia mieszkam tylko z mamą, bo ojciec jest na wyjazdach (pracuje w firmie międzynarodowej i wyjeżdża ciągle, wraca na weekendy). Z mamą nie mam problemów, za to z ojcem ciągle się żrę. W dzieciństwie często mnie bił z byle powodu skórzaną psią smyczą lub z ręki w twarz. Gdy raz zgłosiłam to na policję (moi rodzice znają się z policjantami, sami pracują w medycynie, moja mama w szpitalu i często się z nimi widzi, poza tym to małe miasto, a nasza rodzina uchodzi za taką na poziomie), ojciec obrócił to w taki sposób, że to ja się na niego rzuciłam (facet rosły, prawie dwumetrowy, a ja niska i raczej drobna byłam). Policjant uznał, że to moja wina, że sobie wymyślam, że jestem straszną córką, itp., itd. Poza tym cały czas jestem porównywana ze starszą siostrą. Że ona to, ona tamto, a ja nic nie potrafię zrobić, że czego się nie dotknę to wszystko zepsuję. Zawsze dostaje bardziej wartościowe prezenty od rodziców. Nie tak dawno rozmawiałam z mamą na ten temat, dlaczego tak robią, to stwierdziła, że przecież traktują nas tak samo, że zawsze dostajemy równe prezenty. Kilka dni później były Mikołajki, mama zadzwoniła do mnie, że siostrze i mi z tej okazji wysłała na konto po 100zł (mieszkałam wtedy poza domem, w miejscowości, gdzie chodzę do szkoły). Krótko potem wydało się, że siostra dostała 200zł. Mam tak, że nienawidzę niesprawiedliwości, i gdy gdzieś ją widzę strasznie się wściekam, mam ochotę krzyczeć, przeklinam na głos nawet w miejscach publicznych, jakbym miała zespół Touretta. Poza tym, gdy kończyłam gimnazjum z siostrą odkryłyśmy, że ojciec zdradza mamę. Nie mogłam sobie z tym poradzić przez bardzo długi czas. Kilka miesięcy temu historia się powtórzyła. Nie wytrzymałam tego psychicznie. Ojciec się wściekł, że wiem, zaczął mi grozić, szantażować. Nie mogę i nie chcę powiedzieć o tym mamie, bo zdaję sobie sprawę z tego, jakby cierpiała. Boję się też, że mnie obwini za to. W rezultacie zaczęłam mieć coraz większe problemy ze sobą. Gdy zasypiam śnią mi się koszmary, że uprawiam z nim seks i ukrywam to przed matką i czuję się winna, albo że moja siostra z nim to robi i zachodzi w ciążę i oboje, choć się cieszą to nic nie mówią mamie.

 

Z tychże sytuacji wynika wiele moich problemów.

W ostatnim czasie bardzo przytyłam (ponad 10kg). Gdy chcę się odchudzić, nie umiem tego racjonalnie, powoli zrobić, tylko nic nie jem przez około 2 tygodnie, piję tylko wodę. A potem coś we mnie pęka i obżeram się jak świnia, wchłaniając wszystkie niezdrowe rzeczy, aż zwymiotuję.

Mam kłopoty ze snem. Albo w ogóle nie mogę zasnąć przez kilka dni albo śpię całymi dniami i wtedy pojawiają się ww koszmary.

Często mam nerwobóle i kołatania serca. Kilka razy zdarzyło mi się na przejściu dla pieszych, że coś jakby nagle zaczęło mi wbijać tysiące szpil w serce, zatrzymywałam się, nie mogłam wziąć oddechu, bo gdy próbowałam to zrobić zdawało mi się, że zaraz umrę z bólu.

 

Do tego dochodzą różne natręctwa.

Np. muszę ciągle myć ręce (bo czuję się brudna), aż skóra się wysuszy, popęka i popłynie krew. Non stop czuję, że mam brud pod paznokciami (choć w rzeczywistości tak nie jest) i muszę to czyścić, aż do bólu. Albo będąc w toalecie muszę się podetrzeć kilkadziesiąt razy zanim uznam, że jest ok. Poza tym co chwilę chodzę siusiu (przynajmniej 10 razy w ciągu godziny), nawet jeśli mi się nie chce. W szkole się z trudem powstrzymuję. A papier toaletowy musi być równo urwany. Do tego brzydzę się ojca i gdy on był przede mną w toalecie muszę ją dokładnie kilka razy umyć. Tak samo z wanną.

Nie umiem normalnie iść po chodniku, omijam łączenia. Omijam ludzi, tak by mnie przez przypadek nie dotknęli. Najgorzej jest w autobusie, wszędzie widzę i czuję brud.

Wyrywam sobie włosy z głowy, bo czuję że jak nie wyrwę to coś się stanie. Ciągle też sprawdzam czy nie mam jakiegoś guza na głowie. Praktycznie cały czas wydaje mi się, że swędzi mnie głowa, nos czy dolna powieka (trochę rzadziej inne części ciała).

Non stop poprawiam rzeczy, muszą być w określonym porządku, bo inaczej coś się stanie (mam to w domu i w szkole). Powierzchnie dla mnie muszą być gładziusieńkie, inaczej coś mną telepie. Z ubrań nie mogą wystawać żadne nitki.

Gdy piszę na klawiaturze, musi być obrócona w prawą stronę o 40 stopni, a jak piszę na kartce czy w zeszycie to musi być obrócony/a o 90 stopni - inaczej nie umiem nic napisać.

Do tego często trzęsę nogą albo stukam palcami.

Gdy próbuję zasnąć, muszę być szczelnie owinięta z każdej strony i śpię głową obróconą do kanapy, a nie do ściany w pozycji embrionalnej, bo wydaje mi się, że coś czyha pod łóżkiem albo obok i wpatruje się we mnie. Często też na zewnątrz mam tak, że wydaje mi się, że jestem przez kogoś obserwowana, że robię coś złego.

Mam bzika na punkcie poprawiania osób, jeśli źle coś powiedzą czy napiszą, ale staram się tego nie robić.

Często też mam tak, że gdy ktoś mnie w autobusie wkurzy, np. bo dotknął mnie rąbkiem kurtki to wyżywam się na nim w myślach, myślę o tym jaki jest popie*******. I mam wrażenie, że mówię to na głos i że każdy się na mnie krzywo patrzy, przez co często zaciskam usta, żeby mieć pewność, że niczego nie mówię.

Nie chce mi się tego wszystkiego opisywać, a jeszcze wiele zostało.

 

Co do depresji.

Ciągle odczuwam lęk, że zrobię coś nie tak. Ciągle się za coś obwiniam. Czuję się nikim, nic nie potrafię dobrze zrobić. W efekcie czego, jak mam się wziąć za jakąś pracę to odkładam na potem, wiedząc że później i tak do tego nie wrócę. I tak narasta coraz więcej i więcej, co mnie coraz bardziej stresuje. Nie chcę z nikim rozmawiać o moich problemach, gdy się pytają co mi jest. Nie czuję w ogóle sensu mojego istnienia. Nikomu nie jestem potrzebna. Nikt mnie nie kocha. Czuję się wrzodem na tyłku. Mam myśli samobójcze, często płaczę. Ostatnio znowu zaczęłam się ciąć i coraz częściej sięgam po alkohol, żeby zapomnieć o wszystkim. Nie oglądam się przechodząc przez ulicę w nadziei, że jakiś samochód nie zdąży się zatrzymać na czas. Takie stany trwają po kilka/kilkanaście dni, po czym czuję, że odżywam - mam chęć, mam siłę, by zrobić wszystko. Moja samoocena wzrasta, staję się towarzyska, śmieję się, po czym, po kilku dniach, znowu chcę umrzeć i odsuwam się od społeczeństwa. Zamykam się w sobie, nie chcę z nikim rozmawiać.

 

Czuję się chora.

Byłam wczoraj u psychologa i opowiedziałam po krótce, jakie sytuacje mnie przytłaczają (nie mówiłam jej o myślach samobójczych i natręctwach) od razu stwierdziła, że potrzebny mi psychiatra i jakieś środki na depresję. Poradziła mi też zmianę szkoły.. jestem rok przed maturą i obroną dyplomu. Gdyby nie malarstwo, to byłoby świetnie w szkole. Uwielbiam moich nauczycieli, bo są naprawdę wspaniałymi ludźmi. Niektóre przedmioty, jak np. fotografia, projektowanie czy ceramika sprawiają mi ogromną radość. I nie chcę stracić moich znajomych z klasy. Ciężko nawiązuje mi się kontakty z nowymi ludźmi, jestem introwertyczką i czuję, że nie poradziłabym sobie w nowej szkole.

Nie chcę tak żyć.. co chwilę mam ochotę się ciąć.

Nie wytrzymuję już sama ze sobą. I chociaż chcę umrzeć, to ciągle wymyślam sobie rzeczy, które mają w przyszłości termin wykonania, by wytrzymać do końca dnia lub tygodnia.

Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuję się beznadziejna i bezużyteczna.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:51 am ]

czuję się prawdziwym świrem, szczególnie że nikt nie odpisuje...

naprawdę potrzebuję pomocy, sama sobie nie dam rady

nie chcę skończyć w psychiatryku :(

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 11:14 am ]

czy nikt nie umie mi pomóc? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest z ludźmi inteligentyni i wrażliwymi-wszystko odczuwają za dwóch i obwiniają się też za dwóch :roll:

Satz dobrze zauważyła->jesteś bardzo inteligentna ;) Warto, byś pogadała o problemach z lekarzem, on/ona dobrze Ci doradzi i da wskazówki jak poradzić sobie z tą tykającą bombą, jaką jest uczucie bezradności i beznadzieji; nie zwlekaj, zapisz się na wizytę czym prędzej;

 

greets & hug

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za miłe słowa.

"Najlepsze" w tym jest to, że rodzice uważają mnie za lenia, nieroba - nie rozumieją, że nie jestem w stanie nic zrobić. Czasami mam takie dni jak dziś, kiedy 85% dnia spędzam w łóżku. Mają mi to za złe. To pogarsza mój stan. Już nawet nie mam siły płakać.

Wstydzę się swoich blizn i ran. Mam bliznę na bliźnie, a mimo to nie potrafię przestać.

Boję się starości. Patrzę na mojego dziadka, który ma Alzheimera i mi źle. Boję się tak skończyć. Widzę moją babcię, która tak bardzo przez to cierpi. Dziadkowie mnie wychowywali od urodzenia do 4. roku życia, a potem często się mną opiekowali, ponieważ dla rodziców najważniejsza była kariera.

Czasami żal mi, że w ogóle się urodziłam. Obwiniam siebie za to, że tak pokierowałam swoim życiem. Nie widzę dla siebie przyszłości. Rodzice wywierają na mnie presję, żebym szła na medycynę. Nie chcę, brzydzę się ludźmi. Jeszcze niedawno pragnęłam pójść na weterynarię, teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Chcę uciec jak najdalej stąd, zaszyć się gdzieś.

Gdyby nie dziadkowie, których kocham całym sercem i mój kot, który daje mi ukojenie już dawno skończyłabym ze sobą. Kot jakby wiedział co się ze mną dzieje. Przychodzi do mnie, wtula się, mruczy pozwala ze sobą robić co tylko chcę. Natomiast gdy ktoś inny chociaż próbuje go wziąć na kolana od razu się wyrywa i ucieka. Kocham tego sierściuszka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:arrow: Najgorzej jak rodzice nie rozumieją dzieci :roll:

Pewnie nigdy wcześniej nie zetknęli się z chorobą jaką jest depresja/dystymia czy nerwica lękowa i dlatego tak powierzchownie Cię oceniają...

Co do wyboru kierunku studiów sugeruj się własnym inner voice, bo on podpowie Ci co dla Ciebie będzie najlepsze, to Twoje życie, szczeście, pomyśłnośc jest at stake ;)

:arrow: Co do starości, nie bój się jej, nigdzie nie jest powiedziane, że w udziale przypadną Ci najgorsze choróbska/niedowłady czy samotność-jesteśmy Panami naszego losu i jeśli nastawimy się pozytywnie do życia to ominie nas wiele chorób a i starość będzie ok ;)

:arrow: Z tym żałowaniem, że się urodziłaś to nie tylko Ty "tak masz"...Myślę, że wszyscy zasłużyliśmy na życie skoro je otrzymaliśmy i szkoda je marnować przez naszą autodestrukcję, :roll: Wiem, że łatwo moralizować, bo sama walczę z własną autodestrukcją właściwie już kilka lat (co prawda nie tnę się, ale umartwiam w inny paskudny sposób), ale wierzę, że mi się uda i polubię samą siebie i będzie mi ze sobą dobrze i nigdy już w siebie nie zwątpię; czego i Tobie życzę ;)

:arrow: Co do kota, też mam takiego kochanego sierściucha, named Klakier, tyle, że teraz wezwała go marcowa natura ;) i nie ma póki co kogo przytulić...

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×