Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy z deprechy można wyjść samemu? Odpowiedź w poście.


Gość jaaaa

Rekomendowane odpowiedzi

Zauważyłam, że mam depresję po fakcie:) Nie wiedziałam, że to co mam fachowo nazywa się depresją. Czułam się beznadziejnie. Budziłam się zazwyczaj ok. 17:00, za oknem było ciemno, jesień i miałam wiele powodów, żeby uważać się za ofiarę losu. Tyle rzeczy się zawaliło w tym czasie, najbardziej bolesne jednak były te rozczarowania, które spotkały mnie ze strony osób po których się tego nie spodziewałam... wiele tego było. Jak się piep*y to wszystko naraz i jak mówi skarbnica mądrości demotywatory.. problemy to tchórze, dlatego chodzą grupami. W każdym razie jest 17:00, budzę się i gapię w sufit przez godzinę, nie chcę wychodzić z łóżka, bo po co? Nic nie ma sensu, żadne działąnie nie ma sensu. Zawijam się w kłębek pod kołdrą i myślałam, analizowałam, dlaczego stało się to... dlaczego stało się tamto... I czułam lęk przed nadchodzącym dniem. Poza tym fizycznie czułam się ciężka, mimo że jestem szczupłą osobą, więc wstać z łóżka nie było takie hop siup... Kiedy już wstałam to wszytko zabierało mi tyle czasu... nieśpiesznie wykonywane czynności, a od przebudzenia ON w mojej głowie i pytanie dlaczego mnie wykorzystał? Odżywianie... czasem nic nie jadłam dzień, na drugi coś... nie czułam głodu... I tak przez kolejnych 5 miesięcy.

 

Nie był to totalnie bezpłodny czas, jakiś tam cel sobie ustaliłam do osiągnięcia i się udało, nawet jakaś satysfakcja była, ale nie na tyle duża żeby mnie z tego stanu wyrwać. Co mi pomagało w tym powolnym procesie powrotu do równowagi? W związku z tym, że nie miałam z kim o tym porozmawiać, tu gdzie mieszkam nie mam znajomych, a przyjaciółce nie chciałam głowy zawracać, miała małe dziecko i masę rzeczy do ogarnięcia w związku z tym. Poza tym w czasie jednej rozmowy telefonicznej nie da się wszystkiego odpowiedzieć, oddać stanu w jakim się jest. Z resztą nie lubię się dzielić problemami, nigdy tego nie robiłam, teraz robię to pierwszy raz. Psychologów uważałam zawasze, za zbędnych, jestem pewna, że sami jesteśmy w stanie rozwiązać swoje problemy, a depresja to ładne nazwanie stanu w życiu, kiedy zwyczajnie tak się nap*przyło, że nie dajemy rady wypić tego piwa. I są 2 ścieżki. Jedna kiedy to sami sobie wykopaliśmy doły przez bezmyślność, niekonsekwencję, druga kiedy dotyka ludzi naprawdę wrażliwych, do nich ja się zaliczam niestety. Wtedy nic nie wpędza w deprechę jak ciosy od ludzi. Obwiniałam siebie, że ufam ludziom, ale nie miałam powodu nie ufać. Nigdy tak podle nikt mnie nie wykorzystał, poza tym nie podejrzewałam... Wracajac do tego, co mi pomagało. Czekałam zawsze na koniec tygodnia na ulubioną audycję radiową G. Dobroń Dobronockę to mnie trochę podnosiło na duchu, co poza tym? BIEGANIE! Nie ma lepszego antydepresanta! Jak kiedyś nie znosiłam biegać, tak polubilam zmęczyć się i sponiewierać:) Na poczatku przyznaję, zmuszałam się do tego, poza tym po śniegu chyba nie lubiłam wtedy, więc kolejna masakra:), ale dało się przeżyć:) Na wiosnę kupiłam sokowirówkę i zawsze była porcja świeżo wyciśnietych owoców czy warzyw. Takie niby nic, ale człowiek czuje się lepiej. I nie można tracić nadziei, zawsze jest wyjście, a rozwiązanie siedzi w nas. Trwało to długo, taki najgorszy stan trwał 5 miesięcy, ale kolejne 3 zabrało mi uzyskanie w miarę dobrej równowagi.

 

Jakie są objawy wychodzenia z deprechy. Zaczynamy być kreatywni w końcu:) I to jest najfajniejszy stan, ma się masę pomysłów, przynajmniej ja w związku z moją pracą byłam niesamowicie płodna:) i nauczyłam się myśleć o niej inaczej.

 

Minęło 2 lata i jakie zmiany w sobie widzę? Irytuję się szybko, zwłaszacza ludzie mnie irytują, głupota, czytanie z niezrozumieniem i odpowiadanie na treść w postach, której nigdy nie było. Teraz wydaje mi się, że bardziej dostrzegam, że ludzie mimo że nie chcą kierują się stereotypami. Generalizując głupota działa na mnie jak czerwona płachta na byka bardziej niż wtedy.

Jestem kreatywna... dopóki nie zacznę myśleć o przeszłości. I widzę wiele nowych możliwości rozwoju. Tylko jego wciąż nie porafię wywalić z głowy i od 2 lat po przebudzeniu on to pierwsza myśl...

 

I to by było na tyle.

 

P.s.:

Dla sprostowania nie twierdzę, że w pewnych stanach mocno zaawansowancyh psycholog i leki nie są potrzebne, wypowiadałam się o czymś co trafia nas tu i teraz, a nie o czymś co trwa lata. Wtedy farmakologia ma sens... ale to tylko moje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×