Skocz do zawartości
Nerwica.com

Szkoła, znużenie, rezygnacja.


Nevermindd

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

 

Zdaję sobie z tego sprawę, że jeżeli ja sam sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomoże, bo na tym cała psychologia się opiera. Aczkolwiek nie wiem czy mój problem to już nie jest jakiś gorszy przypadek, który trzeba byłoby leczyć. Otóż na wstępie powiem, że od kiedy pamiętam, zawsze byłem bardzo nerwowy. Stresowałem i stresuję się niekiedy błahostkami. Walczę z tym od lat, jest lepiej niż kiedyś, często mówię sobie - nie warto i pomaga, natomiast jeżeli przychodzi mi się stresować o troszkę ważniejsze rzeczy, które jakoś zależą od mojej przyszłości, coś gruntownie zmieniają w życiu, wtedy jestem strasznie nimi przejęty, nie śpię nocami itd.

 

Do sedna... Zawsze uczyłem się dosyć szybko, a czy uczyłem? Różnie to bywało. Jeżeli chciałem się pouczyć to dosłownie w kilka godzin potrafiłem opanować materiał, na który inni musieli poświęcić kilka dni nauki, a na dodatek osiągałem lepsze wyniki. W podstawówce byłem najlepszym uczniem szkoły, bo wtedy zależało mi na tym, później - tj. gimnazjum itd. - odpuściłem sobie, byłem zwykle w czołówce, ale nie tak wysoko jak wcześniej, bo prawie w ogóle się nie uczyłem, a inni byli bardziej pracowici. Wszelkie sprawdziany, testy gimnazjalne itd. pisałem tylko na bazie tego co sam wiedziałem "z życia", kojarząc fakty itd. Wtedy rozpoczęło się moje lenistwo na dobre. Ambicje, marzenia mam bardzo wygórowane, a sił na ich realizację - brak. Już w 2 gimnazjum zastanawiałem się który kierunek wybrać, by mnie ciekawił i stwarzał duże perspektywy rozwoju. Biologię i dążenie w kierunku medycyny odpuściłem z tego względu, że jestem bardzo nerwowy, ręce mi się trzęsą od "młodych lat", chociaż bardzo fascynowała mnie. Na medycynie trzeba być opanowanym, a trzęsące się ręce niemal wykluczają takiego neurologa, chirurga czy chociaż stomatologa z zawodu (osobiście bym wybiegł z gabinetu, gdyby mojemu stomatologowi ręce się zaczęły trząść :) ). No i kolejne przyszłościowe zawody to te techniczne, toteż taki wybrałem. Dostałem się do najlepszego technikum informatycznego w województwie, egzaminy zawodowe zdałem prawie na 100%, ale matura średnio mi poszła, bo się do niej prawie w ogóle nie uczyłem, przez co nie dostałem się na politechnikę na informatykę. Wybrałem podobny kierunek, ale z wieloma przedmiotami, które są całkiem inne. O ile w informatyce czułem się pewnie, wiedza przychodziła mi naprawdę łatwo, to tutaj po prostu czuję się okropnie. Nauka w ogóle nie wchodzi mi do głowy. Mam problemy z matematyką, fizyką, bo jest jej bardzo dużo, a na dodatek przez to, że nie uczyłem się w technikum, mam straszne zaległości. Uczę się naprawdę dużo, prawie codziennie do 3-5 w nocy, a pozytywnych wyników brak. Tak jak zawsze szybko ogarniałem materiał bez większej nauki, tak teraz nie potrafię nic zrobić. Poziom mojej matematyki jak się okazało przy przyjściu na politechnikę, jest niemal zerowy. Miałem strasznie dużo do nadrabiania, jakiś w miarę wynik osiągnąłem, ale oblałem kolokwia z innych przedmiotów. Z nich w ogóle niczego się nie potrafię nauczyć. Przez to wszystko jestem strasznie nerwowy, po nauce kładę się nad ranem spać, a zasnąć nie mogę. Czuję jak głowa mi pulsuje, odnoszę wrażenie mrowienia przy włosach, tak jakby zaczynały mi siwieć, chodzę jak naćpany, a zasnąć dalej nie mogę. Strasznie się przejmuję tym, że zostanę wyrzucony po semestrze. Nie mam kompletnego pojęcia co dalej robić ze sobą. Biorę pod uwagę poprawę matury i kolejną próbę pójścia na informatykę, ale nie wiem czy iść ponownie na politechnikę, czy może zmniejszyć swoje ambicje i pójść na informatykę na uniwersytecie. Tam jest o wiele niższy poziom. Niby chciałbym pójść jak co na politechnikę, ale z drugiej strony czuję, że psychicznie tego nie wytrzymam. Ogrom uczenia, na dodatek teraz po tych porażkach tak strasznie w siebie zwątpiłem. Obawiam się kolejnych porażek, że nawet jak teraz wylecę, a dostanę się na informatykę to tam też nie dam rady. Tak jak wspomniałem informatyka przychodzi mi łatwo do głowy, potrafię układać wszelkie algorytmy, natomiast obawiam się tego co mnie na tej politechnice może spotkać, czy znowu mnie nie przerośnie. Kolejna sprawa jest taka, że jestem po technikum, teraz oblewając rok i zaczynając studia od nowa, miałbym 21 lat. Jeżeli ukończę je, to będę mieć 26. Wielu moich znajomych z podstawówki, gimnazjum już się zaręcza, od dawna pracują, a ja wciąż uczę i na dodatek biorę pod uwagę ponownie rozpoczęcie. Tak jak kiedyś byłem pewny siebie, tak teraz moja samoocena spadła prawie do 0. Obawiam się zupełnie wszystkiego. Jeżeli nawet zrezygnuję ze studiów, bo też mógłbym tak, wszystkie moje marzenia pójdą w zapomnienie. Poza tym ostatnio tak dużo o tym wszystkim myślę, stresuję się, że nie mam w ogóle ochoty żyć, mój zapał do nauki coraz bardziej spada, męczę się tym itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć.

 

Hmm.. Przeczytałam cały wpis..

 

Bardzo wiele od siebie wymagasz..

Czasami dobrze jest zwolnić i przemyśleć wszystko na spokojnie dając sobie chwilę oddechu..

 

Zastanawiałeś się co może być powodem Twojego tak negatywnego nastroju, stanu??

Co doprowadziło do tego??

 

Powinieneś zwrócić uwagę na to jak przechodzisz stres..

Nauczyć się jakoś go "rozkładać" i "niwelować"..

Stres zżera u Ciebie bardzo wiele energii stąd może pojawiać się te znużenie i obojętność, brak chęci i motywacji do działania oraz strach przed porażką..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co może być powodem? Lęk przed porażką. Byłem zawsze nerwowy, gdy szło mi coś nie pomyśli, a teraz... Boję się, że nie osiągnę swoich celów. Niby mam jakieś alternatywy, ale one jeszcze trudniejsze mogą być...

 

Co mi pomaga w stresie? Yyy nie wiem. Może to zabawne, ale jedyne co mnie potrafiło uspokoić i zawsze uspakajało to dotyk kobiety. Mimo, że już nie tęsknię, nie myślę o tym, to pamiętam, że zawsze gdy byłem nerwowy, wściekły itd., to moja pierwsza dziewczyna potrafiła się do mnie przytulić, powiedzieć, że mnie kocha i jakoś wtedy wszystko inne było mi obojętne. Akurat o niej mówię, bo tylko ona miała na mnie taki wpływ, działała kojąco i czuła prawdziwe do mnie zaufanie. Wszystko się spieprzyło, już od dawna nie jesteśmy ze sobą. Łączyła nas młodzieńcza miłość, ale przez niedojrzałość, takie szybko (w sumie w moim przypadku nie tak szybko) się kończą. Nie mam o to żalu, byłem młody, cennego doświadczenia nabrałem i z tego powodu jestem szczęśliwy. Po niej było kilka "partnerek", ale nie potrafiłem odnaleźć w nich siebie. Tyle nas łączyło, a jeszcze więcej dzieliło. W każdym bądź razie w jakimś stopniu seks pomagał ze stresem, odreagować, ale to tylko takie chwilowe i zgubne, jeżeli nie czuje się pożądania z miłości, tylko z pobudek. Zdecydowałem, że dość tego i tak długo nie będę się w nic wdawał, dopóki naprawdę się nie zakocham i nie poczuję, że to ta jedyna. Z tego względu ostatni raz umówiłem się kilka miesięcy temu, a byłem w związku - mniejszym, lub większym, jakieś ponad pół roku temu.

 

Czy powodem tego może być brak oparcia, miłości? Możliwe. Mimo, że świetnie jak dotąd potrafiłem zająć się sam sobą - swoimi hobby i dziewczyny same się pojawiały, tak teraz nie mam czasu ani na hobby, ani na dziewczyny. Nie mam nawet teraz gdzie ich szukać. Byłem w ubiegłym miesiącu kilka razy w jakichś klubach, ale tak naprawdę oprócz wybawienia się, nie jest to miejsce z którego potrafię czerpać jakiekolwiek inne korzyści. Wszystko kojarzy mi się z taką prostotą. Wystarczy potańczyć z jakąś dziewczyną (ze względu na hałas, alkohol, normalnie porozmawiać się nie da) by zdobyć kontakt, a następnie drugiego dnia budzi się ze świadomością, że oprócz numeru telefonu o tej dziewczynie nic innego się nie wie. I tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Małymi kroczkami ale staraj się realizować własne cele ale nie zapominaj też o tym co daje, sprawia Ci szczęście..

 

Znajdź jakiś substytut, który w jakimś stopniu pozwoli Ci się choć na chwilę oderwać od tego wszystkiego.

Coś co pozwoli Ci zapomnieć o lękach przed porażką.

Znajdź chwilę na swoje hobby, nie rezygnuj z przyjemności, małych rzeczy, które sprawiają Ci radość.

Nie zawsze osiągnięcie wyznaczonego celu musi oznaczać szczęście.

 

Wiem po sobie. Tak właśnie myślałam, wyznaczałam sobie cele, robiłam wszystko aby je zrealizować a gdy co do czego przyszło i wreszcie osiągnęłam to co chciałam nie czułam się z tego powodu szczęścia.

Wymagałam od siebie coraz więcej i więcej.. Aż zrozumiałam,że nie na tym to wszystko polega skoro nic innego prócz satysfakcji nie czułam.

 

 

Masz przyjaciela, kogoś w kimś masz oparcie??

Czasami rozmowa z kimś bliskim i zaufanym jest w stanie wiele zdziałać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteś perfekcjonistą, tak jak ja. Zawsze byłeś dobry w nauce, dlatego teraz nie umiesz ponosić porażki, kiedy czegoś nie zaliczysz.

Czujesz przymus by być kimś "wielkim" widzisz siebie jako lekarza i... nic nie robisz w tym kierunku by się nim stać, bo podświadomie boisz się porażki, która zburzyłaby twój obraz siebie. Poza tym zobacz w jakie specjalizacje celowałeś. Lekarz to także dermatolog czy internista.

 

Odpuść sobie. Nikt nie jest doskonały we wszystkim. Pozwól sobie popełniać błędy. Ja sie właśnie tego uczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobny przypadek do mnie. Wychowany na dobrych ocenach, a w liceum dobra passa się posypała i nie che wrócić.

To jest najgorsze, jak masz siły to świat stoi otworem, wystarczy, że podupadniesz na duchu i ilość rozwiązać maleje, a pojawiają się same problemy.

 

Może znajdź sobie jakieś wyjście awaryjne, co będziesz robić jak szczytne plany nie wypalą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i macie rację. Najgorsze jest to, że nie potrafię odpuścić. Miałem już dni, że powiedziałem sobie - "spoko, zmieniam kierunek. Rozpoczynam naukę do matury, a tutaj dokończę semestr na luziku". I jak się kończy? Dzisiaj znowu siedzę już do 2:15 i się uczę przed ważnym kolokwium. Mimo, że chciałbym coś zmienić, nie potrafię się poddać.

 

Długo myślałem nad sobą, szukając przyczyny. Powoli dochodzę do wniosku, że ... nie potrafię odnaleźć sensu życia. Marzę o 1 rzeczach które trzeba osiągnąć wielką pracą, a z 2 strony marzy mi się spokojne, sielankowe życie. Chciałbym podróżować po świecie, bo w końcu po coś się rodzimy (nie jestem wierzący, by myśleć o życiu wiecznym), a z drugiej strony zazdroszczę ludziom którym na tym nie zależy i cieszą się tym co mają.

 

Nie wiem czym jest szczęście. Staję się niewolnikiem samego siebie. Tak jak ktoś wyżej wspomniał, tak bardzo myślę o rzeczach odległych, że nie potrafię ich realizować. Może to zabawne, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jeżeli nawet uporządkuję coś sobie w głowie, to za 2 dni podświadomie i tak myślę o czymś innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×