Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęki przed macierzyństwem ostatniej szansy,gamofobia


amandia

Rekomendowane odpowiedzi

Byłam tu kilka lat temu, może ktoś mnie pamięta. Dziś po tzw. lepszym okresie wracam z kolejnym problemem. Więc do rzeczy...

 

Kilkuletnie starania o dziecko, smutek i ukłucie zazdrości na widok kolejnych koleżanek w ciąży. Tyle łez i nerwów, a teraz gdy jesteśmy w trakcie programu przygotowującego do in vitro (brak innych możliwości) ogarnął mnie lęk i panika. Może ja nigdy nie chciałam dziecka, może dlatego, że wiedziałam, że nasze szanse na naturalną ciążę są bardzo małe zawsze podświadomie podchodziłam do tego na luzie ‘jak będzie to będzie’ wiedząc, że prawdopodobieństwo bliskie jest zera? :-| A jednak gdy przychodziła kolejna miesiączka byłam zawiedziona, nie raz płakałam w poduszkę, czułam, że znów zostaliśmy niesprawiedliwie potraktowani przez los, odsunęłam się od Kościoła. I po co to wszystko? Teraz to co było dla mnie marzeniem kilka tygodni temu przerodziło się w gigantyczny problem, z którym nie umiem sobie poradzić. Czuję obawę przed macierzyństwem, przed tym, że dziecko za bardzo zmieni mój świat, że przejmie kontrolę nad moim życiem, że już nigdy nie będzie tak jak do tej pory. Nie wiem czy jestem gotowa na te wyrzeczenia, na to, że już nie będę mogła żyć tak jak dotychczas. Miewam okropne myśli, boję się, że nie będę umiała zająć się dzieckiem, lub zrobię mu coś złego. I ostatnie – boję się siebie - czasem mam wrażenie, że sama jestem dzieckiem, że zatrzymałam się na jakimś etapie i wciąż siedzi we mnie mała dziewczynka, która wstydzi się pocałować mężczyznę przy rodzicach, wstydzi się bycia w ciąży, bycia matką, po prostu wstydzi się dorosłości.

Od kilku lat mam lęki, łatwo wpadam w panikę, zdiagnozowana nerwica natręctw i lękowa wcale mi nie pomagają. Nie leczę się, nie stanowię dla nikogo zagrożenia, bo przecież tylko się zamartwiam. Każdą ważną decyzję w życiu przepłacam kilkutygodniowymi stresem, rozważaniami za i przeciw, po kilkanaście razy podejmuję decyzję i zaraz się rozmyślam. Boję się zmian w życiu, jestem neurotykiem, zakompleksionym, zamkniętym w sobie, trudno do mnie dotrzeć. Próbowałam psychoterapii, znam teorię, wiem co powinnam robić by sobie pomóc, znam mechanizm mojej choroby, moich stanów, a mimo to wciąż w tym tkwię. Wciąż mimo wieku (przed 30-stką) jestem bardzo związana z rodzicami, odwiedzam ich codziennie, panicznie boję się że kiedyś umrą, jestem strasznie niesamodzielna, o wyjazdach na wakacje bez rodziców (choćby gdzieś w pobliżu) nie ma szans (aż wstyd :oops: ). Jestem jedynaczką, może to wszystko tłumaczy. Boję się, że dziecko zabierze mi czas, który mogę poświęcić rodzicom. Mąż na swój sposób stara się mnie zrozumieć, ale on tego dziecka bardzo pragnie i widzę, że jest u kresu wytrzymałości. A ja sama nie wiem, nie rozumiem siebie.

Przeczytałam dziś artykuł o gamofobii – zupełnie przez przypadek na niego wpadłam i chyba on skłonił mnie do napisania tu. Poczułam się jakby ktoś napisał o mnie. Takie same miałam rozterki przed swoim ślubem, takie same rozterki mam przed każdą ważniejszą decyzją w moim życiu. I mimo, że jeszcze tydzień temu pragnęłam dziecka, dziś przekonuję się, że nie jest mi ono potrzebne. Gdy teraz zrezygnuję, pewnie będę żałować, tym bardziej że nikt mi nie da pewności, że za jakiś czas wciąż będziemy mogli mieć dzieci. Nie wiem co zrobić, nikt za mnie tej decyzji nie podejmę. To jest chyba coś na zasadzie ‘chcę ale się boję’, więc na wszelki wypadek się wycofam, bo a nóż okaże się, że nie spodobają mi się te zmiany w życiu – i w końcu na całe życie.

Myślę o rezygnacji z in vitro, a co za tym idzie, możliwe że o rezygnacji z posiadania dzieci wogóle i rezygnacji z małżeństwa. Nie oczekuję porady, po prostu chcę się wygadać, bo niestety nie odnajduję pełni zrozumienia u bliskich :(

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak bardzo na to czekałam, a teraz boję się, że nie dam rady. Pojawia się w mojej głowie milion powodów na NIE, i jakby coś krzyczało w środku, że nie chce zmian. Od prozaicznych, że będę złą matką, poprzez te co opisałam w pierwszej wiadomości, do takich że zrobię dziecku krzywdę (np. na tle seksualnym - wróciły natręctwa :-| ).

Myślę, że może po prostu nie dojrzałam do bycia matką, jeszcze nie mam dziecka, a już myślę w czym mi ono przeszkodzi :roll: To straszne. Powinnam cieszyć się, szczególnie po tej długiej drodze jaką przeszliśmy, a napawa mnie to lękiem, wręcz odrzuca. Nie wiem co się ze mną stało. :hide: To tym bardziej mnie utwierdza w przekonaniu, że chyba nie jestem gotowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hym... Tak trochę jakbym czytała o sobie. Tzn nie o tych rodzicach, ale o tym że podejmujesz jakąś decyzję a potem się wahasz, że boisz się ważnych decyzji, boisz się zmian w życiu. Ja też tak mam i chyba wiele osób tak ma. Też mam problem z podjęciem decyzji o macierzyństwie czy małżeństwie (wstępnie zaplanowane na wrzesień, a ja ciągle mam rozterki 'czy aby na pewno teraz?'), boję się podjąć te ważne decyzje bo pomimo tego że ich chcę, to cholernie się boję że to za bardzo zmieni moje życie. Tak samo czuję wstyd jak pomyślę że miałabym być w ciąży, wstydzę się pocałować chłopaka przy rodzicach... Dokładnie tak jak piszesz. A lęki to dla mnie norma- mam nerwicę lękową. Min. dlatego wybieram się na psychoterapię. Myślałaś o tej opcji ? Moim zdaniem powinnaś iść na psychoterapię i absolutnie nie rezygnować z in vitro :!: Dziecko to dar, na pewno sobie poradzisz. Pomyśl o tych małych rączkach i o tym, że będziesz dla tej istoty najważniejsza na świecie. Przemyśl to dobrze. Życzę odważnych i dobrych decyzji. Pozdrawiam :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nigdy nie wyjdę za mąż.Gdy moj chlopak poprosil mnie o rękę( mialam wtedy 18 lat),poprosilam by oddal pierscionek i kupil mi psa.I mam swoją śliczną zaręczynową suczkę :D .Nie jestem wierząca(bardzo żałuję), a do tego uważam,że jesli ludzie chcą się rozstać to i tak to zrobią.Miłość nie wymaga takich opraw..cudem jest dla mnie sama w sobie.nigdy nie rozumialam też dziewcząt,ktore marzą o bialej sukni,welonie,kwiatach w kościele(nie wiem co teraz jest na topie).Nie mam żadnej fobii,po prostu śmieszy mnie to "przysięganie".Najlepsze jest to,że niewiele tych przysiąg jest dotrzymywanych..(50 % rozwodów..)

Natomiast dziecko :roll: marzę o nim od tak dawna!! Ale na samą mysl o tym,że matka lub babcia mialyby sie gapić na moj brzuch i jeszcze sobie liczyc w myslach kiedy zostalo poczęte..chce mi sie rzygać.Obie są niedyskretne,niedelikatne i wiecznie niezadowolone.Nie.Poprostu nie.

Amandio chcesz mieć dziecko!chcesz,tylko boisz sie tak bardzo,że nie dasz rady,nie sprostasz..to naturalne...Ponadto stresujące przygotowania do in vitro-to na pewno nie jest sposób w jaki chcialas by bylo poczęte Twoje dziecko,prawda?Myślę,że to ogromny stres dla Ciebie.Czy się uda,co jeśli się uda,a co jeśli się nie uda...brr :roll: na samą myś o Twoich rozterkach zrobilo mi sie ciężko.Bądź dzielna.Spróbuj pomyśleć o tym na chłodno.Próbujecie już jakis czas...gdy dostawalas okres jednak plakalas-nie ze szczęścia,jak sądze.Tylko z czego?Z rozczarowania...Myślę,żę powinnaś teraz wlasnie pomyslec o wznowieniu terapii-wsparcie jest Ci pilnie potrzebne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale na samą mysl o tym,że matka lub babcia mialyby sie gapić na moj brzuch i jeszcze sobie liczyc w myslach kiedy zostalo poczęte..chce mi sie rzygać.Obie są niedyskretne,niedelikatne i wiecznie niezadowolone.Nie.Poprostu nie.

 

No ale z tego powodu masz zamiar zrezygnować ze swojego szczęścia? No co Ty :? Ja też mam podobne myśli do Twoich, jednak nie pozwolę żeby wstyd kierował moim życiem, i nie pozwolę aby moje szczęście było niepełne tylko dlatego, że ktoś coś tam pomyśli/powie/policzy. A niech liczy, z Panem Bogiem ;) Nie daj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aaa... Zrozumiałam, że nie zajdziesz w ciążę bo nie chcesz aby go widziały ;) A no to spoko, nie rezygnuj z marzeń tylko dlatego że jacyś ludzie mogą być przeciwni itd. Ja też czuję wstyd, ale moje marzenia są chyba silniejsze od niego- mam nadzieję ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie też tak myślałam, a teraz nie wiem co się stało z tą osobą, która tak myślała. Zamiast tego jest narzekająca, użalająca się nad sobą zgorzkniała młoda kobieta, która sama nie wie czego chce, i zamiast się cieszyć, że wogóle ma szansę to jeszcze marudzi. Jednak mimo tego że zdaję sobie sprawę ze swojego obrazu w chwili obecnej, po prostu nie umiem nad tym zapanować. Nie wiem czy to lęk przed odpowiedzialnością i samodzielnością, przed tym że sobie nie poradzę, nie mam pojęcia. Jeszcze jakiś czas temu płakałam, bo nie wiedziałam, czy wogóle dostaniemy szansę, a teraz płaczę bo nie chcę, bo mam wątpliwości. Kto jak kto ale kobieta która nie może mieć dzieci w sposób naturalny nie powinna mieć chyba żadnych ALE. Nie wiem czemu zawsze tak się ze mną dzieje, przed ślubem było to samo, przed pójściem do pierwszej pracy też. Nigdy nie umiem podjąć decyzji, wciąż zastanawiam się czy naprawdę tego chce, czy to nie kaprys. Przed ślubem, po kilku latach znajomości zaczęłam się nagle zastaanwiać czy kocham męża, i po czym poznać, że go kocham, skąd mam to wiedzieć, i co jeśli się okaże, że nie kocham - horror po prostu. Teraz podobne przemyślenia dotyczące dziecka. To naprawdę przykre, ale żal mi siebie samej :(

Jeśli chodzi o psychoterapię to probowałam w wielu miejscach, jak mówiłam mechanizmy znam, zdaję sobie sprawę z choroby, ale nie mam sił by coś z tym zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o psychoterapię to probowałam w wielu miejscach, jak mówiłam mechanizmy znam, zdaję sobie sprawę z choroby, ale nie mam sił by coś z tym zrobić.

 

Próbowałaś psychoterapii tzn? Byłaś na jakiejś konkretnej? Jak długo?

Mechanizmy to i ja znam a jednak nie umiem się sama wyleczyć i nie mam siły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amandia ja o córkę starałam się 5 lat. W tym 3 intensywnego leczenia, comiesięcznego płaczu, tysięcy wydanych na lekarzy, zastrzyków, bólu, decyzji o inseminacji pózniej o in vitro. Och jak ja pragnęłam dziecka!

Zaszłam w ciążę..i byłam przerażona. Cholera, jak to będzie, życie się zmieni, po co mi to było, skąd wziąśc kasę, gdzie czas dla mnie etc...

Moje myślenie zmieniło się o 180 stopni. Gdy byłam w ciązy nie potrafiłam pokochać tego maleństwa w brzuchu, dbałam o nie, leżałam żeby nie poronić, łykałam tony prochów, szpitalowałam ale nie potrafiłam pokochać..

W 8 miesiącu ciąży dopadła mnie jakaś cholerna przedporodowa depresja, chciałam oddać dziecko po porodzie, miałam wszystko gdzieś, chciałam żeby wszystko wróciło do normy!

Kto by pomyślał, ja która tak mocno walczyłam o dziecko! ja, która robiła wszystko byleby zaciążyć!

taki stan trwał do porodu i 3 dni po nim. na 3 dzień..młoda spojrzała na mnie oczami pełnymi łez i wpadłam ;) W każdej chwili jestem gotowa oddać za nią życie, moja miłość do niej przekracza wszelkie granice.

 

Daj sobie chwilę odpoczynku od starań(nie wiem na jakim etapie programu jesteście)i jeśli to możliwe wyjedzcie z małżem i odpoczniejcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wciąż mimo wieku (przed 30-stką) jestem bardzo związana z rodzicami, odwiedzam ich codziennie, panicznie boję się że kiedyś umrą, jestem strasznie niesamodzielna, o wyjazdach na wakacje bez rodziców (choćby gdzieś w pobliżu) nie ma szans (aż wstyd ). Jestem jedynaczką, może to wszystko tłumaczy. Boję się, że dziecko zabierze mi czas, który mogę poświęcić rodzicom

 

Kochana, jesteś jeszcze młoda, in vitro nie ucieknie, nie staraj się o dziecko bo mąż ma na nie nacisk bo to się może dla ciebie, męża i dziecka niedobrze skończyć. nie wiem czy znasz forum bociana ale jeśli nie zajrzyj i poczytaj http://www.nasz-bocian.pl/phpbbforum/index.php?sid=ee12e2343a1b1b148bd53e0ab0c8c965

 

shadowmere miałam 18 lat :mrgreen: jak zaczęłam bieganinę po lekarzach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Puszekokruszek, ja także chciałam mieć dziecko już kilka lat temu, ale nie mięliśmy warunków. A potem jak mięliśmy to oboje jak się okazało mamy problemy :( Ile ja razy płakałam, dochodziło nawet, do tego że w myślach obwiniałam męża o wszystko - bo nie chciał wcześniej dzieci. Ależ się potem wstydziłam tego. Potem leczenie, kupa kasy na lekarzy, starania, testy, badania, operacja.... Jak pisałam teraz jest dla nas najlepszy moment, jestem aktualnie na silnych lekach hormonlanych, możliwe, że one przyczyniają się do mojego stanu. Ja bardzo dużo analizuję, wciąż myślę czemu coś się dzieje. To co przed wizytą było naszym wspólnym celem i marzeniem (mimo lęków, ale jednak myślałam że jak już będę w ciąży to wszystko się zmieni), w momencie gdy usłyszałam że już powinniśmy szykować się do in vitro okazało się moim utrapieniem. Od tego dnia wciąż myślę czy napewno tego chcę, wciąż analizuję swoje myśli i wynajduję powody, że nie chcę dziecka. Już nawet nie potrafię wyobrazić sobie siebie z dzieckiem, tak jakby słowa lekarza mnie zaczarowały i nagle wszystko przeszło, już nie drażnią mnie kobiety w ciąży i szczęście innych, gdy patrzę na dzieci odczuwam poddenerwowanie i lęk. Zauważam u siebie dużo objawów podobnych do gamofobii, o której dziś pisałam. Wiem, że moje lęki są irracjonalne, ale skoro się pojawiły to może to jakiś znak :cry:

Natomiast w kwestii mojej relacji z rodzicami - już w jakimś wątku tu o tym pisałam, no cóż zawsze były to silne więzi. Mam wrażenie, że w pewnym momencie swojego dzieciństwa to ja przejęłam role rodzica, i zaczęłam się nimi opiekować (choć doskonale radzą sobie sami). Od tamtego czasu wciąż z nimi jestem, od kiedy się wyprowadziłam (co też było dla mnie horrorem) często ich odwiedzam, dzwonię, jeździmy razem na wakacje - wiem to niezbyt zdrowe, ale gdy tylko myślę o tym by to przerwać aż mi żołądek do gardła podchodzi, maksymalna panika. Zawsze jak mi źle, myślę sobie że chcę wrócić do rodziców i prowadzić szczęśliwe, nudne, trochę dziecięce życie. Z tym nie umiem walczyć, ale chciałabym żyć normalnie :( Jednak do tej pory mimo pomocy psychologów nie udało mi się 'odseparować ' od rodziców.

Mąż dzielnei to znosi ale obawiam się że do czasu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie wczoraj teściowa dobiła. Byłam u niej i była też szwagierka ze swoimi małymi bliżniaczkami. I tak jakoś temat dzieci się nawinął... I teściowa mi mówi, że najlepiej jak będziemy mieć dziecko (ja i jej syn) na 30stkę... moją :lol::mrgreen::great: A ja mam 20 lat i jesteśmy razem już 3, w tym dwa lata wspólnego mieszkania :mrgreen: hahah

Zareagowałam salwą śmiechu i mówię:

-A czemu tak póżno?!

Na co ona:

-A bo moja Jadzia (powiedzmy, że Jadzia- siostra brata) tak ma.

 

Lol, a co ja jestem? Magda czy Jadzia? :shock:

Powiedziałam jej że jak rok jeszcze poczekam to będzie dużo :mrgreen::tel2:

 

Ech, z tymi rodzicami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Betty, ja nie jestem przekonana do niczego co wiąże się z dorosłością :roll: Gdzieś tu, na forum był wątek, "czy napewno kocham?" (coś w tym stylu), dużo tam pisałam o swoich odczuciach przed ślubem. Zawsze takie dylematy przychodzą do mnie gdy mam podjąć ważną w życiu decyzję. Jestem neurotyczna, wciąż wymyślam sobie problemy (kiedyś choroby), trudno mi czasem żyć samej ze sobą, ze swoją niesamodzielnością, która nie ułatwia mi normalnego funkcjonowania. Jeśli chodzi o męża, to zawsze znajdę coś co potwierdzi tezę, że nie jestem do niego przekonana, czy że mogę go nie kochać - tylko po co? nie chcę nawet zaczynać szukać, bo między nami jest naprawdę OK, i nie chciałabym żyć z innym mężczyzną. Tak samo jest z dzieckiem, jeśli sobie nabiję czymś głowę to znajdę nagle milion powodów na potwierdzenie swojej tezy, taka samonakręcająca się machina :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię, znam ten mechanizm samonapędzającej się machiny myśli i wkręcania sobie róznych rzeczy. Wg mnie jest tak jak Ci pisałam: boisz się znowu rozczarować bo wiesz że in vitro to juz ostateczna instancja, może tez podswiadomie boisz sie zawieźć oczekiwać męża, rodziców etc.

 

Może tez dlatego boisz się podjąć tę decyzję że musisz ją podjąc jako dorosła kobieta, a nie dziecko. Że już weżmiesz za nią całkowitą odpowiedzialność (i za siebie).

 

Myślę że jednak powinnaś spróbować ze względu na siebie i Twojego męża. Jeśli tylko masz pieniądze powinnas sie cieszyć że masz taką szansę (niektórzy biorą na to kredyt).

 

Skoro zrobiłaś już tyle (badania, operacja), to pójdz do końca.

 

Polecam Ci książkę "Niepłodność. Szkoła przetrwania", choć uprzedzam że może być trochę dobijajaca i nie wiem czy dotyczy Twojego etapu. Ale to bardzo dobra pozycja.

 

A jak się zapatrujesz na adopcję?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

betty_boo, niestety chyba podłapałam Twoją sugestię i zaczęłam się zastanawiać czy to nie w mężu leży problem. Jak pisałam przed ślubem miałam spore rozterki, czy go napewno kocham, a co jeśli nie? Do tego dochodziły inne problemy typu duża ilość osób w tym dniu, także fakt że nie jest to dla mnie dzień radosny tylko stresujący potęgował lęki i przemyślenia (typowa gamofobia, ale wtedy myślałam że tylko ja tak mam i czułam się z tym beznadziejnie, w sumie nadal się czuję :roll: ). Ostatecznie odwołaliiśmy dużą uroczystość i wzięliśmy skromny ślub w urzędzie (mimo nadal dużego stresu). Przez kilka miesięcy nie umiałam się odnaleźć w nowej sytuacji, ale powoli wszystko zaczęło wracać do normy, chyba doszłam do wniosku, że moje lęki były irracjonalne, że nic się złego nie stało, nic na gorsze się nie zmieniło, że życie nadal jest w sumie takie samo. Gdy przestaję zastanawiać się czy kocham męża i po czym to poznać, pojawiają się albo inne natręctwa, albo chwile, w których czujęsię szczęśliwa i wiem, że nie popełniłam błędu (takich chwil wciaż jest jednak mało, bo cały czas czymś się zadręczam). Nie chcę się tłumaczyć z miłości, bo nadal nie umiem tego zjawiska wytłumaczyć, wiem że napewno nie kocham siebie, i że kocham rodziców, bo to dla mnie jest oczywiste. Czy kocham męża? Tak, mam nadzieję, że to jest miłość, ale nie zastanawiam się nad tym na codzień, bo myślenie i analizowanie tego unieszczęśliwia mnie, sprawia że na niczym nie mogę się skupić, i że zaczynam doszukiwać się jego wad i powodów dla których moglibyśmy się rozstać, często wszystko wyolbrzymiam. Mam chyba jakoś zakodowaną wizję dwóch połówek jabłka, może myślałam że może mąż nie jest moją połówką, może jeszcze nie spotkałam ideału, ale zdaję sobie sprawę że ideałów nie ma, a romantyczny film to nie rzeczywistość. Staram się walczyć z tym wizerunkiem męża idealnego (dla mnie takim wzorem w dużej mierze jest ojciec), który sobie w głowie ułożyłam, bo kogoś takiego nie ma, wszyscy mamy wady, więc już nie staram się na siłę zmienić mojego męża, oboje staramy się zaakceptować wzajemnie takimi jakimi jesteśmy. To chyba tyle gwoli wyjaśnienia, bardziej wyjasniam to myślę sobie, niż Wam. Nie chcę popaść w kolejną paranoję, że może mój mąż nie jest tym z którym chcę mieć dziecko, bo o tym, że chciałabym mieć z nim dzieci, i moje wyobrażenia jakie będą piękne miałam jeszcze zanim wzięliśmy ślub - choć może wtedy były to zupełnie niepoważne rozważania ;) Także mam wrażenie, że problem niezdecydowania wciąż leży we mnie, bo gdy w ciągu dnia udaje mi się zapomnieć, odsunąć moje wątpliwości zmienia się mój tok myślenia, znów zaczynam się cieszyć. Niestety ani hormony które dostaję, ani pogoda, ani atmosfera w pracy pozytywnie nie wpływają na moje samopoczucie, i obaw i wątpliwości mam coraz więcej. Bardzo chciałabym się usamodzielnić, stworzyć odrębną rodzinę, bo na razie jestem rozdarta między życiem z mężem, a życiem z rodzicami, staram się i na jedno i na drugie życie poświęcać tyle samo czasu i jestem sfrustrowana, gdy mi się nie udaje. Z decyzją o dziecku chyba panikuję, że za bardzo zmieni to moje życie, że nie będzie odwrotu od tych zmian, gdy mi się one nie spodobają... Tak naprawdę nie wiem czy bardziej jestem przerażona samymi lękami i wątpliwościami, czy tym że znów się pojawiły (od ślubu miałam trochę spokoju) i że znów powoli starają się zawładnąć moim życiem i ubezwłasnowalniają mnie. Że ja osoba, która tak długo się starała, nagle mam wątpliwości i to takiego typu, bo podobno dziecka trzeba bardzo pragnąć, więc z tego wszystkiego wnioskuję, że może nie powinnam być matką. Na samą myśl o ciąży i porodzie, a potem o tym, że do końca życia będę odpowiedzialna za drugą istotkę, wpadam w panikę, do tego stopnia, że aż mam mdłości. I zastanawiam się czemu teraz, a nie kilka lat temu gdy podjęliśmy decyzję, że chcemy mieć dziecko. Co się zmieniło :-|

 

PS. Dopóki istnieje iskierka nadziei na nasze własne dziecko nie myśleliśmy o adopcji. Ale do adopcji napewno musiałabym dojrzeć i przekonać się, to nie takie proste, moja główna obawa to taka czy portafiłabym pokochać to dziecko jak swoje - bo co jeśli nie? No i jak w przypadku in vitro, czy nie byłby to tylko kaprys, cały czas rozmyślałabym czy dobrze robię, znów zapewne wróciłaby nerwica, zaczęłabym analizować (tak jak teraz) co nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, więc nie wiem czy bym się mogła zdecydować na adopcję. Ponadto w ośrodkach adopcyjnych chyba pytają o stan psychiki, i jako osoba bardzo uczciwa nie mogłabym zataić moich problemów, lęków, nerwicy, co zapewne zdyskredytowałoby nas jako potencjalnych rodziców (jak pisałam moje lęki i wątpliwości są o różnym podłożu) :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana, nie martw się o pytania o stan psychiki w osrodkach adopcyjnych, kiedyś czytałam o statystykach ile kobiet z powodyu niepłodności ma depresje i zapewniam Cię że oni na pewno tez znają te dane:)

 

Postaraj się nie analizowac tak wszystkiego bo widzę że myślisz bardzo "do przodu", dlaczego analizujesz co będzie, czy bedziesz potrafiła byc odpowiedzialna za dziecko swoje czy swoje adoptowane, to wszystko się okaze dopiero "w praniu" i założę sie że będą zupełnie inne sytuacje których w swojej obecnej zapobiegliwości i tak nie przewidzisz:)

 

Widać że jesteś rozważna (aż za) i wrażliwą osobą, więc dlaczego miałabyś być złą matką?

 

Co do Twojego uczucia względem męża to myślę że tu nigdy nie ma gwarancji, może sie okaże że jednak nie jest tą drugą połówką (ja też nie wiem czy wierzyć w teorię połówek czy nie:)

 

Natomiast wydaje mi się że dla kobiety dziecko i partner/ czy mąż to są raczej niezależne sprawy.

 

Może postaraj się tez trochę zdystansować do rodziców? Daj sobie szansę pożyć, zobacz jak to jest byc samej ze sobą a wtedy więcej usłyszysz w swoim wnętrzu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana, nie martw się o pytania o stan psychiki w osrodkach adopcyjnych, kiedyś czytałam o statystykach ile kobiet z powodyu niepłodności ma depresje i zapewniam Cię że oni na pewno tez znają te dane:)

 

Postaraj się nie analizowac tak wszystkiego bo widzę że myślisz bardzo "do przodu", dlaczego analizujesz co będzie, czy bedziesz potrafiła byc odpowiedzialna za dziecko swoje czy swoje adoptowane, to wszystko się okaze dopiero "w praniu" i założę sie że będą zupełnie inne sytuacje których w swojej obecnej zapobiegliwości i tak nie przewidzisz:).

 

Nie wiem czemu analizuję całą przyszłość. Wiem że nie skupiam się na drobnych krokach. Ale zawsze mnie rodzice uczyli by myśleć o konsekwencjach swoich czynów zanim się podejmie jakąś decyzję. Nie umiem być spontaniczna, czasem nie umiem nawet w sklepie wybrać sobie butów, bo wciąż się zastanawiam czy są mi one potrzebne i czy mam je do czego nosić. Jestem cholernie zapobiegliwa, zanim coś zrobię czy powiem przemyślę 100 razy czy nikogo nie skrzywdzę, czy to dobra decyzja jak zrobię tak czy siak. Tak samo teraz, wciąż myślę co będzie jeśli nie dam sobie rady, jeśli nie będę umiała kochać dziecka, jeśli będzie mnie drażniło, jeśli nie będzie mi się podobało to ze zmienia ono moje życie - cały czas to analizuję, bo muszę mieć chyba opracowany wariant na każdą powyższą opcję, muszę być pewna i świadoma co zrobię gdy się stanie to i to, muszę wszystko przewidzieć i rozważyć każdą sytuację - to głupie, ale to chyba jakiś rodzaj natręctwa, jakiegoś przymusu. Bo myślę sobie, że co jeśli tego nie zaplanuję, a coś będzie nie tak, dziecka przecież nie oddam (choć wstyd pomyśleć przeszło mi to przez myśl).

 

Widać że jesteś rozważna (aż za) i wrażliwą osobą, więc dlaczego miałabyś być złą matką?

 

Bo już sam fakt, że tak bardzo chciałam dziecka, a teraz pojawiają się lęki chyba świadczy o tym, że może nie do końca szczerze pragnęłam dziecka - taką odpowiedź na to pytanie sobie wykombinowałam :roll:

 

Co do Twojego uczucia względem męża to myślę że tu nigdy nie ma gwarancji, może sie okaże że jednak nie jest tą drugą połówką (ja też nie wiem czy wierzyć w teorię połówek czy nie:)

 

Natomiast wydaje mi się że dla kobiety dziecko i partner/ czy mąż to są raczej niezależne sprawy.

 

Teraz już nauczyłam się żeby o tym nie myśleć. Po ślubie myślałam że się nie odnajdę w małżeństwie, że sie rozstaniemy szybko (mimo kilku lat razem), ale z czasem panika minęła i po prostu mąż wpisał się na stałe w moje życie, nie zastanawiam sie czy go kocham, tak jak nie myślę o tym czy i za co kocham rodziców. Chyba po prostu tak jest. Jednak gdy ktoś zadaje mi pytanie czy go kochasz? budzi mój niepokój, że skoro ktoś o to pyta to może widzi że nie kocham i znów zaczynam swoje analizy.

Wydaje mi się, że miłość można wypracować, nie zależy mi na młodzieńczym zauroczeniu, tylko na dojrzałym uczuciu, bardziej chyba nawet na przyjaźni i zaufaniu, choć w sumie to wszystko to składowe miłości. Sama nie wiem, to dla mnie trudny temat, dlatego nie analizuję.

 

Może postaraj się tez trochę zdystansować do rodziców? Daj sobie szansę pożyć, zobacz jak to jest byc samej ze sobą a wtedy więcej usłyszysz w swoim wnętrzu.

Bardzo bym chciała, ale czuję jakąś wewnętrzną potrzebę kontaktu z nimi cały czas. Wiesz ile planowaliśmy rzeczy, z których w ostatniej chwili rezygnowałam. Wszystko jest super do momentu np. wyjazdu, mamy już wychodzić z domu i po prostu panika i nie mogę się ruszyć. Marzę np. o podróżach i frustruje mnie, że wciąż jestem jakby zależna od tej cholernej choroby. To samo jest w każdej sprawie dotyczącej samodzielności. Jakbym była trochę takim dzieckiem w ciele dorosłej osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem cholernie zapobiegliwa, zanim coś zrobię czy powiem przemyślę 100 razy czy nikogo nie skrzywdzę, czy to dobra decyzja jak zrobię tak czy siak.

 

taka postawa jest bez sensu bo przez nia nie podejmujesz ZADNYCH decyzji bo wszystkiego sie boisz. to błędne koło. nie możesz ciągle chować sie za plecami innych.

 

rozumiem Cię bo ja tez mam takie tendencje (z butami mam to samo:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ale tak właśnie robię. Nie umiem ryzykować, wciąż boję się porażki, że coś zrobię źle, że coś się nie uda. Tak samo w tym przypadku, że sobie nie poradzę, że nie pokocham dziecka, że go wcale nie chcę bo to czy tamto. Całe życie towarzyszy mi lęk o coś, o kogoś, aczkolwiek myślałam że przez ostatnie lata było coraz lepiej. teraz już każdy pretekst by zrezygnować z posiadania dziecka jest dobry. Bardzo siebie za to nie lubię :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×