Skocz do zawartości
Nerwica.com

momagn

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia momagn

  1. Sądzę, że przede wszystkim powinnaś zająć się problemem mężczyzny, który Cię biję, pójść na policję, pójść na obdukcję, udowodnić jemu, że nie jest bezkarny i że nie ma prawa stosować wobec Ciebie przemocy fizycznej. Poczujesz się silniejsza, jeśli mu się postawisz, poczujesz, że możesz sama siebie ochronić przed takim losem.
  2. Wiesz, tylko nawet, jeżeli mój los jest w moich rękach, to ja nie potrafię unieść ciężaru tego losu. Nie potrafię podejmować najprostszych codziennych decyzji. Próbuję sobie pomóc, a przynajmniej próbowałam, ale to wszystko kończy się niepowodzeniem. Ja już nie jestem w stanie sama sobie pomóc. I moim największym dylematem jest to co powinnam teraz zrobić, czy mam wrócić do kraju, rzucić studia (albo przerwać je na jakiś czas) i zawalczyć o siebie, czy zostać tu, oszukując rodziców i wszystkich innych, że dobrze się układa. Boję się kogokolwiek zawieść, boję się, że poddanie się zostanie przyjęte przez wszystkich jako porażka, a nie zniosę już kolejnych osób wytykających mi moje życiowe porażki i błędy. Jestem tu sama, znajomi i rodzina zostali w Polsce, z każdym miesiącem oddalam się od nich coraz bardziej a tym stanie tkwię już od półtora roku. Nic się nie układa, nic nie jest w stanie poprawić mojego nastroju, nawet myślenie na temat tego co powinnam zrobić odkładam każdego dnia 'na potem', bo nie jestem w stanie skupić się i podjąć odpowiednie decyzje. Brzmi to wszystko jak bezsensowny bełkot, ale kiedy straciłam sens życia, straciłam też umiejętność mówienia z sensem, a przynajmniej częściowo..
  3. Nie czuję się wartościowa. Nie czuje jakbym coś dla kogokolwiek znaczyła. Jestem, istnieję, żyję, lecz nic z tego nie wynika. Marny żywot. Robię to co inni ludzie, oddycham, jem, kocham, krzyczę, płaczę i pożądam. Mimo to czuję, jak bardzo odstaję od reszty. Nie czuję jedności z ludźmi, nie potrafię się z nimi identyfikować. Wiem, że jest im ciężko zrozumieć moje położenie, prawdę mówiąc sama go nie rozumiem, ani trochę. Jaką mam wartość? Jestem kawałkiem mięsa, bez ponadprzeciętnej wiedzy, bez nadzwyczajnych pasji, bez interesujących talentów. Atrakcyjny wygląd tez już poszedł w niepamięć. Co więc może świadczyć o mojej wartości? Nie potrafię odpowiedzieć. Nie odnajduję nic co potrafiłabym w sobie pokochać, więc analogicznie, zrozumiałym jest dla mnie, że nikt inny tego nie znajduje. W ten sposób zamyka się moje błędne koło, potrafiące doprowadzić mnie do cynicznego uśmiechu, albo histerycznego płaczu. Kolo się nie kończy. Nie ma furtki, wyjścia ani ucieczki. A po moim kole krążę sama. Zawalam zagraniczne studia, o których marzyłam (albo przynajmniej marzyli moi rodzice...), tracę przyjaźnie i jakiekolwiek kontakty z ludźmi, bo nie mam siły ani ochoty z nikim rozmawiać, widywać się, wychodzić. Więc spędzam swoje dnie siedząc w łóżku, podziwiając tylko mijające godziny i zastanawiam się, jak udaje mi się wytrzymać tyle czasu bez wyjścia do świata. Nie odczuwam już przyjemności. Nawet stan po alkoholu nie jest w stanie mnie uszczęśliwić, jedynie bardziej mnie pogrąża i wpędza w głęboki smutek. Porzuciłam wszystkie sporty, które uprawiałam, przytyłam, co nie wpłynęło dobrze na moją samoocenę. Kiedyś kochałam gotować, to była moja pasja, kolekcjonowałam książki kucharskie, codziennie pichciłam... teraz tego nie robię. Nie cieszy mnie to już. Ktoś gdzieś na forum napisał, że w depresji nawet seks czy masturbacja przestają dawać taką przyjemność, jak dawały kiedyś, że teraz czujesz tylko delikatne łaskotanie skóry. Zgadzam się z tym. Wracam myślami do chwil, kiedy byłam pewna siebie. Nie mówię, że szczęśliwa, lecz pewna siebie, znająca swoja wartość, potrafiąca walczyć o siebie. Mijają dni, tygodnie i miesiące, a ja nadal nie wiem co zgubiłam. Gdzie podziało się moje poczucie własnej wartości. Szukam wydarzeń, które mnie zmieniły, ludzi, którzy na mnie wpłynęli. Ale wracam do punktu wyjścia i mam wrażenie, że jedynym podmiotem, który zawinił jestem ja sama. Tylko że ta puenta znacznie pogarsza sytuację. Dlaczego? Dlatego, że skoro sama siebie do tego doprowadziłam, sama również muszę się z tym uporać i odnaleźć ku temu drogę. A nie mam pojęcia w jaki sposób mogłabym tego dokonać. Powiecie, idź do psychoterapeuty, do psychiatry... Tylko bywam w Polsce na tyle rzadko, że nie ma szans na psychoterapię. Nie wyobrażam sobie również psychoterapii tutaj, ze specjalistą, który prawdopodobnie nie będzie wystarczająco dobrze mówił po angielsku, by mnie zrozumieć, a poza tym dla mnie wyrażanie siebie w obcym języku też jest odrobinę trudniejsze. Tym sposobem tkwię w martwym punkcie i powiem szczerze, że jestem całkiem rozbawiona tym wszystkim co napisałam, bo kompletnie nie wiem co dalej i nie widzę żadnego rozwiązania. Pozdrawiam wszystkich :)
  4. A ja studiuję zagranicą. Wyjechałam półtora roku temu, sama, bez nikogo z rozpoczynającą się depresją. I z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej, czuję że w końcu zawalę, że nic z tego nie będzie, że moje marzenia o skończeniu medycyny zostaną spalone na panewce. Już nawet nie mam siły walczyć o moje studia, o moje marzenia. A każda kolejna porażka i świadomość bezsilności sprawiają, że czuję się coraz gorzej...
  5. Bardzo chciałabym napisać coś na temat moich problemów psychicznych, ale nawet do tego nie jestem w stanie się zmobilizować, nie mam siły, żeby opisać wszystkie symptomy towarzyszące mi każdego dnia i uczucie beznadziei. Ale myślę, że wszyscy doskonale wiecie o co mi chodzi :) Moja sytuacja jest o tyle trudna, że studiuję poza krajem, w Polsce bywam rzadko, nie mam czasu iść do psychiatry, więc borykam się z tym wszystkim sama. Mimo że oboje moich rodziców to wspaniali i doświadczeni lekarze, a ja jestem studentką medycyny, to czuję się przez nich niezrozumiana i to jak bagatelizują mój problem jedynie pogarsza całą sprawę. Zawalam studia, bo się nie leczę, nie leczę się, bo studiuję i nie mam na to czasu... Moje błędne koło. Nie jestem zdiagnozowana, ale interesuję się tematem od dłuższego czasu, bo od 2 lat, a w zasadzie od zawsze coś było ze mną nie tak, natomiast w ostatnim czasie uniemożliwia mi to funkcjonowanie w życiu codziennym. Odsuwam się nawet od ludzi, z którymi byłam blisko, ograniczam się jedynie do kurtuazyjnych gestów i pustych rozmów o niczym, żeby nie dopuścić nikogo bliżej. Nie spotykam się z ludźmi, unikam ich jak tylko mogę. Z pięknej dziewczyny zmieniłam się w zaniedbaną babę z nadwagą. Z osoby lubianej, ironicznej, zabawnej i towarzyskiej zmieniłam się w nudną i zamkniętą. Każdy dzień wygląda tak samo: powinnam iść na zajęcia, ale nie idę, bo nie mam siły. Leżę w łóżku, snuję się jak cień po mieszkaniu, czasami myślę, czasami po prostu towarzyszy mi uczucie pustki. Stracę swoje życie, jeśli będzie ono dalej tak wyglądało. Życie przecieka mi przez palce. Nawet nie wiem w jakim celu piszę tu cokolwiek, przeczytałam po prostu kilka zdań o Was i po raz pierwszy od dawna ogarnęło mnie silne uczucie identyfikacji z grupą ludzi.
×