Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje błędne koło. Perspektyw brak.


momagn

Rekomendowane odpowiedzi

Nie czuję się wartościowa. Nie czuje jakbym coś dla kogokolwiek znaczyła. Jestem, istnieję, żyję, lecz nic z tego nie wynika. Marny żywot.

Robię to co inni ludzie, oddycham, jem, kocham, krzyczę, płaczę i pożądam. Mimo to czuję, jak bardzo odstaję od reszty. Nie czuję jedności z ludźmi, nie potrafię się z nimi identyfikować. Wiem, że jest im ciężko zrozumieć moje położenie, prawdę mówiąc sama go nie rozumiem, ani trochę.

Jaką mam wartość? Jestem kawałkiem mięsa, bez ponadprzeciętnej wiedzy, bez nadzwyczajnych pasji, bez interesujących talentów. Atrakcyjny wygląd tez już poszedł w niepamięć.

Co więc może świadczyć o mojej wartości?

Nie potrafię odpowiedzieć. Nie odnajduję nic co potrafiłabym w sobie pokochać, więc analogicznie, zrozumiałym jest dla mnie, że nikt inny tego nie znajduje. W ten sposób zamyka się moje błędne koło, potrafiące doprowadzić mnie do cynicznego uśmiechu, albo histerycznego płaczu. Kolo się nie kończy. Nie ma furtki, wyjścia ani ucieczki. A po moim kole krążę sama.

Zawalam zagraniczne studia, o których marzyłam (albo przynajmniej marzyli moi rodzice...), tracę przyjaźnie i jakiekolwiek kontakty z ludźmi, bo nie mam siły ani ochoty z nikim rozmawiać, widywać się, wychodzić. Więc spędzam swoje dnie siedząc w łóżku, podziwiając tylko mijające godziny i zastanawiam się, jak udaje mi się wytrzymać tyle czasu bez wyjścia do świata. Nie odczuwam już przyjemności. Nawet stan po alkoholu nie jest w stanie mnie uszczęśliwić, jedynie bardziej mnie pogrąża i wpędza w głęboki smutek. Porzuciłam wszystkie sporty, które uprawiałam, przytyłam, co nie wpłynęło dobrze na moją samoocenę. Kiedyś kochałam gotować, to była moja pasja, kolekcjonowałam książki kucharskie, codziennie pichciłam... teraz tego nie robię. Nie cieszy mnie to już. Ktoś gdzieś na forum napisał, że w depresji nawet seks czy masturbacja przestają dawać taką przyjemność, jak dawały kiedyś, że teraz czujesz tylko delikatne łaskotanie skóry. Zgadzam się z tym.

Wracam myślami do chwil, kiedy byłam pewna siebie. Nie mówię, że szczęśliwa, lecz pewna siebie, znająca swoja wartość, potrafiąca walczyć o siebie.

Mijają dni, tygodnie i miesiące, a ja nadal nie wiem co zgubiłam. Gdzie podziało się moje poczucie własnej wartości. Szukam wydarzeń, które mnie zmieniły, ludzi, którzy na mnie wpłynęli.

Ale wracam do punktu wyjścia i mam wrażenie, że jedynym podmiotem, który zawinił jestem ja sama.

Tylko że ta puenta znacznie pogarsza sytuację. Dlaczego? Dlatego, że skoro sama siebie do tego doprowadziłam, sama również muszę się z tym uporać i odnaleźć ku temu drogę.

A nie mam pojęcia w jaki sposób mogłabym tego dokonać.

Powiecie, idź do psychoterapeuty, do psychiatry... Tylko bywam w Polsce na tyle rzadko, że nie ma szans na psychoterapię. Nie wyobrażam sobie również psychoterapii tutaj, ze specjalistą, który prawdopodobnie nie będzie wystarczająco dobrze mówił po angielsku, by mnie zrozumieć, a poza tym dla mnie wyrażanie siebie w obcym języku też jest odrobinę trudniejsze.

Tym sposobem tkwię w martwym punkcie i powiem szczerze, że jestem całkiem rozbawiona tym wszystkim co napisałam, bo kompletnie nie wiem co dalej i nie widzę żadnego rozwiązania.

Pozdrawiam wszystkich

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko że ta puenta znacznie pogarsza sytuację. Dlaczego? Dlatego, że skoro sama siebie do tego doprowadziłam, sama również muszę się z tym uporać i odnaleźć ku temu drogę.

 

Więc wszystko jest w Twoich rękach. Wiesz też (chyba), że możesz zmienić swoją sytuację. Po prostu jeszcze nie wiesz jak. Ja tu widzę pocieszenie ;)

To normalne, że nic nie sprawia Ci przyjemności w depresji. Przyjemność jest generowana przez Twój mózg i jeśli on nie chce jej dać, to raczej żadna sytuacja zewnętrzna tego nie zmieni. Analogicznie jest z sytuacją odwrotną- gdy ktoś jest szczęśliwy, będzie się cieszył, bo jest, to wszystko.

 

I co można Ci powiedzieć? Próbuj różnych metod. Ale nie tych zewnętrznych, postaraj się zmienić swój sposób myślenia. Czytaj, szukaj, zmieniaj przekonania. Obserwuj siebie i szukaj wszystkich schematów, które Ci przeszkadzają. Eksperymentuj ze swoim myśleniem i błagam, nie trać nadziei. Ty jeszcze za parę lat możesz sobie powiedzieć, że miałaś w życiu straszny okres, ale to wszystko minęło i znowu możesz się cieszyć życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, tylko nawet, jeżeli mój los jest w moich rękach, to ja nie potrafię unieść ciężaru tego losu. Nie potrafię podejmować najprostszych codziennych decyzji. Próbuję sobie pomóc, a przynajmniej próbowałam, ale to wszystko kończy się niepowodzeniem. Ja już nie jestem w stanie sama sobie pomóc.

I moim największym dylematem jest to co powinnam teraz zrobić, czy mam wrócić do kraju, rzucić studia (albo przerwać je na jakiś czas) i zawalczyć o siebie, czy zostać tu, oszukując rodziców i wszystkich innych, że dobrze się układa. Boję się kogokolwiek zawieść, boję się, że poddanie się zostanie przyjęte przez wszystkich jako porażka, a nie zniosę już kolejnych osób wytykających mi moje życiowe porażki i błędy. Jestem tu sama, znajomi i rodzina zostali w Polsce, z każdym miesiącem oddalam się od nich coraz bardziej a tym stanie tkwię już od półtora roku.

Nic się nie układa, nic nie jest w stanie poprawić mojego nastroju, nawet myślenie na temat tego co powinnam zrobić odkładam każdego dnia 'na potem', bo nie jestem w stanie skupić się i podjąć odpowiednie decyzje.

Brzmi to wszystko jak bezsensowny bełkot, ale kiedy straciłam sens życia, straciłam też umiejętność mówienia z sensem, a przynajmniej częściowo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:( pisałam i przeglądarka przestała działać. Ok, jeszcze raz.

 

Wiesz, tylko nawet, jeżeli mój los jest w moich rękach, to ja nie potrafię unieść ciężaru tego losu.

 

Wiem. Poza tym myślę, że się starasz. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że frustracja i rozpacz w sytuacji, w której Twój los byłby w pełni uzależniony od innych byłaby pewnie o wiele większa. A tak, w momencie, w którym będziesz miała więcej energii, możesz zrobić ze swoim życiem co tylko Ci się podoba. Nie mówię, że to łatwe. Ale w przeciwieństwie do sytuacji uzależnienia, to osiągalne.

 

Nic się nie układa, nic nie jest w stanie poprawić mojego nastroju, nawet myślenie na temat tego co powinnam zrobić odkładam każdego dnia 'na potem', bo nie jestem w stanie skupić się i podjąć odpowiednie decyzje.

 

Dobra, masz dwie opcje i dwa możliwe działania. Prokrastynacja dotycząca podejmowania decyzji to coś mi naprawdę bliskiego, więc rozumiem dlaczego nie chcesz się za to zabrać. Proponuję jednak wsadzić sobie do głowy wszystkie mądre cytaty w stylu "każde działanie jest lepsze od braku działania" i nakręcić się na podjęcie decyzji. Po prostu myśl ciągle o tym, że im szybciej to zrobisz, tym szybciej odniesiesz korzyści.

Ja proponuję usiąść, spisać za i przeciw, zastanowić się, co realizuje Twoje najważniejsze wartości (na przykład zastanów się, czy wolisz wykształcenie, niezależnośc, spokój itp.). Może nie zdecydujesz się od razu, ale przynajmniej oswoisz się z myśleniem o podejmowaniu decyzji, ukierunkujesz jakoś ten proces. Ja wiem, że prawdopodobnie oczekujesz odpowiedzi "jedź do rodziny i lecz się zanim będzie za późno" albo "zostań i staraj się rozwiązać to sama", ale ja raczej Ci tego nie powiem. Ale powiem Ci, że poświęcenie piętnastu minut na przykład rano, kiedy jesteś wypoczęta i nic Cię nie zajmuje, na zaplanowanie przyszłego roku, może naprawdę dużo Ci dać. Po prostu jednorazowo skup się na tym i wymyśl jak najwięcej. Powodzenia z tym:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×