Skocz do zawartości
Nerwica.com

depresja? nerwica? a moze coś innego?


buka_buka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

 

Czuję, że nie wszystko jest ze mną ok, mam zamiar wybrać się do specjalisty,ale zanim to zrobię chciałabym trochę 'wybadać', czego mogę się spodziewać. Coś o mnie? Mam 21 lat, jestem na pierwszym roku studiów. Teoretycznie powinnam być na drugim roku,ale pierwsze studia rzuciłam po jakichś 3 miesiącach i teraz wznowiłam edukację na innym kierunku. Generalnie to stresują mnie najprostsze czynności. Czuję się taka 'niegarnięta', mam problemy z koncentracją i mam wrażenie, że to wszystko się nasila. Mam bardzo niskie poczucie własnej wartości, doskonale wiem z czego to wynika. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, ojciec jest dla mnie nikim, alkoholik całe życie. Moja matka urodziła mnie po 40, a więc najmłodsza nie była.. i jak miałam 12 lat okazało się, że ma alhzeimera. Każdy, kto miał stycznośc z tą choroba wie, że oprócz chorego, dotyka ona również bardzo psychikę pozostałych domowników. Jednakże jak widać, z chorobą matki zmagam się praktycznie przez połowę mego życia, a więc do sytuacji już w pewnien sposób przywykłam oraz pogodziłam się z nią. Zdaję sobię jednak sprawę z tego, iż sytuacja ta ma niebagatelny wpływ na to, co się obecnie ze mną 'dzieje'.

 

Ogólnie rzecz biorąc, odczuwam u siebie ogromny brak motywacji do działania. Na początku myślałam, że po prostu jestem leniwa,ale czuję, że to jest jednak 'grubsza' sprawa. Stresują mnie studia. Mam tak zakotwiczone poczucie własnej beznadziejności, nie wierzę w siebie. Nie potrafię się jednak zmotywować do nauki. Z jednej strony potrafię cały czas myśleć jak to czegoś tam nie zdam, ale z drugiej.. i tak nie potrafię zmotywować się do nauki. Potrafię wrócić do domu i cały dzień nic nie robić. Siedzieć zamknięta w swoim pokoju. Najczęściej siedzę przed kompem albo po prostu kładę się na łóżku i tak sobię mogę leżeć i leżeć. Coraz częściej mam tak, że zaczynam płakać o byle co.. np głupota typu 'nie mogę czegoś znaleźć'. Póki co spadam jakoś na cztery łapy. O dziwo, sesja poszła mi bardzo dobrze i nawet dostałam stypendium za wyniki. I tutaj pojawia się pierwszy problem. To jak ja postrzegam samą siebi, a jak postrzegają mnie inni. Towarzystwo, ze studiów jest spoko, nieraz wyskoczymy razem na piwo itd/jak to studenci :D/.

 

Ludzie często zwracają się do mnie z jakimś 'problem naukowym' ,zadaniem.. czyli chyba jednak jestem dla nich osobą 'kompetentną'. Koleżanka mi powiedziała, że ludzie czują do mnie respekt/byłam zwolniona z egzaminu z matematyki,bo tak dobrze zaliczyłam ćwiczenia/. Nie chce, żeby to było odebrane jako przechwalanie. Po prostu chcę jakby przedstawić samą siebie 'z różnych stron'. Ja natomiast często mam wrażenie, że jestem tak nieinteligentną, mało bystrą osobą. Pierwsza moja fobia- język angielski. Nigdy mi nie szło zbytnio z języków obcych, zdecydowanie lepiej się czułam z przedmiotów ścisłych/chemia,majca/. Strasznie świrowałam przed maturą, oczywiście byłam pewna, że nie zdam angielskiego, że wstyd będzie itd. Zdałam, nawet całkiem nieźle. Później poszłam na studia, tam lektorat zaczynał się od drugiego roku dopiero, ale już cały czas myślałam jak to się będę bać, gdy już rozpocznie się wspomniany przedmiot. W tym czasie rzuciłam studia. Tak, z tchórzostwa. Po prostu już wtedy zaczęłam czuć, że mnie to wszystko przerasta. Wszyscy się dziwi, bo miałam wysokie stypednium, bo studiowałam coś, z czego byłam bardzo dobra w liceum/tak, stwiedziłam, że byłam bardzo dobra, o dziwo! ale szczerze mówiąc, to nawet wtedy nie wierzyłam w siebie i nie wiedziałam, 'skąd ja tak na prawdę to wiem'/.Jak rzuciłam studia, to w sumie było jeszcze gorzej. Nie miałam żadnej motywacji do zrobienia czegokolwiek. Codziennie wstałam grubo po południu. Miałam szukać pracy. Efekt? Prawie 10 miesięcy przesiedziałam w domu. Bez przesady, jasne, że nie dosłownie 'przesiedziałam', ale jak już wspomniałam nie miałam motywacji do zrobienia czegoś pożytecznego. Pracy tak 'szukałam', że nie znalazłam. To mnie też stresowało. Nie widziałam się z niczym, jak przeglądałam jakieś oferty, to od razu zakładałam, że nie dam sobie rady..

 

Wznowiłam studia, inny kierunek inni ludzie. Niby studia całkiem ok,ale czuję, że się na nich duszę. Nie widzę się w tym, jestem kompletną niezdarą. Mam dużo ćwiczeń laboratoryjnych, na których nigdy nie potrafię się ogarnąć. Coś pomylę, coś niedokładnie zrobię itd. Myślę, że główna przyczyna tego wszystkiego siedzi w mej głowie. Tak bardzo się stresuję na niektórych zajęciach, w brzuchu mnie ściska. Kiedyś tak mi się ręce trzęsły, że aż koleżanka zauważyła. W dodatku nie potrafię się skupić. Często coś źle zrobię dlatego, że po prostu nie słucham. Nawet jeśli chciałabym słuchać, to nie potrafię. Za każdym razem myślę jak to muszę sie skupić na tym, co mówi prowadzący/a.. Po czym nawet nie wiem kiedy tracę kontak z rzeczywistością. Zawsze byłam osobą dosyć ruchliwą i nawet zastanawiałam się, czy po prostu nie jestem nadpobudliwa. Nie, po ścianach to nie latam jeszcze co prawda..

 

Aha, miało być o mej fobii-angielskim. Pierwszy semestr- stresowałam się,ale jakoś przeleciał, młoda niewymagająca kobieta na zastępstwie. Na kolosach trochę mnie koleżanka wspierała i było ok. Teraz pojawiła się nowa kobieta, o wiele bardziej wymagająca. Na zajęciach siedzę bardzo spięta, głowa spuszczona w dół,nie utrzymuję kontaktu wzrokowego, aby mnie o nic nie zapytała. Czasami zapyta jednak. Zazwyczaj kończy się to moją kompromitacją. Jak już wspomniałam, nie umiem dobrze tego języka,ale gdy mnie zapyta, to nie jestem w stanie się skupić, tak się stresuję i w efekcie nie wiem najprostszych rzeczy. Dla mnie to jest kompromitacja. Szczególnie, że mamy całkiem sporą grupę, wielu z tych ludzi widuję jedynie na na angielskim i zdaję sobie sprawę, że mnie pewnie za jakaś przygłupawą biorą. Z resztą tak samo jak kobieta od angielskiego. Wcale się nie dziwię. Ostatnio miałam kolokwium. Wszyscy zadowoleni, że łatwe.. a ja prawdopodobnie nie zdałam. Tak się zdenerowałam, że totalnie nie mogłam się skupić. Już mnie brzuch boli na samą myśl jak oddaje kolokwia i jestem jedyną osobą z grupy, która nie zdała. Swoją drogą, ostatnio coraz częściej coś takiego mi się zdarza, nie tylko na angielskim. Piszę coś, co wydaje się całkiem łatwe i gdybym to miała rozwiązać w domu, to by nie było problemu, a na kolokwium ściana.. Tak samo zauważyłam, że coraz częściej zdarza mi się, że jak piszę szybko, chaotycznie, to np coś źle przepiszę, pominę jakąś literę w słowie, a nie jestem dyslektyczką.

 

Ogólnie rzecz biorąc: brak motywacji do jakiegokolwiek działania, przy tym duży stres, płacz o byle co, potrafię czasami zrobić coś tak mało racjonalnego.. np kupić coś czego nie potrzebuję, oglądać preparat pod mikroskopem 'do góry nogami'.. czułam, że coś nie tak, ale jakoś nie zwracałam uwagi, dopiero koleżanka zauwazyłam.. możecie się domyślić jak mi wstyd było.. nawet kiedyś wsiadłam do złego autobusu- nie zastanwiałam się kompletnie nad tym, dokąd jedzie.. po prostu bardziej mnie zaabsorbował fakt, że przyjechał i wsiadłam odruchowo. Znalazłabym o wiele więcej tegi typu przykładów. W takich momentach czuję się jak kompletna kretynka. Wiem, że po prostu nie myślę, nie skupiam się na tym co robię.. ale z drugiej strony, pewne czynności wykonuje się ot tak po prostu, automatycznie. Szczerze mówiąc, to zawsze byłam 'trochę zakręcona',ale jakoś nigdy aż tak. Gdybym była trochę starsza, to podejrzewałabym u siebie alzheimera. Wiem, że ze mną nie jest ok, ale nie wiem ' co to jest'. Czy coś w rodzaju depresji? Może bardziej nerwica? Postanowiłam w końcu się jakoś zmotywować i zamierzam udać się do specjalisty, ale chciałam tutaj zasięgnąć opinii. Może ktoś ma podobnie? Aha, czasami tak się czuję, jakby mnie nie było w miejscu, w którym obecnie się znajduję. Wiem, że to dziwnie brzmi,ale trudno jest mi opisać ten stan. Tak jakby wszystko toczyło się gdzieś obok mnie. Widzę wszystko, wszystkich.. słyszę, że rozmawiają, ale tak na prawdę nie wiem o czym.. po prostu nie wiem co się dzieje dookoła mnie. Zazwyczaj ma to miejsce, gdy się stresuję.

 

 

Aaa, jeżeli wybieram się do specjalisty to najpierw mam iść do psychologa, czy psychiatry? I orientujecie się może, czy wystarczy mi jedynie książeczka studencka?

 

Z góry dzięki za każdy odzew!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć

 

Tak bardzo się stresuję na niektórych zajęciach, w brzuchu mnie ściska. Kiedyś tak mi się ręce trzęsły, że aż koleżanka zauważyła. W dodatku nie potrafię się skupić. Często coś źle zrobię dlatego, że po prostu nie słucham. Nawet jeśli chciałabym słuchać, to nie potrafię. Za każdym razem myślę jak to muszę sie skupić na tym, co mówi prowadzący/a.. Po czym nawet nie wiem kiedy tracę kontakt z rzeczywistością.

 

Ja mam dokładnie tak samo na praktykach ale myślę, że to dlatego ponieważ cały czas rozmyślam nad życiem nad wszystkim szukam sensu bytu i to się ciągnie w nieskończoność. Myśli na temat tego same przychodzą i człowiek odpływa w nich tracąc kontakt z rzeczywistością........Ja to tak odbieram.. ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

idź po pomoc, będzie Ci lżej. możesz zacząć od psychologa ale z psychiatrą też mogłabyś się skonsultować. psychiatra nawet jak przepisze leki to i tak pewnie wyśle Cię do psychologa, natomiast niektórzy psycholodzy uważają się za tak mądrych, że nie odsyłają do psychiatry nawet kiedy powinni. ale nie sugeruj się moją niechęcią do psychologów tylko idź sama spróbuj. z tego co piszesz wynika, że jesteś całkiem ogarnięta dziewczyna ale robisz głupie rzeczy pod wpływem stresu, jak wrzucisz na luz to nie będziesz oglądać niczego pod mikroskopem do góry nogami. mam nadzieję, że trafisz na dobrego psychologa i rozmowa z nim poukłada Ci w głowie. poszukaj też jakichś czynności redukujących stres, chociażby bieganie, taniec. jak ten stres z Ciebie spadnie to poczujesz się lepiej.

martwiłabym się jedynie tym poczuciem bycia obok. też kiedyś miałam coś takiego i właśnie z tego powodu dostałam leki. ale może u Ciebie to wynik stresu? powiedz o tym psychologowi/psychiatrze, niech zadecyduje ktoś kompetentny.

na pocieszenie dodam, że psychiatrzy to zazwyczaj bardzo fajni ludzie z poczuciem humoru, potrafią rozładować atmosferę i generalnie miło się z nimi gawędzi, można pogadać o wszystkim. bycie u psychiatry nie znaczy, że jesteśmy jacyś nienormalni, wręcz przeciwnie ;) ja zawsze dobrze trafiałam jeśli chodzi o lekarzy i mam nadzieję, że też dobrze trafisz.

kiedyś opowiadałam jednemu psychiatrze jak cholernie trudno jest być na kierunku, który okazał się pomyłką, codziennie się z tym męczyć i zmuszać, i on mi wtedy powiedział jedno słowo, ale w taki sposób, że z 7 lat minęło a ja dalej to pamiętam. powiedział mi wtedy, że rozumie. i wiem, że naprawdę rozumiał. pomógł mi bardziej niż pół roku psychoterapii.

aha i jeszcze dodam, że w Twoim wieku takie problemy są częste i ja też to przechodziłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×